niedziela, 4 maja 2014

38. Mowa jest srebrem, a milczenie jest złotem. Ale nie wszystko złoto, co się świeci

  Z poślizgiem zapraszam do czytania :)
~**~
Ciężkie krople deszczu uderzające miarowo o szyby okien pobudziły zdecydowanie większość uczniów.
Pansy zawaliła kolejną noc. Nie mogła przeboleć tych włosów. Zastanawiała się, kto mógł być na tyle głupi, aby zrobić coś takiego. Wczorajszy dzień spędziła wyłącznie z Dafne. W sumie to nawet nie miałaby z kim innym go spędzić- Mats był zajęty Jade, Draco Granger, a Blaise Ginny.
Wstała najwcześniej, więc już uszykowana zeszła na śniadanie. Po drodze została obdarowana zaciekawionymi spojrzeniami, na które nie zwracała uwagi. Lecz na spojrzeniach się skończyło. Dzięki przyjaźni z chłopakami stała się nietykalna. Każdy wiedział, że później będzie miał do czynienia ze Smokiem, Diabłem, albo Matsem.
Kiedy była już przed drzwiami, ktoś uniemożliwił jej wejście do Wielkiej Sali.
Spojrzała zniecierpliwiona na pewnego bruneta z Gryffindoru.
-Nawet śniadania nie mogę zjeść spokojnie?- westchnęła.
-Ktoś tu nie ma humoru- mruknął pod nosem i omiótł dziewczynę badawczym spojrzeniem.- Co ci się stało?- spytał zaciekawiony.
Ślizgonka zamyśliła się na chwilę. Wcześniej bardzo lubiła rozmowy z nim... Może powinna chociaż dać mu to jakoś wytłumaczyć?
-Komuś nie za bardzo wyszedł kawał.- Uśmiechnęła się krzywo, odgarniając krótkie pasemka za ucho.
-Ktoś obciął ci włosy dla żartu?- spytał z niedowierzaniem.
-Mniej więcej.- Wzruszyła ramionami. Nie przejmowała się tym już tak bardzo. Teraz była najzwyczajniej w świecie wściekła.
-Nie przejęłaś się, brawo.- Posłał jej szeroki uśmiech. Dziwiło go to, że rozmawiają spokojnie, ale jemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, bardzo się cieszył.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie.- Zrobiła mały krok do przodu, aby zrobić miejsce jakiejś parze wchodzącej do Wielkiej Sali.
-Ładnemu we wszystkim ładnie, więc masz rację, nie ma co się przejmować- powiedział wesoło, uśmiechając się szeroko i poszedł otworzyć jej drzwi.- Panie mają pierwszeństwo- zagadnął, a Ślizgonka posłała mu ciepły uśmiech. Póki co nie ma zamiaru się w nic angażować. Po prostu nie chce być z nim na wojennej ścieżce.
Usiadła przy swoim stole. Prawie nikogo tu nie było. Leniwym ruchem nałożyła sobie na talerz naleśniki. Jadła powoli, ponieważ czekała na trójkę swoich przyjaciół. Musi z nimi dzisiaj porozmawiać. W sumie, to tylko z dwójką, bo Mats ma czyste konto.
Kiedy kończyła pierwszego potężne drzwi się otworzyły, a do środka wszedł wcześniej wspomniany. Oczywiście z towarzystwem.
Pansy spojrzała podejrzliwie na Jade. Była słodką blondynką z Gryffindoru, o tym uroczym uśmiechu i pięknym spojrzeniu. Jej figura również była nienaganna. Ale jej jednak coś w niej nie pasowało. Czarna miała wrażenie, że to wszystko jest jakąś grą. Tylko nie wiedziała jaki miała cel.
-Hej, Pans- zawołał szatyn, gdy już się pożegnał z koleżanką. Usiadł obok przyjaciółki i zrobił to samo, co Gryfon.
-Co ci się stało?- Przyjrzał jej się uważanie. Nie zauważył u niej żadnych śladów po bójce.
Dziewczyna przewróciła oczami.
-Czy ja po prostu nie mogłam zmienić fryzury?- westchnęła, lecz jej kąciki ust powędrowały do góry. Cieszyła się, że ktoś o nią się martwi.
-Oczywiście, że mogłaś.- Wystawił ręce przed siebie w geście obronnym, po czym zabrał się za jedzenie śniadania.
Czarownica czuła na sobie czyjś wzrok. Ukradkiem rozejrzała się po sali. Jednak nikt się jej nie przyglądał. Zatem zaczęła pić spokojnie białą kawę.
-Jak minął weekend?- spytała, kiedy między nimi zapanowała chwila ciszy.
-Miło- odpowiedział po minucie
namysłu.
-Z Jade?- Nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
-Tak- odpowiedział lekko zdziwiony.
Pans westchnęła cicho. Nie lubiła jej, choć jej nie znała. Nie licząc plotek, których w Hogwarcie krąży niezliczona ilość.
-Powinieneś na nią uważać, Mats. Nie podoba mi się ona...
-A co z Potterem?- parsknął cicho. Nie rozumiał czemu jego przyjaciółka tak nie lubi tej Gryfonki.
-Wiesz o co mi chodzi.- Przewróciła oczami.
-Dzięki za troskę, ale naprawdę nie masz powodów, aby  mieć tyle obaw w stosunku do Jade.- Uśmiechnął się do niej. Kochał Pansy, jak własną siostrę, dlatego wiedział, że potrafi być czasami nadopiekuńcza niepotrzebnie. Ale nie dziwił jej się...
-Skoro tak twierdzisz- mruknęła i upiła łyk kawy.
Drzwi ponownie się otworzyły, ale tym razem do środka weszli Draco oraz Blaise wraz ze swoimi ulubionymi Gryfonkami. Na szczęście Ślizgonki do stołu Slytherinu przyszli bez towarzystwa.
-Cześć, Mats- powiedział Draco, siadając obok przyjaciela.
-Cześć, Stary- przywitał się Blaise, a potem zajął miejsce obok "szatyna".
Cóż, najwyraźniej zawarli pakt nieodzywania się do niej. Znała ich tyle lat i wiedziała, że oni nigdy nie wyciągają ręki jako pierwsi.
Zielonooki wyczuł napięta atmosferę, więc pożegnał się z całą trójką i powoli wyszedł na korytarz.
Między nimi zapanowało wyraźne napięcie. Ona też nie lubiła wyciągać ręki, jako pierwsza, ale zazwyczaj musiało tak być.
-Jak tam działanie eliksiru?- Spróbowała ich zagadać.
Oni tylko spojrzeli na siebie, uśmiechając się porozumiewawczo. Doskonale wiedziała, co to oznacza.
-Możemy pogadać?- spytała i obróciła się w ich stronę.
Draco i Blaise zrobili to samo.
-To gadajmy- powiedział Diabeł.
-Jesteś pewny, że mamy tutaj porozmawiać?- Uniosła prowokacyjnie brwi.
-Po lekcjach w Pokoju Wspólnym tam, gdzie zawsze- zarządził Smok.
Pansy uśmiechnęła się do siebie. Mieli się spotkać na "Ich Kanapie". Oni są tacy prości w obsłudze.
Sięgnęła po swoją torbę, wstała i z o wiele lepszym humorem ruszyła na Transmutacje.
***
Draco wraz z Potterem wchodził po krętych schodach. Cieszył się, że Pans w końcu poszła po rozum do głowy i zrozumiała, że to głupie  dąsanie się na siebie nie ma sensu.
-I co, jak obserwowanie Jade?- spytał Ślizgon.
-W Hogsmeade była z Bellem, więc nie mogłem za bardzo za nią chodzić.- Skrzywił się lekko.- Ale wczoraj nie było jej cały dzień.
-Była z Matsem- odparł bez entuzjazmu.
-To w takim razie nie zrobiła nic podejrzanego.- Westchnął.
-Ona cała jest podejrzana- mruknął do siebie. Nie podobało mu się to, że do złudzenia przypominała Victorie.- Podpytaj o nią Rudą, albo Granger. One ją znają.- Co prawdy, chyba za nią nie przepadają, ale lepsza taka pomoc niż żadna.
-Okey.- Pokiwał głową.
Przeciskali się przez tłum uczniów. Najwyraźniej było małe zamieszanie. Spojrzeli na siebie.
-Ruda i Astoria?- zgadywał Smok, próbując dostać się na sam początek.
-Albo McPersow i Bell- dodał Harry, idąc śladami kuzyna.
Po chwili stali na samym przodzie. Byli pewni, że ich szczęki opadły z głuchym łoskotem na podłogę. Na środku korytarza stała wściekła McGonagall, która kłóciła się z równie wściekłą Hermioną. W pobliżu nich stała Ginny z poczuciem winy wymalowanym na twarzy, a obok niej stał Blaise z kamienną miną.
-Nowość jakaś- powiedział Draco.
-Ile razy mam powtarzać, że to nie ja?!- krzyczała Gryfonka. Ten charakter Malfoy'a dodawał jej odwagi.
-A kto w takim razie?- Nauczycielka odpłaciła się tym samym.
-N i e  w i e m!- krzyknęła bezradnie.
-Nie kłam!
-Nie kłamię!
-O co chodzi?- spytał Mats, który do nich podszedł.
-Albo Granger wprowadza w życie plan Umbridge, albo po prostu jest o coś niesłusznie osądzana- powiedział "szatyn" i przechylił głowę w bok.
-Jaki plan?- zapytał Gryfon.
-Dużo by wyjaśniać.- Machnął ręką. Ciekawe o czym McGonagall mówi...
Po drugiej stronie dostrzegli Pansy i Dafne, które posyłały im pytające spojrzenia.
-To kto w takim razie zabrał  p a n i  kartę?- spytała ironicznie (!).
Hermiona wyglądała na zdziwioną. Kompletnie nie rozumiała o jaką kartę chodzi. Jakby nie mogła mówić jaśniej.
-Jaką kartę?- spytała ponownie.
-Och, ty już wiesz jaką!- Nie musi mówić wszystkim, o co chodzi...
Miona myślała, że zaraz wybuchnie. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła. Pytać się, o jaką kartę chodzi, to jak rzucać grochem o ścianę. Spojrzała na Rudą w akcie desperacji, ale ta tylko trochę bledsza niż zwykle spojrzała na nią bezradnie.
-Profesor McGonagall, czy byłaby pani taka miła i wyjaśniła mi o jaką kartę, pani, chodzi?- Uśmiechnęła się słodko.
-Zniszczyłeś ją- szepnął Harry do Ślizgona, obserwując bacznie poczynania przyjaciółki.
-Jeszcze nie- odpowiedział sobie w myślach z lekkim uśmiechem.
-Nie widzę takiej potrzeby- odpowiedziała powoli.
Gryfonka westchnęła z irytacją.
-To skąd pani ma pewność, że to ja coś zrobiłam?- Uniosła wysoko brwi.
-A kto inny potrzebowałby pani karty z gabinetu pielęgniarki?- spytała w końcu wyjaśniając o co chodzi.
"Blondynka" spojrzała na nią, jak na wariatkę. Po co komuś by to było? Rozejrzała się ukradkiem po tłumie, który zgromadził się, aby obserwować całe to widowisko. Ginny wyglądała na przejętą, Zabini na zdziwionego, Malfoy, Harry i Mats również. Parkinson i obie Greengress na nierozumiejące sytuacji. Kiedy spojrzała na nauczycielkę, za nią rozległ się dźwięk, jakby coś uderzyło o posadzkę. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, ale to tylko jakaś Gryfonka schylała się po różdżkę.
-Dlaczego miałabym to zabrać? Przecież dobrze wiem, kiedy chorowałam- powiedziała zdziwiona.
Minerwa spojrzała na nią uważnie, jakby była nieco nieobecna.
-Ale o co teraz pani chodzi, panno Granger?- spytała nauczycielka.
Brązowooka była w tym momencie bardzo zdezorientowana. Jakaś amnezja czy co?
-A o co pani chodzi?- Zrobiła mały krok do tyłu.
Dyrektorka otworzyła na chwilę usta, jednak zaraz je zamknęła, jakby zrezygnowała z tego, co chciała powiedzieć.
-Wracajcie na lekcje- zarządziła, po czym ruszyła do swojej klasy.
Oniemiała Gryfonka stała chwilę w miejscu. Co tu się przed chwilą stało? I znowu nie dostała żadnego szlabanu, czy punktów ujemnych dla Gryffindoru. Coś zdecydowanie jest nie tak.
Korytarz powoli pustoszał. Została tylko nieliczna grupka uczniów.
-Chodź, Hermiono- powiedział Mats, który podszedł do dziewczyny. Dał Draconowi i Potterowi chwilę na rozmowę.
-Jasne- mruknęła cicho i ruszyła z kolegą do klasy. Oczywiście mieli teraz Transmutacje.
Smok czekał, aż ta dwójka zniknie im z widoku.
-Czyli zaczęli realizować ten swój plan?- spytał Draco bardziej siebie, niż bruneta.
-Na to wygląda- powiedział powoli.- Zabrali się teraz za Hermione? Wydawało mi się, że mają inną kolejność...- Ściągnął brwi, gdy myślał.
-Musimy ją jeszcze raz przeanalizować, bo zawsze będziemy kilka kroków za nimi.- Ślizgon pokręcił głową.
-Kiedy? Dzisiaj?
-Po lekcjach na Dziedzińcu Transmutacji- odpowiedział "szatyn" i ruszył do klasy.
*
Minerwa McGonagall siedziała za kadrą, jak na szpilkach. Wstała na chwiejnych nogach i podeszła do tablicy, aby zapisać plan dzisiejszej lekcji, choć wszyscy już go znali na pamięć. Przecież przez najbliższy miesiąc muszą opanować to zaklęcie zmieniające ich w zwierzęta.
-Bierzcie się do pracy- powiedziała i ponownie zasiadła na swoim miejscu.
Hermiona z nieodgadnionym wyrazem twarzy sięgnęła po podręcznik, aby jeszcze raz przeczytać instrukcję. Musiała robić coś nie tak, skoro nie potrafiła rzucić zaklęcia.
Natomiast Draco siedział jak gdyby nigdy nic- nogi wyciągnął wygodnie pod stołem oraz bawił się piórem.
-Powiedz mi, jak ty to robisz, że to durne zaklęcie ci się udaje- powiedziała w końcu, siadając obok niego.
-Robię to, co każe mi instrukcja.- Wzruszył ramionami, a na jego usta wkradł się wredny uśmieszek.
-Och, co ty nie powiesz. Robię to samo, tyle że mnie się nie udaje- zironizowała. Nie miała ochoty na te wszystkie docinki, które aż proszą się, aby je wypowiedzieć.
-To najwidoczniej robisz coś źle- odpowiedział wesoło.
Herm westchnęła poirytowana, po czym wróciła do swojej przymusowej lektury.
"Szatyn" przyglądał sie jej ukradkiem. Nieprawdopodobne, w tym momencie są dla siebie znośni, za pare tygodni ona się w nim zakocha, a później znowu znienawidzi. Zastanawiał się, jak będą wyglądały, na przykład, jego relacje z Potterem po rozwiązaniu zakładu. Pewnie nie będzie żadnych relacji. Musiał przyznać przed samym sobą, że odpowiada mu towarzystwo kuzyna... Cóż, w każdym razie jest już środek września, nie ma odwrotu, którego i tak by nie zrobił.
-Możemy zaczynać?- zapytała zrezygnowana, wyrywając Ślizgona z zamyślenia.
Smok spojrzał na nią uważnie, a później wstał, wziął różdżkę i stanął w odpowiedniej odległości.
-Gotowa?- zapytał z błyskiem w oku.
*
Zbliżała się pora obiadowa. Lekcje minęły jej zaskakująco szybko. Równie zaskakujące było to, że dobrze się na nich bawiła w obecności Malfoy'a.
Właśnie schodzili do Wielkiej Sali.
-Jestem strasznie ciekaw, co się z ciebie wylęgnie na Transmutacji- powiedział niby mimochodem, kiedy zatrzymali się na chwilę, aby przypuścić grupkę czwartorocznych Krukonów.
-Uważaj, żeby z ciebie nic się zaraz nie wylęgło- odburknęła. Znowu jej się nie udało. Nic, kompletnie  n i c.  Miała już dość tego zaklęcia.
-Pannie Perfekcyjnej coś nie wychodzi i już bulwersik?- Uniósł prowokacyjnie brwi do góry, gdy ponownie ruszyli na parter.
-Jaki bulwersik? Nie ma żadnego bulwersiku- prychnęła głośno.
-Jasne- parsknął głośno.
Szli kawałek w milczeniu, kiedy nagle Hermiona coś sobie przypomniała.
Spojrzała na niego kątem oka.
-Dziękuję- powiedziała, nieznacznie się do niego przysuwając. W końcu mają zachowywać się jak para.
-Za co?- spytał, nim odświeżył pamięć.
-No wiesz... Za wczoraj- odparła, a gdy weszli do Wielkiej Sali leniwym ruchem splotła ich palce.
-A, to...- powiedział przeciągle, stając naprzeciwko dziewczyny.- Do usług.- Ukłonił się lekko i ruszył w stronę stołu Slytherinu.
-A na dzisiaj jakie plany?- spytała, zanim nie oddalił się za daleko.
-Możesz odetchnąć z ulgą- rzucił przez ramię i usiadł obok Diabła.
Miona z uniesionymi kącikami ust poszła zająć miejsce  przy Harry.
-A Ginny nie ma?- zapytała, sięgając po półmisek z ziemniakami.
-Nie, chyba jest już w dormitorium- odpowiedział, gdy przełknął kawałek pieczeni.
-O- powiedziała zdziwiona. Czyżby Gin jej unikała?
-Ale jeśli to coś pilnego, to ja mogę spróbować ci pomóc.- Uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki, Harry, ale chciałam pogadać z Rudą- zaakceptowała słowo "pogadać".
Potter uniósł brwi. Nie spodziewał się takiej szybkiej reakcji.
-Już znalazłaś czas?- spytał może trochę za bardzo zgryźliwie, bo Herm posłała mu lodowate spojrzenie.
-Tak, znalazłam- syknęła i zabrała się za jedzenie.
***
Wszyscy uczniowie Domu Lwa przybywali w Wielkiej Sali, więc nie musiała martwić się o to, że zostaną podsłuchani.
Skiedzieli na kanapie przed kominkiem.
-Ale jakim cudem zorientowała się, że brakuje jednej jedynej karty na pare, no nie wiem, milionów?- spytała po raz kolejny.
-Może na tej karcie najbardziej jej zależy, dlatego tak szybko się połapała- pomyślał głośno.
-Myślisz, że powinniśmy ją oddać?- spytała i wyciągnęła nogi wygodnie na nim.
-Nie, zorientowałyby się.- Uśmiechnął się do siebie.
-To co mamy zrobić?
-Nic.- Wzruszył ramionami. On był zdecydowanie jedną z tych osób, które liczyły na to, że sprawa sama się rozwiąże.
-Jak to nic? A jeśli będą przeszukiwać dormitoria? Wyrzucą nas!- fuknęła na niego, podciągając nogi bliżej siebie.
-Nie będą- odpowiedział, choć nie był tego pewien na sto procent.
-Taki cwany jesteś, bo gdyby tak było, to te akta są u mnie i byłoby na mnie- odpisala sucho.
Zabini uniósł brwi. Takie zdanie ma o nim? Cóż, nie jest najbardziej prawym Ślizgonem, ale też nie jest największą świnią w Hogwarcie.
-Możemy tą teczkę trzymać raz u mnie raz u ciebie, jeśli tak bardzo ci to przeszkadza- odpowiedział nieco chłodniej.
Ruda spojrzała na niego uważnie. Nie chciała, żeby to tak zabrzmiało, ale ona już sama nie wiedziała komu ma wierzyć.
Ze skruszoną miną usiadła mu na kolanach twarzą do niego.
-Przepraszam- mruknęła, splatając dłonie wokół jego szyi.- Jestem trochę przewrażliwiona przez te wszystkie dziwne rzeczy, które się dzieją- dodała, patrząc na niego.
Blaise w końcu się ugiął. Objął ją delikatnie w pasie oraz oparł swoje czoło o jej.
-Ale to wszystko zamykało się na tych dziwnych wydarzeniach w Bibliotece?- spytał, obserwując ją.
Ginny na chwilę znieruchomiała. Oczywiście, że nie. Jednak nie chce mu o tym mówić. Bo po co?
-Mhm.- Pokiwała głową.
Diabeł jeszcze chwilę się jej przyglądał, jednak chyba nie wyczuł kłamstwa.
-Wiesz co... Chyba należy mi się jakieś wynagrodzenie za to niesłuszne posądzenie- powiedział powoli.
Gin przywróciła oczami. Ślizgon zawsze zostanie Ślizgonem. Ale kiedy tak tu siedziała nie myślała o tych aktach, o Jean Zabini, ani o tych wiadomościach.
Zadarła głowę do góry i pocałowała go lekko w usta. Czuła, jak Zabini uśmiecha się triumfalnie. On oddał jej pocałunek.
Wiedziała, że jeśli chcą odwrócić działania tych skutków ubocznych, to muszą trzymać wobec siebie lekki dystans i bliżej się poznać (nie licząc tego typu zachowań), lecz jej samej było ciężko się powstrzymać w tym momencie.
Dlatego też z szerokim uśmiechem na twarzy zaczęła być bardziej namiętna. Ich usta idealnie pasowały do siebie. Jego pełne, duże i ciepłe, jej drobniutkie, miękkie.
Diabeł nie zwlekał ani chwili, dlatego też od razu zabrał się za oddawanie pieszczot.
Byli tak zajęci sobą, że nawet by nie zauważyli, gdyby ktoś obok nich przeszedł.
Po kilkunastu minutach brunet czekał na czarownicę pod krętymi schodami, prowadzącymi do sypialni dziewcząt. Ruda poszła po akta Hermiony. Może to jednak dobry pomysł, żeby zmieniać ich położenie.
Po chwili na balustradzie pojawiła się rudowłosa z jeszcze zarumienionymi policzkami.
-Tylko tego pilnuj, błagam- dodała, gdy mu je wręczała.
-Jakbyś mnie nie znała- powiedział, uśmiechając się szeroko.
-I w tym właśnie problem- westchnęła ciężko.
Odprowadzała Ślizgona do portretu, kiedy nagle ten się otworzył, a do Pokoju Wspólnego weszła Hermiona.
-O, cześć- powiedzieli wszyscy w tym samym momencie.- Wychodzisz, Ginny?- spytała Herm, robiąc miejsce brunetowi.
-Ym, tak. Znaczy nie, chyba nie.- Plątała się. Miała wyrzyty sumienia przez tą akcję przed Transmutacją.
Miona chciała przyjrzeć się uważnie przyjaciółce, ale zwróciła uwagę na to, co Zabini trzyma w ręce.
Młodsza Gryfonka i Ślizgon to zauważyli, bo Diabeł szybko zareagował.
-Do zobaczenia- rzucił wesoło, jak to na niego przystało i opuścił Północną Wieżę.
Ruda z zakłopotaną twarzą odwróciła się do "blondynki".
-Co słychać?- Uśmiechnęła się słabo.
Granger chciała już coś skomentować, ale sama nie wiedziała co.
-Gin, co jest nie tak?- spytała w końcu.
Weasley'ówna zrobiła zdziwioną minę.
-Wszystko jest tak, jak zawsze- odpowiedziała i oparła się o oparciw kanapy.
-Nie jestem ślepa. Ty z resztą też nie.
Ginny zagryzła wewnętrzną część policzka. Tak naprawdę, to te głupie tajemnice sprawiły, że nie dogadują się najlepiej, ale poza tym wszystko jest okey. Tym bardziej, że Hermiona ma niedługo urodziny.
-Po prostu każda z nas potrzebuj wolnej chwili, aby móc poświecić trochę czasu drugiej. To tyle- odpowiedziała i przytuliła byłą panią Prefekt Naczelną.
-Oby to była racja- powiedziała Miona do siebie i oddała uścisk.
-No, zbieraj książki i idziemy na Zaklęcia!- zagadnęła ją dziarsko, poprawiając swoją torbę na ramieniu, którą wzięła, kiedy poszła po teczkę z dokumentami Hermiony.
Kiedy ta zniknęła na schodach, Ginevra odetchnęła cicho.
Przecież nie powie jej, że ukradła jej całą historie życia do teraz pielęgniarce, aby dowiedzieć się, czy ma cokolwiek wspólnego z jakąś Jean Zabini. Albo, że w końcu zaczęło jej brakować uwagi od Miony, która ostatnio skupiała się na swoich sprawach.
-Idziemy?- spytała starsza Gryfonka, która już wróciła do salonu.
Ginny wzięła ją pod ramię i razem zeszły na ostatnią lekcję.
***
-Mówię ci, pora to w końcu zacząć- powiedziała Hermiona, która skończyła właśnie pisać notatki.
-Skoro tak twierdzisz- szepnął Malfoy, również zakręcając kałamarz.
-Nie, zostaw to- powiedziała szybko, odkręcając buteleczkę z atramantem.
-Planujesz kogoś oblać atramentem?- spytał z nutką kpiny.
-Pamiętasz, że przyjaźniłam się z Fredem i George'm?- odpowiedziała z błyskiem w oku.
-A tak w ogóle, to do kiedy planujesz tą zemste?- spytał.
-Dopóki mi się nie znudzi.- Uśmiechnęła się uroczo.- Dobra, jestem gotowa- powiedziała, szykując różdżkę.
Draco obserwował ją uważnie. Był ciekaw, co też kujonka Granger wykombinowała.
Miona wyprostowała się w krześle.
-Wingardium Leviosa- szepnęła, celując w buteleczkę, która natychmiast poszybowała w górę.- Draco, mógłbyś użyć zaklęcia odpychającego, jak powiem teraz?- spytała, choć wiedziała, że Ślizgon i tak by to zrobił.
"Szatyn" uszykował swoją różdżkę i czekał na sygnał.
Herm uniosła przedmiot pod sam sufit, po czym opuściła różdżkę, tym samym powodując jego spadek.
-Teraz- powiedziała, gdy flakonik znalazł się na odpowiedniej wysokości.
-Depulso.- Machnął szybko różdżką, a kałamarz przeleciał przez całą długość klasy, tym samym wlewając na wszystko pod nim swój atrament.
-Doskonale- mruknęła Miona, kiedy kilka dziewcząt pisnęło, gdy spadły na nie niebieskie krople.
-To wszystko?- spytał zrezygnowany chłopak.
-Zwariowałeś? Czekaj.- Obserwowała rozlany atrament po ławkach, podłodze i uczniach. Profesor Flitwick chciał już zacząć oczyszczać ubrania, gdyż pomyślał, że to zawyły wypadek na lekcji. Jednak wtedy zaklęcie niewerbalne Gryfonki zaczęło działać. Pojedyncze kropelki zaczęły się scalać w formować. W końcu utworzyły kilkadziesiąt małych niebieskich postaci, które zdezorientowane zaczęły biegać po całej klasie, chlapiąc przy tym niemiłosiernie.
Wtedy już oba domy nie były zadowolone z tego powodu.
-Depulso- zachichotała Miona już z niebieskawymi włosami, celując w puste krzesła, które przesunęły się pod drzwi, tym samym blokując wyjście.
-Kto to zrobił?- krzyczał nauczyciel, próbując zapanować nad dowcipem. Zajęłoby mu to zaledwie kilka minut, lecz Draco zadbał o to, by różdżka profesora spoczywała u niego w kieszeni, zaś Miona wzmocniła to kilkoma mocnymi zaklęciami. Ta dwójka, nie licząc Harry'ego, to najlepsi uczniowie z siódmego roku, więc doskonale władali takimi zaklęciami.
Astoria, która siedziała najbliżej ich, posłała jej nienawistne spojrzenie, ponieważ była prawie cała niebieska.
-Muszę przyznać, że to kreatywne- rzekł Draco, zasłaniając twarz podręcznikiem.
-Dzięki- parsknęła robiąc to samo.
-Uspokójcie się! Spokój!- krzyczał nauczyciel na uczniów, którzy wpadli w lekki popłoch.
Jednaj to nie poskutkowało. Ginny, która właśnie dostała atramentem prosto w twarz, czego się nie spodziewała, krzyknęła ze zdziwienia, więc Blaise zrobił dokładnie to samo, co wywołało salwę śmiechu najbliżej nich siedzących uczniów.
-Kto to zrobił?- zwołał ponownie Flitwick.
Herm otwierała już usta, aby przyznać się do winy, lecz w tym samym momencie padło na nią- tym razem to ona miała całą błękitną twarz oraz język.
Malfoy oczywiście dostał ataku śmiechu.
-Rzeczywiście śmieszne- burknęła, wycierając rękawem oczy.
- Żebyś wiedziała- odpowiedział, gdy się w końcu uspokoił.- Wstań- powiedział, sam to czyniąc.
-Co?- spytała, robiąc, co kazał.
Smok w odpowiedzi pociągnął ją w dół pod ławkę, dzięki czemu byli bezpieczni i nie groziło im kolejne upaćkanie tuszem.
-Chyba Flitwick się zdenerwował- powiedział, obserwując, jak Pansy chowa się za Potterem, którego okulary, póki co, nie nadawały się do użytku.
-Biedny, Harry- zaśmiała się dziewczyna, która podążyła za jego wzrokiem.- O to mi chodziło- odpowiedziała mu.
-Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego po tobie.
-Czemu nie?- Przekrzyczała prawdopodobnie ponownie Astorie.
-Bo... To nie w twoim stylu.- Wzruszył ramionami i zauważył, że Mats również wpadł na pomysł schowania się pod ławkę.
-Znasz mnie tak dobrze, żeby wiedzieć jaki jest mój styl?- Uniosła brwi do góry.
-Raczej nie.
-Więc nie kieruj się pozorami.- Uśmiechnęła się lekko.
Czyżby Hermiona Granger miała w planach czymś go zaskoczyć?
-Wszyscy pod ławki!- zarządził nauczyciel.
Minęło kilka minut, aż wszyscy wykonali jego polecenie.
-Kto za tym stoi?- ponowił pytanie.
Miona uśmiechnęła się szeroko, po czym wyszła spod ławki.
-Ja, profesorze.- Podniosła rękę, zbierając tym samym kolekne chlapnięcie.
Flitwick wyglądał na zdziwionego. Prymuska zakłóciłaby lekcję?
Nim nauczyciel zdążył wymyśleć dla niej karę, Draco usunął krzesła spod drzwi, dzięki czemu wszyscy uczniowie zaczęli opuszczać klasę. Hermiona załapała swoją brudną torbę oraz podręczniki, którymi się zasłaniała, po czym razem z Malfoy'em ruszyli do wyjścia, raz po raz wybuchając śmiechem, gdy któreś nie zdążyło się ubronić przed masą kleksów.
-Gryffindor traci piętnaście punktów!- Usłyszała jeszcze, zanim zamknęła drzwi.
-Dzięki za pomoc- parsknęła, opierając się o ścianę.
-Mówiłem, do usług.- Przeczesał niebieskawe włosy.
-Uwierz mi, na pewno to wykorzystam.- Mrugnęła do niego i ruszyła w stronę swojego dormitorium.- Do jutra- rzuciła na pożegnanie i zniknęła za zakrętem.
-Do jutra, Granger. Blaise, szykuj te skrzynie Ognistej- powiedział do siebie, kierując się do Lochów.
***
Draco właśnie szedł przez Pokój Wspólny Slytherinu. Miał spotkać się z Potterem, aby ustalić najprawdopodobniejszą kolejność mszczenia się na nich. Był już prawie przy kamiennej ścianie, kiedy nagle usłyszał wołanie:
-Draco!
Odwrócił się na pięcie i zauważył Pansy, która leżała wygodnie na kanapie i nieśmiało machała do niego. Cholera. Kompletnie zapomniał, że mieli teraz pogodać. W pierwszej chwili chciał udać, że jej nie zauważył, ale szybko odgonił od siebie tę myśl. Przecież to jego najlepsza przyjsciółka. Nie mógłby potem, tak się nazywać, gdyby ją olał. Trudno, Potter poczeka. Przecież nie jest to sprawa życia i śmierci. No... po części.
Usiadł obok niej, a chwilę później dołączył do nich Zabini.
Zapanowała krępująca cisza. Po chwili Ślizgonka westchnęła głośno.
-Posłuchajcie... Nie ma sensu nie odzywać się do siebie dłużej.
-Chciałbym zaznaczyć, że to ty zaczęłaś tą sprzeczkę- powiedział Zabini zgryźliwie.
-Diable- syknął Draco.
-Chciałabym zauważyć, że wy mnie do tego zmusiliście.- Wdała się w kolejną dyskusję.
-Czym? Tym zakładem? Pansy, od kiedy ty tak bronisz Gryfonów?- spytał retorycznie.- Ach, no tak... Założyłaś grupę wsparcia dla nich razem z Potterem?- dodał.
Pans wbiła w niego ostre spojrzenie. Ona chce się z nimi pogodzić, a oni nawet wtedy muszą na nią naskakiwać.
-A co, boisz się, że Ginny dowie się o wszystkim i odprawi cię z kwitkiem?- sarknęła.
-Co ty się tak Rudej uparłaś?
-Bo to tak samo, jakbyście się o nią założyli, albo ktoś o mnie, czy Vi!- fuknęła.
-Solidarność jajników- mruknął. Chciał coś jeszcze dodać, ale Malfoy szybko zasłonił mu usta.
-Ty, idioto! Zapomniałeś, że Ruda powtarza to, co ty?- warknął, i lekko pobladł.
Zabini zrobił to samo. Głupi eliksir! Oby tylko Gin nie skojarzyła faktów.
-Ty już się lepiej nie odzywaj- syknął "szatyn", kiedy brunet ponownie chciał coś dodać.
-A nie mówiłam?- spytała triumfalnie.
-Pans, my i tak z tego zakładu nie zrezygnujemy- powiedział.
-Wiem o tym. Ale nie chcę, żebyście potem żałowali.- Westchnęła cicho.
-Jesteśmy dużymi chłopcami, Czarna. Damy rade- wtrącił się Diabeł.
-Miałeś się nie odzywać.
Brunetka z niebieskimi pasemkami i szerokim uśmiechem wcisnęła się między nich.
-Brakowało mi was- parsknęła.
Chłopcy uśmiechnęli się. Draco chciał jej wypomnieć to, jak doniosła na niego wujowi, ale nie chciał tego dłużej ciągnąć. Powinni trzymać się razem.
***
Harry siedział na ławce na Dziedzińcu Transmutacji. Był późniejszy wieczór, dlatego już powoli zaczęło się ściemniać. Tym bardziej, że pogoda dzisiaj była kiepska. Jak zwykle- Malfoy się spóźniał. Kiedy wciąż nie przychodził, zaczął zbierać się do powrotu. W tym samym momencie zaczęło padać, a chmury przybrały ponury  kolor.
-Głupi Malfoy- burknął przemoknięty do suchej nitki Harry.
Kiedy wchodził na korytarz, usłyszał jakiś hałas. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Zignorował to i ruszył dalej. Ale, gdy wszystkie drzwi się zamknęły, pomyślał, że coś jest nie tak. Mimo iż nikogo nie widział, to wiedział, że nie był sam. I na pewno nie był to któryś z jego przyjaciół.
~**~
Przepraszam, ale teraz w większej winie zwalił mój laptop, który się zepsuł, więc musiałam go dokończyć na telefonie, co trwa trochę dłużej. Również moje zdrowie mi średnio pozwalało, ale wyrobiłam się w niecałe dwa tygodnie:D Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiódł. Do zobaczenia po weekendzie ;)