niedziela, 24 listopada 2013

27. (Nie)miła niespodzianka

No hej :*
Rozdział, a nie miniaturka. Straciłam na razie wene do tej miniaturki ;-; niby ją dokończyłam, ale gdy to przeczytałam, to stwierdziłam, że to jest tak beznadziejne, że aż wyrwałam kartki i wyrzuciłam. Nie chcę się z wami dzielić niczym badziewnym. Nic na siłę ;/ Kiedyś na pewno się pojawi, ale nie wiem kiedy. W każdym razie łapcie rozdział :D Zapraszam do czytania 
***
Zastanawiała się gdzie jest. Wszędzie panowała ciemność. Rozejrzała się dookoła, wytężyła wzrok, jednak to nic nie dało. Chociaż... Nie! Tam coś jest.
Hermiona niepewnym ruchem ruszyła w stronę migoczącego się punktu i ze zdziwieniem odkryła, że to jasny snop światła, który wydobywał się z... różdżki. Przymrużyła oczy, aby lepiej widzieć i zobaczyła kobietę, ubraną w długą, zieloną szatę, o długich kasztanowych lokach.
-Em... przepraszam, wie pani może gdzie jesteśmy?- spytała zdezorientowana. Jakim cudem się tu znalazła?
Ta tylko na nią spojrzała i uśmiechnęła się lekko pod nosem, po czym odwróciła wzrok i ruszyła przed siebie.
Co tu się dzieje?
Miona nie myśląc ani chwili dłużej, podążyła śladami czarownicy. Ona zawsze dostaje odpowiedzi na pytania! Kiedy się z nią zrównała, to ponownie zaczęła rozmowę.
-Wie pani gdzie jesteśmy?- spytała, tyle że teraz już o wiele pewniej.
-Wiedziałam, że za mną pójdziesz. Ale co się dziwić, to przecież jedna z cech twojego charakteru- powiedziała nieznajoma kobieta, ponownie na nią spoglądając.
Gryfonke zamurowało. Co to zdanie miało oznaczać?
-Nie rozumiem- pokręciła głową. Czy tak trudno jest odpowiedzieć na proste pytanie?
-Niedługo się dowiesz- odpowiedziała z tajemniczym błyskiem w oku.
Herm przyjrzała jej się uważnie. Czy jest sens pytać tą kobietę o coś jeszcze, skoro- jak zauważyła- nie ma w zwyczaju odpowiadać na pytania.
-Chyba już pójdę- mruknęła pod nosem uczennica. Tylko, że najpierw musiała się dowiedzieć gdzie jest, aby się stąd wydostać.
Ta wypowiedź nie wywołała żadnych emocji u nieznajomej. Nic nierozumiejąca Gryfonka ruszyła w przeciwną stronę, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Im szła dalej, tym było ciemniej. No tak, nie miała przy sobie różdżki. Cholera.
-Uważaj na siebie, bo nie każdy jest szczery wobec ciebie- usłyszała jeszcze za sobą.
Kiedy się odwróciła, kobiety już nie było. Ponownie znajdowała się w kompletnej pustce. Nagle poczuła, że robi jej się słabo. Czuła, że upada. Usłyszała jeszcze drwiący śmiech.
Dziewczyna z cichym krzykiem gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła, że strasznie szybko bije jej serce. Rozejrzała się wkoło i zobaczyła znajome rzędy białych łóżek, białe ściany, jednym słowem jej oczy zostały zaatakowane przez przerażającą biel.
-Już chyba wolałam te ciemności- mruknęła i położyła się z powrotem na łóżku.
Czy to możliwe, że tak szybko ją znaleźli i przenieśli do Skrzydła Szpitalnego? Gdzie ona w ogóle wcześniej była? Musi zawołać panią Pomfrey.
-Herm, obudziłaś się!- Usłyszała obok swojego ucha i szybko spojrzała w tamtą stronę.
Jej czekoladowe tęczówki spotkały się z intensywnie zielonymi.
Harry.
-Długo tu leże?- spytała i podparła się na łokciu.
-Od wczoraj. Dzisiaj niedziela- odpowiedział i spojrzał na nią z troską.
-Spotkaliście tą kobietę, jak mnie znaleźliście?- spytała.
Potter spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Jaką kobietę, Hermiona?- Przyjrzał jej się uważnie.
-Jak to jaką? No tą, co tam była- odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Teraz to była pewna, że jej przyjaciel kompletnie nie wie o co chodzi, ponieważ na jego czole pojawiła się mała zmarszczka.
-Nie było tam żadnej kobiety.
-Powiedz mi, jak ja się tu znalazłam- poprosiła. Może to przynajmniej jej coś wyjaśni.
-Em. Malfoy cię tu wczoraj przyniósł, bo zemdlałaś w bibliotece, na waszym szlabanie. Nie pamiętasz?- Dodał, kiedy zauważył ogromne zdziwienie na twarzy swojej przyjaciółki.
-Nie- szepnęła.- Najwidoczniej mi się to przyśniło- mruknęła. W takim razie to był najdziwniejszy sen w całym jej życiu.
-Może chcesz się jeszcze zdrzemnąć? Jeśli tak, to wyjdę- powiedział chłopak i już wstawał, kiedy drobna ręka zacisnęła się na jego nadgarstku.
-W porządku. Zostań. Spałam wystarczająco- uśmiechnęła się i usiadła po turecku.
Zauważyła, że Wybraniec jest wyraźnie przygnębiony. Dawno go takiego nie widziała.
-Coś się stało, Harry?- spytała i uniosła lekko brew do góry.
Gryfon się zawahał, jednak po chwili uśmiechnął się lekko, co mu troszeczkę nie wyszło i odpowiedział:
-Nie- powiedział przeciągle.
Dziewczyna zmrużyła oczy i powiedziała tylko:
-Kłamiesz.
Brunet westchnął cicho, ale postanowił odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
-Zacząłem rozmawiać z Pansy o tym głupim słowie.
-I co?- spytała z nadzieją.
-Nic. Nie odezwie się do mnie prawdopodobnie do końca życia.
-O.- Nie chciała przecież, żeby ta rozmowa wpłynęła jakoś na relacje Parkinson i Harry'ego.
-W każdym razie przez pewien czas trzymaj się od niej z daleka- spróbował zażartować, jednak w jego oczach błysnął ból, który starał się ukryć.
Hermione zaatakowały wyrzuty sumienia. Przecież ona chciała dobrze. I dlaczego ma się trzymać z daleka od tej Ślizgonki?
Jednak kiedy chciała spytać o coś więcej, to w sali pojawiła się pielęgniarka.
-Panie Potter, przecież mówiłam, że ma pan tu nie wchodzić- warknęła.
-Już idę- odpowiedział zrezygnowany, przytulił dziewczynę na pożegnanie, po czym wyszedł, posyłając nie miłe spojrzenie czarownicy.
-Jak się pani czuje, panno Granger?- spytała.
Miona zauważyła, że kobieta jest wyraźnie zestresowana. Coś dziwnego dzieje się w tej szkole.
-Dobrze. Kiedy będę mogła wyjść?- zapytała. Musi porozmawiać koniecznie z Malfoy'em.
-Dzisiaj- odpowiedziała szybko, a kiedy zdała sobie sprawę, z tego jak zabrzmiała jej odpowiedź, zdenerwowała się jeszcze bardziej.
-Eee, pani Pomfrey, wszystko w porządku?- spytała ostrożnie. Wie, że nie powinno ją to w ogóle interesować, jednak ciekawość zawsze zwycięża.
Pielęgniarka nic nie odpowiedziała, tylko wzięła dokumenty Hermiony (tak, nie pomyliłam się :3 Patrz, akapit z Ginny, gdy myśli o TYCH dokumentach ~dop. Aut.) i coś w nich zapisała.
-Proszę wyciągnąć lewą rękę, panno Granger- rozkazała kobieta i podeszła do łóżka Gryfonki.
Herm posłusznie wykonała polecenie i z obrzydzeniem spojrzała na bliznę, którą sprawiła jej Bellatriks.
Starsza czarownica dokładnie obejrzała rękę szatynki, a gdy jej wzrok spoczął w okolicach ramienia, Poppy zbladła i zacisnęła mocno usta.
-Może pani już iść- oznajmiła twardym głosem.
-Słucham?- spytała oniemiała Miona.
-Jest pani już wolna. Do widzenia- rzekła i szybkim krokiem ruszyła do swojego gabinetu.
Czekoladowooka usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami i stwierdziła, że najwyższy czas stąd wyjść.
-Muszę znaleźć Malfoy'a- powiedziała sama do siebie i opuściła Skrzydło Szpitalne.
***
Co to ma znaczyć? Te żarty wcale nie są śmieszne. "Diabeł tkwi w szczegółach", o co może chodzić? Dlaczego słowo Diabeł było wyróżnione? Przecież to nie Blaise zabrał tą teczkę, bo tylko jakaś dziewczyna może wejść do dormitorium Gryfonek. Co tu się dzieje w tej szkole? Przez to rozwiązywanie zagadek nie miała czasu odwiedzić przyjaciółki w Skrzydle Szpitalnym. Wracając do tej przerażającej laleczki.
W sumie to nie ma pewności, że to właśnie ją przedstawia. To po prostu jakaś dziewczyna z długimi, rudymi włosami i bursztynowymi oczami. To może być każdy... Ginny, idiotko nie oszukuj się. To było w twoim dormitorium, pod twoją poduszką. To na pewno ty. Ale jak, kto? Przecież dzieliła pokój z Parvati, Emily, Sophie i Fay. Żadna z nich nie ma jej nic za złe. Ale to nie musiała być przecież osoba z jej rocznika. Wystarczyło, że to dziewczyna.
Gin obracała w ręce tę przerażającą laleczkę. Co ona miała oznaczać? Ostrzeżenie, że ma przestać poszukiwać jakichkolwiek informacji o Jean Zabini? Przestroga, że ma uważać na Blaise'a? Czy tylko jakiś głupi żart?
Zrezygnowana zeszła do Pokoju Wspólnego. Było już południe, więc było dosyć tłoczno. Będzie mogła przyjrzeć się kilku osobom, aby odszukać osobę, która postanowiła namieszać jej w głowie, żeby potem zostać bezdusznie skrzywdzonym przez rudowłosą dziewczynę.
Wszyscy wyglądali normalnie. Nikt nie miał zlęknionego wyrazu twarzy. Przed kominkiem siedziała Parvati z Danielem, którzy wesoło rozmawiali, trochę dalej siedziała Fay i czytała jakąś książkę, a jej przyjaciółka- Hanna- starała jej się to utrudnić. Pod oknem zajmowały miejsce jakieś trzecioroczne Gryfonki głośno się śmiejące. Z dormitorium chłopców wychodziła zarumieniona lekko Emily. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Zrezygnowana chciała wyjść, aby udać się do dormitorium Blaise'a- może on coś wymyśli- jednak została potrącona przez kogoś, tak mocno, że aż niebezpiecznie się zachwiała.
Zła spojrzała na tą osobę i warknęła w jej kierunku:
-Dawes, uważaj jak chodzisz!
Jade odwróciła się w jej stronę i spojrzała na nią kpiącym wzrokiem.
-Coś nie wyspałaś się, Weasley. Zbyt dużo myśli?- spytała z drwinom i ruszyła dalej, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
-Szmata- burknęła pod nosem i wyszła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
Po pewnym czasie znajdowała się już pod kamienną ścianą w lochach. Tym razem miała szczęście i ktoś wychodził z Pokoju Wspólnego Slytherinu, więc nie musiała czekać, aż ktoś łaskawie będzie chciał ją wpuścić.
-Z drogi, Greengrass- warknęła i chciała już wejść do środka, jednak owa dziewczyna jej to uniemożliwiła.
-Weasley. Nie wiem czy wiesz, ale to jest wejście do królestwa Slytherinu. Czyli osób czystej krwi. Czego taka wieśniara, jak ty może tam szukać?- zapytała z ironią. Jakie one z Dawes są podobne do siebie.
W Gin się zagotowało, ale nie miała zamiaru wdawać się w jakąkolwiek dyskusję z tą zdzirą, dlatego wzięła głęboki wdech na uspokojenie.
-Przesuniesz się sama, czy mam ci pomóc? Ale wtedy to nie będzie miłe- Ruda posłała jej miażdżące spojrzenie.
-Aaa, że niby miałam się przestraszyć?- Uderzyła się w czoło i zaśmiała się drwiąco.
Spokojnie Ginny. Opanuj się. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i... W nosie to mam! Dostanie za swoje. W końcu nazywam się Ginevra Molly Weasley!
Gryfonka wyciągnęła z kieszeni różdżkę i machnęła nią krótko w stronę Ślizgonki. Chciała przejść dalej, jednak zobaczyła, że Astoria stoi cały czas w miejscu i nic a nic jej się nie stało. Co więcej, sama trzymała różdżkę w ręce.
Zapowiada się ciekawie.
-Zdziwiona?- zapytała, po czym ona również machnęła różdżką  w stronę dziewczyny.
Zaklęcia latały we wszystkie strony. Jak zwykle nie było śladu po którymkolwiek z nauczycieli.
-Levicorpus- warknęła Ruda, jednak to zaklęcie również nie trafiło w szatynkę.- Co jest?- mruknęła pod nosem.
-Sanguinem Maledicta- wyrecytowała Ślizgonka.
Zdziwiona Ginny nawet nie zrobiła uniku. Co to za zaklęcie? Nie mogła nawet unieść różdżki. Coś jej  n i e  p o z w a l a ł o.
-Co tu się dzieje?- Usłyszała za sobą głos i w ostatniej chwili zobaczyła, jak pomarańczowe światło zostało odbite, a lekko przestraszona Astoria wyminęła szybko tą dwójkę i zniknęła za korytarzem.
-Wszystko gra, Wiewiórka?- spytał z troską (!) Zabini.
-Tak. Chyba- odpowiedziała zdziwiona. Co tu się przed chwilą zdarzyło?
-Nie trafiła cię tym zaklęciem?- ponownie spytał ciemnoskóry chłopak.
-Mówię, że jest okey. Co to za zaklęcie?- Teraz to ona zaczęła zadawać pytania.
Chłopak rozejrzał się wkoło i szepnął do Gryfonki.
-Czarnomagiczne. Chodź do środka- zarządził, chwycił Rudą za rękę i zniknął z nią w środku kamiennej ściany.
~
-No więc. Co to było za zaklęcie?- spytała i złożyła ręce na piersiach.
-Mówiłem już. Czarnomagiczne. Śmierciożercy się nim posługiwali- starał się urwać temat.
-Tego sama się domyśliłam. Ale co ono robi?- Nie da mu tak łatwo spokoju.
Blaise spojrzał na nią i odpowiedział innym tonem niż zwykle.
-Uwierz mi Ginny, nie chcesz wiedzieć.
I tu ją zamurowało. Jest aż tak źle? To w takim razie po cholerę rzucała w nią takim czymś? Przecież rozumie, że można się pokłócić z kimś, ale żeby takie zaklęcia?
-Cóż cię tu sprowadza? Bo chyba się nie stęskniłaś- zmienił temat.
Gin zacisnęła swoje wąskie usta i myślała, jak złożyć sensownie słowa. Po chwili się odezwała.
-Chodzi o te akta. Nie ma ich u mnie. Ale jest jeszcze coś...- urwała na chwilę. Jak mu powiedzieć o tej dziwnej wiadomości?
-Coś, czyli?- zachęcił ją gestem ręki, aby kontynuowała.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i kontynuowała.
-Ktoś postanowił zostawić po sobie ślad i zostawił mi tę kartkę- powiedziała i wyciągnęła ją z kieszeni, po czym podała ją Ślizgonowi.
Zabini szybko ją przeczytał i oddał z powrotem Wiewiórce. Czyli, że nie tylko Draco dostał takie coś.
-Przy czym ją znalazłaś?- spytał.
-Skąd...- zaczęła, ale nie dokończyła.
-Smok dostał coś podobnego. On miał ją przy różdżce. A ty?- Wlepił w nią pytające spojrzenie.
Powiedzieć mu, czy nie?
-Przy niczym. Po prostu miałam ją pod poduszką- odparła w końcu i przygryzła lekko wewnętrzną część policzka.
-Na pewno?
-Przecież mówię, że tak- warknęła.
-W porządku- chłopak skinął głową.
Przez chwilę panowała cisza. On coś wie. Nie uwierzył jej. Cały czas wpatrywał się w nią, jakby miała na czole napis "KŁAMCZUCHA". Po prostu nie chce mu zawracać głowy. Pewnie ktoś robi sobie jakieś nie śmieszne żarty. Jej i Malfoy' owi. To dziwne, ale nie wszyscy w Hogwarcie są zdrowi na umyśle.
-Pójdę już. Cześć- rzuciła przez ramię i opuściła dormitorium chłopaka.
-Cześć- odpowiedział Zabini i usiadł na łóżku.
***
Następnego dnia wszyscy z siódmego rocznika stali pod klasą od Obrony Przed Czarną Magią i czekali na nauczycielkę, która się już długo spóźniała.
Mats stał obok Pansy i próbował ją przekonać, aby nie dokonywała mordu na niczemu winnej Hermionie.
-Pans, serio daj spokój. Zobaczysz, że to wszystko się wyjaśni- przekonywał ją.
Brunetka spojrzała na niego, jak na jakiegoś idiotę, po czym odpowiedziała, mając wzrok wciąć utkwiony w kasztanowowłosej Gryfonce, która rozmawiała z Prefektem Naczelnym.
-Wyjaśni, jak z nią porozmawiam. Niekoniecznie po dobroci, ale to szczegół- syknęła i już chciała iść w kierunku Herm, jednak Bell był szybszy i złapał ją w pasie.
-Nigdzie nie idziesz. Już dosyć mam problemów.
Ślizgonka wyrwała mu się i spojrzała na niego smutnym, ale zarazem zawziętym wzrokiem.
-A jeśli Victoria wykręciła by tobie taki numer, to stałbyś spokojnie?- spytała z determinacją.
-Na pewno nie miałbym w planach zabicia jej- odpowiedział sucho.
-Ja też nie chcę zabić Granger! Ewentualnie wysłać ją na trochę do Munga, ale nie zabić (wiem, tekst podobny do Zgredka :3 Uwielbiam tego skrzata <3 ~dop. Aut.)- broniła się.
Szatyn parsknął i przytulił przyjaciółkę, która odwzajemniła ten uścisk. Kochał Pans i nie chciał, żeby wpakowała się w jakieś problemy. A on i Potter na pewno sobie porozmawiają.
Nagle uwagę wszystkich przykuło coś dziwnego. Albo raczej ktoś.
-Więc mówisz, że nie warto dokonywać mordu w szkole?- spytała zielonooka i spojrzała z lekkim lękiem na przyjaciela.
-Tak, tak mówię. A o co...- spytał, jednak nie dokończył, bo jego wzrok powędrował za wzrokiem Czarnej.
Najpierw wszystko w nim zamarło, a potem zagotowało. Jak to możliwe?
Nauczycielka zmierzała w stronę drzwi prowadzących do klasy, ale nie była sama. Obok niej szedł...
-McPersow- warknął i zaczął iść w jego stronę.
-Daj spokój, Mats- prosiła Pans, jednak tym razem jej nie posłuchał.
Szatyn z pewnością nie zareagowałby tak impulsywnie, gdyby nie fakt, że ten przeklęty Gryfon wyglądał... normalnie! Nie było najmniejszego śladu po jego zaklęciu. Normalnie musiałby się go pozbyć w Mungu. O ile tam dali by radę. To zaklęcie akurat było... nie do końca legalne. Tymczasem Ben McPersow szedł sobie, jak gdyby nigdy nic obok profesorki i posłał mu drwiący uśmiech. Tego już było dla niego za wiele.
Bell niewiele myśląc sięgnął po różdżkę i machnął nią w stronę Gryfona.
~**~
Powiem tylko tyle: brak czasu. 
Nie chciałam wnosić nic nowego do rozdziału, bo mam zamiar zaczął rozwijać pewne wątki w następnym. Przepraszam, ale sami rozumiecie, że nauka zabiera baardzo dużo czasu..

sobota, 16 listopada 2013

26. Człowiek jest tajemnicą

No hej :3 Także no, jestem z rozdziałem :D Mam nadzieję, że wyszedł jakoś :> Dziękuję wszystkim osobą komentującym! <3 Wiecie, że każdy rozdział jest dzięki Wam? Każda "blogerka" marzy o takich czytelnikach! *u*
Zapraszam do czytania :>
~**~
A więc to tak. On udaje, że się nią interesuje, tylko po to, aby wyciągnąć z niej jakieś informacje. To zachowanie było godne Ślizgona. A mówi się, że Gryfoni są honorowi. Gówno prawda. Wszystko jest nie tak, jak powinno przez ten pieprzony zakład chłopaków. Gdyby nie on, to Potter wcale by z nią nie zaczął rozmawiać. Musiała przyznać, że go lubiła. Mieli mnóstwo tematów do rozmów.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
Czuła się wykorzystana. I to tak podle. Musi porozmawiać z Matsem. On zawsze jest w stanie ją pocieszyć. A na Draco i Blaise'a nie może teraz liczyć. Niech ona tylko dorwie Granger. Tak ją urządzi, że poleży dobry tydzień w Skrzydle Szpitalnym.
Gdy była już prawie pod kamienną ścianą, za którą kryło się wejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu ktoś na nią wpadł.
-Czy nikt w tym zamku nie potrafi chodzić?- Usłyszała. Przecież to nie jej wina.
Zezłoszczona Ślizgonka podniosła wzrok i zobaczyła bursztynowe oczy, które patrzyły na nią z wielkim zdziwieniem.
-Ee... Parki... Pansy, wszystko w porządku?
Super, jeszcze jej tu brakowało. Chciała z kimś pogadać, ale nie z byłą Pottera.
-Blaise jest na szlabanie- rzuciła szybko przez ramię i weszła jak najszybciej do środka.
Omiotła wzrokiem całe pomieszczenie, aby znaleźć przyjaciela. I znalazła siedział na jednym z foteli przy kominku. Oczywiście nie był sam, bo Tracy się do niego kleiła.
Pansy postanowiła wybawić przyjaciela z opresji, więc szybko podeszła do niego.
-Zjeżdżaj Tracy- warknęła na blondynkę, a ta widząc w jakim nastroju jest "koleżanka", wolała zejść jej z drogi, więc z wysoko podniesioną głową ruszyła w stronę Astorii.
-Dzięki, Pans. Już myślałem, że sobie nigdy nie pójdzie...- urwał, bo spojrzał  na Ślizgonkę.- Płakałaś? Co się stało?- spytał z troską. Przez tyle lat, co oni się znają to Pansy nigdy nie płakała. No prawie. Ale wtedy starała się nie robić tego publicznie.
Zielonooka nic nie powiedziała, tylko władowała mu się na kolana i wtuliła w jego tors. Mats był najlepszym przyjacielem w całym zamku. Nie mogła sobie lepszego wymarzyć. Zawsze potrafił ją pocieszyć. Draco i Blaise też byli cudowni, ale to co innego.
Gdy łzy ponownie zaczęły płynąć z jej oczu, poczuła jak silne ramiona szatyna ją oplatają.
-Co się stało?- szepnął chłopak.
-To wszystko przez ten ich pieprzony zakład... I Granger. Dla mnie może się nigdy nie dowiedzieć o nim i zrobić z siebie pośmiewisko. Mam to w nosie! Wtedy bylibyśmy kwita- zaczęła z siebie wyrzucać.
Bell zmarszczył mocno czoło. O co chodzi? Wcześniej zaparcie broniła Hermiony.
-Pansy, możesz bardziej rozwinąć?
-Ona wie... Ale nie wszystko i próbuje się dowiedzieć o co konkretnie chodzi... I pomaga jej Weasley i Potter... I któryś z tych bałwanów rzucił słowo, jaka nagroda jest za wygranie zakładu... I Potter... On pomaga Granger... I on kłamał... Żaden Gryfon nie jest honorowy- składanki zdań wymawiała bardzo szybko. Nie ma zamiaru nigdy w życiu odezwać się do jakiegokolwiek wychowanka Gryffindoru.
Ślizgon starał się zrozumieć o co chodzi. Oprócz tego, co udało mu się zrozumieć, że Hermiona wie coś na temat zakładu nic nie zrozumiał. Co Potter ma z tym wszystkim wspólnego? I czemu kłamał? Chwila... Nie, to Gryfon, oni mają swoją dumę. Ale Pans, wtedy nie zachowywała by się tak.
Chłopak zacisnął mocniej szczęki. Potter wykorzystał Czarną, aby dowiedzieć się czegoś o zakładzie. To już mu się nie spodobało. Od razu przypomniała mu się sprawa Victorii i McPersowa.

Szatyn odruchowo zaczął gładzić plecy dziewczyny, aby ta się uspokoiła. Zrobiło mu się strasznie żal Czarnej. Ona niepotrzebnie teraz to przeżywa. To ich wina. Draco i Blaise'a. Ale jego też. Przecież on im nie przeszkodził z tym zakładem. Życzył im teraz, żeby to wszystko się wreszcie wydało. Przecież tu się rozpęta istne piekło, jak dziewczyny dowiedzą się o wszystkim. Hermiona to zdolna czarownica, która zna bardzo wiele zaklęć, których na pewno będzie chciała użyć na Smoku, gdy się dowie, jaki był jego cel tej znajomości. Ginny jest sama w sobie bardzo... agresywna. Ona też bardzo dobrze potrafi rzucać uroki. W końcu była dziewczyną Wybrańca. Blaise też nie będzie miał za wesoło, gdy ta się dowie o wszystkim. Potter pójdzie w ślady Gryfonek, by je pomścić. Taa.. to się dobrze nie skończy.A może się przeniesie do Durmstrangu? Tam będzie bezpieczny. Cóż, przemyśli tą opcję.
Dziewczyna w końcu się uspokoiła. Pansy powoli oderwała głowę od jego torsu i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
-Jestem żałosna-jęknęła i zamknęła oczy.- Nie byliśmy razem ani nic, a ja to przeżywam, jakby mnie zdradził- zaczęła. Najwidoczniej musi się jeszcze wygadać. Może to i dobrze.- W sumie to on mnie zdradził. Moje zaufanie. Ja naprawdę myślałam, że on chce ze mną nawiązać jakieś... poważniejsze relacje. Niech tylko go spotkam. Albo nie- powiedziała już zupełnie spokojnym głosem. Otworzyła szeroko oczy, a Mats zobaczył w nich jakiś niepokojący błysk.- Będę go kompletnie ignorowała. Nie istnieje od teraz dla mnie. Zupełnie. To go zdenerwuje najbardziej. W końcu jest Gryfonem. A Granger, lepiej żeby też mi się nie pokazywała- mruknęła chyba bardziej do siebie. Spojrzała na przyjaciela, który przyglądał jej się z troską.- Dzięki Mats. Jesteś najlepszy- oznajmiła i pocałowała go szybko w polik, po czym wygramoliła się z jego kolan i ruszyła do swojego dormitorium.
-Zawsze do usług- parsknął i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
Nie wiedział co powinien teraz zrobić. Iść i poturbować trochę Złotego Chłopca, poszukać Bena, bo to baardzo niepokojące, że uciekł z tego schowka, Merlin tylko wie jak, pójść do Hermiony i z nią to wszystko wyjaśnić i naprowadzić ją trochę na rozwiązanie tego zakładu, ponieważ ma go po dziurki w nosie, czy pójść poszukać Draco i Blaise'a, aby wszystko z nimi obgadać. Chyba pójdzie poszukać najpierw Smoka. Miał mu przecież wyjaśnić konkretniej o co mu chodziło ostatnio.
Także Bell wstał z miejsca i ruszył w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego Slytherinu. Po chwili zniknął już za kamienną ścianą.
***
-Ruda, uspokój się. Gdzieś to pewnie jest, a ty robisz niepotrzebne zamieszanie- Blaise próbował ją jakoś uspokoić. Kobiety już są takie, że nie pamiętaj, gdzie co położyły, a potem wywracają cały dom do góry nogami, aby to znaleźć, jednak potem okazuje się, że przełożyły ów przedmiot w inne miejsce i zapomniały. Tak jest pewnie i tym razem.
-Mówię ci kretynie, że zostawiałam to na pewno na łóżku!- krzyknęła już cała zła. Nie dosyć, że Ślizgon musi czekać na dole, bo nie może wejść do jej dormitorium, więc musi się drzeć do niego, to na dodatek ostatnia szansa na dowiedzenie się czegoś o tej Jean Zabini właśnie przepadła. No... zostaje jeszcze teczka Hermiony, ale ją też gdzieś zapodziała, więc ta opcja odpada, ale są jeszcze akta Jean Zabini. Tyle, że to raczej nie możliwe, aby ją znaleźć wśród tylu innych.
-Mówię ci, ona gdzieś na pewno jest. Przecież...- jednak nie dokończył, gdyż Ginny postanowiła się powtórzyć, tak, aby cały Gryffindor ją słyszał.
-TY JESTEŚ GŁUCHY CZY GŁUPI?! ILE RAZY MAM MÓWIĆ, ŻE ZOSTAWIŁAM JĄ NA PEWNO NA ŁÓŻKU?!
Grupka trzeciorocznych Gryfonek, która akurat przechodziła obok chłopaka przyspieszyła kroku, gdy usłyszała krzyk panny Weasley.
-Podejrzewam, że cała wieża cię słyszała- warknął. Nie dość, że musi tu na nią czekać, jak jakiś kretyn, to jeszcze jest narażony na pośmiewisko. Przecież to co on teraz robi, nie jest godne prawdziwego Ślizgona.
-Blaise staczasz się- mruknął pod nosem.
-TO CHODŹ I MI POMÓŻ SZUKAĆ, SKORO JESTEŚ TAKI MĄDRY!- wrzasnęła, zapominając o barierze, która mu to uniemożliwi.
-DOBRZE!- warknął już poirytowany.
Diabeł zaczął wspinać się po schodach, jednak nie zaszedł daleko, ponieważ stopnie zniknęły, więc ześlizgnął się po nich na dół, upadając dosyć boleśnie. Temu wszystkiemu towarzyszyła głośna syrena, która spowodowała, że zaciekawione dziewczyny wychyliły głowy zza drzwi, aby zobaczyć kto myślał, że przechytrzy Godryka Gryffindora.
-Zrobiłaś to specjalnie- warknął do chichoczącej rudowłosej dziewczyny, która patrzyła na niego rozbawionym wzrokiem.
-Nie prawda!- żachnęła się, próbując powstrzymać śmiech.
-Zapłacisz za to, Weasley- powiedział ciemnoskóry chłopak i wściekły wyszedł z Pokoju Wspólnego Domu Lwa.
-Przecież ja nic nie zrobiłam!- krzyknęła za nim, jednak ten już nie usłyszał.
Gin pokręciła głową z dezaprobatą i wróciła do swojego dormitorium. Pokój wyglądał, jakby rozpętała się tu III Bitwa o Hogwart. Wszystkie krzesła i fotele były poprzewracane na drugą stronę, ubrania leżały na całej powierzchni podłogi, zawartości szuflad również zostały wyrzucone na wierzch, tak że mnóstwo pergaminów zakryło cały dywan o rubinowym kolorze.
-Trzeba tu posprzątać- mruknęła do siebie.
Wyjęła różdżkę i rzuciła kilka zaklęć. Po chwili pokój znowu wyglądał, tak jak powinien. Zmęczona czarownica od razu rzuciła się na zasłane łóżko. Ten dzień ją zmęczył. Chciała sobie poprawić poduszkę, jednak od razu, jak wyciągnęła po nią rękę, skaleczyła się o coś ostrego.
-Auć- syknęła i szybko odsunęła rękę.
Spojrzała na przedmiot, przez który przecięła sobie palec i jakie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła małą szmacianą laleczkę. Zabawka miała długie, rude włosy, bursztynowe oczy, który miały lekko przerażający wyraz. Ów przedmiot był odziany w zwykłą szmatkę, podobną do tej, którą noszą zazwyczaj skrzaty domowe. Dziwne... Ona jej kogoś przypominała. Ginny otworzyła szeroko oczy i zakryła usta dłonią. To była wersja  j e j.  Obróciła lalkę, aby zobaczyć przez co się skaleczyła i zobaczyła z tyłu, w plecach laleczki wystającą igłę, a co niej przyczepioną karteczkę:
Diabeł tkwi w szczegółach.

***
Draco właśnie szedł w stronę swojego prywatnego dormitorium, kiedy na jego drodze pojawił się ktoś, kto mu uniemożliwił dalszą drogę.
Zniecierpliwiony podniósł wzrok i ujrzał przyjazne, zielone tęczówki.
-Mats, co ty tu robisz?- spytał? W duchu odetchnął lekko. W zamku jest ktoś, kogo nie powinno być. I najwyraźniej ta osoba nie jest przyjaźnie nastawiona do niego i Granger. 
-Musimy pogadać- odpowiedział twardo. Musi z nim to wszystko wyjaśnić i wbić mu to do tego pustego łba, że ma odwołać ten zakład.
-Nie może to poczekać? Właśnie miałem porozmawiać z Potterem, bo muszę się czegoś dowiedzieć- tak, ten Gryfon to jego kopalnia wiedzy. Wybraniec też coś podejrzewa, tylko że on nie wie kilku rzeczy.
-Nie, nie może.
-Jestem pewien, że może. Porozmawiamy później- odpowiedział już zniecierpliwiony chłopak. Naprawdę mu się śpieszy.
-Mówię, że nie może. Chodzi o Pansy- syknął. Ile razy można powtarzać, że człowiek musi porozmawiać?
Blondyn od razu zmienił nastawienie. Może i byli pokłóceni, o ile można to tak nazwać, ale to nie zmienia faktu, że się przyjaźnią. Ale o co może chodzić? To chyba coś poważnego, skoro aż Mats szukał go po całej szkole.
-Co z nią?- spytał.
Bell wskazał głową na portret, który strzegł wejścia do dormitorium Draco. Nie będą o tym rozmawiali na korytarzu. Wystarczy, że i tak Ben ich wtedy podsłuchał.
Malfoy podszedł do obrazu i powiedział cicho hasło, po czym odsłoniło się przed nimi wejście.
Gdy oboje znaleźli się już w środku każdy z nich zajął swoje miejsce. Stalowookiemu nie podobała się ta rozmowa, która miała za chwilę się odbyć. Coś jest nie tak, skoro szatyn wygląda na przejętego. W sumie to on zawsze tak wyglądał, jeśli chodziło o Pansy. No i o Victorie.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że Potter, Hermiona i Ginny czegoś się domyślają? Próbują się dowiedzieć jak najwięcej o tym zakładzie- zaczął w końcu Ślizgon.
Prefekt Naczelny rozsiadł się wygodniej w swoim szmaragdowym fotelu. Zaczął coś zauważać, ale nie sądził, żeby Granger wpadła na rozwiązanie tej swojej łamigłówki. Nawet ona nie jest taka mądra.
-Po prostu dla nich to dziwne, że nagle Slytherin jednoczy się z Gryffindorem. Nic poza tym- odpowiedział powoli. Oczywiście, że nie powie Matsowi o swoich przypuszczeniach. Przecież to on od początku mówił, że to głupota.
-Nic poza tym?- syknął. Czasami zastanawiał się, jak tak tępy czarodziej mógł zostać prefektem, jego przyjacielem, albo jednym z najlepszych uczniów Domu Salazara.- Wiesz co teraz robi Pansy?
-Skąd mogę wiedzieć co robi Pansy?- spytał lekko zdezorientowany chłopak. O czym oni w końcu rozmawiają?
-Kretynie! Potter przyjaźni się z Herm, więc chce jej pomóc dowiedzieć się czegoś, o co wam chodzi. Tylko szkoda, że posłużył się Pans. To przez ciebie i Zabiniego ona teraz siedzi u siebie w dormitorium i albo leży cała zakopana w kołdrę, albo obmyśla bardzo bolesny plan zemsty na Hermionie i Złotym Chłopcu- warknął. Smokiem trzeba czasem porządnie potrząsnąć, żeby się ogarnął.
-Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że Potter wykorzystał Pansy, żeby pomóc Granger z tym zakładem?- zapytał powoli. O co tu do cholery jasnej chodzi?
-Dokładnie tak. A wiesz przez kogo to wszystko? Przez ciebie. Gdybyś chociaż raz pomyślał nie tylko o sobie, ale też o innych, to ten rok byłby spokojny. Każdy robiłby to, co do niego należy.
Draco wyraźnie się obruszył. Przecież on myśli o innych! Nie jest egoistom. A ten zakład to przecież nic strasznego. Najzwyczajniej w świecie chce się trochę powygłupiać. To jego ostatni rok w tej szkole i ma zamiar spędzić go jak najlepiej. Nie ważne, czy Matsowi to odpowiada czy nie. Ale nie miał zamiaru po drodze krzywdzić Czarnej.
-Przesadzasz, stary. To zwykłe wygłupy. Granger jest jak góra lodowa, więc o nią nie musisz się martwić, obrońco dziewczęcych serduszek- zironizował.
-Nie wierze. Draco, ty słyszysz, co ty mówisz?- spytał zrezygnowany. Jak można być, aż tak głupim?- Pomyśl logiczne, chociaż przez chwilę. Victoria to twoja kuzynka. Ona jest też kobietą. Pamiętasz, co się działo w wakacje? Pamiętasz, jak McPersow ją zauroczył, a potem wykorzystał? Oczywiście, że pamiętasz. Robisz  d o k ł a d n i e  to samo z Hermioną. Ona może i jest mugolaczką, ale nadal pozostaje kobietą, której należy się szacunek. O ile się nie mylę Narcyza wiele razy ci to tłumaczyła. I sam sobie obiecałeś, że nie będziesz taki sam jak Lucjusz.- Wiedział, że posuwał się do nieczystych zagrywek, ale to chyba jedyny sposób, aby oprzytomniał. Nie ma zamiaru potem odwiedzać ich w Mungu.
-Licz się ze słowami, Mats. Ja nigdy nie uderzyłem jakiejkolwiek kobiety, z Granger nie mam zamiaru się przespać, no póki co, więc nie porównuj mnie do McPersowa, albo ojca, bo to zupełnie inne historie- powiedział powoli, beż żadnych emocji. Gdy rozpoczynały się tego typu rozmowy, to on zawsze zakładał na siebie tą maskę obojętności.
-Taak, masz racje, to zupełnie co innego- warknął szatyn.- Radziłbym ci uważać, bo ja kompletnie nie mam zamiaru ponosić jakichkolwiek odpowiedzialności za waszą głupotę, więc naprawdę rozważam opcję powiedzenia Hermionie o tym wszystkim- rzekł bardzo poważnie.
Malfoy poruszył się w fotelu. Zrobiłby to? Chyba nie, przecież są najlepszymi przyjaciółmi od dziecka. Mats zawsze dużo gada, ale tak naprawdę jeszcze nigdy nie spełnił żadnej swojej "groźby" w stosunku do niego, czy Blaise'a. Zawsze trzymali się razem. Tak, on nic nie powie.
-Nie zrobisz tego- wzruszył ramionami.
Zielonooki spojrzał na niego zdziwiony, jednak szybko zrobił dość dziwną minę.
-Wiem- jęknął. Przecież jest Ślizgonem. Nie potrafi wydać swojego najlepszego przyjaciela.
Smok uśmiechnął się pod nosem i postanowił dowiedzieć się czegoś, co go najbardziej w tym wszystkim zainteresowało.
-Co z Pansy?
Chłopak natychmiast się ożywił.
-Mówiłem, że jest trochę w złym nastroju- skrzywił się lekko. Niech on tylko spotka Potter'a.- Powiedz Hermionie, że ma się jej nie pokazywać w najbliższym czasie- uśmiechnął się krzywo.
-Granger na razie nic nie grozi, bo leży w Skrzydle Szpitalnym.
Szatyn zrobił wielkie oczy. Czyżby Pans już ją dorwała? Niee, to bezsensu.
-Coś ty jej zrobił?- spytał Mats, który uniósł lekko brwi do góry.
-Oczywiście, że nic! Miałem z tobą o tym porozmawiać. To chyba jest klątwa- powiedział Malfoy i zaczął mu wszystko opowiadać co się stało.
Gdy jego opowieść dobiegła końca oboje zaczęli się zastanawiać o co tutaj chodzi.
- I myślisz, że to on za tym wszystkim stoi?- Bell zmarszczył czoło. To serio jest bardo dziwne.
-A masz inne podejrzenia? Tylko muszę porozmawiać z Potterem, bo on może coś wiedzieć- stwierdził Draco i po dłuższym zamyśleniu ruszył w stronę wyjścia.- Jak chcesz to tu posiedź, ja idę go szukać- rzucił na odchodne, po czym zniknął za portretem.
-Gościnny- mruknął Mats pod nosem i podszedł do jednej z półek z książkami.- Nie myśl sobie stary, że jestem aż tak głupi- powiedział do siebie i za pomocą różdżki przesunął mebel, za którym był barek o bardzo pokaźnej zawartości.- Brawo, Mats- uśmiechnął się pod nosem i nalał sobie do szklanki trochę bursztynowego płynu.
~
Draco stał pod wejściem do Pokoju Wspólnego Gryffindoru i myślał, jak się do niego dostać.
Po chwili uderzył się w czoło i sięgnął do kieszeni, aby wyciągnąć różdżkę. Ponownie walnął się w czoło. Przecież zgubił ją na szlabanie. Super i jak on ma niby jutro iść na lekcje?
Jednak jego dalsze rozmyślania przerwała drobna dziewczyna, która znalazła się pod portretem.
Czemu nie?
Blondyn podszedł do niej i spytał uwodzicielskim głosem:
-Nie chciałabyś mi podać może hasła do waszej wieży?
Gryfonka odwróciła się i gdy zobaczyła kim jest chłopak w jej oczach błysnęło lekkie zdenerwowanie, które zaraz potem zastąpiła dziwna iskierka.
-Oczywiście. Cynamonowy kociołek- odpowiedziała z uwodzicielskim uśmiechem.
-Dzięki- powiedział już na odczepnego. Dziewczyna była ładna, ale to Gryfonka. Od nich trzeba trzymać się jak najdalej.
-Tak na marginesie, to jestem Jade- wyciągnęła do niego rękę.
Stalowooki spojrzaj na nią uważnie. Ta Jade była za bardzo pewna siebie.
-Draco Malfoy- rzucił, ale nie uścisnął ręki czarownicy.
Niczym niezrażona dziewczyna opuściła ją i spojrzała na niego tajemniczym wzrokiem.
-Co kogo przychodzisz? Bo chyba Slytherin nie ma najlepszych relacji z Gryffindorem, żeby od tak sobie do nas wpadać.
Za bardzo wścibska ta Gryfonka. O co tu chodzi.
-Tak, muszę załatwić coś z Potterem. Muszę iść, wybacz- powiedział szybko i wszedł do środka.
-Nie ma go. Poszedł gdzieś- usłyszał za sobą.
-Jak to nie ma? Miał tu czekać- powiedzieć zdziwiony chłopak.
-Poszedł gdzieś... tam.- Wskazała na kilka pięter dalej. Niech Potter sobie nie myśli, że on będzie go szukał po całej szkole.
Uwagę Smoka przykuła mała rana na ręce Gryfonki.
-Czy u was wszyscy są tacy niezdarni?- Wskazał wzrokiem na małe rozcięcie dziewczyny na ręce.
Gdy Jade zrozumiała o co mu chodzi nagle pobladła i szybko opuściła rękaw tak, aby zasłonić szramę.
-To nic takiego. Muszę iść. Cześć- wybełkotała i zniknęła za rogiem.
Malfoy spoufalasz się z wrogami! Jak już masz się skupiać na Gryfonach to niech będą to ci, którzy się do czegoś przydadzą.
Z tą myślą zszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu, aby pożyczyć różdżkę od Blaise'a. Gdy znalazł się w środku, zobaczył że Mats leży na kanapie nieprzytomny, a obok niego siedział Diabeł, który szczerzył się radośnie.
-Co mu jest?- spytał Draco i usiadł obok przyjaciół.
-Nic. Nasz Matsik przesadził trochę z Ognistą Whiskey- zarechotał Ślizgon.
-Biedaczek, musiał się odstresować- zacmokał Tleniony i przechylił głowę, aby przyjrzeć się przyjacielowi.- Zostawimy go tutaj?- spytał.
Diabeł przez chwile się zastanawiał, po czym odpowiedział.
-Nie, to byłaby zbyt duża pokusa dla Tracy. Pomóż mi go zanieść do nas do dormitorium.
-Jaki szlachetny- parsknął Prefekt Naczelny i chwycił przyjaciela za nogi.
Szli odprowadzani przez spojrzenia innych, którzy nie przywykli do widoku pijanego Matsa Bella.
Po chwili znaleźli się już w sypialni chłopców.
-W końcu- westchnął Diabeł i puścił Ślizgona, który opadł na łóżko.
-Dojdzie jutro do siebie- powiedział stalowooki i podszedł do regału z książkami.
-A ciebie co tu sprowadza? Myślałem, że będziesz siedział z Granger- rzucił Zabini.
-Chciałem, żebyś pożyczył mi swoją różdżkę.
-Nie masz swojej?- Ciemnoskóry chłopak uniósł lekko brwi do góry.
-Zgubiłem na szlabanie. A jutro muszę znowu na niego iść- odpowiedział zrezygnowany chłopak.
-Jasne- odpowiedział brunet i podszedł do kufra, aby wyjąć potrzebny przedmiot.
W tym czasie Malfoy spacerował wzdłuż pokoju. Dawno go tu nie było. W sumie to on wolałby mieszkać z przyjaciółmi w dormitorium niż sam.
-Co to?- Spytał, gdy zauważył na jednej z szafek pudełko, obwiązane fioletowym papierem.
-Ale co?- Usłyszał Diabła, który nadal pochylał się nad kufrem.
Malfoy'ów charakteryzuje ciekawość, więc Dracze podniósł ów przedmiot do góry i rozwiązał kokardkę, która była zawiązana na pudełku. Po chwili już otwierał podłużnykarton.
Zaniemówił. Jego oczom ukazała się  j e g o  różdżka. Różdżka, którą ktoś mu zabrał wtedy kiedy chciał oświetlić bibliotekę. Wtedy kiedy na Granger spadł prawie regał.
Chłopak szybko ją podniósł i obejrzał. Wszystko było z nią w porządku. Coś kazało mu zajrzeć do pudełka.
Gdy tak zrobił zauważył małą karteczkę w środku.
Gryfoni są waleczni i honorowi,
Puchoni przyjaźni i życzliwi,
Krukoni zaradni i głodni wiedzy, a
Ślizgoni chytrzy i cwani
A ty kim w takim razie jesteś?
Pilnuj swoich rzeczy, bo ktoś ci je zabierze.
Tak jak wtedy.

-Diable już jej nie szukaj- powiedział zdziwiony Draco i patrzył się cały czas w karteczkę.
~**~
Łehehe :/ Hermiona pojawi się już w następnym rozdziale, więc nie bijcie :x Łapcie rozdział bo przed chwilą skończyłam :D Taki troszku tajemniczy, ale znacie mnie :D
W następnym będzie troszkę wyjaśnień :D
Radziłabym wam spisywać wszystkie wątki i kto chce może pobawić się w detektywa, bo to świetna zabawa :D
Do miniaturki :*
PS zapraszam was na bloga przyjaciółki :3 wejdź, przeczytaj i skomentuj :D

niedziela, 3 listopada 2013

24. Małe komplikacje

No hej :3
Punktualnie z nowym rozdziałem ^^
Mówiłam Wam, że jesteście cudowni? <3 Dziekuję Wam za tą ilość wyświetleń i komentarzy<3 Jak, któraś z Was prowadzi bloga, wie jakie to jest ważne dla weny i dalszego zapału :*
Zapraszam do czytania 
~**~
-Skoro tylko ty mogłeś otworzyć te drzwi, to powiedz mi, gdzie on do ciężkiej cholery jest?!- warknął zdenerwowany Draco. Przecież, skoro go tam nie było przez ten cały czas, to znaczy, że ta sytuacja w bibliotece nie była przypadkowa. Już powoli zaczyna rozumieć tego Gryfona.
-Posłuchaj mmie, Malfoy!- warknął Mats, który był bliski użycia jednego z zaklęć niewybaczalnych na nawet przypadkowym uczniu.- Ja wiem, czy zamknąłem te drzwi, czy nie. Ale najwidoczniej pan McPersow ma ciekawsze zajęcia, niż siedzenie w tej głupiej komórce- wyrzucił z siebie.
Smok spojrzał na niego, jakoś tak dziwnie, ale nic nie powiedział. Widział, jak Bell trzęsie się ze złości, dlatego wolał tego nie pogarszać. Mimo wszystko, przecież są Ślizgonami z tymi swoimi charakterkami.
-Chodź, stary, bo to nam nic teraz nie da, jak będziemy tu stali. Jutro coś wymyślimy- starał się powiedzieć to w miarę spokojnie, ale nie był pewien, czy mu to wszyszło.
Szatyn zawachał się przez chwilę, jednak w końcu skinął głową i oboje ruszyli do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
***
Hermiona siedziała sama w Pokoju Wspólnym Gryffindoru na jednym z foteli, patrząc na wesoło trzaskający płomień. Było już dosyć późno , ale jej opuchnięta  ręka nie pozwalała jej zasnąć. Pani Pomfrey, gdy ją przyjamowała nie zadawała żadnych pytań, tylko szybko zabandażowała i zakleiła jej ranę, po czym wyrzuciła ją za drzwi. To było dziwne, bo normalnie pielęgniarka przetrzymywałaby ją godzinami i zarzucała lawiną pytań. Co się dzieje w tej szkole?
Herm westchnęła głośno i zmęczona oparła głowę o oparcie krzesła. Była strasznie zmęczona tym dniem, ale gdy tylko była mały krok od zaśnięcia, ręka zaczynała pulsować niewyobrażalnym bólem. Tylko gryfońska godność powstrzymywała ją przed pójściem do Malfoy'a po jakiś eliksir przeciwbólowy.
Jej powieki były coraz cięższe, dlatego postanowiła dać im za wygraną. Przymknęła oczy i w duchu modliła się oto, aby to przeklęte ramie, dało w końcu za wygraną.
No niestety, tym razem jej modlitwa została zignorowana.
Po całym jej ciele rozlał się palący ból. Ramie zaczęło pulsować.
Dziewczyna syknęła i szybko otworzyła oczy. Ból natychmiast minął. Co tu sie do cholery dzieje?
Zrezygnowana wstała z fotela i już zmierzała w stronę portretu, kiedy on sam się otworzył, a do środka weszła Ginevra Weasley, która na jej widok zarumieniła się lekko.
-Ginny, co ty tu robisz? Wiesz, która jest godzina?- spytała lekko zaspanym głosem.
Ruda otworzyła usta, ale szybko je zamknęła.
-Wracam od McGonagall- powiedziała bez zastanowienia.
Hermiona spojrzała na nią, jak na odiotkę. Wciągu tego roku szkolnego słyszała już tą wymówkę kilka razy. Ale jej wzrok przykuło coś innego. Miona uśmiechnęła się szeroko i zgryźliwym tonem powiedziała:
-A tą malinkę też zrobiła ci McGonagall?- Wskazała ręką na szyję przyjaciółki.
Weasley'ówna skrzywiła się i zarumieniła jeszcze bardziej w tym samym momencie.
-Nawet tak nie żartuj- zganiła ją.w
-Co ty tam chowasz za plecami?- spytała i próbowała zajrzeć jej przez ramię.
Gin szybko się odwróciła i pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę swojego dormitorium. Przecież nie powie jej, że ma zamiar przeczytać akta matki Blaise'a, żeby dowiedzieć się, czy Hermiona ma z nią coś wspólnego.
-Herm, jesteś cała blada. Idź spać lepiej- rzuciła szybko i zniknęła za drzwiami.
-Poszłabym, gdybym mogła!- prychnęła i opadła z powrotem na fotel.
Czas upływał, a ona wciąż robiła wszystko, aby nie zasnąć. Nie miała zamiaru po raz kolejny doświadczyć tego piekielnego bólu.
-Pieprz się, ty gryfońska godnościo (nwm czy istnieje takie słowo xD ~dop. Aut.) - mruknęła pod nosem, po czym zmierzała w stronę swojego prywatnego dormitorium.
Już po pewnym czasie stała pod drzwiami prowadzącymi do sypialni Ślizgona.
Zapukała mocno. Ze względu na późną godzinę sądziła raczej, że znowu będzie musiała wtargnąć tam bez zgody chłopaka, jednak teraz się myliła. Drzwi otworzyły się prawie od razu, a w nich stanął wysoki blondyn, ubrany w spodnie od mundurku szkolnego i rozpiętą pod szyją koszulą do kompletu. Jego włosy były w wielkim nieładzie, ale nie wyglądało to źle, wyglądało to wręcz  d o b r z e. Natomiast jego oczy były lekko podkrążone, jakby sam nie spał.
***
Zaraz po tym, jak Mats poszedł do siebie, bo uznał, że na dzisiaj ma dosyć wrażeń, on również udał się do swojego dormitorium.
Zajął miejsce w swoim ulubionym szmaragdowym fotelu przy mahoniowym biurku i zaczął sobie to wszystko układać w głowie.
Ben McPersow
Kim on, tak naprawdę jest? Uciekł z zamkniętego przez magię pomieszczenia, grasował w bibliotece (tak, on był stuprocentowo pewien, że to ten Gryfon) i omal nie zabił Granger. Po co on właściwie przybył do Hogwartu? Bo chyba nie po to, żeby bardziej rozwijać swoje umiejętności. I jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Ta rozbita lampa. Powiało mu wtedy czarną magią. I znowu do akcji wkracza Granger. Czemu ta kobieta musi się we wszystko wpakować? Kretynka. Dotknęła tego i się skaleczyła. No i ma efekt. Prawdopodobnie działa teraz na niej klątwa. A mówił jej, że ma tego nie dotykać.
Draco wziął kawałek pergaminu i sobie to wszystko zaczął rozpisywać i rozrysowywać. Inaczej by się w tym pogubił. (tak, podobieństwo celowe :3 hehe ~dop. Aut.) Ten Gryfon chyba nie przypadkowo natrafił na nich rok temu. Ale skądś go kojarzył. Jego i ten denerwujący śmiech. Tylko skąd?  Chyba będzie musiał pogadać z Potterem.
Smok westchnął cicho i wyciągnął się na krześle. Zmęczony spojrzał na zegar wiszący po drugiej stronie. Wskazywał już grubo po północy.Chyba w końcu czas się zdrzemnąć.
Po drodze do łazienki ściągnął marynarkę i zaczął rozpinać koszulę. Wtedy usłyszał głośne pukanie do drzwi. Zdziwiony otworzył je i ujrzał drobną kasztanowłosą Gryfonkę, która też nie wyglądała najlepiej. Jej włosy były poplątane, pod oczami miała ogromne sińce, a jej brzoskwiniowa cera była teraz całkowicie blada. Czyli miał rację. Klątwa.
-Granger?- spytał, patrząc na nią uważnie. Ta dziewczyna była bliska zemdlenia.
-Mogę?- wskazała ręką na wnętrze pokoju.
Chłopak skinął głową i zrobił jej miejsce.
Czekoladowooka szybko skorzystała z okazji i usiadła na jednym z foteli. Była tak strasznie zmęczona, tylko nie wiedziała czym bardziej. Tym, że nie może zasnąć, choć bardzo tego chce, czy tym, że gdy zasypiała doznawała takiego bólu, jakby dostała Cruciatusem.
-Miło, że się rozgościłaś- powiedział, unosząc lekko kąciki ust do góry.
Dziewczyna spojrzała na niego lekko nieobecnym wzrokiem, ale nie skomentowała tego, tylko oparła głowę na oparciu.
-Potrzebuję eliksiru przeciwbólowego. Proszę- to ostatnie pisnęła i spojrzała na niego błagalnie. Hermiono, zniżasz się do niskiego poziomu.
Blondyn otworzył szeroko oczy. Ona nigdy nie prosi Ślizgonów. Ona nigdy  j e g o  o nic nie prosi. Źle z tą dziewczyną.
Bez słowa ruszył do jednej z szafek, w której trzymał swoje prywatne zapasy alchemiczne. Po chwili znalazł odpowiednią buteleczkę i podał ją Gryfonce, która przyjęła ją z wdzięcznością i pochłonęła za pierwszym razem jej zawartość.
-Pomfrey nie kazała ci zostać?- Uniósł jedną brew do góry. A z resztą, co go to interesuje? Mógł wczoraj jakoś wykorzystać tą sytuację i coś zrobić, ale nie. On bawił się w bohatera. Nie cackaj się Malfoy!
-Nie. Nawet mi nie dała przeciwbólowego eliksiry, zołza jedna- burknęła pod nosem. Od razu poczuła się lepiej. Nie czuła tego pulsującego bólu w ręce. W końcu będzie mogła zasnąć.
Smok wahał się przez chwilę, ale postanowił w końcu zacząć realizować ten zakład. Poza tym, Granger poczuła się już chyba lepiej, bo nabrała kolorów. Może to nie była klątwa?
Podszedł do dziewczyny i pociągnął ją za rękę do góry. Hermiona chyba wciąż była trochę osłabiona, bo nawet się nie stawiała. Wstała, dzięki jego pomocy i zakręciło jej się lekko w głowie.
Draco przybliżył swoje usta do jej ucha i wyszeptał bardzo zmysłowym głosem:
-Już lepiej, Grrengerr?- Spółgłoskę "r" specjalnie przeciągnął. Poczuł, jak ona lekko zadrżała, ale nic nie zrobiła. Nie uderzyła go, ale też się nie odsunęła.
-Malfoy, nie mam siły się z tobą droczyć. Dobranoc- mruknęła pod nosem i na wciąż lekko chwiejnych nogach ruszyła do drzwi.
-Dobranoc, Granger- zawołał za nią, a gdy usłyszał zamykanie drzwi, parsknął cicho pod nosem.
Przykro mi Granger, ale zaczynam MOJĄ grę. 
***
Sobota. Upragniony dzień każdego ucznia. Wole od lekcji, czyli mniejsze prawdopodobieństwo wpakowania się w jakiekolwiek kłopoty. Ten czas można też wykorzystać na spotkanie się z przyjaciółmi. Lub bardzo ciekawą dziewczyną.
Harry Potter siedział przy stoliku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i odrabiał zadanie domowe z Transmutacji. Szybko skończy pisać esej i będzie mógł się spotkać z Pansy. Okazało się, że mają wiele wspólnych tematów do rozmowy. Oboje bardzo lubili Quidditch, zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią oraz średnio przepadali za Eliksirami. Oprócz tego, też wiele wiele innych rzeczy. Musiał przyznać, że ta Ślizgonka intrygowała go coraz bardziej. Poza tym, już dawno zauważył, że ma smykałkę do latania na miotle. Ale jeszcze nie zaczął tematu Ognistej, co może się nie spodobać Hermionie. Ale to nie jego wina! Przecież, to by było zbyt podejrzane, od razu zaczynać rozmowę takim tematem. Przecież Miona to zrozumie...
Obok niego pojawiła się Hermiona, która zajęła miejsce obok niego.
Brunet spojrzał na nią i zmarszczył mocno czoło. Czy ona w ogóle spała? Miała  o g r o m n e  sińce pod oczami, była tak blada, jak jeszcze nigdy i wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.
-Spałaś dzisiaj?- spytał i przyjrzał jej się z troską.
Czarownica uśmiechnęła się lekko.
-Ciebie też miło widzieć, Harry. Oczywiście, po prostu późno usnęłam- powiedziała, nerwowo przygryzając wargę.
Nie uwierzył jej, ale wiedział, że kłócenie się z Herm, nie ma najmniejszego sensu.
-I co, rozmawiałeś z Parkinson?- Zadała to niewygodne pytanie.
-Nie, ale...- powiedział przeciągle, jednak nie dokończył, bo przerwała mu przyjaciółka.
-Harry!- jęknęła poirytowana. Nie dosyć, że ten eliksir nic nie dał, bo gdy próbowała zasnąć, powracał ten ogromny ból, to jeszcze teraz znowu jest w kropce. Świetny weekend.
-Przepraszam, Herm, ale nie mogłem tak nagle zarzucić jej tego pytania. Dzisiaj ją podpytam, obiecuję- odpowiedział szybko.
Przecież chce dobrze dla przyjaciółki, ale też nie chce popsuć wszystkiego z Pansy.
-W porządku- westchnęła.- Widziałeś może dzisiaj Malfoy'a? Musimy dokończyć szlaban- powiedziała zrezygnowana.
-W tym stanie chcesz iść na szlaban?
-A mam inne wyjście? Nie przesadzaj, nic mi nie jest- mruknęła trochę zła. To miłe, że ma takiego przyjaciela, który tak się o nią troszczy, ale dzisiaj nie ma najlepszego nastroju.
-W porządku- mruknął cicho. Nigdy nie zrozumie kobiet.
Patrzył, jak przyjaciółka wstaje z miejsca i zachwiała się niebezpiecznie. Szybko wstał z miejsca i ją złapał, inaczej by upadła, co mogłoby być trochę bolesne.
-Dzięki- powiedziała cicho, odzyskując równowagę i stając z powrotem na prostych nogach.
-Nie chcesz iść do Skrzydła Szpitalnego?- spytał, chociaż znał odpowiedź.
-Daj spokój. Pójdę do kuchni, bo chyba ominęłam śniadanie i będzie dobrze.
-Jak chcesz, ale nie podoba mi się to- powiedział bez przekonania chłopak.
-Też cię kocham, Harry- rzuciła szybko i wyszła przez portret.
Wybraniec pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał na zegar wiszący przy wejściu do dormitoriów.
Nadeszła już pora na spotkanie z Pansy.
Z szerokim uśmiechem ruszył przed siebie.
***
Ginny obudziła się cała w skowronkach. Wczorajszy dzień był  i d e a l n y! Dostała te głupie akta i dodatkowo spędziła miło czas w towarzystwie Zabiniego. Musiała przyznać, że ten Ślizgon całuje całkiem dobrze. Po codziennych czynnościach zabrała się za czytanie dokumentów.
Śniadanie może poczekać.
Usiadła na łóżku i zasłoniła je kotarami, używając dodatkowo zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu.
-No to zaczynamy- powiedziała do siebie podekscytowanym głosem.
Rozwiązała kokardkę, która otworzyła jej kopalnię wiedzy.
Zaczęła czytać:
Anabell Zabini, córka bla bla bla, przybyła do szkoły bla bla bla, czarownica czystej krwi. Przydzielono ją do Slytherinu. Prefektem nie była ani razu. Przez siedem lat nauki w Hogwarcie otrzymała bla bla bla, dołączyła do Śmierciożerców...
Po tym zdaniu, przez ciało Gin przeszedł dziwny dreszcz. Czytała wszystko skrótami, nie miała czasu dzisiaj na głębsze zaczytywanie się w tym wszystkim. Ale jutro, czemu nie?
... Wyszła za mąż za bla bla bla, urodziła syna, Blaise'a i ...
-I? Nie, nie, nie! To nie możliwe!- krzyknęła zdenerwowana.
Brakowało połowy strony z TĄ informacją.
-To są jakieś żarty! Musi to gdzieś tu pisać!
Przekartkowywała wszystkie kartki, ale nie było tego nigdzie. Ktoś ją chyba uprzedził. Ale jak? Przecież Blaise tylko miał tą teczkę.
I nagle zapaliła się w jej głowie żarówka.
-Zabini, zabije cię- syknęła i pobiegła szybko do lochów, zostawiając porozrzucane kartki na swoim łóżku i otwarte drzwi.
***
-No to dzisiaj kończycie szlaban. Tylko teraz nic nie zróbcie sobie- powiedziała McGonagall i zostawiła ich samych w bibliotece.
Nie dość, że ledwo co trzymała się na nogach, to na dodatek musi dokończyć ten szlaban. I to z Malfoy'em. Jego zachowanie jest coraz dziwniejsze.
-Tylko nie zemdlej tam, Granger- rzucił przez ramię i zabrał się za segregowanie książek w dziale Zielarstwa.
-Ale śmieszne- mruknęła pod nosem i weszła na drabinę.
Czyściła po kolei każdą z półek, jednak w pewnym momencie jej ręka znowu dała o sobie znać.
Palący ból rozlał się po całym jej ciele.
O co chodzi? Przecież nie próbuje spać!
Hermiona krzyknęła cicho i odruchowo złapała się za ramię. Chyba zapomniała, że nie stała na stabilnej podłodze, tylko była na drabinie.
Dziewczyna pisnęła głośno, bo spadła z drabiny, jednak nie poczuła żadnego uderzenia. Przeciwnie, poczuła że wylądowała na czymś miękkim.
-Granger, mówiłem, że masz nie mdleć. Ile razy mam cię ratować?- spytał ironicznie.
Herm prychnęła pod nosem, ale przymknęła oczy. Czuła się fatalnie. Merlinie, zrób coś, bo zaraz się wykończy.
-Przecież nie zemdlałam!
-Jeszcze. Wypiłaś ten eliksir?- spytał i postawił ją na ziemi.
-Tak, ale on nic nie pomógł- warknęła.
Chłopak z nieodgadnionym wyrazem twarzy odszedł i zabrał się za swoje obowiązki.
Hermiono, skup się, bo tutaj zaraz wykitujesz.
Na chwiejnych nogach powróciła do swojej części szlabanu.
Czas mijał, a ona wciąż czuła się fatalnie. Przecież to nie możliwe, że to wszystko od tej jednej małej rany. Przeszła do działu Eliksirów. Może przy okazji coś znajdzie ciekawego. Wzięła pierwszą lepszą książkę do ręki i zaczęła ją szybko przekartkowywać. Jej uwagę przykuł jeden ciekawy eliksir. Przeczytała szybko formułkę i zapisała sobie w pamięci, że ma go uwarzyć.
-Rozumiem, że jesteśmy w bibliotece, ale to wciąż twój szlaban- usłyszała za sobą i szybko się odwróciła.
To nie był dobry pomysł, bo ponownie natrafiła na coś miękkiego.
-Malfoy! Przeszkadzasz mi- syknęła i odsunęła się trochę od chłopaka.
-I tak nie robiłaś nic ciekawego- mruknął i przybliżył się trochę do niej.
-Owszem, robiłam!- Piekliła się. Malfoy jest za blisko.
-Ciekawszego niż to?- spytał i zaczął przybliżać swoją twarz do jej.
Dziewczyna patrzyła na niego kompletnie zdezorientowana. Co on do cholery jasnej wyrabia? Jednak jej uwagę przykuło coś innego. KTOŚ znowu był w bibliotece. I ich obserwował.
-Malfoy, znowu nie jesteśmy tu sami- powiedziała cicho robiąc unik, przed jego ustami.
-Cholera- zaklął cicho pod nosem i się odwrócił.
Draco wytężył wzrok i szukał czegoś ciekawego wśród regałów. I... Chwila. Rzeczywiście ktoś tam jest. Jednak nie zdążył nic więcej zarejestrować, prócz tego, że ta sylwetka jest mu znajoma, bo usłyszał głośny krzyk przepełniony bólem. Taki, jak wtedy na Ulicy Pokątnej.
Hermiona od razu zauważyła czarną sylwetkę wśród regałów. Gdy zaczęła się bardziej przyglądać, poczuła znowu ten niewyobrażalny ból, który rozsadzał jej rękę. To tak strasznie bolało. Czuła, jakby wbijało się w nią milion igieł, a potem tą ranę ktoś posypał solą. Nie mogła dłużej wytrzymać. Świat zawirował, a potem ogarnęła wszystko ciemność.
(NIE WIEM CZEMU, ALE ROZDZIAŁ 25. MI SIĘ PRZENIÓSŁ NA SAM POCZĄTEK ;O WIĘC TU JEST LINK DO NIEGO DLA OSÓB, KTÓRE ZACZYNAJĄ DOPIERO CZYTAĆ :> http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/2013/11/25-osoba-trzecia.html#comment-form )
~**~
Przepraszam, że taki krótki, ale przez to głupie święto, nie byłam w stanie nic napisać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. :/ Naprawdę starałam się, ale nie wyszło. Przepraszam :C
Jednak pocieszę Was, że w następnym będzie BARDZO DUŻO się działo, i będzie długi, a na dodatek pojawi się w piątek :>
Nie zwracajcie uwagi na błędy :D