czwartek, 14 sierpnia 2014

41. Naturalna nienaturalność

Tak, jak mówiłam :) Jejku, jakiego mam powera do pisania! Cieszę się, że kilka osób przeprowadza małe śledztwo:) Zapraszam do czytania rozdziału 41.;)

~**~

-O czym?- spytał podejrzliwie. Męska duma nie pozwalała mu być pozytywnie nastawionym do tego Ślizgona.
Blaise ponownie się rozejrzał.
-Nie tutaj- odparł, po czym ruszył w stronę najmniej zaludnionego miejsca przy jeziorze.
Harry uznał, że powinien iść za nim, tak więc też zrobił. Jest środek września, a on już ma tyle spraw na głowie. Bał się pomyśleć, co będzie za kilka miesięcy.
Zatrzymali się w pobliżu największych drzew. Harry uśmiechnął się w duchu. Stąd idealnie widział Pansy, która zamaczała stopy w jeziorze razem z Dafne. 
-No... to mów.- Wzruszył ramionami. Czarna zaśmiała się serdecznie, gdy przyjaciółka dostała od niej wodny cios.
-Byłem wczoraj u McGonagall i w jej gabinecie nie ma portretu ani Snape'a ani Dumbledore'a.
Harry zmarszczył czoło.
-Jak to nie ma?- spytał zdziwiony. Przecież sam załatwił, żeby Snape tam wisiał.
Diabeł westchnął zniecierpliwiony.
-Wiesz, co to znaczy 'nie ma', Potter?- powiedział ironicznie.
Gryfon puścił tą uwagę mimo uszu. Musi koniecznie porozmawiać z Malfoy'em.
-Jesteś pewien, że ich tam nie było? Może ich po prostu nie zauważyłeś- spróbował, choć wiedział jakie to absurdalne.
Ślizgon sojrzał na niego, jak na idiotę.
-Myślisz, że mam pięć lat?- sarknął. Czemu ci Gryfoni nie są zbytnio błyskotliwi?
Harry zacisnął usta, wziął głęboki oddech na uspokojenie, po czym zaczął rozmawiać.

-Dobrze, nie ma tam tych portretów. Ale wiesz, że od zewnątrz za dużo nie da się zrobić?- Uniósł brew. Daf w odwecie popchnęła przyjaciółkę, która straciła równowagę, tym samym wpadając do wody, jednocześnie ciągnąc blondynkę ze sobą. Z całych sił starał się nie zaśmiać.
-Jak to nie? Właśnie myślę, że da się zrobić najwięcej.
Wybraniec prychnął głośno. Amator.
-Zapomniałem, że wy, Ślizgoni, chodzicie tylko prostą i na skróty.- Wywrócił oczami.
-Sam chyba zapomniałeś, że to Granger cię tyle nauczyła. Sam też wiele razy byś poszedł tą drogą.- Wbił w niego ostre spojrzenie. Gdyby nie to, że tylko on może mu pomóc, nigdy do niego by z tym nie przyszedł. Z tym i ze wszystkim innym.
-Ciebie też ktoś w końcu mógłby czegoś nauczyć, Zabini- sarknął, wyjmując ręce z kieszeni. Tego Ślizgona najbardziej nie lubił.
-Umiem więcej niż ci się zdaje- powiedział, patrząc mu prosto w oczy ze ślizgońskim uśmiechem. 
Gryfon zacisnął mocno pięści. Jeszcze chwila i odejdzie.
-Nie muszę wcale z tobą rozmawiać, ale to robię, więc korzystaj z okazji- odparł przez zaciśnięte zęby. Obie Ślizgonki wyszły z wody.
-Robisz to, bo sam jesteś ciekaw o co chodzi. Skoro twierdzisz, że od zewnątrz nie da się nic zrobić, to będziemy musieli poszperać w wewnątrzt.
Chłopak od razu się ożywił.
-Czekaj, jakie 'my'? Nie muszę ci w niczym pomagać.- Zmrużył oczy. Niepotrzebnie wracał na ten siódmy rok.
-Masz rację, nie musisz.- Pokiwał głową.- Ale będziesz chciał, a wiesz czemu? Bo ja również mogę ci w czymś pomóc.- Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 
-O czym ty... Aaa.- Zacisnął usa. Los ponownie uśmiechnął się, ale nie do niego. Blaise miał go w potrzasku. To prawda, będzie mu potrzeba również jego pomoc. Zrezygnowany odparł.- Zgoda. Mów, co mam robić.
Diabeł uśmiechnął się triumfalnie. 
2:0, Potter.
-Wyśle ci wiadomość- rzucił na odchodne, po czym ruszył w stronę zamku. Lecz po chwili odwrócił się w stronę zielonookiego.- Nie gap się tak na nią, Potter, bo uzna, że jesteś nią zainteresowany.- Zaśmiał się, kontynuując drogę do zamku.
Brunet zazgrzytał zębami. Chyba zrezygnuje ze snu, żeby z tym wszystkim się wyrabiać.
***
Draco siedział w jednej z ławek w pustej klasie. Nie miał własnego dormitorium, więc stracił bezpieczne miejsce do rozmów. Czekał na Pottera. Musieli w końcu zająć się tą kolejnością. Chciał mieć chociaż jedną sprawę z głowy. Za dużo tego wszystkiego. Zakład, McPersow, te wszystkie dziwne rzeczy, które dzieją sie wokół, Carmen, sprawa ojca i ciotki, Vicotoria... Nie dość, że w tej szkole na pewno nie jest bezpiecznie, tym bardziej, że ktoś, kto w niej jest na codzień czyha na ich życie, to Vi chce do niej przyjechać. I to nie w odwiedziny do ojca, kuzyna, czy przyjaciół... Na stałe. Mats pokazał mu list, który od niej dostał. Pisała, że również skorzysta z wymiany studenckiej, aby siódmą klasę tutaj dokończyć. Cały dzień zastanawiał się, jak ją odwieźć od tego pomysłu, jednak nic mu nie przychodziło do głowy. Ona  n i e  m o ż e  tutaj być. Gdyby jeszcze jej sie coś stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Poza nią, miał jeszcze Granger na głowie. Mimo wszystko zbliża się rozwiązanie zakładu, a on tak czy siak, jeszcze jej nie uwiódł. Fakt, całowali się i to z jej inicjatywy, ale jeden raz to za mało. Sam przecież wiele razy próbował skraść jej całusa, lecz ta zgrabnie go unikała. Fakt, nadażają się coraz to nowe okazje, ale musi to wszystko dobrze rozegrać. Dzięki temu eliksirowi bądź co bądź, zbliżyli się do siebie TROCHĘ, pomaga jej być buntowniczą Hermioną Granger, ocalił jej życie dwa razy w ciągu tego roku szkolnego, wysłuchał jej, gdy byli w Hogsmeade oraz u siebie w dormitorium, pogodził ją z Rudą na początku roku szkolnego, policzył się z Benem, pogadali wtedy, podczas wspólnej kąpieli na początku roku i użył jej swojej pomocy, kiedy klątwa dawała o sobie znak. Wbrew pozorom MUSIAŁ zakiełkować w niej jakąś tam poprawną znajomość. Zastanawiał się, jak będzie przebiegał bal. Idą na niego razem, będą to ostatnie chwile, które będą spędzali razem pod wpływem bierzącego zakładu. Ciekawiło go, jak będą wyglądały wtedy ich relacje. ZAWSZE wygrywał wszystkie zakłady, które dotyczyły dziewczyn, lecz z tą Grydonką było dużo, dużo ciężej. Sam się dziwił, bo myślał, że po sprawie z Weasley'em będzie szukała kogokolwiek do załatania dziury w sercu. Albo po sprawie z McPersowem. Ale nie, ona wciąż pozostawała nieugięta. Niepokoił go fakt, że "blondynka" coś podejrzewa. Pamiętał okres, że była naprawdę prosta do zdobycia, lecz nagle przyszło jej opamiętanie, nie wiadomo skąd, i zaczęła być podejrzliwa, próbowała wychwycić u niego jakąkolwiek nieszczerość. Na szczęście jej się nie udało i miał nadzieję, że sobie odpuści. W sumie to był pewien, że sobie odpuści. Tym bardziej, że niedługo są jej urodziny.
 Do pomieszczenia wszedł Harry Potter.
-Nad czym Malfoy może tak rozmyślać?- spytał, siadając naprzeciwko niego. Wziął ze sobą teczkę z własnymi rozpiskami. Zauważył taką samą u kuzyna, na co uśmiechnął się pod nosem do siebie.
-Byś się zdziwił- mruknął do siebie.- I co, masz coś?- spytał, wyciągając się na krześle.
Potter zanim odpowiedział, machnął różdżką w stronę drzwi, aby nikt nieproszony im nie przeszkodził.
-Postarałem się pozbierać trochę faktów, żeby mogło nam to pomóc ustalić kolejność. Noi może uda nam się ustalić jakieś wskazówki, kto za tym stoi.- Rozłożył kilka kawałków pergaminu na ławce.
-Wiemy kto za tym stoi- syknął, robiąc to samo.
Harry wywrócił oczami.
-Och, no pewnie. McPersow robi to wszystko sam, ewentualnie z pomocą swoich kilku klonów- prychnął z ironią. Typowy Malfoy.
Ślizgon zmrużył oczy, ale przemilczał to. Może i był za bardzo pewny winy Gryfona, ale on doskonale wiedział, że to on stoi za tym wszystkim.
-Pokaż co masz- powiedział, nachylając się do przodu, aby przeczytać zapiski kuzyna.
Potter rozpisał wszystkich swoich przyjaciół. Na jednej stronie była Hermiona, na drugiej Ginny, na trzeciej napisał Rona, a na ostatniej siebie. Pod każdym nazwiskiem napisał to, co wydarzyło się danej osobie podejrzanego. U Herm była zamieszczona akcja z wakacji, gdy byli w trójkę nad jeziorem, sytuacja na szlabanie oraz z tą ręką. Strona Gin była pusta, podobnie jak Rona. On sam zaś napisał sobie akcję, kiedy Ruda wybawiła go z opresji. Nie było tego zbyt wiele, ale on nawet nie miał okazji za bardzo porozmawiać z resztą na ten temat.
"Szatyn" zmarszczył brwi. 
-Do Granger dopisz częste zawroty głowy, skradzienie akt oraz akcję z bahankami. Do Rudej przyklej to.- Podał mu karteczkę, którą dał mu Blaise, "Diabeł tkwi w szczegółach.".- Rudy mnie nie obchodzi za bardzo, a ty sam wiesz najlepiej- pointruował go. 
Brunet pokiwał głową, zapisując wszystko. 
-Okej, teraz pora na Slytherin.- Tym razem to on zabrał się za analizowanie.
Najwięcej zapisków było przy nazwisku 'Draco Malfoy'. Była tam wzmianka o Victorii Malfoy, akcja z bahankami, wspomnienie szlabanu, kartka "Gryfoni są waleczni i honorowi,
Puchoni przyjaźni i życzliwi,
Krukoni zaradni i głodni wiedzy, a
Ślizgoni chytrzy i cwani
A ty kim w takim razie jesteś?
Pilnuj swoich rzeczy, bo ktoś ci je zabierze.
Tak, jak wtedy.'. Przy Matsie było lekko napisane 'Vi' oraz kolejna wiadmość 'Nie wszystkie wspomnienia są miłe, co?", przy Pansy nic nie było, przy Blaise również nie.
-Sądzę, że ta sprawa z włosami Pansy jest warta zapisania- bąknął Harry, a Malfoy bez sprzeciwu to zapisał, najpierw posłyjąc mu długie spojrzenie.
-Mnóstwo rzeczy tu nie pasuje- powiedział Draco, czytając wszystko kilka razy.- Pełno luk, zero powiązań, nie wszyscy dostali karteczki od tego psychola.
Gryfon natomiast dopisał do karty Ginny sytuację, kiedy ktoś zamknął ją w bibliotece. I... to tyle.
-Tyle tego, że nie wiem od czego zacząć- mówił do siebie Wybraniec. Rzeczwiście, mieli tego całkiem sporo, tym bardziej, że sytuacja była utrudniona, gdyż mieli za mało elementów.- Zacznijmy od wiadomości- zdecydował.- Kiedy Ginny dostała tą wiadmość, wiesz może?- spytał, biorąc pergamin z nazwiskiem Rudej.
Ślizgon posłał mu pobłażliwe spojrzenie.
-To moja, czy twoja przyjaciółka?- Uniósł brew.
-Zabini jest twoim przyjacielem, a o ile się nie mylę, to są z Gin blisko, więc ona mogła mu coś powiedzieć, a on tobie- sarknął. Czemu wciąż jest mu wytykana Ginny?
-Masz rację, nie mylisz się, są blisko.- Pokazał swoje białe zęby w złośliwym uśmiechu.
Gryfon zazgrzytał zębami. Każdy Ślizgon jest taki sam. Nie może się doczekać, aż jemu nadarzy się okazja do drwin.
-Ale nie, nie wiem kiedy. Jakoś w pierwszym tygodniu, może na początku drugiego.- Wzruszył ramionami.- Tylko ona dostała wiadomość? Reszta Gryfiaczków nie?- spytał, marszcząc czoło. 
-Nie- odparł sucho, ustawiając kartę na początku. Też go to dziwiło, ale cóż, może każdy ma na to jeszcze czas.- Dobra. A twoja wiadomość?- spytał, biorąc jego teczkę.
-To był drugi tydzień września.- Przypomniał sobie wszystko co działo się na szlabanie, jak poszedł do Blaise'a, a tam było tajemnicze pudełko, a w nim jego różdżka, którą ktoś mu odebrał na szlabanie.
Harry kiwał głową, ustawiając ją na drugim miejscu.
-Został Mats. To było na butelce Whiskey, jakiś tydzień temu?- mruknął Smok, odkładając kartkę z informacjami dotyczącymi przyjaciela na samym końcu.- I to tyle, jeśli chodzi o kolejność wiadomości. Weasley, ja i Mats- mówił do siebie, zapisując imiona w poprawnej kolejności na kolejnej kartce pergaminu.- Czemu taka kolejność? I jaka jest późniejsza?- spytał, drapiąc się piórem po nosie.
Potter zamyślił się. Myślał, że starczy mu tych zagadek, które rozwiązywał przez siedem lat już na całe życie. Ale nie, jak zwykle, róbmy na złość Potterowi.
Przyglądał się wszystkiemu, co leżało na ławce. To było strasznie zagmatwane. Tym bardziej, że po trzech wiadomościach muszą rozszyfrować całą resztę. Coś mu zaświtało w głowie.
-Jak myślisz... Może tu chodzić o to, że ktoś, kto to podrzucił...- Malfoy głośno i znacząco zakaszlał.- Że Ben był przekonany, że wszyscy podzielimy się tymi wiadomościami? Wiesz o co mi chodzi? Może to nie ma znaczenia, kto dostaje te wiadomości, bo to po prostu ostrzeżenia, albo wskazówki co i komu może teraz się stać? Bo tak, jak myśleliśmy kolejność miała być inna. Gdyby wiadomości miałby być według kolejności, Hermiona by dostała ją szybciej od Ginny- mówił powoli, ważąc każde słowo, jakby sam starał się zrozumieć co mówi.
-Dobrze, mózgu, powiedz mi w takim razie, co mają oznaczać te wiadomości?- spytał Ślizgon, opierając czoło na dłoniach.
Gryfon zacisnął usta, wczytując się w wiadomości. Nie umiał doszukać się w tych wiadomościach głębszego sensu, bo dla niego to, co tam pisało, było jedynym przekazem. Och, na Merlina, on nie jest Hermioną!
-A czy to ja je pisałem, żebym wiedział?- spytał w końcu.
Draco uśmiechnął się kwaśno. 
-Twoja teoria jest bez sensu, Potter.- Pokiwał przecząco głową.
-O, a masz lepszą?- sarknął, ściągając okulary, aby je przetrzeć rękawem.
Smok przejechał dłońmi po twarzy.
-Nie- powiedział zrezygnowany.
Brunet westchnął głośno.
-Dobra, zostawmy te wiadomości- zdecydował.- Ustalmy kolejność. Poza tym, chyba do każdej osoby należy dopisać tą sytuację z piątego roku- powiedział, zabierając się za pisanie po 'kartach Gryfonów'. 
-Okey. O, zapomniałbym. Do Rudej dopisz zaklęcie czarnomagiczne rzucane przez Astorię- powiedział Draco, zajmując się pergaminami ze Ślizgonami.
Potter zmarszczył czoło. Jak to jest, że Ślizgoni wiedzą więcej o dziewczynie, z którą się przyjaźni, a nawet z nią był i zna ją od kilku lat. Kiedy skończył, odłożył pióro na blat.
-A więc, kto mógł pojść na pierwszy ogień?- spytał, po raz kolejny tego wieczoru czytając wszystko dokładnie.
-Myślisz, że to poszło tym, kogo winy było wtedy najwięcej?- zapytał Draco, skubiąc róg pergaminu.
Harry zamyślił się. Poprzednie lata pamiętał, jak przez mgłe, więc to mu nie ułatwiało niczego.
-Możliwe. Tyle, że kto wtedy najbardziej zawinił?- Spojrzał na niego zaciekawiony.
Smok zacisnął usta. Był pewien na milion procent, w czym upewniła go tamta analiza z Matsem, że każdy z nich zrobił jeszcze coś, o czym wie on sam. Coś, co mogło jeszcze bardziej zezłościć McPersowa. I jak oni mają cokolwiek ustalić, skoro każdy z nich tryzma to dla siebie?
Również spojrzał na Pottera, bo poczuł się nieswojo.
-Co ty właśnie przed chwilą zrobiłeś?- warknął z groźnym błyskiem w oku.
Gryfon zmieszał się trochę.
-Musiałem.- Wyciągnął ręce przed siebie w obronnym geście.
-Nic, Potter, kompletnie nic nie daje ci prawa czytać moich myśli, jasne?- syknął, wbijając w niego miażdżące spojrzenie.
-Przynajmniej wiem, że myślimy o tym samym- dodał na usprawiedliwienie.
-O, i co mały Potter i jego banda zrobiła, przez co ciągnie się to do tej pory?- spytał ironicznie, przechylając głowę na bok.
-O, czyżby mały Malfoy i jego banda też coś takiego zrobiła, skoro są w takim samym położeniu?- odciął się. Malfoy i Potter to nie jest najlepsze połączenie, ale też nie najgorsze.
"Szatyn" nie odpowiedział tylko, spojrzał jeszcze raz na rozpiski.
-Kiedy przytrafiła się Granger ta sprawa z jeziorem?- spytał, podnosząc 'jej' kartkę. 
-Hm... chyba w połowie lipca, a co?- spytał, jednak szybko zrozumiał o co chodzi.
-Sprawa z Victorią też wtedy, więc albo ona albo ja byliśmy pierwsi- powiedział, ustawiając swoją i Gryfonki kartkę na samym początku, równolegle do siebie.- Kto mógł być następny?- Spoglądał na resztę zdezorientowany.
Zmarszczył brwi.
-Komuś coś potem się przydarzyło? Bo chyba następna była Ginny- odparł powoli, układając jej kawałek pergaminu zaraz za byłymi Prefektami Naczelnymi.
-Jesteśmy na dobrej drodze. Chyba- powiedział już z nieco lepszym nastrojem.- Kto następny?
Harry raz po raz przebierał w notatkach. Może nie wszystko stracone.
-Hm, potem Bell dostał tą wiadomość na butelce, ale w sumie to nic mu się nie stało, prawda? Więc chyba nie można tego potraktować, jak jakiegoś napadu. Poza tym to chyba...- Ostatnie rzuty okiem.- Ja byłem następny. Mam na myśli tą sytuację, co mieliśmy się spotkać na Dziedzińcu Transmutacji.- Położył swoją kartę za kartą Gin.
Zostały Pansy, Matsa, Rona i Blaise'a.
-Mamy połowę. Potem możemy chyba wpisać Pans, co sądzisz?- spytał z dziwnym błyskiem w oku.
-Ta, możemy- mruknął Harry, kładąc rozpiske z Pansy zaraz po jego.- I jesteśmy w martwym punkcie.- Westchnął.
Draco zacisnął usta, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Nie pasowało mu coś, tylko nie wiedział co.
-Czyli musimy obserwować resztę.-Wywnioskował układając pozostałe na jedną kupkę.
-Teraz pozosaje nam, kto za tym stoi i czemu.- Wychylił się na krześle. Kto by w ogóle pomyślał, że on i ten Ślizgon będą WSPÓLNIE myśleli nad czymś takim. Ciekawe czym jeszcze zaskoczy go życie.
-Wiemy kto.- Wciąż upierał się przy swoim.
-Ile razy mam ci, Malfoy, powtarzać, że on nie może robić tego sam?- spytał poirytowany. 
Chłopak nic nie odpowiedział. Najważniejsze, że miał rację, co do Bena.
-Ta cała Jade jest podejrzana. Noi jest Gryfonką.- Machnął ręką, kładąc nogi na ławce.
-Myślisz, że to Gryfoni się zmówili, żeby na nas czyhać? Ty jesteś chory, Malfoy- odpowiedział, marszcząc czoło.
-Nie? To nie u mnie w domu jest jakiś psychol.
-Teraz, bo reszta już nie żyje, albo jest w Askabanie- powiedział szybciej, niż pomyślał.
Przez twarz Smoka przemknął cień. Chrząknął, po czym usiadł prosto.
-Pośpieszmy się z tym, bo muszę niedługo wracać- powiedział sucho, a Potter przeklął się w duchu.
-Jasne- bąknął.- No to ee... będę się bliżej przyglądał Jade, jeśli nie będzie z Matsem. Ale myślę, że skoro my jesteśmy z Gryffindoru i Slytherinu to ktoś u was też nie jest fair.- Atmosfera zrobiła się trochę napięta.
Ślizgon wyraźnie się ożywił.
-Myślisz, że nie zauważylibyśmy takiej osoby w Slytherinie? Ślizgoni są sobie lojalni- odparł dumnie, jednocześnie zbierając niektóre notatki z powrotem do teczki.
-Serio? Chcesz się sprzeczać o to, czy Ślizgoni są lojalni?- spytał ironicznie, robiąc to co on.
-Słuchaj, ustal po prostu kto za kim nie przepada za bardzo i będziemy na prostej drodze do rozszyfrowania tego.- Wzruszył ramionami, ruszając w stronę drzwi.- I warto też rozważyć tamte tajemnice.- Otworzył drzwi, gdyż Gryfon wcześniej ściągnął zaklęcie.
Brunet pokręcił zrezygnowany głową, zgarniając swoje rzeczy, po czym również udał się do wyjścia. Jednak nie zaszedł za daleko, ponieważ Malfoy wciąż stał w drzwiach.
-Co ty robisz?- spytał zdezorientowany, podąrzając za jego wzrokiem.
-Ktoś nas chyba podsłuchiwał. A raczej próbował- powiedział, podnosząc z posadzki guzik od szaty szkolnej, którego wcześniej na pewno nie było.
***
Minęły trzy dni. Przez te trzy dni ani razu nie odezwała się do Hermiony, ani ona do niej, choć widziała, jak było jej ciężko. Chociaż... Nie, chyba jednak nie widziała. Herm była za bardzo zajęta próbowaniem odwrócenia skutków ubocznych tego eliksiru, jednak było widać gołym okiem, w każdym razie dla niej, bo od tylu lat się znają, że sprawia jej to frajdę. Z resztą... Ona też była zajęta. Mieli z Blaisem obowiązki Prefetków Naczelnych oraz tamte zagadki do rozwiązania. Wie, że tamten rozmawiał z Harry'm na temat tych portretów, lecz jeszcze z nim nie porozmawiała na ten temat. Westchnęła cicho.
Ginny wygramoliła się ze swojego ogromnego łóżka najpóźniej, jak to tylko możliwe. Siedziała do późna w nocy, dlatego też łapczywie łapała każdą minutę snu. Leniwym krokiem podeszła do wielkiego okna, aby odsłonić zasłonę. Pogoda była coraz brzydsza. Było ciepło, jednak słońca prawie wcale nie było widać. Pamiętała doskonale, co dzisiaj za dzień, dlatego też założyła swoje najlepsze ubrania do mundurku, choć i tak się przebierze, gdy wróci po lekcjach do dormitorium. Po wykonaniu porannej toalety zeszła na śniadanie, wcześniej sprawdziwszy, czy pewna paczuszka leży na swoim miejscu.
Na dole czekał na nią Zabini.
-Ruda! Mam do ciebie prośbę.- Zaczął, zrównując się z nią.
-Nie- odpowiedziała, odrzucając poskręcane dzisiaj włosy do tyłu.
-Nawet nie wiesz jaką- prychnął, wymijając jakąś Krukonkę.
-Doskonale wiem jaką, Blaise. Nie, nie zostawimy tych akt w spokoju.- Irytowało ją to trochę, że Zabini jest temu taki przeciwny. Wiedziała, że jego również zżera ciekawość, ale jego zachowanie było czasami bardzo dziwne. Tym bardziej, że wcześniej dostała tą wiadomość przy lalce, albo straciła kilka stron z dokumentów pani Zabini. Musiała być podejrzliwa.
-Nie mówie, żeby je zostawić. Bardziej chodziło mi o danie im przerwy, żeby mogły zregenerować atrament- odparł bez większego przekonania.
Gin spojrzała na niego, jakby pierwszy raz go na oczy widziała.
-Ty naprawdę jesteś taki głupi, Zabini?- spytałą, wchodząc do Wielkiej Sali.
-Tylko przy tobie, tak tracę rozum- mruknął, robiąc krok w jej stronę.
Gryfonka powstrzymała uśmiech. Mieli zachowywać do siebie pewien dystans, jeśli chcą przestać po sobie powtarzać, ale coś im to nie wychodziło.
-Smacznego- pożegnała się szybko, kierując się w stronę stołu Gryffindoru. Czuła na sobie wzrok Ślizgona.
Usiadła obok Harry'ego, który wyglądał trochę mizernie.
-Hej, co się dzieje?- spytała, nalewając mu trochę wody.
-Nic takiego, pewnie się nie wyspałem.- Machnął ręką, przyjmując z wdzięcznością napój.
Wiewiórka posłała mu długie spojrzenie. Niech mu będzie, uwierzy mu, choć jej to wcale nie wygląda na przemęczenie. Nalała sobie płatków, a kiedy zaczęła je jeść do środka weszła dwójka uczniów. Draco Malfoy tradycyjnie pociągnął za sobą Hermionę Granger, obejmując ją w pasie.
Ruda napotkała jej wzrok, który natychmiast odwróciła. Dzisiaj będzie miała chwilę wytchnienia, poniważ Blaise pilnuje szlabanu Herm.
-Nic się nie zmieniło?- spytał Gryfon, trochę lepszym głosem.
-Nie, wszystko tak, jak się umawialiśmy.- Uśmiechnęła się szeroko. Dobrze, że mimo wszystko utrzymuje z nim kontakt. Harry był naprwadę pomocny i przyjacielski.
-Mam nadzieję, że reszta września zleci- mruknął pod nosem, nakładając sobie na talerz naleśnika.
-A ja mam nadzieję, że ten rok szkolny zleci- burknęła, dolewając mleka do miski.
-O, mądre spostrzeżenie!- Pokiwał głową, rozkoszując się śniadaniem.
-Widzimy się potem- pożegnała się, gdy skończyła swoją porcję, a następnie ruszyła na lekcje.
***
Była piąta lekcja, zostały jeszcze dwie. Jednak to nie robiło mu różnicy, bo na żadnej nie mógł się skupić. Wciąż myślał o liście od Vi. Napisała w nim, że przeniesie się do Hogwartu. A to oznacza, że będą w tej samej szkole, widywać się na codzień. Victoria to jednak Malfoy, więc na pewno trafi do Slytherinu, co mu wcale... No właśnie co? Sam nie wiedział czy się cieszy z tego powodu czy nie. Jednak to do niego napisała list z taką wiadomością, nie do kuzyna. Oboje pamiętali to, co się wydarzyło, gdy ją odwiedził latem, lecz oboje wiedzą, że sami tego chcieli, dlatego też nie mogą mieć o to do siebie pretensji. Jednak czuł, że w ich relacji coś się zmieniło i to go niepokoiło. Mimo wszystko chciał, żeby to była jego przyjaciółka, bo przecież świetnie się dogadywali oraz wiedzieli o sobie wszystko.
-Hej!- zawołał wesoły głos.
Mats podniósł lekko rozkojarzony wzrok i ujrzał drobną blondynkę, której włosy złotymi kaskadami spływały na chude ramiona, błękitne oczy patrzyły na niego wesoło, a pełne, czerwone usta ułożyły się w radosnym uśmiechu. Do jego nozdrzy doleciał wiśniowy zapach.
-Cześć, Jade.- Posłał jej ciepły uśmiech.
Jade Dawes.
Ta Gryfonka również go intryguje. Sam już nie wiedział, czy to przez to, że tak bardzo przypomina Victorię, czy po prostu ma w sobie jakiś urok, który na niego pozytywnie działa.
-Coś się stało? Jakiś nie w humorze jesteś.- Wydęła usta na podkówkę, przyglądając mu się uważnie.
Ślizgon uśmiechnął się w duchu. Naprawdę ją lubił.
-Nie, jest okey. Co słychać?- spytał, robiąc jej miejsce obok siebie na ławce.
Dziewczyna z gracją zajęła wolne miejsce, zakładając nogę na nogę, co je doskonale eksponowało, tym bardziej, że miała jedną z krótszych, czarnych spódniczek od mundurku.
Bell sppjrzał na nią kątem oka. Nawet figurę miała identyczną. Albo to jest jej jakaś siostra bliźniaczka, albo on już powoli zaczyna wariować.
-Wszystko w porządku. Marzę o tym, żeby te tygodnie szybko zleciały i był już bal. Wprost nie mogę się go doczekać- rozmarzyła się. To prawda, z wielką niecierpliwością czekała na piętnastego listopada.
Szatyn poprawił się na ławce. On również był ciekaw jak będzie wtedy to wszystko wyglądać. Oraz cieszył go fakt, że idzie na ten bal z Jade. I tak nie miałby z kim pójść, a takto przynajmniej nie będzie się nudził. Świetnie im się gadało.
-Muszę cię uprzedzić, że nie jestem dobrym tancerzem- parsknął, poprawiając rękaw białej koszuli.
Blondynka posłała mu rozbawione spojrzenie.
-Kłamimesz- zaśmiała się.
-Aż tak to widać?- spytał, patrząc na nią zaciekawiony.
Czarownica zmieszała się na chwilę, jednak szybko wróciła do poprzedniej postawy.
-Wiem, kiedy ludzie kłamią.- Uśmiechnęła się tajemniczo, machając stopą, osadzoną w czarnych, płaskich pantofelkach. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor.
-Tak? Skąd?- Uniósł brwi do góry, uśmiechając się radośnie.
-Po prostu to wiem.- Wzruszyła ramionami, poprawiając włosy.
-Kłamiesz.- Posłał jej zwycięskie spojrzenie.
Jade uśmiechnęła się pod nosem. Lubiła Matsa.
-Po każdym z nas to widać, tylko trzeba odpowiednio wyczuć moment.- Wstała z ławki.- Są to zazwyczaj drobiazgi, na które nie zwracamy na codzień uwagi, ale gdyby się tak bliżej przyjrzeć to to widać. Gdy ty kłamiesz, drga ci lewy kącik ust.- Posłała mu perskie oko.- Odprowadzisz mnie do cieplarni?- spytała, uroczo się uśmiechając.
-Jasne- odpowiedział, zastanawiając się nad tymi słowami. Ciekawe...
***
Taka wściekła dawno jeszcze nie była. Nie dość, że dzisiaj ma ten durny szlaban z Zabinim, to na dodatek te urodziny nie zapowiadają się na najlepsze. A chyba właśnie potrzebowała takiego miłego spędzenia czasu z najbliższymi. Fakt, sporo osób złożyło jej życzenia, jednak średnio jej na nich zależało. Poza tym, żaden z nauczycieli nie zwrócił jej uwagi za strój, czy też zachowanie. Ubrała zwykłe czarne jeasny oraz rubinową koszulę, która luźno na niej zwisała. Nie przesadziła z wyglądem, jak wtedy, jednak nie miała na sobie mundurka. Poza tym na lekcjach była głośna, przeszkadzała, jak tylko było to możliwe, flirtowała najgłośniej, jak potrafiła z Malfoy'em, ale  z e r o  reakcji. To ją irytowało bardziej, niż by mieli jej dać szlaban na kolejny ważny dla niej dzień.
Opuszczała jako ostatnia klasę od Transmutacji, głośno trzaskając drzwiami. Wszyscy wylecieli z niej, jak poparzeni. Oczywiście po raz kolejny ćwiczyli tamto durne zaklęcie. I oczywiście jej nie wychodziło. Ale temu zarozumiałemu Ślizgonowi szło tak świetnie, jakby często próbował transmutacji ludzi wbrew ich woli. Dzisiaj pojawiła jej się jasna, przylegająca do skóry sierść na rękach. Zastanawiało ją, jakim będzie zwierzęciem, lecz to ona wolała być lepsza. Jak zwykle.
Wyzywając wszystko i wszystkich pod nosem, szła do gabinetu sali Zaklęć. McGonagall pomyślała sobie, że będzie tam pracowała, jako iż tak bardzo podobają jej się zajęcia. Miała ochotę powiedzieć jej wtedy, żeby za dużo nie myślała, jednak zrezygnowała z tego.
Zrezygnowana weszła do wskazanego pomieszczenia, w którym czekał na nią Blaise Zabini.
-Miona, jesteś!- zawołał, cały w skowronkach, a ona jęknęła głośno. Podejrzewała, że to będzie jeden z najgorszych szlabanów, jaki kiedykolwiek odbyła.
-Blaise, jee- zawołała 'entuzjastycznie', odkładając swoją torbę na jedną z ławek.
Zabini uśmiechał się tak szeroko, że bała się, że zaraz braknie mu twarzy. Miała ochotę krzyczeć.
-Różdżka- powiedział, wyciągając rękę przed siebie z, jeśli to możliwe, jeszcze szerszym uśmiechem.
-Proszę- sarknęła, oddając mu ją.
Zastanawiała się w sumie jakim prawem ona mu ją oddała, skoro on swoją zatrzymał i dodatkowo użył jej przeciwko niej. Przewróciła oczami. Jakoś to przeżyje.
-Głowa do góry! Nie będę taki srogi- powiedział, a jego oczy błyszczały radosnymi iskierkami. Miał ochotę skakać ze szczęścia.
-Jasne- prychnęła, poprawiając koszulę. Mogła sobie odpuścić ten rok w Hogwarcie...
-Musisz tylko poukładać wszystkie książki na półkach w kolejności od najwcześniej do najpóźniej wydanej, wyszorować wszystkie ławki, krzesła, radzę zajrzeć pod spód, bo oboje wiemy, co uczniowie tam przyklejają, zmazać wszystkie ślady po atramencie, te na suficie również...
-Ty chyba jesteś chory!- zawołała. On sobie żartował, prawda?
-Minus pięć dla Gryffindoru za stawianie oporu. Na czym to ja, aa tak. Poza tym będziesz musiała zawiesić od nowa żyrandol, bo twój kawał go zniszczył odrobinę.- Skończył i rozkoszował się wyrazem twarzy dziewczyny.
Gryfonka zamrugała kilka razy.
-Przepraszam, co?- Uniosła brwi do góry.
-Czego nie rozumiesz?- Powstrzymywał szeroki uśmiech.
-Wszystkiego! Rozumiem, że Slytherin ucierpiał na twoim szlabanie, ale ja byłam sprawiedliwa! Ty za to jesteś wredny i się mścisz!- syknęła, dźgając go w klatkę piersiową serdecznym palcem.
Diabeł krzyczał z radości w duchu. Najcudowniejszy dzień w całym roku szkolnym.
-Kolejne pięć punktów, Granger. Jeśli nie zaczniesz swojego szlabanu to za każdą minutę zwłoki będę odejmował następne pięć- poinformował ją rzetelnym tonem, zaś ona sama trzęsła się ze złości.
Czarownica wzięła głęboki oddech na uspokojenie. Nie będzie się dzisiaj denerwować. No... jeszcze bardziej, niż była zdenerwowana.
-Powiesz mi, Blaise, czym mam wykonać swój szlaban?- spytała przymilnie, zaciskając mocno piąstki.
-Od razu lepiej!- Pochwalił ją.- Proszę.- Podał jej narzędzie pracy, na co jej cierpliwość poszła na przerwę.
-TY SOBIE CHYBA ŻARTUJESZ!- warknęła, patrząc ze złością na małą szczoteczkę do zębów.
-A czy wyglądam, jakbym żartował?- zapytał, przykładając dłoń do ust, aby się nie roześmiać.
-TAK! WŁAŚNIE TAK WYGLĄDASZ! NIE BĘDĘ NIC TUTAJ ROBIĆ, DOPÓKI NIE DOSTANĘ NORMALNEGO ŚRODKA CZYSTOŚCI!- krzyczała i była pewna, że jej spojrzenie rzuca pioruny.
-Gryffindor traci dziesięć punktów...
-W NOSIE MAM ILE ICH STRACI! MOŻESZ JUŻ OD RAZU WSZYSTKIE ODJĄĆ!
-Skoro chcesz... Gryffindor traci dziewięćdziesiąt cztery punkty.- Wzruszył ramionami. Żałował, że nie będzie miał tego dnia gdzieś upamiętnionego.
Teraz to ją zagiął. Nie spodziewała się, że serio tyle odejmie. Warknęła groźnie, wzięła swoją torbę i ruszyła gniewnie w stronę drzwi.
-A ty dokąd?- spytał, zastawiając jej drogę ławkami, które przesunął za pomocą różdżki.
Nie odpowiedziała mu. Ma dosyć tych wszystkich Ślizgonów, tego dnia, miesiąca, roku.
-Halo, nigdzie się nie wybierasz.- Pokręcił głową z dezaprobatą.
"Blondynka" zatrzymała się i odwróciła do niego na pięcie.
-A co mi zrobisz? Odejmiesz punkty? Ups, już to zrobiłeś. Tak więc, przykro mi, Zabini, ale ja wychodzę- syknęła, przechodząc pod ławką.
Na usta Diabła wpełzł złośliwy oraz triumfalny uśmiech.
-Przecież ja nie muszę tylko odejmować puntków. Pamiętaj, że jestem Prefektem Naczelnym i mogę dawać ci szlabany, które możesz skończyć dopiero w czerwcu.- Spojrzał na nią z wygraną w oczach.
Dziewczyna zawahała się na chwilę, jednak w ostateczności wróciłą do chłopaka. Nie chce, żeby jej życie przez następne kilka miesięcy zamieniło się w piekło.
-Daj mi tą szczoteczkę- mruknęła pod nosem.
-Proszę. A z okazji urodzin trzymaj też to.- Położył jej na otwartej dłoni najmniejszy, jaki kiedykolwiek widziała, płyn do czyszczenia.
-O, jaki wielkoduszny- sarknęła, przyjmując jego hojność, a następnie wzięła się do pracy.
***
Harry darł na małe kawałki wiadomość od Zabiniego. Stał właśnie na korytarzu, na którym znajdował się gabinet dyrektorki. Oczywiście był schowany pod peleryną-niewidką. Czekał aż ktoś będzie stamtąd wychodzić, aby mógł sie tam wślizgność. Nie był pewien jakie jest hasło, a im obojgu zależało na czasie.
Zastanawiał się, jak Miona znosi szlaban. Podejrzewał, że jest na skraju wytrzymałości. Słyszał od kilku Gryfonek, które wracały z Wielkiej Sali, że klepsydra z czerwonymi diamencikami Gryffindoru jest puściutka. Stąd też wnioskował, że Blaise musi jej nieźle dawać popalić. Cóż... Ślizgoni są mściwi.
Zauważył, że po godzinie czekania kamienna chimera ukazała wejście do środka. O dziwo, wychodziła z niego nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią. Zdziwiony tym faktem, wszedł jak najszybciej do środka. Jednak, gdy przechodził obok kobiety, ta dziwnie patrzyła w jego stronę. Ale przecież... Nie, to niemożliwe. Ona nie mogła go widzieć. Pokręcił głową, a potem wspiął się do góry.
Zablokował drzwi dwoma fotelami, wcześniej ściągnąwszy swój najdroższy podarunek.
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Co ty tu robisz, Potter?- spytał ktoś grobowym głosem, przez co podskoczył zdziwiony.
Niczego nie rozumiał. Właśnie przemówił do niego portret Severusa Snape'a.
-Ja...eee...- zająkał się ze zdziwienia.
-Zapomniałem, jaki jesteś elokwentny- prychnął, świdrując go wzrokiem.
-Chciałem odwiedzić profesor McGonagall- palnął pierwsze, co przyszło mu na myśl.
-Dlatego przyszedłeś tu pod tą przeklętną peleryną i postarałeś się o to, aby nikt tu nie wszedł?- spytał z ironią, unosząc kpiąco brew do góry.
Harry oparł się o biurko. Nie rozumiał o co tu chodzi. Przecież wszystko jest na swoim miejscu. Snape na niego warczy nawet jako obraz, a Dumbledore śpi w złotej ramie.
-Cały czas pan tu... wisi?- zapytał, marszcząc czoło, gdyż zapewne niepoprawnie dobrał słowa.
-Tak, Potter, cały czas tu WISZĘ- sarknął, mierząc go srogim spojrzeniem.
Chciał coś jeszcze dodać, lecz usłyszał jakieś zamieszanie za drzwiami.
-Nie wiem co się dzieje.
Rozpoznał głos dyrektorki. Szybko włożył na siebie pelerynę, bo akurat w tym samym czasie drzwi, o dziwo!, się otworzyły. A był pewien, że to niemożliwe.
-Kto tu jest?- spytała starsza czarownica, rozglądając się po pomieszczeniu. Krzeseł na pewno tak nie zostawiła.
-Myślę, że należy jakoś wzmocnić zabezpieczenia- zassugerowała Pomfrey.
Gryfon na palcach podszedł pod ścianę. Nie chciał jakoś szczególnie przysłuchiwać się rozmowie tych dwóch czarownic.
-Też tak myślę. Szczególnie kiedy ktoś próbuje dowiedzieć się tego samego, co my- westchnęła Minerva, ustawiając meble na swoje miejsce.
-Dobrze, że zmieniłaś prefektów- odpowiedziała pielęgniarka, siadając naprzeciwko koleżanki.
Brunet był już przy drzwiach kiedy się o jakiś przedmiot, tym samym powodując mały hałas. Na szczęście wciąż pozostawał niewidzialny.
-Kto tu jest?- spytała ponownie, tym razem groźniej.
Zielonooki jak najszybciej opuścił pomieszczenie, nie zauważywszy nawet, że kawałek buta wyszedł na pole widoczności.
***
-Mam dosyć, rozłóż mi to na kilka tygodni, błagam- jęczała dziewczyna, nalewajac ostatnie krople płynu na szczoteczkę, a pozostało jej jeszcze więcej niż trzy czwarte kary.
-Nie ma mowy- zaświergotał. To było jak miód dla jego uszu.
-Odpłacę ci się, przysięgam- mamrotała pod nosem.
-Jasne, jasne- mówił, rozlewając atrament do pióra na czystym już miejscu. Kochał tą fuchę. Chyba wycałuje McGonagall za taką okazję... NIE!
Gryfonka wymyślała dla niego najgorsze tortury w myślach, kiedy nagle ktoś przysłał mu wiadomość.
-Czekaj, będę przed klasą, więc nie wyjdziesz- powiedział, wychodząc z klasy.
Hermiona rzuciła na podłogę szczoteczkę, patrząc ze złością na nowe plamy atramentu. On sobie chyba kpi. Wstała na równe nogi i jęknęła z bólu. Kolana ją strasznie bolały od tego ciągłego klęczenia. Rozejrzała się. Blaise wziął ze sobą jej różdżkę, jednak jej torba została. Podeszła do niej i zaczęła w niej szperać. Niczego przydatnego tutaj nie znalazła. Przydałoby się jej tajemne przejście stąd do jej dormitorium. Chciała przynajmniej rzucić w Zabiniego książką, gdy przyjdzie, dlatego też wyjęła ją, a wraz z nią jakąś kartkę.
Zaciekawiona podniosła ją i przeczytała.
|"Każdy ma prawo do jednego życzenia. Myślę, że twoje brzmi właśnie tak, jak myślę, dlatego też weź swoje rzeczy i szybko podążaj za czerwonymi strzałkami na korytarzu."
Zmarszczyła czoło. Co to ma znaczyć? Rozejrzała się spłoszona, ale w środku była tylko ona. Niepewnie założyła torbę na ramię i ruszyła w stronę wyjścia. Na korytarzu nigdzie nie zauważyła Blaise'a. Rzuciła okiem jeszcze raz na klasę, która wymaga sprzątania, a potem szybko opuściła to miejsce. Rzeczywiście, strzałki były. Szła zgodnie z poleceniem. I tak nie miała nic do stracenia. Prowadziło to wszystko na pierwsze piętro. Doszła do ślepego zaułku. Świetnie. Dała z siebie zrobić idiotkę. Będzie miała jeszcze większą karę, gdy Zabini zorientuje się, że jej nie ma w klasie. Westchnęła ciężko, rozmasowując skronie. Miała po dziurki w nosie tego dnia. Kątem oka zauważyła jakiś cień za rogiem. Automatycznie chciała chwycić różdżkę, ale zapomniała, że jej  n i e  m i a ł a. I nagle dopadła ją dziwna myśl. A co jeśli to tamta osoba z biblioteki ją tu ściągnęła? Jest bezbronna, nie ma jak się obronić. Przełknęła ślinę i wyjrzała za zakręt. Krzyknęła cicho, bo nie spodziewała się na środku korytarza wielkiego lustra.
-Co to ma znaczyć?- spytała samą siebie, podchodząc do niego.
Było to najzwyczajniejsze w świecie lustro. Patrzyła na nią zdezorientowana Hermiona Granger z blond włosami, zawijanymi w piękne loki, brązowymi, dużymi oczami, ubrana w idealnie dopasowane czarne spodnie i rubinową koszulę, podkreślającą jej czerwone same w sobie usta oraz przynależność do Gryffindoru. Przechyliła głowę na bok. Pod oczami miała ciemne wory, które powstały na skutek nie wyspania się. Cały czas przeżywała kłótnię z Ginny. Martwiło ją to strasznie, że nie mogą się dogadać, a jeszcze bardziej, że naskakują na siebie bez powodu. Bolał ją również fakt, że przyjaciele zapomnieli o niej w tak ważnym dla niej dniu.
Ponownie rozejrzała się wkoło, lecz ponownie była samiuteńka. Westchnęła głośńo. Komuś się nudzi, czy jak? Lusta odbijają wszystko lustrzanym odbiciem. Jednak nie miała nic napisanego w ten sposób. Nie było to również lustro AIN EINGARP, więc nie pokaże jej tego, co chce. Zaczynała być poirytowana. Obeszłą lustro, ale nic nie zobaczyła nadzwyczajnego. Nie... Zaraz. Z tyłu w ramie była kolejna karteczka. Tak, jak myślała, była napisana sposobem lustrzanego odbicia.
Stanęła ponownie naprzeciwko lustra.
"No, proszę! Brawo! Teraz zapraszam panią do pani sekretnego miejsca!"
Ale do jakiego miejsca? Podrapała się po głowie. Obejrzała jeszcze raz wiadomość, lecz nie było na niej nic więcej. Kompletnie nie wiedząc, gdzie się udać, ruszyła przed siebie. O co tutaj chodzi? I co się z nią stanie, jeśli Diabeł dowie się, że uciekła ze szlabanu?
Pokręciła szybko głową. Nie będzie sobie teraz sporwadzała na głowę czarnych chmur. Może i dobrze, że komuś się nudzi i postanowił wybawić ją z opresji. Jednak zastanawiała się, kto się tak pofatygował i o jakie sekretne miejsce chodzi? Merlinie, była w Hogwarcie tutaj jest pełno sekretnych miejsc! A może chodzi o jakieś, w którym kiedyś była przypadkiem? Ruszyła biegiem na trzecie piętro, gdzie w pierwszej klasie była z Harry'm, Ronem i Neville'm. Ostrożnie otworzyła drzwi, a w jednej chwili uderzyła w nią fala wspomnień. Pamiętała to wszystko, jakby to działo się wczoraj. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Tęskniła za starymi relacjami z chłopakami, jednak nie jest w stanie zapomnieć Ronowi tego wszystkiego, co się wydarzyło.
Rozejrzała się uważnie, lecz nic nie zauważyła. Zrezygnowana postarałą się przypomnieć sobie, czy jest jeszcze takie miejsce. Takim miejscem był Dział Ksiąg Zakazanych, lecz tam na pewno nie pójdzie. Być może chodzi o okolice Bijącej Wierzby? Niechętnie ruszyła w tamtą stronę. Jak nic, straci na te poszukiwania mnóstwo czasu. Wolałaby wiedzieć, CZEGO szuka. Był już wieczór, więc wszyscy siedzieli na kolacji w Wielkiej Sali. Choć jest opcja, że są w dormitoriach, bo podjerzewała, że mnóstwo czasu spędziła na tamtym szlabanie. Stukot jej obcasów miarowo roznosił się po pustym korytarzu. Nareszcie dotarła do frontowych drzwi. Z ulgą stwierdziła, że są otwarte. Jej twarz owiało zimne powietrze, dlatego też puściła się biegiem. Po kilkunastu minutach cała zdyszana zachowywała bezpieczny dystans od drzewa. Znowu nic. Straciła już dobrą godzinę na to wszystko, jak nie więcej. Cała poirytowana kopnęła jakiś kamień, a następnie syknęła głośno z bólu. Na dodatek zaczęło padać. Chciała krzyczeć ze złości.
-Beznadziejne urodziny- mówiła do siebie, gdy wracała do zamku.
Chciała je spędzić ze swoimi przyjaciółmi- z Harry'm i Ginny. Ale oni ją dzisiaj i przez ostatnie dni kompletnie ignorowali.
Ciężkie krople deszczu przemoczyły ją do suchej nitki. Chciała już być w swoim cieplutkim łóżeczku. Gdyby nie była na ścieżce konfliktu z Rudą pewnie bawiłyby się w najlepsze...
Otowrzyła szerzej oczy. Przyspieszyła kroku, gdyż zaczęła tonąć butami w błocie, a kiedy znalazła się w ciepłych korytarzach. Już wiedziała, gdzie ma się udać. Zawsze z Gin, gdy nie miały co robić, albo gdy musiały coś obgadać, szły do zazwyczaj pustego korytarza, w którym była jedna z wielu opuszczonych klas, którą same udekorowały i urządziły. Dawno tutaj nie były. W sumie to zastanawiała się, jak to wzsystko wygląda po wojnie. Fakt, chroniły tą klasę silne zaklęcia, bo obie je rzucały, jednak są, a raczej byli tutaj silniejsi czarodzieje od niej.
Z lekkim uśmiechem, ledwo co chodząc przez mokre spodnie, przyłożyła swoją dłoń do klamki, a następnie pchnęła drzwi, które z łatwością ustąpiły.
Zapaliła światło i westchnęła cicho. Nic tutaj się nie zmieniło. No, może z wyjątkiem kurzu, ponieważ ta klasa była nieużywana przez ponad rok. Dwa workowe fotele leżały na środku pokoju, a pod nimi cieplutki dywan koloru fioletowego. Po prawo był regał z książkami i różnymi liścikami, jakie pisały sobie przez tyle lat nauki. Po lewo stały różne stoliki, naczynia do herbat, kaw i ciasteczek, które przynosiły im skrzaty. Pod oknami stały wielkie kartony, w których znajdowały się stare rupiecie, jak na przykład plakietki jej akcji ochrony skrzatów, rysunki dwunastoleniej Ginny z Harry'm i wiele, wiele innych. Zaś na beżowych ścianach wisiały ich zdjęcia od początku znajomości, aż po sam koniec. Niepewnym krokiem weszła do środka. W pokoju roznosił się zapach perfum Weasley'ówny. Spojrzała na ścianę przy drzwiach. Wielkimi literami było napisane "GINNY & HERMIONA". Zacisnęła usta. Rozejrzy się tu szybko, a jeśli nic nie znajdzie, to wróci do siebie. Lecz tym razem znalazła to, czego szukała.
Z ulgą przeczytała ostatnią wiadomość.
"Gratuluję rozumu! Po takiej wędrówce pewnie jesteś zmęczona, więc zapraszam do odpoczynku w najwygodniejszym dormitorium w całym Hogwarcie!"
Wciąż się uśmiechając ruszyła do wieży Gryffindoru, zostawiając za sobą mokre ślady. Odgarnęła przylepione do twarzy włosy. Była taka zmoknięta, że z łatwością wyciskała ze swoich ubrań wodę.
Gdy lewdo co dotarła na samą górę, zauważyła, że portret do dormitorium Ginny jest uchylony. Z czystej ciekawości weszła do środka. Portrety same przecież się zamykają.
-BRAWO!- Usłyszała głośny krzyk pewnej rudowłosej dziewczyny.
Zmrużyła oczy przed jasnym światłem. A raczej błyskiem.
-Ginny?- spytała zdumiona.
Dziwił ją fakt, że nie tylko ona tam była, ale również Harry, Draco, Blaise oraz Mats. Przez całą długość pokoju przechodził napis "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MIONA!".
Młodsza Gryfonka rzuciła jej się na szyję.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałam aż tyle wtedy powiedzieć. Może to i była po części prawda, ale przecież to nie powód do zakończenia przyjaźńi. Z resztą, sama widziałaś naszą klasę- mówiła szybko, mocząc sobie ubrania, które już nie były mundurkiem. Ubrała szmaragdową bluzkę z okrągłym dekoltem, a do tego białe spodnie. Rude włosy solidnie zakręciła.
-Ty to wszystko wymyśliłaś?- spytała oniemiała, rozglądając się po raz kolejny po pomieszczeniu.
-Po części.- Uśmiechnęła się.- Namówiłam Harry'ego, żeby cię ignorował i Malfoy'a z Matsem, żeby wyciągnęli Blaise'a z klasy.
Miona uśmiechnęła się szeroko, jednak uderzyła przyjaciółkę w ramię.
-A to, za co?- syknęła rozmasowując sobie obolałe miejsce.
-Kazałaś mi latać po całym Hogwarcie! Plus po błoniach w taką pogodę.- Pokazała na siebie, śmiejąc się.
Ponownie coś błysnęło.
Spojrzała na Harry'ego, który trzymał w rękach aparat.
-Skąd ty to masz? Przecież...- zaczęła.
-Pożyczyłem od starego znajomego.- Machnął ręką, mimo wszystko krzywiąc się na wspomnienia tego flesza z poprzednich lat.
-Udana niespodzianka?- zapytała Ginny, siadając obok Zabiniego, który był nieco nadąsany.
-Tak, zdecydowanie- odpowiedziała, siadając między Gryfonem, a "szatynem".- Jak cię namówiła, żebyś tu przyszedł?- spytała podejrzliwie.
-Nie wiem, czy pamiętasz, ale musimy udawać parę, a jaki byłby ze mnie chłopak, gdybym nie był teraz tutaj.- Wyciągnął rękę, aby ją objąć.
Mats skrzywił się lekko. Wstał i wyciągnął coś zza krzesła.
-Zaprosiliście Ślizgonów, a to się z czymś wiąże- powiedział podając każdemu, o ironio, Ognistą Whiskey.
Herm posłała Rudej ukradkowe spojrzenie.
Solenizantka wyplątała się z ramion Ślizgona, siadając bliżej przyjaciela.
-Liczę, że dodasz z powrotem tamte punkty, Zabini- powiedziała z lekką złością w głosie.
-Ale z jakiej racji? Poza tym, przysięgam przy świadkach, ja, Blaise Zabini nigdy przenigdy nie dodam żadnych punktów Gryffindorowi.- Położył dłoń w miejscu, gdzie powinno znajdować sie serce, a następnie wypił kilka łyków alkoholu.
Reszta zrobiła to samo.
Nie można było powiedzieć, że wszyscy się zaprzyjaźnili, co to to nie, jednakże po pijanemu miło spędzili czas. Wspólnie. Harry tańczył sobie z Hermioną i Ginny, choć wcale nie mieli muzyki, potem reszta Ślizgonów zrobiła to samo, z tym wyjątkiem, że "blondynka" nie podeszła do ciemnoskórego chłopaka. Następnie rozmawiali w sumie o wszystkim i o niczym, śmiejąc się przy tym głośno. Zadziwiające, jak to alkohol wpływa na ludzi. Szkoda tylko, że nie wszyscy znali prawdę, czemu ta trójka wychowanków Domu Węża siedziała w gryfońskim dormitorium. Aparat, który Potter pożyczył miał już porobionych mnóstwo zdjęć, większość była bez sensu.
Po raz kolejny Herm przestała być czujna. Ale czuła, że właśnie dzisiaj potrzebowała takiej odskoczni od codzienności. Trudno, jutro będzie trzymała Malfoy'a z daleka od siebie, a Ruda Blaise'a. Mimo wszystko była im wdzięczna za dzisiaj. Upominki zostawiła, nie będzie sobie tym teraz głowy zawracać.
Była już któraś w nocy, a oni wciąż bawili się w najlepsze.
-Malfoy, przestań!- Śmiała się, robiąc uniki przed twarzą chłopaka.
-O co ci chodzi, może McGonagall też to zobaczy- powiedział niewinnie, łapiąc dziewczynę w pasie.
-Jasne- parsknęła, odchylając głowę do tyłu. Nawet nie czuła zmęczenia. Na całe szczęście jutro, a w sumie dzisiaj, sobota.
Spojrzała Draconowi w oczy, mrużąc swoje.
-No dobra, zasłużyłeś- odparła teatralnym głosem i pocałowała go w policzek. Dziwnie się czuła. W końcu to był Malfoy, a oni zachowywali się, jakby tamte lata w ogóle się nie wydarzyły. Mimo wszystko, dobrze się chłopak zachował. Teraz i wcześniej, więc podziękowała mu tylko.
-Bardziej podobała mi się wersja z Wielkiej Sali- westchnął.
-To masz problem, bo póki co, ona się nie powtórzy- zachichotała.
Odeszła kawałek od chłopaka, lecz daleko nie zaszła, ponieważ zaraz poleciała jak długa na ziemię. Nie zemdlała, po prostu... Sama nie wiedziała co. Straciła chyba równowagę. Czuła się w tym momencie inaczej. Zdziwiona spojrzała na resztę, która patrzyła na nią zdziwiona. Podniosła się na równe nogi, chwytając się najbliższego regału z książkami.
Zobaczyła, że nie tylko ona leżała na ziemi. Otworzyła oczy ze zdumienia.
Na dywanie leżał Draco Malfoy, który podnosił się, lekko zdezorientowany. Zauważył, że ona też upadła i również posłał jej pełne niedowierzenia spojrzenie.
-WYGLĄDAM NORMALNIE!- krzyknęli w tym samym momencie.
Hermiona znów miała swoje kasztanowe, piękne loki, okalające jej twarz o drobnych rysach, a Draco swój tleniony znak rozpoznawalny.
-W końcu!- zawołał szczęśliwy.- Przykro mi, Granger, ale na mnie ten kolor lepiej wygląda- dodał, siadając w fotelu.
-Nie szkodzi, jakoś to przeżyję.- Wydęła usta.- Przykro mi, że muszę to powiedzieć, ale... to koniec, Malfoy. Ten związek nie miał przyszłości.- Pokręciła głową, po czym wybuchła głośnym śmiechem na widok miny Ślizgona.
Niedługo potem wszyscy się rozeszli, a zostały w pokoju tylko ona i Gin, które w tym samym momencie rzuciły się na łóżko i niemal od razu zasnęły. Obie były w szampańskich nastrojach. Ginny spędziła miło czas z przyjaciółką i Blaise'm w jednym, a Miona przestała być tleniona. Relacje ze Ślizgonami zaczną wracać na normalny tor i wszystko wróci do normy. Przynajmniej miały taką nadzieję...
~**~
Oto rozdział :) Nie jestem do końća z niego zadowolona, chodzi mi o moment z urodzinami, ale naprawdę nie wiedziałam jak to opisać, a od początku miałam wizje, żeby te włosy skończyły się w tym momencie;/ Mam nadzieję, że mimo wszystko i tak rozdział nie zawiódł. Teraz przyspieszamy z akcją, bo nie może być cały czas wrzesień :D Szykuję trochę akcji :) O, i pamiętajcie, że u mnie nie wszystko jest takie, jak sie mysli ;)

sobota, 2 sierpnia 2014

40. Karuzela

Tak jak mówilam:) Rozdział punktualnie i tak już będą sie pojawiać! Zapraszam do czytania:)
~**~
Wszyscy wybałuszyli na nich oczy.
A Hermiona po prostu go całowała. I na dodatek wczuła się w to. Ich usta ponownie w tym roku szkolnym zetknęły się ze sobą, lecz teraz to było coś innego. Jej różane usta zachęcały przyjemnie chłodne Malfoy'a do rewanżu. Zajęło mu to chwilę, gdyż nie mógł uwierzyć, że ONA odważyła się zrobić coś takiego. Gdy już się opamiętał, zaczął oddawać jej pocałunki z taką samą pasją, co ona. To śmieszne, ale im obojgu się to podobało. Ich usta świetnie do siebie pasowały. On miał chłodne, troszkę wąskie i pełną dolną wargę. Ona natomiast ciepłe, duże i pełne. Draco mimowolnie objął ją jedną ręką w pasie. Hermiona uśmiechnęła się w duchu. Ślizgon świetnie całował. Musiała przyznać przed samą sobą, że podobało jej się to, dlatego też się w to aż tak bardzo zaangażowała. Sama się sobie dziwiła, lecz temu wszystkiemu towarzyszyło przyjemne uczucie. Nie robiła tego z udręką. Uśmiechnęła się lekko do siebie. Malfoy również uniósł kąciki ust ku górze.
Jednak mimo wszystko byli w Wielkiej Sali, a w niej była McGonagall, która, podobnie jak kiedyś, rozdzieliła ich za pomocą zaklęcia.
Wesołe ogniki powoli opuszczały orzechowe oczy Gryfonki, a twarz "szatyna" powoli wracała do codziennego wyrazu.
-Pani chyba się ostatnio zapomina, panno Granger- powiedziała cicho, do wciąż zarumienionej dziewczyny.
-Może najwyższa pora- odpowiedziała w ten sam sposób, patrząc dyrektorce hardo w oczy.
Minerva kipiała ze złości, ale nie odpowiedziała. Miona uznała, że to tylko cisza przed burzą.
-Nalać ci zimnego soku, Hermiono? Wiesz, żebyś trochę ochłonęła- zaproponował ktoś.
Zdziwiona "blondynka" spojrzała w tamtą stronę i zaniemówiła. Przy stole Slytherinu siedziała Jade Dawes, która ponownie nie wyglądała tak, jak zawsze.
-Co ty tu robisz?- spytała oschle.
Młodsza Gryfonka uśmiechnęła się wrednie.
-A gdzieś jest napisane, że nie mogę?- zapytała niewinnie. Obok niej przecież siedział Mats, którego zasłaniała skutecznie.- Poza tym, grzecznie zaproponowałam ci sok, nic strasznego- dodała spokojnie.
Miona zrobiła kwaśną minę. Jak ona jej nieznosiła. I zastanawia ją fakt, po co tutaj usiadła.
-Nie, dziękuję- odpowiedziała słodkim głosem, odwracając się do Malfoy'a.
Spojrzenia reszty uczniów paliły ją, lecz nic sobie z tego nie robiła. Podejrzewała, że jeszcze nie raz będą mieli ku temu powody.
-Myślisz, że się wkurzyła?- parsknęła.
Smok wciąż miał uniesione kąciki ust. Wygra ten zakład, czuł to. Kątem oka widział zrzedłą minę Blaise'a.
-Myślę, że tak. Ale chyba bardziej zdenerwował ją ten regulamin.
Herm uśmiechnęła się do siebie triumfalnie.
-Ach, to.- Machnęła ręką.- Wyczarowałam kopię, zdziwiłam się, że nie rozponała tego, pzecież zniszczenie tego regulaminu graniczy z cudem.- Wzruszyła ramionami.
Draco kiwał głową na znak, że rozumie. Wciąż miał lekko przyćmiony umysł.
-W końcu jakoś wyglądasz, Maniok- powiedział, patrząc na nią uważnym wzrokiem.
Miona skrzywiła się. Co to w ogóle za zdrobnienie?
-Malfoy, miałeś mnie tak nie nazywać!
-To o wiele oryginalniejsze niż jakaś Miona, czy Herm- odparł rzeczowym tonem.
Dziewczyna postanowiła tego nie komentować. Dziabnęła kilka razy zapiekankę, po czym parsknęła głośno.
-O co ci teraz chodzi?- spytał "szatyn".
Dziewczyna podała mu kielich, aby mógł się przejrzeć.
-Ładny kolorek, Draco. Teraz te usta są takie całuśne- zachichitała.
Ślizgon skrzywił się lekko. Miał soczyście czerwone usta, od szminki Granger. Szybko wytarł je serwetką.
-Następnym razem, Granger, nie nakładaj szminki- burknął, upijając trochę soku dyniowego.
-Następnym razem?- Uniosła brwi.
Malfoy nic nie odpowiedział, tylko posłał jej tajemniczy uśmiech. Spodziewał się, że dłużej będzie musiał ją temperować.
Kiedy kończyła jeść, rzuciła jeszcze na odchodne:
-Dzięki, Smoku.- I puściła do niego perskie oko, po czym wyszła.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Miona- mruknął do siebie, dopijając sok.
***
Zbliżał się koniec dnia. Lekcje już się kończyły. Wszyscy nauczyciele, jak na komende ignorowali Hermione oraz Dracona.
***
Siedziała na jednym z parapetów, czekając aż Blaise się w końcu zjawi. Mieli stawić się u McGonagall, aby omówić wszystkie szczegóły oraz dostęp do dormitoriów. Szczerze mówiąc ucieszyła się, że jest Prefektem Naczelnym. Po raz kolejny mogła się wybić od starszego rodzeństwa. Skoro tak dobrze jej szło, to może zacznie być aktywniejsza na Eliksirach...
-Długo czekasz?- Usłyszała dwa razy.
Podniosła lekko podekscytowany wzrok na Ślizgona, zeskakując na posadzkę.
-Nie. To co, idziemy?- spytała wesoło.
Brunet pokiwał głową, a następnie oboje skierowali się w stronę gabinetu dyrektorki.
-Jak Hermiona to przyjęła?- spytał Blaise, kiedy zaczęła nudzić go ta cisza.
Ginny zrobiła dziwną minę.
-Nie gadałam z nią od tamtej pory- odpowiedziała smutno. Zastanawiała się, czy przyjaciółka będzie miała do niej jakiś uraz przez to, ale doszła do wniosku, że to by było absurdalne.
-A Malfoy?- Spojrzała na niego zaciekawiona.
Diabeł zrobił niemrawą minę.
-Nie odzywa się do mnie.
-Czemu?- Zdziwiła się.
-Bo zabrałem mu to stanowisko, na które pracował przez tyle lat.- Wzruszył ramionami. Przejdzie mu niedługo.
-Szczególnie przez ostatnie dwa lata- sarknęła mimowlnie. W wojnie straciła brata, nie zapomni tego nikomu.
Diabłu mina zrzedła. Wiedział, że dziewczyna ma za złe wszystkim byłym śmierciożercom śmierć Freda. 
-Nie wiesz o wielu rzeczach, Ruda- powiedział cicho i odwrócił wzrok.
Weasley'ówna nic nie odpowiedziała. Gdyby pani Weasley widziała w jakim towarzystwie ona się ostatnio obraca, porządnie by się zdziwiła.
Do kamiennej chimery żadne z nich się już nie odezwało.
O dziwo, przed wejściem czekała na nich nauczycielka.
-Witam, panno Weasley, panie Zabini. Proszę za mną- powitała ich z uśmiechem, powiedziała hasło, a następnie zaprowadziła do swojego gabinetu.
Nic się w nim nie zmieniło odkąd Gin była tutaj ostatni raz. No, może z wyjątkiem portretu Snape'a i chyba Dumbledore'a.
Minerva dała im znak, że mają usiąść, jednak zrobili to z ociąganiem. Nim zaczęła wszystko tłumaczyć, Gryfonka rozglądała się ze zdziwieniem po pomieszczeniu. Nigdzie nie mogła znaleźć portretów dwóch ostatnich poprzedników McGonagall. Przecież to niemożliwe. Kątem oka zauważyła, że Ślizgon również doszukuje swojego byłego opiekuna. Nagle zapragnęła opuścić ten gabinet. Ostatnio czuła się nieswojo w obecności starszej czarownicy. Kręciła się w fotelu, dopóki opiekunka Gryffindoru nke zaczęła mówić.
-Zapewne wiecie na czym polegają obowiązki Prefektów Naczelnych. Dodam tylko, że patrole będziecie sprawować razem, codziennie o godzinie dwudziestej drugiej. Dormitoria, podobnie jak panna Granger i pan Malfoy, będziecie mieli osobne, poza łazienką, którą będziecie dzielić. Będziecie również pilnować niektórych szlabanów...- Nie dokończyła.
-Zajmiemy się szlabanem Hermiony?- spytała Ginny z nadzieją w głosie. Wtedy bez problemu mogłaby wyciągnąć z niego przyjaciółkę.
-Wy, nie. Jednak pan Zabini, tak- odpowiedziała powoli.
Blaise miał ochotę ją za to wyściskać. W końcu będzie mógł się zemścić za jego szlaban w Izbie Pamięci.
-Nie ma problemu, pani profesor- zapewnił ją rzeczowym tonem, a w jej oczach dojrzał jakiś błysk.
-Kontynuując. Poza szlabanami przysługuje wam prawo dodawania, bądź odejmowania punktów, ale to raczej wiecie. Oprócz tego możecie korzystać z Działu Ksiąg Zakazanych. Tutaj macie wszystkie potrzebne hasła oraz daty najbliższych szlabanów.- Podała każdemu po dwa kawałki pergaminu.- To chyba wszystko, jakieś pytania?- Spojrzała na nich uważnie.
-Tak, jedno- zaczął brunet.- Gdzie jest portret profesora Snape'a?- Wbił w nią oskarżycielski wzrok. Bardzo szanował byłego nauczyciela. To on im, jemu i Draconowi, pomagał w szeregach Czarnego Pana.
Na twarzy McGonagall drgnął mięsień. Nie o takie pytania jej chodziło.
-Wszystko z nim w porządku, panie Zabini- odpowiedziała twardo.- Pora już na was.- Wstała, aby odprowadzić zdziwionych uczniów. Kiedy byli już przy drzwiach, odezwała się dziwnym głosem.- Mam nadzieję, że sprawdzicie się lepiej niż wasi poprzednicy.- Po czym zamknęła za nimi drzwi.
Zdziwieni uczniowie wyszli na korytarz. Z tą kobietą ostatnio dzieje się coś dziwnego. 
-Jak myślisz, co się stało z tymi portretami?- spytała Ruda, kiedy już trochę się oddalili.
Zabini wyglądał na zamyślonego. A to niecodzienny widok.
-Nie mam pojęcia, ale nie podoba mi się to- odpowiedział po dłuższej chwili namysłu.
Dziewczyna westchnęła cicho. Marzy o tym, aby nastał już czerwiec.
Nagle otworzyła szerzej oczy, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Mamy osobne dormitoria, a wiesz co to oznacza?- Zatrzymała się gwałtownie, przez co niespodziewający się niczego chłopak wpadł na nią, chwiejąc się przy tym niebezpiecznie.
-Mogę podejrzewać- mruknął.
Rudowłosa posłała mu surowe spojrzenie. Kiedy on trochę dorośnie?
-Oznacza to, że oboje w końcu mamy spokojne miejsce, aby prowadzić nasze śledztwo.- Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc zbolałą minę Ślizgona.
-Masz rację- zironizował. Szczerze mówiąc, wolał zostawić ten temat. Co go to interesowało?
-A...- zaczęła niepewnie. Zastanawiała się, jak to ująć w słowa.- Nie chciałbyś może odstąpić mi jednego szlabanu? W sensie, że zamienić się.- Warto spróbować. Spojrzała na niego z nadzieją.
-Niech zgadnę. Chodzi ci o szlaban pewnej blondynki dziewiętnastego września?- Uniósł kpiarsko brew.
-Proszę, Blaise- powiedziała przeciągle, stając przed chłopakiem.
-Nie ma mowy! Role w końcu się odwróciły. Dobranoc, Wiewiórko- dodał na odchodne, gdy zobaczył, że otwierała usta, aby coś jeszcze dodać.
-W porządku. Dam sobie radę bez niego- mówiła sama do siebie, wspinając się po schodach.
***
Leżała na swoim idealnie zasłanym łóżku tak, że głowa zwisała jej bezwładnie nad panelami. Zawsze tak robiła, gdy musiała coś intensywniej przemyśleć. Kalkulowała ten rok szkolny od samego początku, począwszy od wejścia do pociągu. Już wtedy wszystko było inne. Przymilający się Malfoy, miła McGonagall, Harry i Ginny byli razem. A minęła dopiero połowa września. Bała się pomyśleć, co będzie w czerwcu. Teraz, gdy myślała już racjonalnie, sama się sobie dziwiła, jak mogła być taką słodką idiotką i na siłę szukać wsparcia po sprawie z Ronem. Oczywiście z jej szczęściem nasunął jej się Ben. Mimo wszystko zawdzięczała mu tylko słowo Ognista. Nic poza tym. Nie rozumiała też, czemu w ogóle wplątała się w znajomość z tymi Ślizgonami. Przecież tyle lat się nad nią pastwili. Czyżby uznała, że potrzebują od niej rozgrzeszenia? A może to ona potrzebowała zmienić trochę środowisko. Wbrew sobie, musiała przyznać, że lubiła Bella, Zabini ją rozśmieszał, a z Malfoy'em uwielbiała się droczyć, choć czasami miała ochotę go przeklnąć jakimś paskudnym zaklęciem. No właśnie- Malfoy. Ich relacje zmieniły się diametralnie. Spędzali teraz ze sobą mnóstwo czasu. Nie to ją przerażało, ale fakt, że się do tego zaczęła przyzwyczajać. Zawsze kiedy czuła się przy nim kompletnie wyluzowana, przypominały jej się czasy z wsześniejszych lat nauki. Albo tortury w Malfoy Manor. Dlatego też trzymała go mimo wszystko z dystansem. Rany może i się goją, jednak często zostają po nich blizny. U niej, te blizny były bardzo widoczne. Zdawała sobię również sprawę z tego, że Ślizgoni to widzą. Oraz, że starają się robić wszystko, aby o tym złym zapomniała. Gdyby nie patrzeć, to Draco uderzył Bena, gdy przyłapali go w tamtej sali, chciał ją uchronić przed spadającymi regałami na szlabanie, zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego, dał jej eliksir, gdy do niego przyszła w nocy, wtedy jak Ben ją uderzył, ten go uderzył i przeklął, a następnie posmarował maścią jej obolały policzek, później pomógł jej w zemście na nauczycielce, opowiedział o Victorii to i owo, pogadał z nią, wtedy kiedy tego potrzebowała, uratował ją w jeziorze, oddał jej swoje środki czystości na szlabanie, spędził z nią naprawdę miło czas w Hogsmeade, zaczął się do niej odzywać z większym szacunkiem..., no bez przesady, ale jednak nie wyzywał jej od szlam, pomaga jej z zaklęciem na Transmutacji... Ten Ślizgon zdecydowanie próbuje odpokutować. I w jakimś tam stopniu mu się to udało. Cóż, może w końcu dotrzyma słowa Matsu i da im wszystkim szanse na bliższe zbliżenie. Ale z drugiej strony pamiętała te wszystkie obelgi pod jej adresem, to nękanie i rujnowanie jej życia, zmuszenie ją do wyczyszczenia pamięci rodzicom, pozwolenie, aby ciotka ją torturowała, akcję na Pokątnej, oraz właśnie to tajemnicze słowo, które nie dawało jej spokoju. Coś jej mówiło, że to dla tego oni są tacy mili. Zobaczy, jak sprawy dalej się potoczą.
Kiedy zbierała swoje rzeczy, aby udać się do łazienki, ktoś wszedł do pokoju. Odwróciła głowę w tamtym kierunku i wbrew sobie zrobiła kwaśną minę.
-Och- powiedziała zdumiona, po czym skierowała wzrok w drugą stronę 
-Nie śpisz jeszcze?- zagadnęła Ruda, podchodząc do sąsiedniego łóżka.
-A wyglądam jakbym spała?
-No i w tym problem- mruknęła pod nosem. Hermiona zawsze gdy była niewyspana, nienawidziła każdego, kto znajdował się w jej otoczeniu.
-A to, co miało znaczyć?- Uniosła brwi, bacznie przyglądając się przyjaciółce.
-Nic.- Wzryszyła ramionami, a następnie wyciągnęła swój kufer na materac.
-Co robisz?- spytała "blondynka", opierając się o kolumne.
-Pakuje walizki, bo dzisiaj już możemy z Blaisem przenieść się do własnych dormitorii- odpowiedziała powoli, machając różdżką, aby jej ubrania, kosmetyki, podręczniki oraz cała reszta znalazła się w kufrze.
-Ach, no jasne- powiedziała cicho.- To...Udanej służby- rzekła może zbyt ironicznie, bo Gin gwałtownie odłożyła wszystko na szufladę.
-Widzę, że ostatnio masz jakiś problem ze mną, Hermiono, więc miłoby mi było, gdybyś raczyła mi wyjaśnić o co ci chodzi.- Już ją to zaczynało drażnić.
Miona nie spodziewała się takiego wybuchu po młodszej Gryfonce, ale w sumie ta rozmowa jest im potrzebna. O ile to będzie rozmowa...
-O, miło że zauważyłaś.- Wyprostowała się.
-No, słucham, wytłumacz mi o co ci cały czas chodzi.-Zmroziła ją wzrokiem.
Ginny miała już po dziurki w nosie tej niejasnej sytuacji. Przyjaźniły się od tylu lat, że chyba wypadałoby mówić sobie o wszystkim, prawda? 
-Wiesz o co mi chodzi?- spytała, podnosząc palec serdeczny do góry, gestykulując nim.- O to, że to ja przez te lata byłam prymuską, poświęciłam tak wiele dla tej szkoły, aby być najlepszą. A nie dość, że McGonagall odebrała mi stanowisko Prefekta Naczelnego, to na dodatek dała je tobie- wyrzuciła z siebie. Dużo emocji się w niej teraz buzowało.
-Co masz na myśli?- spytała sucho, wbijając w nią twarde spojrzenie.
-To, że ty nie zasłużyłaś na ten przywilej.
Rudowłosa prychnęła głośno. Mają szczęście, że są tu same.
-A kto tak powiedział? Ty?- Zmrużyła gniewnie oczy.
-Proszę cię.- Wywróciła oczami.
Gin zarumieniła się ze złości. 
-Od kiedy, Herm, stałaś się pępkiem świata? Myślisz, że tylko ty możesz być w czymś dobra, a inni nie? Myślisz, że jakim cudem za moje WYBITNE wyniki przenieśli mnie o rok wyżej? Myślisz, że czemu profesor Crake cały czas powtarza, że byłaby ze mnie świetna Mistrzyni Eliksirów?- warknęła, a potem zaczęła mówić spokojniej.- Myślisz, że ja nic nie straciłam przez wojnę? To ci przypomnę, Fred nie żyje.- Oczy zaczęły jej błyszczeć. Jak już mówią sobie o wszystkim, to o wszystkim.- Podejrzewam, że pomyślałaś, że po mnie to spłynęło, ale wiesz co? Do tej pory nie mogę pogodzić się z jego śmiercią, pielęgnuję każde wspomnienie z nim związane, cierpie podwójnie, gdy widzę w jakiej rozsypce jest George. Ale nie, ty sądzisz, że przecież ile można przeżywać jedną tragedię...- Nie dokończyła. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
-Nigdy nie powiedziałam czegoś takiego- odparła Miona cicho, mając spojrzenie utkwione w łóżku Gin, byleby na nią nie patrzeć.
-Nie musiałaś. Ty nic nigdy nie mówisz. Nie pamiętam, żebyś się mnie spytała, jak sobie z tym radzę, jak się czuję, czy chce się wygadać. Rozmowa nie przywróci mu życia, ale mnie by trochę ulżyło.- Cała się zaczynała trząść. Tyle czasu to w sobie dusiła, że gdy to w końcu powiedziała, poczuła się lżejsza.
"Blondynka" czuła się, jakby Weasley'ówna dała jej w twarz. Bolało ją to, że tamta ma o niej takie zdanie, tym bardziej, że przecież zależało jej na przyjaciółce. Kiedy tamtej łzy cały czas płynęły, miała ochotę do niej podejść, przytulić ją i zapomnieć o dzisiejszym dniu, jednak zdawała sobię sprawę z tego, że to by nic nie rozwiązało.
-Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja też wiele poświęciłam dla tej wojny. Straciłam rodziców na wiele miesięcy. Sama wiesz, ile mnie kosztowało odnalezienie ich i przywrócenie im pamięci, co graniczyło z trudem, więc miłoby mi było, droga przyjaciółko, gdybyś przestała myśleć czasami tylko o sobie- odparła sucho, tym razem podnosząc gniewne spojrzenie na bursztynowooką.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu. ONA myślała tylko o sobie?
-Przypomnij sobie, kto ci pomagał- syknęła i sięgnęła po swoją różdżkę.
-Pamiętam kto. W porównaniu do ciebie nie mam jakiegoś Kompleksu Damoklesa i nie mam ci za złe, jak coś ci wyjdzie po twojej myśli- sarknęła, również robiąc krok do przodu.
-Nie? No popatrz. A myślałam, że to ty zawsze kipisz z zazdrości, jeśli komuś coś się uda, a nie tobie.- Przechyliła głowę na bok.- Przykro mi, że nie zauważyłam, kiedy tak się zmieniłaś.
Miona zamrugała kilka razy. Nie rozumiała sensu tej rozmowy.
-To ty się zmieniłaś, Ginny. Ja wciąż zostałam taka sama.
Ginevra wytarła oczy szybkim ruchem ręki, a następnie machnęła ponownie różdżką, aby kontynuować pakowanie.
-Być może nie zauważyłam, jaką jesteś czasami egoistką- powiedziała już spokojnie, rozglądając się, czy czegoś nie zostawiła.
Hermiona uniosła brwi do góry. ONA JEST EGOISTKĄ?
-Egoistką? To ty przez ten cały czas, latasz z Zabinim, mając wszystko i wszystkich gdzieś, a jak nie przy Zabinim, to wcześniej przy Harry'm, wtedy, kiedy cię potrzebowałam. Więc nie mów mi, że to ja jestem egoistką. To ty się niczym innym nie interesujesz, poza swoimi sprawami. Powiedz mi, kiedy ostatni raz się mnie spytałaś, czy wszystko jest w porządku? Myślę, że przyjaciółki tak się nie zachowują.- Miała gniewne ogniki w oczach.
-Masz rację, nie zachowują się tak.- Pokiwała głową, zamyklając wieczko kufra.- Dlatego, proszę nie odzywaj się do mnie przez pewien czas.- Posłała jej uśmiech, lewitując za sobą swój kufer.
"Blondynka" otworzyła szerzej oczy. Czy Ginny zasugerowała właśnie, że ich przyjaźń się kończy? Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. No przecież nie przestaną się przyjaźnić przez taką wymianę zdań, która właściwie niczego nie wnosiła.
-Och, zapomniałabym- powiedziała i podeszła do dziewczyny.- Proszę, mam nadzieję, że to ci jakoś pomoże, bo o to mnie prosiłaś.- Podała jej jakąś kartkę, a następnie wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Osłupiała Gryfonka rozwinęła pergamin, na którym było napisane:
"Ognista- przemyślałaś wszystkie opcje? Piszę to tu, ponieważ ja w porównaniu do Zabiniego nie zapomniałam o tym, że mówimy to samo. Tak więc, zacznij drążyć nad zakładem, bo chłopcy wspominali coś o jakimś dwa razy, kompletnie nie wiem o co dokładniej chodzi."
Miona jęknęła poirytowana. Kretynka z niej. Cóż, pewnie niedługo jej przejdzie. Może dobrze, że troszkę od siebie odpoczną, bo jak dzisiaj zauważyła, każda ma do siebie jakis uraz. Rozejrzała się po dormitorium. Została w nim tak naprawdę sama. Nie utrzymywała dobrych relacji z resztą koleżanek z pokoju. Poirytowana wzięła swoje rzeczy i udała się do łazienki. Gdy brała prysznic, letni strumień wody mieszał się z pojedynczymi łzami. Nie potrafiła sobie poradzić po wojnie. Może i była silna, ale każdy ma swoje granice. To wszystko ją przerosło. Często zdarzało jej się, że budziła się w środku nocy z powodu jakiegoś koszmaru. Dotyczyły one zazwyczaj tego, że jej rodzice nigdy się nie odnajdują, albo że jej nie pamiętają mimo wszystko, lub że nienawidzą jej za to, co im zrobiła. Przez ostatnie tygodnie czuła się samotna. Ginny była wtedy z Harry'm, więc spędzali ze sobą mnóstwo czasu, z Ronem się rozstała, a rodzice jeszcze sobie o niej nie przypomnieli. Nie miała komu się zwierzyć, ani wyżalić. Ruda zganiła ją za to, że ta się nie interesowała nią wcale, a co ona ma powiedzieć? Wcale nie była egoistką, po prostu była trochę zagubiona i próbowała stanąć na równych nogach, a to trochę czasu zajmuje. Poza tym, ją też zabolała śmierć Freda, w końcu to był jej przyjaciel. Po pewnym upływie czasu wyszła z łazienki, a następnie na placach przeszła do swojego łóżka, ponieważ jej współlokatorki chórem przyszły do pokoju i udały się spać. Kiedy zasłoniła kotary, ponownie rozwinęła kartkę od Weasley'ówny. Przeszła jej przez głowę wiele razy ta opcja, ale nie zastanawiała się nad nią głębiej. Bo o co mogli się założyć? Który pierwszy zaprzyjaźni się z Gryfonką? Często mówiła sobie, że podpuści Malfoy'a, aby dowiedzieć się, czy rzeczywiście ma w tym jakiś cel, jednak szybko z tego rezygnowała, ponieważ zawesze był jej do czegoś potrzebny. 
Westchnęła ciężko. Będzie musiała to wszystko porządnie przemyśleć. Położyła głowę na miękkiej poduszce, po czym szybko udała się do krainy Morfeusza.
***
Ginny z głośnym hukiem zamknęła drzwi od swojej nowej sypialni. Niepotrzebnie wdała się w dyskusję z Hermioną, ale często potrzebowała od niej wsparcia, które nie zawsze dostawała. Słowa same z niej płynęły. Ustawiła kufer obok samotnego łóżka. Cieszyła się, że została Prefektem Naczelnym. Mimo to,  gryzł ją fakt, że wkopała się na miejsce Herm. Westchnęła ciężko. Niech odpoczną od siebie na kilka dni, może to im dobrze zrobi. Czuła się tak dziwinie, że w pierwszej chwili chciała iść do Zabiniego, lecz szybko z tego pomysłu zrezygnowała. Przypomniała sobie, co Hermiona mówiła o tych Ślizgonach, plus sama przecież była powiązana z Blaisem tym skutkiem ubocznym, więc wiedziała o czym rozmawiają. Ponownie westchnęła. Wojna wszystko zniszczyła. Powrót do codzienności nie jest wcale taki prosty. Zrezygnowana udała się do jedynej osoby, z którą w tym momencie chciała porozmawiać. Do Harry'ego.
***
Nadszedł nowy dzień, który przywitał wszystkich uczniów ciepłymi promieniami słońca, które co jakiś czas chowało się za puchatymi chmurami. Hermiona Granger mozolnym krokiem poszła do łazienki. Nie spała dobrze tej nocy. Ponownie śniła jej się tamta kobieta, co wtedy- w Skrzydle Szpitalnym, tyle że co jakiś czas zmieniała się w Ginny, która non stop powtarzała swoje wczorajsze słowa, a jeszcze potem zmieniała się w Dracona, który śmiał jej się w twarz, że jest taka naiwna. Także nie wyspała się troszkę. Jednak dzięki temu snu, przypomniała sobie tamte dziwne sytuacje. Chyba za jakiś czas również za to będzie musiała się zabrać. Gdy już się wyszykowała, leniwym krokiem zeszła na dół. W pierwszej chwili chciała poczekać na Rudą, ale szybko się opamiętała. Niech będzie zgodnie z jej wolą, skoro tak uparcie twierdzi, że nigdy tak nie było. Otworzyła drzwi prowadzące do Wielkiej Sali, po czym automatycznie udała się do stołu Slytherinu. Weszło jej to w nawyk, co ją trochę niepokoiło. Czuła na sobie palące spojrzenie nauczycielki, która zapewne czekała na ponowny wygłup swojej wychowanki, lecz dzisiaj postanowiła, że śniadanie zje spokojnie.
-Cześć, Draco- zaświergotała, nakładając sobie na talerz grzanki. Czuła się przy nim odrobinę skrępowana przez wczoraj, lecz nie aż tak bardzo, jak myślała, co ją nieco zdziwiło.
-Wewć- odpowiedział z pełnymi ustami, na co Miona zacisnęła mocno swoje. Nienawidziła tego.
-Jak minął ci wczorajszy dzień?- spytała, kiedy ten przełknął swój posiłek. 
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Czyżby takie relacje Granger-Malfoy zaczynały stawać się porządkiem dziennym? 
-W porządku, świetnie spędziłem go z Matsem i Pansy- powiedział to na tyle głośno, aby siedzący dalej niż zwykle Blaise go usłyszał.
Miona uniosła brew do góry. Czyżby "szatyn" równueż miał żal do przyjaciela z powodu stanowiska Prefekta Naczelnego? Ciekawe...
-Słyszał cię, nie musisz się tak drzeć- parsknęła, nalewając sobie kawy. 
-Nie wiem, o czym mówisz, Granger- mruknął, obejmując dziewczynę jedną ręką w pasie. 
"Blondynka" spięła się trochę. W głowie miała obraz tamtej karteczki oraz szumiały jej słowa postaci ze snu.
-Nie Grangeruj, bo nie chce ponownie stracić swoich loków- powiedziała, odgarniając za ramię blond sprężyny.
Draco uśmiechnął się krzywo. Nawet tego wczoraj nie zauważył. Ale odetchnąŀ z ulgą.  Nie znosił tego gnizda na głowie.
-Jeszcze tylko kolor i charakter i po wszystkim- odpowiedział z ulgą, choć tak naprawdę podejrzewał jak będzie to wszystko wyglądało.
-O nie, mam się rozstać z tą platyną?- jęknęła, przyglądając się swoim włosom, po czym oboje parsknęli.
-Żarcik ci się wyostrzył, widzę- powiedział z uznaniem, przystawiając filiżankę z czarną kawą do ust.
-Zawsze taki był, wszystko mam wyostrzone- odparła, zatapiając zęby w śniadaniu.
Ślizgon spojrzał na nią z zaciekawieniem.
-Tak? Póki co, zauważyłem, że tylko język.- Pokręcił głową, powstrzymując śmiech na widok ognistych rumieńców Gryfonki.
-Nie znasz mnie jeszcze, Dracusiu- westchnęła, wycierając usta serwetką. 
Chłopak się skrzywił. Nie znosił tego zdrobnienia.
-Niby nie, ale ciebie łatwo rozgryźć.- Ponownie wypił kilka łyków kawy. Chyba musi zamienić na pewien czas towarzystwo Diabła na towarzystwo tej Gryfonki.
-Pozory mylą- odparła tajemnjczo.
Prawda, pomyślał.
Gdyby wiedział, ile te dwa słowa mają w sobie podtekstu...
Nagle coś jej się przypomniało.
-Co powiedziała Pomfrey, jak u niej wtedy byłeś?- Dopiła swoją białą kawę już do końca.
-Kiedy?- spytał zdziwiony.
-No, po tej akcji z bahankami.- Wywróciła oczami.
Draconowi zrzedła mina.
-Ach, wtedy. No tak. Nic nie powiedziała, nie pierwszy raz u niej byłem z powodu tych lekcji- odparł bez przekonania. Tak naprawdę nie był wtedy u pielęgniarki, sam się tym zajął.
Hermiona zrobiła kwaśną minę. Pamiętała aż za dobrze akcję z Hardodziobem.
-To świetnie! Widzimy się na zajęciach!- zawołała, przytulając go krótko na pożegnanie, a następnie opuściła pomieszczenie, nie patrząc nawet kątem oka na rudowłosą Gryfonkę, która przed chwilą weszła do Wielkiej Sali. 
***
Mats przysłuchiwał się temu z dziwną miną. Zauważył, że Smok od wczoraj zachowuje się trochę inaczej, jednak nie wiedział co jest dokładnym powodem. Został również poinformowany przez Blaise'a o kłótni Gryfonek, ponieważ do "szatyna" się nie odzywa. Albo na odwrót. W każdym razie nie rozmawiają ze sobą. Ogólnie Zabini zdał mu relacje z wczorajszego dnia. W ich gronie, Blaise miał mocniejsze więzi z Draco, z resztą- on również, dlatego ucieszyło go to w pewnym stopniu. Był często o to zazdrosny, lecz on miał lepsze stosunki z Pansy, Dafne czy Victorią. 
Zastanawiał go fakt, iż portret profesora Snape'a oraz Dumbledore'a nie wisi w gabinecie dyrektorskim. Będą musieli zbadać tą sprawę. Ten rok zapowiada się niezwykle intensywny. 
Obserwował, jak Hermiona opuszcza Wielką Salę, do której weszła Ginny, a zaraz po niej Jade, która posłała mu delikatny uśmiech.
Ona była  ś w i e t n a. I na dodatek wybierają się razem na bal. Czego chcieć więcej? Nie mógł się doczekać następnego wypadu do Hogsmeade. Przez to wszystko przestała go interesować sprawa tamtych kilku dziwnych wiadomości. Poza tym, to Smok miał się tym zająć razem z Potterem.
Nagle coś mu spadło na talerz. Zdziwiony, rozejrzał się w koło. Poczta. Ale kto mógł mu wysłać list? Jego matka wciąż jest na to za słaba, a jego przyjaciele są w zamku. 
Otworzył szerzej oczy, a serce zaczęło mu bić, wbrew sobie, szybciej.
Spojrzał na zgrabne, pochyłe pismo, które rozpoznał. Nadawcą tego listu była Victoria Malfoy.
***
 Harry siedział znudzony na jednej z przerw. Chciał porozmawiać z Malfoy'em o tamtej dziwnej sytuacji, lecz Miona nie odstępowała go na krok. Za to Ginny snuła się jak cień, od jednych znajomych do drugich. Nie rozumiał czemu tak jest, skoro Gin rozmawiała z nim wczoraj na temat Hermiony. I to na przyjemny temat.Kobiety, ich się nie da zrozumieć, tym bardziej Gryfonek. 
Wstał i ruszył przed siebie. Zmierzał na błonia, bo pogoda była zbyt kusząca, aby jej nie wykorzystać. Poza tym, liczył, że spotka tam pewną brunetkę. Jednak ktoś mu zaszedł drogę.
-Zabini?- spytał zdziwony. Nie pałali do siebie zbytnio sympatią. 
-Musimy pogadać- powiedział pewnie, rozglądając się na boki.
~**~
Kompletnie nie wiem jakiej dlugosci jest ten rozdzial, bo pisze na telefonie z racji tego, iz znowu niw ma mnie w domu xd Jednak najblizsze rozdzialy beda na pelnych obrotach, bo bloga pisze ponad rok, a wciaz jestem na wrzesniu O.O Potem akcja sie przyspieszy:) Do przeczytania! 
Aa, mam pytanie:D jest ktos z was moze w Zakopanym i chcialby sie spotkac tak z nudow?:D potrzebuje kontaktu z kims kogo nie znam:/
Rozdzial pojawi sie wczesniej niz ten:)