poniedziałek, 14 września 2015

43. Tik- tak

Zapraszam do czytania :) Tak, jak mówiłam:)
~**~
Zacisnęła mocno kciuki w dłoni. Jeśli to zaklęcie jej nie wyjdzie, to poniesie porażkę na całej linii. 
Ale przecież poznała już trochę charakter Malfoy'a, aby wiedzieć jaki jest, i to naprawdę.
Spojrzała na niego i gdy zaklęcie w niego trafiło, wstrzymała oddech.
Z początku nic się nie działo i zrezygnowana chciała rzucić różdżką o posadzkę, jednak po chwili Draco zaczął poddawać się urokowi zaklęcia.
Stopniowo pojawiała sie u niego krótka, cętkowana sierść, długi ogon, czarne wąsy, trójkątne uszy, żółte, bystre oczy, aż w końcu całkowicie się zmienił.
Miała ochotę piszczeć ze szczęścia. Udało się jej! Przed nią stał tak prawdziwy jaguar, że nie było się do czego doczepić.
Zerknęła triumfalnie na McGonagall, która poczerwieniała ze złości. Musiała przyznać, że ona również wątpiła, czy jej się uda. 
Spojrzała ponownie na swój efekt ciężkiej pracy. Nie miała zielonego pojęcia w co go zamieni. Jaguary są bardzo czujne i nieufne, co się doskonale pokrywa z zimną maską Malfoy'a. Jednak jeśli już mają kim się opiekować, robią to długo i solidnie, tak, aby pozbyć się jakiegokolwiek zagrożenia.
Westchnęła cicho. Była z siebie taka dumna. I z niego też, przecież gdyby nie tamte rozmowy, to za nic w świecie by nie wyszło. Może Malfoy nie jest takim złym materiałem na kolegę ze szkoły.
Usłyszała wesołe śmiechy,  które wyrwały ją z rozmyślań. 
Ślizgon kroczył dumnie i pewnie po posadzce, rozglądając się wkoło czujnie. Swoje żółte oczy zatrzymał na Hermionie. Nie mógł wyjść z podziwu, że jej się udało. Skoro współpraca im tak świetnie wychodziła, to znaczy, że ich relacje są nawet trochę bardziej niż poprawne.
'Jaguar wydał z siebie charakterystyczny dla siebie ryk, po czym wskoczył zgrabnie na najbliższą ławkę. 
Nauczycielka w tej samej chwili machnęła różdżka, aby przywrócić z powrotem Dracona do swojej naturalnej postaci.
Jej nozdrza drgały niebezpiecznie. Była przekonana, że im się nie powiedzie. Przecież to niemożliwe, aby ta dwójka zaszła tak daleko przy takim trudnym zaklęcie. Była pewna, że to zadanie jest dla nich niemożliwe...
-Wszyscy mogą wrócić na swoje miejsca, aby zrobić notatki.-zarządziła, kierując się w stronę katedry.
-Jak to? Żadnego brawo, albob punktów?- spytał Malfoy, który stanął obok Gryfonki, rozciągając się troszkę, ponieważ ścierpły mu ręce,zarządziła racji tego, iż przed chwila miał cztery łapy.
Opiekunka Gryffindoru zignorowała go, siadając wygodnie na krześle i rzucając pozostałym uczniom spojrzenie, które mówiło,  że mają natychmiast usiąść.
-Jako jedyni wykonaliśmy prawidłowo zaklęcie,  zasłużyliśmy chociaż na odrobinę uznania.- Poparła go dziewczyna, zaciskając piąstki. Ona włożyła w to tyle trudu, który ma zostać kompletnie zignorowany? Oj, nie wydaje jej się. 
Jednak Minerva nawet na nich nie spojrzała.
-Otwórzcie swoje podręczniki na stronie...- Oczywiście nie dane było jej dokończyć. 
-Pani profesor, czy panj jest głucha?- Prawie krzyknęła,  robiąc kilka kroków do przodu.
-Na stronie dwudziestej. Tam macie wszystko, co jest wam potrzebne, aby na w przyszłości poradzić sobie z tą dziedziną transmutacji.- zakończyła melodyjnie.- Może w końcu komuś się uda...
To zdanie podziałało na Dracona i Hermionę, jak czerwona płachta na byka. Jak to może w końcu komuś się uda? Przecież oni sprostali zadaniu! Gdyby nie fakt, że to dyrektorka, któreś z nich na pewno użyłoby jakiegoś niemiłego zaklęcia...
-Nie wiem, czy pani uderzyła władza do głowy, ale takie zachowanie jest niesprawiedliwe.- warkneła, trzęsąc się ze złości.
-Już nawet Snape nie byłby taki obojętny.- dodał oskarżycielsko chłopak. 
W końcu na nich spojrzała.
-Myślę, że nagradzanie waszych dziecinnych prób zwrócenia na siebie uwagi oraz wyrażających wasz bunt na zabranie stanowisk nie jest wskazany.- odparła spokojnie, obserwując ich uważnie.
Hermiona prychnęła głośno.
-Zwróceniem uwagi nazywa pani dobrze wykonane zadanie?- No ona chyba się przeslyszała. 
-Proszę nie szukać dziur w całym,  panno Granger.
-Ale ona ma rację!- syknął blondyn. Co się dzieje z tą kobietą?- My nic nie zrobiliśmy. To pani cały czas robi wszystko, abyśmy, nie wiem, chyba zrezygnowali z nauki tutaj. Dajmy tutaj na przykład sytuację z Zielarstwa.- Jego głos w tym momencie osiągnął temperaturę zera całkowitego. Gdyby nie ta stara jedza, nikt nie dowiedziałby się o Carmen.
-Niech pan uważa na słowa, panie Malfoy. Nie ukaże pana za to, bo jak oboje wiemy każdemu może coś się czasem wymknąć...- Spojrzała na niego wmównie, tym samym niszcząc jego resztki spkoju. 
Ślizgon machnął krótko różdżką, ledwie zauważalnie, ale wszystkie rzeczy z biurka nauczycielki spadły z głośnym hukiem na podłogę.
Miona pisnęła cicho, lecz zaraz się opanowała. W sumie to Malfoy postąpił słusznie. Ona również była wściekła w tym momencie.
-Och, niechcący.- zironizował, chowając rożdżkę do kieszeni.
McGonagall mroziła ich wzrokiem. Nie da się podpuścić ich dziecinnym zagrywką.
-Jeśli mogę coś dodać, pani profesor.- odezwała się Ginny, która bała się, czy Hermiona będzie jeszcze uczennicą tej szkoły.
-Nie, nie możesz.- Uciszyła ją, bo wiedziała, że chce stanąć w obronie przyjaciółki.
-Ale oni mają rację. Zasłużyli na jakieś punkty , albo chociaż zwykłe dobra robota.- Wtrącił Blaise. Malfoy to jego przyjaciel, wiec musi go wesprzeć.
Hermiona i Draco zerknęli na siebie, lekko się uśmiechając. Nie spodziewali się, że  ktoś się za nimi wstawi.
Nauczycielka zrobiła dziwną minę. Wyglądała, jakby biła się z myślami. W końcu specjalnie zrobiła tę dwójkę Prefektami Naczelnymi, a oni się jej sprzeciwiają, aby pomóc swoim poprzednikom.
-To ja zdecyduję, czy dostaną za to punkty, czy też nie.- odpowiedziała leniwie.- A wątpię, aby osiągnęli to uczciwie...
-A da się tak w ogóle?- Odezwała się Pansy. Skoro oni zebrali głos, to ona też coś doda od siebie.
Herm nie wierzyła własnym uszom. Tyle się męczyli przy tym zaklęciu, a ona im zarzuca jakieś śmieszne oszustwo, którego chyba nawet nie byli w stanie się dopuścić.
-Wszystko się da, pani Parkinson. I prosiłabym was, żebyście się nie wtrącali...- Nie dokończyła.
-W takim razie ja przyznaję im po pięć punktów chociaż.- powiedziała Gin stanowczo. Igrała z ogniem.
Starsza Gryfonka posłała jej ciepłe spojrzenie. Choć podejrzewała, że zapłaci za to jakąś cenę.
Dyrektorka poczerwieniała ze złości ponownie już na tej lekcji. Ta dziewczyna na zbyt wiele sobie pozwala.
-Ja również.- dodał Zabini, z wesołym uśmiechem. Odwdzięcza się jej za tamte szlabany na początku września.
Kobieta fuknęła głośno. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wybrać Prefektów Krukonów, albo Puchonów...
-Nie wolno wam...- Próbowała się bronić.
-Są Prefektami Naczelnymi, mają do tego prawo.- Wtrącił Mats. A co, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
-Jednakże ja, panie Bell, jestem dyrektorką, więc mam większe przywileje, nie sądzi pan?- Wstała z miejsca. Nie da sobie wejść na głowę. Poza tym, ona ma nad nimi właśnie tę oto przewagę.
-Może.- burknął pod nosem. Tu musiał przyznać jej rację.
-Dlatego też odejmuję te punkty.- Oparła ręce na blacie biurka.
-Za co!- Oburzyła się szatynka.
-Mam wymieniać? Zaczynając od pani zachowania od września, kończąc na tym impulsywnym zachowaniu pana Malfoy'a przed chwilą. Starałam się nie zwracać na to uwagi, bo myślałam, że się pani uspokoi, jednak widzę, że marne to były nadzieje...- Zaczęła krążyć po klasie.
-Jest pani niesprawiedliwa.- powiedziała Pansy ze swojego miejsca.
-Ja jestem niesprawiedliwa? Co w was wszystkich wstąpiło na tym roku? Zachowujecie się, jakby cała szkoła należała do was. Wymagany jest od was szacunek do nauczycieli i szkoły, lecz nawet tego nie potraficie.- Jej wzrok rzucał pioruny. Kręciło jej się lekko w głowie.
-O pani też nie można zbyt wiele dobrego powiedzieć w tym roku.- dodał chłodno Draco. Nie miał zielonego pojęcia co jej się stało, aczkolwiek był pewien, że na pewno nie była taka z własnej inicjatywy.
-Jest pan pewien? Niech mi pan uwierzy, panie Malfoy, wasze zachowanie zasługuje na zdecydowanie większą karę, niż nie dodanie kilku punktów.- odparła sztywno, stając na środku sali.
-To czemu pani ich nie karała?- spytała Astoria z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
Cała szóstka zmroziła ją wzrokiem.
-Dobre pytanie, panno Greengrass. Dam wam ostatnią szansę, pod warunkiem, że...
-Warunkiem? My nic nie robimy, a i tak jesteśmy karani.- warknął Ślizgon, który czuł na sobie błagalne spojrzenie Granger i Pansy.- Za co zabrała nam pani stanowiska? Za nic, tak naprawdę. I o ile się nie mylę, miała pani umowę z profesorem Crakiem.- dodał chłodno, patrząc jej hardo w oczy.
-Tak pan sądzi? Mam rozumieć, że chce pan sprawiedliwej kary?- Uniosła brwi do góry. Robi się coraz ciekawiej.
Gryfonka kopnęła go w piszczel, aby siedział cicho. Nie miała zamiaru spędzać wszystkich weekendów na sprzątaniu zamku.
-Myślę, że Malfoy miał to na myśli.- powiedział Ben pewnie, patrząc McGonagall prosto w oczy.
-Ja wiem, co miałem na myśli.- syknął zły. Miał za długi język.
-Ma pan rację, panie McPersow.- odparła cicho, prostując się.- Skoro tak bardzo staraliście się o szlabany przez ten miesiąc, nie mogę być wobec tego obojętna. Cała wasza szóstka dostaje dwa tygodnie szlabanu. W każdą sobotę widzę was w głównym holu o siódmej. Plus macie zakaz na najbliższe wyjście do Hogsmeade.- dokończyła z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
-Jak to szóstka?- zawołała Pansy.
-Proszę nie dyskutować, panno Parkinson.- rozkazała z mocą, wracając na swoje miejsce.
-Ale my przecież nie zrobiliśmy nic złego!- poparł ją Mats. Miał zamiar iść z Jade do miasteczka... Poza tym, nie zrobił nic, co zasługiwało na podwójny szlaban. No... prawie nic.
-Chce pan mieć zajęte trzy soboty z rzędu?
Mats zacisnął usta i więcej się nie odezwał.
-Ale oni nie muszą mieć za nas szlabanu...- zaczęła Hermiona. Trochę głupio się przez to czuła.
-Jeszcze jedno słowo, panno Granger, a obiecuję, że ani pani, ani pan Malfoy, ani wasi przyjaciele nie będziecie mieli wstępu na listopadowy bal. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.- skończyła mówić, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.- Do zobaczenia jutro o siódmej.- dodała, obserwując, jak wściekli uczniowie opuszczają klasę.
***
-Merlinie, no nie wierzę! Co za wiedźma!- Ruda gestykulowała rękoma, rzucając groźne spojrzenie na grupkę pierwszoroczniaków, która posłała jej ciekawe spojrzenie.
-Musiałeś ją sprowokować, prawda?- westchnął Diabeł, patrząc zrezygnowanym wzrokiem na Smoka.
Usiedli na ławce grupką, aby oczywiście dać upust swojemu niezadowoleniu.
-Nikt ci nie kazał się odzywać.- odparł Malfoy, wiedząc, jak niewdzięcznie to zabrzmiało.
-Och, wybacz mi,  p r z y j a c i e l u,  nigdy więcej nie będę stawał po twojej stronie.- odpowiedział kąśliwie, patrząc na niego z wyrzutem.
-Posłuchajcie, bardzo nam miło, że wzięliście naszą stronę, ale faktycznie, widzieliście, że to może się tak skończyć.- powiedziała Hermiona, która stała naprzeciwko Ginny, Blaise'a i Matsa, obok Dracona i Pansy. Miała już serdecznie dosyć tego roku szkolnego. Tyle pracy poszło na marne. No w sumie nie do końca.
-Przynajmniej razem będziemy mieli te szlabany.- Mats wzruszył ramionami. Już i tak nic nie zrobią, a miał cichą nadzieję, że wujek Malfoy'a zaingeruje w tej sprawie.
-Z resztą, kto by chciał iść w taką pogodę do Hogsmeade?- Herm próbowała znaleźć jakiś pozytyw.
-Tak, kto by chciał napić się piwa kremowego, albo odwiedzić Miodowe Królestwo.- zironizowała Ślizgonka, kręcąc głową.
Miona zmróżyła oczy. Rozumiała, że tamta jest wciąż zła na nią, ale mogła sobie darować.
-Poza tym, tak naprawdę czego wy się spodziewaliście? Że nie poniesiecie żadnych konsekwencji?- Czarna spojrzała na przyjaciela z dezaprobatą.
-Bez ryzyka nie ma zabawy.- sarknął.
-Sprzątanie kibli to faktycznie świetna zabawa, naprawdę polecam.- powiedział Zabini, krzywiąc się na wspomnienie swojego poprzendniego szlabanu.
-Słuchajcie, Hogsmeade jest za dwa tygodnie. A jak to McGonagall powiedziała, wszystko jest możliwe.- Hermiona puściła do nich oko, gdy w głowie zapaliła jej się mała żaróweczka.
-Coś kombinujesz, prawda?- spytał Mats, przyglądając jej się uważnie.
Wesołe ogniki tańczyły w jej czekoladowych tęczówkach. Zachowanie nauczycielki miało ją chyba zniechęcić, jednak przyniosło odwrotne skutki. Nakręciło ją to jeszcze bardziej.
-Całkiem możliwe.- zaświergotała.- A teraz wybaczcie nam, ale idziemy odwiedzić Harry'ego, którego ominęło całe to widowisko.- zakomendowała, pociągając przyjaciółkę za rękę.
Ruszyły w kierunku Skrzydła Szpitalnego, zostawiając pozostałych samych.
-Nie poznaję cię, Miona.- powiedziała z niedowierzeniem. Zazwyczaj to ona pokazywała pazurki w takich sytuacjach. A tu role zaczęły się odwaracać...
-Czasem małe zmiany są potrzebne.- Wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. Nie da się tak łatwo poskromić.
-Małe, a nie diametralne.- Czekały, aż schody łaskawie zmienią kierunek. Nie spodziewała się szlabanu, w końcu jest Prefektem Naczelnym... I sądziła, że takim, z małymi plusami...- Brakuje ci jeszcze tylko tamtych blond włosów i niebieskich oczu. Wtedy byłabyś damską wersją Malfoy'a.- Parsknęła na widok miny przyjaciółki.
-Nic mi nie mów... Do tej pory wypomina mi, gdy tylko ma okazję, że po tamtym rumie porzeczkowym przyznałam mu się, że podobał mi się tamten wygląd.- Skrzywiła się lekko. Tę informację wolała zachować tylko dla siebie.
-Dużo czasu ostantio spędzacie razem.- powiedziała mimochodem, wchodząc w nowy korytarz.
-Czy ja wiem...- Wyminęła jakiegoś ducha, chcąc uniknąć nieprzyjemnych dreszczy.- Może trochę.- Wzruszyła ramionami. Nie zwracała na to nawet uwagi. Przerażał ją trochę fakt, że tak się do tego przyzwyczaiła, że weszło jej to w codzienną rutynę.
-Powiedziałabym, że nawet więcej niż ze mną, czy Harry'm.- zażartowała, choć to chyba była prawda. Ma okazję, aby w końcu z nią porozmawiać.
-No co ty, Ginny! Jesteś zazdrosna o Malfoy'a?- Pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Zwariowałaś?- zaśmiała się, zrównując się ze starszą Gryfonką.- Ale po prostu nie sądzę, aby pakowanie się w to było...- Nie dokończyła, gdyż jej przerwano.
-Czekaj, czekaj.- Aż sie zatrzymała. To, co usłyszała było niedorzeczne.- Chyba nie myślisz, że pozwoliłabym mu przekroczyć jakiekolwiek granice?- Uniosła wysoko brwi. Pierwszy raz usłyszała coś tak dziwnego.
-No... nie wiem.- Zmarszczyła czoło, również stając.
-Nie zapominaj, Ruda, że to Draco Malfoy. Może i zaczęliśmy się dogadywać i nawzajem się tolerować, ale mimo wszystko.- Pokręciła energicznie głową, ruszając w stronę szpitala. Nie sądziła, że w ogóle ktoś wpadnie na taki pomysł. Kiedykolwiek.
-To dobrze.- Uśmiechnęła się do niej, dotrzymując jej kroku.
-A to dlaczego?- Uniosła brew do góry.
-No wiesz... Pomijając już sam fakt, że to Mlafoy, to nie byłabym taka pewna, co do jego zamiarów. No wiesz, wciąż mam jakieś dziwne wrażenie, że może chodzić o jakiś zakład.- powiedziała zamyślona. Tyle faktów na to wskazywało... Ale nie była do końca przekonana.
Hermiona posłała jej uważne wspomnienie. Zastanawiała się, czy dziewczyna mówiła to specjalnie, czy naprawdę tak myślała. Jednak jej też przeszło to kilka razy przez myśl. Lecz zawsze ostatecznie znajdowała dobry argument na odsunięcie tych przypuszczeń. No bo przecież nikt by się nigdy nie spodziewał, że będą kiedykolwiek ze sobą rozmawiali... Poza tym nic specjalnego nie zrobił, tylko jej pomagał...
-Nawet jeśli, to od początku był na przegranej pozycji.- Zaśmiała się do przyjaciółki, zapisując sobie te informację w głowie. Będzie musiała się temu przyjrzeć.
-Ale pamiętaj, warto być czujną.- Puściła jej oko. Patrząc z biegiem czasu na to wszystko, to w sumie ona też zaczynała już wątpić w ten niby zakład. No bo o co, o Ognista? Albo Zabini wtedy ją by wygrał? To dość niedorzeczne. W każdym razie miała czyste sumienie, że uprzedziła przyjaciółkę.
Resztę drogi szły w milczeniu, każda myśląc nad czymś innym.
Może i Ginny mówiła naprawdę zwariowane rzeczy, to od jakiegoś czasu sama rozważała opcję z zakładem... Ale ostatecznie i tak nie wymyślała nic, co by ją do czegoś konkretnego doprowadziło. Poza tym Malfoy nie zachowywał się jakoś szczególnie napastliwie wobec niej...
W końcu dotarły na miejsce. 
-Ja tutaj poczekam.- powiedziała szybko Ginny, opierając się o ścianę. Nie ma mowy, żeby w najbliższym czasie pokazywała się Pomfrey.
-Czemu?- spytała zdziwiona. Czemu ona się tak dziwnie zachowywala, jeśli chodziło o Skrzydło Szpitalne?
-Średnio przepadam za tym miejscem. Poza tym im mniej osób zawsze tam wchodzi, tym lepiej, sama wiesz, jaką jest Pomfrey.- Machnęła ręką, robiąc najbardziej niewinna minę, jaką potrafiła.  
-W porządku.- odpowiedziała, jeszcze przez moment przyglądając się uważnie przyjaciółce. 
Ostatecznie sama weszła do środka. Jej oczy natychmiast zostały zaatakowane przez tą okropną biel. Odszukała wzrokiem łóżko, na którym powinien leżeć Harry. I na szczęście gi znalazła. 
Żwawym krokiem podeszła do niego.
I kiedy już prawie przy nim była, zauważyła stojąca przed nim pielęgniarkę.
-O, panna Granger. Znalazła już pani swoją kartę?- Jej spojrzenie, gdyby mogło wypaliłoby dziurę w jej czole, była tego pewna.
-Ale mówiłam pani, ja jej w życiu na oczy nie widziałam.- Pokręciła zrezygnowana głową. O co tej kobiecie cały czas chodziło?
-Oczywiście.- mruknęła do siebie.- No dobrze, panie Potter. Jest już pan wolny. Proszę pamiętać, co panu mówiłam,  no chyba,  że chce pan ponownie spędzić tutaj kilka dni.- Zwróciła się do Gryfona, a następnie wróciła do swojego gabinetu.
-I jak się czujesz?- spytała, przytulając go na powitanie. Czuła,  że jeszcze nie odzyskał wszystkich sił.
-Lepiej.- Skrzywił się lekko, posyłając jej słaby uśmiech. To było jedno z tych najgorszych doświadczeń w jego życiu. Wciąż przy gwałtowniejszych ruchach kręciło mu się lekko w głowie. Musi znaleźć Malfoy'a.
-To świetnie.- zaświergotała.- To, co idziemy?
-Zdecydowanie.- Pokiwał głową. Miał już dosyć tego miejsca. Poza tym, i tak musi leżeć jeszcze przez kilka dni, aby w pełni odzyskać siły. 
Hermiona pomogła mu wziąć swoje rzeczy, wzięła go pod rękę i razem ruszyli w stronę wyjścia.
-Ginny czeka przed wejściem.- zagadnęła. Nie chciała od razu wypytywać go o to, co się dokładnie stało. Aczkolwiek zrobi to na pewno.
-O, a czemu nie weszła?- spytał zdziwiony. Cieszył się, że ma takie przyjaciółki, jednak zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później sięgnie go lawina pytań.
-Nie mam zielonego pojęcia.
-A dużo mnie ominęło?- Spojrzał na nią z uwagą. Znając życie, bardzo wiele.
-Oj, nawet nie wiesz ile.- odparła z lekkim uśmiechem na ustach.
***
-Przez twój durny zakład wszyscy zostaliśmy ukarani.- syknęła Pansy, kiedy Gryfonki zniknęły z pola widzenia.
-Nie wyolbrzmiaj... Jak raz nie pójdziesz z Dafne do Hogsmeade, to ci się nic nie stanie.- Wywrócił oczami. Oczywiście, że jemu też nie było do śmiechu, jednak wiedział, że te szlabany na pewno uda mu się obrócić na swoją korzyść.
-Wszyscy wiemy, że na pewno pójdziemy,  słyszeliście ją przecież.- odpowiedziała, siadając obok Matsa.
-Właśnie.- odpowiedział z błyskiem w oku.- Pamiętaj, Pans. Jeśli ja już się za coś biorę, to z wysoko ustawioną poprzeczką.- Uśmiechnął się do siebie, wytrzymując krytyczne spojrzenia Bella i Parkinson.
-Tylko, żeby ta poprzeczka ci na głowę nie spadła.- dodała kąśliwie. 
Draco wywrócił oczami. Solidarność jajników i tyle.
Zadzwonił dzwonek, który oznajmiał im, że pora wrócić na zajęcia. Jednak Malfoy i Zabini ruszyli w przeciwnym kierunku.
-A wy dokąd?- spytał Mats, chociaż wiedział,  jaką uzyska odpowiedź.
-I tak mamy juz szlabany.- Odpowiedział Blaise. Obaj wiedzieli, że tamci nie pójdą za nimi.
I miał rację.  Poza tym, i tak wolał spędzić czas z Malfoy'em, aby ten w końcu przestał na niego buczeć o byle co.
-Widzę, że jako jedyny przyjąłeś dzielnie niesłuszną karę.- powiedział blondyn, gdy szli kawałek w ciszy.
-Już się przyzwyczaiłem.- Westchnął teatralnie, szczerząc się przy tym.
Draco również parsknęła cicho pod nosem. Musiał przyznać, że był mile zaskoczony, że Blaise, mimo tej durne odznaki postawił się dykertorce, aby im pomóc. Cieszył się, że wciąż panuje u nich zasada, przyjaciele zawsze wyżej.
-Może przynajmniej z ciebie będzie dobry Prefekt.- dodał, a następnie razem z Diabłem wybuchnęli śmiechem.
-Dobrze, że już się przestałeś zachowywać jak panienka, Malfoy.- skwitował, schodząc po schodach. 
Jednak Ślizgon nic mu nie odpowiedział, tylko spojrzał przed siebie z dziwnym błyskiem w oku.
-Witamy wśród żywych, Potter.- powiedział,  zatrzymując się.
Gryfon posłał mu kwaśny uśmiech. Za to spojrzał triumfalnie na Zabiniego, gdyż za drugie ramię prowadziła go rozbawione Ginny, która razem z Hermioną opowiadała, co się ciekawego u nich działo.
Gin automatycznie chciała juz puścić przyjaciela, jednak stwierdziła, że czemu miałaby robić coś takiego.
-Dłużej nie mogli cię tam trzymać?- spytał kwaśno Blaise. 
-Mogli, ale gdy zobaczyłem, kto po mnie przyszedł od razu z tego zrezygnowałem.- Odbił zgrabnie piłeczkę, tym samym powodując głośne zgrzytanie zębów u Ślizgona.
-Chodźmy lepiej.- mruknęła Herm, ciągnąc za sobą przyjaciół.
-Dobry pomysł.- odpowiedział Diabeł, uważnie obserwując rudą Gryfonkę, która uśmiechała się do siebie pod nosem. 
***
Następnego dnia całą szkoła już plotkowala o wczorajszej lekcji Transmutacji ostatniego rocznika Gryffindoru I Slytherinu. Ale co się dziwić, w końcu to Hogwart, tutaj wiadomości roznoszą się z prędkością światła. 
Sobota powinna być dniem, w którym można odpocząć od szkolnych obowiązków... No niestety, jak zwykle pewna grupka siódmorocznych uczniów nie skorzysta z tego przywileju.  
-Dobrze, że chociaż pada. Będziemy musieli być w zamku.- Próbowała się pocieszyć Ginny.
-Mam nadzieję.- burknęła Hermiona, upijającłyk czarnej kawy. Czuła na sobie wzrok paru uczniów. Gryfoni byli jej wdzięczni,  że przynajmniej punktów nie stacili.
-Ciekawe co wymyśli.- Zastanawiała się głośno,  smarując tosty dżemem morelowym. Modliła się w duchu, aby robili wszystko zdała od biblioteki... To miejsce było po prostu niebezpieczne! A podobno nauka i zdobywanie wiedzy jest przyjemne i bezpieczne. Guzik prawda.
-Wam pewnie coś w miarę łagodnego. Mi i Malfoy'owi pewnie wysprzątanie całego zamku szczoteczką do zębów.- powiedziała ponuro, krzywiąc się przy tym.
Ginny wybuchnęła głośnym śmiechem, krztusząc się przy tym jednocześnie kawałkiem pieczywa. 
Herm zachichotała cicho, klepiąc Rudą po plecach, aby się nie udusiła. Chciała ten szlaban wykonywać w parach. Jednakże liczyła się z tym, że tą parą na pewno nie będzie ani Ginny ani Malfoy. Zmarszczyła czoło i pokręciła lekko głową. Czemu miałaby chcieć spędzić szlaban z Malfoy'em?
-Okej, już jest dobrze.- wymamrotała Gin, kaszląc lekko, wciąż z wesołymi iskierkami w oczach.
-Całe szczęście, bo jeszcze McGonagall wysłała by jakiś lost do Ministerstwa, aby mnie zamknęli w Azkabanie.- zażartowała, choć nie wydawało jej się to takie absurdalne. Nałożyła sobie trochę jajecznicy na talerz. Musi się najeść, bo z całą pewnością czeka ją ciężki dzień. 
-Nie poznaję jej ostatnio.-  burknęła młodsza Gryfonką, upijając kilka łyków soku dniowego.
-Zachowuje się tak od początku września. Ona i Pomfrey...- Herm zastanawiała się również i nad tym, jednak tutaj na nic szczególnego nie wpadła. 
Ruda poruszyła się niespokojnie. A co jeśli  obie czarownice zachowują się tak ze względu na brak kilku akt i obwiniają o to właśnie Hermionę? Zapchała usta tostem, aby nie musieć narazie drążyć tego tematu.
-A co jeśli są pod jakimś urokiem?- Zastanawiała się głośno,  choć wiedziała,  jakie to było absurdalne. Włożyła widelec ze śniadaniem do ust. Czekała na odpowiedź przyjaciółki. 
Rudowłosa w końcu przełknęła swój posiłek i spojrzała zdziwiona na szatynkę.
-Oszalałaś? Przecież wojna już się skończyła, nie ma opcji, żeby coś takiego przeszło bez natychmiastowej interwencji Ministerstwa.- Przypomniała jej.- Może przechodzą jakiś kryzys swojego wieku. Nie wiem.- Wzruszyła ramionami, wracając do swojego talerza.
-Masz rację. To niedorzeczne.- odpowiedziała, odpedzając od siebie te myśli. 
***
-Obstawiam, że będziemy musieli wysprzątać cały zamek.- powiedział Draco, jedząc ogromną kanapkę.
-Nawet w szóstkę zajęłoby to nam z dwa lata.- Skrzywił się Zabini, wlewając parę kropli bursztynowego płynu do swojej porannej kawy.
-Widzę,  że już chcesz się przygotować na resztę dnia.- Przytknęła mu Pansy.
-Trzeba sobie radzić, Czarna.- Posłał jej szeroki uśmiech, upijajac gorący napój.
-Poza tym, na pewno każdy z nas będzie robił coś innego.- powiedział Mats.
-Zapowiadają się wspaniałe soboty.- Westchnęła Pans, która czuła się niesprawiedliwe potraktowana.
-Pewnie nawet nie wiesz jak bardzo.- Mats spojrzał z przymrużonymi oczami na blondyna, które uniósł lekko kąciki ust do góry. 
 Draco skończył posiłek i razem z Matsem i Blaisem wyszedł z Wielkiej Sali.
-Byłeś już u Pottera?- spytał Bell, wymijając jakieś Gryfonki.
-Jeszcze nie. Pójdę w przyszłym tygodniu, jak już zacznie trzeźwo myśleć.- odpowiedział Draco, zerkając kątem oka na tamte dziewczyny.
-A to w ogóle możliwe?- sarknął Zabini, siadając na najbliższej ławce.
Dwaj Ślizgoni spojrzeli na niego rozbawieni. Co takiego ma w sobie ta rudowłosa Gryfonka?
-Tylko pamiętaj, bo to ważne.- Mats chciał coś więcej dodać,  jednak podeszła do niego jedna z tamtej grupy Gryfonek.
-Cześć, Mats! Czyli co, o której dzisiaj?- spytała słodko,  uśmiechając się promiennie do całej trójki.
Malfoy za każdym razem, gdy widział tą dziewczynę, nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo przypomina mu swoją kuzynkę.
-Em, wiesz co, Jade.- zaczął Mats, plącząc się trochę. Oczywiście był na dzisiaj z nią umówiony,  jednak przez szlaban musi odwołać dwa spotkania. W sumie to jedno...
-Nie mów mi, że zapomniałeś.- Uśmiech od razu zniknął z jej twarzy. Odrzuciła swoje blond loki na plecy, patrząc na niego wyczekująco.
-Oczywiście, że nie! Po prostu...
-Po prostu dostał szlaban.- Dokończył za niego Diabeł, również przyglądając się dziewczynie. 
Blondynka zrobiła zdziwioną minę.  
-Za co?- Uniosła brew.
-A nic takiego...
-Wstawił się za Granger i Weasley.- dopowiedział Draco. Chciał coś sprawdzić. 
Gryfonka Skrzywiła się lekko, słysząc nazwiska koleżanek. Zrobiła dziwną minę.
-Och, no cóż. Dobrze, że dbasz o dobre relacje w klasie.- Poprawiła spódniczkę,  czując na sobie wzrok któregoś ze Ślizgonów.
-Też sądzimy, że to szlachetne.- odezwał się Blaise. Czy mu się teraz wydawało,  czy zniknął jej pieprzyk z policzka, którego przed chwilą tam miała? 
-Poza tym, przeciwieństwa się przyciągają, prawda?- spytał blondyn, który zauważył, że jej oczy zrobiły się trochę ciemniejsze.
-Co masz na myśli? - spytała, starajac się zakryć twarz włosami. 
-No wiesz, na przykład skłócanie ze sobą wychowanków innych domów.- Wbił w nią uważne spojrzenie. 
Jadę zrobiła oburzoną minę. 
-Ach, zapomniałam,  że mam przyjemność z panem Malfoy'em.- odpowiedziała kwaśno.- Za to zauważyłam, że ty starasz się to naprawić.- Uśmiechnęła się pod nosem.- Wybaczcie, straciłam ochotę na dalszą rozmowę z wami.- dodała i odeszła z dumnie podniesioną głową. 
-Malfoy!- warknął wściekły Mats. No nie wierzył własnym uszom.
-Co?- spytał niewinnie, wkładając ręce do kieszeni.
-Czy ty zawsze musisz wtrącać się w nie swoje sprawy?- syknął.
-Ale on ma rację,  stary. Ta dziewczyna jest podejrzana.- Odezwał się Zabini. 
-O, stwierdziliście to po tym, że może się pomyliła wtedy?- Oni to robią specjalnie, czy co?
-Nie, Mats. Po prostu jej zachowanie jest dziwne. I... No wiesz. Do złudzenia przypomina Victorię.- Zmarszczył czoło. 
Bell trochę się zmieszał. Szybko jednak wrócił do obrony.
-Bo jest ładną blondynką?  Proszę cię.- prychnął głośno. 
-Nie mów mi, że nie zauważyłeś kolosalnego podobieństwa między nimi. - Zdziwił się Draco.
-Po prosru robisz to specjalnie. Nie wiem o co ci chodzi. Wy sobie szukacie co chwilę jakichś łatwych dziewczyn, a ja dlatego, że taki nie jestem, to nie mogę mieć zwykłej, która mnie interesuje? Czy po prostu mścisz się za akcję z Vi w wakacje?- warknął zły i poszedł w kierunku, którym odeszły dziewczyny.
-Ten to jak wybuchnie, to porządnie.- burknął Malfoy. 
-Może ma rację?- spytał Blaise.
-Nie. Po prostu jest zaślepiony i nie widzi tego, co powinien.- Pokręcił głową. 
-Czy ty też zauważyłeś, że...- zaczął.
-Że chwilę później drobiazgowo się zmieniła? Tak.- Pokiwał głową. 
***
Nastał wieczór. Hermiona i Ginny już czekały w holu głównym. Oczywiście Ślizgoni musieli się spóźnić. 
-Jeśli przez to przedłuży nam szlaban, to przeklnę ich, przysięgam.- burczała Gin, poprawiając wysokiego kucyka, którego upięła.
-Dlatego kazałem im przyjść punktualnie.- Usłyszały.
Odwróciły się w tamtą stronę i zobaczyły uśmiechającego  się do nich Diabła. Za nimi szli Draco, Mats i Pansy.
-Co za ulga.- zironizowała.
-Przecież wiem, że nie mogłaś się doczekać, aż mnie zobaczysz.- Posłał jej szeroki uśmiech, tym samym pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
Ruda Wywróciła oczami.
-Coś ty, przed wyjściem siedziałam z Harry'm, wiec miło spędzałam czas.- odparła wolno, chichocząc pod nosem.
Zabini skrzywił się mocno. Czemu ona czasem była taka nieznośna? Chyba wszystkie Gryfonki takie były. 
-Coś nie tak Blaisiku?- spytała słodko.
-Potem się przekonamy, Wiewióro.- odpowiedział tajemniczo.
Dziewczyna posłała mu przeciągłe spojrzenie, a kiedy chciała coś więcej dodać, zjawiła się dyrektorka.
Wszyscy natychmiast zamilkli. 
-Cieszę się, że jesteście punktualni przynajmniej.- Przywitała ich.
Nikt się nie odezwał,  tylko patrzył na nią spod byka. Powinni w tym momencie robić coś zdecydowanie ciekawszego.
-Jako że Prefekci Naczelnik również zostali ukarani wasze szlabany będą nadzorował uczniowie, których sama wybrałam ze względu na rzetelność wykonywanej pracy.
Zrobili zniesmaczone miny. Coś czuli, że te szlabany będą ich najdłuższym w całym życiu. 
-Panna Weasley i pan Malfoy zajmą się sprzątaniem biblioteki, a następnie Izby Pamięci pod nadzorem panny Greengrass.
-SŁUCHAM?!- krzyknęła Gin. Ona się po prostu przejezyczyła, prawda?
-Mniemam, iż pani doskonale słyszała.
Hermiona zagryzła dolną wargę. Nie podobał jej się ten pomysł.  Tym bardziej, że domyślała się,  kto będzie nadzorował jej karę.
-Pan Bell odbędzie swój szlaban z panną Parkinson,  który odbędzie w szklarniach pod okiem panny Melin.
Ślizgon Zmarszczył czoło.  Coś mu mówiło to nazwisko, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd. 
-Natomiast panną Granger i pan Zabini będą musieli doprowadzić do stanu używalności boisko do Quiditcha. Pilnować was będzie pan McPersow.- zakończyła z powstrzymywanym uśmiechem.
Hermiona czuła, jak jej się nogi uginają. Nie zasłużyła na aż taką karę. Rozejrzała się wkoło i zauważyła, że pozostali patrzyli na nią ze współczuciem.
-Ale Pani profesor, jak my mamy wysprzątać całe boisko bez rożdżek?- spytał Blaise, bo Gryfonce  ten fakt wyleciał z głowy. 
-Liczę na waszą kreatywność.
-Całe? Przecież ono jest ogromne!- zawołała rozpaczliwie.  Oj, jej plany na przyszły tydzień stały teraz pod znakiem zapytania  
-Tak, całe,  panno Granger. Nikt nie kazał pani łamać regulaminu.- dodała twardo.- Radzę wam wziąć się do pracy, chyba, że chcecie również stracić niedziele.- oznajmiła i ruszyła w stronę swojego gabinetu.
Wszyscy Stali jeszcze w osłupieniu. 
-No to... szybkiego szlabanu.- oznajmiła Pansy, po czym wszyscy się rozeszli.
***
-Różdżki.- zakomendowała Astoria, wyciągając po nie rękę.
Oddali je z lekkim ociąganiem.  Ruda podejrzewała, że Malfoy i tak nie oddał swojej?tylko jakąś fałszywkę, jednak postanowiła w to nie wnikać. W końcu ona też na tym prawdopodobnie skorzysta.
-Tam są wasze... pomoce sprzątające.- powiedziała z ironicznym uśmiechem.- Macie posprzątać najpierw całą Izbę. Potem bibliotekę.- skończyła i usiadła na krzesełku.
Spojrzeli w kierunku wcześniej wskazanych rzeczy i skrzywili się mocno. Oczywiście standardowo prawie nic tam nie było. 
-Będziemy się wymieniać.- powiedziała Ginny, widząc,  że Ślizgon sięga po najlepsze.
-Pomarzyć zawsze możesz.- Wzruszył ramionami i oddalił się do gabloty z pucharami. 
-Żadnych rozmów!- zaświergotała Ria.
Gryfonka posłała jej złowrogie spojrzenie. Wzięła to, ci zostawił jej chłopak i zaczęła sprzątać. Jeśli całe kilkanaście godzin ma spędzić w towarzystwie tej dziewuchy, to chyba prędzej oszaleje. Poza tym, teraz ma idealną okazję, aby spróbować dowiedzieć się, czy Malfoy ma jakiś interes wobec Miony.
Chciała podejść do niego bliżej, jednak cały czas czuła na sobie wzrok dziewczyny. Okej, poczeka. W końcu na pewno nie będzie miała wlepionego tylko w nią swojego spojrzenia. 
Leniwie czyściła jakieś medale. Czuła się, jak w pierwszym tygodniu września. Zauważyła,  że każdy szlaban, który zarobiła ona, albo jej przyjaciółka był z winy któregoś Ślizgona.
Gdy będą w bibliotece na pewno spróbuję zajrzeć do ciekawszych działów, aby wiedzieć, które musi przewertować z Zabinim. Jeśli w ogóle dzisiaj dadzą radę skończyć Izbę.
Czuła, że to syzyfowa praca oraz, że tych medali przybywało,  a nie ubywało.
Zerknęła na Astorię.
-Ruchy, Weasley.- syknęła. 
-Nie mam czym sprzątać.- odparła zimno, wskazując na pusta buteleczkę po płynie.
-A co mnie to obchodzi.- Wzruszyła ramionami, zakładając nogę ja nogę. 
-No chyba powinno, bo nie mam jak wykonywać swojego szlabanu, który ty masz nadzorować.- warknęła wstając z kolan.
-Możesz użyć swojej śliny, mi to obojętne. Ma być posprzątane.- Posłała jej szyderczy uśmiech. 
-Ja ci zaraz pokaże, co ma być, a co nie, ty wredna...- Nie dokończyła.
-Trzymaj, Weasley.- powiedział Malfoy, rzucając jej nowy środek dezynfekujący.
Ruda przyjęła go bez słowa. Czyli jednak dobroć Malfoy'a na szlabanach nie jest plotką.
-Weasley'owie widzę, że nie wychowani.  No ale, co się dziwić.- rzuciła mimochodem brunetka.
Ginny zacisnęła mocno usta, nie da się jej sprowokować. Odpęka swoją karę i będzie po wszystkim.
-Gdybym tylko mogła odejmować punkty.- Westchnęła.
-Ale nie możesz.- warknęła Gin, mocniej chwytając jakiś medal, że aż pobielały jej chrząstki palców. 
-Może juz niedługo.- wdała się z nią w dyskusję.
-Wybacz, Greengrass, ale żeby być Prefektem, trzeba być choć trochę inteligentnym.- powiedziała z wyższością.
-Proszę cię.- zaśmiała się pod nosem.- Z inteligencji wzięta była szlama Granger, ty natomiast jesteś z awaryjnej listy, aby dopiec przyjaciółeczce.- dokończyła z wrednym uśmiechem. 
Policzki Gryfonki poczerwieniały  ze złości. Guzik prawda. Gdyby nie jej wyniki w nauce, jie byłaby na siódmym roku.
Wzięła kilka głębokich oddechów na uspokojenie, lecz kiedy spojrzała na Slizgonkę wszystkie hamulce jej puściły i cisnęła z całej siły medalionem w dziewczynę, która odbiła go zaklęciem. Ginny schylila się szybko, ani uniknąć rozwalonej głowy. 
-WEASLEY.- warknęła wściekła.
-Odezwij się jeszcze jednym słowem, Greengrass, a przysięgam,  że następnym razem będziesz potrzebowała pomocy Pomfrey.- odpowiedziała słodko,  wracając do pracy.
Draco uśmiechnął się do siebie. Ta Gryfonka ma w sobie tyle temperamentu, że to aż nieprawdopodobne. Blaise zapewne ciekawie spędza czas.
Przez te godziny, które tu spędzili wpadł na ciekawy pomysł. Musi zamienić się szlabanem z Blaise'm.
Spojrzał na Astorię, która cały czas sztyletowała się wzrokiem z Weasley. Westchnął cicho i ostrożnie wyciągnął swoją różdżkę z kieszeni. Szybkim ruchem spowodował mały hałas w drugim końcu Izby. Dziewczyna z niechętna miną ruszyła w tamtym kierunku. Korzystając z okazji szybko wysłał patronusa do przyjaciela. Przekazał w nim trochę nieprawdy, jednakże inaczej Zabini nie przyszedł by tutaj. Przecież tu chodziło o jego wygraną.
-Ej, Weasley.- szepnął, a kiedy ta spojrzała na niego, gestem wskazał, żeby podeszła.
Gin wywróciła oczami, jednak zaintrygowana wykonała polecenie chłopaka.
-Wydaje mi się,  że masz już serdecznie dosyć tego miejsca.- zaczął z błyskiem w oku.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie. On coś kombinował. 
-Nie wydaje ci się. Ale do czego zmierzasz?- Schowała się za potężna gablotką, aby nie zostać zauważoną.
-Sądzę również, że wolałabyś ten szlaban spędzać z Diabłem niż ze mną...- rzucił niedbale.
Ginny zmróżyła oczy. Chyba wiedziała do czego zmierzał. 
-Obojętne mi to.- Wzruszyła ramionami.  Zaraz się przekona, czy ma rację. 
Draco myślał intensywnie. Jak pociągnąć to dalej? 
-To inaczej. Myślisz, że Granger  dobrze się bawi z Blaise'm?- Uniósł sugestywnie brew. Oboje wiedzieli, że tamta szatynka z całą pewnością jest na skraju wytrzymania psychicznego.
-Do czego zmierzasz?- Schylila się jeszcze bardziej.
-Co powiesz na małą zamianę?- spytał, po chwili namysłu. 
Rudowłosa przygryzla wewnętrzną cześć policzka. Oczywiście,  że wolałaby, aby był tu Zabini, a nie Malfoy, chociażby dlatego, że mogliby razem zbadać działy w bibliotece.
-Co cie tak ciągnie do Hermiony, co?- Wpatrywała się w niego intensywnie, chcąc wyłapać jakakolwiek oznaję fałszu. 
-Nie ująłbym tego w ten sposób.- Pokręcił głową,  zachowując dobra minę do złej gry.- Po prostu uznajmy to za małą pokutę.- Wzruszył ramionami. Kłamanie miał we krwi.
-Jasne.- prychnęła głośno.  Bo mu uwierzy. Musi się bardziej postarać. 
-Również dobrze mógłbym to samo powiedzieć o Zabinim i tobie.- Puścił jej oko, tym samym zbijając ją z tropu.
Gryfonka westchnęła cicho. 
-Okej, zgadzam się.- odparła zrezygnowana.- Ale nie wierzę ci, żeby to było jasne. I przysięgam, że jeśli zrobisz jeden niewłaściwy ruch, zauważę, że podwinęła ci się noga, bez żadnych skrupułów przekonam Hermionę, żeby trzymała się z dala od ciebie.- dodała twardo.
Jednak zapomniała, że Draco był świetny w odbijaniu piłeczki. 
-Jak to jest, że  zawsze trzymasz męska stronę w waszej przyjaźni?- zironizował.
-Jesteś bezczelny!- fuknęła zła.- Powinieneś się cieszyć, że Hermiona ma własny rozum i mnie nie słucha. Inaczej już dawno mógłbyś pomarzyć o zwykłym jej spojrzeniu na ciebie.- warknęła. Merlinie, jak on działał jej na nerwy.
-Teorii spiskowych szukaj w innym kierunku, skarbie.- powiedział cicho, uważnie ją obserwując. Zabije kiedyś Blaise'a za ten długi język. 
Ginny wypuściła głośno powietrze z płuc. Nie będzie już się wdawać z nim w żadne dyskusje.
-Co chcesz zrobić,  żeby zamienić się miejscem z Blaise'm bez zauważenia tego?- spytała zrezygnowana. 
-Myślę,  że ta część ci się spodoba. Będziesz musiała ogłuszyć na chwilę Astorię.
-Zwariowałeś?- Prawie wrzasnęła.- Masz przy sobie rożdżkę,  czemu w nią czymś nie rzucisz?- ściągnęła sceptycznie brwi.
-Bo nie powinienem jej mieć.-odpowiedział,  jakby to było oczywiste. 
-O, i teraz się tym przejąłeś, tak?- zironizowała. 
- Widzę, że nie podołasz zadaniu.- westchnął teatralnie, rzucając przynętę.
-Okej, niech Ci będzie.- odpowiedziała znudzona. Wstała powoli na proste nogi.- Ej, Greengrass!- zawołała. W tym była świetna. 
-Weasley, wracaj do pracy.- powiedziała beznamiętnie.
-Już ci coś mówiłam, potrzebuje środków czystości.- odpowiedziała spokojnie, opierając się nonszalancko o ścianę.
-Ja też ci coś mówiłam na ten temat.- Uśmiechnęła się kąśliwie. 
-Ach, faktycznie.- Pacnęła się ręką w czoło.-Ale jest jeden problem...
-Jaki?- Wywróciła oczami. 
-Musisz mi użyczyć swojej, bo twój jad z całą pewnością wybije wszystkie bakterie.- odparła niewinnie.
Ślizgonka poczerwieniała ze złości. 
-To może zabiorę ci zmiotkę, wtedy będziesz mogła użyć swoich rudych kłaków do czegoś porządnego. 
-Och, nie trzeba.- Machnęła ręką.- Myślę, że mam jeszcze gdzieś twoje.- odpowiedziała spokojnie z szerokim uśmiechem, przypominając sobie tamtą bójkę na korytarzu.
-Ty ruda suko.- syknęła przez zaciśnięte zęby. 
-Spróbuj tylko.- Ostrzegła ją,  gdy zobaczyła,  że tamta zaciska palce na swojej różdżce. 
Astoria machnęła nią szybko. Ginny kucnęła, aby być w jednym kawałku. Rzuciła Malfoy'owi ostre spojrzenie. 
Ten od razu zaczął interweniować. Nie miał w planach poturbowanej Weqsley'ówny.
-Ria, co ty wyprawiasz?- spytał, gotowy w razie czego do rzucenia uroku. 
-Chociaż raz zajmij się sobą.- syknęła do niego, na chwilę tracąc czujność. 
Gin wykorzystała to bez żadnej zwłoki. Wzięła pierwszą lepszą odznakę, którą miała pod ręką i cisnęła nią w kierunku Ślizgonki, która nie zdążyła zrobić uniku.
Gryfonka pisnęła cicho, kiedy druga dziewczyna osunęła się na ziemię.
-A co, jeśli ją zabiłam?- spytała przerażona,  spoglądając raz na nią, raz na Ślizgona.
Chłopak wywrócił oczami. 
-Daj spokój, niedługo wstanie. A uwierz mi, że tamto zaklęcie,  które próbowała w ciebie rzucić na korytarzu miało o wiele gorsze skutki niż oberwanie kawałkiem żelaza.
Jednak Ruda czuła, że zrobiła się bledsza. Oparła się o ścianę, aby nie upaść,  bo Izba zaczęła wirować. Już drugi raz w ciągu tego roku szkolnego tamto wspomnienie z wojny do niej powróciło. Ciało Astorii Greengrass nienaturalnie powykręcane, złoty łańcuszek, który chwała do kieszeni, mnóstwo zielonego światła, zawalenia się sufitu.
Pokręciła energicznie głową, oddychając ciężko. 
-Może jednak poczekam tutaj na Zabiniego.- Usłyszała, jak przez mgłę. 
-Nie, idź lepiej, bo nigdy nie wiadomo, co uderzy McPersowowi do głowy.- odpowiedziała cicho, otwierając oczy. 
-Jesteś pewna?- Wolał się upewnić,  aby potem Diabeł nie suszył mu głowy. 
-Tak, Malfoy, od kiedy ty taki miłosierny jesteś?- spytała, chcąc rozluźnić atmosferę.
-Nie przyzwyczajaj się.- rzucił na odchodnę.
Gryfonka odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami.  Spojrzała jeszcze raz na dziewczynę, która zaczynała wyglądać trochę wyraźniej. Zdawała sobie doskonale sprawę, że tamta wtedy działa z myślą, aby ją zabić, mimo to ona źle się czuła z tamtą sytuacją.  Źle to mało powiedziane. Nie była maszyną do zabijania, tym bardziej dziewczyny, którą widywała codziennie w szkole. Na dodatek każdy zabity wtedy człowiek miał rodzinę, która w większości gorąco go opłakiwała.
-Przepraszam, Astoria.- powiedziała do siebie, czując się tak, jakby ściągnięto jej kamień z serca. 
***
-Mats, podaj mi tą doniczkę, to ją wyrzucę.- powiedziała Pansy. Cieszyła się, że odbywała szlaban z przyjacielem. Dzięki temu, aż tak źle nie znosiła tej kary. Jednak wciąż czuła na sobie palące spojrzenie dziewczyny, która ich pilnowała.
-Trzymaj.- Rzucił ją w stronę Czarnej.
Ale ów przedmiot jakimś cudem upadł kilka kroków dalej, jednocześnie rozbijając się na kilkanaście małych kawaleczków. 
-Chyba dawno nie ćwiczyłeś Quiditcha.- Westchnęła, kucając, aby posprzątać. I wtedy kątem oka dostrzegła, jak tamtą Gryfonka chowa rożdżkę za szatę.  No nie do wiary! A ona się dziwiąła, czemu mimo późnej godziny wciąż mają przed sobą masę pracy.
Szatyn podszedł do niej, aby jej pomóc.
-Ona nam utrudnia pracę.- szepnęła do niego.
Ślizgon spojrzał na ich nadzorującą. Często ją widywał na korytarzach, to na pewno. Ale kim ona...
-To przyjaciółka Jade, jeśli się nie mylę.- Dostał olśnienia. 
Pansy skrzywiła się. Non stop łazi za nią ta dziewucha.
-Jeszcze nie dałeś sobie z nią spokoju?- spytała miło,  zgarniając skorupki do kartonu na śmieci.
Chłopak posłał jej przeciągłe spojrzenie. O co im wszystkim chodzi? Co oni maja do Jade? Przecież była miła,  mądra i sympatyczna...
-Nie.- odpowiedział zdawkowo, wstając na proste nogi.- Zajmę się tamtym starymi roślinami.- powiedział, idąc w druga stronę.
-Oj, Mats! Nie obrażaj się.- zawołała za nim.
-Przypominam, że to wciąż szlaban.- odezwała się Tina, która chyba słyszała ich rozmowę. 
Czarnej wydawało się,  że ta Gryfonka specjalnie zgłosiła się na ochotnika, aby móc kontrolować ich rozmowę. Nie podobało jej się to. I to nawet bardzo. Oznaczało to, że po raz kolejny miała dowód na jakąś chorobę psychiczną tej blond-zołzy.
Musiała mu jakoś wytłumaczyć, że Jade to jego najgorszy wybór z możliwych. Poza tym... Vicotoria w drugim semestrze przeniesie się do Hogwartu. A właśnie!
Podeszła leniwym krokiem do przyjaciela.
-Vi pisała do mnie, że nie może się doczekać, aż się tu pojawi.- zaświergotała.
Mats zrobił dziwną minę. Zacisnął usta i spojrzał z wyrzutem na przyjaciółkę.
-To świetnie.- odpowiedział, wzruszając ramionami.
-Wiedziałam, że się ucieszysz.- Uśmiechnęła się do niego szeroko. Może ten sposób się uda.
-Ale Pansy, po co mi o tym mówisz?- westchnął, obcinając stare części rośliny. Czy oni wszyscy się na niego uwzięli?
-No, jak to po co?- udała zdziwioną.- Przecież sie, hm, przyjaźnicie.- Spojrzała na niego z chytrym uśmieszkiem.
Przez twarz Bella przemknął dziwny cień. Nie widział jakoś tego, że spokojnie będzie mógł patrzeć, jak Victoria spotyka się z jego kolegami, bo bez watpienia trafi do Slytherinu.
-Pansy, o co ci tak naprawdę chodzi?- spytał, bo miał już dosyć tej zabawy w podchody.
Ślizgonka spojrzała na niego uważnie przez chwilę. No, skoro chce wiedzieć, to okej, powie.
-Uważam, że powinieneś trzymać się jak najdalej od Jade.- odparła bez żadnych ogródek.
Kątem oka zerknęła na Gryfonkę, która udawała, że czyta jakiś podręcznik. Jednak widziała, że jej oczy nie błądzą za tekstem, co oznaczało, że przysłuchiwała się ich rozmowie. No trudno, najwyżej któregoś dnia obudzi się bez zębów, zamiast włosów...
-A nie sądzisz, że to moja sprawa? I w ogóle, co to miało znaczyć?- Zaprzestał swoich czynności. Wydawało mu się, że Draco mógł kazać jej z nim porozmawiać na ten temat.
Brunetka bawiła się skórką od paznokcia. Teraz wszystkiego mu nie może powiedzieć, nie kiedy są w jednym pomieszczeniu z gumowymi uszami.
-Bo sądzę, że ona jest trochę dziwna. W sensie, jej zachowanie jest tak podejrzane, że bardziej się nie da. Oprócz tego, nie zauważyłeś, że owinęła sobie ciebie wokół palca?- spytała z wyrzutem.- Dafne, gdy tylko ją zauważy truchleje. D A F N E.- Dodała, aby podkreślić wagę słów.
Oczywiście chłopak nie zdążył odpowiedzieć.
-Parkinson!- warknęła Gryfonka.- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zajęła się tym, czym musisz?- syknęła, zamykając podręcznik.
-Właśnie to robię.- odpyskowała, patrząc jej odważnie w oczy.
Tamta tylko prychnęła.
-Myślę, że lepiej będzie jeśli pójdziesz ze mną do innej szklarni...- powiedziała, a gdy chciała powiedzieć coś więcej, usłyszeli głośny hałas, który dochodził gdzieś z błoni.
***
-Zabini, błagam, chociaż ty się dzisiaj zlituj nade mną.- poprosiła błagalnie, gdy szli na boisko.
-Rozważę to, spokojnie.- odparł, patrząc czujnie na plecy Gryfona. Czy McGonagall naprawdę, aż tak nienawidziła Hermiony, żeby przydzielić im akurat jego?
-Cicho.- zarządził Ben, nawet na nich nie patrząc. Zapowiadał się ciekawy wieczór. I pewnie noc.
Miona ciskała w niego piorunami z oczu. Jeśli wszyscy wyjdą cało z tego szlabanu, będzie to oznaczało, że każdy człowiek ma w sobie anielską cierpliwość.
Po dłuższej chwili w końcu znaleźli się na stadionie. Nie dość, że padało i ich płaszcze były całe przemoknięte, to na dodatek wszędzie było pełno błota, które musieli sprzątnąć. Z resztą, co tu nie było do sprzątnięcia?
-Różdżki.- Wyciągnął ręce przed siebie.
Oboje oddali je posłusznie. Herm uśmiechnęła się w duchu do siebie, bo doskonale wiedziała, że Zabini oddał fałszywą.
-Drugą też, Zabini.- powiedział spokojnie, powodując ogromne zdziwienie na twarzy Ślizgona.
-O czym ty mówisz?- Próbował grać na czas. Nawet Snape nigdy nie wykrył ich oszustwa.
-Jesteś głupi, czy głuchy, że mam powtórzyć?- warknął.
Usta Zabiniego ułożyły się w małe "o".
-Nie mam żadnej innej różdżki.- odpowiedział, unosząc wysoko brwi. Może mu się uda...
Jednak McPersow machnął swoją różdżką, w związku z czym różdżka Ślizgona wylądowała w jego ręce. Hermiona wymieniła z Blaise'm zdumione spojrzenia. Oj, nie dobrze.
-Masz ostatnią szansę, Zabini.- powiedział ostrzegawczo, chowając je do swojej kieszeni.
-Mam nadzieję, że masz jakiś plan B.- szepnęła do niego.
-Coś tam się wymyśli.- odparł bez przekonania. To będzie długi szlaban.
-Zabini, ty zajmiesz się sprzątaniem szatni, natomist ty, Granger, posprzątasz wszystkie trybuny, łącznie z lożami dla nauczycieli.
Czy ona się przesłyszała?
-Żartujesz sobie? Mam to wszystko zrobić bez pomocy magii?- Prawie krzyknęła.
-Dokładnie, skarbie.- odpowiedział ironicznie.- Czas start.- dodał, ruszając w kierunku zadaszonego miejsca, aby nie zmoknąć jeszcze bardziej.
Hermiona miała ochotę wyć ze złości. Była taka ulewa, że nie pozostawiła na niej suchej nitki, trzęsła się z zimna i na dodatek będzie przez kilka godzin w najwyższych punktach. Zmieniła zdanie. Jednak zrobi wszystko, aby McGonagall ją popamiętała. Wystarczy, że jakoś przeżyje te kilka, może kilkanaście godzin... Choć wydawało jej się, że z Zabinim i Benem nie będzie to takie łatwe. Tym bardziej, że wciąż czuła na sobie wzrok Gryfona.
Spokojnie, Hermiono. Dasz sobię radę...
~***~
Kończę już, bo zaraz oszaleję na tym telefonie. Ugh. Przepraszam za błędy, jednak nie mam cierpliwości już, żeby go sprawdzać, na dodatek czekałam 15minut, aż blogger łaskawie opublikuje ten rozdział:') Rozdział 44. pojawi się w weekend- albo w piatek wieczorem, w co wątpię, albo w sobotę, ale do popołudnia, albo w niedzielę do wieczora:) Mam nadzieję, że zaczęłam was przekonywać, że wena do mnie wróciła i już nie zrobię takiego numeru... Do weekendu, Moi Drodzy, bo głupieje już od tej małej klawaitury:') Miłego tygodnia! :)
PS wszystkich chętnych zapraszam do tamtej miniaturki, jeśli nikt z was jeszcze jej nie przeczytał, taki zabijacz czasu:)

niedziela, 6 września 2015

42. Czas goni, czy stoi w miejscu?

Rozpiszę się pod rozdziałem. Zapraszam do czytania:)
***
Niebo przybrało szary kolor, a z ciemnych chmur spadały ciężkie krople deszczu. Październik w tym roku był ponury. Na zewnątrz wychodzili tylko ci, co ewentualnie musieli, nikt więcej. Jednak atmosfera w zamku była o wiele cieplejsza niż na zewnątrz. Kończył się drugi tydzień października. Wszystko wróciło już do normy. No... prawie wszystko.
***
Pewna szatynka zmierzała na lekcje Eliksirów z kiepskim humorem. Zbliżała się ostateczna data zaprezentowania zaklęcia z Transmutacji, a ono wciąż nie wychodziło jej za dobrze. Na dodatek Malfoy'owi wszystko szło rewelacyjnie.
Przepuściła kilku pierworoczniaków na schodach.
Oczywiście odkąd zaczęli wyglądać tak, jak wcześniej nie udawali już nie wiadomo jak w sobie zakochanych, jednak czasami rozmawiali ze sobą, nie wliczając w to lekcji. Musiała przyznać, że tamten wypadek z eliksirem był całkiem ciekawy. Poza tym poprawiła sobie jeszcze relacje z Matsem i Blaise'm, chociaż z tym ostatnim nie rozmawiała za często- miał zupełnie inny charakter niż ona. Jednak z Bellem świetnie się dogadywała i lubiła z nim przebywać.
Zauważyła, że nawet Harry spędza czas z... kuzynem. Chyba każdy z czasem się zmienia...
W końcu znalazła się pod klasą. Harry rozmawiał z Pansy, więc im nie przeszkadzała, a Ruda jeszcze nie przyszła. Westchnęła cicho i podeszła do dwójki Ślizgonów.
-Cześć wam- przywitała się, poprawiając torbę na ramieniu.
Mats i Draco odpowiedzieli na jej przywitanie, jednak miała wrażenie, że przerwała im ważną rozmowę.
Przestała póki co doszukiwać się we wszystkim co z nimi związane jakiejś teorii spiskowej, lecz wciąż pozostawała czujna. Póki co, Malfoy jeszcze jej się nie naraził.
-I jak zaklęcie ci idzie, Granger?- spytał blondyn, posyłając ukradkowe spojrzenie przyjacielowi.
-Nie denerwuj mnie, Malfoy.- Ostrzegła, a gdy chciała coś jeszcze dodać, podszedł do nich Harry, który wymownie spojrzał na Ślizgona, po czym odeszli kawałek od reszty.
Herm zmarszczyła brwi. Od początku września ta dwójka dziwnie się zachowuje, jednak myślała, że chodzi o rozprawę Lucjusza Malfoy'a, lecz zaczynała myśleć, że chodzi o coś innego.
Wzruszyła ramionami, odwracając się do Matsa.
-Przynajmniej ty zlituj się dzisiaj nade mną.- powiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech.
-Nie wymagasz ode mnie zbyt wiele? Pamiętaj, że jestem Ślizgonem.- odpowiedział, również się uśmiechając. Miał nadzieję, że Draco jednak nie wygra tego zakładu, w końcu został mu już tylko miesiąc, a ich stosunki tylko odrobinę się polepszyły.
Miona wywróciła oczami. Odkąd minęły jej urodziny nie tracili ze sobą kontaktu, co ją wielce dziwiło, w końcu to byli Ślizgoni, uczniowie, z którymi zawsze miała napięte relacje. Ale kiedy na następny dzień wszyscy się obudzili w niemrawych nastrojach przez wypite dzień wcześniej trunki, spotkali się na śniadaniu, spojrzeli na siebie zdziwieni, a następnie uśmiechnęli się każdy do siebie. W końcu nie codziennie Hermiona Granger, Harry Potter, Ginevra Weasley spędzają czas z Draconem Malfo'em, Blaise'm Zabini oraz Matsem Bellem, Jednakże wszystkich pozostałych zdziwił fakt, że ci uczniowie wciąż ze sobą rozmawiają. Choć pewnie najbardziej zaciekawiona była sama Hermiona. Lecz postanowiła, że zda się na przysłowie "Cierpliwość popłaca".
Gdy chciała coś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, a profesor Crake zaprosił ich do środka.
***
-Wciąż nic?- spytał Harry, obserwując kątem oka, jak Pansy rozmawia z... Ronem, co mu się nie za bardzo podobało.
Blondyn westchnął poirytowany. Wciąż miał mu za złe tamto, co powiedział w klasie.
-Gdyby coś było, Potter, to nie sądzisz, że bym ci powiedział?- Uniósł brwi do góry. Ostatnio wszystko go irytowało. A najbardziej fakt, że z Granger stoi w miejscu. Nic, kompletnie nic się nie zmieniło od września. Tylko to, że mieli za sobą pocałunek, jednak to było częścią planu w dopieczeniu McGonagall, a nie z własnej inicjatywy.
-Dziwne... Może ten ktoś już sobie odpuścił?- mruknął zamyślony, choć wiedział, jak banalnie to brzmi.
Blondyn  posłał mu pobłażliwe spojrzenie.
-Jesteś aż taki naiwny?
-A co, mam oglądać się za każdym cieniem, który zauważę?- zapytał kąśliwie. Jemu odpowiadało spokojne życie...
-Nie, Potter. Korzystajmy z tego, oczywiście, jednak nie zapominajmy o czujności.- Wywrócił oczami. Teraz wiedział, że gdyby nie Granger, Potter w życiu nie rozwiązałby połowy tych wszystkich zagadek, na które się w przeszłości natknęli.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczyciela.
***
-Malfoy, podaj mi śledzionę nietoperza.- powiedziała monotonnie. Wspólne warzenie eliksirów stało się dla nich rutyną. Nie mogła narzekać, współpraca z tym chłopakiem była dość ciekawa ze względu na jego umiejętności, jednak wciąż, gdy tamten starał się zrobić niewłaściwy ruch zapalała się u niej czerwona żaróweczka w głowie, włączając u niej tryb dystansu.
-Magiczne słowo?- Postanowił trochę się podroczyć. Wrzucił do swojego kociołka połamane kolce róży.
-Znam cztery magiczne słowa, jednak myślę, że nie należą do tych najmilszych.- sarknęła. Nie miała humoru, a on specjalnie chciał go pogorszyć.
Ślizgon uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Ciekawe, czy wciąż tylke je będziesz pamiętała, jak bedziesz potrzebowała mojej pomocy przy Transmutacji.- rzekł mimochodem, obserwując ją kątem oka.
Hermiona prychnęła głośno. Czy ona dobrze usłyszała?
-Twoja pomoc nie będzie mi w najmniejszym stopniu potrzebna.- Posłała mu miażdżące spojrzenie, samemu sięgając po wcześniejszy składnik.
-Jesteś pewna?- Zamieszał kilka razy wielką łyżką. Pojawia mu się kolejna okazja.
-Jak nigdy.- Uśmiechnęła się krzywo, siekając w złości na drobne kawałeczki niczemu winną śledzionę. Zdawała sobie sprawę, że to przeklęte zaklęcie jest dla niej prawie niemożliwe do wykonania, ale nie miała zamiaru prosić go o pomoc.
-Zobaczymy.- Został mu miesiąc. Miesiąc, aby rozkochać w sobie Hermionę Granger. Wbrew sobie, zaczynał mieć pewne wątpliwości, czy uda mu się wygrać...
Herm chciała coś dodać, jednak przez nieuwagę dodała zły składnik, tym samym powodując wytryśnięcie kleistej mazi na jej twarz. Odchyliła trochę głowę do tyłu, zamykając oczy i zaciskając usta.
Usłyszała obok siebie głośny śmiech. Starła ręką eliksir z oczu, które rzucały w tym momencie piorunami.
-Przestań!- syknęła, patrząc na niego gniewnie.
Jednak Draco nie mógł się uspokić. Eliksir zdążył już zastygnąć, więc Gryfonka miała na twarzy pomarańczową skorupę, która tylko odsłaniała jej czekoladowe tęczówki.
-Myślę, że powinnaś udać się z tym do pani Pomfrey.- odparł w końcu, uspokajając się na chwilę.
-Dzięki, za troskę.- powiedziała słodko, powstrzymując parsknięcie na widok swojego odbicia.
-Panno Grager, wszystko w porządku?- spytał nauczyciel, obserwujący ich od dłuższego czasu.
-Oczywiście.- odpowiedziała, kopiąc kolegę z ławki w piszczel, na co tamten lekko się skrzywił.
-Chce pani wyjść do pielęgniarki?- Zrobił kilka kroków w stronę ich ławki.
-Zrobię to na przerwie.- Uśmiechnęła się lekko, choć z trudem teraz mówiła. Eliksir zaczynał również uniemożliwiać jej otwieranie ust.
-Milcząca Granger, dzięki ci Merlinie!- powiedział Malfoy, wytrzymując srogie spojrzenie dziewczyny.
Pozostali uczniowie śmiali się głośno, widząc w jakim stanie jest Hermiona Granger.
Ta w końcu zgarnęła swoje podręczniki do torby i ruszyła do drzwi, ponieważ cała twarz piekła ją niewyobrażalnie.
-Oj, Granger, ty sieroto.- powiedział do siebie, kończąc swoją pracę. Złapie ją po wyjściu od pielęgniarki.
***
Ginny czekała na przyjaciółkę pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego. Cieszyła się, że w końcu z Blaisem poznali się na tyle dobrze, że przestali już mówić to samo. Choć ten incydent powinien trochę pomóc Hermionie. Na jej miejscu nie odpuszczałaby tak prędko śledztwa... Ten pomysł z zakładem nie jest wcale taki niedorzeczny, w końcu Malfoy i ona się nienawidzili przez wiele lat, nawzajem uprzykrzając sobie życie. Jego nagła chęć polepszenia ich relacji jest z pewnością spowodowana czymś, co przyniesie mu jakieś korzyści. Jednak nie mogła odpędzić się od myśli, że skoro być może Malfoy ma jakieś nieczyste intencje co do Miony, to prawdopodobnie Zabini wobec niej...
Potrząsnęła energicznie głową. Póki co, doskonale im się rozmawiało, a przez tamten efekt uboczny przystopowali trochę, więc ich relacje są na jak najlepszej prostej. Nie spodziewała się, że w tym roku aż tak będzie kręcić się wokół Ślizgonów.
Hermiona długo nie wychodziła z tego Skrzydła Szpitalnego, dlatego też postanowiła zajrzeć do środka, aby upewnić się czy wszystko w porządku.
W środku o dziwo na żadnym z łóżek nie siedziała jej przyjaciółka.
-Hermiona?- spytała, robiąc kilka niepewnych kroków.
Nikt jej nie odpowiedział.
-Pani Pomfrey?
Gdzie one się podziewały? Szła przed siebie, zmierzając do jedynego miejsca, które przyszło jej do głowy. I się nie pomyliła.
Zobaczyła, że drzwi od gabinetu pielęgniarki są uchylone, więc podeszła do nich i zaczęła wsłuchiwać się w rozmowę, zaglądając wcześniej do środka i dostrzegając dwie czarownice, których szukała.
-Ale pani Pomfrey, naprawdę, jeśli jej pani nie może znaleźć, to nie musi pani wpisywać tej skorupy, przecież nic mi się nie stało.- przekonywała ją Hermiona z nutą zniecierpliwienia w głosie.
-Panno Granger, to jest mój obowiązek!- odpowiedziała trochę nerwowo, dlatego też Ginny przyparła do ściany. Rozmawiały o aktach Hermiony, które wciąż spoczywały pod jej łóżkiem w prywatnych komnatach.- Poza tym, to niemożliwe, aby ich nie było.- mruknęła, chyba bardziej do siebie niż do Gryfonki.
Szatynka westchnęła znużona.
-Muszę tu zostać, dopóki pani ich nie znajdzie?
-A pani przypadkiem ich nie zabrała?- Zaatakowała ją.
Serce Gin zaczęło bić trochę szybciej. Nie jest chyba w porządku, skoro McGonagall i Pomfrey tak reagują na kartotekę Hermiony. A co jeśli będą przeszukiwać dormitoria? Przecież ona i Zabini mieli nie tylko Hermiony, ale również teczkę pani Zabini...
W głowie zapaliła jej się żaróweczka, że muszą zwiększyć tempo poszukiwań.
Wychyliła lekko głowę, aby podejrzeć, jak wygląda sytuacja.
-Nie są mi potrzebne, wiem, kiedy byłam w szpitalu i kim jestem.- odparła.
Na te słowa pielęgniarka lekko zbladła, robiąc kwaśną minę jednocześnie. I na nieszczęście zauważyła rudą czuprynę w drzwiach.
-Och, panna Weasley.- powiedziała, patrząc się na nią podejrzliwie.
Ginny zarumieniła się dziko. Właśnie została przyłapana na podsłuchiwaniu o wykroczeniu, które popełniła.
-Przyszłam zobaczyć, co z Hermioną, bo długo nie wychodziła.- odpowiedziała, plącząc sobie język.
-Możesz już ją zabrać. Jakby się pojawiła jakaś wysypka, to wtedy zgłoś się do mnie ponownie.- Poinstruowała starszą z dziewczyn i spojrzała na nie tak, że w ciągu dwóch minut opuściły Skrzydło Szpitalne.
Rudowłosa miała dziwne przeczucie, że narobiła sobie tym oto sposobem jakichś problemów.
-O co chodzi tym nauczycielom.- burknęła Herm, czekając, aż schody zmienią kierunek.
-Może myślała, że wzięłaś swoją teczkę w imię akcji Powtórka z Umbridge.- Próbowała.
-Całkiem możliwe.- Wzruszyła ramionami. Dawno nic nowego nie wymyśliła. Najgorszy był fakt, że prawie w ogóle nie dostawała szlabanów, ponieważ nauczyciele ignorowali ją w stu procentach, tylko niektórzy się nad nią litowali i to rzadko, ze względu na jej wcześniejsze lata nauki. Jednak wolała nic na razie nie robić, ponieważ dopiecze McGonagall tym zaklęciem. Jeśli jej się uda...
-Cieszę się, że tego zaprzestałaś. No wiesz... Musiałabym ci dawać szlabany i odejmować punkty...- Zrobiła przejście kilku pierwszakom, którzy biegli po schodach.
Miona posłała jej miażdżące spojrzenie, schodząc szybciej po stopniach.
-Spokojnie, nie krępuj się.- Machnęła ręką.- Bo jeszcze i ciebie zwolni z tego stanowiska.- sarknęła, skręcając w ostatni korytarz, który prowadził do Wielkiej Sali, gdyż była pora obiadowa.
-Oj, Miona, myślałam, że ten temat mamy już za sobą.- jęknęła, idąc za przyjaciółką. Przecież to nie jej wina, że McGonagall tak zdecydowała...
-Ale nie wiem o co ci chodzi.- odparła niewinnie, patrząc na obrazy wiszące na ścianach.
-Akurat.- prychnęła pod nosem.- A możemy porozmawiać dzisiaj wieczorem?- spytała, gdyż coś jej się przypomniało.
Szatynka zmarszczyła czoło.
-Przykro mi, dzisiaj nie mogę. A może to poczekać do jutra?- Spojrzała na nią, zatrzymując się pod potężnymi drzwiami.
-Jutro mam patrol a do końca tego tygodnia szlabany.- powiedziała przeciągle. To bardziej Hermionie powinno zależeć, aby odbyła się ta rozmowa.
Dziewczyna westchnęła cicho. Znowu się zaczyna.
-To pogadamy w przerwie między lekcjami.- Uśmiechnęła się do niej, wchodząc do środka.
-Jak wolisz.- Wzruszyła ramionami.
***
Kończył swoją potrawkę z kurczaka, kiedy zauważył, że pewna Gryfonka pojawiła się na obiedzie. Trochę się zawiódł, kiedy zobaczył, że jej twarz już została uwolniona od pomarańczowej skorupy. Musiał przyznać, że był to dość ciekawy widok. Zauważył również, że ostatnio na lekcjach stała się bardziej rozkojarzona niż zwykle. Zastanawiał się, co jest tego przyczyną. Miał cichą nadzieję, że on jest tego powodem, lecz troche w to powątpiewał.
-Tik-tak, został ci miesiąc.- Oświadczył Blaise, który zauważył, komu się ptzyglada jego przyjaciel.
-Miesiąc w zupełności wystarcza.- odburknął.
-Jesteś pewien? Na jakim etapie jest wasza rozkwitająca miłość? Na otwieraniu jej drzwi?- parsknął w kielich, upijając duży łyk soku dyniowego.
Malfoy zmroził go wzrokiem. Przecież nie mogli od razu być niewiadomo jak daleko, skoro przez siedem lat nie pałali do siebie sympatią. Ponadto użył na niej Cruciatusa w sierpniu, aby zawyżyć sobie poprzeczkę. I tak był szczęśliwy, że ta Gryfonka rozmawia z nim w miarę normalnie i czuje się w jego towarzystwie coraz swobodniej. To już jest naprawdę dużo, bo tak naprawdę mogła dalej ciągnąć tą wojnę między nimi.
-Rozumiem, że tak się o to martwisz, bo boisz się przegranej?- spytał, odstawiając widelec.
-Sądzę, że obaj wiemy, kto będzie przegrany, Smoku. Ale miłej zabawy.- zawołał radośnie. Ostatnio coraz częściej sobie docinali. Draco cały czas miał do niego żal o tą odznakę prefekta. Ale co on mógł na to poradzić?
-Tobie również.- Posłał mu sztuczny uśmiech na odchodne, po czym opuścił Wielką Salę.
Oparł się o ścianę, czekając, aż pewna szatynka skończy swój posiłek.
Obawiał się lekko o swoją wygraną, ale był prawie pewien, że teraz, gdy oboje zachowują się jak koledzy, to prościej będzie coś wskurać, niż od razu mieliby przejść z nienawiści do pseudo miłości.
Natomiast musiał sam przed sobą przyznać, że ten miesiąc mu wystarczył, aby odrobinę przekonać się, że Granger tak naprwadę jest znośna. W miarę często rozmawiali i to nie tylko o szkole, spędzali ze sobą nawet czas po lekcjach od czasu do czasu, przekonując się do siebie nawzajem. Kto by pomyślał, że będzie  odrobinę  l u b i ł  towarzystwo Mugolaczki Hermiony Granger.
W tym samym czasie wcześniej wspomniana wyszła na korytarz.
-O, widzę, że już ci ściągnęli to coś z twarzy.- Zaczepił ją.
Dziewczyna zatrzymała się i posłała mu długie spojrzenie.
-Brakowało by ci kłótni ze mną, Malfoy.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, robiąc kilka kroków w jego stronę.
-Tak sądzisz?- Wyprostował się.
-Ja to wiem.- Uśmiechnęła się do siebie, zakładając ręce na piersiach.
-Ach, no tak, zapomniałem z kim rozmawiam.- Musi ją podejść.
Hermiona prychnęła gniewnie.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale nauczyciele mnie tutaj nienawidzą, szczególnie jedna taka, więc to przezwisko, póki co jest już nie aktualne.- Ile razy będzie jej to ktoś jeszcze wypominał.
-A faktycznie. Zapomniałem o twoim buncie, bo od jakichś dwóch tygodni jesteś taka spokojna na lekcjach, że aż wszyscy zaczęli się do tego przyzwyczajać.- powiedział powoli, obserwując jej reakcję.
-Próbujesz mnie podpuścić?- syknęła, mierząc go wzrokiem.
-Ja? Oczywiście, że nie. Po prostu jestem trochę zawiedziony...
Miona zaśmiała się cicho. Oboje wiedzieli, że to nieprawda.
-Zostało pięć dni, aby zaprezentować zaklęcie na Transmutację, więc wtedy będzie idealna okazja...- Nie zdążyła dokończyć.
-Chyba chciałaś powiedzieć OPANOWAĆ, Granger.- Parsknął. Jemu doskonale szło. Swoim zaklęciem spowodował już pojawienie się wąsów u dziewczyny, dzikich oczu, mlecznej sierści na rękach, twarzy i nogach oraz trójkątnych, dużych uszu, które zapewne służyły do nasłuchiwania. Zaś on nie miał żadnych zmian, oprócz lekkich uszczypnięć skóry, spowodowanych jej nieudolnymi próbami.
Czarownica zmróżyła gniewnie oczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej próby przetransmutowania Malfoy'a w jakieś zwierzę są dość żałosne, lecz co mogła na to poradzić? W sumie to mogła... I obawiała się, że będzie musiała.
Zrobiła zobolałą minę i spojrzała potulnym wzrokiem na Ślizgona.
-Malfoy...- zaczęła niewinnie.
-No proszę, robi się ciekawie.- Posłał jej szeroki uśmiech, obserwując zakłopotanie dziewczyny.
Miona zmrużyła lekko oczy. Zaraz i tak będzie miał idealną szansę do naśmiewania się z niej, więc teraz mógłby sobie odpuścić.
-Myślę, że jest mi potrzebna twoja...- Wzięła głęboki oddech. Trudno, Hermiono. Nie ma innego wyjścia. Zawsze muszą być jakieś poświęcenia.- Musisz mi pomóc przy tym zaklęciu.- powiedziała cicho.
-Ja nic nie muszę, Granger.
Dostrzegła wesoły błysk w jego oku, więc podniosła dumnie głowę i odparła spokojnie.
-Mógłbyś mi pomóc, Malfoy przy tym zaklęciu, abyśmy oboje mogli dokończyć to, co zaczęliśmy i zemścić się na McGonagall?- Wiedziała, że tu go miała.
Draco prychnął pod nosem. Przebiegłe zagranie, musiał to przyznać. Chyba za dużo czasu spędzali razem.
-W porządku. Dzisiaj po lekcjach na Dziedzińcu Transmutacji?
-Niech będzie.- Pokiwała głową.
-W takim razie do zobaczenia.- powiedział i ruszył w kierunku lochów, zostawiając dziewczynę samą.- Granger, gdzie twoja ostrożność.- mruknął do siebie.
***
Nie rozumiał czemu Malfoy aż tak wszystko wyolbrzymia. Powinni się cieszyć, że nic im się dziwnego póki co nie przydarzyło od ostatniego razu. Jemu zdecydowanie wystarczy problemów, więc ma zamiar korzystać z tego spokoju...
Nawet Hermiona już mu powiedziała, aby zaprzestał jakiegokolwiek śledztwa odnośnie Ognistej. Stwierdziła, że ma już na tyle informacji, że gdy będzie chciała mieć w czymś pewność, sama już sobie poradzi. Jemu to było na rękę. Nie musiał podchodzić Pansy w rozmowach, których i tak było niewiele, ponieważ tamta wciąż miała mu za złe tamtą sytuację we wrześniu. Jednak wciąż liczył na to, że jej przejdzie w końcu. Ile może coś takiego się ciągnąć?
Szedł do Skrzydła Szpitalnego, aby pani Pomfrey dała mu jakiś eliksir, bo od kilkunastu dni codziennie czuł się potwornie. Głównie kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że zaraz zaśnie na stojąco.
Był już na czwratym piętrze, kiedy usłyszał dość niespokojną rozmowę.
-Nie wiem o co ci chodzi.- syknęła jakaś dziewczyna.
Zaraz. Nie jakaś... To była Jade.
-Obie doskonale wiemy, że wiesz.
Tutaj natomiast rozpoznał... Pansy.
Schował się za ścianą tak, aby go nie zauważyły. Nigdy nie widział tych dwóch czarownic razem rozmawiających, więc coś mu tu nie pasowało. Tym bardziej, że nie za bardzo za sobą przepadały.
-Posłuchaj, Parkinson. Sądzę, że nie powinnaś wtrącać się w nie swoje sprawy.- odparła chłodno.
Im dłużej się im przysłuchiwał, tym bardziej wszystko wokół niego wirowało. Zrobił kilka głębokich wdechów.
-Moi przyjaciele, więc moje sprawy, Dawes.- warknęła zła.
-Wybacz, ale obawiam się, że i Mats i Dafne są dorośli na tyle, aby samemu decydować z kim się zadają.- Irytacja w jej głosie była na tyle wyczuwalna, że mógł się założyć, że jej spojrzenie w tym momencie nie należy do najprzyjemniejszych.
-Zadają?- Prychnęła głośno.- Myślisz, że nie widzę tego, jak Daf ostatnio boi się swojego cienia, a Mats jest w stanie jeść ci z ręki?
Usłyszał cichy śmiech Gryfonki. Oparł głowę o zimną ścianę, bo wszystkie głosy zaczęły się ze sobą zlewać.
-Po prostu jesteś zazdrosna, że twoi przyjaciele znaleźli sobie w końcu lepsze towarzsytwo. A teraz wybacz mi, jestem umówiona z Matsem.- Ostastnie zdanie wyraźnie podkreśliła.
I na tym rozmowa się skończyła. Słyszał tylko głośny stukot obcasów, lecz nie wiedział której z dziewczyn. Potem, jak przez mgłę zobaczył sylwetkę Pansy, które była coraz bliżej niego. Dalej już była tylko ciemność.
***
-Dwadzieścia minut.- Rzucił, kiedy wychodzili z klasy.- Tylko się nie spóźnij.- Dodał, na co ona tylko prychnęła.
Ostatnie schody do pokonania i będzie zaledwie kilka kroków od spokojnego i cichego Pokoju Wspólnego. Potem chwile odpocznie i pójdzie realizować część swojego planu. Dzisiejszy dzień będzie zapewne dniem kluczowym w jego zakładzie. Czekał tylko, aż Granger przyjdzie do niego po pomoc. To jedyna rzecz, za którą był wdzięczny McGonagall.
Jednak od razu, gdy znalazł się w środku wymarzonego pomieszczenia podszedł do niego Mats.
-Musimy pogadać.
-Mam za sobą osiem godzin rozmów z Granger, a czekają mnie kolejne, daj mi odpocząć.- westchnął, idąc w stronę zielonych kanap.
-Nie ma na to czasu.- powiedział, idąc za nim.
-Merlinie, co to takiego?- Wywrócił oczami, wygodnie rozkładając się na miękkich poduszkach.
-Pansy mi mówiła, że Potter jest w Skrzydle Szpitalnym.- odparł, siadając w fotelu.
-No i? Granger tam jest co chwilę.- Wzruszył ramionami.
-I to, że Pomfrey twierdzi, że to na skutek regularnego podtruwania.- sarknął.- I nie podawaj Hermiony co chwilę, jako przykład.- dodał kąśliwie, gdyż miał już dosyć oglądania tego całego przedstawienia. Ostatecznie doszedł do wniosku. że zostawi tą sprawę, nie będzie się w to mieszać.
Malfoy od razu się ożywił. Podniósł się do pozycji siedzącej. Czyli jednak ten chwilowy spokój był ciszą przed burzą. Ale skoro ktoś go regularnie podtruwał, to oznacza, że poprzez jedzenie. Więc musiał to być ktoś z Gryffindoru, bo tylko oni siedzą razem przy stole. Zmrużył oczy. Kolejne dowody, które wskazują na winę McPersowa. Jednak coś mu tu nie pasowało... Wątpił, aby ten Gryfon robił to wszystko w pojedynkę.
-Pielęgniarka to wszystko powiedziała Pansy?- spytał zdziwiony. Pomfrey ostatnimi czasy była bardzo dziwna i mówiła tyle, co nic, dlatego wątpił, aby takie rzeczy rozpowiadała na prawo i lewo.
Mats uśmiechnął się pod nosem.
-Zwariowałeś? Pansy zawiadomiła mnie patronusem i razem go zanieśliśmy. I potem Pans usłyszała trochę tego i owego...- Wzruszył ramionami. Musiał przyznać, że już sam zaczynał się w tym wszystkim gubić. Ich kolejność, którą ustalili poszła na marne, więc chyba nie ma sensu się za to zabierać od nowa. Trzeba najwyraźniej czekać.
-Mówiła ile tam zostanie?- Będą musieli potem na nowo uzupełnić te wszystkie notatki, gdy Potter wyjdzie ze Skrzydła.
-Nie. Póki co, najpierw musi odzyskać przytomność. Trucizne podawano mu od miesiąca, więc sam rozumiesz...- Tak bladego człowieka nigdy nie widział. I tak spanikowanej Pansy od bardzo długiego czasu...
-Po co wracaliśmy na ten siódmy rok...- westchnął pod nosem.
-Myślę, że dobrze byłoby teraz to wszystko od nowa przeanalizować.- Poprawił się w fotelu, spoglądając uważnie na przyjaciela. Ostatnio wszyscy mało czasu spędzali ze sobą. Draco był zajęty Hermioną, Blaise Ginny, a on sam Jade...
-Przykro mi, ale jestem już i tak spóźniony na spotkanie z Granger.- Puścił mu oko, wstając.
-Sądzę, że to ważniejsze.- odpowiedział chłodno, idąc za nim wzrokiem.
-Mylisz się. Pamiętaj, Ognista ponad wszystko.- Zaśmiał się cicho pod nosem i wyszeł z Pokoju Wspólnego. Tak naprawdę już nawet nie chodziło o te głupie skrzynki alkholu. Raczej o satysfakcję. No bo, kto by pomyślał, że Draco Malfoy kiedykolwiek będzie próbował zbliżyć się do Hermiony Granger?
***
-O, a czy to przypadkiem ja nie miałam się spóźnić?- sarknęła, wstając z ławki. Pogoda na dworze wcale nie sprzyjała takiemu siedzeniu.
-Punktualność to świetna cecha, możesz być z siebie dumna, Granger.- powiedział, kiedy wyszedł na zewnątrz. Od razu zimne powietrze zaatakowało jego twarz, która nie była niczym zakryta.- Myślę, że lepiej będzie jeśli poszukamy jakiejś pustej sali. No chyba, że chcesz marznąć.- Dodał, ignorując jej prychnięcie.
-No to chodźmy.- powiedziała beznamiętnie.
Szli przez pewien czas w ciszy. Może nawet i lepiej. Za moment i tak się nagadają.
Jednak nie specjalnie podobała jej się ta perspektywa. Owszem, spędzali ostatnio sporo czasu, co w sumie ja dziwiło, jednakże musiała przyznać, że niektóre rozmowy były ciekawe. W końcu oboje byli najmądrzejszymi uczniami z ich roku w tej szkole. Ale poza tym, droczenie się z nim weszło jej już w nawyk. I to ją trochę przerażało.
Minęli grupkę Krukonów, aż w końcu znaleźli pustą część korytarza.
-Ta jest chyba pusta.- powiedział, podchodząc do drewnianych drzwi.
-Wejdź po prostu.- westchnęła. Nawet gdyby nie była pusta, to im to jest w tym momencie obojętne.
Draco wywrócił oczami, a następnie pchnął drzwi. Faktycznie, klasa była pusta. Szybko weszli do środka i ściągnęli płaszcze, rzucając je na ławki.
Rozejrzał się. Machnął kilka razy różdżką, aby odsunąć niektóre rzeczy pod samą ścianą oraz, aby zamknąć drzwi.
Hermiona skrzywiła się, gdy usłyszała szczęk zamykanego zamka. Niepewnym krokiem ruszyła w stronę samotnego krzesełka.
Malfoy zrobił to samo. Jako że był szybszy, od razu je zajął.
Dziewczyna zacisnęła usta. Znowu będzie musiała uważać na sztuczki Malfoy'a.
-Powiedz mi, gdzie ja mam usiąść?- spytała, zakładając ręce na piersiach.
Ślizgon uniósł sugestywnie brew, na co ta się lekko zarumieniła, przypominając sobie, ile razy siedziała mu na kolanach, albo ich pocałunek w Wielkiej Sali.
Jednak szybko zrobiła pewną siebie minę i z wysoko uniesioną głową ruszyła w jego stronę.
Blondyn posłał jej triumfalny uśmiech, ale zauważył, że zamiast do niego, podeszła do ławki, która stała przed nim i ze zwycięskim spojrzeniem wdrapała się na blat, machając wesoło nogami.
-Punkt dla ciebie.- Przyznał, obserwując ją. On pierwszy nie zacznie, nie ma mowy.
Hermiona zagryzła lekko dolną wargę. Przez ostatnie dni miała dziwne wrażenie, że Malfoy zachowuje się zdecydowanie zbyt nachalnie w jej kierunku, dlatego też zawsze, gdy zostawali sami, czuła się nieco skrępowana. Wiele razy, wbrew sobie oczywiście, wspominała chwile, kiedy działały efekty uboczne tamtego eliksiru. Pokręciła lekko głową, aby odpędzić od siebie myśli.
-No to chyba lepiej będzie, jeśli weźmiemy się za to zaklęcie.- Przymknęła oczy. Chciała przestać być panną Wiem-To-Wszystko-Granger, jednak nienawidziła tego zaklęcia, gdyż po prostu go nie potrafiła.
-Wolisz zacząć od teorii czy praktyki?- Czuł, że to będzie ciekawy wieczór.
-Oboje wiemy, jak wygląda moja praktyka.- burknęła pod nosem.
Usilnie powstrzymywał kpiarski uśmieszek.
-Wiesz na czym polega to zaklęcie, prawda?
Miona poruszyła się niespokojnie. Nieszczególnie przykładała uwagę do jego regułki. Wiedziała tylko to, co kiedyś Malfoy jej powiedział...
-Noo, tak wiesz...- Zrobiła jakiś dziwny ruch rękoma w powietrzu.
-Czyli nie wiesz.- Pokręcił głową. Jak ona chciała wykonać je prawidłowo, nie zagłębiając się w nie?
-Wiem, że trzeba znać mniej więcej charakter tej osoby, inaczej wszystko na marne.- powiedziała, bawiąc się skórą przy paznokciu.
-Czyli jednak nie jest tak źle...- Nie zdążył dokończyć.
-Zastanawia mnie jednak, jakim cudem tobie się to udaje.- Spojrzała na niego uważnie. On również miał w niej utkwiony wzrok.- Przecież ty mnie nie znasz.- Dodała z naciskiem.
Draco uniósł kpiąco brew.
-Tutaj nie do końca się z tobą zgodzę, Granger.- powiedział, nachylając się do niej.- Wbrew pozorom jesteś, jak otwarta księga.
Gryfonka wyraźnie się obruszyła. Zeskoczyła na podłogę i zaczęła krążyć po sali, zbierając w głowie wszystkie informacje na temat Dracona Malfoy'a. Że niby ona jest jak otwarta księga? Chyba jednak nie, skoro wciąż nie do końca ją przetransmutował. Mimo to, on i tak był wiele kroków przed nią...
-Wszyscy wiedzą, że zawsze dążysz do wyznaczonego przez siebie celu. Jednym słowem jesteś nieznośnie uprata, o czym  w tym roku przekonałem się milion razy. Oczywiście nie zapominajmy o gryfońskiej odwadze...- Przeciągnął ostatnie zdanie. Obserwował jej poczynania. Dawno z nią nie spędzał tak czasu. Na ciekawej rozmowie tylko w dwójkę. Zauważył, że właśnie podczas takich spotkać poznawał ją najlepiej. A już kilka takich odbyli, chociażby w Hogsmead, czy wtedy, co razem pili u niego w dormitorium Ognistą Whiskey...
-Czyli wiesz o mnie tylko to, co chcę żebyś wiedział.- Prychnęła, opierając się o ścianę i mierząc go spojrzeniem.
-No nie do końca.- Odwrócił się w jej stronę.
Hermiona ściągnęła brwi w geście niezrozumienia. Jak to? Poza tym, jak to było, że on, wiedząc właśnie te podstawowe rzeczy, które wymienił, wskórał już tyle, a ona mając podobne informacje o nim nic jeszcze nie zrobiła.
-Bardzo często podczas jakichś drobnych sytuacji pokazujesz cechy, których zapewne większość nie zna.
-O, i  t y  te wszystkie cechy wyłapałeś?- zironizowała. Co za głupota.
-Nie wszystkie, bo jeszcze cię w nic nie przemieniłem. Ale, coś tam zauważyłem.- Wzruszył ramionami.
Wzbudził tym w niej ciekawość. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, wciąż zachowując bezpieczną odległość. Ich relacje były śmieszne. Raz się do siebie zbliżali, potem szybko oddalali. W sumie, to ona oddalała. Malfoy'owi nie przeszkadzało takie natrętne zachowanie w pewnych momentach.
-Czyli co, na przykład?- Nutka zainteresowania zabrzmiała w jej głosie. Czekała cały dzień, aby się dowiedzieć czegoś o tym zaklęciu...
-Na przykład, że mimo swojego zuchwalstwa, potrafisz pokazać skruchę.- Tu miał na myśli scenę, kiedy tamta wypytywała go o Carmen... Fakt, na początku był lekko zdenerwowany, jednak potem doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie ma po co, oraz że jedyną osobą, którą powinien o to wszystko obwiniać jest Lucjusz.
Herm ponownie lekko się zarumieniła, bo również przypomniała sobie tamtą sytuację. Chrząknęła cicho, aby dać mu znak, że ma mówić dalej.
-O twoim temperamencie nie będę się rozgadywał, bo go też wiele razy pokazałaś.- powiedział obojetnie, na co ona lekko się uśmiechnęła.- Zawsze musisz mieć rację.
-Bo mam.- Wtrąciła, lecz została zignorowana.
-Potrafisz przełamać swoją gryfońską godność, tak jak wtedy, gdy przyszłaś po eliksir przeciwbólowy, albo wtedy w jeziorze na Opiece Nad Magicznymi Zwierzętami.- Oboje skrzywili się na tamto wspomnienie.
Szatynka musiała przyznać, że imponowało jej trochę to, że Malfoy tak bardzo zwraca uwagę na jej zachowanie i wyciąga z niego wnioski, analizując wszystko. Zrobiła kilka kolejnych kroków, będąc oczarowaną tym, ile zdążył już zaobserwować.
Smok zaśmiał się triumfalnie w duchu. Wiedział, że tym sposobem ją podejdzie. Jednakże zdziwił się, że faktycznie, aż tyle o niej wiedział. Mimo to, nie przestawał i kontynuował.
-Często też jesteś zagubiona i rozbita. Podejrzewam, że to przez wojnę i wasz koczowniczy tryb życia oraz sytuację z twoimi rodzicami. Nie masz jeszcze poczucia stabilności w sobie.- On sam dzięki zdolnością Oklumencji i Ligilimencji oraz szkole życia, ktorej doświadczył w domu albo w szeregach Śmierciożerców ludzką naturę poznał doskonale, Dlatego też, jemu dzięki temu było prościej ukrywać swoją.
-I to wszystko daje ci jakiś obraz?- spytała zdziwiona.
Chłopak również wstał i oparł się o ławkę, na której wcześniej siedziała.
-Jak widać.- Pokiwał głową.- Oczywiście to nie wszystko, jednak te rzeczy są na pewno kluczowe.- Dziewczyna z delikatną, jednak stanowczą naturą. Ciekawe.- Zrobił kilka kroków, stając bezpośrednio przed nią. Widział, jak lekko się spięła. Zdawał sobie sprawę, że ona coś podejrzewała. To było akurat oczywiste. Jednakże nie ma zamiaru dawać jej jakichkolwiek wskazówek.
-To teraz twoja kolej.- powiedział cicho, patrząc na nią uważnie.
-Sam wiesz, że skoro mnie się nic nie udaje, to oznacza, że kompletnie nic o tobie nie wiem.- odparła, prawie mamrocząc pod nosem i robiąc krok w tył. Za blisko.
-Przecież możesz pytać. W tym jesteś świetna.- Uniósł kąciki ust do góry.- Albo zacznij od podstawowych rzeczy.- Wzruszył ramionami.
Hermiona zagryzła wewnętrzną część policzka. Musi się skoncentrować na tym, jeśli chce doprowadzić swój plan do celu. Poza tym, teraz ma okazje na odnowienie drugiego planu, którym jest podpuszczenie Malfoy'a do powiedzenia kilku słów za dużo.
-Uwierz mi, nie chcesz usłyszeć co mam do powiedzenia na temat twojego podstawowego zachowania.- sarknęła, na co on się skrzywił.
-Ależ śmiało, nie krępuj się. Bo widzę, że ostatnio coraz częściej ci się to zdarza,- Odbił zgrabnie piłeczkę. Tak, nie dało sie tego nie zauważyć. Poza tym, był ciekaw, jak ona to wszystko widziała.
Miona rozdziawiła lekko usta. Czy Malfoy właśnie powiedział, że chce posłuchać, jak ona go obraża?
No w porządku, skoro chce...
-No to, skoro chcesz posłuchać, o swojej arogancji i bezczelności i cyniźmie i zuchwałości i chłodzie, to okej, zaczynam.- Podniosła dumnie głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Teraz u niego widać było wyraźne zainteresowanie. Nie miała nigdy okazji powiedzieć mu tego wszystkiego w twarz, a skoro on sam się o to prosił, to czemu nie?
-Sam wiesz, jakim strasznym dzieckiem byłeś, Malfoy. Nienawidziłam cię. Naprwadę nienawidziłam cię, jak nikogo innego. A wiesz czemu? Bo zamieniłeś moje życie w piekło na kilka lat, tylko dlatego, że moi rodzice nie są czarodziejami. Takiego typowego arystokratycznego zachowania nigdy nie widziałam.- Dokończyła, czując lekką ulgę. Wzięła głęboki oddech.- Zawsze liczyłeś się tylko ty, nigdy nie dbałeś o innych, tylko żebyś ty wyszedł z jakiejś sytuacji obronną ręką.- Teraz spojrzała na niego nieco łagodniej.- Jednak, mimo tego kilkuletniego poniżania zachowywałeś czasem resztki ludzkiego zachowania. Nie byłeś nigdy mordercą, pomimo tego...- Wskazała brodą na jego lewe ramię. Nie potrafiła zatrzymać słów, które same płynęły z jej ust. Obawiała się tego, co będzie, gdy skończy mówić, bo wiedziała, że mówi w tym momencie trochę za dużo.- A wiem, że to wymagało wiele odwawgi. Nie wydałeś Harry'ego wtedy, w Malfoy Manor i w Pokoju Życzeń, gdy wywołaliście pożar. Nie zostawiłeś wtedy Blaise'a. [nie pamiętam dokładnie, czy w książce był tam Crabbe i Goyle, jednak zmieniam na to, że jednym z nich był Blaise, bo jednak bardziej mi tutaj pasuje:)~Dop. Aut.] Z tego co wiem, to też nie przepuściłeś okazji, aby odegrać się na Benie za kuzynkę. Więc w tym zimnym arystokracie drzemie normalny człowiek.- Zrobiła krok do przodu i podniosła oczy tak, że oboje uważnie się sobie przyglądali.- Tylko dlaczego cały czas nosisz te zimne maski, Malfoy?- szepnęła, uśmiechając się do siebie w duchu.
Draco nie przerywał jej, choć miał na to wiele razy ochotę. Przyjął na klatę te wszystkie słowa, choć wiedział, że Granger o połowie nie miała pojęcia.
-Nie dbałem nigdy tylko o siebie. Jeśli mi na kimś zależy to wtedy ta osoba liczy się bardziej niż ja- odparł cicho, zniżając trochę głowę, tym samym powodując u niej niespokojny oddech.- Wyluzuj, Granger. Jak byłaś blondynką byłaś bardziej otwarta na nowe znajomości.- Dodał triumfalnie, powodując lekkie rumieńce na jej twarzy. Ponownie.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Bąknęła, wytrzymując to, że stoją tak blisko i jego ewidentną frajdę z tej sytuacji.
-Ponieważ wymagano tego ode mnie.
-A jednak już zacząłeś robić jakieś postępy.- powiedziała hardo.
-Bo już nie jestem do tego zmuszony.
Hermiona zrozumiała, że chodziło mu zapewne o Malfoy'a Seniora. Wolała nie wnikać na jakich zasadach został wychowany.
-Czyli co, mam się spodziewać, że kiedykolwiek zobaczę cieplejszego Malfoy'a?
-Uwierz mi, widziałaś więcej, niż byś kiedykolwiek pomyślała.- Zbliżył swoją twarz jeszcze bliżej. Był ciekaw jej reakcji.
Gryfonka błądziła wzrokiem po ścianach, aby nie musieć patrzeć na chłopaka. Czemu w ogóle tu stała? Próbowała sobie przypomnieć sytuację, o których mówił. I faktycznie, były takie. To, kiedy przyszła do niego, gdy nie mogła zasnąć. Gdy kładł maść na jej polik, po uderzeniu Bena. Jak stanął w jej obronie, kiedy doszło między nią, a Benem do konfrontacji. Kiedy ją zanosił do Skrzydła Szpitalnego podczas ich szlabanu. Gdy wrócił po nią w tym jeziorze. Jego pomoc w realizacji planu niszczenia nauczycielom życia. Ten miło spędzony czas w Hogsmeade oraz wszystkie ich rozmowy bez okropnych wyzwisk. W końcu zauważyła, że rzeczywiście, Malfoy starał się pozbyć w końcu tych wszystkich złych nawyków. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem. I nareszcie była w stanie dać szanse ich przyjaźni w przyszłości.
-Dzięki, Malfoy. Sądzę, że pomogłeś mi wystarczająco.- odpowiedziała miękko. Czuła się na siłach w tym zaklęciu.
-Chcesz je teraz sprawdzić?- spytał, wiedziąc, że wygrał dzisiejszy wieczór.
-Zostawię to na jutrzejszy wielki finał.- zaśmiała się cicho. Zauważyła, że za oknem było już ciemno, więc uznała, że najwyższy czas wracać do swojego dormitorium,- Do jutra, Malfoy.- powiedziała i już się od niego odsunęła, kiedy jakiś głupi impuls kazał jej się cofnąć. Wzięła głęboki oddech, po czym pocałowała go szybko w polik. Gdy była już przy drzwiach, które przed chwilą otworzył, rzuciła na odchodne:
-Miłego wieczoru, kędziorku.- I szybko wyszła.
-Oj, Granger, coraz bardziej przepadasz.- mruknął do siebie, zbierając swoje rzeczy z uśmiechem na twarzy. Mats miał rację. Najlepszą zagrywką na Hermionę Granger jest szczera rozmowa.
***
Następne dni miajły w miarę normalnie. Herm oraz Draco przeprowadzili jeszcze pare rozmów, jednak już dużo lżejszych, głownie składających się z różnych opowieści. Ona mówiła mu, co robili, podczas słynnych wyczynów Golden Trio, on natomiast opowiadał historie o nim, Zabinim, Matsie i Pansy. Zdarzyło mu się też raz opowiedzieć coś o wojnie od drugiej strony.
Gryfonka również dowiedziała się, co przydarzyło się Harry'emu. Była u niego w Skrzydle, jednak wciąż się nie obudził, czym wszyscy się martwili. Szczególnie zwracała uwagę na zaniepokojoną Pansy...
Oprócz tego kilka razy przyłapała Ginny i Blaise'a na tajemniczych rozmowach, które natychmiast cichły, gdy pojawiała się obok.
Nadszedł w końcu piątek.
-Ginny, pójdziesz dzisiaj po lekcjach ze mną do Harry'ego? Pomfery mówiła, że dzisiaj powinien się obudzić, bo organizm został prawie całkowicie odtruty.- zagadnęła przyjaciółkę, gdy szły korytarzem.
-Nie wiem, czy nie będę musiała iść do McGonagall...- Próbowała się wymigać, a funkcja Prefekta Naczelnego świetnie jej w tym pomagała. Póki co, nie miała ochoty pokazywać się pielęgniarce. Nie, dopóki ma dwa zaginione akta u siebie w dormitorium. Swoją drogą, coraz bardziej zastanawiała się, czy nie powiedzieć Zabiniemu o tamtej laleczce...
-Okej, rozumiem.- burknęła, robiąc przejście innym uczniom.
-Nie gniewaj się na mnie. Dobrze wiesz, że nie mam na to wpływu.- Dodała na swoje usprawiedliwienie, choć wiedziała, jak to mija się z prawdą.
-W porządku.- Wzruszyła ramionami. Jeśli tak ma być zawsze, to zapowiada się świetny rok.
-A jak zaklęcie na Transmutację?- zagadała, patrząc na nią z zaciekawieniem.
Na usta starszej Gryfonki wkradł się leniwy uśmiech.
-Okaże się.
-Jak to?- spytała zdziwona.- Nie próbowaliście jeszcze się transmutować?- Stara Hermiona nigdy by się tak nie zachowała.
-Nie.- Pokręciła głową.- Postanowiliśmy zrobić dzisiaj wielkie widowisko.- Zaśmiała się cicho, kierując się do Wielkiej Sali na lunch.
-Jeśli wam się uda.- powiedziała, przekomarzając się.
-Zawsze mi się udaje.- powiedziała poważnie, po czym obie wybuchnęły perlistym śmiechem. Już nie mogła się doczekać.
Były już pod drzwiami i chciały je otworzyć, gdy ktoś po drugiej stronie je uprzedził.
Zobaczyły Matsa z Jade, którzy trzymali się za ręcę. Obie stanęły, jak wryte.
-O, cześć.- Przywitał się jak gdyby nigdy nic. Pierwszy raz w sumie pokazali się przy wszystkich razem, więc nie zdziwiła go reakcja tych Gryfonek.
Obie chciały coś odpowiedzieć, jednak języki odmawiały im posłuszeństwa. Jak to Mats jest w bliższych relacjach z...
-Jade, to ty?- spytała Ruda, robiąc krok  do przodu, aby móc bliżej się jej przyjrzeć.
-A nie widać?- odparła beznamiętnie z uroczym uśmiechem.
-No nie bardzo właśnie.- Dodała Hermiona, mrużąc oczy. Już raz ją widziała w takim stanie.
Ślizgon patrzył się na nie nieco zdezorientowany.
-O co wam chodzi?- spytała lekko zirytowana.- Chodźmy, bo blokujemy przejście.- Zwróciła się do szatyna, ciągnąc go za sobą.
Dziewczyny stały tak jeszcze przez chwile, po czym w końcu obie weszły do środka.
-Czy mi się wydawało, czy Jade nie wyglądała, jak Jade?- zapytała Ruda, siadając przy stole.
-Nie wydawało... Ale... Gdzie w tym wszystkim sens?- Uniosła brwi i nalała sobie soku dyniowego do pucharka.
-Może chciała odświeżyć swój wygląd?- Nadziała na widelec jakieś warzywa.- No wiesz...- Zaczęła je gryźć.- Dziewczyny czasem tak robią. Farbują włosy i w ogóle.- Wymachiwała widelcem, gestykulując, na co szatynka się lekko skrzywiła.
-Tyle że ona się nie przefarbowała. Miała trochę inne rysy twarzy, sylwetkę, oczy... To chore.- Skończyła, nakładając sobie porcję szarlotki.
-Jade zawsze nie była do końca normalna.- Wzruszyła ramionami.
-W każdym razie, lepiej jej unikać na razie.- mruknęła Miona, obserwując przybycie dwóch Ślizgonów.- A jak między tobą, a Blaisem?- spytała, gdy połknęła kawałek ciasta.
-Po staremu... Nasze relacje są...- Zrobiła kilka dziwnych ruchów rękoma.- No wiesz, inne niż, na przykład miałam z Harry'm. Ale jest okej.- Pokiwała głową, upijając duży łyk czarnej kawy.
-To chyba dobrze, prawda?- Spytała miękko.
-Chyba tak.- Wzruszyła ramionami. Za dużo się nie zmieniło. Kiedy w końcu przestali mówić to samo, ich relacje stały się nieco przyjemniejsze.- A ja zauważyłam, że coraz więcej czasu spędzasz z Malfoy'em.- Zmarszczyła nos, patrząc na przyjaciółkę z uwagą.
-Wydaje ci się.- Machnęła ręką, błądząc wzrokiem po innych uczniach.
-Mam nadzieję, Miona, że pamiętasz o tym, co ci mówiłam, gdy Zabini mówił to, co ja.- Popatrzyła na nią. Cieszyła się, że Herm i Malfoy nie skakali sobie już do gardeł, jednak na pewno rozsądniejsze będzie trzymać go na dystans.
-Oczywiście, że tak, ale o co ty mnie posądzasz, Gin.- Obruszyła się. Okej, nie darli kotów, rozmawiali, spotykali się czasem po lekcjach, żeby pogadać, ale bez przesady, jeszcze na głowę nie upadła. Kto w ogóle przy zdrowych zmysłach mógł coś takiego pomyśleć?
-Tak tylko mówię.- Uniosła ręcę w geście obronnych, uśmiechając się szeroko.
-Takie żarty, Ginny, są niesmaczne.- Skarciła ją, po czym obie parsknęły głośno śmiechem.
-Ale wiesz, wtedy, gdy się całowaliście przy stole Slytherinu, wygladało to bardzo realnie.- Dodała wesoło, zgarniając przy tym złowrogie spojrzenie od przyjaciółki.
***
-I jak, sprostaliście wyzwaniu?- spytał Blaise, kiedy stali już pod klasą od Transmutacji.
-Tak mi się wydaje.- odparł wymijająco.
-Merlinie, a ty wciąż jesteś obrażony o tą odznakę? Nie chciałem jej, Draco, ale to wy się przyczyniliście do tego, że już nie jesteście Prefektami Naczelnymi.- odpowiedział zdenerwowany. Ile czasu jeszcze Malfoy ma zamiar stroić fochy, jak mała dziewczynka?
-Jaką odznakę, o co ci chodzi, Diable.- Włożył ręce do kieszeni. W sumie sam nie wiedział o co, ale był trochę zły na przyjaciela. No cóż, chyba tamten eliksir wciąż zostawił w nim jakieś resztki charakteru Granger.
-To może zaczniesz w końcu ze mną normalnie rozmawiać, co?- Spojrzał na niego gniewnie.
-Zacznę, jak będziemy w ogóle rozmawiać.- O, chyba właśnie o to. Nowością było dla niego to, że Blaise poświęcał uwagę jakiejś dziewczynie dłużej niż kilka dni.
-No proszę cię.- Parsknął głośno.- Obaj jesteśmy skupieni na jakichś Gryfonkach, więc o to nie powinieneś mieć żadnych pretensji. W ogóle nie powinieneś mieć żadnych pretensji.
-Tyle że ja robię to w interesie, który obaj znamy. A ty i Weasley? Co wy cały czas knujecie?- Posłał mu przenikliwe spojrzenie. Chyba każdy już zauważył dziwne zachowanie tej dwójki.
-My? A co my mielibyśmy knuć?- Spiął się lekko. Jednak prawdą jest, że przyjaciele znają nas czasem lepiej niż my sami...
-Tego nie wiem, więc się pytam.
-Masz jakieś urojenia, Smoku.- Pokręcił przecząco głową. Gdzie ta nauczycielka?- A jak ci idzie zakład?- Spojrzał zaciekawiony.
-Doskonale- odpowiedział, wywołując skrzywienie się przyjaciela.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczycielki.
***
-Nadszedł dzień zaliczenia zaklęcia transmutacji. Z tego, co widziałam na lekcjach, niewielu się udawało wskórać cokolwiek, jednak może się mylę...
Hermiona mogłaby przysiąc, że nauczycielka, gdy to mówiła, patrzyła prosto na nią.
Oj, zdziwisz się, McGonagall.
-Mam nadzieję, że nie zawalisz tego, Granger.- Usłyszała obok siebie.
Spojrzała na niego, mrużąc oczy. Oboje byli pewni, że im się uda, jednak ona wbrew sobie odczuwała lekki niepokój.
-Nadzieja matką głupich, Mal... A nie, w sumie, nieważne.- Machnęła ręką, cicho chichocząc, czując na sobie pobłażliwy wzrok chłopaka.
-To kto pierwszy?- Skończyła dyrektorka, omiatając wzrokiem klasę. Zatrzymała go na pewnej parze.
-My możemy!- Zawołała Ginny, wywabiając przyjaciółkę.
-W porządku, panno Weasley.- odpowiedziała ciepło.
Gin i Blaise wyszli na środek klasy, a za nimi cała reszta, aby już się ustawić i czekać na swoją kolej.
-Obstawiam, że Ruda zmieni się w lisa- szepnęła do Ślizgona.
-Zakład stoi, o co?- Też tak myślał, lecz chciał dać jej jakąs satysfakcję z wygranej. W końcu on wygra kiedy indziej.
-Coś wymyślę.- Puściła mu oko.
-Pilosus!- powiedziała głośno i wyraźnie Ginny, kierując w Zabiniego różdżką. Strumień światła z zawrotną prędkością poleciał w stronę chłopaka, uderzając go prosto w tors.
Blaise syknął cicho. Wszyscy na niego spojrzeli i wydali z siebie ciche dźwięki aprobaty. U tego bruneta pojawiła miedziana sierść, długi ogon i dziekie oczy. Również skurczył się trochę. Jednak to tyle.
-Cóż, samo zaklęcie jest bardzo trudne, a tu proszę. Jeszcze trochę ćwiczeń i na pewno by się pani udało, panno Weasley.- Pochwaliła ją, przywracając Diabła do swojej pierwotnej postaci.
Teraz Ginny została trafiona zaklęciem. I oczywiście pojawił się u niej puszysty, rudy ogon, małe, trójkątne uszy, oczywiście rude, i bustre spojrzenie.
-Wygrałam.- powiedziała triumfalnie Herm, na co blondyn uniósł lekko kąciki ust ku górze.
-Zgarniacie oboje po pięć punktów dla swoich domów.
I tak minęło jeszcze kilka par, jednak większości się to kompletnie nie udało. W końcu Gryfonka już nie wytrzymała i ich zgłosiła.
Minerva przybrała srogi wyraz twarzy, bacznie obserwując tę dwójkę. Do tego zaklęcia niezbędna jest  znajomość drugiej osoby, więc wątpiła, aby coś im wyszło. Doskonale.
-Powodzenia.- Powiedzieli do siebie, po czym stanęli naprzeciwko siebie.
-Kto pierwszy?- spytała beznamiętnie nauczycielka.
-Ja.- odpowiedział Malfoy.
-Proszę.- odpowiedziała z nutką ironii.
Draco skupił w głowie wszystkie informacje na temat tej małej Gryfonki. Musiał się postarać. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym, najspokojniej jak potrafił, wypowiedział formułkę.
-Pilosus.
Wstrzymał na chwilę oddech. Gdy zaklęcie ugodziło Granger, chciał się głośno zaśmiać w twarz nauczycielce. W pełni ją przetransmutował.
Na środku klasy stała lwica z mleczną sierścią, żółtymi, bystrymi oczami, które patrzyły na wszystkich wkoło.
Każdy wydał z siebie westchnienie uznania. Nie było się do czego doczepić. Jej potężne łapy zrobiły pare kroków do przodu, a gdy łeb skierowała w stronę wychowanki Gryffindoru, wydała z siebie potężny ryk. Malfoy uśmiechnął się szeroko do siebie, a potem do niej. Teraz miał tylko nadzieję, że i jej się uda. Cóż, nie spodziewał się lwicy. No, może nie w stu procentach. W końcu, jak sam powiedział. Była lojalna, odważna, zazwyczaj to jej zawdzięczano funkcjonowanie grupy, umiała ustąpić dla większego dobra.
McGonagall bez słowa przywróciła dziewczynie jej prawdziwą postać. Zacisnęła usta tak mocno, że nie było ich wcale widać.
-Godryku, to było rewelacyjne!- zawołała, podnosząc się z podłogi.
-Teraz pani kolej, panno Granger.- sarknęła, Malfoy'owi może i się udało, natomiast widziała, jak wyglądały wszelkie starania dziewczyny.
Miona szybko się ogarnęła, po czym wróciła na swoje miejsce.
Tym razem to ona zbierała w głowie wszelkie możliwe informacje, wspomnienia, wzmianki o Malfoy'u, przypominając sobie ich rozmowę w pustej sali. Bardziej poznać się go chyba nie dało... Wiedziała już, czemu taki był, jaki potrafi być i jaki jest. Jeśli mimo tego jej nie wyjdzie, to oznaczać będzie, że w końcu ktoś wynalazł zaklęcie, z którym Hermiona Granger sobie nie poradzi.
-Panno Granger, nie mamy całego dnia.- Ponaglała ją specjalnie, aby ją zdekoncentrować.
Dziewczyna prychnęła cicho.
Wzięła głęboki oddech, kierując w Ślizgona różdżką.
-Pilosus.- powiedziała, patrząc, jak promień z różdżki leci w kierunku blondyna.
~**~
Cześć. Tak, jak mówiłam, rozdział dodaję zgodnie z zapowiedzią. Nie jest na tyle długi, ile miał być, jednak nie spodziewałam się zbyt wiele. Musiałam jeden taki napisać na rozgrzewkę. Mam nadzieję, że ktoś mimo wszystko czekał. Jeśli nie, trudno, sama sobie jestem winna, jednak i tak będę tutaj kończyła tą historię. Następne rozdziały będą dłuższe, aby rozkręcić akcję, choć mam nadzieję, że mimo braku humoru w tym rozdziale nie zawiódł on was jakoś bardzo. No cóż, przepraszam to za mało, jednak jest mi bardzo przykro z tego powodu, że tak to wszystko zaniedbałam... Przeszłości nie zmienię, mimo to, mogę to tylko naprawić:) Rozdziały będą się pojawiały na pewno raz w tygodniu, jeśli będę miała więcej czasu, zdarzyć się może, że dwa, aczkolwiek szanse na to są bardzo mało, ze względu na naukę w szkole średniej, której jest mnóstwo. No dobrze, ja już was nie zatrzymuję. Do usłyszenia w następnym rozdziale:)