poniedziałek, 26 marca 2018

47. Mała wojna

~**~
Następnego dnia w Wielkiej Sali podczas śniadania aż wrzało wśród uczniów. Powodem tego były puste klepsydry Slytherinu oraz Gryffindoru oraz ciekawe wiadomości, które rozniosły portrety. Żaden z winowajców nie pojawił się na śniadaniu, co już w ogóle spotęgowało plotki przy każdym z czterech stołów. 
Przez następne dni wszyscy im się przyglądali. Nierozmawiający ze sobą Draco Malfoy i Blaise Zabini oraz Hermiona Granger i Ginny Weasley- coś nieprawdopodobnego. Na lekcjach wyraźnie wyczuwalna była napięta atmosfera między tą czwórką. Zaś Pansy, Mats oraz Harry starali się jakoś wypośrodkować czas między skłóconymi przyjaciółmi, jednocześnie podejmując marne próby pogodzenia ich ze sobą.
Jednakże nauczyciele w końcu mogli odetchnąć z ulgą. Na ich lekcjach była cisza i spokój, żadnych sabotaży. Wszystko wróciło do normy, poza tym, że teraz toczyły się wyścigi kto szybciej poda odpowiedź na zadane pytanie. Najbardziej zadowolona z takiego obrotu wydarzeń wydawałoby się iż jest profesor McGonagall. Oczywiście pomijając pewną dwójkę uczniów. Każdy był pewien, że jeśli tak dalej pójdzie, to w Hogwarcie rozpęta się trzecia bitwa.
***
Nie rozumiała dlaczego Ruda była na nią  a ż  t a k  wściekła. Fakt, też by się na siebie zdenerwowała, ale żeby przez pięć dni robić z tego takie zamieszanie? Przecież obiecała McGonagall, że już z Malfoyem się uspokoją. Od tamtej wizyty w gabinecie nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa. No... przyjaznego. Bo z początku wielokrotnie próbowała ją jakoś udobruchać, jednak kończyło się to dość marnie. Przez to była zmuszona spędzać głównie czas z Malfoyem, gdyż Harry starał się dzielić czas między nią, a Gin. Również Ślizgon w ogóle nie rozmawiał ze swoim najlepszym przyjacielem, więc chcąc nie chcąc byli w tym razem.
Było piątkowe popołudnie, gdy siedziała w Pokoju Wspólnym na jednej z czerwonych kanap przed kominkiem razem z Harrym. Każda możliwa przerwa od nieznośnego blondyna była dobra dla jej zdrowia psychocznego.
-Może na jutrzejszym wyjściu do Hogsmeade się pogodzicie- zastanawiał się na głos Gryfon.
-Ta może- odburknęła, bawiąc się kosmykiem włosów.
Posłał jej niepewne spojrzenie. Wiedział, że już ją ten temat zaczynał powoli drażnić, ale co mógł na to poradzić? Wolałby, aby jego przyjaciółki ponownie ze sobą rozmawiały.
-A nie chcesz do niej iść?- Spytał, choć wiedział jaka będzie odpowiedź.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Nie będzie non stop za nią chodzić i jej się narzucać. Gdyby chciała znowu z nią rozmawiać, to sama by w końcu odpuściła.
-Nie pamiętasz już dzisiejszego śniadania?- Zapytała, jakby to było oczywiste.
-A faktycznie- mruknął pod nosem, wzdychając ciężko.
Z podłym humorem schodziła po schodach, żeby dostać się do Wielkiej Sali na śniadanie. Umówiła się z przyjacielem, że spotkają się na miejscu. Mimo iż jej  brzuch dawał wyraźne znaki, że jest głodna, to na myśl o posiłku apetyt jej przechodził. Chyba nikt nie ma ochoty jeść w  napiętej atmosfrze. Fakt, Ginny czasami siedziała przy stole Slytherinu razem z Blaisem, jednakże siedzenie w jej towarzystwie było nieuniknione. Westchnęła ciężko przed otwarciem potężnych drzwi, a następnie weszła do środka. Szybko omiotła spojrzeniem salę, aby zorientować się, gdzie dzisiaj siedzi rudowłosa. Ponownie westchnęła.
Stół Gryffindoru.
Na dodatek z Zabinim. Świetnie.
Powoli powlokła się w tamtą stronę. Mogła w takim razie iść usiąść z Malfoyem, ale jego miała zdecydowanie dość na ten tydzień. Zauważyła niespokojne spojrzenie Harry'ego, gdy siadała obok niego, jednocześnie naprzeciw wcześniej wspomnianej dwójki.
-Cześć wam- przywitała się, obserwując reakcję z naprzeciwka.
Jednakże Weasley'ówna razem z Zabinim zachowywali się jakby jej nie usłyszeli. Tylko Harry rzucił jej krótkie 'hej'. Zmróżyła oczy. Naprawdę, ile można? Siedziała i perfdnie patrzyła prosto na nich, lecz tamci nic sobie z tego nie  robili, rozmawiając ze sobą, jednocześnie nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
-Harry, pamiętasz może, o co chodziło profesorowi Crakeowi z tym referatem?- Zagadnęła, odgryzając duży kawałek tosta francuskiego. Eliksiry to była smykała Rudej, więc liczyła, iż włączy się do rozmowy.
-Nie mam pojęcia, coś chyba mówił o eliksirach oszałamiających, czy jakoś tak.- Wzruszył ramionami, wyczuwając podstęp.
-Och, świetnie. To do nich potrzeba kichawca? Czy otwornicy?- Udała wielkie zainteresowanie, doskonale znając odpowiedź.
-Hermiono, naprawdę myślisz, że  j a  znam odpowiedź na takie pytanie?- Spojrzał na nią z politowaniem. Naprawdę nie wiedział, jaki składnik jest potrzebny.
-To ważne, Harry.- Wywróciła oczami.- Jak dodasz zły składnik to sam ulegasz jego działaniu- odparła z głosem Wiem-To-Wszystko.- Myślę, że potrzebna jest otwornica. Muszę zapamiętać na następne zajęcia- odpowiedziała, czekając  na jakąś reakcję ze strony dziewczyny, która powinna ją poprawić, jednakże ta nadal udawała, że jej nie słyszy.
Gryfonka zmarszczyła czoło. Przez tyle dni wykorzystała już chyba każdy możliwy sposób na podjęcie jakichkolwiek działań pokojowych. Zajęła się dalej swoim posiłkiem. 
-Herm, podasz mi ten dzbanek z sokiem dyniowym?- Poprosił brunet. Już nie miał ani sił ani ochoty ingerować między tę dwójkę. Są dorosłe, niech sobie radzą.
-Niech ci Ginny poda, ma bliżej.- Spróbowała w ten sposób, sięgając po pomarańczę.
Gin jednak jednym uchem wpuściła jej słowa, a drugim wypuściła, wciąż będąc zaangażowaną w rozmowę ze Ślizgonem.
-Ginny, nie słyszałaś?- Spytała już trochę zniecierpliwiona.
-Daj spokój, Herm. Podaj mi go po prostu.- To się nie skończy dobrze.
Dziewczyna przestała rozmawiać z Blaisem i posłała jej chłodne spojrzenie, podnosząc jedną brew ku górze. 
-Ale ja do niego nie dosięgnę- upierała się, choć to nie była prawda.- Korona jej z tej obrażonej głowy nie spadnie- mruknęła pod nosem, wkładając sobie do ust kawałek pomarańczy.
Potter westchnął cicho nad uparciem i jednej i drugiej. Podniósł się z miejsca, aby sięgnąć po ten przeklęty dzbanek, jednakże rudowłosa go uprzedziła.
-Już ci go podaję, Harry- powiedziała słodko, biorąc dzbanek do ręki.
Gryfon usiadł na swoim miejscu z nadzieją, że jest jakaś szansa na pojednanie, lecz od razu ten pomysł wypadł mu z głowy. Ginny wychyliła się nad stołem, aby sięgnąć do chłopaka i  p r z y p a d k i e m  wylała ów sok na pannę Granger.
-Zwariowałaś?!- warknęła, wstając z miejsca, cała mokra i klejąca od dyniowego soku.
Większa część stołu Gryffindoru wyraźnie zainteresowała się tym małym przedstawieniem. Nawet kilku nauczycieli zwróciło wzrok w ich kierunku, obserwując dalszy ciąg wydarzeń.
-Ojej- powiedziała teatralnie i złośliwie zachichotała, kładąc naczynie przed chłopakiem.- Proszę, Harry. Moja korona wciąż na głowie.- Posłała jej triumfalny uśmiech, siadając z powrotem obok wyraźnie rozbawionego Ślizgona.
-Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?- Syknęła, osuszając się zaklęciem. To już się zaczynało robić niezdrowe.
-Nie wiem, czy powinnaś wypowiadać się na temat, kto bardziej przesadza- odpowiedziała chłodno, nawet na nią nie patrząc. 
Miona zrobiła oburzoną minę i już chciała jej odpyskować, jednak poczuła, jak przyjaciel kopie ją w łydkę, tym samym dając jej znak, aby nic już więcej nie mówiła. Wstała, wzięła swoją torbę i z wysoko podniesioną głową wyszła z Wielkiej Sali, odprowadzana przez zaciekawione spojrzenia reszty uczniów.
-No cóż, jedzenie wspólnych posiłków możesz chyba wykreślić ze swojej listy.- Spróbował ją rozweselić, lecz ta tylko kwaśno się uśmiechnęła.
Nie tak miał wyglądać ten rok. Wszystko było nie takie, jakie miało być. Była pewna, że to wina tego, iż ta przeklęta trójka Ślizgonów próbowała wejść w ich życie. Gdyby nie kombinowali ze szlabanem, to nie mieliby teraz takich problemów. Gdyby nie łazili za nimi krok w krok to miałyby dla siebie więcej czasu, a tak nie pamiętała kiedy ostatni raz spędziła z Rudą więcej czasu. No cóż, na to się w najbliższym czasie nie zapowiadało.
-Naprawdę  a ż  tak nabroiłam, żeby od prawie tygodnia udawała, że nie istnieję?- Spytała z nadzieją w głosie.
Brunet westchnął cicho i przytulił dziewczynę do siebie tak, że mogła oprzeć głowę na jego torsie. Naprawdę chciał ją pocieszyć, ale zdawał sobie sprawę, jaki charakter ma Ginny. No i nie było go z nimi w gabinecie, więc do końca nie jest pewny, jak to wszystko wyglądało.
-Chciałbym ci pomóc, ale sama chyba wiesz, że nie jestem w stanie.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo pod nosem, nie odpowiadając. Była wdzięczna Merlinowi, że przynajmniej miała Harry'ego. Po wojnie wszystko miało być piękne i sielankowe. Jak zwykle rzeczywistość okazała się inna. Postanowiła, iż zobaczy, jak jutro Gin będzie się zachowywała w Hogsmeade, nie będzie już naciskać. Najwyżej, jeśli ta nie będzie chciała niczego naprawić, to niech tak będzie.
-Idziesz ze mną na obiad?- Zagadnął, wyrywając ją z zamyślenia.
-Nie, wolę sobie odpuścić kolejny posiłek w takiej miłej atmosferze- odpowiedziała gorzko, podnosząc sie do pozycji siedzącej.
Harry posłał jej długie spojrzenie, ale uznał, że nie będzie naciskać. Wstał z kanapy.
-To do zobaczenia- pożegnał się z nią i wyszedł.
Miona rozsiadła się wygodniej  na całej kanapie, wyciągając nogi przed siebie. Wzięła podręcznik od Eliksirów do ręki, zajmując się lekturą. Książki zawsze były dobrym wyjściem.
Minęła już chyba godzina, a ona wciąż nie ruszyła się ze swojego miejsca. Liczyła, że przyjaciel wróci od razu z posiłku do Pokoju Wspólnego, jednakże na to się chyba nie zapowiadało.
Portret Grubej Damy otworzył się, a ona automatycznie z nadzieją spojrzała w tamtą stronę. Na jej twarzy pojawiła się niekryta niechęć.
-Co, Granger, przyjaciół ci zabrakło?- Spytał ironicznie Ben, puszczając jej oko.
Zamknęła energicznie podręcznik, rzucając w niego morderczym spojrzeniem.
-Nie wydaje mi się, aby to była twoja sprawa- sarknęła. Wszystkie złe rzeczy, które działy się w tym roku zawsze kręciły się wokół tego Gryfona.
-Byś się zdziwiła.- Na jego usta wkradł się szyderczy uśmiech, a sam podszedł do kanapy, na której leżała.
Automatycznie usiadła wyprostowana z bojowym nastawieniem. Jakim cudem on się znalazł w Gryffindorze?
-Jaki interes masz w utrudnianiu nam życia, co?- Syknęła, gdy oparł się nonszalancko o oparcie.
Spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem. Uwielbiał grać jej na nerwach. Tym bardziej, że to było takie proste. Nachylił się bliżej niej, na co ona wyraźnie się spięła.
-Nie każdy nie jest taki bezinteresowny, Mionka- szepnął z dziwnym błyskiem w oku.
Nie spodobało jej się to. Tym bardziej, że już kiedyś robił w jej kierunku jakieś dziwne insynuacje. Zmrużyła oczy, zastanawiając sie, czy jest sens wdawać się z nim w jakąś dalszą dyskusję. Oczywiście wygarała ciekawość.
-Jak niby kto?- Uniosła prowokacyjnie brew ku górze, a on uśmiechnął się ironicznie.- Nie znam bardziej nie bezinteresownej osoby od ciebie- syknęła, przypominając sobie wszystkie chwile z nim zwiazane.
Gryfon nachylił się jeszcze bliżej niej, tak, że mógł policzyć drobne piegi na jej nosie. Hermiona zacisnęła usta i hardo patrzyła mu w oczy. Nie cofnie się.
-Sama chyba powinnaś doskonale zdawać sobie z tego sprawę, ognista Granger- powiedział cicho z lekkim uśmiechem.
Herm zmarszczyła czoło. Po raz kolejny dał jej tę dziwną aluzję odnośnie Ślizgonów. Jednakże wykluczyła już ją jakiś czas temu, choć musiała przyznać, że gdyby tak się nad tym dłużej zastanowić i wziąć pod uwagę ostatnią sytuację na szlabanie, to mogłaby mieć jakieś wątpliwości. Jednak musiała przyznać przed samą sobą, że po prostu nie chciała ich do siebie dopuszczać.
-Daj mi wreszcie spokój, Ben- syknęła, piorunując go spojrzeniem.
-Jak sobie życzysz. Twój blond książę zrobi wszystko za mnie- odparł ironicznie, prostując się.
Gryfonka prychnęła z oburzenia, po czym zamachnęła się, aby wymierzyć chłopakowi siarczysty policzek. Lecz ten od razu zwinnie jej to uniemożliwił, zamykając jej rękę w mocnym uścisku.
-Nawet nie próbuj, Granger. Dobrze ci radzę- warknął, odpychając jej rękę od siebie.
W Hermionie się gotowało. Jak ona go nienawidziła. Nie znała bardziej bezczelnego dupka od niego. Merlinie, co złamane serce robi ze zdrowym rozsądkiem. Na samo wspomnienie początku roku szkolnego czuła jedno wielkie zażenowanie.
-Myślisz, że się ciebie boję?- Spytała odważnie, choć wiedziała, że trochę tak było.
On odchylił głowę do tyłu, przyglądając jej się przez chwilę. Na jego usta ponownie wkradł się ironiczny uśmiech.
-Jak kostka, Granger?- Spytał, odwracając się na pięcie.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. A może się przesłyszała? Natomiast Gryfon ruszył w stronę swojego dormitorium, chwilę później znikając na schodach.
Szatynka podniosła torbę ze swoimi rzeczami, a następnie skierowała swoje kroki do portretu. Najpierw pójdzie do biblioteki, aby pomyśleć, a później poszuka Malfoya. Ta informacja z całą pewnością go zainteresuje.
Gdy portret Grubej Damy otworzył się, po drugiej stronie zobaczyła roześmianą Ginny w towarzystwie roześmianego Harry'ego. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości w sercu na ten widok. Powinna stać teraz obok nich i wiedzieć z czego się tak śmieją. Potter spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, ale co mógł na to poradzić.
-O, Hermiono, gdzie idziesz?- Spytał wciąż rozbawiony.
Miona spojrzała na rudowłosą, która patrzyła na nią chłodno z obojętną miną. Westchnęła cicho. Znała dobrze Ginny i wiedziała, jak ta potrafi długo trzymać urazę.
-Do biblioteki- wymamrotała pod nosem, wymijając ich.
Zdecydowanie biblioteka będzie najlepszym miejscem, aby mogła się wyciszyć.
***
W Pokoju Wspólnym Slytherinu napięta atmosfera męczyła już wszyskich. Tym bardziej, że w ciągu dnia każdy musiał wysłuchiwać przynajmniej jednej awantury.
Mats, Pansy i Dafne, która w końcu postanowiła spędzić z nimi czas, siedzieli na jednej ze szmaragdowych kanap, śledząc wzrokiem na przemian zdenerwowanego bruneta i jeszcze bardziej zdenerwowanego blondyna.
-Kiedy w końcu masz zamiar przestać zachowywać się jak jakiś obrażony pierwszoroczny Puchon, co?!- warknął Draco do przyjaciela.
Zab spojrzał na niego niechętnie. Zawsze gdy coś nie szło po myśli Malfoya, to ten musiał za wszelką cenę wywrzeć to na innych. Już mu się nawet nie chciało wdawać w te głupie dyskusje.
-Zamknij się w końcu, Malfoy- odpowiedział beznamiętnie, siadając wygodnie obok Daf, która wyczuła lekkie niebezpieczeństwo z tym związane.
-Nie, dopóki nie skończysz z tą szopką- syknął, a z jego oczu sypały się iskry. Rozumiał być zdenerwowanym jeden dzień, góra dwa, ale pięć?
-I co, z kim jutro idziecie do Hogsmeade?- spytał Blaise reszty, która siedziała wyraźnie nieswojo.
Chcieli mu odpowiedzieć, aby nie wychodzić na stronniczych, jednak Malfoy ich uprzedził.
-Merlinie, rozumiem Weasley, która nie gada z Granger tyle dni, bo jest dziewczyną. Ale ty?- Spytał z niedowierzaniem. Naprawdę, ile można?
Na te słowa chłopak wyraźnie się ożywił. Najwidoczniej wzmianka o rudowłosej tak na niego podziałała.
-Posłuchaj, Malfoy, bo już mi się nie chce powtarzać.- Wstał z miejsca, by stać naprzeciwko blondyna.- D a j   m i   s p o k ó j- syknął, patrząc na niego groźnie.
Pansy westchnęła głośno. Ta mała wojna,  którą toczyli również dla nich nie była zbyt przyjemna, ponieważ musieli dzielić czas między tą dwójką. A to wbrew pozorom było ciężkie. Oczywiście, gdy tylko Smok nie siedział gdzieś z Granger, a Diabeł z Weasley.
-Będziesz musiał się powtarzać, bo ja też to muszę robić, Zabini- odparł takim samym tonem, na co Mats wywrócił oczami. Już się przyzwyczaili do tego typu szopek.- Przestań tak wyolbrzymiać. Przecież i ja i Granger zgodziliśmy się na propozycję McGonagall, więc możecie zachować te swoje durne stanowiska- wyrzucił z siebie, hardo patrząc na Ślizgona. Jakby mało im było problemów.
Blaise zaśmiał się cicho pod nosem. Zabawne, że Draco, jak zwykle nie widział w tym swojej winy.
-Zapomniałem, jaki jesteś zapatrzony w siebie, Draco- odpowiedział chłodno.
Chłopak zmrużył oczy. O co mu teraz chodziło?
-Gdybym był, to uwierz mi, nie szedłbym na żadne układy z McGonagall.- Naprawdę, musiał się ciągle powtarzać?
-Co ci tak zależy? W końcu możesz sobie pomóc z wygraną zakładu, bo masz teraz wystarczająco sporo czasu dla Granger- odparł sucho, chcąc go wyminąć.
-Możesz przestać w końcu uciekać od tematu i nie zaczynać z Granger?- Warknął, zastawiając mu drogę. Niech w końcu odpowie mu na pytanie, które zadał.
-Draco, daj spokój- wtrąciła się Pansy, którą obrzucił potępiającym spojrzeniem.
Diabeł zatrzymał się i przyjrzał mu się przez chwilę. No cóż, może to będzie w końcu jakaś lekcja na przyszłość dla tego nadętego arystokraty.
-Nie wiem, czy pamiętasz, Malfoy, ale jak McGonagall nie chciała wam przyznać żadnych punktów za tamto zaklęcie, to i ja i Ruda wstawiliśmy się od razu za wami i bez słowa przyjęliśmy za to karę- zaczął zimnym tonem, patrząc mu prosto w oczy.- Później poszedłem ci na rękę i zamieniłem się z tobą szlabanem, żebyś mógł zająć się Granger, ale no tak tego też nie potrafisz docenić.- Zaczął wyliczać, obserwując pojawiające się zmieszanie na twarzy przyjaciela.- Odkąd McGonagall dała mi miano Prefekta Naczelnego twoja Malfoyowska duma nie może tego znieść i zazdrość cały czas przez ciebie przemawia.- Trafił w sedno. Wiedział o tym.- Zrozum, Draco. Są rzeczy ważne i ważniejsze. I te według ciebie ważniejsze, wcale nimi nie są.- Skończył, wymijając go.- I radziłbym ci nauczyć się słowa przepraszam. Bo może ci się przydać po balu- dodał na odchodne, wychodząc z Pokoju Wspólnego.
Blondyn stał przez chwilę w miejscu, trawiąc to, co mu brunet powiedział. Przecież doceniał jego wstawiennictwo oraz przysługę podczas ostatniego szlabanu. Faktycznie, może lekko czuł się zazdrosny z powodu tej funkcji Prefekta, ale wiedział, że McGonagall uczyniła to tylko i wyłącznie po to, aby zrobić im na złość. A w gabinecie złapała go chwila słabości, jednakże koniec końców przecież zgodził się na warunki dyrektorki. Usiadł w jednym z zielonych foteli.
-No co?- Spytał przyjaciół, którzy patrzyli na niego karcąco.
-Wiesz, że miał trochę racji, prawda?- Zapytała Dafne.
-Och, ty nie powinnaś się na ten temat wypowiadać. Też nie zwracasz ostatnio na nas w ogóle uwagi.- W tym momencie wyładowywał swoją złość. Choć nie kłamał. Blondynka rzeczywiście ostatnimi czasy, gdy tylko ich widziała to znikała z pola widzenia.
Dziewczyna zrobiła oburzoną minę, a przyjaciółka od razu się za nią wstawiła.
-Nie musisz się teraz zachowywać, jak rozzłoszczone dziecko i wyładowywać się na nas- sarknęła Pans. Już naprawdę miała po dziurki w nosie tych ciągłych kłótni.
Draco wziął głęboki wdech, aby się uspokoić i powoli wypuszczał powietrze z płuc. Fakt, nie powininen ich tak atakować, jeśli nie chce zostać sam.
-Przecież próbuję go przeprosić i się z nim pogodzić- odparł, jakby to było oczywiste.
Mats na te słowa prychnął pod nosem.
-Jasne. Jakoś nie wyłapałem tego między tymi wszystkimi wyzwiskami i lawiną wrzasków- zironizował, wytrzymując mordercze spojrzenie przyjaciela.
-Chyba każdemu by już nerwy puściły- burknął, zakładając noge na nogę.
-To w takim razie nie oczekuj cudów- prychnęła Parkinson. Ta dwójka zachowywała się jak duże dzieci.- Poczekaj po prostu, to mu pewnie przejdzie. I naucz się pokory- dodała z naciskiem na ostatnie słowo.
-Chyba nie mam wyboru- westchnął, wstając z miejsca.
-A ty dokąd?- Odezwał się Bell, obserwując go uważnie. Czyżby znowu chciał pokłócić się z Blaisem?
-Do biblioteki.- Wzruszył ramionami. Tam będzie mógł pomyśleć w spokoju.
Wziął swoją torbę, zawiesił na ramieniu i wyszedł z Pokoju Wspólnego, zostawiając zdziwionych przyjaciół samych sobie.
Ciekaw był ile to przedstawienie jeszcze będzie trwało. Już go to niemiłosiernie męczyło. I nie potrafił przyznać przez samym sobą, że głównym powodem tego zachowania było to głupie stanowisko Prefekta Naczelnego. Wszedł na schody prowadzące do holu, wymijając jakieś piątoklasistki, które pożerały go spojrzeniem. Przez ten zakład musiał żyć w całkowitym celibacie. Inaczej mógłby zapomnieć o wygranej. A tak chociaż miał jakieś szanse na nią. I to chyba wcale nie takie małe, jak z początku przypuszczał. Ta cała kłótnia z Diabłem i Rudą była doskonałą okazją, aby mógł jeszcze bardziej zbliżyć się do Granger. Oboje spędzali w tym tygodniu nawet sporo czasu ze sobą. Fakt, że zazwyczaj na dogryzaniu sobie, denerwowaniu jej, albo w ostateczności na wspólnej nauce. Jednakże to był najlepszy sposób, by do niej dotrzeć. Widział, jak z dnia na dzień coraz bardziej przepadała. Gdy był zbyt blisko od razu cała się spinała i czekała, aż się od niej odsunie. Widział również, jak sama ze sobą wówczas walczyła i wściekając się na samą siebie denerwowała się przy okazji na niego. Oczywiście był z tego powodu bardzo zadowolony. Zostały trzy tygdonie do końca zakładu. Dlatego też ma zamiar wykorzystać jutrzejrze Hogsmeade, jak tylko będzie mógł.
Wszedł na korytarz prowadzący do Biblioteki. Podniósł głowę, gdy usłyszał głośne westchnięcie pełne irytacji i uśmiechnął się szeroko do siebie. Merlinie, jaki ty jesteś ostatnio łaskawy.
-O nie, nawet tutaj- burknęła Gryfonka, zatrzymując się przed drzwiami.
-To czemu czekasz za mną, a nie wchodzisz do środka?- Uniósł brew ku górze, widząc, jak się zmieszała.
-Chyba śnisz- prychnęła, od razu pchając drzwi, po czym weszła do środka.
Draco uśmiechnął się do siebie pod nosem, idąc w ślady dziewczyny.
Biblioteka w piątkowe popołudnie była o dziwo bardziej zaludniona niż w inne dni tygodnia. Dlatego też większa część uczniów zwróciła ku nim zaciekawione spojrzenia. Jednakże wszyscy już w miarę przywykli do widoku tej dwójki razem. Już chyba nic nikogo nie jest w stanie zdziwić.
Hermiona udała się w stronę swojego ulubionego stolika w końcowym rogu pomieszczenia, który był rzadko odwiedzany przez uczniów. Smok od razu poszedł w jej ślady. Nie może przegapić takiej okazji.
Usiadła na swoim miejscu i ze zmarszczonym czołem obserwowała, jak Ślizgon siada naprzeciwko niej. Westchnęła po raz kolejny. Miała dość wrażeń na ten dzień.
-Malfoy, mało masz pustych stolików?- Spytała sceptycznie, wyciągając z torby podręcznik od Eliksirów.
-Uznałem, że to będzie najlepszy wybór- odparł z nonszalanckim uśmiechem, na co ona wywróciła oczami.
-To wyświadcz mi małą przysługę i siedź cicho- bąknęła pod nosem, rozkładając przed sobą czysty pergamin.
-Zdecydowanie wykorzystałaś limit życzeń, Granger- odparł, również rozpakowując swoją torbę.
Miona podniosła na niego wzrok, jednak to przemilczała. Nie dzisiaj, Malfoy.
-Widzę, że poranny prysznic sokiem nie ostudził twojego humorku- powiedział mimochodem.
Dziewczyna odłożyła ze złością pióro i spróbowała wstać. Nie będzie na siłę znosić denerwującego ją Malfoya.
Jednakże chłopak był szybszy i wyciągnął nogę pod stołem, zaczepiając o jej krzesło tak, że uniemożliwił jej wstanie.
-Malfoy, prosiłam cię o coś. Zaraz ty możesz mieć popołudniowy prysznic moim atramentem- syknęła, patrząc na niego ze złością.
Ślizgon powstrzymał w sobie parsknięcie. Mógł odhaczyć z listy dnia zdenerwowanie Granger.
-Daj spokój, złość piękności szkodzi.- Rozsiadł się wygodniej na krześle, a ona prychnęła pod nosem.
-To chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj- powiedziała, ponownie zanużając się w lekturze. Chyba nici z jej wyciszenia.
Draco wyraźnie się zaciekawił. Najwyraźniej nie tylko on dzisiaj stoczył małą wojnę w Pokoju Wspólnym.
-O, Wiewióra znowu dała ci w kość?- Spytał, stukając piórem w okładkę książki.
Herm odchyliła się na oparciu krzesła, lustrując go wzrokiem.  W sumie i tak miała go potem znaleźć i opowiedzieć mu o małej wymianie zdań z Benem.
-Poza tym małym przedstawieniem na śniadaniu nic się ciekawego nie wydarzyło- odparła smętnie, mając już dosyć tego toporu wojennego. Odczekała jeszcze chwilę, żeby wzbudzić w Ślizgonie jeszcze większe zainteresowanie.- Ben zaszczycił mnie rozmową ze sobą.
Draco zrobił zdziwioną minę. Widział, że Ria chodziła cała w skowronkach od ich wizyty w gabinecie dyrektorki, więc podejrzewał, że i jej i McPersonowi to bardzo na rękę. Również był ciekaw, co miał mu wtedy Blaise do powiedzenia, bo był pewien, że za szybko się nie dowie.
-I co w związku z tym?- Dziwne, bo ten raczej unikał rozmowy z którymkolwiek z nich. Szczególnie nie podobało mu się, iż rozmawiał właśnie z nią, ze względu na to, że wiedział o zakładzie.
-Był bardzo, hm. Sugestywny.- Skończyła, zakręcając swojego długiego loka na palec. Potrzyma go trochę w niepewności.
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Pamiętał jego ostatnie sugestie i nie podobało mu się zbytnio. Obserwował jej zachowanie. Uśmiehchnął się lekko pod nosem, widząc, jak stara się być kokieteryjna.
-Tak? I co ci zasugerował?
Przechyliła lekko głowę w bok, mrużąc oczy. Grać, czy nie? W sumie, co jej szkodzi.
-A jak zwykle, coś wspominał o ognistej Granger- odparła przeciągle, obserwując jego reakcję.
Blondyn niezauważalnie poprawił się na swoim miejscu, przybierając kamienną minę. Przeklęty Gryfon.
-No cóż, nie dziwię mu się- odpowiedział, a widząc jej niezrozumienie na twarzy, kontynuował.- Obaj wiemy, że ognista Granger to trafne określenie.- Spojrzał na nią sugestywnie.
Herm poczuła jak jej policzki płoną. Zrobiła oburzoną minę i z całej siły kopnęła Ślizgona w piszczel.
-Palant- syknęła, zamykając z hukiem podręcznik.
Pani Pince, która przechodziła obok nich posłała im pełne niechęci spojrzenie za robienie takiego hałasu w jej świątyni.
-Dobra, zasłużyłem- wymamrotał pod nosem, rozcierając bolące miejsce. Co za buty nosi ta dziewczyna?
-Przysięgam, jeszcze jedna taka uwaga i to będzie ostatnie co powiesz w swoim życiu, Malfoy- szepnęła zła.
Draco w duchu się tylko uśmiechnął do siebie. Jej reakcja mu wystarczyła. Również czerwone policzki mówiły same za siebie. Przynajmniej odwrócił jej uwagę od tego durnego określenia.
-Coś jeszcze?- Spytał, siląc się na w miarę miły ton, wciąż czując pulsowanie w nodze.
Miona westchnęła cicho. Godryku za jakie winy?
-Pytał się, jak moja kostka...- Zmarszczyła lekko nosek, bo to naprawdę brzmiało dość podejrzanie. Oczywiście wzmiankę o blond księciu pominie.
Blondyn zrobił zdziwioną minę. Przecież to była oczywista aluzja do ich ostatniego szlabanu. Tak mu się wydawało, iż wypadek Granger wcale nie był wypadkiem.  Będzie musiał dodać to do swojej listy, którą przygotował razem z Potterem. To wszystko zachodzi już za daleko.
-Myślisz, że miał coś wspólnego z tymi trybunami? Przecież go tam nie było- powiedziała, nierozumiejąc. Wiedziała, że chłopak nie darzył ich sympatią, jednak wtedy gdyby nie szybka reakcja Malfoya to pogruchotałaby wszystkie kości i zginęła dość bolesną śmiercią.
-Może- odparł wymijająco. Nie wtajemniczył jej w to małe śledztwo. Choć gdyby to zrobił, to być może już całkowicie odwróciłby jej uwagę od podejrzeń wobec jego uczciwości. Jednak na pewno nie zrobi tego teraz.- Kto go wie.- Wzruszył ramionami.
Mimo to, ta odpowiedź wcale jej nie zadowoliła. Coś było na rzeczy. I jeśli nie dowie się tego od niego, to wypyta Harry'ego. Była prawie pewna, że to był powód ich podejrzanego zachowania ostatnimi czasy.
Oboje przez chwilę skupili się na swoich wypracowaniach, każde z nich zagłębiając się w swoich myślach. Myśl, że przyzwyczaiła się do towarzystwa tego nadętego arystokarty zaczynała ją coraz bardziej przerażać. Tym bardziej, że była na niego skazana przez Ginny.
Minuty mijały, a chłopak zaczynał się już nudzić. Ponownie odłożył swoje pióro, co nie uszło uwadze dziewczyny, która wyczuła kolejną zaczepkę. Oczywiście nie pomyliła się.
-To rozumiem, że juto nie wybierasz się z Rudą do Hogsmeade?- Spróbował.
Zaśmiała się cicho pod nosem. Chyba oszalał, że z nim pójdzie. Już raz się zgodziła. I jak to się skończyło?
-Nie, ale idę z Harrym- odparła, nie podnosząc wzroku znad książki, choć przestała śledzić tekst.
-Tak? Mi się obiło o uszy, że mają jakieś wspólne plany z Pansy- skłamał gładko. Będzie musiał namówić przyjaciółkę do poświęcenia. Aczkolwiek był pewien, że aż tak jej to nie będzie przeszkadzać.
Tym razem oderwała wzrok od lektury i podniosła go na chłopaka. Ściemniał na pewno. Harry jej przecież nic nie mówił. Poza tym, na pewno by jej nie wystawił. Prawda?
-To chyba coś źle zrozumiałeś. A nawet gdyby, to nie licz, że cię zaszczycę swoim towarzystwem- sarknęła. Choć w głębi duszy czuła, że i tak Ślizgon zrobi coś, aby wyszło na jego.
-Już tak sobie nie schlebiaj, Granger.- Wywrócił  teatralnie oczami.- O ile dobrze pamiętam, to ostatnim razem nie narzekałaś- przypomniał jej. Musiał przyznać, że on sam nie mógł marudzić na tamto wyjście. Fakt, że musieli to zrobić, aby wrócić do swoich wyglądów, jednakże mimo wszystko to był ciekawy dzień.
-Błędy młodości- burknęła, zgarniając swoje rzeczy do torby. Siedzenie tutaj było bez sensu. I tak niczego się nie nauczy przez niego.
-Coś często je ostatnio popełniasz.- Posłał jej triumfalne spojrzenie.
Miona zacisnęła usta, nie odpowiadając. Zarzuciła torbę na ramię, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
-Do zobaczenia jutro, Granger! Ubierz się jakoś ładnie- rzucił za nią, na co odpowiedziała mu tylko miażdzącym spojrzeniem.
Rozsiadł się wygodniej, zakładając ręce za głową. To będzie ciekawy dzień. Zdecydowanie.
***
Następnego dnia dobre nastroje dopisywały prawie wszystkim uczniom. No właśnie, prawie. Pewna szatynka siedziała naburmuszona w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, czekając na swojego przyjaciela. Naprawdę miała wielką nadzieję, że Malfoy kłamał i Harry wcale nie był umówiony z Parkinson. Wiedziała, że to dość egoistyczne myślenie, ale to sytuacja wyjątkowa. Nie może spędzać kolejnego dnia z tym przeklętym Ślizgonem.
-Gotowa?- Spytał Potter, który niezauważalnie pojawił się obok niej.
Dziewczyna pokiwała głową, po czym wstała ze swojego miejsca i oboje ruszyli w stronę dziury w portrecie. Pogoda odpowiadała chyba jej humorowi, bo z nieba spadały ciężkie krople deszczu. Świetnie, wszystko wskazywało, iż lepszym rozwiązaniem byłoby zostać w zamku.
-I jak wczorajsza nauka?- Zagadnął, przepuszczając pewną grupkę czwartoklasistów. Miał trochę wyrzuty sumienia, że była zmuszona sama iść do biblioteki, lecz nie miał innego wyboru. Zostawienie Ginny też nie byłoby w porządku.
-Nijak- odparła bez entuzjazmu. Gdzie się nie obróci tam był Malfoy. Niedługo będzie się bała, że spotka go w swoim dormitorium, choć to przecież niemożliwe.
Gryfon posłał jej zdumione spojrzenie. Nauka jej nie pomogła? A to ciekawe.
-Malfoy zaszczycił mnie swoim towarzystwem- dodała na odczepnego.
-Coś często spędzacie razem sporo czasu- powiedział mimochodem. Rzeczywiście to było zastanawiające. Nawet jeśli była pokłócona z Gin, to to już się wcześniej zaczęło.
Herm puściła to zdanie mimo uszu. Przecież oboje wiedzieli, iż nie miała wyboru. Przez tą małą wojnę z Balisem i Ginny byli na siebie po części skazani. Poza tym również przestali drzeć koty, więc chyba nie ma nic złego w tym jak od czasu do czasu porozmawiają na temat jakiejś lekcji, albo się powyzywają. Nic więcej przecież się nie dzieje. Prawda?
Kątem oka zauważyła, że brunet chce kontynuować temat, gdyż nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, jednak wybawiło ją przed tym dojście do holu w Sali Głównej, gdzie czekała na nich dyrektorka z listą uczniów.
-Dzień dobry, panno Granger, panie Potter.- Skinęła im głową, co dziewczyna przyjęła z prychnięciem pod nosem.
Nauczycielka sprawdziła, czy są na liście obecności, po czym dała im znak ruchem głowy, że mogą iść.
-Bezczelna kobieta- mamrotała pod nosem, gdy wyszli na dwór.
-Obie się już uspokoiłyście i nie jest taka zła.- Spróbował jakoś wybronić nauczycielkę, bo faktycznie tak było.
Miona spojrzała na niego gniewnie spod kaptura peleryny. On chyba nie mówił na serio.
-Co nie zmienia faktu, że ta kobieta zachowuje się w tym roku, jakby oszalała- odpowiedziała zła.- Albo ktoś jej kazał się tak zachowywać- dodała bardziej do siebie niż do niego.
-Przecież wojna się już skończyła, Herm.- Uświadomił jej, choć to wcale nie było takie oczywiste. Nie dało się nie zauważyć, że w tej szkole działo się coś dziwnego i mogło mieć to również coś wspólnego z ich Opiekunką.
Gryfonka wywróciła oczami. Wiedziała, że Harry chciał teraz żyć w przekonaniu, że wojna zniknęła, a  z nią zło całego świata i wcale mu się nie dziwiła, jednakże pamiętała, jaka była McGonagall na początku roku, a jaka jest teraz, choć minęło zaledwie kilka tygodni.
-To co, idziemy na piwo kremowe?- Zmieniła temat.
Przyjaciel posłał jej szeroki uśmiech jako odpowiedź. Szkoda, że zazwyczaj do Trzech Mioteł chodzili większą grupką. No cóż, najwidoczniej to był rok zmian.
Po drodze wymieniali się uwagami na temat nowego zaklęcia, które ćwiczyli na Obronie Przed Czarną Magią. O nowych plotkach w Hogwarcie nie było co wspominać, bo ostatnia afera z Opiekunką Gryffindoru wciąż królowała wśród całej reszty.
Doszli do małej wioski, która tętniła życiem, mimo koszmarnej pogody. Większość użyła na siebie zaklęcia osłaniającego przed deszczem. Magia była cudowną rzeczą.
Weszli do swojej ulubionej knajpy. Przyjemne ciepło od razu w nich uderzyło, a piękny zapach dostał się do ich nozdrzy. Rozejrzeli się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Ostatni stolik stał pusty pod ścianą, więc od razu skierowali tam swoje kroki.
-Wziąć ci to, co zawsze?- Spytał Harry, idąc do kasy, gdy ściągnął swój płaszcz i niedbale rzucił go na krzesło.
Dziewczyna przytaknęła mu głową, a chwilę później Gryfon już zniknął wśród tłumu. Usiadła na swoim miejscu, cicho wzdychając. Liczyła, że w tym dniu będzie im towarzyszyć Ginny i spędzą dzień we trójkę, jak dawniej. Bo na czwórkę nie było już co liczyć. Tym bardziej, że zostały trzy tygodnie do tego głupiego balu, a nie wiedziała kiedy będzie kolejne wyjście, a wciąż żadna z nich nie miała sukienek na tę okazję. Skrzywiła się lekko na myśl o tym dniu. Kompletnie zapomniała, że obiecała Malfoy'owi, iż będzie mu wtedy towarzyszyć. W tym momencie podobało jej się to jeszcze mniej niż na początku. Nie chciała, aż tyle czasu z nim spędzać. Czuła, że to się może źle skończyć. Oboje razem potrafili być destrukcyjni i dziwnie na siebie działać. Podparła głowę na ręce i spojrzała znudzona przez okno. Lubiła obserwować ludzi. Tym bardziej, że w tym momencie przyglądała się roześmianej Jade, która szła za rękę z szeroko uśmiechnietym Matsem. Nie podobało jej się to. Ta dziewczyna to chodzący mały diabeł, mimo iż nie wyglądała na taką. Na dodatek wciąż nie wiedziała, co jej nie pasowało w jej wyglądzie, ale gdy czasami ją widziała, mogłaby przysiądz, że wyglądała inaczej niż zwykle. Tak było również i w tym momencie. Nie rozumiała, jak Mats mógł się zainteresować kimś takim. Naprawdę go lubiła i uważała, że stać go na kogoś dużo lepszego. I normalnego.
Z jej dalszych rozmyślań wyrwało ją przyjście Harry'ego, niosącego dwa duże kufle piwa kremowego.
-Kogo tak obserwowałaś?- Zagadnął, wręczając jej jeden kufel.
-Jade.- Wzruszyła ramionami, po czym upiła łyk rozgrzewającego napoju. Automatycznie wytarła rękawem usta, wiedząc, iż mogła nad nimi  zostać słodka piana.
Chłopak skrzywił się na dźwięk tego imienia. To była jedna z niewielu osób, których naprawdę nie znosił w Gryffindorze.
-Dziwna dziewczyna- skomentował, również biorąc duży łyk. Pamiętał, gdy musiał ją śledzić i przyniosło mu to więcej szkód niż korzyści.
Hermiona zaśmiała się cicho pod nosem i pogrążyli się w długiej rozmowie. W końcu mieli czas, aby wiele nadrobić. Po raz kolejny wspominał jej o próbach pogodzenia ze strony Rona, ta jednak stanowczo odmawiała. Na taki cud świat już nie ma co liczyć. Wystarczy, że ma teraz Malfoy'a na głowie. W zamian ona napomknęła mu coś  o Parkinson, co ten przyjął z tajmeniczym wyrazem twarzy. Wiedziała, iż nie rozmawiali, ale to chyba nie było  niemożliwe do naprawienia. Tym bardziej, że Pansy dawała ewidentne znaki, że nie była zadowolona z tego powodu.
Po jakimś czasie usłyszeli dźwięk dzwonków, które oznaczały kogoś przyjście. Oboje spojrzeli w tamtą stronę, zauważając Blaisea z Ginny. Herm uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały Ruda odwróciła się do niej plecami z dziwną miną. Uśmiech dziewczyny od razu zniknął i poczuła lekkie ukłucie bólu. Czy ich przyjaźń naprawdę się już skończyła? Harry zauważył całą sytuację i już chciał coś powiedzieć do młodszej Gryfonki, jednak szatynka pokręciła głową, aby tego nie robił. Po chwili wcześniej wspomniana dwójka wyszła. Gryfonka siedziała wyraźnie nie w humorze.
-Godryku, jestem chyba aż  tak okropna- mruknęła sama do siebie, zapadając się w swoim krześle.
Chłopak posłał jej pokrzepiający uśmiech, po czym zadał pytanie, jakie na prawdziwego przyjaciela przystało.
-Wino z czarnego bzu czy rum porzeczkowy?- Spojrzał na nią bardzo poważnie, co skomentowała parsknięciem.
-Zaskocz mnie- odpowiedziała ciepło.
Gryfon wstał i poszedł po trunki. Cieszyła się, że przynajmniej Harry był prawdziwym przyjacielem. Czekała cierpliwie za nim, nie myśląc o tej nieprzyjemnej sytuacji,  która miała miejsce przed chwilą. Dobra, zasłużyła sobie na to. Jednak wszystko w jakichś granicach.
Ponownie do jej uszu doleciał dźwięk dzwoneczków, więc jej wzrok powędrował w tamto miejsce z nadzieją, że być może Ginny z Zabinim zmienili zdanie i się do nich dosiądą. Lecz spotkała ją niemiła niespodzianka. Zazgrzytała głośno zębami, gdy zobaczyła, że nowy gość karczmy zmierza do jej stolika. I to nie sam.
-Malfoy, jeśli tutaj usiądziesz to przysięgam, że już nigdy stąd nie wyjdziesz. A przynajmniej nie w jednym kawałku- ostrzegła go, gdy był już na tyle blisko, aby ją słyszeć.
-Daj spokój, Granger. Myślisz, że cię śledzę?- Spytał, a ona uniosła wysoko brwi, dając tym samym znak, że tak właśnie myślała.- Przyszedłem z Pans na piwo kremowe, świat nie kręci się wokół ciebie, złotko- dodał z pobłażliwym spojrzeniem.
Nozdrza zadrgały jej szybciej ze złości. Ciekawe, czy w Azkabanie nadal jest tak strasznie, jak było... Może by tak sprawdzić?
-To w takim razie możecie iść stąd i zająć sobie jakieś inne miejsce- powiedziała słodkim głosem, widząc Harry'ego za plecami Ślizgonów.
Westchęła cicho, gdyż wiedziała, jak to się zaraz skończy. I miała rację.
-O, Potter- przywitał się blondyn.
Chłopak na chwilę przystanął, zauważając z kim przyszedł Draco. Otworzył lekko usta ze zdziwienia, ponieważ tego się nie spodziewał.
-E...- zaczął.
-Jak zawsze elokwentny.- Wywrócił oczami.
Zaś Pansy uśmiechnęła się lekko pod nosem na taką reakcję. Ciekawe, bardzo ciekawe. No i obiecała coś sobie ostatnio podczas rozmowy ze Smokiem.
-Widzę, że Granger robisz powtórkę z ostatniego Hogsmeade?- Wskazał głową na duże kieliszki w rękach bruneta.
Hermiona odpowiedziała mu tylko kwaśnym uśmiechem, aby nie wdawać się z nim w niepotrzebną dyskusję. W duchu modliła się, by Harry nie powiedział kilku złych słów.
-To może, hm, usiądziecie z nami, jak już tu przyszliście?- Spytał, zapominając o niechęci Hermiony, za to zwracając uwagę na możliwość spędzenia czasu ze Ślizgonką.
Miona otworzyła szeroko oczy i posłała przyjacielowi mordercze spojrzenie. Jak on mógł?
-Pewnie- odpowiedziała Pans, która została wcześniej poinformowana przez Dracona o formie spędzenia ich czasu.
Gryfonka westchnęła poirytowana i spojrzała z nadzieją na przyjaciela, by ten usiadł naprzeciwko niej. Oczywiście tym razem również nie zrozumiał jej intencji i  zajął miejsce naprzeciw Parkinson, więc młody arystokrata usiadł na ostatnim wolnym miejscu. Uśmiechnął się do niej triumfalnie, na co odpowiedziała mu chłodnym spojrzeniem. Chłopak bezgłośnie poruszył ustami, co wyglądało jak "mówiłem", a następnie wziął jej kieliszek, upijając spory łyk. Wypuściła powoli powietrze, wstrzymując w sobie wybuch gniewu.
To będzie długi i interesujący dzień.
~**~
W następnym rozdziale będzie więcej Dramione, przepraszam, ale nauka zmusiła mnie do skrócenia. Natomiast kolejny będzie w tym tygodniu

niedziela, 18 marca 2018

46. Najlepszą linią obrony jest atak

~**~
Spała z odsłoniętymi kotarami, dlatego też ciepłe promienie słońca przyjemnie muskały jej twarz, zachęcając ją, aby wstała. Mimo to niechętnie otworzyła oczy. W pierwszej chwili niczego nieświadoma leżała chwilę nieruchomo, przyzwyczajając się do światła. Jednak wspomnienia poprzedniego wieczoru od razu do niej powróciły. Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Z wyrzutem spojrzała na wciąż bolącą kostkę. Zdecydowanie będzie musiała udać się z tym do pani Pomfrey. Jednak nie to było jej największym problemem w tej chwili. Malfoy to ewidentnie największy problem.
Jęknęła żałośnie, zakryła twarz poduszką i opadła miękko na plecy. Była zła na siebie, że mu uległa. Intuicja podpowiadała jej, iż Ślizgon mógł mieć w tym jakiś swój ukryty cel, dlatego też wściekała się na samą siebie, bo zapomniała o swojej czujności. Jednakże najbardziej irytował ją fakt, że nie mogła narzekać. Wręcz można by powiedzieć, że jej się nawet  podobało. Zastanawiał ją fakt, jak chłopak teraz będzie wykorzystywał tamten incydent przeciwko niej i jak często będzie jej dogryzał z tego powodu. Coś jej podpowiadało, że aż za często.
Westchnęła cicho i pokręciła głową nad swoją głupotą. No cóż, przynajmniej nic już jej nie zdziwi. Wstała leniwie z łóżka i poszła doprowadzić się do porządku. Gdy tylko skończy poranną toaletę uda się do Skrzydła Szpitalnego. Zastanawiała się też, czy opowiedzieć wszystko Ginny. Niekoniecznie byłby to dobry pomysł z racji, iż przyjaciółka ją ostrzegała wielokrotnie przed Malfoyem, ale z drugiej strony to w końcu przyjaciółka. W sumie przede wszystkim będzie musiała ją najpierw znaleźć, bo wątpiła, że zdąży na śniadanie.
Po kilku minutach zeszła utykając na jedną nogę do Pokoju Wspólnego. W oczy od razu rzuciła jej się czarna, roztargana we wszystkie możliwe strony burza włosów.
-Harry!- Zawołała do przyjaciela, podchodząc do niego.
Gryfon przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę i już zaczęła zastanawiać się, czy to możliwe, aby cały Hogwart już huczał o jej szlabanie, jednak chłopak szybko odgonił od niej te myśli.
-Co ci się stało?- Zapytał, lustrując wzrokiem jej kuśtykającą nogę.
-Ciebie też miło widzieć.- Wywróciła oczami.- Nic takiego, wypadek na szlabanie.- Machnęła lekceważąco ręką. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz musiała mieć pecha.
-Czyli co takiego?- Dopytywał dalej. Nic nie poradzi, że takie wypadki w obecnej sytuacji wydawały mu się podejrzane.
-Od kiedy taki dociekliwy jesteś, co?- Zapytała półżartem, lecz gdy dostrzegła jego wzrok, westchnęła cicho i kontynuowała.- Schodek zapadł się na trybunach i wpadłam w dziurę. To tyle.
-Jesteś pewna, że to był zwykły wypadek?- Uniósł brwi ku górze. Coś mu się nie chciało w to wierzyć.
-Tak, a czemu? Dziwne rzeczy dzieją się tylko w bibliotece, pamiętaj- parsknęła, jednak samo wspomnienie tamtego szlabanu nie było już takie śmieszne.
-Tak pytam.- Wzruszył ramionami. Uznał z Malfoyem, że nie będą narazie wszystkich wtajemniczać w ich małe dochodzenie.- Idziesz z tą nogą do Pomfrey?
-Właśnie miałam zamiar. Rozumiem, że idziesz ze mną?- W sumie będą mieli okazję porozmawiać, bo czuła, że za opuszczenie wczorajszego szlabanu McGonagall wymyśli im jakieś ciekawe zajęcie na niedzielę.
-Myślisz, że pozbędziesz się mnie po paru zdaniach?- Posłał jej szeroki uśmiech i podał ramię, by jej pomóc.
Przez jakiś czas rozmawiali o rzeczach nieistotnych oraz o tym, co Harry robił, gdy oni wszyscy byli na szlabanie. Okazało się, że Ron szuka sposobu, aby pojednać się z ich dwójką. Nie do końca jej się to podobało, ponieważ odczuwała do tego chłopaka aktualnie wyłącznie niechęć i była zdania, że brunet powinien trzymać twardo jej stronę oraz ograniczyć kontakty z Weasleyem do minimum. Jednakże wiedziała też, że nie ma prawa zabronić Harry'emu czegokolwiek. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę, jak ważna jest ich przyjaźń dla nich. No cóż, ona i tak ostatnio spędzała sporo czasu z uczniami z innego domu.
-A jesteś pewna, że nie chcesz...- Nie dokończył, bo weszła  mu w słowo.
-Nie- odpowiedziała krótko z mocą, tym samym kończąc temat.
Harry tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i już nie ciągnął tematu. Jednak zaczął nowy.
-A jak wczorajszy szlaban? Oprócz tej kostki?- Spytał, przepuszczając grupę pierwszoroczniaków.
Miona lekko się spięła i spojrzała gdzieś w bok, udając, że coś ją bardzo zainteresowało. W sumie odpowiedź była na to bardzo prosta. Fakt, iż wiedziała więcej niż Harry powodował u niej taką emocjonalną reakcję. Odchrząknęła cicho i udawała, że to pytanie wcale nie wprawiło jej w zakłopotanie.
-No wiesz, jak to szlaban. McGonagall kazała nam wykonać masę niekończących się zadań.- Skrzywiła się, gdy to mówiła, bo przypadkiem mocniej postawiła bolącą nogę na ziemi. Przeklęte szlabany.
-W to nie wątpię.- Pokazał swoje zęby w szerokim uśmiechu na wspomnienia ich wszystkich szlabanów we wcześniejszych latach nauki.- Parami was podzieliła?
-Mhm- odpowiedziała bez entuzjazmu. W sumie to nie wiedziała, czy lepszym partnerem szlabanowym byłby Blaise czy Malfoy.
-Aż tak źle było?- Spytał z rozbawieniem, pomagając jej ominąć fałszywy stopień.
-Szlaban ze Ślizgonami mówi sam za siebie- powiedziała, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Jeszcze żaden nie był spokojny. Ż A D E N.- Tym bardziej z Malfoyem.
-Ciekawe, że zawsze trafiasz na szlabany właśnie z nim- zastanawiał się na głos, bo rzeczywiście go to ciekawiło.
-Nie zawsze- odparła przeciągle, wchodząc do korytarza, który prowadził do Skrzydła Szpitalnego.
-Jak to? Przecież co dostajesz szlaban, to za każdym razem z Malfoyem.- Uniósł zdziwiony brwi.- Swoją drogą coś bardzo często zgarniasz kary razem z nim.- Ciekawe, czy to jakaś zagrywka McGonagall, czy zwykły przypadek.
-No... teraz nie do końca tak było- powiedziała wymijająco, wchodząc przez drzwi, które Harry jej przytrzymywał.- Malfoy jest po prostu, jak wrzód na... O dzień dobry, pani Pomfrey- urwała, gdy zauważyła pielęgniarkę, która była przy jednym z łóżek w pobliżu drzwi.
Harry wszedł za przyjaciółką, powtrzymując głośne parsknięcie. Musiał przyznać, że relacje tej dwójki były bardzo interesujące. Kto by się spodziewał...
-Dość często jest pani tutejszym gościem, panno Granger- powiedziała pielęgniarka, bacznie się jej przyglądając.
-Też bym wolała tutaj bywać rzadziej, może mi pani wierzyć- odpowiedziała, siląc się na grzeczny ton.
-Proszę usiąść na łóżku, a pan, panie Potter, niech poczeka na zewnątrz- zarządziła.
Gryfon wywrócił oczami, ale wykonał polecenie kobiety. Przez tyle lat nauczył się, iż nie warto z nią dyskutować, ponieważ rzadko przynosiło to zamierzony efekt. Oparł się o ścianę i cierpliwie czekał. Rzeczywiście Hermiona zbyt często tutaj przychodziła. Jednakże wiedział, że to nie była jej wina, tylko zazwyczaj tego wariata, który czyhał na ich życie. Lub wartiatów. To wciąż pozostawało kwestią sporną. W sumie sam ostatnio z tego powodu spędził w Skrzydle Szpitalnym trochę czasu. Zabawne, że co roku muszą być w samym centrum dziwnych i niebezpiecznych zdarzeń.
Usłyszał jakiś szmer za sobą, więc automatycznie odwrócił się w tamtą stronę. Jednak była to tylko jakaś trzecioklasistka, która posłała mu lekko zawstydzone spojrzenie, po czym weszła szybko do środka. Po chwili zjawiła się Hermiona, która już poruszała się bez najmniejszego problemu.
-Dziwne, znowu nie mogła znaleźć mojej karty- powiedziała, marszcząc czoło. Co się działo z jej aktami? Co chwilę było jakieś zamieszanie z tego powodu.- I oczywiście winą za to obarczała mnie.- Uśmiechnęła się krzywo, ruszając razem z przyjacielem w kierunku schodów.
-Albo ma duży bałagan.- Tu dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Oboje wiedzieli, iż pielęgniarka miała bzika na punkcie ładu i czystości.- Albo kogoś bardzo obchodzą twoje choroby.
Chwilę szli w ciszy, każdy nad czymś intensywnie się zastanawiał. Czemu akurat ona miała ten problem? Przecież była taką samą uczennicą, jak każdy w tym  zamku. I po co komuś jej przebyte choroby?
Skręcili w jeden z mniej odwiedzanych korytarzy, aby skorzystać ze skrótów. Jeśli się pośpieszą, to może zdążą na końcówkę śniadania, bo ich brzuchy głośno dawały o sobie znać. Jedna rzecz ją jeszcze zastanawiała.
-Co właściwie jest w takich aktach?- spytała, omijając srebrzystego ducha, aby oszczędzić sobie nieprzyjemnych wrażeń.
-No... Chyba tylko opisy wizyt w Skrzydle, co?- No bo w sumie co więcej mogło?
-Nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiałam, ale nie wydaje mi się, aby to przypominało mugolską kartę pacjenta u lekarza.- Pokręciła powoli głową.- Mam wrażenie, że tam są ogólne informacje o uczniu- powiedziała powoli.
-Ale...- urwał i zaczął intensywnie nad tym myleć. Biorąc pod uwagę wszystkie obecne okoliczności, fakt, iż ona zniknęła był bardzo zastanawiający i jednocześnie niepokojący.- Po co ktoś by jej potrzebiował?
Herm posłała mu pobłażliwe spojrzenie. Naprawdę?
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ostatnio dzieje się dużo rzeczy, które nie mają znanego uzasadnienia.- Świetnie, jeszcze tylko tego jej brakowało.- Chyba musimy poszukać Ginny- stwierdziła i pociągnęła go za rękę, ciągnąc w przeciwną stronę niż Wielka Sala.
***
Dawno nie spało mu się tak dobrze. Bez żadnych niepokojących myśli, z samymi przyjemnymi. Nie miał zamiaru kończyć tego błogiego stanu, jednakże ktoś brutalnie go to tego zmusił, rzucając w niego z całej siły poduszką.
-Pobudka, śpiąca królewno.- Usłyszał nad sobą.
Westchnął poirytowany, wziął do ręki ową poduszkę i cisnął nią przed siebie, nawet nie otwierając oczu. Nie był pewny, czy wczorajszy wieczór naprawdę się wydarzył, czy to był tylko sen o wygranej zakładu. Intuicja podpowiadała mu, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Granger po prostu była coraz mniej odporna na jego urok osobisty. Uśmiechnął się do siebie. Nigdy wcześniej by nie pomyślał, że droga do wygranej może być taka przyjemna. Czuł, że czeka go zdecydowanie ciekawy miesiąc.
Miesiąc.
Tylko tyle mu pozostało, aby Granger do reszty oszalała na jego punkcie. Z jednej strony czuł, że to nie jest takie niemożliwe, ale z drugiej miał wrażenie, że czeka go miesiąc intensywnej pracy.
-No wstań wreszcie.- Ponownie poczuł uderzenie na twarzy.
-Mats, spróbuj jeszcze raz rzucić we mnie poduszką, a obiecuję, że rzucę w ciebie czymś bardziej nieprzyjemnym niż poduszka- syknął zły, ściągając ją z siebie.
Szatyn wywrócił tylko oczami, po czym wrócił do swojego łóżka, aby zawiązać krawat. Ciekawił go dzisiejszy dzień i jakie atrakcje zapewni im dyrektorka oraz pewna dwójka uczniów. Był bardziej niż pewny, że Malfoy wielokrotnie wspomni o wczorajszym szlabanie.
-Jak się nie pośpieszysz to zaraz Pansy tu wparuje i sama cię ściągnie z tego łóżka.- Ponowił swoją próbę, zapinając guziki przy rękawach.
Draco westchnął ciężko i powlokół się do łazienki, po drodze rzucając przyjacielowi spojrzenie pełne wyrzutu. Bell nic nie powiedział, tylko dzielnie je zniósł. Im bliżej było listopada, tym Smok coraz bardziej działał mu na nerwy. Choć nie wiedział, czy była to tylko jego wina. Miał cały czas z tyłu głowy informację, iż Victoria zjawi się w tej szkole w okolicach świąt. Miał nadzieję, że będzie to w jak najpóźniej możliwym czasie. Nie miał ochoty patrzeć, jak jest podrywana przez innych Ślizgonów. Również niekoniecznie miał ochotę, aby widziała go razem z Jade. Na myśl o tych wydarzeniach bardzo się irytował i zazwyczaj Malfoy za to obrywał. W sumie to była jego kuzynka, więc nie tak całkowicie bez powodu był jego obiektem do wyładowywania swojej frustracji.
-Idziemy?- Blondyn wyszedł z łazienki i czekał za przyjacielem. Był ciekaw dzisiejszej atmosfery między nimi, biorąc pod uwagę wczorajszą sytuację w dormitorium.
-Ta, chodźmy- mruknął, zmierzając do wyjścia.
Na jednym ze szmaragdowych foteli siedziała Pansy Parkinson, która chyba głęboko się o czymś zamyśliła, gdyż wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w trzaskający wesoło kominek. Draco wykorzystując okazję, podszedł po cichu do niej, tak, że stał za nią. Ostrożnie zbliżył twarz do jej ucha i krótko krzyknął w jego stronę. Dziewczyna gwałtownie podskoczyła i spojrzała na niego wyraźnie zła.
-Zwariowałeś?!- Warknęła, po czym parsknęła cicho. Chłopcy są czasami tacy dziecinni.
-Nie mogłem nie skorzystać- odparł niewinnie, szczerząc się do niej. Przy okazji wybadał jak dzisiaj była wobec niego nastawiona.
-W to nie wątpię.- Pokręciła rozbwiona głową, wstając ze swojego miejsca.
Całą trójką udali się w kierunki Wielkiej Sali.
-Nad czym tak myślałaś?- Zagadnął Mats, gdy szli przez chłodny korytarz lochów.
-Raczej kim- wtrącił Draco, unosząc ironicznie kąciki ust ku górze.
Pansy zmroziła go wzrokiem i przemilczała jego kąśliwy komentarz. Najwidoczniej jest to odwet za wczoraj. W porządku, skoro sam chce toczyć te słowne potyczki to nie będzie mu dłużna.
-Czy do Granger dotrała wczoraj twoja prawdziwa intencja, czy potrzebuje pomocy, aby tak się stało.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, słysząc obok, jak Mats wypuszcza po cichu powietrze.
Ślizgon wyglądał na ewidentnie zdenerwowanego. Nic nie zrobił, żeby i ona i Mats byli wobec niego wrogo nastawieni. Znali go nie od dziś, więc doskonale wiedzą, jaki jest. Dlatego nie rozumiał ich postawy.
-Od kiedy wkroczyliśmy na małą ścieżkę wojenną, co Pans?- Spytał chłodno, nie robiąc miejsca pierwszoroczniakom, którzy chcieli przejść obok niego.
-Słuchajcie a może...- Zaczął Bell, jednak dziewczyna weszła mu w słowo.
-Dlaczego ty możesz mi dogryzać z powodu Pottera, a ja tobie nie mogę z powodu Granger, co Draco?- Zapytała wojowniczo, hardo mu patrząc w oczy. Również nie przejmowała się innymi uczniami.
-O Merlinie- westchnął Mats, przyśpieszając trochę kroku, bo pozostała dwójka chyba mimowolnie to uczyniła.
-Proszę cię, przecież to zupełnie co innego- odparł poirytowany. Co w nią ostatnio wstąpiło?
-Czyżby?- Zatrzymała się na chwilę i stanęła twarzą do niego.
-Oczywiście, że tak. Zachowujesz się, jakbyś zaraz miała zdradzić  mnie i Blaisea.- Również się zatrzymał.
Mats miał ochotę palnąć go w czoło z otwartej ręki. Nie mógł uwierzyć jakim był czasami egoistą.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i z kamienną twarzą patrzyła na chłopaka. Zabawne, że niektórzy nigdy się nie zmieniają.
-Na Salazara, jaki ty jesteś zapatrzony w siebie, Draco- powiedziała z niedowierzeniem. W tym roku przechodził samego siebie.- Miałabym ten wasz zakład w nosie, bo jesteście dorośli i sami poniesiecie później za niego konsekwencje, gdyby nie to, że zaczyna powoli dotykać wszystkich wkoło.
-Wcale tak nie jest- powiedział, choć wiedział, iż niestety wiedziało o nim parę osób za dużo.
-Oboje wiemy, że tak jest. Nic poza nim cię nie obchodzi. Gdybyś zapomniał, też przez niego oberwałam- syknęła zła, idąc z powrotem przed siebie.
Bell gestem głowy pokazał mu, żeby poszli za nią i choć niechętnie, to Draco to ucznił. Już po chwili ją dogonili.
-Pans, nie gniewaj się na nas co chwilę.- Spróbował jakoś załagodzić sytuację między przyjaciółmi.
-Mats nie wtrącaj się. To nie z tobą mam problem- odpowiedziała krótko, miażdżąc go wzrokiem.
Blondyn poczuł się tym lekko dotknięty. Naprawdę nie miał ochoty ciągle kłócić się z przyjaciółką, jednak to ona ciągle go prowokowała.
-To rozwiążmy ten problem- powiedział ugodowo, siląc się na w miarę uprzejmy ton.
Czarna posłała mu zaciekawione spojrzenie. No proszę, czyżby w końcu coś zaczęło do niego docierać?
-Czekam na twoją kreatywność- odparła już nieco łagodniejszym głosem, a gdy znaleźli się przed drzwiami do Wielkiej Sali ponownie na chwilę się zatrzymała.- Bądź po prostu bardziej ostrożny i nie wciągaj każdego wkoł...- Urwała, bo w ich stronę zmierzała pewna blondynka.- A ta tu czego?- warknęła na widok Gryfonki.
-Cześć, Mats- przywitała się tylko z nim.
-O, Jade.- Posłał jej szeroki uśmiech, na co Ślizgonka teatralnie wywróciła oczami.
-Dobra, jednak z tobą też mam problem- rzuciła na odchodne i weszła do środka, ciągnąc za sobą Malfoya.
-O nagle wspólny wróg i cudowne pojednanie?- Spytał ironicznie, podchodząc do stołu Slytherinu.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała na to, tylko uniosła lekko kącik ust ku górze. Jade to coś więcej niż wspólny wróg. Mats nigdy jej nie przekona do tej dziewczyny. Ona była po prostu niepokojąca. Za dużo chciała wiedzieć, wszędzie jej pełno no i ten wygląd. To przekraczało już chyba wszelkie granice.
Usiadła z zaciętą miną do stołu i sięgnęła po ulubione tosty na słodko.
-Ciekawe kiedy sobie odpuści tę blondynę- burczała pod nosem, nalewając czarnej kawy do filiżanki.
-Mam fadzieje, sze niefugo- odpowiedział z pełnymi ustami, czym wywołał niesmak na twarzy Ślizgonki, która siedziała naprzeciwko niego.
-Arystokrata, którego nie nauczono manier, zabawne- powiedziała do siebie pod nosem, co jednak nie uszło słuchowi chłopaka.
-Mówiłem mu już tyle razy, żeby ją sobie odpuścił, że chyba już nic do niego nie dotrze- odparł, gdy przełknął dużą porcję zapiekanki. Nie jego wina, że tak zgłodniał po tych wszystkich wczorajszych wrażeniach.
Pansy westchnęła ciężko i upiła spory łyk kawy. Na pewno był jakiś sposób, aby przekonać go, że z tą dziewczyną było coś jest nie tak. Tylko jaki?
-Mam dla ciebie świetną radę, Pans- zaczął, próbując udobruchać dziewczynę.- Zacznij bardziej zajmować się sobą niż uszczęśliwianiem wszystkich dookoła.- Taka prawda. Wiedział, że ma mu za złe tę sytuację, gdy Granger kazała Potterowi o coś ją wypytać, jednakże nie miał na to wpływu. Poza tym sama mogła zwyczajnie z Gryfonem porozmawiać, a nie dąsać się na cały świat i unosić się swoją dumą.
Parkinson już otworzyła usta, by mu coś odpowiedzieć, lecz szybko je zamknęła. Zrobiła tak jeszcze kilka razy, zapewne wyglądając przy tym jak ryba wyjęta z wody. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Musiała przyznać przed samą sobą, że miał trochę racji. Wyładowywała na nim swoją złość, choć sama mogła rozwiązać swój problem. No cóż, po prostu była zbyt uparta. Jednakże nie umie odpuścić sprawy z Matsem, za bardzo jej na nim zależy, aby pozwoliła wpakować mu się w takie bagno. O ile już nie było za późno.
-Postaram się do niej dostosować- odparła, uśmiechając się do przyjaciela. Nadziała widelcem kawałek jego zapiekanki i z o wiele lepszym humorem ją zjadła.- Ale- wymierzyła w niego oskarżycielsko widelcem.- Pomożesz mi dowiedzieć się co z tą przeklętą Gryfonką jest nie tak.
Blondyn posłał jej rozbawione spojrzenie. Wspaniale, że zawsze potrafili tak szybko dojść do porozumienia.
-Jasne- odparł, zjadając do końca swoją porcję śniadania, póki brunetka nie zrobiła jeszcze tego za niego.
-Świetnie. Swoją drogą ciekawe, że w tym roku tyle Gryfonek plącze się wokół Slytherinu- dodała mimochodem.
-Albo Ślizgonek wokół Gryffindoru- powiedział do siebie, jednak zgarnął za to kopniaka pod stołem.
Syknął cicho z bólu, posyłając jej groźne spojrzenie. Ta jednak udawała, że nic się nie stało i niewinnie piła czarny napój z filiżanki. Przez chwilę każdy był zajęty swoim talerzem. Gdy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, oboje spojrzeli w tamtą stronę. Do środka wszedł Mats z Jade, z którą szedł pod rękę. Oboje byli w wyśmienitcyh humorach. Na twarz Pansy od razu wkradł się niekryty grymas, co nie uszło uwadze Bella, który skierował swoje kroki do stołu Gryffindoru.
-Chyba go straciliśmy- powiedział grobowym tonem, odkładając sztućce na talerz.
-Jej niedoczekanie- odpowiedziała wojowniczo. Znajdzie jakiś sposób, była pewna.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Jest dopiero połowa października, a on miał tyle rzeczy na głowie niezwiązanych zupełnie z nauką, że już bał się, co będzie później. Westchnął cicho, bo przypomniało mu się, że miał omówić kilka spraw z Potterem odnośnie procesu ojca.
-Muszę iść- pożegnał się, wstając.
-Gdzie?- Uniosła zaciekawiona brwi.
-Do salonu Gryfonów, chcesz iść ze mną?- Spytał ironicznie i nie czekając na odpowiedź zaczął iść do drzwi.
Ślizgonka wywróciła oczami, lecz wstała i poszła w ślady przyjaciela.
-Zaczekaj- zawołała za nim, kiedy ten chwytał za klamkę. Nie zostanie tutaj przecież sama. Normalnie usiadłaby z Matsem, ale nie ma zamiaru spędzać ani jednej sekundy życia z tą dziewczyną. Tym bardziej, że ostatnio Dafne jej unikała i nie widziały się od dawna na żadnym posiłku.
Blondyn posłał jej zaciekawione spojrzenie, ale nie skomentował tego. Chyba wzięła sobie do serca jego słowa.
***
-Umieram z głodu- marudził po drodze. Zdecydowanie wolał iść na śniadanie niż do dormitorium.
-Och, nie marudź, Blaise- burknęła, wspinając się po schodach. Chciała się upewnić, że wszystko w jej dormitorium było na swoim miejscu podczas ich nieobecności. Tym bardziej, że już wcześniej zginęły jej dokumenty z pokoju. Dwukrotnie.
Była bardzo ciekawa dzisiejszego dnia. I dlaczego nikt się nie zainteresował jej nieobecnością na posiłku?
Wspinała się żwawo po schodach. Jeśli się okaże, iż Greengrass myszkowała w jej sypialni, to tym razem dopilnuje, aby trzymała się od niej jak najdalej.
Szli w ciszy, bo po prostu byli zbyt zmęczeni, aby prowadzić żywe dyskusje. Ona zastanawiała się, jak minął Hermionie szlaban z podstępnym Malfoyem, zaś Zabini układał sobie w głowie, co powie Draconowi, gdy go spotka. Może w końcu znajdą jakiś sposób, by McPersow dał im spokój.
Gdy wychodzili zza zakrętu, wpadli na kogoś z impetem.
-O to wy- powiedział Ślizgon, obrzucając Pottera nieprzyjaznym spojrzeniem.
Oczywiście tamten nie pozostawał mu dłużny.
-Właśnie cię szukaliśmy, Ginny- zwróciła się  do rudowłosej, która na te słowa zrobiła dziwną minę.
-O, doprawdy- mruknęła pod nosem, nieco urażona. Szybko.
Hermiona zmarszczyła czoło, nie wiedząc co znowu ugryzło dziewczynę. Chyba towarzystwo Blaisea miało na nią zły wpływ. W sumie co się dziwić.
-E tak, chciałam z tobą porozmawiać. Ale wolałabym to zrobić na osobności. Nie obraź się, Blaise.- Dodała, aby nie zabrzmiało to nieuprzejmie. W sumie co ją to obchodziło, zostawił ją na pastwę Malfoya na szlabanie.
Ślizgon i Weasleyówna wyraźnie się zaciekawili. Ciekawe, co takiego się wydarzyło przez tą jedną noc. Choć wiedzieli, że w tym zamku chyba wszystko było możliwe.
-Jasne- odparła lekko zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co mogło chodzić.
Gryfonka spojrzała na nią wymownie, aby dać jej dyskretny znak, żeby poszła z nimi, jednak w tym samym momencie, gdy ta chciała coś odpowiedzieć, zjawiła się kolejna dwójka.
-Proszę, cóż za spotkanie- powiedział z kpiarskim uśmiechem, zatrzymując się przed spotkaną czwórką.
-Merlinie, jeszcze ciebie tu brakowało- burknęła Herm pod nosem, krzywiąc się przy tym lekko.
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Nie mógł się doczekać, aż ją spotka i będzie miał okazję, by zobaczyć jej dzisiejsze nastawienie do niego. Chyba przyjęła strategię, że najlepszą linią obrony jest atak.
Natomiast Harry z zaciekawieniem przyglądał się Ślizgonce. Obiło mu się o uszy, czytaj Hermiona mu wszystko powiedziała, że dziewczyna wyraźnie zaniepokoiła się, gdy ten przebywał w Skrzydle Szpitalnym. Interesujące, zważając na fakt, iż cały czas była na niego wielce obrażona.
-Szukałem cię, Potter- oświadczył blondyn, patrząc wymownie na kuzyna.
Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam miał mu kilka rzeczy do powiedzenia.
-Ja z tobą też muszę coś omówić, Smoku- wtrącił się Blaise, mierząc Gryfona niechętnym spojrzeniem.
Gin poruszyła się niespokojnie. Każdy patrzył na każdego po kolei podejrzliwie. Zastanawiali się, co takiego ważnego mogło wydarzyć się na każdym ze szlabanów.
-Będzie to musiało poczekać, panie Zabini, gdyż ja też muszę z wami pomówić.- Usłyszeli za sobą.
Automatycznie spojrzeli w tamtym kierunku i zobaczyli, że ów głos należał do dyrektorki, która patrzyła na nich srogo. Westchnęli cicho. Wiedzieli, że to będzie nieuniknione.
-Pan, panie Potter, jest wolny- dodała z naciskiem, aby odprawić ucznia.
Ten chciał coś powiedzieć, lecz Herm pokręciła przecząco głową, dając mu znak, żeby nie dyskutował i jej posłuchał. Już i tak wciągnęli niepotrzebnie w tę akcję swoich przyjaciół.
Chłopak zacisnął zrezygnowany usta, ale posłuchał nauczycielki i ruszył do wieży Gryffindoru.
-Zapraszam.- Posłała im triumfalny uśmiech.
Cała piątka poszła za nią bez słowa sprzeciwu. Zdawali sobie sprawę, iż znajdowali się w beznadziejnej sytuacji, więc woleli jej nie pogarszać. Draco zrównał się z Hermioną, czego ta nie przyjęła z entuzjazmem.
-Dzień dobry, Granger- zagadnął, obserwując jej zmieszanie.
-Był dobry, Malfoy- odcięła się, szukając wzrokiem Ginny, jednak tamta była zbyt zajęta rozmową z Zabinim. Fantastycznie.
-Widzę, że humorek dzisiaj nie dopisuje.
Wywróciła oczami. Chyba jest skazana spędzać każdy dzień w jego towarzystwie. Godryku, za jakie winy?
-Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedziała sucho, co w sumie nie mijało się z prawdą. Czuła, że tylko by się mogła pogrążyć.
-Rozumiem- odparł przeciągle. W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. Trochę ryzykował, ale gdyby tak patrzeć, to już nie miał nic do stracenia. Przez ten miesiąc musi wykładać wszystkie karty na stół.- Rozumiem, że wolisz inne formy komunikacji ze mną.- Pokiwał głową z uznaniem.
Dziewczyna fuknęła głośno z oburzenia. Zapominała czasami, jaki potrafił być bezczelny. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem i spróbowała wyminąć. Blaise spojrzał na nich zaciekawiony przez ramię. Chyba mieli bardzo ciekawy szlaban.
-Myślisz, że tym bardziej będę z tobą rozmawiać?- Syknęła zła. Chciałaś to teraz masz, Hermiono, za swoje.
-Od kiedy jesteś taka przewrażliwiona na swoim punkcie?- Zapytał, jak gdyby nigdy nic.
-Od czasu, gdy popełniłam błąd, wchodząc z tobą na pokojową ścieżkę- warknęła, przyspieszając kroku.
-Oboje wiemy, że wcale tak nie uważasz.- Od razu zrównał się z nią. Uwielbiał ją denerwować. To była jego ulubiona czynność w tym roku. Tym bardziej, że świetnie mu to wychodziło.
-Skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę?- Ponownie zaczęła robić dłuższe kroki. Została jej tylko Pansy, jednak ta zapewne nie miała zamiaru z nią rozmawiać.
-Po prostu już cię znam, Granger- powiedział, puszczając jej oko. Znowu się z nią zrównał.- Nie biegnij tak.
-Nie znasz, Malfoy- odparła z przekąsem, nie zważając na drugą część zdania. Byli już prawie pod gabinetem dyrektorki, więc zaraz skończy z nim tę niemądrą wymianę zdań.
-Znam lepiej niż bym kiedykolwiek przypuszczał- powiedział, powstrzymując w sobie parsknięcie na widok lekkich rumieńców na twarzy dziewczyny.
-Och, zaraz cię przeklnę, przysięgam- zagroziła mu, przypominając sobie, iż jeszcze nie odzyskała swojej różdżki z wczorajszego szlabanu.
Nim Ślizgon zdążył jej coś odpowiedzieć, każdy zatrzymał się przed kamienną chimerą. Nauczycielka Transmutacji powiedziała cicho hasło, po czym wszyscy zaczęli wchodzić po krętych schodach.
***
Gabinet dyrektorski wyglądał jak zawsze. Niczym się nie różnił od ostatniego czasu,gdy tu byli. Portrety niedawnych dyrektorów spały w swoich ramach. W środku już czekał na nich Mats, którego nauczycielka musiała wcześniej spotkać. Kobieta machnęła krótko różdżką, wyczarowując dla każdego po jednym krześle. Sama zaś usiadła po drugiej stronie biurka, przyglądając im się z surową miną.
Cała piątka zajęła miejsca bez słowa. Wyraźnie wyczuwalna była napięta atmosfera w pomieszczeniu. Przez pewien czas panowała męcząca cisza. Dyrektorka zapewne zastanawiała się, co powiedzieć. Zaś uczniowie wyraźnie byli zniecierpliwieni. Woleliby mieć już to za sobą.
Hermiona poprawiała niewidoczne zagniecenie na spódniczce, Draco siedział ze skrzyżowanymi rękoma z niewzruszoną miną, Blaise przyglądał się z zaciekawieniem portretom Snape'a i Dumbledorea, Ginny zmarszczyła czoło, myśląc o czymś intensywnie, Pansy bawiła się skórką od paznokcia, a Mats patrzył znudzony w jakiś punkt za biurkiem.
-Wasze różdżki- zaczęła, rozdając po kolei różdżki swoim właścicielom.
Spojrzeli na nią podejrzliwie, jednak przyjęli je bez słowa, chowając przedmioty do kieszeni szat. Czekali cierpliwie na ciąg dalszy.
-Zostałam poinformowana przez pana McPersowa, pannę Greengrass oraz pannę Melin, że żadne z was nie ukończyło swojego szlabanu. Ba, niektórzy z was dopuścili się oszustwa i przemocy, łamiąc przy tym kilka punktów z regulaminu. Słucham, co macie na swoją obronę?- Wbiła w nich oskrażycielskie spojrzenie.
Gin już otwierała usta, aby przedstawić jej sytuację, gdy była z Blaisem zamknięta na całą noc w Iźbie, jednak ten dał jej dyskretny znak głową, aby nic nie mówiła. Zamknęła usta i siedziała z zaciętą miną. No oczywiście, tylko ich wina, a Greengrass jak zwykle nie była niczemu winna.
-Tak myślałam- westchnęła zdegustowana.- Zatem będę zmuszona zastosować zaostrzoną karę- powiedziała to takim tonem, że od razu każdy na nią spojrzał.
-Co ma pani na myśli?- Spytała Hermiona, której nie podobało się to ani trochę.
-Chyba nie sądziła pani, panno Granger, że nagminne łamanie regulaminu przez panią i pana Malfoya pozostanie bez żadnego rozdźwięku. Rozumiem jednak, że zapewne nie o taki pani chodziło.
Gryfonka patrzyła jej prosto w oczy, gdy ta to mówiła i nie dostrzegła w nich żadnych emocji. Ż a d n y c h.  Bardzo dziwne.
Mimo to nic jej nie odpowiedziała. Czekała w skupieniu na dalsze słowa.
-Oprócz tego pozbycie się opiekunów ze szlabanu również za sprawą przemocy uważacie za zachowanie godne uczniów? Szczególnie Prefektów Naczelnych?- Tu spojrzała na Zabiniego i Weasleyównę, którzy lekko skurczyli się w sobie. Głos McGonagall nie był zbyt przyjemny w tym momencie. Brzmiały w nim surowe nuty.- Nie mam pojęcia czego oczekiwaliście. Wasze zachowanie było karygodne. Z resztą- prychnęła pod nosem.- Cały czas jest. Mam na myśli waszą dwójkę.- Odwróciła głowę w kierunku Malfoya i Granger.- Nie pierwszy raz gościcie w tym gabinecie, a jest dopiero październik.
Zrobiła dłuższą pauzę, by potrzymać ich w niepewności. Wciąż nikt nic  nie mówił, poza Minervą. Wiedzieli, iż znajdowali się w dość ryzykownej sytuacji, a niewypażony język któregoś z nich tylko by pogorszył sytuację. Nawet Hermionie zabrakło jej buty, która towrzyszyła jej ostatnimi czasy.
-Mam nawet prawo was wyrzucić ze szkoły w tym momencie- zaczęła, a w pomieszczeniu od razu zrobiło się zamieszanie.
-Ale pani profesor, przecież my nic takiego nie zrobiliśmy na szlabanie- powiedziała zdezorientowana Pansy, obrywając oburzone spojrzenia od pozostałych, jednakże Mats energicznie jej przytaknął. Oboje nie mieli zamiaru zostać wyrzuceni ze szkoły.
-Nie może pani- wtrącił się Draco.
-Mogę, panie Malfoy- odpowiedziała beznamiętnie, a chłopak zacisnął mocno usta.
-Nie wydaje się to pani zbyt przesadzoną karą?- Spytała Miona, przełykając po cichu ślinę.
-A nie wydaje się pani, że pani zachowanie, panno Granger, było ostatnio zbyt przesadzone?- Odbiła piłeczkę w jej stronę, na co dziewczyna skrzywiła się lekko.
-Też sądzę, że to by była zbyt duża kara, pani profesor- powiedziała w miarę grzecznie Ginny. Merlinie, pani Weasley by ją wydziedziczyła.
-Pragnę pani przypomnieć, że jest pani Prefektem Naczelnym, panno Weasley. Takie zachowanie jest niedopuszczalne- skarciła ją, przez co tamta lekko się zaczerwieniła.
Byli uziemieni.
-A nie możemy jakoś się dogadać?- Spróbował Blaise, bo nic innego mu nie przyszło do głowy. Nie mieli już nic do stracenia, a wiedział, że wyrzucenie ich byłoby nauczycielce bardzo na rękę.
Kobieta westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej w fotelu, splatając palce dłoni. Powietrze w gabinecie zrobiło się jakieś ciężkie, a cała szóstka miała miny, jakby czekała na wyrok śmierci.
-Możliwe, że byłabym skłonna coś wymyśleć- powiedziała przeciągle, czym wyraźnie ich zaciekawiła.- Mogę dać wam ostatnią szansę. Jeśli jedno z was zrobi kiedykolwiek coś podobnego, obiecuję, że nie będę taka łaskawa. Bez szansy na jakiekolwiek porozumienie znajdzie swoje walizki w holu i będzie zmuszony opuścić Hogwart.
Każde z nich wypuściło cicho powietrze z płuc. Myśleli, że to będzie trudniejsze.
-A jaki jest haczyk?- Zadał pytanie Draco, które chodziło każdemu po głowie.
Na usta nauczycielki wkardł się lekki uśmiech. Nie oznaczał on niczego dobrego.
-Niestety niesprawiedliwe byłoby pozostawienie na stanowisku Prefektów Naczelnych panny Weasley oraz pana Zabiniego- odpowiedziała, a mina wspomnianym uczniom od razu zrzedła.
-Ale...- zaczęła Ginny, lecz urwała. Ona nie mówiła na pewno poważnie. Prawda?
Jednakże przez głowę Hermiony i Draco przemknęła myśl o poczuciu sprawiedliwości. Żadne z nich nie spojrzało na przyjaciół, bo wiedzieli, że z ich oczu nie wyczytaliby współczucia.
-Aczkolwiek mogę się wstrzymać z tą decyzją, jak również będę skłonna anulować wasze szlabany na przyszły tydzień oraz dzisiejszy dzień, jeśli panna Granger i pan Malfoy obiecają porzucić swoje plany o zdemolowaniu szkoły i sterroryzowaniu nauczycieli oraz uczniów. Już do końca roku szkolnego zachowując się jak im przystało- zakończyła, patrząc z zaciekawieniem na uczniów.
Byli Prefekci Naczelni czuli na sobie palące spojrzenia przyjaciół. Oczywiście, wypadałoby od razu zgodzić się na warunki dyrektorki, jednak wtedy daliby już kompletnie za wygraną. Ich dumy znacząco by ucierpiały. Z drugiej strony zapewne stracą przyjaciół, jeśli postąpią inaczej. Spojrzeli na siebie lekko zdezorientowani. Nie mieli co się oszukiwać- zazdrość walczyła z ich honorem.
-No nie w...- zaczął Ślizgon, na co Diabeł kopnął go zdrowo w piszczel. Chłopak syknął cicho z bólu i urwał.
Ginny wywiercała w szatynce dziurę wzrokiem. Nad czym ona się tyle czasu zastanawia? Powinna od razu zgodzić się na propozycję nauczycielki. Na lekcji Transmutacji ani ona ani Blaise nie zwlekali, by stanąć po ich stronie.
Granger chwilę nic nie mówiła. Wiedziała, że powinna przytaknąć. Jednak coś ją powstrzymywało. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrzę.
-Nie jestem pew...- Jej również przerwano.
-Hermiona!- Zawołała oburzona Ruda, która siedziała osłupiała na swoim krześle.
Panowała taka cisza w pokoju, że słychać było tylko ich oddechy.
-Zgadzamy się- odpowiedziała niemrawo, czując dziwne uczucie w środku.
Prefekci odetchnęli z wyraźną ulgą. Mimo to ich miny wyraźnie sugerowały rozpoczęty konflikt.
-Trzymam za słowo. Za złamanie tej obietnicy moja propozycja zostanie anulowana- dodała, a czwórka uczniów otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
Tego już im wcześniej nie mogła powiedzieć?
-Możecie iść. Slytherin traci za pana Malfoya i Zabiniego po pięćdziesiąt punktów, za panią Parkinson i pana Bella po dziesięć. Zaś Gryfindor za pannę Granger oraz pannę Weasley również po pięćdziesiąt. Do widzenia.- Spojrzała na nich wymownie, dając im znać, aby wyszli.
Każde z nich wstało bez słowa i z opuszczoną głową opuściło gabinet. Gdy znaleźli się na korytarzu również nikt nic nie powiedział, tylko każdy poszedł w swoją stronę.
Broń Hermiony i Draco została przeciwko nim samym obrócona.
~**~
Krótszy, ale jest! Trochę pokomplikowana sprawa, by dać kolejną szansę głównej dwójce

niedziela, 11 marca 2018

45. Pułapka

~**~
-To niemożliwe, żeby były zamknięte- jęknęła, podchodząc do drzwi i z całej siły szarpiąc za klamkę bez żadnego rezultatu.
-Spróbuj jeszcze kilka razy, może wtedy uda ci się wyłamać zamek- zironizował, patrząc z pobłażaniem na próby Ginny.
-Och, dzięki za pomocną radę- sarknęła, odsuwając się od drzwi, lustrując je wzrokiem. O co chodziło?
-Zawsze do usług.- Puścił jej oko, opierając się o ścianę. Uciekł z jednego szlabanu, żeby zamknęli go na drugim na nie wiadomo jak długi czas. Świetnie.
-Jak mamy się stąd wydostać- powiedziała bardziej do siebie, po czym odwróciła się w stronę Ślizgona.- Przecież masz różdżkę! Czemu nadal tak stoisz?- Spytała, jakby to było oczywiste.
Zabini wywrócił oczami. Czy ona naprawdę myślała, że od razu by o tym nie pomyślał?
-McPersow mi ją zabrał.
Mina jej od razu zrzedła. No to ugrzęźli tutaj. Usiadła zrezygnowana na schodkach. Mogła sobie odpuścić powrót do tej szkoły.
-Naprawdę myślisz, że te drzwi otworzą się dopiero, jak dokończymy szlaban?- Coś jej się nie chciało w to wierzyć. Tym bardziej, że w sprawę była zamieszana Greengrass.
-Nie mam pojęcia.- Wzruszył ramionami. Trzeba było zostać na boisku. Z resztą ciekawe jak radzi sobie Draco z Hermioną...- Chyba nie mamy wyboru i musimy spróbować. 
-Przecież to nam zajmie wieki- odpowiedziała oburzona. To jest niemożliwe, aby skończyli sprzątać tę izbę dzisiaj.
-A chcesz tu zostać przez bliżej nieokreślony czas?- Uniósł brew. Jemu również się to nie uśmiechało.
-Niech ci będzie- burknęła wstając.- Może znajdziemy coś ciekawego odnośnie tej Jean, jakąś inną nagrodę czy coś- dodała mimochodem. Wiedziała, że Zabini niezbyt entuzjastycznie podchodził do tych poszukiwań, jednak mimo to obiecała sobie, że dowie się o co tutaj chodzi. Za bardzo zżerała ją ciekawość, by zrezygnować. Tym bardziej, że ten temat wzbudza takie emocje wśród nauczycielek. Ewidentnie coś jest na rzeczy.
Blaise pokręcił głową, ale poszedł na drugi koniec sali, aby podnieść jakąś buteleczkę z płynem do czyszczenia. Był ciekaw, kiedy znudzi jej się to śledztwo. Tym bardziej, że akta Hermiony wciąż leżą w jej dormitorium nieprzewertowane zbyt dokładnie.
-Nie wiem, czy znajdziesz coś ciekawego. Od kilku tygodni niczego nowego się nie dowiedzieliśmy- próbował ją zniechęcić.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Jeszcze się zdziwi.
-Bo się nie starasz- powiedziała oskarżycielskim tonem.
-Robię tyle samo co ty- sarknął.- Poza tym, ta sprawa jest już nużąca. I każdy tylko drąży co knujemy. Szczególnie Hermiona.- Każdy argument jest dobry.
-Trudno, to niech drążą- syknęła zła.- Wiem o co ci chodzi, Blaise i nie, nie uda ci się mnie zniechęcić- powiedziała twardo, odwracając się, aby poukładać puchary za zasługi w sporcie.
-Nie chcę cię zniechęcić, Ruda. Po prostu... Uważam, że to nie jest dobry pomysł- skończył, wiedząc, że nie przemówiło to do niej nawet w najmniejszym stopniu.
Wywróciła teatralnie oczami, nie odwracając się w jego stronę.
-Gdybyś nie zauważył, to większość rzeczy w tym roku szkolnym to nie jest dobry pomysł- zironizowała, sięgając po złoty medal.
-No wiesz?- Zawołał oburzonym głosem, czym sprowokował dziewczynę do odwrócenia się.
Zaśmiała się sama do siebie. Rozbawiło ją to, że poczuł się tym stwierdzeniem urażony.
-Przecież nie powiedziałam, że wszystko- odpowiedziała, patrząc mu prowokująco w oczy.
-Tak, ale za dobrze to też nie zabrzmiało.- Czy ona musi czasami być taka... nieprzewidywalna?
-Interpretuj to jak chcesz.- Posłała mu długie spojrzenie i ponownie się odwróciła, powstrzymując wredny uśmieszek. Niech sobie nie myśli, że będzie miał tak łatwo. Pozwoliła mu przekonać się, co to znaczy być w bliższym kręgu Ginny Weasley. Teraz jemu pozostawia resztę. 
-Jesteś okropna, Ruda- podsumował, kręcąc głową z dezaprobatą. Niech chociaż ten szlaban skończy się spokojnie i bez żadnych awantur.
-Po prostu jesteś zbyt pewny siebie.- Odwróciła się w jego stronę.- A to źle.- Posłała mu triumfalny uśmiech, widząc jego skwaszoną minę.
-Umiem ocenić swoje szanse i tyle- odpłacił się tym samym.
Gryfonka prychnęła głośno. Ślizgoni. Typowy Ślizgon.
-Już tak sobie nie schlebiaj.
-Nie muszę.- Posłał jej perskie oko i wrócił do wykonywania swojej czynności. Za dobrze już ją znał, bo nauczył się odczytywać, co tak naprawdę miała na myśli, bez tej ironii i obelg. Musiał przyznać, że zawdzięczał to tamtej pomyłce na lekcji Eliksirów.
Ginny nic nie odpowiedziała, tylko przeszła na drugi koniec sali. Czasami lepiej przemilczeć to, co on mówił. Poza tym, chciała jak najszybciej uwinąć się z tym szlabanem i wrócić do Dormitorium. Była by w nim teraz, gdyby nie głupia szlachetność Zabiniego. Szkoda, że wcześniej taki nie był, tylko gdy chodziło o tą głupią Ślizgonkę.
Czas upływał, a ich pracy wcale nie było mniej. Oboje zmęczeni siedzieli pod ścianą, zastanawiając się jak to w ogóle możliwe, że od zapewne kilku godzin nikt się nimi nie zainteresował, ani nie przyszedł tu sprawdzić, jak idzie im odrabianie szlabanu. Coś było nie tak.
-Nie mam już siły- westchnął zrezygnowany chłopak. To był ostatni raz, gdy chciał zrobić coś miłego dla kogoś. Koniec z miłym Blaisem.
-Mam wrażenie, że wszystko to, co posprzątamy po pewnym czasie na nowo jest porozwalane po całej Izbie- jęknęła, opierając głowę na kolanach. Miała już po dziurki w nosie tego szlabanu.
-Nie zdziwiłbym się- mruknął do siebie. Niech tylko dorwie Malfoy'a za ten jego cudowny pomysł z zamianą miejsc.- Jak myślisz, która może być godzina?
-Późna- odpowiedziała kwaśno. Żeby Prefekci Naczelni byli uwięzieni, podczas odbywania kary...- Na dodatek, nic ciekawego nie znalazłam- mruknęła nachmurzona. 
Chłopak spojrzał na nią triumfalnym wzrokiem. 
-A nie mówiłem. Pewnie po prostu to zwykły zbieg okoliczności z tymi nazwiskami, a ty sobie wymyśliłaś jakąś teorie spiskową.
-Nie wymyśliłam!- Warknęła, prostując się.- Nie widzisz, że dzieje się tu coś dziwnego?- Czy on naprawdę był taki ślepy.
Blaise przez chwilę nic nie odpowiedział. Oczywiście, że widział. Ale nie wydawało mu się, aby to miało coś wspólnego z tą jakąś Jean. Bardziej skłaniał się teorii Draco, że ma to związek z McPersowem. Tylko tam też nie wiedzieli co. W każdym przypadku brakowało jakiegoś puzzla układanki. Wiedział, że pewnie lepiej zabrałaby się do tego Złota Trójca z Gryffindoru, ale... ups, nie istniało już coś takiego.
-A czy w Hogwarcie kiedyś nie działo się coś dziwnego?- Spytał retotrycznie.
Ginny zmrużyła niebezpiecznie oczy. Była w kropce. Pod każdym względem. Podniosła się na nogi i zaczęła krążyć po pomieszczeniu, w nadziei, że jakimś cudem znajdzie magiczne wyjście.
-A ty co robisz?- Wodził za nią wzrokiem, wciąż pozostając na podłodze.
-Szukam jakiegoś sposobu, żeby się stąd wydostać. Nie widzisz?- sarknęła, uderzając piąstką w jedną z gablot.
-I myślisz, że ci się uda?
-Przynajmniej spróbuję- burknęła, a gdy zauważyła, że już otwierał usta, aby coś jej odpowiedzieć, dodała szybko.- Och, nie denerwuj mnie i się zamknij- warknęła.
Blaise zrobił urażoną minę, ale nic się nie odezwał. A niech się męczy daremnie skoro jest taka uparta. W końcu przecież ktoś tu zejdzie, żeby ich wypuścić. Chociażby dyrektorka, która będzie chciała sprawdzić, czy rzeczywiście posprzątali tą przeklętą Izbę. Szkoda tylko, że zapowiadała się noc na zimnej podłodze.
-WYPUŚCIE NAS!- Krzyknęła ile sił w płucach, na co chłopak się wzdrygnął. Nie miała zamiaru spędzać tutaj nocy. Tym bardziej, że ostatnio czuje się zastraszana, a Greengrass nie zastali w miejscu, w którym ją zostawiła.
-Chyba cię nie usłyszeli- zironizował, wytrzymując jej mordercze spojrzenie.
-Chyba ci coś powiedziałam przed chwilą.
-Wybacz, nie dosłyszałem, bardziej dotarły do mnie te słowa przed chwilą- powiedział zgryźliwie. Czy ona naprawdę łudziła się, że ktoś akurat przypadkiem w nocy będzie stał pod drzwiami Izby i ją usłyszy?
-Dziwne, że w ogóle jakiekolwiek dotarły- odpowiedziała, wracając na swoje miejsce. Czuła się taka bezsilna.
-Słuchaj, Ruda, nie musisz się na mnie wyżywać za to, że jesteśmy tutaj zamknięci. Mnie też się to nie podoba, ale nic narazie z tym nie zrobisz.- Koniec. Nie pozwoli jej już dłużej się tak wobec niego zachowywać. Uwielbiał jej charakter i temperament, ale gdy ujawniał się w nieco inny sposób, a nie poprzez darcie się na niego przez coś, co nie było jego winą.
Gryfonka zrobiła zdziwioną minę. Przecież się na nim nie wyżywała! Chociaż gdyby się tak zastanowić, to może faktycznie trochę przesadzała... Podeszła jeszcze bliżej Ślizgona i wzięła głęboki oddech.
-Dobrze, uspokoje się- wymamrotała. Po prostu miała po dziurki w nosie całej tej sytuacji.
-Nie do końca było to czego oczekiwałem, ale niech ci będzie.- Wywrócił oczami.- Wezmę pod uwage fakt, że byłaś i jesteś zdenerwowana tą sytuacją z Astorią.- Przeszył ją spojrzeniem. Zobaczmy czy połknie haczyk.
-Naprawdę sądzisz, że obchodzi mnie to, co się przytrafia tej dziewczynie?- Uniosła jedną brew do góry.  Nie musi mu wszystkiego mówić, tym bardziej, że on zawsze brał jej stronę.
-Tak- odpowiedział bez ogródek. Za bardzo rozemocjonowana była, gdy na nią wpadł, aby mógł sądzić inaczej.
Mina jej od razu zrzedła. Czy ona stała się aż tak przewidywalna? Czy może po prostu Blaise ją już zbyt dobrze poznał. Przez chwilę nic nie mówiła, a on nie naciskał. Rozważała, czy może mu opowiedzieć tę sytuację z Bitwy o Hogwart. W sumie to wtedy się tylko broniła, stawką było jej życie. Jednak wciąż miała z tego powodu wyrzuty sumienia, tym bardziej, gdy widziała już dwukrotnie nieprzytomną dziewczynę w ciągu tego roku szkolnego. Zdawała sobie sprawę, że koszmar tamtej walki będzie ją długo nawiedzał, lecz nie sądziła, iż będzie to takie męczące i trudne.
Westchnęła głośno i usiadła bez słowa obok Ślizgona. On nadal nie naciskał tylko czekał, aż sama zacznie mówić, bo wiedział, że się do tego zbiera. Czasu mają dużo.
Ginny spojrzała na niego, przygryzając lekko dolną wargę. Zastanawiała się, jak zacząć.
-Nie obchodzi mnie. Po prostu, jedna rzecz mnie męczy od kilku miesięcy- wymamrotała pod nosem, odwracając od niego wzrok.
-Jaka?- Obserwował jej twarz, która lekko stężała.
Gryfonka wzięła duży wdech. Jeszcze nikomu tego nie opowiadała. Nawet Hermionie.
-Gdy była Bitwa o Hogwart...- zaczęła, a chłopak wyraźnie się zainteresował. W sumie nigdy nie rozmawiali na ten temat.- Miałam starcie z Greengrass. I to dość poważne.
I zaczęła mu wszystko opowiadać. Zabini ani razu jej nie przerwał, tylko uważnie słuchał. Zdawał sobie sprawę, że wtedy niektórzy Ślizgoni toczyli pojedynki z obecnymi uczniami Hogwartu, jednak teraz czuł lekki niesmak do Ślizgonki. Sam starał się unikać takich sytuacji i robił co mógł, aby do tego nie doszło. Dlatego nie mógł znieść myśli, że Astoria próbowała zabić Rudą. Tym bardziej, że aktualnie nie była mu obojętna.
-... I nie wiem, dlatego chyba spanikowałam, jak ją zobaczyłam tutaj leżącą nieprzytomnie- skończyła opowieść. O dziwo czuła się lepiej, gdy w końcu to z siebie wyrzuciła.
-Walczyłaś wtedy o swoje życie, Ruda. Nie musisz mieć z tego powodu wyrzutów sumienia- próbował ją przekonać.
-Wiem, tylko...- urwała. Tylko co? Nie chciała teraz wszystkiego z siebie wyrzucać, Zabini na pewno nie chciałby słuchać teraz jej ckliwych historii.
Blaise spojrzał na nią uważnie. Nic jej nie odpowiedział, za to objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Czuł jak jej ciało się odpręża.
Dziewczyna od razu poczuła się lepiej. Przymknęła oczy. Od maja jej życie ją przytłaczało. Najpierw wieczny strach o rodzinę, Rona, Harryego i Hermionę, gdy szukali horkruksów, potem śmierć Freda, a na koniec te wszystkie dziwne sytuacje w Hogwarcie, gdzie ktoś bawi się z nimi w kotka i myszkę. To było zdecydowanie zbyt dużo nawet jak dla niej.
-A co ci Hermiona na to mówiła?- spytał miękko.
-Nic. Dopiero teraz to komuś powiedziałam- odpowiedziała przeciągle, zadziwiając tym chłopaka.- Rozumiesz teraz, dlaczego tak jestem przekonana o winie Greengrass? Ona mnie nienawidzi, Blaise. I stara się przypominać mi o tym na każdym kroku.
-Rozumiem, ale nie wydaje mi się, że zrobiłaby ci krzywdę, będąc w Hogwarcie. Ma nauczycieli nad sobą.
-Ale ty jesteś naiwny, Blaise- zironizowała.- Nie widzisz, że nauczyciele zachowują się dziwnie? Pomfrey, McGonagall i ta cała Calermay. Poza tym, dochodzi jeszcze ta sytuacja na korytarzu z Harrym- powiedziała, jakby to było oczywiste.
-Jaka?- Spytał zdziwiony. Będzie musiał porozmawiać z Draco, gdy tylko stąd wyjdzie.
Westchnęła cicho i opowiedziała mu, jak wracała do dormintorium i trafiła na Harrego i Greengrass w masce, która rzucała w niego jakimś paskudnym zaklęciem.
-Dziwne- zmarszczył brwi.- Myślieliśmy, że tylko McPersow macza w tym wszystkim palce.- Teraz wszystko nabierało większego sensu.
-Nie dałby sam rady.- Pokręciła głową.- Tylko czemu?
-Tego nie wiem- westchnął. Próbowali dowiedzieć się tego już od kilku tygodni. Teraz wie, że ich błędem było to, że nie rozmawiali nigdy wszyscy razem. To były te brakujące elementy.- Będziemy musieli się dowiedzieć.
-Hura, kolejna zagadka do rozwiązania- zironizowała. Choć musiała przyznać, że wizja pozbycia się tych wszystkich dziwnych rzeczy z jej życia była bardzo obiecująca.
Blaise uśmiechnął się do siebie. Miał nadzieję, że ta sprawa odsunie ją od szukania jakichś informacji o tej Jean Zabini. Siedzieli chwilę w ciszy, po czym usłyszał równy oddech dziewczyny. Jej wyznanie chyba bardzo ją zmęczyło. Sam odczuwał zmęczenie, biorąc pod uwagę fakt, że zapewne był środek nocy, dlatego też wygodniej się ustawił, starając się nie obudzić Ginny, po czym również zasnął.
***
-Jasne.- Posłał jej spojrzenie, które mówiło, że ani trochę jej nie uwierzył. Nie mógł uwierzyć, że nie oberwał od niej, nie protestowała, tylko sama się jeszcze zaangażowała. Wygraną miał w kieszeni. Choć musiał przyznać, że to było całkiem przyjemne.
Hermiona wywróciła oczami. Wciąż miała lekko przyćmiony umysł.  Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Co z jej czujnością? Ale, czy kiedyś coś się komuś stało od jednego pocałunku?
-To co, wracamy do zamku?- spytała wymijająco. Może będzie lepiej, jak oboje pozostawią to bez żadnego komentarza
-A szatnie?- Może jeszcze raz mu się poszczęści.
-Chyba oszalałeś, Malfoy. Ja wracam, ty rób co chcesz- odpowiedziała, odwracając się w stronę schodów.
No cóż, chyba na dzisiaj jego szczęście zostało wykorzystane. Choć nie mógł narzekać. Niech tylko Blaise usłyszy, co się stało. Będzie sobie pluł w twarz, że sam się do tego przyczynił. Ruszył za Gryfonką. Przecież sam nie będzie nic tutaj sprzątać.
-O jednak już ci tak nie zależy na dokończeniu szlabanu?- spytała ironicznie, widząc, że Ślizgon się z nią zrównał.
-Uznałem, że lepiej będzie jeśli pójdę z tobą, bo znając życie zaraz sobie coś zrobisz.- Posłał jej typowo ślizgońśki uśmiech.
Herm prychnęła głośno. No tak, Malfoy wciąż jest Malfoyem. To się nigdy nie zmieni.
-Umiem sobie poradzić, Malfoy.
-O w to nie wątpie- odpowiedział znacząco, lustrując ją wzrokiem, czym wywołał u niej lekkie rumieńce.
Szatynka zmroziła go spojrzeniem i nic na to nie odpowiedziała. Najdziwniejszy rok szkolny w jej życiu. Zdecydowanie. Głos rozsądku podpowiadał jej żeby nie spoufalać się za bardzo z tą trójką Ślizgonów. Raz go nie posłuchała i proszę jak to się kończy. Zamyślona stawiała dalsze kroki, jednak w pewnym momencie postawiła nogę schodku, który całkowicie się zapadł, robiąc przy tym ogromny hałas. Krzyknęła krótko zdziwiona, a jej jedna noga cała wpadła do dziury. Sama nie zdążyła wpaść, tylko ze względu  na szybką reakcję pewnego blondyna.
-Granger, ty sieroto, ile można- powiedział zjadliwie, trzymając ją pod ramionami, jednocześnie ratując dziewczynę przed połamaniem kości.
Gryfonka przełknęła głośno ślinę, gdy spojrzała w dół i zobaczyła, jaka wysokość dzieliła ich od ziemi.
-Pomóż mi, Malfoy, a nie głupio komentujesz- wymamrotała, próbując się jakoś podnieść, jednak bez skutku.
-Nie zabrzmiało to zbyt miło, Granger- powiedział, ciągnąc ją trochę w górę, a następnie na chwilę ją puścił, aby szybko ją złapać.
-MALFOY!- pisnęła, będąc przekonana, że zaraz usłyszy dźwięk gruchotu kości.
-Co ty taka tchórzliwa się zrobiłaś ostatnio?- spytał, nie oczekując odpowiedzi.
I ku jej uciesze pomógł jej stanąć na nogach. Hermiona syknęła cicho z bólu, ponieważ czuła, że jej kostka została poturbowana. Podtrzymała się poręczy, by odciążyć bolącą nogę.
-Co się do cholery stało?- Spytała, przyglądając się dziurze w schodach. Gdyby nie wcześniejsze wydarzenia byłaby pewna, iż był to najzwyklejszy w świecie wypadek, lecz teraz intuicja podpowiadała jej, że niekoniecznie tak mogło być.
-Nie mam pojęcia- mruknął, podchodząc bliżej, żeby się przyjrzeć.
Nie widział nic podejrzanego. Może po prostu deski były już zbyt stare i Granger miała zwykłego pecha. Jednakże coś mu mówiło, że wcale tak nie było. Tym bardziej, że McPersow sprawował opiekę nad tym szlabanem.
-Nic dziwnego tam nie ma- powiedział, wracając do dziewczyny.
-Jakoś nie chce mi się wierzyć, że te deski pękły same z siebie- powiedziała zgryźliwie, patrząc z wyrzutem na bolącą kostkę. Świetnie, będzie musiała udać się do Skrzydła Szpitalnego. Znowu.
-No cóż... Może to była lekka sugestia, żebyś sobie nakładała mniejsze porcje, Granger- odpowiedział beztrosko, z lekkim rozbawieniem w oczach.
Hermiona prychnęła głośno oburzona. Palant.
-Żebym ja ci zaraz czegoś nie zasugerowała- warknęła, ruszając w stronę dołu.
Zacisnęła usta z bólu i dzielnie szła, lekko się krzywiąc. Chwilę później usłyszała za sobą kroki. Niech ona tylko spotka McGonagall i jej pogratuluje tych świetnych pomysłów. Same szkody przez tę kobietę.
-Zapomniałem, że masz cięty język- powiedział, ponownie zgarniając gromiące spojrzenie dziewczyny.- Pomóc ci?- spytał, obserwując jej próby zejścia  z trybun z niewzruszoną miną.
-Dzięki, dam sobie radę- odpowiedziała, słodko się do niego uśmiechając. Zaraz będzie na dole.
-Jak chcesz.- Wzruszył ramionami.- Ale mogę się założyć, że zaraz będziesz chciała mojej pomocy- dodał pewnie, leniwie schodząc po schodach.
-Och, lubisz zakłady co, Malfoy?- Posłała mu zaciekawione spojrzenie, obserwując jego reakcję.
Jednak Malfoy zachował niewzruszony wyraz twarzy, choć z początku prawie się potknął o włane nogi. Nie podobało mu się, że miała tyle informacji od Weasley, która powtarzała słowa Blaisea. Przez to miała jakieś podejrzenia wobec niego. Całe szczęście, że umiał przyjąć dobrą minę do złej gry.
-A kto nie lubi, Granger- odpowiedział wymijająco, wytrzymując jej podejrzliwe spojrzenie. Podszedł tak blisko niej, że słyszał, jak przyśpieszyła oddech.- Mogę się też założyć, że jesteś teraz taka opryskliwa, bo ci się podobało i nie możesz znieść tej myśli- szepnął, uśmiechając się do siebie triumfalnie.
I ruszył przed siebie, zostawiając skołowaną Gryfonkę w tyle. Granger zaczyna wpadać w pułapkę o nazwie Draco Malfoy i nie może się z tym pogodzić. Szkoda tylko, że towarzyszyły jej przy tym pewne podejrzenia. Ale co się dziwić. Tym bardziej nie podobał mu się fakt, iż McPersow i Astoria wiedzą o ich zakładzie.
-Czy ty zawsze musisz być taki pewny siebie?- zawołała za nim, idąc trochę szybciej, stękając cicho z bólu.
Blondyn uniósł kąciki ust ku górze. Tak łatwo było ją podejść.
-A nie mam racji?- zapytał, nie odwracając się w jej stronę.
-Oczywiście, że nie! Za dużo sobie wyobrażasz, Malfoy- powiedziała zgryźliwie, zatrzymując się na chwilę. Przeklęta noga.
-Żebyś wiedziała ile- mruknął do siebie tak, że ta go nie słyszała.- Nie muszę. Sama dajesz mi obraz wszystkiego i zasłaniasz się jakimiś gierkami dla McGonagall- dodał, odwracając się w jej stronę.- To jak teraz wytłumaczysz?- spytał zaciekawiony, przyglądając jej się z uwagą.
Hermiona zagryzła lekko dolną wargę i zmarszczyła czoło. Czemu on musi być taki nieznośny i dręczyć ją za każdym razem jakimiś insynuacjami.
-Chwila słabości, każdy popełnia błędy- skłamała szybko, czując dziwne uczucie w środku.
Draco wbrew sobie poczuł się tym stwierdzeniem urażony. Sądził, że wymyśli jakąś łagodniejszą wymówkę. Zauważył, że dziwny cień przeszedł przez twarz dziewczyny, gdy to mówiła, dlatego też spojrzał na nią z pobłażaniem.
-Naucz się lepiej kłamać, Granger- skwitował krótko, schodząc wreszcie na mokrą trawę. Czekać na nią, czy nie czekać?
Gryfonka prychnęła głośno. Oczywiście, że była to tylko chwila słabości, którą on bezczelnie wykorzystał. Obiecała sobie w duchu, że to już ostatni raz. Zdecydowanie zbyt często natrafiała na usta Malfoya w tym roku szkolnym. Pora Hermiono się opamiętać. 
Chciała za nim krzyknąć, żeby na nią poczekał, bo wiedziała, że nie da rady zbyt szybko sama dojść do zmaku, ale w tej samej chwili zobaczyła sylwetki trzech osób, które zmierzały w ich stronę.
-Kto to?- spytała chłopaka, będąc już prawie na dole.
-Nie mam pojęcia- odpowiedział, mrużąc oczy, ponieważ było już ciemno.
Hermiona stanęła obok niego w tym samym momencie, w którym tamci zbliżyli się na tyle blisko, że mogli dostrzec kim są. Byli to Mats, Pansy i Gryfonka nadzorująca ich karę- Tina Melin.
-Co wy tu robicie?- zapytał zdziwiony Malfoy, któremu nie podobało się ich przyjście, z racji iż wykurzył McPersowa ze szlabanu.
-A wy? Robicie taki hałas, że rozniósł się po całych błoniach, aż do szklarni- powiedziała Gryfonka z naganą, szukając wzrokiem kolegi z Domu.
-Mały wypadek przy pracy- odpowiedział wymijająco, na co Hermiona kwaśno się uśmiechnęła, czując pulsowanie w kostce.
-Gdzie Ben?- Świdrowała go spojrzeniem. Coś tu nie pasowało.
-Poszedł do zamku- odparł niewzruszony, widząc zaciekawione spojrzenie przyjaciół.
-Co? Po co?- Dopytywała, nierozumiejąc. Na pewno by ich nie zostawił samych.
-A skąd my możemy wiedzieć?- spytała ironicznie Herm, zdobywając mrożące spojrzenie od dziewczyny.
Tina przez chwilę nic nie odpowiedziała. Wyglądała, jakby się poważnie nad czymś zastanawiała.
-Możecie wrócić do zamku. Cała czwórka- odezwała się w końcu.
Wcześniej wspomniani zwrócili ku niej zdziwiony wzrok. Tak po prostu? To było aż za bardzo podejrzane. Przecież żadne z nich nie dokończyło swojego szlabanu.
-Nie słyszeliście, co powiedziałam?
-Ale...- zaczęła Pansy, która chyba czegoś nie rozumiała. Jednak urwała. W sumie skoro kazała im iść, to czemu by nie.
I zgodnie całą czwórką ruszyli w stronę zamku.
-Czy to wam się nie wydaje dziwne?- zapytał Mats, który miał dziwne przeczucie, iż rano poznają przyczynę tej miłosiernej decyzji.
-A robi to jeszcze na was jakieś wrażenie?- Spytała Hermiona, kulejąc.
-Co ci się właściwie stało?- Mats był wyraźnie zaciekawiony tym faktem.
-Malfoy próbował mnie zrzucić z trybun- odpowiedziała całkowicie poważnie, dusząc w sobie śmiech.
Dwójka Ślizgonów spojrzała zdziwiona na chłopaka. W sumie nie wydawało się to aż tak nieprawdopodobne.
-Słucham? Granger po prostu jest sierotą- odpowiedział niemiło w stronę chichoczącej szatynki. A gdy zauważył, iż przyjaciele domagają się bardziej rozwiniętej odpowiedzi, dodał.- Stopień się pod nią zawalił.- Wzruszył ramionami.
-I rozumiem, że nie wpadłeś na pomysł, aby jej pomóc- powiedział Mats, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Jak to nie!- Zawołał oburzony, widząc, że Ślizgon podchodzi do dziewczyny i pozwala jej się na sobie wesprzeć, aby mniej obciążała bolącą stopę.
-Wstydziłbyś się, Malfoy- skomentowała z wyrzutem Gryfonka, patrząc na niego z wesołymi iskierkami w oczach.
Blondyn tylko zazgrzytał głośno zębami, ale nic nie powiedział. Pansy rzuciła dziewczynie niechętne spojrzenie. Nadal pamiętała, że ma co mieć jej za złe.
-Jak pozbyłeś się Bena ze szlabanu?- zwróciła się do przyjaciela.
-Tajemnica- odparł tajemniczo, co nie usatysfakcjonowało brunetki.
Parkinson wywróciła tylko oczami, bo wiedziała, że już nic więcej się nie dowie.
-A jak Melin?
Pansy od razu się skrzywiła. Kolejna Gryfonka, której nie znosiła. To już chyba jakaś cecha wrodzona.
-Rozumiem, że nieciekawie- parsknął, na widok miny dziewczyny.
-Nie było tak źle- wtrącił się Mats, który razem z Hermioną zrównał się z resztą.- Czyli szlaban nie minął wam tak źle?
Po tym zdaniu na usta Draco wpełzł nieodgadniony uśmiech, a policzki Herm lekko się zaróżowiły. Oczywiście nie uszło to uwadze Pansy i Matsa. Ślizgonka zgromiła przyjaciela wzrokiem, bo domyślała się, dlaczego mu tak do śmiechu. Natomiast Bell zacisnął usta i tego nie skomentował. Miał nadzieję, że te sugestywne reakcje wcale nie oznaczały tego, co myślał.
Gryfonka chrząknęła cicho i odwróciła wzrok w drugą stronę. Pozostawi to bez komentarza.
-O patrzcie, już jesteśmy- zmieniła temat, gdy byli już przed potężnymi drzwiami. Mats podszedł do nich, otworzył je i przytrzymał, przepuszczając dziewczyny przodem. Gdy przechodził obok niego Malfoy niechcący podstawił mu nogę. Chłopak nie spodziewał się tego, jednak szybko złapał równowagę i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
-Wybacz, niechcący- odparł niewinnie. Nie mógł doczekać się jutrzejszego spotkania całej trójki w Pokoju Współnym.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko wszedł do zamku, a zaraz za nim Mats.
-No to hm... Dobranoc?- powiedział szatyn, który marzył o odpoczynku w ciepłym łóżku.
-Do zobaczenia- mruknęła sennie Hermiona, odwracając się w stronę schodów, aby dotrzeć do portretu Grubej Damy.
-Nie chcesz wejść po maść, Granger?- spytał niby od niechcenia Draco, czując na sobie palące spojrzenia dwójki przyjaciół.
-Nie dzięki, Malfoy- odpowiedziała zadziornie, wspinając się z ociąganiem po schodach. Da sobie sama radę. Byleby tylko w końcu znaleźć się jak najdalej od tego chłopaka.
-Chyba dostałeś kosza, Smoku- zachichotała Pansy, ruszając do Lochów.
Nic jej nie odpowiedział, tylko razem z Matsem poszli za nią. Wyczuwał wyraźne oburzenie ze strony Bella. Ale co mógł na to poradzić. Nie od dzisiaj wie o zakładzie i o tym, że chce go wygrać.
Cała trójka szła w ciszy. Po korytarzu roznosiło się tylko echo stukotu obcasów Pansy.
-Ciekawe, czy jutro McGonagall zawoła nas do siebie za to, że teraz jesteśmy zwolnieni- rozmyślała głośno dziewczyna.
-Naprawdę cię to martwi?- Draco uniósł jedną brew. Czy to było dziwne, iż ani trochę się tym nie przejmował?
-Nie, ale wolałabym nie odrabiać tego szlabanu do końca szkoły, tym bardziej, że nic nie zawiniłam- odpowiedziała z przekąsem.
Draco zmrużył oczy. Przecież nie kazał jej stawać w swojej obronie. Był jej za to wdzięczny, ale nie powinna mieć do niego o to pretensji. Zaś Bell uznał, że lepiej będzie nie wtrącać się między tę dwójkę.
Znaleźli się przy rozwidleniu dróg, które prowadziły w stronę sypialni dziewczyn i chłopców.
-Dobranoc- rzuciła krótko Pansy, za chwilę znikając za drzwiami.
-Co je wszystkie dzisiaj ugryzło- powiedział Draco sam do siebie, idąc w stronę drzwi.
-Hermionę, to chyba raczej kto- odpowiedział Mats z przekąsem, patrząc oskarżycielsko na chłopaka.
Ślizgon posłał mu ironiczny uśmiech, wchodząc do sypialni. Zaraz za nim zjawił się szatyn.
-O co ci chodzi, Mats?- spytał, bo wiedział, że tamten liczył na pociągnięcie tematu. Podszedł do swojego łóżka i zaczął rozpinać guziki koszuli.
-O nic. Po prostu uznałem, że liczysz na jakiś stosowny komentarz do tego twojego heroicznego czynu- odpowiedział niewinnie, rozplątując krawat i nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
Blondyn westchnął cicho zniecierpliwiony. Czasami zastanawiał się, jak to jest możliwe, że mimo tego, iż tak się różnią to są najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa.
-Powiedz po prostu otwarcie, co ci leży na wątrobie i miejmy to z głowy.- Rzucił niedbale koszulę na pokrywę od kufra. Usiadł na brzegu łóżka, aby ściągnąć ubłocone buty.
-Jesteś kretynem i dupkiem- rzucił prosto z mostu.
Draco zrobił minę wyrażającą uznanie, bo tego się nie spodziewał.
-I co, lepiej ci?- zironizował, wstając.
-Ciekaw jestem, kiedy ona sie zorientuje.
-Skoro tak bardzo ci zależy, sam jej powiedz- powiedział wyzywająco, patrząc chłopakowi prosto w oczy.
Bell zrobił skwaszoną minę. Przecież oboje doskonale wiedzieli, że nigdy by jej nie powiedział. Mimo wszystko przyjaciele dochowują swoich tajemnic.
-Uważaj, żeby tobie nie zależało.- Zgrabnie odbił piłeczkę i nie czekając na odpowiedź wgramolił się na łóżko, zasłaniając kotary.
Malfoy prychnął pod nosem i zrobił to samo. Niedoczekanie.
***
Niedziela zaskoczyła wszystkich uczniów, budząc ich promieniami słońca, które wpadały przez okna zamku.
Ginny powoli otwierała oczy. Dziwne, wydawało jej się, że byli wczoraj całą noc na szlabanie, a o dziwo jej głowa leżała wygodnie na czymś miękkim.
-Dobrze ci się spało?- Usłyszała znajomy głos nad uchem.
Uniosła głowę do góry i zobaczyła nad sobą uśmiechniętą twarz Blaisea. Spostrzegła również, że oboje znajdowali się na podłodze, a jej głowa było wygodnie usadowiona na jego torsie. Czyli dobrze jej się wydawało.
-Całkiem. Ale wolałabym spać w swoim ciepłym łóżku- mruknęła, podnosząc się, aby się przeciągnąć, bo okropnie ścierpła.
-Nie ty jedna- burknął, siadając prosto.
-Widzę, że nikogo tutaj jeszcze nie było- sarknęła, rozglądając się po Izbie. Świetnie.
Ślizgon podniósł się na równe nogi. Niewiarygodne, że spędzili tutaj całą noc, zamknięci i nikt nawet nie zszedł, by się nimi zainteresować. Albo ich karą, czy została wykonana. Nie miał też pojęcia po co ktoś ich tutaj zamknął. Posprzątanie tej przeklętej Izby Pamięci nie przyniosło żadnych rezultatów. Więc o co chodziło?
-Niech ja tylko spotkam tą dziewuche, to zapomnę o wszystkich dotychczasowych wyrzutach sumienia- pomstowała Ginny pod nosem.
Zaburczało jej głośno w brzuchu, co chłopak przyjął z donośnym parsknięciem. Zapewne cała szkoła siedziała teraz w Wielkiej Sali i jadła pyszne, niedzielne śniadanie. Czy ich przyjaciół nie zaniepokoiła ich nieobecność?
-Nadal jesteś przekonana, że to Astoria stoi za tym uwięzieniem?- Starał się zadać delikatne pytanie, aby znowu nie wyszło, że bierze stronę Ślizgonki.
-TAK?!- Krzyknęła w jego stronę. Jej irytacja sięgała szczytu, a on po raz kolejny zadawał głupie pytanie, na które odpowiedź była oczywista.
-Dobrze- odparł, podnosząc ręce w obronnym geście. No cóż, spodziewał się takiej reakcji.- Załóżmy, że tak jest- urwał, bo dostrzegł jej nieprzyjemny wzrok.- Jeśli to prawda, to czego oczekiwałaby Astoria zamykając nas tutaj na całą noc?
Gryfonka prychnęła głośno. Merlinie, przecież to oczywiste.
-Blaise, to  G R E E N G R A S S. Nie potrzebowała jakiegoś wybitnego powodu. Tym bardziej, że wcześniej ją znokautowałam, żeby Malfoy mógł wyjść.- Wywróciła zniecierpliwiona oczami.
-Czekaj, co?- spytał zdziwiony. No tak, oczywiście. Draco jak zawsze musiał się kimś posłużyć do swoich celów.
-A mniejsza o to.- Machnęła lekceważąco ręką.- Kontynuuj swoje wywody- dodała, aby zmienić temat.
Brunet posłał jej długie spojrzenie, ale nic nie powiedział. Porozmawia o tym z Malfoyem, nie z nią.
-Astoria nie jest wcale taka głupia, jak myślisz.- Do jego uszu dotarło głośne prychnięcie dziewczyny.- Mogła mieć w tym jakiś głębszy powód.
-Posprzątaliśmy tą głupią Izbę. Potem oprócz rozmowy nic nie robiliśmy.- Nie widziała sensu w doszukiwaniu się tutaj jakichś głębszych sensów. Ta Ślizgonka nie wpadłaby na coś takiego.
Zabini na chwilę zmarszczył czoło, rozmyślając nad czymś intensywnie. Po chwili spojrzał na nią roziskrzonym wzrokiem.
-Masz rację, rozmawialiśmy. I o czym?- Ciekaw był, czy jego rozmyślania idą w dobrym kierunku.
Dziewczyna westchnęła cicho. Po co ma znowu powtarzać co zrobiła, skoro on na pewno doskonale pamiętał.
-Opowiedziałam ci o Bitwie- burknęła pod nosem, a on klasnął w dłonie.
-Właśnie. Może po prostu chciała, żebyś, no nie wiem, powiedziała o tym głośno?- Powoli ruszył w stronę drzwi.
-Och, jasne, bo moja wina jest zdecydowanie cięższa od tego, co ona wtedy chciała zrobić- powiedziała oburzona. Jej obrona przy próbie morderstwa to pikuś.
Jednak Ślizgon nic jej nie odpowiedział. Stał przed drzwiami i powoli naciskał klamkę, która potulnie ustąpiła. Uśmiechnął się triumfalnie i odwrócił w stronę Ginny, która stała z rozchylonymi ustami ze zdziwienia.
-A nie mówiłem?
-Co za...- urwała, szukając słów, które w tej chwili opisałyby jej oburzenie i nienawiść do tej dziewczyny, jednakże chyba takie nie istniały. Skrzywiła się znacznie, gdy coś innego przyszło jej do głowy.- Czyli te durne drzwi były otwarte całą noc?
-Tak, pewnie zaraz po tym, jak skończyłaś mi to opowiadać.- Pokiwał głową. Musiał przyznać, że całkiem pomysłowe.
Rudowłosa zazgrzytała głośno zębami i ruszyła w stronę wyjścia.
-Och, ale nie musisz się złościć. Przynajmniej miałaś okazję spędzić przyjemną noc w dobrym towarzystwie- powiedział, gdy przechodziła obok niego i posłał jej szeroki uśmiech, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby.
-Nie wiem, w którym momencie była przyjemna i z dobrym towarzystwem- odburknęła, czując jak dłoń Zabiniego zaciska się na jej nadgarstku, uniemożliwiając jej dalszą drogę.
-Możesz chociaż przez chwilę przestać być taka zgryźliwa?- Spojrzał na nią z wyrzutem, nie puszczając jej.
Gryfonka uniosła brwi ku górze. Może faktycznie była zbyt opryskliwa, ale to nie tylko jej wina. Uśmiechnęła się lekko i zrobiła dwa kroki do przodu, aby być wystarczająco blisko chłopaka.
-Może mogę- odpowiedziała przeciągle.- A może nie mogę- dodała, posyłając mu kokieteryjny uśmiech.
-Jesteś czasami taka nieznośna, Ruda- mruknął Ślizgon.
-Tylko czasem? To nie tak źle- odpowiedziała, chichocząc.
-Czasami całkiem cię lubię- odparł i krótko ją pocałował, uwalniając jej nadgarstek.
Weasleyówna uśmiechnęła się do siebie. Musiała przyznać, że te godziny spędzone poza dormitorium nie były aż takie okropne, jak myślała, że będą. Odsunęła się od niego.
-Wzajemnie, Blaisiku- zaświergotała, poklepując go po policzku i powstrzymując się przed parsknięciem na widok jego miny.- To co, wracamu do dormitorium?
I nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie.
~**~