wtorek, 17 grudnia 2013

30. Grzeczna dziewczyna z pazurem

Hej ;3
Nowy rozdział :> Coraz trudniej mi coś pisać, ale to chyba przez małą ilość czasu :C 
Ehehe trzeba dać wam w końcu jakieś wskazówki i chociaż cząstke dramione! :3 W tamtym rozdziale były dwie wskazówki, więc możecie zacząć kojarzyć fakty :>
Dziękuję wszystkim za nominację, zajmę się tym kiedy indziej ;) A wasze rozdziały na blogach nadrobię podczas przerwy świątecznej ! W sobotę wyjeżdżam z rodziną na święta, więc to jest ostatnia notka w tym roku. :/
Zapraszam do czytania rozdziału 30.! Swoją drogą, wow już 30 :D
~**~
Hermiona powolnym ruchem podeszła do swojej ławki. Była odprowadzana przez wszystkich wzrokiem. Cóż, chyba każdy już słyszał, że ona i Malfoy zostali odwołani ze stanowiska. Plotki w Hogwarcie strasznie szybko się rozchodzą.
Z wysoko uniesioną głową zajęła swoje miejsce, a zaraz obok niej pojawił się blondyn z ironicznym uśmiechem na twarzy.
-Kontynuując- odezwał się nauczyciel.- Dzisiaj będziecie przyrządzać eliksir Mutare capillos colorem*. Czy ktoś wie, jakie są jego zastosowania?- Spojrzał po klasie. Nikt nie podniósł ręki. Nawet Hermiona Granger. Coś tu nie gra.- Nikt nie wie?- Nie uzyskał żadnej odpowiedzi.- Ludzie, piszecie egzaminy w czerwcu, zdajecie sobie z tego sprawę?- spytał zrezygnowany. Czy Snape serio pozwolił, aby oni mieli takie braki? Znał przecież Severusa, a on często mówił, że uczy bandę nieuków, ale myślał wtedy, że kolega żartuje. Ale Snape nigdy nie żartuje, czemu dopiero teraz sobie to przypomniał.- Panna Granger. Co pani wie o tym eliksirze?
Herm wyprostowała się w swoim krześle. Miała teraz prawdziwą bitwę myśli w głowie. Przecież to pytanie jest takie proste. Ona już o tym eliksirze czytała na drugim roku, więc wie o nim wszystko. Ale nie może odpowiedzieć na to pytanie poprawnie. Egh, co robić? Nie, ona musi w końcu udowodnić ludziom, że Hermiona Jean Granger nie jest przez całe życie potulną uczennicą, która jest na każde zawołanie nauczyciela. Ma zamiar się trochę zabawić w najbliższym czasie. I to tak, jak nigdy.
-Ma dziwną nazwę.- wzruszyła ramionami.
Profesorowi od razu zrzedła mina. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał po najlepszej uczennicy. Był przekonany, że ona wie wszystko o wszystkim. Może po prostu ma zły dzień? Jeśli tak, to ten rocznik jeszcze jest uratowany.
Zdziwienie u pozostałych uczniów było takie samo, jak u nauczyciela Eliksirów. Ile razy się zdarzało, że ta kujonka wręcz wyrywała się do odpowiedzi? Czyżby to decyzja McGonagall ją w jakiś sposób złamała
-Może pani powtórzyć, panno Granger?- spytał Maron. Może mu się tylko zdawało?
Miona przewróciła teatralnie oczami i odpowiedziała powoli, aby nie musieć się powtarzać.
-Ten eliksir ma dziwną nazwę, więc według mnie nie ma sensu dalsze zagłębianie się w nim.
I znowu to samo. Cała klasa- uczniowie Domu Godryka oraz Salazara- patrzyli się na nią z szeroko otwartymi oczami. Czy oni dobrze usłyszeli? Kiedyś za takie coś sama Hermiona zachowałaby się w ten sam sposób, co skrzat domowy, który źle wypełnił polecenie swojego pana.
Mistrz Eliksirów nie był pewien, czy odjąć punkty za takie coś, ale gdy napotkał spojrzenia swoich podopiecznych nie miał innego wyjścia.
-Gryffindor traci pięć punktów przez panią, panno Granger- powiedział mężczyzna i zanim Herm zdążyła to ukryć, zauważył na jej ustach lekki uśmiech, gdy padło to zdanie. I nagle zapaliła mu się w głowie żarówka. Ona robi to  s p e c j a l n i e, żeby zemścić się na dyrektorce. No, takiego pazura w jej charakterze się nie spodziewał. W sumie to może poobserwować tą sprawę. Bądź co bądź, Minerva również usunęła ze stanowiska jego bratanka.
Maron Crake już się odwracał, aby umieścić szczegółowe informacje na tablicy, które dotyczyły przygotowania wywaru, lecz prawie na samym końcu sali zauważył drobną rękę uniesioną do góry. Na początku myślał, że to szatynka jednak się przełamała, ale to był ktoś inny.
-Tak, panno Weasley?- spytał i z zaciekawieniem spojrzał na Gin.
-To jest eliksir, który powoduje zmianę koloru włosów na taki, o jakim myśli osoba zażywająca wywar- powiedziała monotonnie. Chyba nikt nie wiedział, że Eliksiry to jeden z jej ulubionych przedmiotów. I, że jest z niego całkiem niezła. Ale jej nikt nie zauważa w tym roku szkolnym przez Malfoy'a i Hermi. Nie, żeby miała przyjaciółce to za złe.
-Zgadza się- przytaknął.- A już traciłem wiarę w tą klasę. Dziesięć punktów dla Gryfonów.
Miona zamrugała kilkakrotnie. Nie sądziła, że Ruda interesuje się eliksirami. W sumie to one nigdy nie rozmawiały o nauce, ale to dlatego, że zawsze znajdowały ciekawsze tematy. Innego powodu nie ma i nie było. Poza tym, ona specjalnie stara się tracić punkty dla ich domu, a Ginny je odzyskuje. Będzie trochę trudniej, ale to nic. Da radę. Musi.
Odwróciła głowę w stronę bursztynowookiej i posłała jej pytające spojrzenie. Płomiennowłosa w odpowiedzi uśmiechnęła się lekko.
-Jak już panna Weasley nam wytłumaczyła, jest to eliksir dość ciekawy. Należy go przygotowywać w pełnym skupieniu, gdyż kilka źle wlanych kropel soku z granatu może spowodować, że wasza praca skończy się małym wybuchem i skutkami ubocznymi. Jakieś pytania?- Rozejrzał się po klasie. Wszyscy mieli lekko zmarszczone czoła. To zdecydowanie będzie ciekawa lekcja, bo jak już zdążył zauważyć, ci uczniowie nie należą do najspokojniejszych. Szczególnie, że siedzą w ciekawych kombinacjach.- No to do roboty!- zawołał dziarsko i usiadł za biurkiem, usadawiając się wygodnie w fotelu.
Czas na rozrywkę, Maronie.
*
Nie dość, że musi z nim siedzieć, to jeszcze mają przed sobą dwie godziny Eliksirów, na których musi być kompletnie skupiona. A z tym było trudno.
Pansy leniwie sięgnęła do palnika, aby nagrzać wodę w swoim kociołku. Starała się unikać spoglądania w stronę bruneta, choć czuła na sobie jego wzrok. Nie ma zamiaru z nim rozmawiać. Nie po tym, jak ją wykorzystał. Ona ma swoją godność. Na dodatek jest Ślizgonką, a to zobowiązuje.
Nadal nie patrząc na chłopaka, sięgnęła po narzędzia potrzebne do sporządzania mikstur. Spojrzała na tablicę. Są jej potrzebne kolce jeżozwierza, sok z granatów, składnik standardowy, mięta, kły węża i rogate ślimaki. Obrzydliwe składniki. Dziewczyna skrzywiła się na samą myśl o gnieceniu ślimaków.  No nic, trzeba zaczynać.
Zaczynała rozdrabniać kły węża, kiedy ktoś jej przerwał. No oczywiście, bo jakżeby inaczej.
-Pansy, nie zachowuj się jak dziecko- powiedział Gryfon z wyrzutem.
Brunetka wciąż na niego nie patrząc, odpowiedziała:
-Mogłabym się z tobą spierać, kto ostatnio zachował się jak dziecko, Potter.
Chwila ciszy. Czyżby Wybraniec nie wiedział co na to odpowiedzieć?
-O czym ty mówisz? Przecież ja tylko...- Nie dane było mu dokończyć.
-Proszę cię, nie udawaj!- warknęła i w końcu na niego spojrzała. Wyglądał... żałośnie. Patrzył się na nią z taką bezradnością, że wahała się, czy aby na pewno mu nie uwierzyć. Nie, nie, nie.
Harry ściągnął brwi <wiecie o co chodzi xD ~dop. Aut.> O co mogło jej chodzić? Przecież on tylko zaczął temat Ognistej i... Zielonooki z całych sił się powstrzymywał, żeby nie uderzyć się w czoło z otwartej dłoni. Ona ma mu za złe tamtą rozmowę! Ale dlaczego? Przecież on jej nic takiego nie powie... Cholera.
-Pans, przecież wiesz, że tak nie jest- powiedział łagodnie. Już wie, o co chodzi tej małej Ślizgonce.
-A jak? Oboje wiemy, że mnie wykorzystałeś. I tyle. Ale pragnę ci przypomnieć, że wszystko do nas kiedyś wróci- syknęła, nim zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała.
Harry spojrzał na nią. Czuł się bezradny w tej sytuacji. Czemu ona nie chce mu uwierzyć? I co oznaczają te ostatnie słowa?
-Co masz na myśli?- spytał i obserwował, jak dziewczyna nerwowo wrzuca do kociołka listki mięty.
-Nic. Zupełnie nic- odparła słodko i wróciła do wcześniej wykonywanej czynności.
Głupi Potter. Co on sobie wyobraża? Przecież oboje doskonale wiedzą, jak było i jest. Może i dawała im jakąś szansę, ale teraz to już absolutnie nieaktualne.
-Rozgnieć ślimaki, Potter- rzuciła z wrednym uśmiechem.
-Sama je rozgnieć. Ja wezmę się za sok z granatów.- Bronił się. Skoro ona gra taką obrażoną, to czemu on musi się na wszystko zgadzać?
-Słucham?- Odwróciła głowę w jego stronę i odłożyła nóż na stół trochę mocniej niż chciała.
-Dlaczego mam ci ustępować?- On również obrócił się na swoim krześle o 90°, tak aby patrzeć prosto na Parkinson. W jej cudowne, w tym momencie, zimne oczy.
-Och, czyli teraz zgrywamy obrażoną paniusie, co Potter?- zironizowała. Co za bufon!
-Och, czyli teraz będziemy się zachowywali, jak dzieci?- Harry odpłacił się tym samym.
-Niektórzy cały czas się tak zachowują- sarknęła. Co on sobie wyobraża?!
-Niektórzy nie wiedzą jak jest, ale i tak wyciągają z tego wnioski, które są błędne.- Co ona sobie wyobraża?!
-O, jakaż trudna wypowiedź, panie Potter. Pięć punktów dla Gryffindoru- zironizowała. Czy każdy Gryfon jest taki denerwujący? Jeśli tak, to Draco może już się pożegnać z wygraną.
-Dziesięć punktów dla Slytherinu za zachowywanie się, jak typowa Ślizgonka, panno Parkinson.- No ta dziewczyna potrafi grać na nerwach.
Pansy drgały niebezpiecznie nozdrza. Jeśli tak mają wyglądać lekcje do końca całego roku szkolnego, to ona się przepisuje do Beauxbatons.
-Co miało znaczyć "typowa Ślizgonka"?- Zmrużyła niebezpiecznie oczy. On sobie pozwala na zbyt wiele.
Harry uśmiechnął się lekko. Najwidoczniej Czarną łatwo wyprowadzić z równowagi takimi zagrywkami.
-No wiesz, zapatrzona w sobie, nie liczy się z innymi, myśli, że ma rację, choć wcale tak nie jest...- Wyliczał na palcach. Dobrze się bawił.- Nie dopuszcza do siebie myśli, że to  o n a  może nie mieć racji...
Pans prychnęła gniewnie. Wcale tak się nie zachowuje! Nie będzie słuchać tych głupot.
Dziewczyna spojrzała na swój kociołek. Ich eliksir i tak na razie się do niczego nie nadaje, więc co jej szkodzi chwilę w nim podtopić Pottera. No ewentualnie utopić.
-..., zakochana w sobie, wredna...- I znowu nie było dane mu dokończyć.
Brunetka chwyciła dwa ślimaki, które leżały najbliżej jej i cisnęła nimi w twarz Gryfona.
-Zamknij się, dobrze?- warknęła.
Harry, który wtedy mówił, właśnie wypluwał jednego ślimaka, który na ich wspólne nieszczęście, wpadł mu do ust. To była chyba najokropniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek spróbował. Szybko wytarł rękawem usta i groźnie spojrzał na Pansy, która mocno zaciskała usta, żeby się nie roześmiać.
-I to cię śmieszy?- spytał. Oczywiście, że miał rację, gdy mówił, że jest typową Ślizgonką.
Czarownica tylko pokręciła głową, wciąż powstrzymując się przed śmiechem. Jedak kiedy zobaczyła tego ślimaka, który żałośnie pełzał po podłodze, nie wytrzymała i parsknęła głośno.
Szukający Gryffindoru postanowił wyrównać rachunki, więc wziął ze stolika probówkę z już wyciśniętym sokiem z granatu i wylał ją przez przypadek na bluzkę zielonookiej.
Czarna wyraźnie się oburzyła. Czy on przed chwilą zrobił to, co zrobił? Wściekła spojrzała na niego.
-Zrobiłeś to specjalnie!- warknęła.
-Ja? Coś ty!- Zapierał się.
-Kłamiesz- syknęła i chwyciła w ręce kolce jeżozwierza.
Gdy już chciała nimi rzucić w Harry'ego nagle usłyszeli głośny huk i szybko odwrócili głowy w tamtą stronę.
***
Wczoraj było wspaniale. Spędzili trochę więcej czasu, niż ona zamierzała, ale było warto. Musiała teraz przyznać, że mimo swoich prób wmówienia sobie, że Blaise całuje fatalnie, to tak nie jest. Całuje rewelacyjnie. To aż dziwne, że ich usta tak doskonale do siebie pasują. Ale, co ci los daje, to bierz to bez marudzenia.
Mieli już gotowy wywar, musieli tylko poczekać kilka minut, aż będą mogli dodawać główne składniki. Czyli mogą pogadać, a ona przecież obiecała Hermionie, że pomoże jej z tą tajemniczą ognistą. Gdyby sama nie miała wystarczająco wiele rzeczy do wyjaśnienia. Ale przyjaciołom się nie odmawia.
Ginny nachyliła się do Blaise'a, tak aby nikt nie mógł ich podsłuchać.
-Blaise- zaczęła przeciągle. Może i Zabini był Ślizgonem, ale miał jeden słaby punkt. Kobieta. Albo inaczej- Ginny.
-Mmm?- Chłopak dał znak, że słucha. Chyba mocno się nad czymś zastanawiał, bo miał lekko nieobecny wzrok.
Raz kozie śmierć.
Jak by tu ułożyć pytanie? Z tego co jej mówiła Herm, to Malfoy się wygadał, że jemu chodziło o whiskey, ale Blaise'owi? Hmm, to trudniejsze. Chyba, że... No tak! Przecież to oczywiste!
-Jakim słowem byś mnie opisał, Diabełku?- mruknęła i położyła mu rękę na ramieniu.
Brunet spojrzał na nią kątem oka i się uśmiechnął szeroko.
-Po wczoraj? Zdecydowanie ognista, Wiewiórko- szepnął i obserwował, jak na policzkach dziewczyny pojawia się lekki rumieniec.
-Ognista mówisz.- zamyśliła się na chwilę. Oczywiście schlebia jej to, ale jeśli Miona ma rację, to znaczy, że te trzy matoły w coś ją wplątały. Tylko w co?- A co byś zrobił, aby dostać tą ognistą?- Musi go jakoś podjeść, ale jak?
-Oj, nie wiem, nie wiem, Ruda.- Zacmokał. O co jej chodzi?- Pamiętaj, że jestem Ślizgonem- powiedział, a kiedy zobaczył, że Gin nie do końca go zrozumiała, dodał.-Spryt najważniejszy.- Uśmiechnął się pod nosem.
A to ciekawe.
-Spryt powiadasz? No to powiedz mi, co taki sprytny Ślizgon może zrobić?- Oj, manipulantka z niej. W końcu posiadanie tylu braci się opłaciło.
Zab zmarszczył czoło, po czym odpowiedział z dziwnym błyskiem w oku.
-No wiesz, zaklęcia, eliksiry, ale takiej amatorszczyzny łapią się tylko straszne beztalencia. Natomiast tacy stuprocentowi Ślizgoni, jak ja, zazwyczaj wykorzystują przyjaciół, którzy i tak na tym skorzystają...- Nie dokończył, bo ktoś mu przerwał.
-Na przykład jak?- spytała Gin. Chyba jest już coraz bliżej celu. Podejrzewała, że jej oczy błyszczały lekko od podekscytowania. W końcu dostanie odpowiedź na jakiekolwiek pytanie.
-No nie wiem, czy mogę ci zdradzić tajemnice Slytherinu.- westchnął teatralnie. Skoro ona z nim często pogrywa, to on też może się z nią podroczyć.
Panna Weasley przewróciła teatralnie oczami. Rzeczywiście przykładowy Ślizgon.
Płomiennowłosa nachyliła się do niego jeszcze bardziej i szepnęła mu chyba najbardziej zmysłowym głosem na jaki było ją stać:
-Proszę.
Była pewna, że w tym momencie Zabini uśmiecha się do siebie pod nosem. Faceci.
-Jakieś głupie zabawy, typu...- I tu się zamyślił na chwilę.
Jeśli on jej tego nie powie, to w jakie zabawy mogą grać tacy kretyni, jak oni? W jakieś kretyńskie pojedynki, mini Quidditche, Skrzata i Goblina* i...
Weasley'ówna otworzyła szeroko oczy. Niee, to na pewno nie to. A jeśli, tak?
-Typu zakład?- Wlepiła w niego intensywne spojrzenie.
Twarz Diabła momentalnie skamieniała. Skąd ona...?  Przecież, to niemożliwe, żeby coś wiedziała. Co powiedzieć, co powiedzieć? Myśl, Blaise!
-Co ty za głupoty pleciesz, Ruda.- Zaśmiał się cicho.
-Jesteś pewien, że to są głupoty?- Uniosła lekko brew. Oj, Blaisiku coś kręcisz. Tylko co?
-Oczywiście, że tak. Z resztą, znam doroślejsze sposoby na zdobycie dziewczyny- powiedział z większym przekonaniem. Przecież miał ich pełno, więc teraz nie kłamie. Mówi półprawdę.
-Serio? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.- Zażartowała. Ona nie da się tak łatwo oszukać. Co to, to nie!
-Mówiłem ci, jestem Ślizgonem.- Posłał jej uroczy uśmiech.
Ginny zmierzyła go wzrokiem. Chyba i tak więcej się od niego nie dowie. Ale tak, czy siak, ma jakieś wskazówki. To, póki co powinno wystarczyć Herm. Teraz będzie musiała się zająć swoimi problemami.
Zrezygnowana połamała kolce jeżozwierza i wrzuciła je do swojego kociołka. Wywar zabarwił się na pomarańczowo i zabulgotał. To dobry znak.
-Podaj mi sok z granatu- rozkazała. Skoro Blaise i tak obijał się całą lekcję, to od czasu do czasu może jej coś podać.
-Trzymaj.- Chłopak podał jej probówkę.
Kiedy bursztynowooka miała już wlewać sok do eliksiru, ktoś ją nagle potrącił.
-Cholera- zaklęła troszkę głośniej niż chciała i szybko zasłoniła kociołek, aby nic do niego nie wleciało. Nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek eksplozje, bądź efekty uboczne, które za każdym razem są inne.
-Uważaj, Greengrass- warknął Diabeł, który dopiero przed chwilą zdał sobie sprawę, z tego co się stało.
-Ups.- Astoria zachichotała cicho i z wrednym uśmiechem ruszyła do swojej ławki.
Ruda zmierzyła ją gniewnym wzrokiem. Jak ona nienawidziła tej dziewczyny.
-Suka- mruknęła pod nosem.
Diabeł parsknął. Uwielbiał ten jej ognisty temperament. Gdy chciał coś więcej powiedzieć, nagle usłyszeli głośny hałas, jakby coś wybuchło. Natychmiast spojrzeli w tamtym kierunku.
***
Może to dziwne, ale jakoś niespecjalnie chciało jej się robić ten eliksir. Nie dość, że był pracochłonny, to na dodatek wymagał czasami wielkiego skupienia.
Hermiona westchnęła głośno i spojrzała na swój kociołek. Bulgotała w nim woda.
Chyba nie tylko ona nie miała ochoty tutaj siedzieć. Spojrzała na "kolegę" z ławki. Kruszył leniwie kły węża. O ironio. Mimowolnie parsknęła, gdy o tym pomyślała.
-Z czego rżysz, Granger?- spytał, nie zaprzestając krojenia.
-Ja nie rżę!- Oburzyła się. Coś jej się wydaje, że ten tydzień będzie bardzo dłuugi.
-Jasne- mruknął pod nosem.
Przez chwilę między nimi panowała cisza. Przez to dziewczyna czuła się trochę niezręcznie. A to dziwne. Postanowiła to zmienić.
-Czemu nie chciałeś, żeby ludzie wiedzieli, że profesor Crake jest twoją rodziną?- spytała szybciej, niż pomyślała, co chce powiedzieć.
Smok na chwilę zaprzestał na chwilę swojej pracy. O co  t e r a z  jej chodzi?
-Czemu to cię interesuje?- Uniósł brew do góry.
-Wiesz... Na początku semestru sam zaproponowałeś, żebyśmy spróbowali się zaprzyjaźnić, więc warto by było od czasu do czasu porozmawiać.- Wzruszyła ramionami. Skoro los tak jej sprzyja, że kilka rzeczy, które planuje rozwiązać się ze sobą wiążą, to warto by zacząć robić kroki do przodu. Z resztą obiecała sobie, że dowie się, o co może chodzić Malfoy'owi, bo jakoś nie za bardzo wierzy w jego cudowną przemianę, więc co jej szkodzi?
-Prawda, mówiłem- powiedział powoli. Powinien się cieszyć, że Granger sama chce mu ułatwić wygranie zakładu, ale coś tu nie gra. Ta Gryfonka jest pokręcona, więc po niej można się wszystkiego spodziewać.
-Więc?- spytała i przechyliła głowę na bok. Może trochę pokokietować. Bo nie można tu mówić o flircie. Flirt jest wtedy, gdy ktoś chcę się spotykać z drugą osobą, a ona jeszcze nie zwariowała.
-Moja rodzina bardzo poważnie podchodzi do tradycji panujących w arystokratycznych rodzinach, ale nie wszyscy się z nią zgadzają.- Gestem głowy wskazał na nauczyciela, który czytał jakąś książkę.
-Co takiego zrobił twój wuj?- To ją zaczynało ciekawić. Czytała wiele książek o arystokracji panującej w świecie czarodziejów, ale sama nigdy nie słyszała opowieści od jakiegokolwiek z jej członka.
Eh, jakieś poświęcenia muszą być. 
-Nie chciał ożenić się z moją matką- powiedział bez jakiejkolwiek zmiany wyrazu twarzy.
-To chyba dobrze, nie?- spytała.
-Nie.
-Nie?
-Nie.
-Czemu?
-Granger, czy ty zawsze zadajesz tyle pytań?- zapytał zrezygnowany.
-Tak, chyba tak- odpowiedziała po dłuższym namyśle.
Draco wywrócił teatralnie oczami, ale udzielił jej odpowiedzi.
-Bo poślubił szla... mugolaczkę.- Ugryzł się w porę w język.
Miona otworzyła szerzej oczy.
-Umowa była taka, że mnie nie możesz nazywać szlamą, chyba że chcesz zmienić te tlenione kłaki na różowe.- Uśmiechnęła się na widok skwaszonej miny chłopaka.
-Lepsze kłaki niż skołtunione gniazdo na głowie- sarknął. Jego włosy to dość drażliwy temat.
Herm prychnęła głośno.
-Wypraszam sobie!- Obruszyła się. Jej włosy wyglądają o wiele lepiej niż kilka lat temu!
Draco uniósł kąciki ust lekko do góry. Postanowił na chwilę zaprzestać rozmowie, aby zająć się eliksirem. W końcu wziął rozkruszone kły węża i chciał je wrzucić do kociołka, który od kilku minut domagał się uwagi. Jednak zatrzymała go ręka dziewczyny, która zacisnęła się na jego nadgarstku.
-Teraz kolce jeżozwierza, potem kły węża- powiedziała.
-Nie, teraz kły węża, Granger- odpowiedział.
No kto jak to, ale  o n a  zna się na eliksirach!
-Malfoy, wiem jak się przyrządza eliksir- warknęła.
-Nie byłbym tego taki pewien.- Odpłacił się tym samym.
-Dobra, wrzuć te kły do kociołka i zobaczymy kto miał rację- odparła tonem typowym dla panny Wiem-To-Wszystko-Granger.
Ślizgon uśmiechnął się wyniośle i tak, jak Gryfonka mu kazała wrzucił ten składnik do kociołka. Hermiona odruchowo się odsunęła kawałek od ławki. Tak dla bezpieczeństwa. Ale nic się nie stało. Mimowolnie oboje odetchnęli cicho.
-Widzisz, Granger? Mówiłem, że ja miałem rac...- Jednak nie dokończył, bo coś go zagłuszyło.
W klasie od Eliksirów dało się słyszeć głośny, bardzo głośny huk. Całe pomieszczenie pochłonęła ciemność, spowodowana ciemnym dymem, unoszącym się w powietrzu.
-A mówiłem, że trzeba uważać?- zawołał nauczyciel, który wstał z miejsca i próbował coś dostrzec w kłębach dymu. Oczywiście, nie dało mu to żadnych skutków.- Kretyni- mruknął pod nosem. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i machnął nią krótko. W końcu widoczność w klasie się poprawiła, lecz wciąż słabo było widać.- Kto wykazał się swoimi zdolnościami?- spytał i omiótł wzrokiem wszystkie ławki, które w miarę było już widać.
-On/Ona!- Usłyszał.
Poczekał jeszcze chwilę, aż cały dym opadł i spojrzał na winowajców. Gdy ich zobaczył, bardzo mocno powstrzymywał się przed śmiechem. Na takie rzeczy warto było czekać.
-Z czego on tak się śmieje?- spytał Draco, bardziej siebie i spojrzał na Hermione, która miała bardzo dziwny wyraz twarzy. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Wyglądała normalnie, może twarz miała jedynie trochę brudną od tego wybuchu. Nie, oprócz tego coś się nie zgadzało. Jej włosy były koloru  b l o n d.  I to nie takiego typowego blondu, tylko  t l e n i o n e g o,  takiego jak jego włosy.
Ślizgon nie wytrzymał i zaśmiał się głośno. Kilka osób spojrzało przez to w ich stronę, bo nie wierzyło w to co słyszą. Ten śmiech był zwykły, nie ironiczny.
Miona zdziwiona, tym co przed chwilą usłyszała, spojrzała na chłopaka. Na chwilę odebrało jej mowę. Wyglądał normalnie, tylko jedna rzecz się nie zgadzała. A mianowicie nie był już blondynem. Jego włosy miały kolor  k a s z t a n o w y,  taki sam kolor miały  j e j  włosy.
I nagle ją oświeciło.
-O nie- szepnęła do siebie i szybko chwyciła w dłoń pasemko swoich włosów.
Na ten widok jęknęła żałośnie. Miała tlenione włosy, tlenione! Wściekła spojrzała na czarodzieja.
-No i co cię tak śmieszy!?- warknęła zła, że ten wciąż się śmiał.
Stalowooki spojrzał na nią jeszcze raz i na chwilę się uspokoił, aby móc odpowiedzieć.
-Szkoda, że nie widzisz teraz swoich włosów.
-O, serio? Mogę powiedzieć dokładnie to samo- sarknęła i z jadowitym uśmiechem obserwowała, jak mina Malfoy'a rzednie.
"Szatyn" schylił głowę, tak aby przejrzeć się w odbiciu kociołka. On również na ten widok jęknął żałośnie. Jego włosy były  k a s z t a n o w e,  takie same jak Granger.
-O nie, nie, nie!- powiedział i odwrócił twarz w stronę "blondynki".- No i patrz co narobiłaś, Granger!- warknął.
Czarownica wyraźnie się zdziwiła. Jak to  o n a ?
-JA?! Ty  TY  dodałeś te głupie kły węża do tego durnego eliksiru, choć wyraźnie mówiłam, że nie pora na ten składnik!
-Ale to ty potrzebowałaś, dowodu, żeby udowodnić sobie, że masz rację!- Zaczął podnosić głos.
-Nie prawda! Gdybyś cały czas nie próbował sobie wmówić, że ja nic nie umiem, to nie doszłoby do tego!- Ona również zaczęła mówić głośniej, niż zazwyczaj. Ale co miała zrobić, skoro wygląda jakby ją rok prano w utleniaczu?
-Moje włosy! Wyglądają przez ciebie... okropnie!- zawodził chłopak.
-Twoje włosy? Chyba raczej moje włosy! Mają taki kolor, jakbym przez całe życie myliła zwykły szampon z utleniaczem!- W akcie desperaci żałośnie spojrzała na długiego loka, spływającego na jej mundurek.
-Nie miałabyś takiego koloru, gdybyś nie myślała o moich włosach! Sama jesteś sobie winna, więc nie narzekaj!- warknął.
-Och, to wszystko to moja wina?- Zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
-Tak! Tak, Granger to twoja wina! Ile razy mam ci powtarzać?!
-W takim razie przypomnę panu, panie Malfoy, że pan sam ma włosy koloru kasztanowego. A o ile się nie mylę, to ktoś w tej klasie miał taki kolor!- syknęła.
Draco na chwilę zamilkł. Co ona sobie wyobraża? Jak to myślał o niej? To wcale nie prawda! Może troszeczkę, ale to z zupełnie innych powodów!
-O, i co? Czyżbym miała rację?- spytała ironicznie.
-Nie przeginaj, Grager!- syknął i wymierzył w nią oskarżycielsko wskazujący palec.
-To twoja wina, a ty próbujesz zgonić wszystko na mnie i to ja przeginam?
-Zawarliśmy rozejm, ale ty i tak starasz się doprowadzić do zerwania go, nie?- Mieli nie skakać sobie do gardeł? Mieli. I jak on ma tu wygrać zakład?!
-Nic nie robię, kretynie! To już nasz drugi sojusz w ciągu tego semestru, ale to ty się mimo wszystko starasz go... je rozwalić!- Chyba oboje zapomnieli, że są w klasie. Wszyscy uczniowie nadstawiali uszu, aby lepiej słyszeć.
-Teraz to ty kłamiesz.
-Ja nigdy nie kłamię, Malfoy! Jestem Gryfonką.
-Nie widzę powiązania- powiedział z wrednym uśmiechem. Nie ma zamiaru być miły dla kogokolwiek, skoro ma brązowe włosy! On jest Malfoy'em, nie ma takiej możliwości, skoro jest synem Lucjusza.
-Może wam przerwę, bo o ile się nie mylę, to starczy wam już problemów.- Profesor Crake postanowił uratować bratanka przed kolejnym szlabanem za wyzwiska, bądź rzucanie zaklęć w koleżankę.
Hermiona i Draco odetchnęli głęboko, aby się uspokoić. To tylko efekt uboczny. Przejdzie im. No, o ile tylko kolory włosów im się pozamieniały.
-Kiedy wszystko wróci do normy?- spytała Miona, patrząc bezradnie na nauczyciela.
-Nie wiem, to zależy od was.- Pokręcił głową, ponownie powstrzymując się przed śmiechem.
-Jak to od nas?- spytali obojem poszkodowani.
-To zależy od tego, jak wasze relacje będą się w najbliższym czasie układały.- Teraz już nie wytrzymał i parsknął cicho na widok ich min. Oczywiście stłumił to "kaszlem".
-Czyli, że co? Mamy się rzucić w sobie ramiona, żeby wszystko wróciło do normy?- spytał Smok. Jemu to w sumie odpowiadało. Nawet bardzo, bo to wszystko ułatwia. Ale trzeba zachować pozory.
-Nie wiem- odpowiedział Mistrz Eliksirów i przyłożył sobie pięść do ust, uśmiechając się przy tym szeroko.
-A jakie są jeszcze skutki uboczne?- mruknęła zrezygnowana Herm.
Dalszą rozmowę przerwał gromki wybuch śmiechu, pewnego wychowanka Domu Węża. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na Blaise'a, który zgiął się w pół ze śmiechu. Chyba powstrzymywał się całą lekcję przed tym, ale nie dawał dłużej rady.
-Zamknij się, stary- syknął Draco.
-Nie denerwuj się tak, blondasku... to znaczy szatynku?- I ponowna salwa śmiechu.
Stalowooki zazgrzytał zębami, a brązowooka zachichotała cicho.
Na szczęście, lub nieszczęście Diabła, Dracze nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ w klasie, ponownie dało się słyszeć głośny wybuch eliksiru.
I znowu to samo.
Profesor Crake wyciągnął różdżkę i oczyścił powietrze w klasie z kłębów ciemnego dymu.
-A teraz kto...- Nie dane było mu dokończyć.
-BALASIE, TY MATOLE!- Odezwał się jakiś głos, który należał do Ginny, jednak zaraz potem wszyscy usłyszeli to samo, tyle że z ust... Blaise'a.
-Co tu się dzieje?- mruknęła Pansy, siedząca najbliżej przyjaciela.
-I PACZ CO NAROBIŁEŚ!- Znowu to samo. Oboje powiedzieli to samo.-NIE POWTARZAJ PO MNIE!
-PRZECIEŻ JA NIC NIE ROBIĘ!- Najpierw warknął Diabeł, a potem Gin. Ta sytuacja była... chora.
-O, NIE!- jęknęła Ruda i ponownie zawtórował jej Zabini.- ZABIJE CIĘ, PRZYSIĘGAM- syknęła.
Sytuacja była komiczna. Weasley'ówna groziła Zabiniemu, który chwilę po niej sam sobie groził.
Kiedy płomiennowłosa miała rzucić się z pięściami na chłopaka w ostatniej chwili między nimi pojawiła się tarcza wyczarowana przez Harry'ego.
Druga para poszkodowanych uspokoiła się trochę. To będzie bardzo ciekawy dzień, skoro mówią wszystko to samo.
Brunet otworzył szeroko oczy. A co jeśli palnie coś o zakładzie? Wtedy cała ich trójka jest załatwiona.
-Już? Wy również będziecie musieli poczekać, aż to minie- powiedział Maron monotonnym głosem.- Nie, nie wiem kiedy to minie.- Uprzedził Gin, która już otwierała usta, by zadać to pytanie.
Merlin postanowił się zlitować nad opiekunem Slytherinu, bo zadzwonił dzwonek.
Wszyscy pędem wybiegli z klasy.
-Granger, czekaj! Może pójdziemy za ręce do klasy, żeby wszystko wróciło do normy?- zawołał Smok za Mioną, która zgromiła go wzrokiem na odchodne.
-I widzisz, nie jesteś wcale taka genialna, Ruda- burknął Diabeł, a zaraz po nim czarownica.
Kiedy w klasie został tylko nauczyciel, zakrył twarz rękoma i powiedział sam do siebie:
-Severusie, zwracam ci honor. To rzeczywiście banda idiotów.
~**~
Wow, koniec rozdziału :D nie wiem czemu, ale rozdział 25. przesunął się na początek ;oo
No nie wiem co teraz pisać bo rozdział pisze nielegalnie bo powinnam się uczyć, więc kiedy indziej dam znać :D rozdział nie wiem jaki, ale miał być taki trochę z humorem i wprowadzeniem takiego ta da! i tu macie jedną wskazóweczkę, dla bardzo uważnych czytelników :D
dOBRA, IDE SIE UCZYĆ, CAŁUSY! :*

poniedziałek, 16 grudnia 2013

25. Osoba trzecia

Hej hej :3
Nie mam chyba na razie nic do napisania :D Jak mi sie przypomni cos to Wam napisze na koniec :)
Poza tym, uwielbiam Was :> A odpowoadajac na pytanie: rozdzialow bedzie strasznie duzo :3 Mam podejrzenia, ze do 100 na pewno dojdziemy ;D
Okej, nie przedluzam ;)
Zaprasza, do czytania
~**~
Harry wyszedł z Pokoju Wspólnego Gryffindoru i skierował się w stronę błoni. Miał jeszcze trochę czasu, więc nie musiał się śpieszyć. Poza tym, Ślizgoni mają tendencję do spóźniania się. Jednak Pansy lubi zaskakiwać. Nie zachowuje się, jak "typowa" Ślizgonka. Chłopak postanowił jednak trochę przyśpieszyć.
Oprócz ich luźnej rozmowy, będzie musiał zacząć temat Ognistej. Obiecał przecież Hermionie. Tylko jak to zacząć, żeby Pans nie zraziła się tym pytaniem.
Gdy przechodził korytarzem, na którym znajdowało się wejście do biblioteki, ktoś go nagle potrącił.
Wybraniec spojrzał na tą osobę, jednak ona już stała do niego tyłem. Gdyby nawet ten człowiek stał na wprost niego i tak by nie widział jego twarzy, ponieważ miał na sobie czarną pelerynę z kapturem.
-Uważaj gburze, jak chodzisz- rzucił Potter na odchodne i ruszył dalej.
Po paru minutach był już na miejscu. Miał rację, dziewczyny jeszcze nie było. Chociaż nie, ktoś już siedział na ławce pod wierzbą płaczącą. Kiedy Gryfon podszedł bliżej dostrzegł, że to właśnie panna Parkinson.
Swoje czarne włosy upięła w wysokiego kucyka, dzięki czemu miała ładnie wyprofilowane kości policzkowe, a jej oczy o tej ciekawej barwie patrzyły na niego z nieodgadnionymi iskierkami. Z powodu wysokiej temperatury, jak na wrzesień, dziewczyna założył czarną, krótką spódniczkę, która kończyła się przed kolano, dzięki czemu jej dosyć krótkie nogi wyglądały na dłuższy i dobrze się prezentowały. Natomiast jej górna część garderoby składała się z bluzki na krótki rękaw o szmaragdowym kolorze. Do tego wszystkiego założyła sandałki na obcasie. Strój mimo, iż był zwykły  to Czarna wyglądała bardzo ładnie.
Z jego rozmyślań, wyrwał go przyjemny głos.
-A myślałam, ze wszyscy Gryfoni się spóźniają- posłała mu wesołe spojrzenie.
-A znasz jeszcze kogoś z Gryffindoru?- Uniósł brwi i zajął miejsce obok brunetki.
-Znajdzie się kilka osób- wzruszyła ramionami i odchyliła głowę do tyłu, by poczuć ciepłe promienie słońca.
-Widzę, że w Slytherinie nie ma osób przewidywalnych- zaczął się jej przyglądać. Wyglądała teraz tak niewinnie, że aż dziwnie.
-W całym Hogwarcie nie ma ani jednej osoby całkowicie przewidywalnej, Potti- powiedziała nie otwierając oczu, ale na jej usta wkradł się lekki uśmiech.
-Jakie to było... głębokie- odpowiedział i parsknął cicho. Jednak zdał sobie z czegoś sprawe i posłał jej oburzone spojrzenie.- Potti?
Pans spojrzała na niego zdziwiona, po czym zaczęła cicho chichotać.
-A ciebie co śmieszy?- Obruszył się.
-Nie, nic- pokręciła głową, wciąż cicho się śmiejąc, po czym wstała z ławki i ruszyła przed siebie.
Gdy ta zauważyła nierozumiejące spojrzenie chłopaka, przewróciła tylko oczami i odpowiedziała zniecierpliwionym głosem:
-No przecież nie będę tutaj siedziała cały czas.
Po chwili oboje już spacerowali po hogwardzkich błoniach.
Rozmowa bardzo im się układała. Jak nie o quidditchu, to o najróżniejszych zaklęciach obronnych. Później Czarna opowiedziała niektóre ciekawe historie z okresu tego roku, na którym on, Ron i Hermiona szukali horkruksów. Cała trójka. Golden Trio. I co się z nimi teraz dzieje? Ron i Herm nie gadają, on i Ron nie mają już najlepszych relacji. Każde z nich zaczęło szukać sobie nowego towarzystwa. Na szczęście on i Miona nadal są najlepszymi przyjaciółmi.
Hermiona.
Przyjaciółka.
Musi w końcu podpytać się Pansy o to głupie słowo.
-Pansy?- zaczął dosyć niepewnie. Ta rozmowa może dużo rzeczy popsuć.
-Hmm?- Odwróciła głowę w jego stronę. Miała dobry humor, więc może spróbować.
-Jak dobrze znasz Bella, Malfoy'a i Zabiniego?
Zdziwiona dziewczyna odpowiedziała powoli.
-To są moi przyjaciele, więc bardzo dobrze. A co cię to tak ciekawi?- Zmarszczyła lekko czoło.
-Czyli wiesz o nich wszystko?- Kontynuował.
-No tak- przytaknęła.
-I... możesz wiedzieć mniej więcej, co może mieć z nimi wspólnego słowo... ognista?- skończył szybko.
I miał rację. Ta rozmowa może dużo zmienić.
Twarz Parkinson momentalnie się zmieniła, a przez nią przebiegł dziwny cień. Wesołe iskierki w jej oczach zgasły, a radosny uśmiech zniknął. Spojrzała na niego twardym wzrokiem i spytała sucho.
-Granger kazała ci się mnie wypytać?
Harry'ego zamurowało. Nie, przecież nie o to mu chodziło. Wszystko jest nie tak, jak miało być.
-Nie... To znaczy tak, ale...- Jednak nie dokończył.
Czarna się zatrzymała i nieco zarumieniona ze złości spojrzała na niego gniewnie.
-Mogłeś od razu powiedzieć, a nie bawisz się w podchody. Myślałam, że Gryfoni są honorowi.
Teraz się nie zdziwił, że należy do Slytherinu i że przyjaźni się z Malfoy'em. To zdanie wypowiedziała identycznie, jak on.
Gdy brunetka skończyła mówić, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę zamku.
No to teraz Granger możesz pomarzyć, że ci powiem cokolwiek na temat zakładu. Dobrze ci tak. Nie wolno bawić się czyimiś uczuciami.
-Pansy! Nie wygłupiaj się!
Jednak ona się nie odwróciła. Po chwili dziewczyna zniknęła mu z widoku.
Chłopak warknął i kopnął najbliższy kamień, co nie było najmądrzejszym rozwiązaniem.
Masz u mnie dług Hermiono. Ogromny dług.
Po czym również ruszył do zamku.
***
Co się do cholery jasnej dzieje w tej szkole?
W ostatniej chwili złapał Gryfonkę, dzięki czemu przegapiła spotkanie z podłogą. Chyba jednak to była klątwa. Ale kto? Przecież... Nie, to nie możliwe. Są w szkole. To już nie wojna, żeby takie rzeczy uszły komuś płazem.
Draco westchnął cicho i z ciałem dziewczyny ruszył do Skrzydła Szpitalnego. Było już dosyć późno, poza tym była sobota, więc nikogo o tej porze nie spotka na korytarzu.  Musiał przyznać, że Granger była strasznie lekka. Co się stało z tą długo zębną dziewczyną z gniazdem na głowie? Widać, że czas robi swoje. Spojrzał na jej twarz, a gdy zauważył, że jest nienaturalnie blada, mimo woli przyśpieszył kroku.
Po kilku minutach był na miejscu. Wszedł bez pukania. Z resztą, nie miał nawet jak.
-Ma pani pacjenta- powiedział głośno.
Odczekał chwilę i po chwili na sali zjawiła się pielęgniarka. Najpierw nie wyglądała na najszczęśliwszą, jednak potem, jak zobaczyła u niego na rękach drobną Gryfonkę od razu jej przeszło.
-Panie Malfoy, chyba będę musiała powiedzieć profesor McGonagall, że relacje panujące między Gryffindorem, a Slytherinem nie są bezpieczne.
-Naprawdę, bardzo śmieszne- mruknął pod nosem i położył czekoladowooką na jednym z łóżek.
-Co się stało, pannie Granger?- spytała, przyglądając się nieprzytomnej.
-Gdybym wiedział, to bym jej tu nie przynosił- sarknął w odpowiedzi, przez co zarobił poirytowane spojrzenie starszej czarownicy.
Smok uznał, że trochę to może potrwać, więc usiadł na jednym z łóżek i obserwował poczynania pielęgniarki. W sumie, to czemu on tu siedzi? Chociaż szlaban im przepada. I tak dużo im nie zostało. Z resztą Blaise też jest na szlabanie, a Mats pewnie się uczy, więc dużo nie stracił.
Pomfrey zaczęła wlewać Gryfonce jakieś eliksiry do ust. Potem chwyciła jej nadgarstek, żeby sprawdzić ciśnienie. Gdy podciągnęła jej rękaw, oczom Malfoy'a ukazała się brzydka blizna na wewnętrznej stronie ręki dziewczyny.
Szlama
Doskonale pamiętał ten dzień. Z resztą, jak można go nie pamiętać? Zwariowana ciotka torturuje dziewczynę ze szkoły, a w piwnicy czeka Harry Potter na Czarnego Pana. A to wszystko u ciebie w domu się dzieje. Czyż to nie godne zapamiętania?
Jednak myślał, że Granger jakoś usunie ten ślad. W końcu to Wiem-To-Wszystko-Granger. Ale najwidoczniej ciotka Bella, użyła noża Black'ów, na którym ciążyła potężna klątwa.
Nagle czarownica przyłożyła dłoń do ust i szybko wstała z miejsca, by później wysłać patronusa, który od razu zniknął, pozostawiając po sobie srebrzysty blask.
Ponowi pytanie.
Co tu się do cholery dzieje?
Jednak zanim zdążył coś więcej pomyśleć, do pomieszczenie weszła jak oparzona dyrektorka Hogwartu.
Posłała mu zdziwione spojrzenie, jednak nie przejęła się zbytnio jego obecnością, tylko od razu podeszła do koleżanki.
-Czyli to prawda?- szepnęła nauczycielka transmutacji.
Na to ta druga skinęła głową.
Więcej nie podsłuchał, bo prawdopodobnie użyły zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu. Po krótkiej chwili, blada jak ściana McGonagall spojrzała na niego surowo i powiedziała, jak zwykle oschłym tonem.
-Panie Malfoy, żegnam pana.
-Ja się nigdzie nie wybieram- wzruszył ramionami. Mu to odpowiada. Przynajmniej nie będzie musiał sprzątać tej głupiej biblioteki.
-Nalegam jednak, by pan sobie poszedł. Dokończy pan sam szlaban, ponieważ panna Granger zostanie tu do jutra. Żegnam- ostatnie słowo powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Naburmuszony chłopak wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego głośno trzaskając drzwiami, an co obie kobiety lekko podskoczyły.
Jeśli one myślą, że on sam pójdzie odrabiać resztę szlabanu, to są w wielkim błędzie.
Draco skręcił do korytarza prowadzącego do lochów.
***
Ginny wybiegła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru jak torpeda. Co Blaise sobie myśli? Że będzie decydował, co jej wolno czytać? O nie! Ona nazywa się Ginewra Molly Weasley i to ona zawsze dyryguje.
I znowu musi iść do lochów. Jak ona nienawidziła tego miejsca.
Zanim jednak dotarła pod kamienną ścianę, wpadła na kogoś. Znowu.
-Czy nikt w tym zamku nie potrafi chodzić?- Warknęła i podniosła wzrok na tą osobę. Okazało się, że to była Pansy.
Jednak Ślizgonka nie rzuciła żadnego komentarza. Coś Ginny nie pasowało. Przyjrzała się dziewczynie dokładniej. Ze zdziwienia aż otworzyła lekko usta. Pansy Parkinson  p ł a k a ł a. Merlinie, co się dzieje w tym roku z tymi ludźmi?
-Ee... Parki... Pansy wszystko w porządku?- spytała ostrożnie. Ta sytuacja była conajmniej dziwna.
Brunetka pokręciła przecząco głową. Chciała z kimś pogadać, ale chyba była dziewczyna Pottera nie była najlepszym pomysłem.
-Blaise jest na szlabanie- rzuciła przez ramie i weszła przez dziurę, która pojawiła się zaraz po tym, jak Czarna powiedziała hasło.
-Jeszcze lepiej- mruknęła Gin pod nosem i szybko poszła w ślady Ślizgonki.
***
W końcu ten durny szlaban się skończył. Został mu już tylko jeden i koniec. Następnym razem będzie pamiętać, żeby nie przywracać głosu Granger. W sumie, każdemu wyszłoby to na dobre.
Diabeł uśmiechnął się do siebie pod nosem i ruszył szybszym krokiem  przed siebie. Jest tak zmęczony, że to będzie cud, jeśli dojdzie do swojego dormitorium. Jednak wspomnienia z wczorajszego wieczoru podnosiły go na duchu. Musiał przyznać, że Ruda całuje rewelacyjnie. I dał jej w końcu te głupie dokumenty. A w przyszłym tygodniu będzie w końcu miał możliwość dowiedzenia się tego, czego chciał. Co te dwie Gryfonki wiedzą o ich zakładzie.
Po paru minutach otwierał już drzwi prowadzące do swojego dormitorium. Gdy je otworzył, niczego nie zobaczył. W pokoju panowała kompletna ciemność.
-Lumos- mruknął, by znaleźć włącznik światła.
Gdy tak się stało, zmęczony podszedł do ich prywatnego barku. Właśnie nalewał sobie bursztynowego płynu, kiedy nagle usłyszał szczęk zamka i z powrotem zrobiło się ciemno.
Zdziwiony odwrócił się i zobaczył... Ginnny, która w ręce trzymała swoją, o zgrozo, różdżkę i nie wyglądała na zadowoloną.
-Ruda? Co ty tu robisz?
-Expelliarmus- powiedziała głośno.
Robi się bardzo niebezpiecznie.
Jego różdżka wylądowała pod jej nogami, więc nawet nie miał co liczyć, na jakąkolwiek deskę ratunku.
-Gin, co ty wyprawiasz?
-Powiedz mi Blaise- powiedziała przeciągle i zbliżyła się powoli do niego.- Co sobie myślałeś w chwili, gdy postanowiłeś to zrobić, co?- szepnęła i patrzyła na niego płonącymi oczami.
O co jej chodzi? Chyba nie o... zakład. Jeśli tak, to już jest martwy. Dosłownie.
-Czysta głupota- odpowiedział powoli.
Twarz Ginny zaczerwieniła się ze złości.
-I myślisz, że to zabawne, tak?- syknęła, patrząc mu wyzywająco w oczy.
I co jej odpowiedzieć? Z resztą, już i tak jest martwy, to co mu szkodzi...
-Noo, tak.
-Levicorpus (mogłam to zaklęcie źle napisac, ale zapomnialam, jak sie je pisze ;d ;/ ~ dop. Aut.)- warknęła, a Blaise zawisł w powietrzu głową w dół, jakby niewidzialny sznurek zawiązał się wokół jego kostki.
-Ruda!- warknął.
-Coś nie tak, Blaisiku?- zaszczebiotała.
-Nie wygłupiaj się i mnie postaw na ziemię!- krzyknął i zaczął się szamotać.
-Ale mnie to śmieszy- wydęła swoje usta i spojrzała na niego niewinnym wzrokiem.
-Zdejmij to zaklęcie, słyszysz?!
-Jak sobie chcesz- wzruszyła ramionami i machnęła krótko różdżką.
Blaise spadł z głośnym łoskotem na podłogę, przez co z jego ust uciekła wiązanka wyszukanych przekleństw.
-Wiesz, co? Żeby tak się wyrażać przy kobiecie, to naprawdę- pokręciła głową z dezaprobatą.
-Kobieto, ty mnie do grobu wpędzisz- jęknął, rozmasowując sobie plecy.
-Zasłużyłeś sobie na to! Trzeba było się nie zachowywać, jak pięciolatek! Jak mogłeś?- syczała, gestykulując rękoma.
-Przecież Hermionie się nic nie stało- próbował złagodzić jakoś sytuację.
-A co się miało jej stać?
Zabini na chwilę znieruchomiał. Czyli, o co chodzi Ginny? Bo chyba nie o ten zakład.
-Wiewiórka, o co ci chodzi?- spytał bardzo poważnie, opierając się rękoma o biurko.
-O tą stronę, którą zabrałeś z akt swojej matki.
Diabeł zrobił wielkie oczy. Przecież on nic takiego nie zrobił.
-Nie wiem, o czym ty mówisz, Ginny.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Jak to nie on, to kto?
Nagle zrobiło jej się słabo. Ona zostawiła to wszystko na widoku...
-Chodź. Szybko!- powiedziała i chwyciła chłopaka za nadgarstek, po czym pociągnęła go za sobą.
Gdy dotarli na miejsce, na miękkich nogach szła do swojego dormitorium.
-Poczekaj tu, bo i tak nie wejdziesz.
Ginny weszła po schodach i otworzyła drzwi drżącą ręką. Zajrzała do środka. Miała rację. Pokój wyglądał, jak pobojowisko. Wszystko było porozrzucane we wszystkie strony. Zakryła usta dłonią i omiotła pomieszczenie bacznym spojrzeniem.
Teczki nie było. Nigdzie. To znaczy, że ktoś ją zabrał. Ale to musiała być jakaś dziewczyna...
-Chyba nie tylko my próbujemy dowiedzieć się kim jest ta Jean Zabini, Blaise- powiedziała do chłopaka, który stał zaraz przy schodach.
~**~
Przepraszam, rozdzial mial byc dluzszy, ale nie wyrabiam sie z tym wszystkim x.x nauka mnie wykancza x.x i jeszcze tyle konkursow @_@ Mialam notke dodac jutro, ale stwierdzilam, ze obiecalam na dzisiaj. Wybaczcie mi, ale wene mam, tylko z czasem gorzej ;C  Jednak mimo to, mam nadzieje, ze wam sie podobalo ;> w nn opisze relacje matsy, harnsy, harmione i bedzie troche z perspektywy Matsa :>

wtorek, 10 grudnia 2013

29. "Transakcja wiązana"

Hej ;3
Zmieniłam szablon, bo tamten sprawiał dużo problemów >.< Poza tym, do tego mam sentyment i jest słoodki *u* :D 
Jestem okropna bo zapomniałam o czymś ważnym ;-; DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM OSOBĄ ZA ŻYCZENIA URODZINOWE (20.11) I IMIENINOWE (6.12) UWIELBIAM WAS <3
Zapraszam do czytania rozdziału 29. ;3
~**~
Ginny szamotała się jeszcze przez chwilę, jednak gdy to nie przyniosło żadnego efektu, dała za wygraną i się uspokoiła. Czuła, jak jej serce zaczyna bić z zawrotną szybkością, jakby miało zaraz wyskoczyć z jej piersi.
A co jeśli to ta sama osoba, która zostawiła tą dziwną wiadomość i laleczkę?
Na samą myśl o tym zrobiło jej się na przemian zimno i gorąco, więc ponownie spróbowała się wyrwać tej tajemniczej osobie, lecz nic to nie dało. Zdesperowana chciała ugryźć ową osobę w dłoń, ale ona, jakby to wyczuła, zbliżyła swoje usta do jej ucha i szepnęła:
-Myślałem, że Gryfoni są odważni.
Gin na chwilę znieruchomiała. Znała ten głos. Oczywiście, że to  t e n  głos, o którym myśli. Dziwne, że nie rozpoznała perfum chłopaka. Ale zamiast jej ulżyć, to wręcz zagotowało się w niej. Niby to niewinny żart, ale wcale nie był śmieszny! Co on sobie wyobraża? I jak on w ogóle śmie ją straszyć? Nie to, żeby się bała, ale... Okey, naprawdę się wystraszyła. Jakiś świr biega po Hogwarcie i wysyła ludziom jakieś głupie wiadomości, a na dodatek włamuje się do cudzych dormitoriów. To zdecydowanie jest usprawiedliwienie!
Gryfonka poczuła, jak ręce chłopaka z jej ust przenoszą się na jej talię i ciasno ją oplatają. Musiała przed samą sobą przyznać, że  n a w e t  jej się to podobało, ale niech wie, że z nią nie jest łatwo.
Jenak kiedy chciała nawrzeszczeć na Ślizgona, ten postanowił jeszcze trochę się z nią podroczyć, ponieważ oparł swoją głowę na jej ramieniu i co kilka chwil składał na szyi dziewczyny drobne pocałunki. Jego pełne, ciepłe i miękkie usta doprowadzały wrażliwą skórę Rudej do obłędu.
Płomiennowłosa westchnęła cicho. Czuła się fantastycznie. No ale cóż... Wszystko co dobre, zawsze się kończy.
Weasley'ówna zdecydowanym ruchem odepchnęła Blaise'a od siebie łokciem, co spotkało się z jednoczesnym syknięciem i jęknięciem chłopaka.
-Ginny!
Bursztynowooka uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała z rozbawieniem na Ślizgona. Nie ma lekko. Nie z nią. Szybko przybrała srogi wyraz twarzy i warknęła:
-Zwariowałeś?!
-Na twoim punkcie? Tak- odparł, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Wciąż rozmasowywał obolały brzuch.
-To wcale nie jest śmieszne, Zabini.- Piekliła się. Starała się ukryć zmieszanie.
To co, że wtedy, w dormitorium Malfoy'a, zachowywała się jak jakaś głupiutka piątoroczna. Teraz ma zamiar z powrotem być tą samą, niezależną i jedyną w swoim rodzaju Ginny Weasley.
-Nie mów mi, że się wystraszyłaś.- Zażartował i podszedł do Gin.
Dziewczyna już miała na początku języka zdanie ,, Oczywiście, że tak! Ktoś mi się włamał do dormitorium i zostawił w nim laleczkę voodoo na moje podobieństwo, więc chyba mam prawo!", ale szybko ugryzła się w język. Nie ma zamiaru mu o tym mówić. Z resztą, po co?
-Oczywiście, że nie. Po prostu nie mam humoru- odburknęła.
Kłamanie ostatnio bardzo dobrze jej wychodzi. Chyba za dużo czasu spędza z Blaise'm.
-Widzę właśnie- mruknął pod nosem.- Co jest?- spytał i ponownie chciał ją objąć, jednak ta go sprawnie wyminęła.
Nie tak szybko, Blaisiku.
-Za dużo rzeczy mam na głowie- odparła wymijająco.
Tak naprawdę to dręczyły ją dwie rzeczy. Ale Blaise mógł jej z jedną pomóc...
Czarownica spojrzała na niego z dziwnym błyskiem oraz uśmiechnęła się do niego uroczo, po czym zbliżyła się do chłopaka i położyła dłoń na jego ramieniu.
-Wiesz co, Diabełku? Mógłbyś mi z jedną rzeczą pomóc- szepnęła.
-Zamieniam się w słuch- odpowiedział, a jego oczy wręcz błyszczały.
Ruda uśmiechnęła się do siebie. Blaise jest na każde jej zawołanie.
-Musisz mi pomóc dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej Jean Zabini- kontynuowała. Poczuła, jak chłopak się spina. To chyba nie jest najprzyjemniejszy temat rozmów dla niego. Ale dlaczego?
-Jeszcze nie zostawiłaś tej sprawy?- spytał i chciał się od niej trochę odsunąć, jednak Ginny zareagowała od razu. Splotła ręce wokół jego szyi i przysunęła swoje usta do jego ucha.
-Proszę. Nie mów mi, że ciebie to nie interesuje- powiedziała.
-A co będę z tego miał?- Odwrócił twarz w jej stronę.
No tak, typowy Ślizgon. Zawsze musi dostawać coś w zamian.
Ginny przygryzła lekko dolną wargę. Co powiedzieć? Musi dać mu taką odpowiedź, na jaką on liczy. I nagle w jej głowie zapaliła się mała żaróweczka.
Panna Weasley przycisnęła swoje różane usta do ust Diabła. To była chyba jedyna prawidłowa odpowiedź. Kiedy chciała się od niego odsunąć, to on w tym samym momencie objął Rudą i przyciągnął ja bliżej siebie.
Dobra, może i Zabini całował dobrze, wręcz rewelacyjnie, ale ona nie da się tak łatwo! Ale też nie da rady go odtrącić. Zbyt wielka pokusa. Co tu zrobić, co tu zrobić?
-Dzień dobry, panno Weasley, panie Zabini.- Usłyszeli obok siebie radosny głos.
Szybko się od siebie oderwali i spojrzeli w stronę osoby, która im przerwała.
-Dzień dobry, profesorze Crake- bąknęła w odpowiedzi Ruda i zarumieniła się lekko.
-Och, nie przeszkadzajcie sobie- odparł i szybko odszedł, zostawiając zakłopotaną dwójkę samą.
-Malfoy, jak każdy Malfoy- mruknął Blaise pod nosem, tak aby go Gin nie usłyszała.
No, przynajmniej sama nie musi go odtrącać. Było miło. I tyle. Nic więcej...
Dziewczyna odwróciła się w stronę chłopaka. Musi zająć się tym wszystkim: akta i lalka. Nie ma teraz czasu na głupie droczenie się z Blaise'm. Spojrzała na bruneta. Jego oczy wciąż błyszczały od radości. Zastanawiała się teraz, czy ona również tak wygląda. Nie, przecież to na niej nie zrobiło,  a ż  tak wielkiego wrażenia. Miała wielu chłopaków, którzy równie dobrze całowali. Chyba...
-Muszę lecieć.- rzuciła krótko i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia.
Już była z powrotem na schodach, aby w końcu dojść do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, ale coś, albo raczej ktoś, ją zatrzymało. Diabeł złapał ją za nadgarstek i szybko odwrócił w swoją stronę, po czym przyciągnął ją do siebie. Ich nosy stykały się ze sobą, a oddechy zlewały w jeden. Ginny ze zdziwieniem patrzyła się w duże, brązowe oczy Blasie'a.
-Mówiłem ci, że się zemszczę, Wiewiórko- mruknął i ponownie pocałował Gin, tyle że tym razem nie marnował czasu.
Ruda na początku chciała od siebie odepchnąć chłopaka, ale w ostateczności odrzuciła od siebie tę myśl. Było jej dobrze. A to chyba najważniejsze.
***
Następny dzień nie zapowiadał się na najlepszy. Od rana ciężkie krople deszczu spadały z nieba, co było dziwne, ponieważ poprzedni dzień był bardzo słoneczny. Możliwe, że pogoda dorównywała humorom pewnych uczniów.
Hermiona stała na środku swojego dormitorium, aby ostatni raz omieść je spojrzenie. To niesprawiedliwe, że za taką głupotę została  u s u n i ę t a  ze stanowiska Prefekta Naczelnego. Coż... przynajmniej jest sprawiedliwość na tym świecie, bo Malfoy też został odwołany. Ale skoro profesor McGonagall tak pogrywa, to ona nie zamierza dłużej być wzorową uczennicą, panną Wiem-To-Wszystko-Granger. I tak nie ma już po co się starać. Może i dyrektorka próbowała im wmówić, że przywróci ich na stanowisko, ale ona nie jest głupia i wie, że jeśli prefekt zostanie raz odwołany to nie ma możliwości przywrócenia go z powrotem. Ten zadufany w sobie Ślizgon miał jeszcze szansę wrócić, bo był zawieszony, ale teraz... No nic, tak jak już wcześniej to sobie wymyśliła, zobaczymy kto wyjdzie na tym lepiej.
Na samą myśl o tym, co planuje zrobić, Hermiona uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Machnęła krótko różdżką, aby opróżnić szuflady. Raczej wszystko spakowała.
Gotowa zmierzała do drzwi łączących jeszcze jej dormitorium z łazienką, aby dostać się do dormitorium blondyna. W tej małej zemście właśnie  o n  będzie musiał jej pomóc. Kiedy otworzyła dębowe drzwi na oścież, to samo stało się po drugiej stronie.  Z n o w u.
-Widzę, że wyczucie czasu mamy niezawodne- powiedział i oparł się o futrynę, lustrując dziewczynę czujnym wzrokiem.
Czy on myśli, że  o n a  się załamie jakąś błahostką? Za czasów panowania Golden Trio spotykały ją gorsze rzeczy. O wiele gorsze.
-Masz rację.- Herm również oparła się, tyle że o chłodną ścianę.
Musi wtajemniczyć tą tlenioną fretkę w swój, hmm pomysł. Przy okazji może się dowie czegoś na temat tej głupiej Ognistej. Na Gin to jeszcze, ale na swojego przyjaciela nie ma co liczyć, sądząc z tego, jakim wzrokiem została wczoraj obdarowana przez Pansy Parkinson.
-Dziwne- powiedział chłopak, patrząc na nią uważnie.
Miona wróciła duchem do rzeczywistości i spojrzała na niego, unosząc jedną brew do góry.
-Dziwne, że się nie załamałaś tym, czy coś. Przecież taka wzorowa uczennica, panna...- Chciał jej dopiec, ale dziewczyna go uprzedziła.
-Wiem-To-Wszystko-Granger. Tak, słyszałam to już chyba milion razy. I w większości od ciebie, Malfoy. Chociaż muszę przyznać, że to trochę coś innego, bo zazwyczaj dodawałeś do tego wszystkiego słowo szlama- odparła. Obserwowała lekkie zmieszanie na twarzy arystokraty. Czyżby  t e n  Ślizgon poczuł się niezręcznie? Eh, Hermiono musisz być miła. Mimo wszystko.- Mam małą... propozycję- powiedziała niby od niechcenia.
Draco wyraźnie się zainteresował. Wlepił w nią pytające spojrzenie.
-Chcę... przekazać profesor McGonagall wiadomość, co myślę na temat jej decyzji, ale tak, żeby się jeszcze raz zastanowiła, czy dobrze zrobiła.- Na jej usta wpłynął szeroki uśmiech.
Nie ma zamiaru zachowywać się jak jakaś rozkapryszona dziesięciolatka, która nie dostała tego, czego chciała i dlatego krzyczy na głos w sklepie. Nie. Po prostu chce wyrazić swoje zdanie na ten temat. Wie, że nic z tym nie zrobi, ale nic jej nie szkodzi. A miała bardzo dobry kontakt z Fredem i Georgiem, więc to i owo umie.
-Wiadomość, czyli uprzykrzanie jej życia przez pewien czas.- Raczej stwierdził, niż zapytał. To do niej nie podobne. Chociaż kto wie. Nie zna jej. Jeszcze.- W porządku, mogę ci... pomóc, Granger. Ciekaw jestem co wymyśli kujonka- odparł w końcu. Naprawdę go to interesowało. A na dodatek  m u s i  zacząć iść do przodu z zakładem, bo go przegra. A to po prostu  n i e  wchodzi w grę.
-Serio? Od razu się zgadzasz?- spytała. Coś tu jest nie tak.
-Granger, chyba zapomniałaś, że jestem Ślizgonem.- Jego oczy jakoś tak dziwnie zabłyszczały.
-Uwierz mi, nie da się o tym zapomnieć- burknęła pod nosem.
-No to w takim razie czekam na wskazówki. Do zobaczenia, Granger- rzucił na odchodne i wrócił do swojego dormitorium, zapewne po kufry.
-Tak, do zobaczenia, Malfoy- powiedziała do siebie i również się odwróciła z zamiarem wyjścia.
***
-Proszę wasze odznaki prefektów.
Profesor McGonagall wyciągnęła rękę przed siebie i czekała, aż dostanie to na co czekała.
Hermiona i Draco w tym samym momencie wyłożyli na otwartą dłoń kobiety małe plakietki, co spowodowało zderzenie się ich dłoni. Miona odruchowo ją cofnęła, jednak Draco w ogóle na to nie zareagował. Nie kwapił się, aby ją cofnąć, a przecież dotknął szlamy, Gryfonki, Hermiony Granger.
Dyrektorka schowała owe przedmioty do kieszeni swojej szaty i spojrzała na swoich uczniów smutnym wzrokiem. O co jej chodzi? Najpierw wścieka się, jakby co najmniej zniszczyli połowę szkoły, a nie nie powstrzymali nieuniknionej bójki, a teraz patrzy się na nich, jakby spotkała ich największa niesprawiedliwość. No, tak w sumie jest.
-Przykro mi, wiecie o tym- powiedziała, jakby czytała Hermionie w myślach.
Czekoladowooka spojrzała na nią pełnym zaciekawienia wzrokiem. Ta kobieta jest naprawdę bardzo trudna do zrozumienia. Ale może to cecha typowo gryfońska, kto wie?
-Oczywiście- odparł Malfoy z nutką ironii, lecz nauczycielka udawała, że tego nie dostrzegła. Czy ona serio myśli, że oni jej wierzą?
-Kto zajmie nasze miejsce?- spytała Herm. To ją bardzo ciekawiło. Przecież oni są jednymi z najlepszych uczniów, których krąg jest niewielki.
Profesorka wyraźnie się zmieszała, bo nie wiedziała gdzie podziać wzrok.
Czyżby nie mieli nikogo na zastępstwo?
-Dowiecie się w swoim czasie- odpowiedziała niemrawo.
Minerva McGonagall zachowywała się zupełnie inaczej niż wczoraj. Dzisiaj była trochę rozkojarzona i osłabiona. Zupełne przeciwieństwo wczorajszej stanowczej i zdenerwowanej nauczycielki.
-Pani, panno Granger przeniesie się do panny... Patil i koleżanek dzielących z nią dormitorium, a pan panie Malfoy do swoich przyjaciół- pana Bella, Nott'a- dopowiedziała.
-Dziękujemy za współpracę, pani profesor- odparła dziarsko Herm, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła na lekcje.
Zrobiła kilka kroków, czekając aż posypią się jakieś uwagi, czy coś, ale nic takiego się nie stało.
Czyli jest dobrze, pomyślała.
I z tą myślą kontynuowała drogę do klasy z wesołym uśmiechem.  Po chwili obok niej pojawił się blondyn, który był chyba pełen zdziwienia. Dziewczyna zerknęła na niego. Tak, to może być ciekawe.
-Co taki zdziwiony?- spytała w końcu.
Smok uniósł lekko kąciki do góry. Granger to chyba najtrudniejsza do zrozumienia kobieta, z jaką miał styczność. Ciekawe, jak to dalej się potoczy.
-Po prostu nie spodziewałem się tego- wzruszył ramionami.
-A to czemu?- Teraz naprawdę ją to zaciekawiło. Czy ona wygląda jak jakaś dziewczynka z dwoma warkoczykami na środku głowy, która w odpowiedzi na każde pytanie kiwa energicznie głową? No chyba nie...
-No nie wyglądasz na taką.
-A na jaką wyglądam?- spytała. Uwielbia droczyć się z ludźmi.
Draco zmarszczył czoło. Czy ona z nim próbowała flirtować? Merlinie, ta szkoła oszalała! To on miał ją poderwać, ale przez zakład. Tak to nigdy nie zwrócił by uwagi na szlam... Tfu! Mugolke Granger. Jak to ciotka Bella zawsze mu powtarzała "Szlamy to mugole z kijem w ręce i nic więcej." Miał zamiar się tego trzymać do końca, ale czasami zasady trzeba trochę nagiąć. Na przykład podczas zakładu.
-Na potulną kujonicę- powiedział i obserwował reakcję Gryfonki.
Dziewczyna w odpowiedzi prychnęła głośno. Wcale tak nie wygląda! Owszem, uczy się pilnie, może i była ulubienicą nauczycieli, ale ona to robiła po to, aby udowodnić wszystkim, że dzieci mugoli są tak samo utalentowane, co dzieci arystokratów.
-Też mi co- burknęła i przyspieszyła kroku.
Smok bez problemu ją dogonił. Mimo wszystko wiedział, że ta szatynka jest bardzo odważna. W końcu to ona pomogła zniszczyć Czarnego Pana oraz brała czynny udział w akcjach Golden Trio Gryffindoru. Świat magii jest taki niesprawiedliwy.
-O, znalazłeś swoją różdżkę.- Pokazała na kieszeń spodni od mundurku.
Malfoy od razu przypomniał sobie tą dziwną wiadomość. Kto ją przysłał? Do dormitorium Blaise'a na pewno może wejść tylko Ślizgon. No albo Ślizgonka. Musi czegoś poszukać na ten temat. Ale sam za wiele nie znajdzie. W końcu już nie mają dostępu do Działu Ksiąg Zakazanych. Tak, zdecydowanie świat magii nie jest sprawiedliwy.
-Taa, powiedzmy- mruknął. Ma pewne podejrzenia, kto za tym stoi, ale musi to obgadać z Matsem.
-Gdzie była?
-Granger, czy ty musisz zadawać tyle pytań? Korytarz się jeszcze nie skończył!
-Po prostu jestem ciekawa.- Przewróciła oczami i postanowiła się już nie odzywać.
Zaczął jej się przypominać szlaban. Czytała jakąś książkę o jakimś eliksirze, a potem poczuła się słabo. Spojrzała przed siebie i zobaczyła osobę ubraną na czarno. <kojarzyć fakty ! ~dop. Aut.> I potem pustka. A to dziwne, bo ona zawsze wszystko pamięta. Nawet jak czegoś nie chce.
-Co się stało ostatnio na szlabanie?- Podniosła wzrok na lekko zdziwionego chłopaka.
-Nie pamiętasz?
-Gdybym pamiętała, to bym się ciebie nie pytała- warknęła. Ona  n i e n a w i d z i ł a  nie wiedzieć.
-Zemdlałaś i takie tam.- Machnął ręką lekceważąco. Ta rozmowa nie nadaje się do tego, aby była przeprowadzana na korytarzu.
Hermiona zmierzyła go poirytowanym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Po chwili znaleźli się w klasie od Eliksirów.
-Miło, że dołączyliście- przywitał ich nauczyciel.
-Byliśmy z profesor McGonagall, profesorze- odpowiedziała Herm. Nie miała zamiaru być bezczelna wobec tego nauczyciela, bo go naprawdę polubiła, tylko ma zamiar być bezczelna w stosunku do eliksirów. A to różnica.
-A tak.- Chrząknął i spojrzał z zakłopotaniem na dwójkę uczniów.- Zajmijcie miejsca.
No to zaczynamy plan "Powtórka z Umbridge".
~**~
Przepraszam, że się spóźniłam i że krótko, ale u mnie z czasem jest strasznie >.< Ja się dziwię, że serio coś dodałam- nawet jeśli to tylko tyle- bo na nic nie mam czasu. Nauka, siatkówka, angielski, konkursy, pisanie, czytanie i inne pierdoły @_@ Merlinie, pomóż! Przepraszam jeszcze raz, rozdział kompletnie inny niż chciałam, ale stwierdziłam że nie mam czasu i rozdział nie będzie długi, dlatego nie chcę nic zaczynam ;/ Ale mam nadzieję, że wyobraźnia podpowie wam co będzie się działo w kilku najbliższych rozdziałach i mi wybaczycie :3 Przepraszam raz jeszcze! Aaa i wskazówek też nie zdażyłam umieścić >.< Ale dwie są :3
Przepraszam, buziaki! :*

niedziela, 1 grudnia 2013

28. Zmiany na lepsze, czy na gorsze?

Hej! 
Ja nie wiem o co wam chodzi z tą Ginny, ale zaklęcie w nią nie uderzyło. Prawie, ale nie :D "-Co tu się dzieje?- Usłyszała za sobą głos i w ostatniej chwili zobaczyła, jak pomarańczowe światło zostało odbite, a lekko przestraszona Astoria wyminęła szybko tą dwójkę i zniknęła za korytarzem." Widzicie? :D 
Widzę, że nie tylko ja nie mam czasu :D Obiecuję, że nadrobię wszystkie wasze blogi, ale najpierw niech bd miała przynajmniej jeden dzień wolny od sprawdzianów czy konkursów >.<
Okey, zapraszam do czytania 28.! :3
~**~
 Bell niewiele myśląc sięgnął po różdżkę i machnął nią w stronę Gryfona.
Wzrok wszystkich obecnych od razu przeniósł się na tę dwójkę uczniów.
Pansy pisnęła głośno i nie wiedząc co robić, szarpnęła mocno przyjaciela za rękaw, aby odsunąć go jak najdalej od McPersowa, Draco i Blaise szybko znaleźli się przy przyjacielu i powstrzymywali go przed zrobieniem kolejnej głupiej rzeczy, Hermiona i Harry podeszli trochę bliżej, aby w razie czego przyłączyć się do interwencji, Ron, który przed chwilą przyszedł, od razu stanął po stronie "przyjaciela" i był gotów, aby w każdej chwili go bronić, Astoria kłóciła się zajadle z Ginny o wczoraj, jednak tym razem obyło się bez rękoczynów, reszta uczniów z ogromnym zainteresowaniem przyglądała się całej tej scenie, nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią postanowiła zobaczyć, jak potoczy się to wszystko dalej, natomiast sam zainteresowany patrzył na szatyna z pobłażaniem.
Ben wyciągnął  s w o j ą  r ó ż d ż k ę, tę którą  m i a ł  M a l f o y, bo  M a t s  mu ją  z a b r a ł  i machnął nią krótko, aby odbić zaklęcie.
Zdziwiony szatyn stał chwilę nieruchomo i patrzył się to na Smoka to na Gryfona, aby cokolwiek zrozumieć.  Skąd on miał tą różdżkę? Przecież ona leżała w dormitorium Draco, czyli on  n i e  m ó g ł  mu jej zabrać. Hasło znają tylko niektóre osoby, a Gryfon na pewno nie złamałby zabezpieczeń.
Mats postanowił w końcu dać ujście swoim negatywnym emocjom wobec McPersowa, które dusił w sobie od wakacji i niewiele myśląc, upuścił swoją różdżkę na marmurową posadzkę, aby rzucić się z pięściami na szatyna.
Nieprzygotowany na taki obrót akcji Gryfon od razu dostał pierwszy celny cios w nos, który przez te dwa tygodnie wiele ucierpiał. Strużka krwi od razu z niego wypłynęła, brudząc mu jednocześnie mundurek w barwach Gryffindoru. Jednak drugiego ciosu uniknął i sam postanowił atakować. Z całych sił uderzył Ślizgona w okolice prawego oka, rozcinając mu tym samym łuk brwiowy. Mats nie pozostawał mu dłużny i ponownie się na niego zamachnął.
Jak to możliwe, że nauczycielka stała obok i się temu wszystkiemu przyglądała? Przecież ona powinna zareagować. Co się dzieje z tymi wszystkimi nauczycielami?, myślała gorączkowo Hermiona.
Draco i Blaise najpierw chcieli ich rozdzielić, ale po chwili spojrzeli na siebie, takim wzrokiem, który mówił "Niech się trochę poobijają, może im ulży.". Jednak Pansy postanowiła coś z tym zrobić.
Czarna podeszła do przyjaciela, który w tym momencie wycierał krew z pękniętych ust i próbowała go odciągnąć od Gryfona, stając pomiędzy nimi.
-Mats, daj spokój. Chodź- powiedziała błagalnym głosem.
Ślizgon spojrzał na nią i jego wyraz twarzy od razu się zmienił. Rysy mu złagodniały, a wzrok nie ciskał piorunami. Chłopak westchnął i rzucił szatynowi ostatnie nienawistne spojrzenie, po czym rzucił mu na odchodne z jadowitym uśmiechem:
-Skoro taki chętny jesteś do bicia, McPersow, to czemu wtedy nie broniłeś tak rodziny?- Domyślał się, jaki  t e n  Gryfon może mieć żal do niego, Diabła, Smoka, Pansy, Hermiony i Potter'a.
Najwyraźniej zielonooki Ślizgon powiedział za dużo, bo to zdanie spowodowało, że Ben wręcz kipiał złością i rzucił się ponownie na Matsa, tym samym odpychając Pans, która upadła na posadzkę, a kilka kroków od niej jej przyjaciel.
Harry od razu znalazł się przy Ślizgonce i pomógł jej wstać. Dziewczyna była tak zdziwiona tym, co się przed chwilą stało, że nawet zapomniała nakrzyczeć na biednego Wybrańca, że ośmielił się do niej podejść. Ale szybko doszła do siebie.
-Umiem sama wstać- syknęła i odeszła od niego, jak najdalej tylko się dało, zostawiając zdziwionego chłopaka samego sobie.
Ginny, która kłóciła się z Astorią, uznała, że najwyższy czas w końcu wkroczyć do akcji, biorąc pod uwagę, że Blaise i Draco nie byli za bardzo zadowoleni z tego, jak została potraktowana ich przyjaciółka. Ruda szybko znalazła się przy Diable i zastawiła mu drogę, tak aby nie mógł przejść.
-Wiewiórka, przesuń się- warknął już zły i próbował przesunąć dziewczynę w bok, jednak ta szybko strzepała jego ręce i powiedziała takim samym tonem, jakim często pani Weasley karciła bliźniaków, gdy coś przeskrobali.
-A tylko spróbujesz.
Jednak to chyba nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, bo ponownie próbował ominąć najmłodszą latorośl Weasley'ów.
Płomiennowłosa nie wiedziała już co robić, więc wdrapała się Blaise'owi na stopy, uniemożliwiając mu dalszą wędrówkę. (hehe, ja tak robiłam mojemu tacie, jak nie chciał mi czegoś kupić, jak byłam mała :D ~dop. Aut.)
Jednak bursztynowooka  zapomniała, że Blaise ma przyjaciela, który był bardzo wyczulony na takie typu akcje z kobietami.
Malfoy wyciągnął różdżkę z kieszeni i już miał wypowiedzieć zaklęcie, kiedy nagle magiczny patyk wyleciał mu z ręki. Zdziwiony i zdenerwowany spojrzał w drugą stronę i zauważył drobną, kasztanowłosą Gryfonkę, która z cwanym uśmieszkiem trzymała w jednej ręce jego różdżkę, a w drugiej swoją.
-Granger! Oddawaj mi różdżkę!- warknął zły w jej kierunku.
Hermiona podeszła do niego, aby nie drzeć się na cały korytarz i powiedziała surowym głosem:
-Malfoy, jesteś prefektem. I to naczelnym. Zachowuj się, tak, jak na niego przystało- syknęła. Ona miała już zdecydowanie dość problemów na głowie. Nie miała zamiaru mieć na głowie kolejnego problemu. Tak, Malfoy to problem. Uważała teraz na każdą osobę, która niedawno nawiązała z nią znajomość, bo ten sen był dość realistyczny.
-Jestem zawieszony w jego obowiązkach, więc co mi szkodzi- syknął i wyminął Herm.
Oburzona tym faktem Miona odwróciła się i złapała blondyna za rękaw szaty.
Stalowooki spojrzał na nią zirytowany.
-Granger, puść mnie.- Zirytował się.
-Nie.
-Trudno.- Posłał jej dziwne spojrzenie i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą Hermione, która z całych sił opierała się i próbowała zaprzeć się nogami, aby chłopak nie dał rady zajść za daleko.
-Granger!- warknął już zły i zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć na nią morderczym wzrokiem.
-Wiem, jak się nazywam- zacytowała go z wrednym uśmiechem. Oddychała szybko, ponieważ ta akcja była dosyć męcząca.
Kąciki ust Tlenionego lekko zadrgały, gdy to usłyszał. Może ten zakład okaże się w miarę ciekawy.
-Nie puścisz mnie?- spytał zrezygnowany.
-Nie.- Pokręciła energicznie głową.
-W takim razie zobaczymy, czy dam radę nawet z tobą uwieszoną na moim ramieniu.- Westchnął i ponownie ruszył przed siebie, tym samym ciągnąc za sobą Gryfonkę z kwaśną miną.
Hermiona znowu próbowała stawiać opór, jednak tym razem Malfoy chyba włożył w tą "wyprawę" więcej siły, bo jej stopy mimowolnie sunęły gładko po marmurowej posadzce.
-Malfoy, zatrzymaj się!- pisnęła Herm, bo zaczynali się już zbliżać do Bena i Matsa, którzy bili się zajadle.
Ta scena musiała wyglądać komicznie dla pobocznych obserwatorów. Ginny stała na stopach Blasie'a, Draco ciągnął za sobą zdesperowaną Hermionę, Pansy stała z boku z ramionami założonymi na piersiach i posyłała mordercze spojrzenie Harry'emu, który postanowił wybawić przyjaciółkę i złapał ją w pasie, aby Draco nie mógł zajść dalej, a nauczycielka opierała się o ścianę i patrzyła na to wszystko z głową przechyloną na bok.
-Granger, ile ty ważysz?- spytał zniecierpliwiony Malfoy i odwrócił się w stronę kasztanowłosej.- Potter. Możesz ją wziąć stąd?- zapytał z nadzieją w głosie.
Harry spojrzał najpierw na przyjaciółkę, która utkwiła w nim takie spojrzenie, że nawet nie miał zamiaru się zgodzić, a potem na Ślizgona, którego spojrzenie dorównywało spojrzeniu Herm.
Nim jednak brunet zdążył coś odpowiedzieć, wszyscy spojrzeli w stronę Matsa i Bena, którzy teraz wyglądali, jakby mieli się zaraz pozabijać.
-Skoro ty też jesteś taki chętny do bójki, to czemu wtedy nie obroniłeś tej puszczalskiej Victorii, co?- zapytał z taką drwiną w głosie, że sam Snape, by się jej nie powstydził.
No i znowu. To zdanie wywołało jeszcze większe poruszenie, niż wcześniejsza wypowiedź Bella.
Twarz Malfoy'a zrobiła się najpierw przerażająco blada, jednak potem przybrała ostre rysy, a w jego oczach tańczyły iskierki rządne rozlewu krwi. Blondyn zawtórował przyjacielowi i również ruszył w stronę McPersowa, aby dać mu coś od siebie.
Dwójka Gryfonów zareagowała od razu. Harry złapał go za jeden rękaw, a Hermiona za drugi. W takim stanie, Malfoy na pewno sprawiłby, że Ben poleżałby przez pewien czas w Skrzydle Szpitalnym, jak nie w Mungu.
-Czego wy się tak mnie doczepiliście?!- warknął w ich stronę, doprowadzony wręcz do białej gorączki.
-Malfoy, uspokój się, dobrze ci radze. Inaczej cię sparaliżujemy.- Potter próbował jakoś złagodzić sytuację.
Draco wręcz trząsł się ze złości, ale postanowił spróbować się uspokoić.
Przyjaciele z Domu Lwa odetchnęli lekko i z szeroko otwartymi oczami, patrzyli na to co się działo wewnątrz kręgu ciekawskich uczniów.
Mats zrobił się wręcz purpurowy ze złości. Jak on śmie nazywać Vi puszczalską?! Nie ma takiego prawa! Nawet nie ma podstaw do takiego osądu! Przecież to  o n   j ą  uwiódł nie ona jego!
Bell niewiele myśląc rzucił się w stronę Gryfona i zaczął zadawać mu celne ciosy gdzie popadnie.
-Nie waż się przy mnie obrażać Victorii- wycedził i ponownie trafił go we wcześniej złamany nos.- Nie waż się nigdy więcej uderzyć jakiejkolwiek kobiety, rozumiesz? Hermiona i Pansy były ostatnie.- Ponowny cios, który tym razem nabił mu niezłe "limo" pod okiem.- Nie waż zbliżać się do którejkolwiek z nich, jasne?- warknął i uderzył go prosto w brodę, tak mocno, że Ben zachwiał się niebezpiecznie.
Jednak szatyn się nie przewrócił. Złapał równowagę i chyba znudził mu się mugolski sposób walki, bo machnął szybko różdżką, z której wyleciał czerwony snop światła, trafiając Bella w sam środek torsu.
Mats ugodzony zaklęciem, odleciał do tyłu, natrafiając tym samym na zimną ścianę, po której się osunął.
-Mats!- pisnęła Pansy i ruszyła w stronę przyjaciela.
Zielonooki nie chciał być mu dłużny, dlatego uczynił dokładnie to samo, co Gryfon, tyle że z tą różnicą, że użył innego zaklęcia.
-Sectusempra- mruknął, tak cicho, żeby tylko on mógł usłyszeć zaklęcie.
Ale ono nie trafiło w Gryfona. Odbiło się o tarczę, którą ktoś przed chwilą wyczarował.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli nauczyciela Eliksirów, który był bledszy niż zwykle.
-Chyba już dość, nie sądzicie?- sarknął i omiótł korytarz szybkim spojrzeniem. Zatrzymał go na nauczycielce od Obrony Przed Czarną Magią.- Profesor Calermay, czemu pani ich wcześniej nie uspokoiła?- spojrzał na nią uważnie.
Nauczycielka wystąpiła kilka kroków do przodu, jakby to ona była wszystkiemu winna. Jej brązowe oczy patrzyły ze spokojem na kolegę z pracy.
-Przed chwilą przyszłam, Maronie- odpowiedziała niewinnie.
Gdzieś po drugiej stronie "kręgu " dało się słyszeć głośne prychnięcie, a Hermiona już otwierała usta, żeby głośno powiedzieć, jak było naprawdę, jednak czyjaś przyjemnie chłodna ręka je zatkała. Oburzona spojrzała na Malfoy'a, który w odpowiedzi pokręcił tylko głową na znak dezaprobaty.
-A gdzie są prefekci?- spytał chłodno i wodził wzrokiem wśród uczniów, aby znaleźć Hermione i Draco.
Wcześniej wymienieni trochę się zgarbili, aby nie było ich widać. Ale gdy podnieśli wzrok, zobaczyli że wszyscy przesunęli się na prawo, bądź lewo, tym samym ukazując ich profesorowi.
-Panno Granger, pani chyba tu była od samego początku, więc czemu pani nie zareagowała?- spytał, ale jego wzrok był utkwiony w bratanku.
Herm zadrgały niebezpiecznie nozdrza. Jak to nie zareagowała? A kto powstrzymał Malfoy'a przed dokonaniem mordu?
Chciała już odpowiedzieć, jednak zdała sobie sprawę, że ręka blondyna wciąż zasłania jej usta. Poczuła, jak jej policzki płoną. Szybko zrzuciła rękę chłopaka i postanowiła w końcu  odpowiedzieć na pytanie Mistrza Eliksirów.
-Byłam, ale pilnowałam, aby nie rozpoczęła się większa bójka- odpowiedziała bez drgania głosu. Mówiła prawdę, przecież gdyby nie trzymała Malfoy'a, to ten również rzuciłby się z pięściami, jak nie z różdżką na Bena.
-Ale chyba nie wystarczająco skutecznie, prawda?- spytał, po czym odchrząknął i kontynuował.- Panno Parkinson, proszę pomóc wstać panu Bellowi, bo pójdzie ze mną. Pan, panie McPersow też. Prefekci Naczelni również idą z nami.
***
Na skórzanym fotelu siedziała starsza kobieta, która miała włosy upięte w ciasnego koka, a jej oczy miały tak surowy wyraz, jak nigdy.

Minerva McGonagall oparła podbródek na splecionych palcach dłoni. Myślała, że skoro to jest ostatni rok pewnych uczniów, to w szkole będzie w miarę spokojnie. Ale się myliła. Bo przecież zawsze któreś z Golden Trio musi narozrabiać. Tylko częściej i tak padało na Pottera, a nie na Granger.
-No słucham, co macie mi do powiedzenia?- spytała i utkwiła surowe spojrzenie w czwórce uczniów siedzącej przed nią.
Nikt się nie odzywał. Ben siedział wyprostowany i bardzo pewien siebie, Mats zaciskał mocno usta, nie chciał, żeby aż tak go poniosło, Draco patrzył się na jakiś niewidzialny punkt za nauczycielką, a Hermiona ze spuszczoną głową siedziała potulnie na swoim krześle.
-Czyli mam rozumieć, że nie doczekam się od was żadnych wyjaśnień?- spytała ponownie.
Odpowiedziało jej milczenie. Nie chcieli nic mówić, bo jeszcze bardziej mogliby się pogrążyć.
Nauczycielka odczekała chwilę, a kiedy zdała sobie sprawę, że rzeczywiście nie usłyszy żadnych wyjaśnień, westchnęła i powiedziała lekko monotonnym głosem:
-Slytherin traci za pana, panie Bell dwadzieścia pięć punktów za bójkę, za pana, panie Malfoy dziesięć, ponieważ nie wywiązał się pan z obowiązków prefekta naczelnego...
-O ile się nie mylę, to jestem zawieszony w jego prawach, więc nie mogłem wykonywać jego obowiązków, pani dyrektor.- Przerwał jej. Może i powinien ich rozdzielić, ale to naprawdę nie należało do jego obowiązków.
McGonagall otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale je zamknęła. W tym momencie wyglądała jak ryba wyjęta z wody. Na twarzy blondyna zagościł triumfalny uśmiech, który szybko zniknął.
-W takim razie, będzie pan musiał opuścić swoje prywatne dormitorium, panie Malfoy- odpowiedziała nauczycielka Transmutacji.
No takiego obrotu spraw Draco się nie spodziewał. Jak to  o p u ś c i ć?  Przecież on miał odzyskać swoją odznakę w listopadzie. Ona nie może mu odebrać tego dormitorium. Nie może, prawda?
-Ale...- Smok chciał się jakoś wykłócać o nie, ale nie przychodziło mu nic konkretnego do głowy.- Kto w takim będzie drugim Prefektem Naczelnym? Oprócz mnie najlepiej uczy się Mats, ale on chyba odpada w takim razie i Theodor, ale on na pewno nie przyjmie tego stanowiska- odpowiedział ze spokojem wymalowanym na twarzy.
-Panie Malfoy, ale drugi Prefekt Naczelny nie musi należeć do Slytherinu.
Po tym zdaniu, blondyn już się nie odzywał.
-Minervo, chyba nie trzeba mu odbierać tego przywileju. Przecież ma odznakę zabraną tylko na pewien okres czasu.- Wtrącił się profesor Crake. W końcu musi ratować swojego bratanka i tym samym podopiecznego.
-Maronie, rozumiem, że bronisz swojego bratanka, jednak prosiłabym cię, abyś spojrzał na to bezstronnie- powiedziała twardym głosem.
Teraz to nauczyciel Eliksirów zamykał i otwierał usta.
Stalowooki patrzył na starszą czarownicę nienawistnym wzrokiem, natomiast Hermiona uniosła głowę i z szeroko otwartymi oczyma spoglądała to na Malfoy'a to na... Malfoy'a? Mats również spojrzał zdziwiony na dyrektorkę, bo o ile dobrze pamiętał, to   n i k t  nie miał się dowiedzieć o tym, że ci dwaj są spokrewnieni. Taki był warunek, żeby wujek Smoka przyjął to stanowisko.
-Cóż, w takim razie ukarz też Gryffindor, skoro mówimy o bezstronności- odparł chłodnym głosem. Teraz było widać, że należy do rodu Malfoy'ów.
-No dobrze- odpowiedziała zrezygnowana. Gryffindor traci za pana, panie McPersow, piętnaście punktów, a za panią, panno Granger, dziesięć. I...- Nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerwała jej Miona.
-I?- pisnęła. Przecież ona nie zrobiła nic złego! Spojrzała na opiekunkę jej domu. Porofesor McGonagall nie zachowuje się tak. Nigdy nie odebrałaby Malfoy'owi tego głupiego dormitorium, skoro jest tylko zawieszony i nigdy nie ujawniła tej tajemnicy. Ale nic w jej wyglądzie nie sugerowało, że coś jest nie tak. Chociaż może jej oczy były trochę inne niż zawsze, ale pewnie jej się tylko wydaje.
-I jestem zmuszona do tego, aby panią również wycofać póki co ze stanowiska Prefekta Naczelnego- dokończyła.
Hermiona zamarła. Jak to  w y c o f a ć? Przecież ona była wzorową uczennicą, przeważnie nie sprawiała żadnych problemów. Poza tym, powstrzymałaby tą bójkę, gdyby nie pilnowała Malfoy'a, aby nie rozpoczął kolejnej!
Draco i Mats byli pewni, że ich szczęki z głośnym łoskotem uderzyły o olchowe panele. Przecież to jest Granger. Hermiona Granger, wzorowa uczennica Gryffindoru, największa kujonka od czasów Roveny Ravenclaw, jak można kogoś takiego wycofać ze stanowiska przez zwykłą bójkę?
Nie do końca o to mi chodziło. pomyślał nauczyciel.
-Ale, pani profesor, to była zwykła bójka... Ja nawet nie brałam w niej udziału!- Hermiona starała się coś wskórać.
-Panno Granger, zadaniem Prefekta Naczelnego jest przede wszystkim pilnowanie porządku w szkole, a to chyba nie wyszło pani za dobrze, prawda? Zgodzi się chyba pani ze mną, że Prefektem Naczelnym musi być osoba, która da radę wszystkiemu stawić czoło.- Nauczycielka spojrzała jej prosto w oczy. Teraz Herm była pewna, że coś z nimi jest nie tak.
-Ale to była zwykła bójka!- zawołała już nie wiedząc, jakich argumentów użyć.
-Właśnie. Nie umiała pani zapanować nad zwykłą bójką w mugolski sposób, a co by było, gdyby to było coś poważniejszego? Także rozumie mnie pani. Macie czas do jutra, żeby opuścić wasze dormitoria i wprowadzić się do poprzednich. A teraz was żegnam- odparła i wskazała im drzwi.
-Nie zrobiłaś się trochę za ostra, Minervo?- spytał Maron i już zmierzał za czwórką uczniów do drzwi.
-To ty, Maronie nie potrafisz zapanować nad swoimi Ślizgonami- odparła kobieta.
Po chwili każde z nich znalazło się już za drzwiami prowadzącymi do gabinetu dyrektora.
Ben poszedł w zupełnie inną stronę, co jakoś szczególnie im nie przeszkadzało.
Mats miał ogromne wyrzuty sumienia. Gdyby zapanował nad swoimi emocjami, to Hermiona i Draco nie mieliby teraz takich nieprzyjemności. Ale nie mógł stać bezczynnie, kiedy ten Gryfon jak gdyby nigdy nic przyszedł sobie na lekcje, bez jakichkolwiek śladów po jego zaklęciu.
-Hermiono, przepraszam. Nie wyszło tak, jak chciałem- szatyn zwrócił się do dziewczyny, która szła po jego lewej stronie.
Jej obcasy stukały miarowo o marmurową posadzkę, dzięki czemu echo roznosiło się po całym korytarzu. Czekoladowooka nie wyglądała, tak jakby się tym wszystkim szczególnie przejęła. To chyba dobrze, prawda?
-W porządku- odparła i wzruszyła ramionami.
-Serio, taka prymuska nie przejęła się tym, że nie jest już Prefektem Naczelnym?- spytał Malfoy.
Bell posłał mu surowe spojrzenie, jednak jego przyjaciel nic sobie z tego nie zrobił.
-Skoro ona mnie usunęła z tej funkcji to ja nie mam zamiaru dłużej być Wiem-To-Wszystko-Granger. Zobaczymy kto się na tym bardziej przejedzie- odparła i uśmiechnęła się do nich tajemniczo.
***
Była już pora lunchu. Zaraz po tym jak opiekun Domu Salazara zabrał ze sobą Hermione, Bena, Matsa i Draco dzwonek właściwie od razu zadzwonił, więc mieli czas wolny. Myślała, że przyjaciółka zaraz wróci, ale jej nie było. Minęły dwie następne lekcje, a nadal nikt nie wrócił. Dlatego Ginevra siedziała sama przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali.
Ruda dłubała widelcem w swojej sałatce z pieczoną dynią i cieciorką, błądząc myślami wokół tej dziwnej laleczki.
Kto jej to podłożył? I w jakim celu? I dlaczego Malfoy też dostał jakąś dziwną wiadomość? Co to może znaczyć? Czy to, co sugerował Blaise, że ktoś najwyraźniej chce skrzywdzić kilku uczniów jest prawdą? Ale kto i po co miałby to robić? Przecież ona nie naraziła się nikomu. No chyba, że Śmierciożercą, ale ich już nie ma. I ta wiadomość jej nie dawała spokoju. "Diabeł tkwi w szczegółach." Co to może znaczyć? I dlaczego ona znalazła tą straszną laleczkę w chwili, gdy z jej pokoju zaginęły akta? Ta wiadomość miała sugerować, że to Blaise zabrał te dokumenty? Ale przecież ona się już upewniła, że to nie był on. Więc kto? Albo ktoś specjalnie chciał zasugerować, że ma podejrzewać Zabiniego, aby ich skłócić. UGH! Za dużo myśli.
Panna Weasley energicznie potrząsnęła głową, aby wyrzucić te natrętne myśli.
Ale to nie takie proste. Ktoś też próbuje się dowiedzieć kim jest Jean Zabini i najwyraźniej ta osoba nie jest zadowolona z tego faktu, że ona i Diabeł również się tym interesują.
Zdenerwowana Gryfonka ze złością nabiła na widelec kawałek upieczonej dyni i szybko włożyła ją do ust.
Co to za świat, w którym nawet podczas jedzenia, człowiek musi się przejmować jakimiś głupimi zagadkami?!
Starała się o tym nie myśleć, ale no nie dało się. Dręczyło ją jeszcze sumienie, które podpowiadało jej, że powinna była jednak powiedzieć Blaise'owi, że ona też dostała dziwną wiadomość. Ale co by to zmieniło? Znalazł by tą osobę? Nie. Więc po co go denerwować? Z resztą, czego ona się tak nim przejmuje? Są razem? Nie. Stara się o nią jakoś? Może trochę, ale to nie jest to, czego ona oczekuje. Tak, Ginny Weasley ma wymagania. W końcu nie jest pierwszą lepszą. Harry'emu trochę to zajęło, ale w końcu udało mu się. Skoro Blaise ma jakieś plany, to niech to pokaże. A ona nie ma zamiaru mu niczego ułatwiać. W końcu jest Ginny Weasley.
Dziewczyna się rozejrzała w poszukiwaniu przyjaciółki, ale jej nie zauważyła. Westchnęła cicho, odłożyła sztućce, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
Ma godzinę czasu wolnego, bo między Zaklęciami, a Zielarstwem mają przerwę, więc postanowiła ten czas jakoś wykorzystać. Może poszuka jakichś wskazówek u siebie w dormitorium? Może coś przeoczyła?
Ruda skierowała swoje nogi w stronę północnej wieży Gryffindoru. Szła w takim zamyśleniu, że nawet kilka razy wpadła na jakieś pierwszoroczniaki, ale nie przejęła się tym za bardzo. Była na piątym piętrze, kiedy ktoś ją nagle złapał za rękę, zakrył usta i wciągnął w róg jednego z korytarzy.
Przez ten "miły" prezent była bardzo płochliwa, dlatego teraz jej serce biło jak oszalałe, oczy miała szeroko otwarte, a nogi miała jak z waty. Próbowała się wyrwać tej osobie, ale to nic nie dało. Sądząc po sile i posturze, to był chłopak.
~**~
Łaa! Jestem! Muszę wam powiedzieć, że jako tako podoba mi się ten rozdział :D Chciałam namieszać z tymi prefektami, bo tak sobie zdałam sprawę, że w wielu blogach tak jest, a ja nie chce być "oklepana" :D Poza tym powinniście (nie napisałam powinnyście, bo wiem, ze czytają mnie też chłopacy :D) już wiedzieć, że ja lubię zaskakiwać w blogu :D Nie wiem, czy tu sie coś trochę wyjaśniło, czy przybyło więcej niewiadomych, ale w następnym rozdziale dam wam kilka wskazówek :3 I więcej dramione, dużo więcej. :3 W końcu trzeba zacząć :> Hehe, ale na początku było ich trochę :D  Zapraszam was do komentowania tego oto rozdziału :* 
PS jeśli będą jakieś błędy to przepraszam, ale ogl Masterchefa (czy jak to sie pisze) i moge mieć błędy bo uwielbiam ten program :D Wiem, uwielbia ale nie wie jak sie pisze ;/ Heheh :D