piątek, 20 września 2013

19. "Oko za oko, ząb za ząb"

Hej! ;*
Jestem mile zaskoczona liczbą wyświetleń! <3 I komentarzami pod ostatnią notką <3 
Jesteście cudowni ;* Wasze komentarze dają mi motywację do pisania, bo dzięki nim wiem ile osób czyta to opowiadanie ;3
Cieszę się, że z każdą nową notką pojawiają się nowi czytelnicy, którzy również postanawiają wyrazić swoje zdanie :3
Wiem, mało Dramione, ale od tego rozdziału zaczyna się ich wątek :3
Bądźcie cierpliwi ^^
Rozdział betowała Bella- dziękuję ♥
Dobra, żeby nie przedłużać ^_^
Zapraszam do czytania i komentowania :3
***
Mats podszedł do nieprzytomnego Bena, wyciągnął różdżkę i mruknął:
Mobilicorpus.
Ciało Gryfona zaczęło się unosić i być pod kontrolą Ślizgona.
- No śmieciu, dostaniesz małą nauczkę, żeby na przyszłość wiedzieć, jak postępować z kobietami - powiedział cicho do siebie.
Szatyn ruszył do wyznaczonego przez siebie celu, lewitując przed sobą ciało chłopaka. Zastanawiał się, jak by go jeszcze ukarać. Nie mógł zapomnieć wyrazu twarzy Hermiony po jego uderzeniu. Był tak bardzo podobny do Victorii w wakacje. Obydwie kobiety, które zostały bezpodstawnie wykorzystane. Szczerze mówiąc to on wolałby opatrzyć tą Gryfonkę, bo wiedział, że reszta jego przyjaciół wciąż kieruje się tym cholernym zakładem. A tą dziewczynę zaczynał naprawdę lubić i nie chciał, żeby przez nich cierpiała. W tym akurat Malfoy niewiele różni się od McPersowa. Obydwaj myślą tylko o sobie.
W końcu pani Prefekt Naczelna zorientuje się o co chodzi i już nie będzie tak wesoło.
Poza tym, na pewno Ginny będzie chciała pomścić przyjaciółkę, a po dzisiejszym pokazie wolał jej się nie narażać.
Westchnął cicho.
Dlaczego oni zawsze go w coś wplątywali? Począwszy od zniszczenia miotły Lucjusza, skończywszy na tym głupim zakładzie. Nie raz miał ochotę wyjawić wszystko pannie Granger, ale wiedział, że to by oznaczało koniec ich przyjaźni, która trwała właściwie od zawsze. Jak głosi mugolskie powiedzenie - jest między młotem, a kowadłem. Czego by nie zrobił i tak by było źle.
Przez swoje zamyślenie nie zauważył zbroi, która była na korytarzu, więc ciało Gryfona w nią uderzyło, co spowodowało "mały" hałas.
-Cholera!- Warknął do siebie.
Uwolnił chłopaka spod swojej kontroli i szybko zaczął sprzątać bałagan, który zrobił. Przerwało mu głośne wołanie:
-PANI PROFESOR! JEDEN Z UCZNIÓW NIESIE ZWŁOKI DRUGIEGO! PANI PROFESOR!
Mats natychmiast uniósł głowę i zobaczył nad sobą tą bezczelną twarz poltergeista Irytka.
-Spadaj stąd, Iryt!
Biedny Ślizgon nie nauczył się, że nie należy w taki sposób rozmawiać z duchem, gdyż to pogarsza jedynie sprawę.
Irytek nabrał powietrza i jeszcze głośniej zawołał:
- PEWIEN ŚLIZGON, ZWŁOKI NIESIE, BEN MCPERSOW GRYZIE ZIEMIĘ!
-Ostrzegam cię, jeśli się nie zamkniesz to pożałujesz- syknął przez zaciśnięte zęby. To nawet nie była prawda! To nie zwłoki tylko nieprzytomne ciało.
Poltergeist pokazał mu tylko język i odleciał cały czas powtarzając swoją nową piosenkę.
Wychowanek Domu Węża jak najszybciej posprzątał po sobie, ponownie użył zaklęcia lewitacji i ruszył szybkim krokiem na drugie piętro.
Cholerny Irytek! Jeśli przez to dostane szlaban to zabiję Malfoy'a. Coś czuję, że Slytherin w tym roku straci dużo punktów.
Po pewnym czasie dotarł na miejsce. Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy nie ma nikogo w pobliżu i otworzył mały składzik. Wepchnął tam ciało Gryfona, a następnie sam tam wszedł. Chwała Merlinowi, że była pora posiłku i wszyscy uczniowie siedzieli w Wielkiej Sali. Musiałby się gęsto tłumaczyć nauczycielce transmutacji, dlaczego lewituje ze sobą nieprzytomnego Gryfona.
Bell oparł się nonszalancko o drzwi i rozmyślał, jakby go tu jeszcze ukarać.
-Pomyślmy. Uderzyłeś Herm, uderzyłeś i wykorzystałeś Victorie, no i z tego co wiem, kiedyś zachowywałeś się niewłaściwie, wobec Gin. I co by tu z tobą zrobić, ty damski bokserze jeden, co?- Podliczał wszystko.- Cóż, najwidoczniej masz słabość do kobiecych twarzy.
Szatyn wpadł na pewien pomysł, a na jego usta wypłynął lekki, ironiczny uśmiech. Może niektórzy myślą, że on nie pasuje do domu Salazara, ale rasowy Ślizgon potrafi dobrze ukryć swój charakter, a następnie właściwie go wykorzystać.
Podszedł do leżącego na ziemi chłopaka, wziął i schował jego różdżkę, a potem wyciągnął swoją.
Ora cicatricibus*- powiedział cicho, celując nią w jego twarz, po czym spojrzał na swoje dzieło.
Tak, teraz są prawie kwita.
*wspomnienie*
Był środek lipca. Mats i Blaise siedzieli na tarasie w Malfoy Manor, czekając na brakującego przyjaciela.
-Myślisz, że ona chce z nim rozmawiać?- Spytał Zabini.
-Nie wiem, ale powinna. To jej kuzyn, jej kochamy Draco, który zachowuje się jak jej matka. Oni zawsze gadają!- Powiedział przygnębiony Bell.
Czarnoskóry chłopak spojrzał uważnie na przyjaciela, po czym się odezwał:
-Stary, to nie twoja wina. Nie obwiniaj się. Jak nie ty, to ja bym pewnie namówił Smoka do zorganizowania tej imprezy. Każdemu z nas należało się odreagowanie po wojnie. A, że ten dupek zachował się, jak dupek, to już nie nasza wina. Poza tym, Blondi jest dorosła i ona też odpowiada za swoje błędy - Ślizgon próbował pocieszyć przyjaciela, bo wiedział, kim dla niego jest ta pokręcona dziewczyna i że tamten obwinia się cały czas, o to co się stało.
-To Malfoy'owie, oni nigdy nie biorą za siebie odpowiedzialności. Szczególnie ona - uśmiechnął się lekko pod nosem i dodał. - Ale dzięki, Diable.
-Nie ma sprawy. Od tego są przyjaciele - wyszczerzył do niego zęby i chciał coś jeszcze dodać, ale zauważyli Smoka, który wychodził z domu. Był jeszcze bledszy niż zwykle.
Malfoy usiadł obok nich i westchnął ciężko. W jego oczach mogli dostrzec widoczny smutek i troskę, na co pozwalał sobie tylko przy kuzynce.
-Przysięgam, że jak spotkam kiedyś tego gnojka, to go osobiście wykastruję - powiedział cicho, wyraźnie zmęczony.
- Aż tak źle? - Jęknął szatyn.
- Źle? Omal nie straciłem głowy, bo Victoria miała ze sobą różdżkę. Nie wiem, jakich zaklęć oni się tam uczą w tej Francji, ale nie jestem pewien, czy wszystkie są do końca legalne - burknął blondyn.
- Może Mats spróbuje z nią porozmawiać?- Rzucił, niby obojętnie Blaise.
- Jak chce. Ale niech uważa, bo teraz jest trochę...     agresywna - dokończył niepewnie obecny gospodarz domu.
- W porządku - powiedział powoli. - Nie wiedziałem, że boisz się takich drobnych kobiet- uniósł lekko brwi do góry i spojrzał na przyjaciela z lekkim rozbawieniem.
Na twarzy arystokraty pojawił się lekki grymas niezadowolenia i odrzekł ponurym głosem:
- To Vi. Ona sama w sobie jest straszna. Mam na myśli jej charakter. Czasami mam wątpliwości, czy jej matka to na pewno szlama, a nie sama Bellatriks.
- Jasne - parsknął cicho i ruszył do wejścia.
- Jest w tym pokoju na piętrze, obok... - rzucił za nim Draco, ale nie dokończył, bo jego przyjaciel mu przerwał.
-Wiem.
***
Mats podszedł ostrożnie do brązowych drzwi i zapukał cicho. Odpowiedziała mu cisza, ale słyszał cichy szloch za drzwiami. Wziął głęboki oddech i otworzył pokój. Już w progu był bliski szybkiej i bolesnej śmierci, gdyż w jego stronę poleciała jedna ze szpad, która minęła go zaledwie o cal i zatrzymała się w ścianie.
Po jaką cholerę Smok trzyma to akurat w TYM pokoju i to TERAZ?!
- Mówiłam ci Draco, że masz mnie zostawić samą! Ostrzegałam, że zrobię ci krzywdę, jak mnie nie posłuchasz! - Odezwał się zachrypnięty głos z końca komnaty.
- Kobieto, ty mnie prawie zabiłaś, a nie zrobiłaś krzywdę! - Powiedział, wciąż będąc w lekkim szoku.
Dziewczyna na chwilę znieruchomiała, ale powoli się odwracała.
Teraz Bell wiedział, czemu Dracze tak wyglądał.
Victoria była w okropnym stanie, na co nigdy sobie nie pozwalała. Zawsze dbała o siebie. A teraz jej długie, platynowe włosy były skołtunione, szare oczy, które zawsze hipnotyzowały, były zapuchnięte izaczerwienione od płaczu, blade policzki pokrywały czerwone ślady od łez, które nadal płynęły, a blada cera, która zawsze dodawała kobiecego uroku, wyglądała bardzo niezdrowo.
Blondynka spojrzała na niego smutno i zarazem przepraszająco.
- Myślałam, że to on. Przepraszam, Mats - powiedziała wypranym z wszelkich emocji głosem.
Chłopak niepewnie ruszył w stronę przyjaciółki i usiadł ostrożnie na brzegu łóżka. Kiedy tamta nie zareagowała przysunął się jeszcze trochę do niej i czekał spokojnie, aż ona coś zrobi.
Po kilku minutach, nastolatka wtuliła się ufnie w jego ramiona i zaczęła cicho łkać.
Bell czuł, jak jego koszula robi się mokra, ale nie odtrącił jej. Zaczął ją głaskać uspokajająco po plecach i czekał.
Ślizgon zawsze był dla tej drobnej istotki dużym oparciem i wiedział to. Zdawał sobie sprawę, że młoda Malfoy'ówna tylko z nim ma takie relacje, bo bez względu na to, jak wspaniałe kontakty by miała z Draconem, to jemu w tym momencie nie ufała tak bardzo. Wiedziała, że jej kuzyn, dokładnie tak samo jak Ben, traktuje inne dziewczyny.
- Byłam głupia, a teraz płacę za swój błąd - szepnęła cicho, odsuwając się lekko od chłopaka, wlepiając w niego swoje przenikliwe spojrzenie.
- Każdy z nas popełnia błędy, Vi - uśmiechnął się do niej lekko, co ona odwzajemniła. - Mniejsze lub większe.

Szatynowi nie spodobało się to.
Przyjrzał się jej dokładnie i spytał:
- Co masz na myśli?
Niedoszła morderczyni wyraźnie powiedziała więcej niż chciała, bo szybko odpowiedziała:
- Nic. Tak sobie powiedziałam.
Bell delikatnie odwrócił jej twarz w swoją stronę i omiótł ją szybkim spojrzeniem. Zatrzymał swoje zielone tęczówki na jej czole.
Jak on mógł tego nie zauważyć?!
Widniał na nim napis: "Dziwka"
- Zabiję go. Przysięgam, że go zabiję - powiedział bardzo cicho do siebie.
- Daj spokój, Mats. Kilka zaklęć i to zniknie. Nie rób z tego wielkiego problemu.
- Wielkiego problemu?! Ten gnojek napisał ci na czole "dziwka", a ty mówisz, że mam nie robić z tego powodu problemu? - Widząc jej spojrzenie powiedział już spokojnym głosem. -Wiesz, że musisz też pogadać z kuzynem? A jak nie, to z ojcem - spojrzał na nią uważnie.
- Wiem - westchnęła głośno. - Muszę się wziąć w garść, bo niedługo, wujek Lucjusz wraca do Malfoy Manor - słowa "wujek Lucjusz" niemalże wypluła. Gdy zobaczyła pytające spojrzenie chłopaka, dodała. - Och, nie udawaj. Przecież oboje wiemy, że jestem tutaj BARDZO niemile widziana. To śmieszne mieć na nazwisko Malfoy i musieć się ukrywać w MALFOY Manor - uśmiechnęła się krzywo.
Mats obserwował poczynania dziewczyny. Już nie płakała. Zaczęła się podnosić z łóżka i doprowadzać do porządku. Właśnie to w niej lubił: była kompletnie nieprzewidywalna. Gdy tamta wychodziła już z pokoju, zawołał za nią:
- Ej, Victoria! - Gdy się zatrzymała i spojrzała na niego on kontynuował. - Nie próbuj być taka jak Draco. Maron wychował cię lepiej niż Lucjusz Smoka i zostań przy tym.
Blondynka spojrzała na niego uważnie i lekko pokiwała głową. Jak nacisnęła klamkę, to jeszcze się odwróciła i powiedziała:
- Mówiłeś, że ludzie popełniają błędy. Mniejsze lub większe, jak myślisz, jaki ja popełniłam?
Ślizgon zastanowił się chwilę i odpowiedział:
- Pomiędzy. Nie zrobiłaś przecież niczego głupiego, prawda?
Ale na to pytanie nie odpowiedziała, tylko ze smutnym wyrazem twarzy.
*koniec wspomnienia*
Tylko, że na tamten napis nie wystarczyło "kilka zaklęć". Potrzebna była pomoc Magomedyków ze św. Munga, bo jak się okazało, było to zaklęcie czarnomagiczne. Pora na rewanż.
Chłopak wyszedł szybko z pomieszczenia, zamykając je za pomocą zaklęcia, które sprawia, że nie można otworzyć drzwi przez osobę nieupoważnioną. Gryfiątko sobie trochę tam posiedzi...
***
- Malfoy, gdzie ty leziesz?- Powiedziała Hermiona ze znudzeniem. Jedyne czego teraz chciała, to być w swoim dormitorium i przestać choć na chwilę myśleć. Ale nie! Przecież pan Arystokrata musi jej to utrudniać. Poza tym, musi rozszyfrować to durne słowo: "Ognista".
- Wyglądasz strasznie. Trzeba coś z tym zrobić - odpowiedział, wzruszając ramionami i ukradkiem obserwując reakcję dziewczyny.
- Dzięki - prychnęła,
- To nie był komplement, Granger - rzucił, uśmiechając się pod nosem.
- To był sarkazm- warknęła. Nie była w humorze do jakichkolwiek rozmów z którymkolwiek ze Ślizgonów, dopóki nie dowie się, o co im tak naprawdę chodzi.
- Jesteś strasznie poirytowana. Czyżby ktoś mnie przebił w denerwowaniu ciebie? - Spytał, unosząc brew do góry i teraz już otwarcie się jej przyglądał.
- Wcale nie jestem! Ciebie nie da się przebić - dodała ciszej i spojrzała ostro na chłopaka, gdy usłyszała parsknięcie od jego strony. - No i z czego rżysz?! Ugh! - miała coś jeszcze dodać, ale zauważyła, że zamiast do Skrzydła Szpitalnego kierują się w stronę lochów.
- Nie idziemy do Skrzydła Szpitalnego, prawda? - Spytała ze zrezygnowaniem.
- Nie - przytaknął, na co ona cicho westchnęła i pokręciło głową z dezaprobatą.
Po krótkiej chwili znaleźli się przed portretem jakiegoś czarodzieja, który, gdy ją zobaczył skrzywił się, ale nie skomentował tego.
Blondyn podał mu hasło, tak aby ona go nie słyszała, po czym pokazał jej ruchem ręki, że ma wejść pierwsza.
- Dżentelmen się znalazł - prychnęła cicho, ale skorzystała z tego gestu.
Jego dormitorium różniło się tylko kolorami, tak to wielkość i cała reszta się zgadzała. Usiadła na jednym z foteli, co chłopak skomentował tylko uniesieniem brwi, założyła ręce na piersi i mierzyła go czujnym spojrzeniem.
Była zła. Nie, była wściekła. Nie wiedziała tylko na kogo bardziej. Na Bena, czy na Draco, Blaise'a i Matsa. Od początku jej tu coś nie pasowało, a Gryfon tylko to potwierdził. Teraz będzie musiała wziąć sobie kolejne zadanie na głowę. 
Ognista, ognista, ognista...
Ten wyraz cały czas chodził jej po głowie. Co to mogło znaczyć?Jeśli po dobroci się tego nie dowie od nich, sama zacznie szperać!
Nawet nie zauważyła, kiedy chłopak zdążył usiąść w fotelu naprzeciwko, mając już wszystko co będzie mu potrzebne, aby przywrócić ją do stanu codziennego.
- Wstań, Granger.
- Co? - Spytała zdezorientowana, bo zapomniała, gdzie się znajduje.
- Wstań, bo muszę coś zrobić z tym siniakiem na twoim policzku - odpowiedział zniecierpliwiony. Nie znosił się powtarzać.
- Ach, tak - powiedziała, wciąż zamyślona i posłusznie wstała.
Hermiona podeszła do niego, zatrzymując się na bezpieczną odległość i czekając, aż będzie mogła spokojnie pomyśleć o całym tym dniu. U siebie.
Gdy młody arystokrata uniósł rękę z jakąś maścią, ta odruchowo cofnęła głowę. Stalowooki posłał jej zdziwione spojrzenie, ale po chwili zrozumiał i powiedział, spokojnym, wręcz uspokajającym głosem.
- Nie chcę cię uderzyć, Granger. Chcę tylko usunąć tego siniaka - spojrzał jej w oczy i czekał chwilę.
Gryfonka lekko się zarumieniła i pokiwała głową na znak zgody.
- Przepraszam - mruknęła cicho, przybliżając się jeszcze trochę do niego.
Nagle poczuła przyjemny chłód. Draco rozsmarowywał magiczną maść na jej twarzy. To było takie przyjemne. Przymknęła lekko oczy i rozkoszowała się tym. Ta maź to zbawienie dla jej obolałej twarzy. Tylko nie podobało jej się to, że TEN Ślizgon stoi tak blisko niej. Tym bardziej, że nie zna jeszcze jego PRAWDZIWYCH zamiarów. Otworzyła swoje czekoladowe oczy i przyjrzała mu się, dokładnie. Był skupiony, na tym co robił. Jego ruchy były płynne, dokładne i delikatne. Nie śpieszył się. Zauważyła, że gdy się skupia ma niecodzienny wyraz twarzy. Wydyma wtedy lekko usta i marszczy brwi. Tak samo robił na lekcjach. Nie to, żeby się przyglądała. Tak, tylko... zauważyła przypadkiem.
- Nie gap się tak, Granger - mruknął cicho, wciąż sunąć chłodnymi palcami po jej drobnej twarzy.
- Nie gapię się! - Obruszyła się i odwróciła od niego wzrok. Nagle wpadła na pewien pomysł.- Malfoy? - Spytała.
Ten tylko skinął lekko głową na znak, że słucha. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka i zapytała powoli, obserwując jego reakcję.
- Małe doświadczenia. Ja mówię wyraz, a ty to co ci się z nim kojarzy, co ty na to?- Uśmiechnęła się szeroko, widząc jego wyraz twarzy.
- Granger, ile ty masz lat?- Spytał całkowicie poważnie, zaprzestając na chwilę swojej "pracy".
- Tyle ile ty, Malfoy. Mówię, że to tylko malutkie doświadczenie. Co ci szkodzi?
Cisza. Najwidoczniej doszukiwał się w tym wszystkim jakiegoś podstępu. Ale go nie wykrył.
Zgoda- powiedział w końcu, bacznie ją obserwując.
Bingo.
Draco teraz zajął się leczeniem jej łuku brwiowego, który sobie rozcięła, upadając.
- No to zaczynam. Magia - musi zacząć od czegoś prostego. 
- Hogwart?
- Slytherin.
- Mats i Blaise.
- Głupie pomysły - przecież to nie może być takie trudne!
- Przyjaciele.
- Impreza.
- Zabawa.
- Ognista.
- Whiskey- prawie, jeszcze tylko góra dwa pytania.
- Granger?
- Za...- ugryzł się szybko w język i spojrzał na nią ostro. - O co ci chodzi, Granger? Chcesz coś wiedzieć to pytaj, a nie bawisz się w podchody - powiedział sucho.
Miona znowu się lekko zaczerwieniła i odpowiedziała szybko.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Tak mi się nasunęło to słowo - wzruszyła ramionami. A było tak blisko!
- Masz jeszcze jakieś durne zabawy? - Spytał z ironią.
- A ty znowu to robisz!
- Kobieto, o co ci teraz chodzi? - westchnął cicho. Nie wiedział, że to będzie takie trudne. W sumie, zawsze może zrezygnować... Nie, Malfoy'owie nie rezygnują.
Szatynka zmierzyła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Myślała jak by go jeszcze sprowokować do powiedzenia prawdy. Zawsze może, nie to głupie, ale przecież... Nie, ona ma swoją godność. Ale... Och! Trudno, zaryzykuje.
- Ben dużo wie o tobie. I o mnie. I powiedział mi coś, hmm... ciekawego. Domyślasz się co? - Nie lubiła kłamać. Ale jak to nie zadziała, to Ginny będzie musiała jej pomóc.
Tleniony przycisnął mocniej różdżkę do jej brwi, co skutkowało syknięciem dziewczyny, ale nie zrobił sobie nic z tego, tylko wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem.
- Malfoy, to boli - syknęła, odsuwając się od niego. Dobra, ten temat jest zdecydowanie drażliwy. O co do cholery jasnej tu chodzi?!
- Nie wiem o co mu chodziło, ale z chęcią się dowiem. No, mów - powiedział spokojnie. Podejrzewał, że ona może coś kręcić.
Wpadła. I co mu powiedzieć? Myśl, Granger! Przygryzła dolną wargę i szukała normalnego wyjaśnienia. Wpadł jej do głowy dobry pomysł. 
Podeszła do niego blisko, bardzo blisko, stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha, najbardziej uwodzicielskim głosem, jakim potrafiła:
- Ognista.
Nie czekając na jego reakcję, wyszła pośpiesznie z jego dormitorium, kręcąc przy tym zalotnie biodrami.
Tak, Hermiona Granger ma plan, dzięki któremu dowie się o co w tym wszystkim chodzi.
***
Pansy Parkinson, mimo iż była uważana za głupią dziewczynę, wcale taka nie była. Najlepszym tego przykładem jest to, że regularnie chodzi do biblioteki. No, nie tak często jak Granger albo Krukoni, ale często.
Teraz siedziała przy jednym ze stolików i pisała esej na Eliksiry.
Eliksiry...
Zawsze lubiła ten przedmiot, no jeśli można mówić o lubieniu przedmiotu, którego nauczycielem był Severus Snape. Ale teraz... Siedziała z Potterem. Nie mogła powiedzieć, że jej się to podoba, ale też że nie podoba. To było co najmniej dziwne. Co najmniej.
Zauważyła, że jego intensywnie zielone oczy, często są w niej utkwione, niestety jej też nie pozostawały mu dłużne. 
Ślizgonka westchnęła cicho i odłożyła swoje pióro na stolik.
Teraz nie była w stanie się skupić na durnej pracy domowej. Ten rok szkolny, na pewno nie będzie nudny...
Draco, który założył się o Granger.
Mats, który stara się złagodzić całą tą sprawę.
Blaise i Ginny, którzy mają się ku sobie.
Dafne też się dziwnie zachowuje. Zdecydowanie dziwniej niż zwykle.
Ten Ben, który podpadł chłopakom.
No i Potter...
Co z nim zrobić?  Może jej się tylko coś przewidziało na lekcjach?
Kręcąc głową ze zrezygnowaniem ruszyła do odpowiedniego działu. Musi się zająć tym esejem.
Przeszukując cały regał, niczego, ani nikogo nie zauważyła.
- Parkinson.
Podskoczyła i krzyknęła cicho, jednocześnie upuszczając kilka książek na ziemię. Spojrzała gniewnym wzrokiem na oprawcę i napotkała na... zielone tęczówki. Jęknęła cicho i schyliła się, aby pozbierać książki.
-No i patrz co narobiłeś, Potter! - Warknęła, nie patrząc na niego.
- Chciałem, żebyś się przesunęła. Nie tylko ty masz lekcje do odrobienia - wzruszył ramionami i dodał. - Nie moja wina, że jesteś taka strachliwa.
- Wcale nie jestem strachliwa! - Warknęła w jego stronę, prostując się, by móc spojrzeć mu wyzywająco w oczy.
- Naprawdę? - Nachylił się, a dziewczyna natychmiast się od niego odsunęła, cała czerwona na twarzy. Tak, Harry nie był, ani głupi, ani ślepy. Umie rozpoznać czy coś warto zaczynać, czy nie. Tym razem się nie pomylił.
Panna Parkinson zebrała szybko książki z podłogi, ruszyła po pergamin, który leżał na stoliku i szła w stronę wyjścia. Usłyszała jeszcze jak Wybraniec mówi:
- Nie udawaj, Pansy. Nie potrafisz.
***
Mats siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu, obracając w palcach różdżkę Bena.
Może trochę przesadził? Nie... To ta gnida przesadziła, po raz trzeci uderzając dziewczynę.
Kobiety, to same problemy.
A jeszcze jak się doda do nich Smoka, który zazwyczaj te problemy stwarza, to można pomarzyć o spokojnym wieczorze.
Nagle otworzyła się kamienna chimera, przez którą wparowała Pansy, cała czerwona na twarzy.
-Ej, Pans, co się dzieje?- Spytał zaciekawiony.
Brunetka nie czekała długo, podeszła szybko do przyjaciela, przyciągnęła do siebie i pocałowała krótko. Oderwała się od niego, zanim ten zdążył zareagować.
-Cholera- mruknęła i dodatkowo zaklęła siarczyście.
-Co to było?- Odezwał się jednocześnie Bell i Malfoy, który znalazł się obok nich, nie wiadomo kiedy.
Ślizgonka zamarła na chwilę i powoli podniosła spojrzenie na dwójkę swoich przyjaciół. Jej rumieniec pogłębił się, gdy zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą zrobiła.
-Sprawdzałam coś- rzuciła szybko i odwróciła się, by odejść, ale Draco złapał ją za nadgarstek, uniemożliwiając jej to.- Co, ty teraz robisz, Draco?
-Mówiłaś coś Granger o zakładzie? Tak, czy nie?- Spojrzał jej prosto w oczy, szukając jakiegokolwiek znaku, że kłamie, ale tak nie było.
-Oczywiście, że nie! Przyjaźnimy się przecież- powiedziała chłodno i wyszarpnęła mu rękę.
-Pansy!- Zawołali za nią, ale ona jedynie uniosła wysoko głowę i ruszyła do swojego dormitorium.
-Co to do cholery było?- Spytał sam siebie szatyn.
-Nie wiem, ale Granger też dzisiaj odbiło. Weasley w sumie też. Może taki dzisiaj dzień- wzruszył ramionami.
-Czyżby Hermiona zaczynała coś podejrzewać?- Spytał z ironią.
-Nie denerwuj mnie- syknął blondyn i usiadł wygodnie w fotelu.
-Łap- powiedział i rzucił mu magiczny patyk, który należał do Gryfona.
Ślizgon złapał go od razu, w końcu był szukającym i przyjrzał mu się, po czym spytał:
-A to, co?
-Różdżka McPersowa. Zajmij się tym i nie zgub tego, bo go nigdy już nie zobaczymy.
-Nie przejąłbym się tym. Myślę, że ty też- odparł Smok, rozsiadając się wygodniej.
-Ja też nie, ale co innego McGonagall, Ministerstwo i takie tam- wzruszył ramionami i ruszył w stronę dormitorium.
-A gdzie Zabini?- Zawołał za nim przyjaciel.
-Z tego, co pamiętam to poszedł z Ginny do Skrzydła Szpitalnego. Na razie.
No i każdy ze Ślizgonów ma nad czym rozmyślać...
***

sobota, 14 września 2013

18. Ponowne wątpliwości

Hej ;*
 Dziękuję Wam za te wszystkie miłe komentarze ^^ To bardzo mi pomaga w tworzeniu nowego rozdziału :3
Co prawdy fajnie by było, gdyby każdy kto czyta ten rozdział go skomentował, ale to tylko marzenia ;D Ten rozdział nieco lepiej mi wyszedł (przynajmniej moim zdaniem), ale sami oceńcie ;D A i mam prośbę do osób, które piszą z anonimowych kont ;P Moglibyście się podpisywać, np. A, czy coś bo chciałabym wiedzieć, czy to te same osoby cały czas komentują, czy ktoś nowy :)
Aa, jako że nie mam oznak życia od mojej bety, to ktoś nie zająłby się betowaniem rozdziałów, albo kogoś polecił? :)
Aaaa i zapraszam na cudowny blog: ciekawy blog Dramione :> Warto przeczytać! No cóż...
Zapraszam do czytania i komentowania ;*
***
-Ben- powiedziała cicho, nie zauważając nawet, że puściła swoją przyjaciółkę, która w jednej chwili doskoczyła do Astorii.
-Tęskniłaś, kotku?- Na jego usta wypłynął kpiący uśmiech.
Myślałam, że tylko Malfoy umie się tak uśmiechać.
Ale to zdanie wyprowadziło ją zupełnie z równowagi. Hermiona w jednej chwili odcisnęła swoją dłoń na jego policzku. Przez chwilę każdy z nich stał w osłupieniu, przetwarzając to co się stało. Nim Herm zdążyła się od niego odsunąć, Ben złapał ją za nadgarstek i boleśnie go wykręcił.
-Nie pozwalaj sobie, szlamo- syknął, a w jej oczach zagościły łzy. Nie wiedziała tylko z jakiego powodu. Czy z bólu, a może dlatego, że była z tym kimś.
-Puść mnie. To boli!- Warknęła, a on tylko zacieśnił uścisk.
Panna Granger odwróciła głowę, by spojrzeć na Ginny, która była jej jedyną deską ratunku. Niestety ten ratunek właśnie wyrywał włosy z głowy panny Greengrass, która nie pozostawała jej dłużna. Starsza Gryfonka ze zgrozą odwróciła głowę w stronę szatyna.
-I co, Hermionko? Kto ci teraz pomoże? Święty Potter jest u Flitwicka, temu przygłupiemu Weasley'owi już chyba na tobie nie zależy, twoja przyjaciółka jest zajęta, a tamci trzej Ślizgoni chyba nie traktują cię poważnie- powiedział cicho, obserwując jak jej oczu robią się ogromne ze zdziwienia.
-A co ty możesz wiedzieć?- Spojrzała mu hardo w oczy, zapominając o bólu.
-Wiem więcej niż ci się zdaje- uśmiechnął się krzywo.- Nie zdziwiło cię to, że tak nagle trójka Ślizgonów, tępicieli szlam, zaczęła się za jedną z nich uganiać?
O tak, Ben zdecydowanie byłby idealnym Ślizgonem. To prawda, Hermiona zastanawiała się nad tym i to nie raz, ale w końcu doszła do wniosku, że nie warto na razie sobie tym zaprzątać głowy. Ale teraz, gdy ta wątpliwość odżyła na nowo, zaczęło jej tu coś nie pasować. Niechętnie musiała przyznać rację temu dupkowi. No cóż... Będzie musiała wznowić śledztwo.
-Myślałem, że jesteś mądrzejsza. No, ale najwidoczniej się pomyliłem. Dam ci małą podpowiedź- nachylił się tak, że mówił prosto do jej ucha.- Ognista- szepnął i odsunął się od niej trochę.
-Możesz mnie w końcu puścić?- Spytała, bo poczuła, jak ręka zaczyna jej drętwieć.
-Oczywiście, moje ty szlamowate słoneczko. Ale pamiętaj, że ja zawsze dostaje to czego chcę, a wydaje mi się, że nie dokończyliśmy tego na korytarzu- powiedział spokojnie, uśmiechając się kpiąco. W końcu ją puścił.
Dziewczyna drugą ręką wymierzyła mu kolejny siarczysty policzek. Tego było dla niego za wiele. Zamachnął się z całej siły i uderzył Gryfonkę w twarz. Od siły uderzenia upadła całym ciałem na zimną posadzkę z głuchym łoskotem. Ginny i Astoria zaprzestały na chwilę bójki, by zobaczyć, co było źródłem tego hałasu. Ruda zrobiła się cała czerwona na twarzy ze złości i gdy miała ruszyć w stronę chłopaka, ktoś jej to uniemożliwił. Zdumiona Hermiona złapała się za pulsujący policzek i syknęła cicho. Po jej policzkach zaczęły płynąć gorzkie łzy. Nikt jej nigdy nie uderzył w twarz. Nawet Malfoy, przez te wszystkie lata nauki w Hogwarcie, a miał wiele okazji. Czuła obrzydzenie nie tylko do Bena, ale też do siebie, za to że nie zauważyła jakim sukinsynem jest ten Gryfon. Nagle poczuła jak ktoś podnosi ją z podłogi. W pierwszej chwili myślała, że to jej przyjaciółka, ale gdy zobaczyła jak Gin jest przytrzymywana w pasie przez wysokiego bruneta, by nie rzuciła się z pięściami, albo co gorsza z różdżką- bo w takich chwilach Ginerwa Weasley i jej magiczny patyk to niebezpieczne połączenie- na szatyna. W takim razie, kto jej pomógł?
-Wszystko w porządku, Herm?- Odezwał się łagodny głos. Od razu go poznała.
-Chyba tak- mruknęła cicho i starła łzy szybkim ruchem ręki. Nie lubiła przy kimś płakać, ale ostatnimi czasy często jej się to zdarzało, za często.- Dzięki, Mats.
Chłopak uśmiechnął się lekko, a jego spojrzenie omiotło jej twarz. Zatrzymało się na policzku, na którym widniał czerwony ślad ręki.
Hermiona chciała się trochę od niego odsunąć, gdy zobaczyła tą furię w jego oczach. Zawsze myślała, że akurat ten Ślizgon był, o dziwo, spokojny. A tu proszę. Ciekawe czego się jeszcze dzisiaj dowie...
-Wydaje mi się, McPersow, że już ci coś kiedyś mówiłem na temat bicia kobiet. Ale najwyraźniej tobie trzeba powtarzać.
Pani Prefekt Naczelna podniosła swoje czekoladowe tęczówki i ujrzała, jak pewien blondyn przyciska różdżkę do gardła Bena.
-Wydawało mi się Malfoy, że nie obchodzą cię szlamy- odpowiedział niby od niechcenia, ale potem w jego oczach zaiskrzyły dziwne ogniki- Ach, tak było zanim...
Niestety dalszej części zdania Miona nie usłyszała, bo Draco powiedział cicho jakieś zaklęcie, po którym Gryfon osunął się na podlogę.
-Malfoy!- Krzyknęła osłupiała. Była bardzo ciekawa tego, co szatyn miał do powiedzenia. A teraz sama musi do wszystkiego dojść.
-No co, Granger? Nie powiesz mi, że mu się nie należało.
-No tak, ale...
Jednak umilkła i zacisnęła wargi, by nic więcej nie powiedzieć. Nie teraz.
***
Musiał go ogłuszyć. Przecież nie mógł pozwolić, żeby ten gnojek wszystko zniszczył. Nie teraz i nie tak.
-Malfoy!
Smok odwrócił się w stronę kasztanowo-włosej. Czy wszyscy Gryfoni są tacy wścibscy? Widział w jej czekoladowych tęczówkach rodzącą się ciekawość, która powoli gaśnie.
O nie, Granger. Nie dowiesz się o co mu chodziło. Nawet  nie próbuj!
-No, co Granger? Nie powiesz mi, że mu się nie należało- oj, nie tylko za to.
-No tak, ale...
Jednak zamilkła. Teraz również Dracona ogarnęła ciekawość. Co ta mała Gryfonka chciała powiedzieć? No, nie taka od razu mała. Była dosyć wysoka...
Gdy ją tak mierzył wzrokiem, przeniósł go na jej twarz.
Na jej policzek.
Na jej czerwony policzek.
Zagotowało się w nim. Ta kujonka mogła sobie myśleć o nim, co chce, ale szacunek do kobiet to on miał i nigdy by, którejś nie uderzył. Co prawdy Lucjusz pomiatał Narcyzą, czego Draco był nie raz świadkiem, ale jego rodzicielka zawsze mu powtarzała, że kobietą należy się odpowiedni szacunek.
~wspomnienie~
Kilkuletni Draco siedział u siebie w pokoju ze spuszczoną głową, zaciskając mocno swoje małe piąstki na pościeli. Lucjusz wygonił go do siebie, bo kłócił się z Narcyzą.
Znowu.
Słyszał krzyki dochodzące zza ściany. Najpierw Lucjusz krzyczał, potem pani Malfoy i tak w kółko. Tylko, że każde z nich z różnych powodów. 
Mały arystokrata miał dosyć wysłuchiwania jak jego rodzicielka cierpi, dlatego wyszedł po cichu z komnaty i na palcach ruszył w stronę sypialni rodziców. Drzwi były lekko uchylone, więc zajrzał. I pożałował tego.
Pan domu w tej samej chwili wymierzył bardzo mocny i zapewne bolesny policzek swojej żonie, która upadła na podłogę, łapiąc się przy tym za pulsujący policzek.
Dracon widział w oczach swojej matki łzy, lecz nie pozwoliła im się wydostać. To by tylko jeszcze bardziej zdenerwowało Lucjusza. Przecież Malfoy'owie nie płaczą. Chłopiec zacisnął mocno zęby i powstrzymywał się, żeby nie wejść tam do środka i nie zasłonić matki własnym ciałem. Ale co takie dziecko, jak on może zrobić? 
W pewnym momencie potomkini rodu Black'ów odwróciła głowę w stronę drzwi i jej niebieskie tęczówki spotkały się ze stalowymi tęczówkami syna.
-Draco- szepnęła, łamiącym się głosem. Nie chciała, żeby on to widział.
Pan Malfoy zareagował natychmiast. Podszedł do drzwi, otworzył je gwałtownie i warknął do syna, popychając go do tyłu.
-Ktoś ci pozwolił wyjść? 
Przyszły Ślizgon nie czekał dłużej i pędem pobiegł do swojej sypialni. Wolał się nie narażać ojcu. Szczególnie, że jutro miał się spotkać z Blaisem, Matsem i Victorią.
Po kilku minutach, może godzinach, nie wiedział dokładnie kiedy, zza drzwi wychyliła się piękna głowa Cyzi. Kobieta próbowała się uśmiechnąć do syna, ale wyszedł jej tylko grymas bólu. Weszła powoli do środka i usiadła na łóżku, obok swojego pierworodnego.
Na jej twarzy widniało kilka siniaków, ale starała się je zakrywać długimi, blond włosami.
-Bardzo cię boli?- Spytał smutno, patrząc ze współczuciem na swoją matkę.
-Nie, skarbie. Prawie wcale nie boli- powiedziała cicho, przytulając do siebie syna.
Ale on i tak wiedział swoje. Wtulił się w nią, bo wiedział, że rzadko zdarza się taka okazja. Przecież jest Malfoy'em, a oni nie okazują uczuć. Żadnych.
- Czemu tata znowu był zły?
-To nic ważnego, skarbie. Nie przejmuj się- z trudnością powstrzymywała łzy. Nie mogła pokazać Draconowi, że płacze.
-To dlaczego cię uderzył?- Spytał i uniósł swoje stalowe tęczówki, by spojrzeć w błękitne.
-Czasami tatę ponoszą emocje. To nic takiego- tutaj już jej kilka łez spłynęło po bladym policzku.
Nie przestawała głaskać chłopca po plecach. Nie mogła pozwolić, by wyrósł na takiego tyrana, jak Lucjusz.
-Nie płacz, mamo- to ostatnie słowo powiedział z niespotykaną czułością. Nie mógł patrzeć, jak jego rodzicielka cierpi i płacze. I to przez osobę, którą ona kocha.
Również po jego policzku spłynęła samotna łza, ale szybko ją starł. Nie lubił okazywać uczuć. Nawet w obecności matki. Lucjuszowi, by się to nie spodobało.
Blondynka odsunęła trochę przyszłego Ślizgona od siebie i spojrzała mu prosto w oczy, po czym zaczęła mówić.
-Draco, obiecaj mi, że nigdy, przenigdy nie uderzysz żadnej kobiety. Nawet osób nieczystej krwi.
-Ale tata mówi, że...
-Obiecaj- przerwała mu. 
-Ale dlaczego?- Naturą młodego Malfoy'a była z całą pewnością ciekawość.
-Do kobiet trzeba mieć szacunek. Prawdziwemu arystokracie nie wolno nawet kobiety dotknąć bez jej zgody- powiedziała twardo.
-Czyli tata to nie prawdziwy arystokrata?- Zdziwił się lekko i przekrzywił trochę głowę.
-Nie. 
-Obiecuję- powiedział cicho. 
~koniec wspomnienia~
Granger w momencie uderzenia McPersowa wyglądała identycznie jak jego matka. Wtedy w nim pękło i musiał zareagować.
Zdał sobie sprawę, że cały czas wpatrywał się w odciśniętą dłoń u Gryfonki, która dzięki temu zarumieniła się lekko.
Podszedł do leżącego na ziemi Bena i nadepnął mu zdrowo na nos, z którego natychmiast poleciała krew. Zdał sobie sprawę, że miał wredny uśmiech na twarzy przy tym, skoro Bell i Granger odezwali się prawie jednocześnie.
-Malfoy!- Zawołała z niedowierzeniem.
-Draco, wyglądasz w tym momencie jak sadysta- parsknął jego przyjaciel, za co został spiorunowany spojrzeniem przez Gryfonkę.
Gdy chciał jej coś na ten temat powiedzieć usłyszeli wołanie Rudej i Diabła.
-TY... TY... TY WREDNA SUKO! JAK ŚMIESZ!
Zaciekawieni odwrócili głowy i zobaczyli Zabiniego, który ledwo co utrzymywał Gin, by nie wydrapała oczu Astorii, która była wyraźnie rozbawiona całą tą sytuacją.
-Ginny, słońce uspokój się, bo będę musiał cię spetryfikować!
-PUSZCZAJ MNIE BLAISE! MUSZĘ WYBIĆ JEJ TE ZĘBY, SKORO JE TAK CHĘTNIE POKAZUJE! I CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ, GŁUPA KROWO?!
-I gdzie są ci nauczyciele, kiedy ich potrzeba?!- Zawołał chłopak z desperacją.
Mats, Draco i Hermiona natychmiast ruszyli mu na pomoc.
***
Ginerva, która skorzystała z okazji, że przyjaciółka ją puściła, natychmiast popędziła do panny Greengrass. Ta dziewucha na zbyt wiele sobie pozwala! Jak ONA może krytykować Rona, skoro sama puszcze się z połową Hogwartu. Tylko Gryfoni mają tyle oleju w głowie, by trzymać się od niej z daleka. No, nie wszyscy... Ale większość. Ruda nie panowała nad swoją złością i od razu dała jej w twarz z otwartej ręki.
Zdumiona i jednocześnie wściekła szatynka otworzyła szeroko oczy i usta, po czym nie pozostała dłużna tej małej Gryfonce.
-Jak możesz! Jestem arytokratką! A ty, zwykłą zdrajczynią krwi! Trzymaj te swoje brudne łapy przy sobie, Weasley!- Warknęła z wyniosłością, a ostatnie słowo niemal wypluła.
-W nosie mam to, że jesteś arystokratką! Nikomu nie pozwolę obrażać mojej rodziny!
No i zaczęła się "lekka" bójka.
Wolały nie używać zaklęć, bo różnie to by mogło się skończyć. Można powiedzieć, że obie były nastawione na swoje zwycięstwo, więc żadna nie chciała odpuścić. Już po chwili obie miały podbite oczy, krwawiące wargi oraz o kilka kosmyków włosów mniej.
-Równie dobrze, Weasley możesz złamać różdżkę i iść do mugolskiego burdelu. Będzie tam z ciebie taki sam pożytek co tu- wysapała Greengrass między unikami.
Jednak zanim Gin jej odpowiedziała, obie usłyszały głośne uderzenie o podłogę i się obróciły.
Na ziemi leżała Hermiona z pulsującym policzkiem.
Jeśli wcześniej była wściekła to teraz była chodzącą furią.
Już szukała swojej różdżki, gdy ktoś ją złapał w pasie i mocno trzymał, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
-Opanuj się, Wiewiórko. Będziesz miała tylko kłopoty- usłyszała szept w uchu.
Dobrze znany jej szept.
Blaise.
-Puść mnie! Muszę rzucić w niego jakimś paskudnym urokiem!- Zaczęła się szarpać, lecz to jej nic nie dało, bo uścisk Zabiniego był żelazny.
-Mats i Draco się tym zajmą. A ty się uspokój.
Z hamowanej złości, zaczęła cała się trząść. Jak ona ma stać spokojnie, gdy GRYFON spoliczkował jej przyjaciółkę, a ślizgońska dziwka obraża jej rodzinę?!
Trzeba będzie trochę pokłamać.
Przybrała opanowany wyraz twarzy i powiedziała w miarę spokojnie.
-W porządku. Możesz mnie puścić.
-Na pewno?- Spytał podejrzliwie Diabeł.
-Tak, na pewno.
-No dobrze- powiedział niepewnie.
Gdy tylko jego ramiona ją puściły, ta odwróciła się z rządzą mordu wymalowaną na twarzy do "ślizgońskiej dziwki".
Chłopak przeklął swoją głupotę i natychmiast stanął za dziewczyną, wyciągając różdżkę, na wszelki wypadek.
-I co, Weasley? Myślisz, że jak masz za sobą Diabła, to on ci w czymś pomoże? A nie, czekaj! No, tak! Że też ja na to nie wpadłam!- Teraz odwróciła swój wzrok na chłopaka, by kontynuować swoją wypowiedź.- Nie chwaliłeś się Blaise, że pomagasz ubogim- powiedziała niby zamyślona.- Ale to urocze. Dużo bierze za seks z tobą? Pewnie na święta będzie już milionerką. Łasic chyba też wziął z ciebie przykład, skoro rzucił Granger. Pogratulować rodzinki- tutaj akurat znowu mówiła do Ginny.
Jeśli chodząca śmierć ma imię to z pewnością brzmi ono Ginerva Weasley.
Dziewczyna doprowadzona do białej gorączki ponownie rzuciła się na tą drugą z pięściami, które zacisnęła na jej brązowych włosach. W tym samym momencie Zabini złapał Ginny w pasie i mocno przyciągnął do siebie, aby je rozdzielić. Skończyło się to krzykiem Astori i dziwnym śmiechem Weasley'ówny.
-Zaczynam się ciebie bać, Ruda- powiedział cicho, czego chyba nie usłyszała.
-TY... TY... TY WREDNA SUKO! JAK ŚMIESZ!
-Ginny, słońce uspokój się, bo będę musiał cię spetryfikować!
-PUSZCZAJ MNIE BLAISE! MUSZĘ WYBIĆ JEJ TE ZĘBY, SKORO JE TAK CHĘTNIE POKAZUJE! I CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ, GŁUPA KROWO?!
-I gdzie są ci nauczyciele, kiedy ich potrzeba?!
Mats, Draco i Hermiona natychmiast znaleźli się przy nich.
Malfoy stanął przed Greengrass, by oddzielić dziewczyny, szatyn pomógł trzymać Ginny, a Herm starała się przemówić jej do rozsądku.
-Uspokój się, bo wyśle patronusa do McGonagall!
-W nosie to mam! Do tych jej włosów są mi potrzebne jej zęby do szczęścia! Jesteśmy przyjaciółkami, więc powinnaś chcieć mojego szczęścia!- Zaczęła gestykulować rękami, na co Ślizgoni parsknęli cichym śmiechem.
-Naprawdę, bardzo śmieszne i... Co ty masz w rękach?!- Zawołała zdziwiona.
W piąstkach Rudej znajdowały się pasemka włosów Astorii, która teraz też była na granicy prawdziwej furii.
Jednak młodsza Gryfonka tylko wzruszyła ramionami i ponownie zaczęła się szarpać.
-Gin, uspokój się! To nic ci nie da, oni cię nie puszczą!- Jako że nic nie pomagało, Miona posunęła się do nieczystych zagrań.- Napiszę do pani Weasley, przysięgam.
Poskutkowało natychmiast. To była jedyna osoba, której bała się ta waleczna lwica. Chłopcy, widząc, że dziewczyna jest spokojna, powoli rozluźniali uścisk, by w końcu ją z niego uwolnić.
-Łap, Greengrass. To chyba twoje- powiedziała i rzuciła jej pukiel czekoladowych włosów.
Ślizgonka z gracją je podniosła, prychnęła głośno, przeklęła pod nosem i ruszyła w stronę lochów.
Wychowankowie Domu Węża spojrzeli na Lwice (gdzieś spotkałam takie określenie do Gryfonek :D Chyba na potter-wiki xD~ dop. Aut.) krytycznym wzrokiem na co one tylko błądziły wzrokiem po ścianach korytarza.
-Czy wy zawsze musicie się pakować w kłopoty?- Westchnął Mats.
-To nie nasza wina!- Żachnęła się Ruda.
-Właśnie!- Przytaknęła jej przyjaciółka.- Dałybyśmy sobie radę bez was!
-W to nie wątpię, ale wtedy wylądowałybyście w Mungu- prychnął Blaise.
-Diable, weź Weasley do Skrzydła Szpitalnego, a ja zajmę się Granger.
-A co z Benem?- Odezwała się Hermiona.
Tleniony przez chwilę myślał, ale szybko wpadł mu do głowy pewien pomysł.
-My z Matsem go schowamy w schowku na miotły.
-CO?!- Zawołały chórem dziewczyny.
-Dostanie nauczkę- wzruszył ramionami Bell.
-Mats!- Obruszyła się czekoladowo-oka.
-Zasłużył. Poczekaj Herm, zaraz wrócimy.
-Czekaj- powiedział Draco.- Sam go zanieś.
Niektórym mogłoby się wydawać, że Smok go zwyczajnie wykorzystał, ale on wiedział, że Mats wyładuje na nim swoją złość. Ten Gryfon nagrabił sobie już rok temu. A szatyn nie obiecywał, którym schowku go zamknie i czy w ogóle to będzie schowek.
Nikt nie protestował. Wszyscy zrobili tak jak im kazał.
-Idziemy do biblioteki- szepnęła Ginerva do Zabiniego.
~**~
Uff, w końcu internet! Uwielbiam Ginny vs. Astoria ;D A tego będzie jeszcze trochę w tym blogu :D Trochę krótki, ale nie chciałam zaczynać nic nowego w tym rozdziale, bo to będzie w następnym ^^

sobota, 7 września 2013

17. "Puzzle"

***
Hej! ;*
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze! Te z kont na google i anonimowych <3 Co prawdy było ich mniej niż wcześniej, ale rok szkolny się zaczął, więc podejrzewam, że tak bd. No, ale cóż :D 
Szczególnie dziękuję Lili Evans i Alex, których komentarze jakoś tak mnie tchnęły do pisania ^_^ Ale pozostałe również przyczyniły się do powstania tego rozdziału ;*
Nie podoba mi się wogóle ten rozdział ;______; Następny będzie lepszy :P
Ale po tym szpitalu nie miałam siły pisać :x
I mam ogromną prośbę do Feniksa: Napisz w komentarzu, co myślisz o tym rozdziale :P
Nie wiem czy mi wyszedł, ale jestem taak straaasznie zmęczona po tym tygodniu szkoły, że masakra ;__; No cóż...
Zapraszam do czytania i komentowania ;3
PS: Moja beta, wciąż nie daje znaków życia, więc nie bijcie za błędy ;)
***
-Czego chcesz Malfoy?
-Ktoś tu nie ma humoru- powiedział i bez zaproszenia usiadł wygodnie w jednym z jej foteli, co spotkało się z poirytowanym spojrzeniem dziewczyny.
-Tylko po to tu przyszedłeś?- Nie miała dzisiaj ochoty z nikim teraz rozmawiać, a szczególnie z nim. Ale chyba powinna mu podziękować za wczoraj...
-Nie. Trzymaj- powiedział i rzucił dziewczynie plik pergaminów.
Zdziwiona podniosła je do ręki i spytała:
-Co to?- Podejrzliwie zaczęła się im przyglądać.
-Notatki- odpowiedział i spojrzał na nią ukradkiem.
Hermiona zupełnie zapomniała o tym, że nie była na zajęciach. Ze zgrozą stwierdziła, że nic nie jadła od wczorajszej kolacji. Przejrzała ,,podarunek" od chłopaka i musiała stwierdzić z niechęcią, że te zapiski są prawie tak samo dobre, jak jej. Na tą myśl lekko się skrzywiła. Nawet zapisane były paplaniny profesora Binsa! A to przecież ona tylko je notowała! Podniosła lekko zdziwiony, ale też... hm, dziękujący wzrok .
-Dzięki- mruknęła cicho.
Ten wzruszył tylko ramionami i odpowiedział.
-Niema sprawy. Kiedyś mi się odwdzięczysz- bardzo mocno się powstrzymywał, żeby na jego usta nie wypłynął ironiczny uśmiech.
-Nie chodziło mi tylko o to. Dzięki też za wczoraj- powiedziała cicho i zarumieniła się lekko.
Draco na początku nie zrozumiał o co chodzi, ale gdy dotarł do niego sens jej słów, zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. Nie chciał wyjść na jakiegoś obrońcę złamanych serc, ale wczoraj ten Gryfon wyprowadził go z równowagi. Szczerze mówiąc Smok miał cichą nadzieję, że ta Gryfonka się nie dowie o tym uderzeniu, ale skoro wyszło inaczej, można to wykorzystać...
-Ach, to...- Powiedział przeciągle.- Miałem z nim jeszcze kiedyś... Nieprzyjemną sprawę, więc mogłem się odegrać- tym razem pozwolił sobie na ten iście Malfoy'owski uśmiech.
-Jasne- prychnęła w odpowiedzi.
Może to dziwne, ale Hermiona przez ten czas, zdążyła odrobinę poznać chłopaka i wie mniej więcej co oznaczają jego niektóre wypowiedzi.
-Sugerujesz coś, Granger?- Uniósł jedną brew do góry i przyglądał się jej, dopóki ta nie odpowiedziała.
-Ja? Ależ skąd!- Uśmiechnęła się lekko, czym go zdziwiła i dodała.- A teraz powiesz mi po co tu tak naprawdę przyszedłeś, Malfoy?
Dobre pytanie. Po co on tu przyszedł? Chyba zwykła ciekawość go tu zaprowadziła. I Blaise. Ale to zaraz.
-Z kilku powodów. Jeden z nich już ci przedstawiłem, drugi nazywa się Blaise Zabini i Ginny Weasley- westchnął ciężko.
W tym momencie Miona wyglądała dosyć głupio. Otworzyła szeroko oczy, uniosła wysoko brwi i rozchyliła lekko usta. W jej głowie znowu rozpoczęła się gonitwa myśli. Po pierwsze: TEN Ślizgon nigdy nie robi czegoś dla kogoś, jeśli nie ma  w tym swojego interesu, po drugie: jak to Blaise i Ginny? Ugh! Nienawidziła nie wiedzieć! Dlatego też od razu wzięła się za zadawanie pytań. Jednak przerwało jej czyjeś parsknięcie śmiechem. Natychmiast zwróciła wzrok w kierunku Tlenlenionego.
-No i z czego rżysz?- Warknęła, obrzucając go niemiłym spojrzeniem.
Chłopak automatycznie przestał, ale w jego chłodnych oczach nadal pobłyskiwały iskierki rozbawienia. No bo, kto normalny, widząc pannę Wiem-To-Wszystko i Jestem-Na-Pewno-Mądrzejsza-Od-Ciebie-Więc-Nawet-Nie-Próbuj-Mnie-Zrzucić-Na-Drugie-Miejsce z miną Pottera na eliksirach nie zaśmiałby się? Z dalszych rozmyśleń wyrwało go kolejne pytanie Gryfonki.
-O co chodzi z Zabinim i Gin... Ginny- zaraz się poprawiła. Wciąż bolały ją słowa tego rudzielca, choć wiedziała, że to sama prawda. Westchnęła cicho i szybko zamrugała, aby powstrzymać łzy.
Draco zrobił to samo, tyle że ze zrezygnowaniem. Zapomniał, że ona zawsze zadaje tyle pytań i nie spocznie, dopóki nie uzyska odpowiedzi, która ją zadowoli.
-Z Diabłem o to, że mnie zabije, bo ,, jego wiewióreczka"- skrzywił się na te słowa- chodzi struta przez ciebie. Nie przerywaj mi- dodał, widząc, że dziewczyna już otwiera usta, żeby mu powiedzieć, gdzie ma tą wiadomość, ale zamilkła. Ślizgon spojrzał na chwilę w jej czekoladowe tęczówki i dokończył całą wypowiedź.- To ja nie kazałem nikomu, Matsowi, Rudej, Zabiniemu, Potterowi, Pansy i Dafne, mówić o McPersowie. Wszyscy wiedzieli, nie mogli ci tego wprost powiedzieć, ale KAŻDY ci to sugerował. Więc nie rozumiem, dlaczego tylko ich oskarżasz, a do siebie nie masz pretensji- zmierzył ją uważnym spojrzeniem i z zaciekawieniem obserwował jak na jej czole pojawia się mała zmarszczka.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewała. Żeby Malfoy, ją pouczał i to w takiej kwestii! Nigdy mu tego nie powie, ale niestety miał rację. Mogła sama zauważyć co się dzieje. Swoją frustrację wyładowała na biednej Ginny. Gdy sobie pomyślała jak tamta musiała się czuć, gdy nie mogła jej niczego powiedzieć, a chciała, to ściskało ją w żołądku.
Zaczęła myśleć jeszcze intensywniej.
Rzeczywiście, wszyscy jej sugerowali, że powinna zostawić Bena. Głupia! Skarciła się w myślach. Mats jej to zasugerował, gdy rozmawiali na korytarzu.
,,-Chodzi o to, że Ben mi coś powiedział a ja nie wiem co mam z tym zrobić…
-Co ci powiedział?
-Powiedział mi, że mnie kocha.
-A ty nie wiesz co do niego czujesz i dlatego chcesz z kimś pogadać.
-Mhm. No, bo za krótko go znam, żeby już go kochać, ale nie jest mi obojętny. I co ja mam zrobić w tej sytuacji?
-Zastanów się, czy warto się w to angażować. Może nie warto?
-O co wam wszystkim chodzi?
-Spokojnie Herm. Ja tylko ci pomagam. Mówię, żebyś się zastanowiła, zanim podejmiesz decyzję."
Jak mogła być taka głupia i nie zrozumieć o co mu chodzi?! Jeszcze bardzie zła na siebie, tylko pacnęła się w czoło i dalej myślała.
Ginny też jej wiele razy podsuwała ten pomysł. Ale wtedy była głupio zapatrzona w Bena.
,,-Ben powiedział mi, że mnie kocha.

-CO?!
-Co w tym dziwnego?
-Nie, nic. Tylko zdziwiłam się, że tak szybko wyznał ci miłość. Przecież wy się znacie tydzień!
-No właśnie i w tym jest problem.
-A ty go kochasz?
-Ja... nie wiem. Na pewno dzisiaj się będziemy widzieć, więc będę musiała mu odpowiedzieć. Jest mi z nim dobrze, ale nie jestem pewna czy to miłość. Za krótko się znamy.
-Miona zrób jak uważasz, ale według mnie on się nie nadaje dla ciebie.
-Co wy wszyscy macie do Bena? Ty, Mats i kto jeszcze?!
- Po prostu zasługujesz na kogoś lepszego.
-Kogoś takiego, jak twój brat?- Powiedziała chłodno.
-Tego nie powiedziałam- spojrzała na nią surowo.- Zrób jak uważasz, tylko żebyś potem nie żałowała"
Ta rozmowa była przecież taka oczywista! Nawet ta głupia Jade, jej to zasugerowała!
,,-Cześć Hermiono.
-Emm… Cześć Jade.
-Chodzisz nadal z Benem, prawda?
-Taak. I co z tego?
-Nie, nic. Tak tylko się pytam. Pilnuj go lepiej, bo ktoś ci go zabierze."
Teraz sama sobie pluła w brodę. Mogła temu wszystkiemu zapobiec, ale zwyczajnie w świecie, omamił ją ten dupek! A na dodatek przez niego może stracić swoją najlepszą przyjaciółkę, która była z nią na dobre i złe. Łzy bezsilności i smutku zaczęły spływać po jej zarumienionych ze wstydu policzkach.
Draco zmieszał się trochę. Nie znosił, gdy jakaś kobieta płakała. Nie umiał ich pocieszać. Ale zdziwiła go ta scena. Nigdy nie widział płaczącej Hermiony Granger. No, może z wyjątkiem tamtego patrolu. Ale poza tym to nigdy. Zawsze wiedział, że ta czarownica to silna dziewczyna i nie pozwala sobie na takie emocje publicznie. Najwidoczniej się mylił. Postanowił jednak przypomnieć o swojej obecności.
-Eee... Granger?
Pani Prefekt Naczelna podniosła na niego załzawione oczy i spojrzała na niego gniewnie.
-Dlaczego nie kazałeś im niczego powiedzieć?!- I tyle zostało z płaczącej Hermiony. W jej oczach zagościły niebezpieczne ogniki.
Młody Arystokrata zamarł na chwilę, ale potem odpowiedział spokojnym i opanowanym głosem, na jaki mu przystało.
- Bo to nie był odpowiedni czas.
Miona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale gdy spojrzała na chłopaka, zamknęła usta. Wiedziała, że niczego więcej się nie dowie. Jej wyraz twarzy musiał być żałosny, skoro się odezwał.
-Słuchaj, Granger. Nie oczekuj ode mnie pocieszenia, ale...- Zamilkł na chwilę i zbierał słowa.- McPersow to dupek i nie masz czego żałować- powiedział na jednym wdechu. Najwidoczniej powiedzenie tego zdania wiele go kosztowało, bo jego usta wykrzywiły się w lekkim grymasie.
Herm nic nie powiedziała, tylko przyjęła taką samą minę, co wcześniej, tyle że jej usta ułożyły się w szerokim uśmiechu.
-Dzięki, Malfoy- parsknęła.
Zanim chłopak jej coś odpowiedział, ta się podniosła i ruszyła do drzwi, mamrocząc pod nosem ,,muszę pogadać z Rudą". Gdy była przy drzwiach odwróciła się się do niego i rzuciła przez ramię:
-Idź do siebie człowieku! To moje dormitorium- i zniknęła.
***
Ginny siedziała przed kominkiem w Pokoju Wspólnym, gdyż uznała, że obecność Parvati jej przeszkadza. To dziwne, bo zazwyczaj lubiła jej towarzystwo, a w saloniku było znacznie głośniej niż tam. Rozmyślała o rozmowie z jej przyjaciółką. Nie mogła sobie wybaczyć, tego że ma za długi język i powiedziała to przeklęte zdanie. Nie myślała tak wcale. No może trochę, ale na pewno nie chciała żeby tak to zabrzmiało. Oczy miała lekko zaczerwienione, a jej policzki wciąż zdobiły ślady łez. Bała się, że po tym, starsza Gryfonka nie będzie chciała mieć z nią nic do czynienia. A ta myśl bolała i to bardzo. Przeklinała też w duchu swoją głupią uległość, że niczego jej nie powiedziała! A teraz płaci za to karę. Przełknęła kilka gorących łez i wpatrywała się smutno w tańczące języki ognia. Gdy poczuła rękę na ramieniu, podskoczyła i zdezorientowana odwróciła szybko głowę.
-Miona?- Zdziwiła się, gdy zobaczyła przed sobą kasztanowo-włosom dziewczynę.
-Mogę?- Spytała, patrząc na fotel obok. Zajęła miejsce, po skinięciu głowy Rudej i przez chwilę panowała krępująca cisza. Oby dwie postanowiły to przerwać.
-Przepraszam- powiedziały cicho, po czym zachichotały.
-Nie powinnam mówić tego co powiedziałam. Ja... Ja wcale tak nie myślę, Herm. Nie mogłam ci powiedzieć o tym gnojku. Przepraszam- podczas tej wypowiedzi wzrok miała odwrócony. Unikała spojrzenia przyjaciółki.
-Wiem, Gin. Ale obie wiemy, że tak myślałaś- westchnęła i dodała.- Ale miałaś rację. Ben i Ron to dupki, którzy mieli mnie gdzieś, a ja tego nie zauważałam. To też moja wina- uśmiechnęła się blado.
Spojrzały na siebie, a po chwili już były przytulone i się śmiały. Tego nie da się wytłumaczyć, ale tak właśnie działa przyjaźń. Można się pokłócić, ale i tak nie potrafi się żyć bez tej drugiej osoby.
Hermiona odsunęła się od najmłodszej z Weasley'ów i spojrzała na nią surowo.
-Ale następnym razem masz mi od razu powiedzieć. Bez względu co Malfoy ci powie.
-Obiecuję!- Odpowiedziała jej szybko.- A...- Zawahała się przez chwilę. Wypada jej się teraz o to pytać, czy nie? Trudno, zaryzykuje.- A co z Benem? Gadałaś z n...- zamilkła, gdy zobaczyła jak oczy Miony posmutniały.
-Nie chcę na razie o tym gadać- mruknęła cicho, a Gin pokiwała tylko głową.
Siedziały chwilę w ciszy, którą przerwało burczenie w brzuchu Prefekt Naczelnej. Ruda parsknęła, a Hermiona zarumieniła się lekko.
-Idziemy na obiad?- Spytała Herm i ruszyła w stronę portretu Grubej Damy.
***
Gdy dwie Gryfonki wracały z Wielkiej Sali do wieży Gryffindoru, na ich drodze stanęła Astoria Greengrass.
-Szlama! A co ty tu robisz? Myślałam, że zrozumiałaś po wczoraj, gdzie twoje miejsce- uśmiechnęła się do nich kpiąco.
-Żebyś ty się zaraz nie przekonała, gdzie jest twoje- warknęła Hermiona.
-Grozisz mi?- Spytała zadziornie i posłała jej groźne spojrzenie.
-Spadaj, Greengrass. Idź się pobzykaj z kimś, czy co ty tam robisz- rzuciła gładko Ginny i posłała jej współczujące spojrzenie.
Ślizgonka się wyprostowała, dumnie wypięła pierś i im odpowiedziała, o dziwo, spokojnym głosem.
- Weasley. Nie wiem, jak Potter tobie dogadza, albo ty jemu, bo po Weasley'ach można się wszystkiego spodziewać. Szczególnie po twoim bracie- zaśmiała się krótko i spojrzała na rozwścieczoną Ginervę.- Ale zamknij się i zostaw lepszych od siebie w spokoju, bo się przejedziesz, tak jak twoja szlamowata przyjaciółka- uśmiechnęła się kpiąco do Rudej, która była przytrzymywana za ramiona przez Mione.
-Zjeżdżaj stąd, bo ją puszczę, ale wtedy ja się do niej dołączę- powiedziała chłodno i cicho.
Przez chwilę mierzyły się wzrokiem, lecz po chwili rozległ się za ich plecami ten znajomy i znienawidzony głos, na którego dźwięk Astoria się szeroko uśmiechnęła.
-Mionuś, słonko. Jak dobrze cię widzieć. Czemu wczoraj tak szybko uciekłaś?
Panna Grenger odwróciła się powoli, cała blada i stała twarzą w twarz z Benem.
~**~
Męczyłam się, żeby napisać ten rozdział :x Nie jestem pewna, czy mi wyszedł i czy nie za szybko pogodziłam dziewczyny, ale uznałam, że to mi się przyda w późniejszych rozdziałach ;p
Nie bijcie mnie za ten rozdział :/

niedziela, 1 września 2013

16. Coś się kończy, coś zaczyna...

***
Hej! 
Koocham Was, za te wszystkie komentarze <3 Miło mi jest, z tego powodu, że ktoś docenia moją ,,pracę?" ;3 
Widzę, że cieszycie się, iż Benowi dostało się za swoje ^.^ No to teraz możemy zacząć rozwijać akcję Dramione i inne paringi :3
Czy ktoś nie chciałby zająć się zrobieniem jakiegoś szablona, czy coś? :3
Rozdział na osłodę roku szkolnego ;__;
Nie jestem pewna, czy rozdział jest w miarę długi, ale trudno ;D
No a teraz z innej beczki ;x
Z racji tego, że zbliża się rok szkolny, co się wiąże z nauką ( ;__; ), rozdziały będę dodawała w piątek wieczór :> Gdyby coś się miało zmienić, będę informowała :> 
PS Moja beta wciąż nieaktywna, więc nie bijcie za błędy :>
Zapraszam do czytania i komentowania ♥
***
Nie biegła. Nie chciała dawać mu jakiejkolwiek satysfakcji. Szła spokojnie, ale łez smutku i goryczy nie udało jej się powstrzymać. Zanim wyszła z korytarza, usłyszała jeszcze jego chamskie słowa, po czym o ściany odbił się dźwięk, który mógł świadczyć o tym, że coś zostało złamane. Pomimo wszystkiego, uśmiechnęła się do siebie. Malfoy wcale nie musiał go uszkodzić, ale zrobił to. Hermiona po paru minutach weszła do swojego dormitorium. Położyła się na łóżku i myślała. Zabolało ją to i to nawet bardzo. Ale teraz sama sobie pluła w brodę, że niczego się nie domyśliła. Przymknęła oko na tą sprawę z korytarzem, ale mogła wszystko skończyć zaraz po lekcji z OPCM. Jego patronus się nie zmienił w nic podobnego do wydry, ani jej do geparda. Oprócz tego wszyscy dookoła wiedzieli co się dzieje, a ona niczego nie zauważyła. Jaka ona była głupia! Nie, ona była zauroczona w nim. Znowu źle wybrała. Czy jej nie może zacząć się w końcu układać? Pierwszy był Ron, który zdradził ją z wilą, potem Ben, który- jak podejrzewała- zdradzał ją z połową szkoły, czy ona nie może znaleźć sobie kogoś, kto by ją szanował? Być może to ona nie jest na tyle atrakcyjna... Nie! Hermiono, nie myśl tak! To już ich sprawa, że nie umieją docenić tego co mają! A ty się tym nie przejmuj! Jednak podeszła do lustra i przyjrzała się sobie. Duże, czekoladowe oczy, które w tej chwili były zaczerwienione od łez, oglądały świat z wesołymi iskierkami, nos lekko zadarty z kilkoma piegami, lekko różowe, pełne usta, proste zęby, no i włosy. Teraz już nie miała gniazda na głowie, tylko gładkie loki, które spływały kaskadami na ramiona. Potem nieco niżej był dosyć duży biust, który idealnie pasował do jej zgrabnej sylwetki. Na końcu były długie nogi. Musiała sama przed sobą przyznać, że w tym roku wygląda znacznie lepiej, niż wcześniej. Z głośnym westchnieniem opadła na łóżko i spojrzała na zegarek. Było grubo po trzeciej w nocy. Stwierdziła, że nie pójdzie na jutrzejsze lekcje. Trudno, świat to jakoś przeboleje. Po czym zmęczona zasnęła.
***
Był wściekły. Miał ją najpierw zaciągnąć do łóżka, zniszczyć najpierw ją, później jej przyjaciół, dopiero potem skończyć rozdział pod tytułem ,,Szlama". Ale nie! Jak on mógł być tak nieostrożny, że zabawiał się z Astorią w klasie, wiedząc, że Granger jest Prefekt Naczelną i patroluje korytarze?  A jakby było mało, Malfoy złamał mu nos. Potter, Malfoy, co oni mają do tej szlamy? Przecież nie warto się takimi przejmować. Ten świat schodzi na psy. W Durmstrangu przynajmniej nie tolerowało się takich imitacji czarodziejów. Przynajmniej teraz wie, że tego przeklętego Ślizgona dotknęła ta sprawa z Victorią. Na to wspomnienie Ben uśmiechnął się wrednie i poszedł w stronę Skrzydła Szpitalnego.
***
Następnego dnia, jakimś cudem- czytaj, Astoria Greengrass nie umie się powstrzymać przed plotkami- cały Hogwart wiedział co się zdarzyło zeszłej nocy. Reakcje były różne. Niektórzy mieli mieszane uczucia co do pana McPersowa, inni śmiali się z głupoty Hermiony, a jeszcze inni, gdyby mogli, sprawiliby, że ten Gryfon już nigdy tak nie postąpi z jakąkolwiek kobietą, głównie uważali tak Gryfoni.
Nikogo nie zdziwił fakt, że dziewczyna nie zjawiła się na zajęciach, lecz każdy wymyślał swoją ciekawą teorię, a prawda była taka, że ona spała.
Lekcje bez panny Wiem-To-Wszystko mijały bardzo spokojnie, prawie bez żadnych punktów dodatnich dla Domu Lwa, co było kwitowane głośnym zgrzytaniem zębów. Gdy nadeszła pora lunchu, przy stole Slytherinu toczyła się mała dyskusja.
- Czyli Hermiona już się dowiedziała- westchnął Mats. Było mu szkoda tej dziewczyny. Gdyby jej powiedzieli, to z pewnością by tak nie cierpiała. Musiał przyznać, że ją polubił i było o czym z nią rozmawiać.
- I bardzo dobrze. Pora zacząć zakład- powiedział Smok, wpatrując się w swój talerz.
-Astoria wspominała o Victorii...- Zaczął Blaise, ale widząc zaciśnięte ze złości szczęki przyjaciela, dodał.- Ale tylko Ślizgonom. Nie sądzisz, że lepiej zamknąć tą sprawę?
Chłopak zamyślił się na chwilę, po czym zwrócił się do nich, takim głosem, że przeszły ich ciarki po plecach.
-Vi jest moją kuzynką, którą ten szmaciarz skrzywdził. Jedynym sposobem na zamknięcie tej sprawy jest zabicie tego śmiecia. Jestem za młody, żeby iść do Azkabanu. Jednak, jeśli on spróbuje jej coś znowu zrobić, przysięgam, że nie będę się wahał- po skończeniu tego zdania, wrócił do jedzenia.
Bell i Zabini wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wiedzieli, że lepiej nie kontynuować tego tematu. W głowie tego pierwszego, zaświeciła żaróweczka, która zgasi się dopiero wtedy, gdy zaspokoi swoją ciekawość.
-Opowiedzcie mi dokładnie o co chodzi z tym zakładem. Bez żadnego wymijania kilku faktów.
-Nie będzie cie to ciekawiło- odezwał się blondyn.
-Wplątaliście mnie w to, więc mam prawo wiedzieć. Macie mi to wyjaśnić- warknął w ich stronę. Czasami zastanawiał się, czemu tak właściwie wciąż są przyjaciółmi. Ale potem przypominały mu się te chwile, w których byli świetną paczką. Jednak ten zakład był poniżej godnością Dracona i Diabła.
-Jak chcesz- westchnął szarooki chłopak i zaczął opowiadać.
~wspomnienie~
Całą trójką umówili się do jednej z kawiarni, by odetchnąć po wojnie. Koniec z byciem Śmierciożercą, koniec z zabijaniem i torturowaniem niewinnych ludzi, koniec z TYM światem. Teraz zaczynają na nowo. Postanowili, więc porozmawiać, jak za dawnych czasów. Niby kawiarnia, ale umówili się na Ognistą. 
Draco Malfoy siedział już przy stoliku, który znajdował się na końcu lokalu. Chwilę później wszedł Zabini. Był sam.
-A gdzie Mats?- Arystokrata uniósł lekko brew do góry.
-Wysłał patronusa, że go nie będzie- westchnął czarnoskóry chłopak.- Sam wiesz, że po wojnie jego matka zachorowała. On też musi się nią zajmować. Magomedycy nie dają jej wielu szans- powiedział cicho.
Gdy młody Malfoy chciał coś powiedzieć zauważył jak ktoś z rudą czupryną wchodzi do pomieszczenia.
-Łasic- warknął Zabini. Nie znosił go, za to że był taki niesprawiedliwy dla swojej siostry. Traktował ją jak psa, który jest na każde jego zawołanie, ma słuchać jego rozkazów, nikogo więcej. Ale ona mu się nie dawała i właśnie za to cenił sobie tą Wiewiórkę. Spojrzał na niego z pogardą, ale jego wzrok przykuł ktoś inny.
-Może mi się tylko zdaje, ale to chyba nie jest Granger, co?
Malfoy podniósł swój wzrok na rudzielca i uśmiechnął się kpiąco.
-No cóż. Najwidoczniej Granger mu nie wystarcza- prychnął.
Draco nie szukał na razie dziewczyny na dłużej, więc wystarczyła mu zawsze tylko na jedną noc. Potem ją rzucał. Ale nie zdradzał ich za plecami. To było nieuczciwe, nawet jak dla niego. Czasami myślał, że przez przyjaźń z Pansy i posiadanie za kuzynkę Victorię, to mięknie z czasem.
-O, patrz! Gin... Znaczy Weasley'ówna też jest! Będzie się działo!- Zawołał uradowany Blaise, który udawał, że niczego nie powiedział niestosownego.
Miał rację. Działo się trochę.
Ginny twarz była w tym momencie, takiego samego koloru co jej włosy, a oczy niebezpiecznie błyszczały.
-CO TY WYRABIASZ?
-Ginny, co ty tutaj robisz?- Spytał zdezorientowany chłopak, natomiast jego towarzyszka uśmiechała się słodko i bezczelnie patrzyła na jego siostrę.
-Przyszłam tu, bo umówiłam się z Hermioną. Twoją DZIEWCZYNĄ! Pamiętasz jeszcze?- Wysyczała w jego stronę.
-Oczywiście, że pamiętam- bąknął cicho, lekko czerwony.
-Nie wydaje mi się. Masz to skończyć. Tym razem nic nie powiem Mione, ale następnym, możesz być pewien, że osobiście dopilnuję, żeby cię przeklęła.- Powiedziała cicho, a w jej oczach zabłyszczały łzy. Wiedziała, że była w tym momencie okropną przyjaciółką, ale musiała.
-Dzięki Gin, jesteś najlepsza- westchnął z ulgą i chciał przytulić siostrę, ale ona się od niego odsunęła z wyraźną niechęcią wypisaną na twarzy. 
-Nie zbliżaj się przez pewien czas do mnie. Przez ciebie muszę okłamywać moją przyjaciółkę.
-Przesadzasz Ginny- powiedział czarodziej, po czym usiadł obok pięknej Francuski i zaczął robić to, poco tu przyszedł.
Dwójka Ślizgonów siedziała przy stoliku i patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami i otwartymi ustami.
-Czy ona właśnie...- Zaczął Blaise.
-Tak- przytaknął Draco.
-Ale one...- Znowu próbował coś powiedzieć.
-Wiem.
-Posrane to wszystko- skwitował i zabrał się do picia swojej Whiskey.
Przez pewien czas rozmawiali spokojnie i pili, wspominając wcześniejsze lata. Jednak dalsze rozmowy przerwało wtargnięcie pewnej brązowookiej Gryfonki.
-Powtórka z rozrywki- parsknął Zabini.
Widzieli, że coś mówi, ale nie przysłuchiwali się temu. Smok spojrzał na jej twarz. Spływały po niej słone krople, które płynęły gęstymi strumieniami. Zacisnął mocniej pięści i dalej przyglądał się tej scenie.
-Uuu- zasyczeli obaj, gdy dziewczyna go spoliczkowała.
Potem znowu doszło do wymiany słownej, którą mniej więcej słyszeli.
-JA ROBIĘ PRZEDSTAWIENIE?! TO TY SIĘ OBŚCISKUJESZ Z JAKĄŚ FRANCUZKĄ DZIWKĄ,  KIEDY BYŁEŚ ZE MNĄ W ZWIĄZKU! MYŚLAŁEŚ, ŻE SIĘ NIE DOWIEM?! RONALDZIE WEASLEY JESTEŚ NAJWIĘKSZYM DUPKIEM JAKIEGO MIAŁAM KIEDYKOLWIEK NIESZCZĘŚCIE SPOTKAĆ!

Weasley dostał drugi policzek, a obie dziewczyny wyszły z lokalu. 
-No to chyba się zdenerwowała- powiedział Malfoy z dziwnym uśmiechem na twarzy. 
-To czemu nie pobiegniesz za nią?- Parsknął Zabini.
-Żartujesz? Diable, może i Granger jest ładna, ale to wciąż szlama- powiedział arystokrata z lekkim grymasem na twarzy.
-Ponoć każda dziewczyna na ciebie poleci- powiedział obojętnym tonem.
-Bo tak jest- przytaknął chłopak.
-To czemu nie spróbujesz uwieźć naszej Gryfonki? Na złamane serce dobrze działa nowa miłość- parsknęli obaj.
-Mam to uznać za wyzwanie?- Uniósł jedną brew do góry.
-Nie za wyzwanie, a za zakład. Jeśli uwiedziesz Granger do... załóżmy listopada, a wcześniej zrobisz coś, za co cię znienawidzi jeszcze bardziej, to dostaniesz ode mnie kilka butelek Ognistej. Co ty na to?- Blaise wyciągnął rękę w jego stronę i czekał na reakcję.
W końcu co mu szkodzi? To tylko szlama Granger. Ładna, ale wciąż szlama. Przy okazji się pobawi trochę.
- Czemu nie? Bez żadnych warunków?
-Nie używasz amortencji, ani żadnych zaklęć. Zdajesz się na swój... urok osobisty?
-Obrażasz mnie, myśląc, że posunąłbym się do tego- powiedział Draco, kręcąc głową w dezaprobacie.- W porządku. A co jeśli ty przegrasz?- Zwrócił się do przyjaciela.
-Wymyślisz coś- wyszczerzył zęby do niego.- To, co? Wchodzisz w to?
Smok tylko uścisnął mu dłoń, a następnie zamówili jeszcze kilka szklanek trunku. To będzie bardzo interesujący rok szkolny.
~koniec wspomnienia~
Gdy skończyli to opowiadać, blondyn zaczął zapoznawać szatyna z sytuacją, która miała miejsce na ulicy Pokątnej. Zabini już słyszał tą historię, więc przypatrywał się swojemu przyjacielowi, który robił się coraz bardziej czerwony i blady, na przemian.
-... No i skończyło się tak, że Ministerstwo z racji tego, że użyłem różdżki ojca, który i tak jest już skazany na straty, nie wyciągnęło żadnych konsekwencji- wzruszył ramionami.
-Czy.ty.właśnie.powiedziałeś.że.rzuciłeś.na.Herm.Cruciatusa.przez.jakiś.durny.zakład?!- warknął Mats przez zaciśnięte zęby.
-Nie dramatyzuj, stary... Dokąd ty idziesz?- Obaj zwrócili wzrok na swojego przyjaciela, który z żądzą mordu wbił w nich wzrok.
-Idę, bo jak widzę, moi przyjaciele zamienili się na jakąś tępą wersję!- Syknął i wyszedł z Wielkiej Sali.
Diabeł i Smok westchnęli cicho i gdy mieli się już zastanowić nad słowami przyjaciela, poczuli palące spojrzenia. Podnieśli wzrok, by zobaczyć przed sobą dwie Ślizgonki, które były... wściekłe, jednym słowem.
-No co?- Spytał Zabini.
-Jesteście... ugh! Aż brak mi słów!- Warknęła Pansy i poszła za śladami swojego przyjaciela.
-Jeśli ty, Dafne masz zamiar robić nam kazanie, to możesz już sobie iść- powiedział niezbyt uprzejmie Draco.
Blondynka fuknęła ze złością, mamrotała coś pod nosem, co brzmiało niepokojąco podobnie do ,,pieprzone sukinsyny" i poszła na lekcje.
-No, dziewczyna ma bogate słownictwo- uśmiechnął się krzywo Zab.
***
Lekcje minęły, podobnie tak jak obiad, a Ginny nie widziała ani razu swojej przyjaciółki. Miała cholerne wyrzuty sumienia, ale nie mogła nic zrobić. Obiecała... Och, zachowała się znowu jak zołza! Hermiona to była jej najlepsza przyiółka, prawie siostra, a ona ją oszukiwała. Gdyby jej powiedziała o zdradach Bena, ta nie siedziałaby u siebie w dormitorium pół dnia i nie wypłakiwałaby swoich oczu. Zrezygnowana i oczekująca na lincz z jej strony udała się do komnat Prefekt Naczelnej. Po pewnym czasie dotarła na miejsce, powiedziała hasło i weszła do środka.
-Hej Mionka- zajrzała do środka i zobaczyła swoją przyjaciółkę.
Wyglądała lepiej niż się spodziewała. Oczy miała czerwone od płaczu, policzki z widocznymi śladami po łzach, ale oprócz tego było w miarę dobrze. Siedziała na łóżku z nogami podkurczonymi pod brodę, a na nich oparła głowę.
-Cześć Ginny- powiedziała i uśmiechnęła się smutno.
Herm zawsze wiedziała, że może liczyć na swoją przyjaciółkę. No, z wyjątkiem tej sytuacji, która miała miejsce w wakacje.
-Słyszałam co się stało. W sumie to cała szkoła słyszała- dodała to drugie zdanie trochę ciszej, ale starsza dziewczyna i tak je słyszała, bo w odpowiedzi jęknęła głośno.
Ruda poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia, zagryzła górną wargę i przytuliła ją do siebie.
-Rozumiem, że w końcu się z nim rozstałaś?- Poczuła lekkie skinienie głową, po czym westchnęła.
-Byłam głupia, że nikogo nie słuchałam. Każdy mi sugerował, żebym go zostawiła, bo on nie jest dla mnie. Mats powiedział, żebym to dobrze przemyślała, a ja go nie posłuchałam i teraz mam- Weasley'ówna poczuła coś mokrego na ramieniu i nie wytrzymała.
Dziewczyna wstała i spojrzała na swoją przyjaciółkę.
-Miona, ja... Ja wiedziałam o wszystkim.
-Co?- Spytała głupio.
-Wiedziałam o tym, że Ben cię zdradza, ale ci tego nie powiedziałam- powiedziała na jednym wdechu, ale nie spojrzała jej w oczy. Wstydziła się.
-Znowu się na tobie zawiodłam, Ginny- powiedziała smutno Hermiona, która również wstała.
-Nie mów tak... Ja chciałam ci powiedzieć, ale... Nie mogłam- sama się sobie dziwiła, że nie powiedziała, o tym, że Draco maczał w tym palce, ale uznała, że lepiej na razie nic nie wspominać.
-Nie mogłaś, czy nie chciałaś?- Spojrzała wyzywająco jej w oczy. Gin poczuła się, jakby dostała od niej w twarz.
-Nie mogłam. Przyjaźnimy się, więc powinnaś rozumieć moje czyny- tym razem spojrzała na Hermione. Widziała w jej oczach, najzwyklejszy zawód.
-Tak myślałam, dopóki się nie dowiedziałam, że moja przyjaciółka okłamywała mnie i pozwoliła robić z siebie pośmiewisko!
-Wiesz, co? To, że nie masz szczęścia do facetów i najwyraźniej nie są z ciebie zadowoleni,skoro szukają sobie kogoś innego, to już nie moja wina i nie musisz się na mnie wyżywać!- Fuknęła, po czym złapała się za usta. Obie zamarły, patrząc na siebie zdziwionym wzrokiem.- Miona, ja nie chciałam tego powiedzieć- zaczęła.
-Wyjdź- powiedziała cicho Hermiona. Od dawna znała Ginny i wiedziała, że tamta mówi zawsze to, co myśli.
-Herm...
-WYJDŹ! Zawiodłam się na tobie Ginny. Obie wiemy, że właśnie to miałaś na myśli. A teraz wyjdź z mojego dormitorium.
Ruda dziewczyna spojrzała na nią smutnym wzrokiem, po czym opuściła pomieszczenie.
Gryfonka została sama w swoich komnatach i usiadła na łóżku. Po jej policzkach potoczyły się nowe łzy. Ginny znowu ją zawiodła. Przecież przyjaciółki tak się nie zachowują! Gdyby to ona była na jej miejscu, powiedziałaby Rudej o wszystkim od razu! Schowała głowę w poduszki, gdyż musi pomyśleć, lecz nie dane było jej to zrobić, gdyż usłyszała pukanie. Po zaproszeniu gościa do środka, podniosła leniwie głowę i spojrzała na chłopaka.
-Czego chcesz, Malfoy?
***
Ginerva weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru i od razu na kogoś wpadła. Gdy odzyskała równowagę, spojrzała na ową przyczynę tego wszystkiego i mruknęła z rezygnacją:
-Harry, przepraszam nie zauważyłam cię.
Chłopak jednak nie pozwolił jej przejść, złapał ją za nadgarstki i zaprowadził do jednego z wolnych kątów pomieszczenia.
-Harry, puść mnie. Chcę iść do dormitorium.
-Nie pójdziesz nigdzie, ponieważ musimy porozmawiać.
No nie, jeszcze tego jej brakowało...
-Posłuchaj Harry. Ja wiem, że my... jesteśmy razem, ale ja już nie czuję tego samego i...
-Wiem, Gin. Przepraszam, że tak późno to zrozumiałem- uśmiechnął się do zdziwionej dziewczyny.- Do ciebie i tak bardziej pasuje patronus konia niż łani, która kojarzy mi się tylko ze Snape'm- skrzywił się na to wspomnienie i oberwał w ramie od dziewczyny za to porównanie.
-Ja też przepraszam, że ciągnęliśmy to tak długo. To, co? Będzie między nami tak, jak jest między Hermioną, a Ronem, czy raczej między Neville'm, a Luną?- Uśmiechnęła się do niego lekko. Chociaż jeden plus z tego dzisiejszego dnia.
-Zdecydowanie wole się z tobą przyjaźnić, niż udawać, że wszystko jest w porządku, a za plecami pluć na siebie nawzajem- parsknął i ją przytulił. Tym razem po przyjacielsku.
Rozeszli się do swoich komnat, a dziewczyna pomyślała, że w końcu może zająć się chłopakiem, na którym jej zaczyna zależeć...
~**~
Przepraszam, że tak późno ten rozdział, ale internet mi wyłączyli na dwie godziny ;__;