Rozpiszę się pod rozdziałem. Zapraszam do czytania:)
***
***
Niebo przybrało szary kolor, a z ciemnych chmur spadały ciężkie krople deszczu. Październik w tym roku był ponury. Na zewnątrz wychodzili tylko ci, co ewentualnie musieli, nikt więcej. Jednak atmosfera w zamku była o wiele cieplejsza niż na zewnątrz. Kończył się drugi tydzień października. Wszystko wróciło już do normy. No... prawie wszystko.
***
Pewna szatynka zmierzała na lekcje Eliksirów z kiepskim humorem. Zbliżała się ostateczna data zaprezentowania zaklęcia z Transmutacji, a ono wciąż nie wychodziło jej za dobrze. Na dodatek Malfoy'owi wszystko szło rewelacyjnie.
Przepuściła kilku pierworoczniaków na schodach.
Oczywiście odkąd zaczęli wyglądać tak, jak wcześniej nie udawali już nie wiadomo jak w sobie zakochanych, jednak czasami rozmawiali ze sobą, nie wliczając w to lekcji. Musiała przyznać, że tamten wypadek z eliksirem był całkiem ciekawy. Poza tym poprawiła sobie jeszcze relacje z Matsem i Blaise'm, chociaż z tym ostatnim nie rozmawiała za często- miał zupełnie inny charakter niż ona. Jednak z Bellem świetnie się dogadywała i lubiła z nim przebywać.
Zauważyła, że nawet Harry spędza czas z... kuzynem. Chyba każdy z czasem się zmienia...
W końcu znalazła się pod klasą. Harry rozmawiał z Pansy, więc im nie przeszkadzała, a Ruda jeszcze nie przyszła. Westchnęła cicho i podeszła do dwójki Ślizgonów.
-Cześć wam- przywitała się, poprawiając torbę na ramieniu.
Mats i Draco odpowiedzieli na jej przywitanie, jednak miała wrażenie, że przerwała im ważną rozmowę.
Przestała póki co doszukiwać się we wszystkim co z nimi związane jakiejś teorii spiskowej, lecz wciąż pozostawała czujna. Póki co, Malfoy jeszcze jej się nie naraził.
-I jak zaklęcie ci idzie, Granger?- spytał blondyn, posyłając ukradkowe spojrzenie przyjacielowi.
-Nie denerwuj mnie, Malfoy.- Ostrzegła, a gdy chciała coś jeszcze dodać, podszedł do nich Harry, który wymownie spojrzał na Ślizgona, po czym odeszli kawałek od reszty.
Herm zmarszczyła brwi. Od początku września ta dwójka dziwnie się zachowuje, jednak myślała, że chodzi o rozprawę Lucjusza Malfoy'a, lecz zaczynała myśleć, że chodzi o coś innego.
Wzruszyła ramionami, odwracając się do Matsa.
-Przynajmniej ty zlituj się dzisiaj nade mną.- powiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech.
-Nie wymagasz ode mnie zbyt wiele? Pamiętaj, że jestem Ślizgonem.- odpowiedział, również się uśmiechając. Miał nadzieję, że Draco jednak nie wygra tego zakładu, w końcu został mu już tylko miesiąc, a ich stosunki tylko odrobinę się polepszyły.
Miona wywróciła oczami. Odkąd minęły jej urodziny nie tracili ze sobą kontaktu, co ją wielce dziwiło, w końcu to byli Ślizgoni, uczniowie, z którymi zawsze miała napięte relacje. Ale kiedy na następny dzień wszyscy się obudzili w niemrawych nastrojach przez wypite dzień wcześniej trunki, spotkali się na śniadaniu, spojrzeli na siebie zdziwieni, a następnie uśmiechnęli się każdy do siebie. W końcu nie codziennie Hermiona Granger, Harry Potter, Ginevra Weasley spędzają czas z Draconem Malfo'em, Blaise'm Zabini oraz Matsem Bellem, Jednakże wszystkich pozostałych zdziwił fakt, że ci uczniowie wciąż ze sobą rozmawiają. Choć pewnie najbardziej zaciekawiona była sama Hermiona. Lecz postanowiła, że zda się na przysłowie "Cierpliwość popłaca".
Gdy chciała coś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, a profesor Crake zaprosił ich do środka.
***
-Wciąż nic?- spytał Harry, obserwując kątem oka, jak Pansy rozmawia z... Ronem, co mu się nie za bardzo podobało.
Blondyn westchnął poirytowany. Wciąż miał mu za złe tamto, co powiedział w klasie.
-Gdyby coś było, Potter, to nie sądzisz, że bym ci powiedział?- Uniósł brwi do góry. Ostatnio wszystko go irytowało. A najbardziej fakt, że z Granger stoi w miejscu. Nic, kompletnie nic się nie zmieniło od września. Tylko to, że mieli za sobą pocałunek, jednak to było częścią planu w dopieczeniu McGonagall, a nie z własnej inicjatywy.
-Dziwne... Może ten ktoś już sobie odpuścił?- mruknął zamyślony, choć wiedział, jak banalnie to brzmi.
Blondyn posłał mu pobłażliwe spojrzenie.
-Jesteś aż taki naiwny?
-A co, mam oglądać się za każdym cieniem, który zauważę?- zapytał kąśliwie. Jemu odpowiadało spokojne życie...
-Nie, Potter. Korzystajmy z tego, oczywiście, jednak nie zapominajmy o czujności.- Wywrócił oczami. Teraz wiedział, że gdyby nie Granger, Potter w życiu nie rozwiązałby połowy tych wszystkich zagadek, na które się w przeszłości natknęli.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczyciela.
***
-Malfoy, podaj mi śledzionę nietoperza.- powiedziała monotonnie. Wspólne warzenie eliksirów stało się dla nich rutyną. Nie mogła narzekać, współpraca z tym chłopakiem była dość ciekawa ze względu na jego umiejętności, jednak wciąż, gdy tamten starał się zrobić niewłaściwy ruch zapalała się u niej czerwona żaróweczka w głowie, włączając u niej tryb dystansu.
-Magiczne słowo?- Postanowił trochę się podroczyć. Wrzucił do swojego kociołka połamane kolce róży.
-Znam cztery magiczne słowa, jednak myślę, że nie należą do tych najmilszych.- sarknęła. Nie miała humoru, a on specjalnie chciał go pogorszyć.
Ślizgon uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Ciekawe, czy wciąż tylke je będziesz pamiętała, jak bedziesz potrzebowała mojej pomocy przy Transmutacji.- rzekł mimochodem, obserwując ją kątem oka.
Hermiona prychnęła głośno. Czy ona dobrze usłyszała?
-Twoja pomoc nie będzie mi w najmniejszym stopniu potrzebna.- Posłała mu miażdżące spojrzenie, samemu sięgając po wcześniejszy składnik.
-Jesteś pewna?- Zamieszał kilka razy wielką łyżką. Pojawia mu się kolejna okazja.
-Jak nigdy.- Uśmiechnęła się krzywo, siekając w złości na drobne kawałeczki niczemu winną śledzionę. Zdawała sobie sprawę, że to przeklęte zaklęcie jest dla niej prawie niemożliwe do wykonania, ale nie miała zamiaru prosić go o pomoc.
-Zobaczymy.- Został mu miesiąc. Miesiąc, aby rozkochać w sobie Hermionę Granger. Wbrew sobie, zaczynał mieć pewne wątpliwości, czy uda mu się wygrać...
Herm chciała coś dodać, jednak przez nieuwagę dodała zły składnik, tym samym powodując wytryśnięcie kleistej mazi na jej twarz. Odchyliła trochę głowę do tyłu, zamykając oczy i zaciskając usta.
Usłyszała obok siebie głośny śmiech. Starła ręką eliksir z oczu, które rzucały w tym momencie piorunami.
-Przestań!- syknęła, patrząc na niego gniewnie.
Jednak Draco nie mógł się uspokić. Eliksir zdążył już zastygnąć, więc Gryfonka miała na twarzy pomarańczową skorupę, która tylko odsłaniała jej czekoladowe tęczówki.
-Myślę, że powinnaś udać się z tym do pani Pomfrey.- odparł w końcu, uspokajając się na chwilę.
-Dzięki, za troskę.- powiedziała słodko, powstrzymując parsknięcie na widok swojego odbicia.
-Panno Grager, wszystko w porządku?- spytał nauczyciel, obserwujący ich od dłuższego czasu.
-Oczywiście.- odpowiedziała, kopiąc kolegę z ławki w piszczel, na co tamten lekko się skrzywił.
-Chce pani wyjść do pielęgniarki?- Zrobił kilka kroków w stronę ich ławki.
-Zrobię to na przerwie.- Uśmiechnęła się lekko, choć z trudem teraz mówiła. Eliksir zaczynał również uniemożliwiać jej otwieranie ust.
-Milcząca Granger, dzięki ci Merlinie!- powiedział Malfoy, wytrzymując srogie spojrzenie dziewczyny.
Pozostali uczniowie śmiali się głośno, widząc w jakim stanie jest Hermiona Granger.
Ta w końcu zgarnęła swoje podręczniki do torby i ruszyła do drzwi, ponieważ cała twarz piekła ją niewyobrażalnie.
-Oj, Granger, ty sieroto.- powiedział do siebie, kończąc swoją pracę. Złapie ją po wyjściu od pielęgniarki.
***
Ginny czekała na przyjaciółkę pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego. Cieszyła się, że w końcu z Blaisem poznali się na tyle dobrze, że przestali już mówić to samo. Choć ten incydent powinien trochę pomóc Hermionie. Na jej miejscu nie odpuszczałaby tak prędko śledztwa... Ten pomysł z zakładem nie jest wcale taki niedorzeczny, w końcu Malfoy i ona się nienawidzili przez wiele lat, nawzajem uprzykrzając sobie życie. Jego nagła chęć polepszenia ich relacji jest z pewnością spowodowana czymś, co przyniesie mu jakieś korzyści. Jednak nie mogła odpędzić się od myśli, że skoro być może Malfoy ma jakieś nieczyste intencje co do Miony, to prawdopodobnie Zabini wobec niej...
Potrząsnęła energicznie głową. Póki co, doskonale im się rozmawiało, a przez tamten efekt uboczny przystopowali trochę, więc ich relacje są na jak najlepszej prostej. Nie spodziewała się, że w tym roku aż tak będzie kręcić się wokół Ślizgonów.
Hermiona długo nie wychodziła z tego Skrzydła Szpitalnego, dlatego też postanowiła zajrzeć do środka, aby upewnić się czy wszystko w porządku.
W środku o dziwo na żadnym z łóżek nie siedziała jej przyjaciółka.
-Hermiona?- spytała, robiąc kilka niepewnych kroków.
Nikt jej nie odpowiedział.
-Pani Pomfrey?
Gdzie one się podziewały? Szła przed siebie, zmierzając do jedynego miejsca, które przyszło jej do głowy. I się nie pomyliła.
Zobaczyła, że drzwi od gabinetu pielęgniarki są uchylone, więc podeszła do nich i zaczęła wsłuchiwać się w rozmowę, zaglądając wcześniej do środka i dostrzegając dwie czarownice, których szukała.
-Ale pani Pomfrey, naprawdę, jeśli jej pani nie może znaleźć, to nie musi pani wpisywać tej skorupy, przecież nic mi się nie stało.- przekonywała ją Hermiona z nutą zniecierpliwienia w głosie.
-Panno Granger, to jest mój obowiązek!- odpowiedziała trochę nerwowo, dlatego też Ginny przyparła do ściany. Rozmawiały o aktach Hermiony, które wciąż spoczywały pod jej łóżkiem w prywatnych komnatach.- Poza tym, to niemożliwe, aby ich nie było.- mruknęła, chyba bardziej do siebie niż do Gryfonki.
Szatynka westchnęła znużona.
-Muszę tu zostać, dopóki pani ich nie znajdzie?
-A pani przypadkiem ich nie zabrała?- Zaatakowała ją.
Serce Gin zaczęło bić trochę szybciej. Nie jest chyba w porządku, skoro McGonagall i Pomfrey tak reagują na kartotekę Hermiony. A co jeśli będą przeszukiwać dormitoria? Przecież ona i Zabini mieli nie tylko Hermiony, ale również teczkę pani Zabini...
W głowie zapaliła jej się żaróweczka, że muszą zwiększyć tempo poszukiwań.
Wychyliła lekko głowę, aby podejrzeć, jak wygląda sytuacja.
-Nie są mi potrzebne, wiem, kiedy byłam w szpitalu i kim jestem.- odparła.
Na te słowa pielęgniarka lekko zbladła, robiąc kwaśną minę jednocześnie. I na nieszczęście zauważyła rudą czuprynę w drzwiach.
-Och, panna Weasley.- powiedziała, patrząc się na nią podejrzliwie.
Ginny zarumieniła się dziko. Właśnie została przyłapana na podsłuchiwaniu o wykroczeniu, które popełniła.
-Przyszłam zobaczyć, co z Hermioną, bo długo nie wychodziła.- odpowiedziała, plącząc sobie język.
-Możesz już ją zabrać. Jakby się pojawiła jakaś wysypka, to wtedy zgłoś się do mnie ponownie.- Poinstruowała starszą z dziewczyn i spojrzała na nie tak, że w ciągu dwóch minut opuściły Skrzydło Szpitalne.
Rudowłosa miała dziwne przeczucie, że narobiła sobie tym oto sposobem jakichś problemów.
-O co chodzi tym nauczycielom.- burknęła Herm, czekając, aż schody zmienią kierunek.
-Może myślała, że wzięłaś swoją teczkę w imię akcji Powtórka z Umbridge.- Próbowała.
-Całkiem możliwe.- Wzruszyła ramionami. Dawno nic nowego nie wymyśliła. Najgorszy był fakt, że prawie w ogóle nie dostawała szlabanów, ponieważ nauczyciele ignorowali ją w stu procentach, tylko niektórzy się nad nią litowali i to rzadko, ze względu na jej wcześniejsze lata nauki. Jednak wolała nic na razie nie robić, ponieważ dopiecze McGonagall tym zaklęciem. Jeśli jej się uda...
-Cieszę się, że tego zaprzestałaś. No wiesz... Musiałabym ci dawać szlabany i odejmować punkty...- Zrobiła przejście kilku pierwszakom, którzy biegli po schodach.
Miona posłała jej miażdżące spojrzenie, schodząc szybciej po stopniach.
-Spokojnie, nie krępuj się.- Machnęła ręką.- Bo jeszcze i ciebie zwolni z tego stanowiska.- sarknęła, skręcając w ostatni korytarz, który prowadził do Wielkiej Sali, gdyż była pora obiadowa.
-Oj, Miona, myślałam, że ten temat mamy już za sobą.- jęknęła, idąc za przyjaciółką. Przecież to nie jej wina, że McGonagall tak zdecydowała...
-Ale nie wiem o co ci chodzi.- odparła niewinnie, patrząc na obrazy wiszące na ścianach.
-Akurat.- prychnęła pod nosem.- A możemy porozmawiać dzisiaj wieczorem?- spytała, gdyż coś jej się przypomniało.
Szatynka zmarszczyła czoło.
-Przykro mi, dzisiaj nie mogę. A może to poczekać do jutra?- Spojrzała na nią, zatrzymując się pod potężnymi drzwiami.
-Jutro mam patrol a do końca tego tygodnia szlabany.- powiedziała przeciągle. To bardziej Hermionie powinno zależeć, aby odbyła się ta rozmowa.
Dziewczyna westchnęła cicho. Znowu się zaczyna.
-To pogadamy w przerwie między lekcjami.- Uśmiechnęła się do niej, wchodząc do środka.
-Jak wolisz.- Wzruszyła ramionami.
***
Kończył swoją potrawkę z kurczaka, kiedy zauważył, że pewna Gryfonka pojawiła się na obiedzie. Trochę się zawiódł, kiedy zobaczył, że jej twarz już została uwolniona od pomarańczowej skorupy. Musiał przyznać, że był to dość ciekawy widok. Zauważył również, że ostatnio na lekcjach stała się bardziej rozkojarzona niż zwykle. Zastanawiał się, co jest tego przyczyną. Miał cichą nadzieję, że on jest tego powodem, lecz troche w to powątpiewał.
-Tik-tak, został ci miesiąc.- Oświadczył Blaise, który zauważył, komu się ptzyglada jego przyjaciel.
-Miesiąc w zupełności wystarcza.- odburknął.
-Jesteś pewien? Na jakim etapie jest wasza rozkwitająca miłość? Na otwieraniu jej drzwi?- parsknął w kielich, upijając duży łyk soku dyniowego.
Malfoy zmroził go wzrokiem. Przecież nie mogli od razu być niewiadomo jak daleko, skoro przez siedem lat nie pałali do siebie sympatią. Ponadto użył na niej Cruciatusa w sierpniu, aby zawyżyć sobie poprzeczkę. I tak był szczęśliwy, że ta Gryfonka rozmawia z nim w miarę normalnie i czuje się w jego towarzystwie coraz swobodniej. To już jest naprawdę dużo, bo tak naprawdę mogła dalej ciągnąć tą wojnę między nimi.
-Rozumiem, że tak się o to martwisz, bo boisz się przegranej?- spytał, odstawiając widelec.
-Sądzę, że obaj wiemy, kto będzie przegrany, Smoku. Ale miłej zabawy.- zawołał radośnie. Ostatnio coraz częściej sobie docinali. Draco cały czas miał do niego żal o tą odznakę prefekta. Ale co on mógł na to poradzić?
-Tobie również.- Posłał mu sztuczny uśmiech na odchodne, po czym opuścił Wielką Salę.
Oparł się o ścianę, czekając, aż pewna szatynka skończy swój posiłek.
Obawiał się lekko o swoją wygraną, ale był prawie pewien, że teraz, gdy oboje zachowują się jak koledzy, to prościej będzie coś wskurać, niż od razu mieliby przejść z nienawiści do pseudo miłości.
Natomiast musiał sam przed sobą przyznać, że ten miesiąc mu wystarczył, aby odrobinę przekonać się, że Granger tak naprwadę jest znośna. W miarę często rozmawiali i to nie tylko o szkole, spędzali ze sobą nawet czas po lekcjach od czasu do czasu, przekonując się do siebie nawzajem. Kto by pomyślał, że będzie odrobinę l u b i ł towarzystwo Mugolaczki Hermiony Granger.
W tym samym czasie wcześniej wspomniana wyszła na korytarz.
-O, widzę, że już ci ściągnęli to coś z twarzy.- Zaczepił ją.
Dziewczyna zatrzymała się i posłała mu długie spojrzenie.
-Brakowało by ci kłótni ze mną, Malfoy.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, robiąc kilka kroków w jego stronę.
-Tak sądzisz?- Wyprostował się.
-Ja to wiem.- Uśmiechnęła się do siebie, zakładając ręce na piersiach.
-Ach, no tak, zapomniałem z kim rozmawiam.- Musi ją podejść.
Hermiona prychnęła gniewnie.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale nauczyciele mnie tutaj nienawidzą, szczególnie jedna taka, więc to przezwisko, póki co jest już nie aktualne.- Ile razy będzie jej to ktoś jeszcze wypominał.
-A faktycznie. Zapomniałem o twoim buncie, bo od jakichś dwóch tygodni jesteś taka spokojna na lekcjach, że aż wszyscy zaczęli się do tego przyzwyczajać.- powiedział powoli, obserwując jej reakcję.
-Próbujesz mnie podpuścić?- syknęła, mierząc go wzrokiem.
-Ja? Oczywiście, że nie. Po prostu jestem trochę zawiedziony...
Miona zaśmiała się cicho. Oboje wiedzieli, że to nieprawda.
-Zostało pięć dni, aby zaprezentować zaklęcie na Transmutację, więc wtedy będzie idealna okazja...- Nie zdążyła dokończyć.
-Chyba chciałaś powiedzieć OPANOWAĆ, Granger.- Parsknął. Jemu doskonale szło. Swoim zaklęciem spowodował już pojawienie się wąsów u dziewczyny, dzikich oczu, mlecznej sierści na rękach, twarzy i nogach oraz trójkątnych, dużych uszu, które zapewne służyły do nasłuchiwania. Zaś on nie miał żadnych zmian, oprócz lekkich uszczypnięć skóry, spowodowanych jej nieudolnymi próbami.
Czarownica zmróżyła gniewnie oczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej próby przetransmutowania Malfoy'a w jakieś zwierzę są dość żałosne, lecz co mogła na to poradzić? W sumie to mogła... I obawiała się, że będzie musiała.
Zrobiła zobolałą minę i spojrzała potulnym wzrokiem na Ślizgona.
-Malfoy...- zaczęła niewinnie.
-No proszę, robi się ciekawie.- Posłał jej szeroki uśmiech, obserwując zakłopotanie dziewczyny.
Miona zmrużyła lekko oczy. Zaraz i tak będzie miał idealną szansę do naśmiewania się z niej, więc teraz mógłby sobie odpuścić.
-Myślę, że jest mi potrzebna twoja...- Wzięła głęboki oddech. Trudno, Hermiono. Nie ma innego wyjścia. Zawsze muszą być jakieś poświęcenia.- Musisz mi pomóc przy tym zaklęciu.- powiedziała cicho.
-Ja nic nie muszę, Granger.
Dostrzegła wesoły błysk w jego oku, więc podniosła dumnie głowę i odparła spokojnie.
-Mógłbyś mi pomóc, Malfoy przy tym zaklęciu, abyśmy oboje mogli dokończyć to, co zaczęliśmy i zemścić się na McGonagall?- Wiedziała, że tu go miała.
Draco prychnął pod nosem. Przebiegłe zagranie, musiał to przyznać. Chyba za dużo czasu spędzali razem.
-W porządku. Dzisiaj po lekcjach na Dziedzińcu Transmutacji?
-Niech będzie.- Pokiwała głową.
-W takim razie do zobaczenia.- powiedział i ruszył w kierunku lochów, zostawiając dziewczynę samą.- Granger, gdzie twoja ostrożność.- mruknął do siebie.
***
Nie rozumiał czemu Malfoy aż tak wszystko wyolbrzymia. Powinni się cieszyć, że nic im się dziwnego póki co nie przydarzyło od ostatniego razu. Jemu zdecydowanie wystarczy problemów, więc ma zamiar korzystać z tego spokoju...
Nawet Hermiona już mu powiedziała, aby zaprzestał jakiegokolwiek śledztwa odnośnie Ognistej. Stwierdziła, że ma już na tyle informacji, że gdy będzie chciała mieć w czymś pewność, sama już sobie poradzi. Jemu to było na rękę. Nie musiał podchodzić Pansy w rozmowach, których i tak było niewiele, ponieważ tamta wciąż miała mu za złe tamtą sytuację we wrześniu. Jednak wciąż liczył na to, że jej przejdzie w końcu. Ile może coś takiego się ciągnąć?
Szedł do Skrzydła Szpitalnego, aby pani Pomfrey dała mu jakiś eliksir, bo od kilkunastu dni codziennie czuł się potwornie. Głównie kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że zaraz zaśnie na stojąco.
Był już na czwratym piętrze, kiedy usłyszał dość niespokojną rozmowę.
-Nie wiem o co ci chodzi.- syknęła jakaś dziewczyna.
Zaraz. Nie jakaś... To była Jade.
-Obie doskonale wiemy, że wiesz.
Tutaj natomiast rozpoznał... Pansy.
Schował się za ścianą tak, aby go nie zauważyły. Nigdy nie widział tych dwóch czarownic razem rozmawiających, więc coś mu tu nie pasowało. Tym bardziej, że nie za bardzo za sobą przepadały.
-Posłuchaj, Parkinson. Sądzę, że nie powinnaś wtrącać się w nie swoje sprawy.- odparła chłodno.
Im dłużej się im przysłuchiwał, tym bardziej wszystko wokół niego wirowało. Zrobił kilka głębokich wdechów.
-Moi przyjaciele, więc moje sprawy, Dawes.- warknęła zła.
-Wybacz, ale obawiam się, że i Mats i Dafne są dorośli na tyle, aby samemu decydować z kim się zadają.- Irytacja w jej głosie była na tyle wyczuwalna, że mógł się założyć, że jej spojrzenie w tym momencie nie należy do najprzyjemniejszych.
-Zadają?- Prychnęła głośno.- Myślisz, że nie widzę tego, jak Daf ostatnio boi się swojego cienia, a Mats jest w stanie jeść ci z ręki?
Usłyszał cichy śmiech Gryfonki. Oparł głowę o zimną ścianę, bo wszystkie głosy zaczęły się ze sobą zlewać.
-Po prostu jesteś zazdrosna, że twoi przyjaciele znaleźli sobie w końcu lepsze towarzsytwo. A teraz wybacz mi, jestem umówiona z Matsem.- Ostastnie zdanie wyraźnie podkreśliła.
I na tym rozmowa się skończyła. Słyszał tylko głośny stukot obcasów, lecz nie wiedział której z dziewczyn. Potem, jak przez mgłę zobaczył sylwetkę Pansy, które była coraz bliżej niego. Dalej już była tylko ciemność.
***
-Dwadzieścia minut.- Rzucił, kiedy wychodzili z klasy.- Tylko się nie spóźnij.- Dodał, na co ona tylko prychnęła.
Ostatnie schody do pokonania i będzie zaledwie kilka kroków od spokojnego i cichego Pokoju Wspólnego. Potem chwile odpocznie i pójdzie realizować część swojego planu. Dzisiejszy dzień będzie zapewne dniem kluczowym w jego zakładzie. Czekał tylko, aż Granger przyjdzie do niego po pomoc. To jedyna rzecz, za którą był wdzięczny McGonagall.
Jednak od razu, gdy znalazł się w środku wymarzonego pomieszczenia podszedł do niego Mats.
-Musimy pogadać.
-Mam za sobą osiem godzin rozmów z Granger, a czekają mnie kolejne, daj mi odpocząć.- westchnął, idąc w stronę zielonych kanap.
-Nie ma na to czasu.- powiedział, idąc za nim.
-Merlinie, co to takiego?- Wywrócił oczami, wygodnie rozkładając się na miękkich poduszkach.
-Pansy mi mówiła, że Potter jest w Skrzydle Szpitalnym.- odparł, siadając w fotelu.
-No i? Granger tam jest co chwilę.- Wzruszył ramionami.
-I to, że Pomfrey twierdzi, że to na skutek regularnego podtruwania.- sarknął.- I nie podawaj Hermiony co chwilę, jako przykład.- dodał kąśliwie, gdyż miał już dosyć oglądania tego całego przedstawienia. Ostatecznie doszedł do wniosku. że zostawi tą sprawę, nie będzie się w to mieszać.
Malfoy od razu się ożywił. Podniósł się do pozycji siedzącej. Czyli jednak ten chwilowy spokój był ciszą przed burzą. Ale skoro ktoś go regularnie podtruwał, to oznacza, że poprzez jedzenie. Więc musiał to być ktoś z Gryffindoru, bo tylko oni siedzą razem przy stole. Zmrużył oczy. Kolejne dowody, które wskazują na winę McPersowa. Jednak coś mu tu nie pasowało... Wątpił, aby ten Gryfon robił to wszystko w pojedynkę.
-Pielęgniarka to wszystko powiedziała Pansy?- spytał zdziwiony. Pomfrey ostatnimi czasy była bardzo dziwna i mówiła tyle, co nic, dlatego wątpił, aby takie rzeczy rozpowiadała na prawo i lewo.
Mats uśmiechnął się pod nosem.
-Zwariowałeś? Pansy zawiadomiła mnie patronusem i razem go zanieśliśmy. I potem Pans usłyszała trochę tego i owego...- Wzruszył ramionami. Musiał przyznać, że już sam zaczynał się w tym wszystkim gubić. Ich kolejność, którą ustalili poszła na marne, więc chyba nie ma sensu się za to zabierać od nowa. Trzeba najwyraźniej czekać.
-Mówiła ile tam zostanie?- Będą musieli potem na nowo uzupełnić te wszystkie notatki, gdy Potter wyjdzie ze Skrzydła.
-Nie. Póki co, najpierw musi odzyskać przytomność. Trucizne podawano mu od miesiąca, więc sam rozumiesz...- Tak bladego człowieka nigdy nie widział. I tak spanikowanej Pansy od bardzo długiego czasu...
-Po co wracaliśmy na ten siódmy rok...- westchnął pod nosem.
-Myślę, że dobrze byłoby teraz to wszystko od nowa przeanalizować.- Poprawił się w fotelu, spoglądając uważnie na przyjaciela. Ostatnio wszyscy mało czasu spędzali ze sobą. Draco był zajęty Hermioną, Blaise Ginny, a on sam Jade...
-Przykro mi, ale jestem już i tak spóźniony na spotkanie z Granger.- Puścił mu oko, wstając.
-Sądzę, że to ważniejsze.- odpowiedział chłodno, idąc za nim wzrokiem.
-Mylisz się. Pamiętaj, Ognista ponad wszystko.- Zaśmiał się cicho pod nosem i wyszeł z Pokoju Wspólnego. Tak naprawdę już nawet nie chodziło o te głupie skrzynki alkholu. Raczej o satysfakcję. No bo, kto by pomyślał, że Draco Malfoy kiedykolwiek będzie próbował zbliżyć się do Hermiony Granger?
***
-O, a czy to przypadkiem ja nie miałam się spóźnić?- sarknęła, wstając z ławki. Pogoda na dworze wcale nie sprzyjała takiemu siedzeniu.
-Punktualność to świetna cecha, możesz być z siebie dumna, Granger.- powiedział, kiedy wyszedł na zewnątrz. Od razu zimne powietrze zaatakowało jego twarz, która nie była niczym zakryta.- Myślę, że lepiej będzie jeśli poszukamy jakiejś pustej sali. No chyba, że chcesz marznąć.- Dodał, ignorując jej prychnięcie.
-No to chodźmy.- powiedziała beznamiętnie.
Szli przez pewien czas w ciszy. Może nawet i lepiej. Za moment i tak się nagadają.
Jednak nie specjalnie podobała jej się ta perspektywa. Owszem, spędzali ostatnio sporo czasu, co w sumie ja dziwiło, jednakże musiała przyznać, że niektóre rozmowy były ciekawe. W końcu oboje byli najmądrzejszymi uczniami z ich roku w tej szkole. Ale poza tym, droczenie się z nim weszło jej już w nawyk. I to ją trochę przerażało.
Minęli grupkę Krukonów, aż w końcu znaleźli pustą część korytarza.
-Ta jest chyba pusta.- powiedział, podchodząc do drewnianych drzwi.
-Wejdź po prostu.- westchnęła. Nawet gdyby nie była pusta, to im to jest w tym momencie obojętne.
Draco wywrócił oczami, a następnie pchnął drzwi. Faktycznie, klasa była pusta. Szybko weszli do środka i ściągnęli płaszcze, rzucając je na ławki.
Rozejrzał się. Machnął kilka razy różdżką, aby odsunąć niektóre rzeczy pod samą ścianą oraz, aby zamknąć drzwi.
Hermiona skrzywiła się, gdy usłyszała szczęk zamykanego zamka. Niepewnym krokiem ruszyła w stronę samotnego krzesełka.
Malfoy zrobił to samo. Jako że był szybszy, od razu je zajął.
Dziewczyna zacisnęła usta. Znowu będzie musiała uważać na sztuczki Malfoy'a.
-Powiedz mi, gdzie ja mam usiąść?- spytała, zakładając ręce na piersiach.
Ślizgon uniósł sugestywnie brew, na co ta się lekko zarumieniła, przypominając sobie, ile razy siedziała mu na kolanach, albo ich pocałunek w Wielkiej Sali.
Jednak szybko zrobiła pewną siebie minę i z wysoko uniesioną głową ruszyła w jego stronę.
Blondyn posłał jej triumfalny uśmiech, ale zauważył, że zamiast do niego, podeszła do ławki, która stała przed nim i ze zwycięskim spojrzeniem wdrapała się na blat, machając wesoło nogami.
-Punkt dla ciebie.- Przyznał, obserwując ją. On pierwszy nie zacznie, nie ma mowy.
Hermiona zagryzła lekko dolną wargę. Przez ostatnie dni miała dziwne wrażenie, że Malfoy zachowuje się zdecydowanie zbyt nachalnie w jej kierunku, dlatego też zawsze, gdy zostawali sami, czuła się nieco skrępowana. Wiele razy, wbrew sobie oczywiście, wspominała chwile, kiedy działały efekty uboczne tamtego eliksiru. Pokręciła lekko głową, aby odpędzić od siebie myśli.
-No to chyba lepiej będzie, jeśli weźmiemy się za to zaklęcie.- Przymknęła oczy. Chciała przestać być panną Wiem-To-Wszystko-Granger, jednak nienawidziła tego zaklęcia, gdyż po prostu go nie potrafiła.
-Wolisz zacząć od teorii czy praktyki?- Czuł, że to będzie ciekawy wieczór.
-Oboje wiemy, jak wygląda moja praktyka.- burknęła pod nosem.
Usilnie powstrzymywał kpiarski uśmieszek.
-Wiesz na czym polega to zaklęcie, prawda?
Miona poruszyła się niespokojnie. Nieszczególnie przykładała uwagę do jego regułki. Wiedziała tylko to, co kiedyś Malfoy jej powiedział...
-Noo, tak wiesz...- Zrobiła jakiś dziwny ruch rękoma w powietrzu.
-Czyli nie wiesz.- Pokręcił głową. Jak ona chciała wykonać je prawidłowo, nie zagłębiając się w nie?
-Wiem, że trzeba znać mniej więcej charakter tej osoby, inaczej wszystko na marne.- powiedziała, bawiąc się skórą przy paznokciu.
-Czyli jednak nie jest tak źle...- Nie zdążył dokończyć.
-Zastanawia mnie jednak, jakim cudem tobie się to udaje.- Spojrzała na niego uważnie. On również miał w niej utkwiony wzrok.- Przecież ty mnie nie znasz.- Dodała z naciskiem.
Draco uniósł kpiąco brew.
-Tutaj nie do końca się z tobą zgodzę, Granger.- powiedział, nachylając się do niej.- Wbrew pozorom jesteś, jak otwarta księga.
Gryfonka wyraźnie się obruszyła. Zeskoczyła na podłogę i zaczęła krążyć po sali, zbierając w głowie wszystkie informacje na temat Dracona Malfoy'a. Że niby ona jest jak otwarta księga? Chyba jednak nie, skoro wciąż nie do końca ją przetransmutował. Mimo to, on i tak był wiele kroków przed nią...
-Wszyscy wiedzą, że zawsze dążysz do wyznaczonego przez siebie celu. Jednym słowem jesteś nieznośnie uprata, o czym w tym roku przekonałem się milion razy. Oczywiście nie zapominajmy o gryfońskiej odwadze...- Przeciągnął ostatnie zdanie. Obserwował jej poczynania. Dawno z nią nie spędzał tak czasu. Na ciekawej rozmowie tylko w dwójkę. Zauważył, że właśnie podczas takich spotkać poznawał ją najlepiej. A już kilka takich odbyli, chociażby w Hogsmead, czy wtedy, co razem pili u niego w dormitorium Ognistą Whiskey...
-Czyli wiesz o mnie tylko to, co chcę żebyś wiedział.- Prychnęła, opierając się o ścianę i mierząc go spojrzeniem.
-No nie do końca.- Odwrócił się w jej stronę.
Hermiona ściągnęła brwi w geście niezrozumienia. Jak to? Poza tym, jak to było, że on, wiedząc właśnie te podstawowe rzeczy, które wymienił, wskórał już tyle, a ona mając podobne informacje o nim nic jeszcze nie zrobiła.
-Bardzo często podczas jakichś drobnych sytuacji pokazujesz cechy, których zapewne większość nie zna.
-O, i t y te wszystkie cechy wyłapałeś?- zironizowała. Co za głupota.
-Nie wszystkie, bo jeszcze cię w nic nie przemieniłem. Ale, coś tam zauważyłem.- Wzruszył ramionami.
Wzbudził tym w niej ciekawość. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, wciąż zachowując bezpieczną odległość. Ich relacje były śmieszne. Raz się do siebie zbliżali, potem szybko oddalali. W sumie, to ona oddalała. Malfoy'owi nie przeszkadzało takie natrętne zachowanie w pewnych momentach.
-Czyli co, na przykład?- Nutka zainteresowania zabrzmiała w jej głosie. Czekała cały dzień, aby się dowiedzieć czegoś o tym zaklęciu...
-Na przykład, że mimo swojego zuchwalstwa, potrafisz pokazać skruchę.- Tu miał na myśli scenę, kiedy tamta wypytywała go o Carmen... Fakt, na początku był lekko zdenerwowany, jednak potem doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie ma po co, oraz że jedyną osobą, którą powinien o to wszystko obwiniać jest Lucjusz.
Herm ponownie lekko się zarumieniła, bo również przypomniała sobie tamtą sytuację. Chrząknęła cicho, aby dać mu znak, że ma mówić dalej.
-O twoim temperamencie nie będę się rozgadywał, bo go też wiele razy pokazałaś.- powiedział obojetnie, na co ona lekko się uśmiechnęła.- Zawsze musisz mieć rację.
-Bo mam.- Wtrąciła, lecz została zignorowana.
-Potrafisz przełamać swoją gryfońską godność, tak jak wtedy, gdy przyszłaś po eliksir przeciwbólowy, albo wtedy w jeziorze na Opiece Nad Magicznymi Zwierzętami.- Oboje skrzywili się na tamto wspomnienie.
Szatynka musiała przyznać, że imponowało jej trochę to, że Malfoy tak bardzo zwraca uwagę na jej zachowanie i wyciąga z niego wnioski, analizując wszystko. Zrobiła kilka kolejnych kroków, będąc oczarowaną tym, ile zdążył już zaobserwować.
Smok zaśmiał się triumfalnie w duchu. Wiedział, że tym sposobem ją podejdzie. Jednakże zdziwił się, że faktycznie, aż tyle o niej wiedział. Mimo to, nie przestawał i kontynuował.
-Często też jesteś zagubiona i rozbita. Podejrzewam, że to przez wojnę i wasz koczowniczy tryb życia oraz sytuację z twoimi rodzicami. Nie masz jeszcze poczucia stabilności w sobie.- On sam dzięki zdolnością Oklumencji i Ligilimencji oraz szkole życia, ktorej doświadczył w domu albo w szeregach Śmierciożerców ludzką naturę poznał doskonale, Dlatego też, jemu dzięki temu było prościej ukrywać swoją.
-I to wszystko daje ci jakiś obraz?- spytała zdziwiona.
Chłopak również wstał i oparł się o ławkę, na której wcześniej siedziała.
-Jak widać.- Pokiwał głową.- Oczywiście to nie wszystko, jednak te rzeczy są na pewno kluczowe.- Dziewczyna z delikatną, jednak stanowczą naturą. Ciekawe.- Zrobił kilka kroków, stając bezpośrednio przed nią. Widział, jak lekko się spięła. Zdawał sobie sprawę, że ona coś podejrzewała. To było akurat oczywiste. Jednakże nie ma zamiaru dawać jej jakichkolwiek wskazówek.
-To teraz twoja kolej.- powiedział cicho, patrząc na nią uważnie.
-Sam wiesz, że skoro mnie się nic nie udaje, to oznacza, że kompletnie nic o tobie nie wiem.- odparła, prawie mamrocząc pod nosem i robiąc krok w tył. Za blisko.
-Przecież możesz pytać. W tym jesteś świetna.- Uniósł kąciki ust do góry.- Albo zacznij od podstawowych rzeczy.- Wzruszył ramionami.
Hermiona zagryzła wewnętrzną część policzka. Musi się skoncentrować na tym, jeśli chce doprowadzić swój plan do celu. Poza tym, teraz ma okazje na odnowienie drugiego planu, którym jest podpuszczenie Malfoy'a do powiedzenia kilku słów za dużo.
-Uwierz mi, nie chcesz usłyszeć co mam do powiedzenia na temat twojego podstawowego zachowania.- sarknęła, na co on się skrzywił.
-Ależ śmiało, nie krępuj się. Bo widzę, że ostatnio coraz częściej ci się to zdarza,- Odbił zgrabnie piłeczkę. Tak, nie dało sie tego nie zauważyć. Poza tym, był ciekaw, jak ona to wszystko widziała.
Miona rozdziawiła lekko usta. Czy Malfoy właśnie powiedział, że chce posłuchać, jak ona go obraża?
No w porządku, skoro chce...
-No to, skoro chcesz posłuchać, o swojej arogancji i bezczelności i cyniźmie i zuchwałości i chłodzie, to okej, zaczynam.- Podniosła dumnie głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Teraz u niego widać było wyraźne zainteresowanie. Nie miała nigdy okazji powiedzieć mu tego wszystkiego w twarz, a skoro on sam się o to prosił, to czemu nie?
-Sam wiesz, jakim strasznym dzieckiem byłeś, Malfoy. Nienawidziłam cię. Naprwadę nienawidziłam cię, jak nikogo innego. A wiesz czemu? Bo zamieniłeś moje życie w piekło na kilka lat, tylko dlatego, że moi rodzice nie są czarodziejami. Takiego typowego arystokratycznego zachowania nigdy nie widziałam.- Dokończyła, czując lekką ulgę. Wzięła głęboki oddech.- Zawsze liczyłeś się tylko ty, nigdy nie dbałeś o innych, tylko żebyś ty wyszedł z jakiejś sytuacji obronną ręką.- Teraz spojrzała na niego nieco łagodniej.- Jednak, mimo tego kilkuletniego poniżania zachowywałeś czasem resztki ludzkiego zachowania. Nie byłeś nigdy mordercą, pomimo tego...- Wskazała brodą na jego lewe ramię. Nie potrafiła zatrzymać słów, które same płynęły z jej ust. Obawiała się tego, co będzie, gdy skończy mówić, bo wiedziała, że mówi w tym momencie trochę za dużo.- A wiem, że to wymagało wiele odwawgi. Nie wydałeś Harry'ego wtedy, w Malfoy Manor i w Pokoju Życzeń, gdy wywołaliście pożar. Nie zostawiłeś wtedy Blaise'a. [nie pamiętam dokładnie, czy w książce był tam Crabbe i Goyle, jednak zmieniam na to, że jednym z nich był Blaise, bo jednak bardziej mi tutaj pasuje:)~Dop. Aut.] Z tego co wiem, to też nie przepuściłeś okazji, aby odegrać się na Benie za kuzynkę. Więc w tym zimnym arystokracie drzemie normalny człowiek.- Zrobiła krok do przodu i podniosła oczy tak, że oboje uważnie się sobie przyglądali.- Tylko dlaczego cały czas nosisz te zimne maski, Malfoy?- szepnęła, uśmiechając się do siebie w duchu.
Draco nie przerywał jej, choć miał na to wiele razy ochotę. Przyjął na klatę te wszystkie słowa, choć wiedział, że Granger o połowie nie miała pojęcia.
-Nie dbałem nigdy tylko o siebie. Jeśli mi na kimś zależy to wtedy ta osoba liczy się bardziej niż ja- odparł cicho, zniżając trochę głowę, tym samym powodując u niej niespokojny oddech.- Wyluzuj, Granger. Jak byłaś blondynką byłaś bardziej otwarta na nowe znajomości.- Dodał triumfalnie, powodując lekkie rumieńce na jej twarzy. Ponownie.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Bąknęła, wytrzymując to, że stoją tak blisko i jego ewidentną frajdę z tej sytuacji.
-Ponieważ wymagano tego ode mnie.
-A jednak już zacząłeś robić jakieś postępy.- powiedziała hardo.
-Bo już nie jestem do tego zmuszony.
Hermiona zrozumiała, że chodziło mu zapewne o Malfoy'a Seniora. Wolała nie wnikać na jakich zasadach został wychowany.
-Czyli co, mam się spodziewać, że kiedykolwiek zobaczę cieplejszego Malfoy'a?
-Uwierz mi, widziałaś więcej, niż byś kiedykolwiek pomyślała.- Zbliżył swoją twarz jeszcze bliżej. Był ciekaw jej reakcji.
Gryfonka błądziła wzrokiem po ścianach, aby nie musieć patrzeć na chłopaka. Czemu w ogóle tu stała? Próbowała sobie przypomnieć sytuację, o których mówił. I faktycznie, były takie. To, kiedy przyszła do niego, gdy nie mogła zasnąć. Gdy kładł maść na jej polik, po uderzeniu Bena. Jak stanął w jej obronie, kiedy doszło między nią, a Benem do konfrontacji. Kiedy ją zanosił do Skrzydła Szpitalnego podczas ich szlabanu. Gdy wrócił po nią w tym jeziorze. Jego pomoc w realizacji planu niszczenia nauczycielom życia. Ten miło spędzony czas w Hogsmeade oraz wszystkie ich rozmowy bez okropnych wyzwisk. W końcu zauważyła, że rzeczywiście, Malfoy starał się pozbyć w końcu tych wszystkich złych nawyków. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem. I nareszcie była w stanie dać szanse ich przyjaźni w przyszłości.
-Dzięki, Malfoy. Sądzę, że pomogłeś mi wystarczająco.- odpowiedziała miękko. Czuła się na siłach w tym zaklęciu.
-Chcesz je teraz sprawdzić?- spytał, wiedziąc, że wygrał dzisiejszy wieczór.
-Zostawię to na jutrzejszy wielki finał.- zaśmiała się cicho. Zauważyła, że za oknem było już ciemno, więc uznała, że najwyższy czas wracać do swojego dormitorium,- Do jutra, Malfoy.- powiedziała i już się od niego odsunęła, kiedy jakiś głupi impuls kazał jej się cofnąć. Wzięła głęboki oddech, po czym pocałowała go szybko w polik. Gdy była już przy drzwiach, które przed chwilą otworzył, rzuciła na odchodne:
-Miłego wieczoru, kędziorku.- I szybko wyszła.
-Oj, Granger, coraz bardziej przepadasz.- mruknął do siebie, zbierając swoje rzeczy z uśmiechem na twarzy. Mats miał rację. Najlepszą zagrywką na Hermionę Granger jest szczera rozmowa.
***
Następne dni miajły w miarę normalnie. Herm oraz Draco przeprowadzili jeszcze pare rozmów, jednak już dużo lżejszych, głownie składających się z różnych opowieści. Ona mówiła mu, co robili, podczas słynnych wyczynów Golden Trio, on natomiast opowiadał historie o nim, Zabinim, Matsie i Pansy. Zdarzyło mu się też raz opowiedzieć coś o wojnie od drugiej strony.
Gryfonka również dowiedziała się, co przydarzyło się Harry'emu. Była u niego w Skrzydle, jednak wciąż się nie obudził, czym wszyscy się martwili. Szczególnie zwracała uwagę na zaniepokojoną Pansy...
Oprócz tego kilka razy przyłapała Ginny i Blaise'a na tajemniczych rozmowach, które natychmiast cichły, gdy pojawiała się obok.
Nadszedł w końcu piątek.
-Ginny, pójdziesz dzisiaj po lekcjach ze mną do Harry'ego? Pomfery mówiła, że dzisiaj powinien się obudzić, bo organizm został prawie całkowicie odtruty.- zagadnęła przyjaciółkę, gdy szły korytarzem.
-Nie wiem, czy nie będę musiała iść do McGonagall...- Próbowała się wymigać, a funkcja Prefekta Naczelnego świetnie jej w tym pomagała. Póki co, nie miała ochoty pokazywać się pielęgniarce. Nie, dopóki ma dwa zaginione akta u siebie w dormitorium. Swoją drogą, coraz bardziej zastanawiała się, czy nie powiedzieć Zabiniemu o tamtej laleczce...
-Okej, rozumiem.- burknęła, robiąc przejście innym uczniom.
-Nie gniewaj się na mnie. Dobrze wiesz, że nie mam na to wpływu.- Dodała na swoje usprawiedliwienie, choć wiedziała, jak to mija się z prawdą.
-W porządku.- Wzruszyła ramionami. Jeśli tak ma być zawsze, to zapowiada się świetny rok.
-A jak zaklęcie na Transmutację?- zagadała, patrząc na nią z zaciekawieniem.
Na usta starszej Gryfonki wkradł się leniwy uśmiech.
-Okaże się.
-Jak to?- spytała zdziwona.- Nie próbowaliście jeszcze się transmutować?- Stara Hermiona nigdy by się tak nie zachowała.
-Nie.- Pokręciła głową.- Postanowiliśmy zrobić dzisiaj wielkie widowisko.- Zaśmiała się cicho, kierując się do Wielkiej Sali na lunch.
-Jeśli wam się uda.- powiedziała, przekomarzając się.
-Zawsze mi się udaje.- powiedziała poważnie, po czym obie wybuchnęły perlistym śmiechem. Już nie mogła się doczekać.
Były już pod drzwiami i chciały je otworzyć, gdy ktoś po drugiej stronie je uprzedził.
Zobaczyły Matsa z Jade, którzy trzymali się za ręcę. Obie stanęły, jak wryte.
-O, cześć.- Przywitał się jak gdyby nigdy nic. Pierwszy raz w sumie pokazali się przy wszystkich razem, więc nie zdziwiła go reakcja tych Gryfonek.
Obie chciały coś odpowiedzieć, jednak języki odmawiały im posłuszeństwa. Jak to Mats jest w bliższych relacjach z...
-Jade, to ty?- spytała Ruda, robiąc krok do przodu, aby móc bliżej się jej przyjrzeć.
-A nie widać?- odparła beznamiętnie z uroczym uśmiechem.
-No nie bardzo właśnie.- Dodała Hermiona, mrużąc oczy. Już raz ją widziała w takim stanie.
Ślizgon patrzył się na nie nieco zdezorientowany.
-O co wam chodzi?- spytała lekko zirytowana.- Chodźmy, bo blokujemy przejście.- Zwróciła się do szatyna, ciągnąc go za sobą.
Dziewczyny stały tak jeszcze przez chwile, po czym w końcu obie weszły do środka.
-Czy mi się wydawało, czy Jade nie wyglądała, jak Jade?- zapytała Ruda, siadając przy stole.
-Nie wydawało... Ale... Gdzie w tym wszystkim sens?- Uniosła brwi i nalała sobie soku dyniowego do pucharka.
-Może chciała odświeżyć swój wygląd?- Nadziała na widelec jakieś warzywa.- No wiesz...- Zaczęła je gryźć.- Dziewczyny czasem tak robią. Farbują włosy i w ogóle.- Wymachiwała widelcem, gestykulując, na co szatynka się lekko skrzywiła.
-Tyle że ona się nie przefarbowała. Miała trochę inne rysy twarzy, sylwetkę, oczy... To chore.- Skończyła, nakładając sobie porcję szarlotki.
-Jade zawsze nie była do końca normalna.- Wzruszyła ramionami.
-W każdym razie, lepiej jej unikać na razie.- mruknęła Miona, obserwując przybycie dwóch Ślizgonów.- A jak między tobą, a Blaisem?- spytała, gdy połknęła kawałek ciasta.
-Po staremu... Nasze relacje są...- Zrobiła kilka dziwnych ruchów rękoma.- No wiesz, inne niż, na przykład miałam z Harry'm. Ale jest okej.- Pokiwała głową, upijając duży łyk czarnej kawy.
-To chyba dobrze, prawda?- Spytała miękko.
-Chyba tak.- Wzruszyła ramionami. Za dużo się nie zmieniło. Kiedy w końcu przestali mówić to samo, ich relacje stały się nieco przyjemniejsze.- A ja zauważyłam, że coraz więcej czasu spędzasz z Malfoy'em.- Zmarszczyła nos, patrząc na przyjaciółkę z uwagą.
-Wydaje ci się.- Machnęła ręką, błądząc wzrokiem po innych uczniach.
-Mam nadzieję, Miona, że pamiętasz o tym, co ci mówiłam, gdy Zabini mówił to, co ja.- Popatrzyła na nią. Cieszyła się, że Herm i Malfoy nie skakali sobie już do gardeł, jednak na pewno rozsądniejsze będzie trzymać go na dystans.
-Oczywiście, że tak, ale o co ty mnie posądzasz, Gin.- Obruszyła się. Okej, nie darli kotów, rozmawiali, spotykali się czasem po lekcjach, żeby pogadać, ale bez przesady, jeszcze na głowę nie upadła. Kto w ogóle przy zdrowych zmysłach mógł coś takiego pomyśleć?
-Tak tylko mówię.- Uniosła ręcę w geście obronnych, uśmiechając się szeroko.
-Takie żarty, Ginny, są niesmaczne.- Skarciła ją, po czym obie parsknęły głośno śmiechem.
-Ale wiesz, wtedy, gdy się całowaliście przy stole Slytherinu, wygladało to bardzo realnie.- Dodała wesoło, zgarniając przy tym złowrogie spojrzenie od przyjaciółki.
***
-I jak, sprostaliście wyzwaniu?- spytał Blaise, kiedy stali już pod klasą od Transmutacji.
-Tak mi się wydaje.- odparł wymijająco.
-Merlinie, a ty wciąż jesteś obrażony o tą odznakę? Nie chciałem jej, Draco, ale to wy się przyczyniliście do tego, że już nie jesteście Prefektami Naczelnymi.- odpowiedział zdenerwowany. Ile czasu jeszcze Malfoy ma zamiar stroić fochy, jak mała dziewczynka?
-Jaką odznakę, o co ci chodzi, Diable.- Włożył ręce do kieszeni. W sumie sam nie wiedział o co, ale był trochę zły na przyjaciela. No cóż, chyba tamten eliksir wciąż zostawił w nim jakieś resztki charakteru Granger.
-To może zaczniesz w końcu ze mną normalnie rozmawiać, co?- Spojrzał na niego gniewnie.
-Zacznę, jak będziemy w ogóle rozmawiać.- O, chyba właśnie o to. Nowością było dla niego to, że Blaise poświęcał uwagę jakiejś dziewczynie dłużej niż kilka dni.
-No proszę cię.- Parsknął głośno.- Obaj jesteśmy skupieni na jakichś Gryfonkach, więc o to nie powinieneś mieć żadnych pretensji. W ogóle nie powinieneś mieć żadnych pretensji.
-Tyle że ja robię to w interesie, który obaj znamy. A ty i Weasley? Co wy cały czas knujecie?- Posłał mu przenikliwe spojrzenie. Chyba każdy już zauważył dziwne zachowanie tej dwójki.
-My? A co my mielibyśmy knuć?- Spiął się lekko. Jednak prawdą jest, że przyjaciele znają nas czasem lepiej niż my sami...
-Tego nie wiem, więc się pytam.
-Masz jakieś urojenia, Smoku.- Pokręcił przecząco głową. Gdzie ta nauczycielka?- A jak ci idzie zakład?- Spojrzał zaciekawiony.
-Doskonale- odpowiedział, wywołując skrzywienie się przyjaciela.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczycielki.
***
-Nadszedł dzień zaliczenia zaklęcia transmutacji. Z tego, co widziałam na lekcjach, niewielu się udawało wskórać cokolwiek, jednak może się mylę...
Hermiona mogłaby przysiąc, że nauczycielka, gdy to mówiła, patrzyła prosto na nią.
Oj, zdziwisz się, McGonagall.
-Mam nadzieję, że nie zawalisz tego, Granger.- Usłyszała obok siebie.
Spojrzała na niego, mrużąc oczy. Oboje byli pewni, że im się uda, jednak ona wbrew sobie odczuwała lekki niepokój.
-Nadzieja matką głupich, Mal... A nie, w sumie, nieważne.- Machnęła ręką, cicho chichocząc, czując na sobie pobłażliwy wzrok chłopaka.
-To kto pierwszy?- Skończyła dyrektorka, omiatając wzrokiem klasę. Zatrzymała go na pewnej parze.
-My możemy!- Zawołała Ginny, wywabiając przyjaciółkę.
-W porządku, panno Weasley.- odpowiedziała ciepło.
Gin i Blaise wyszli na środek klasy, a za nimi cała reszta, aby już się ustawić i czekać na swoją kolej.
-Obstawiam, że Ruda zmieni się w lisa- szepnęła do Ślizgona.
-Zakład stoi, o co?- Też tak myślał, lecz chciał dać jej jakąs satysfakcję z wygranej. W końcu on wygra kiedy indziej.
-Coś wymyślę.- Puściła mu oko.
-Pilosus!- powiedziała głośno i wyraźnie Ginny, kierując w Zabiniego różdżką. Strumień światła z zawrotną prędkością poleciał w stronę chłopaka, uderzając go prosto w tors.
Blaise syknął cicho. Wszyscy na niego spojrzeli i wydali z siebie ciche dźwięki aprobaty. U tego bruneta pojawiła miedziana sierść, długi ogon i dziekie oczy. Również skurczył się trochę. Jednak to tyle.
-Cóż, samo zaklęcie jest bardzo trudne, a tu proszę. Jeszcze trochę ćwiczeń i na pewno by się pani udało, panno Weasley.- Pochwaliła ją, przywracając Diabła do swojej pierwotnej postaci.
Teraz Ginny została trafiona zaklęciem. I oczywiście pojawił się u niej puszysty, rudy ogon, małe, trójkątne uszy, oczywiście rude, i bustre spojrzenie.
-Wygrałam.- powiedziała triumfalnie Herm, na co blondyn uniósł lekko kąciki ust ku górze.
-Zgarniacie oboje po pięć punktów dla swoich domów.
I tak minęło jeszcze kilka par, jednak większości się to kompletnie nie udało. W końcu Gryfonka już nie wytrzymała i ich zgłosiła.
Minerva przybrała srogi wyraz twarzy, bacznie obserwując tę dwójkę. Do tego zaklęcia niezbędna jest znajomość drugiej osoby, więc wątpiła, aby coś im wyszło. Doskonale.
-Powodzenia.- Powiedzieli do siebie, po czym stanęli naprzeciwko siebie.
-Kto pierwszy?- spytała beznamiętnie nauczycielka.
-Ja.- odpowiedział Malfoy.
-Proszę.- odpowiedziała z nutką ironii.
Draco skupił w głowie wszystkie informacje na temat tej małej Gryfonki. Musiał się postarać. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym, najspokojniej jak potrafił, wypowiedział formułkę.
-Pilosus.
Wstrzymał na chwilę oddech. Gdy zaklęcie ugodziło Granger, chciał się głośno zaśmiać w twarz nauczycielce. W pełni ją przetransmutował.
Na środku klasy stała lwica z mleczną sierścią, żółtymi, bystrymi oczami, które patrzyły na wszystkich wkoło.
Każdy wydał z siebie westchnienie uznania. Nie było się do czego doczepić. Jej potężne łapy zrobiły pare kroków do przodu, a gdy łeb skierowała w stronę wychowanki Gryffindoru, wydała z siebie potężny ryk. Malfoy uśmiechnął się szeroko do siebie, a potem do niej. Teraz miał tylko nadzieję, że i jej się uda. Cóż, nie spodziewał się lwicy. No, może nie w stu procentach. W końcu, jak sam powiedział. Była lojalna, odważna, zazwyczaj to jej zawdzięczano funkcjonowanie grupy, umiała ustąpić dla większego dobra.
McGonagall bez słowa przywróciła dziewczynie jej prawdziwą postać. Zacisnęła usta tak mocno, że nie było ich wcale widać.
-Godryku, to było rewelacyjne!- zawołała, podnosząc się z podłogi.
-Teraz pani kolej, panno Granger.- sarknęła, Malfoy'owi może i się udało, natomiast widziała, jak wyglądały wszelkie starania dziewczyny.
Miona szybko się ogarnęła, po czym wróciła na swoje miejsce.
Tym razem to ona zbierała w głowie wszelkie możliwe informacje, wspomnienia, wzmianki o Malfoy'u, przypominając sobie ich rozmowę w pustej sali. Bardziej poznać się go chyba nie dało... Wiedziała już, czemu taki był, jaki potrafi być i jaki jest. Jeśli mimo tego jej nie wyjdzie, to oznaczać będzie, że w końcu ktoś wynalazł zaklęcie, z którym Hermiona Granger sobie nie poradzi.
-Panno Granger, nie mamy całego dnia.- Ponaglała ją specjalnie, aby ją zdekoncentrować.
Dziewczyna prychnęła cicho.
Wzięła głęboki oddech, kierując w Ślizgona różdżką.
-Pilosus.- powiedziała, patrząc, jak promień z różdżki leci w kierunku blondyna.
~**~
Cześć. Tak, jak mówiłam, rozdział dodaję zgodnie z zapowiedzią. Nie jest na tyle długi, ile miał być, jednak nie spodziewałam się zbyt wiele. Musiałam jeden taki napisać na rozgrzewkę. Mam nadzieję, że ktoś mimo wszystko czekał. Jeśli nie, trudno, sama sobie jestem winna, jednak i tak będę tutaj kończyła tą historię. Następne rozdziały będą dłuższe, aby rozkręcić akcję, choć mam nadzieję, że mimo braku humoru w tym rozdziale nie zawiódł on was jakoś bardzo. No cóż, przepraszam to za mało, jednak jest mi bardzo przykro z tego powodu, że tak to wszystko zaniedbałam... Przeszłości nie zmienię, mimo to, mogę to tylko naprawić:) Rozdziały będą się pojawiały na pewno raz w tygodniu, jeśli będę miała więcej czasu, zdarzyć się może, że dwa, aczkolwiek szanse na to są bardzo mało, ze względu na naukę w szkole średniej, której jest mnóstwo. No dobrze, ja już was nie zatrzymuję. Do usłyszenia w następnym rozdziale:)
Pewna szatynka zmierzała na lekcje Eliksirów z kiepskim humorem. Zbliżała się ostateczna data zaprezentowania zaklęcia z Transmutacji, a ono wciąż nie wychodziło jej za dobrze. Na dodatek Malfoy'owi wszystko szło rewelacyjnie.
Przepuściła kilku pierworoczniaków na schodach.
Oczywiście odkąd zaczęli wyglądać tak, jak wcześniej nie udawali już nie wiadomo jak w sobie zakochanych, jednak czasami rozmawiali ze sobą, nie wliczając w to lekcji. Musiała przyznać, że tamten wypadek z eliksirem był całkiem ciekawy. Poza tym poprawiła sobie jeszcze relacje z Matsem i Blaise'm, chociaż z tym ostatnim nie rozmawiała za często- miał zupełnie inny charakter niż ona. Jednak z Bellem świetnie się dogadywała i lubiła z nim przebywać.
Zauważyła, że nawet Harry spędza czas z... kuzynem. Chyba każdy z czasem się zmienia...
W końcu znalazła się pod klasą. Harry rozmawiał z Pansy, więc im nie przeszkadzała, a Ruda jeszcze nie przyszła. Westchnęła cicho i podeszła do dwójki Ślizgonów.
-Cześć wam- przywitała się, poprawiając torbę na ramieniu.
Mats i Draco odpowiedzieli na jej przywitanie, jednak miała wrażenie, że przerwała im ważną rozmowę.
Przestała póki co doszukiwać się we wszystkim co z nimi związane jakiejś teorii spiskowej, lecz wciąż pozostawała czujna. Póki co, Malfoy jeszcze jej się nie naraził.
-I jak zaklęcie ci idzie, Granger?- spytał blondyn, posyłając ukradkowe spojrzenie przyjacielowi.
-Nie denerwuj mnie, Malfoy.- Ostrzegła, a gdy chciała coś jeszcze dodać, podszedł do nich Harry, który wymownie spojrzał na Ślizgona, po czym odeszli kawałek od reszty.
Herm zmarszczyła brwi. Od początku września ta dwójka dziwnie się zachowuje, jednak myślała, że chodzi o rozprawę Lucjusza Malfoy'a, lecz zaczynała myśleć, że chodzi o coś innego.
Wzruszyła ramionami, odwracając się do Matsa.
-Przynajmniej ty zlituj się dzisiaj nade mną.- powiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech.
-Nie wymagasz ode mnie zbyt wiele? Pamiętaj, że jestem Ślizgonem.- odpowiedział, również się uśmiechając. Miał nadzieję, że Draco jednak nie wygra tego zakładu, w końcu został mu już tylko miesiąc, a ich stosunki tylko odrobinę się polepszyły.
Miona wywróciła oczami. Odkąd minęły jej urodziny nie tracili ze sobą kontaktu, co ją wielce dziwiło, w końcu to byli Ślizgoni, uczniowie, z którymi zawsze miała napięte relacje. Ale kiedy na następny dzień wszyscy się obudzili w niemrawych nastrojach przez wypite dzień wcześniej trunki, spotkali się na śniadaniu, spojrzeli na siebie zdziwieni, a następnie uśmiechnęli się każdy do siebie. W końcu nie codziennie Hermiona Granger, Harry Potter, Ginevra Weasley spędzają czas z Draconem Malfo'em, Blaise'm Zabini oraz Matsem Bellem, Jednakże wszystkich pozostałych zdziwił fakt, że ci uczniowie wciąż ze sobą rozmawiają. Choć pewnie najbardziej zaciekawiona była sama Hermiona. Lecz postanowiła, że zda się na przysłowie "Cierpliwość popłaca".
Gdy chciała coś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, a profesor Crake zaprosił ich do środka.
***
-Wciąż nic?- spytał Harry, obserwując kątem oka, jak Pansy rozmawia z... Ronem, co mu się nie za bardzo podobało.
Blondyn westchnął poirytowany. Wciąż miał mu za złe tamto, co powiedział w klasie.
-Gdyby coś było, Potter, to nie sądzisz, że bym ci powiedział?- Uniósł brwi do góry. Ostatnio wszystko go irytowało. A najbardziej fakt, że z Granger stoi w miejscu. Nic, kompletnie nic się nie zmieniło od września. Tylko to, że mieli za sobą pocałunek, jednak to było częścią planu w dopieczeniu McGonagall, a nie z własnej inicjatywy.
-Dziwne... Może ten ktoś już sobie odpuścił?- mruknął zamyślony, choć wiedział, jak banalnie to brzmi.
Blondyn posłał mu pobłażliwe spojrzenie.
-Jesteś aż taki naiwny?
-A co, mam oglądać się za każdym cieniem, który zauważę?- zapytał kąśliwie. Jemu odpowiadało spokojne życie...
-Nie, Potter. Korzystajmy z tego, oczywiście, jednak nie zapominajmy o czujności.- Wywrócił oczami. Teraz wiedział, że gdyby nie Granger, Potter w życiu nie rozwiązałby połowy tych wszystkich zagadek, na które się w przeszłości natknęli.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczyciela.
***
-Malfoy, podaj mi śledzionę nietoperza.- powiedziała monotonnie. Wspólne warzenie eliksirów stało się dla nich rutyną. Nie mogła narzekać, współpraca z tym chłopakiem była dość ciekawa ze względu na jego umiejętności, jednak wciąż, gdy tamten starał się zrobić niewłaściwy ruch zapalała się u niej czerwona żaróweczka w głowie, włączając u niej tryb dystansu.
-Magiczne słowo?- Postanowił trochę się podroczyć. Wrzucił do swojego kociołka połamane kolce róży.
-Znam cztery magiczne słowa, jednak myślę, że nie należą do tych najmilszych.- sarknęła. Nie miała humoru, a on specjalnie chciał go pogorszyć.
Ślizgon uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Ciekawe, czy wciąż tylke je będziesz pamiętała, jak bedziesz potrzebowała mojej pomocy przy Transmutacji.- rzekł mimochodem, obserwując ją kątem oka.
Hermiona prychnęła głośno. Czy ona dobrze usłyszała?
-Twoja pomoc nie będzie mi w najmniejszym stopniu potrzebna.- Posłała mu miażdżące spojrzenie, samemu sięgając po wcześniejszy składnik.
-Jesteś pewna?- Zamieszał kilka razy wielką łyżką. Pojawia mu się kolejna okazja.
-Jak nigdy.- Uśmiechnęła się krzywo, siekając w złości na drobne kawałeczki niczemu winną śledzionę. Zdawała sobie sprawę, że to przeklęte zaklęcie jest dla niej prawie niemożliwe do wykonania, ale nie miała zamiaru prosić go o pomoc.
-Zobaczymy.- Został mu miesiąc. Miesiąc, aby rozkochać w sobie Hermionę Granger. Wbrew sobie, zaczynał mieć pewne wątpliwości, czy uda mu się wygrać...
Herm chciała coś dodać, jednak przez nieuwagę dodała zły składnik, tym samym powodując wytryśnięcie kleistej mazi na jej twarz. Odchyliła trochę głowę do tyłu, zamykając oczy i zaciskając usta.
Usłyszała obok siebie głośny śmiech. Starła ręką eliksir z oczu, które rzucały w tym momencie piorunami.
-Przestań!- syknęła, patrząc na niego gniewnie.
Jednak Draco nie mógł się uspokić. Eliksir zdążył już zastygnąć, więc Gryfonka miała na twarzy pomarańczową skorupę, która tylko odsłaniała jej czekoladowe tęczówki.
-Myślę, że powinnaś udać się z tym do pani Pomfrey.- odparł w końcu, uspokajając się na chwilę.
-Dzięki, za troskę.- powiedziała słodko, powstrzymując parsknięcie na widok swojego odbicia.
-Panno Grager, wszystko w porządku?- spytał nauczyciel, obserwujący ich od dłuższego czasu.
-Oczywiście.- odpowiedziała, kopiąc kolegę z ławki w piszczel, na co tamten lekko się skrzywił.
-Chce pani wyjść do pielęgniarki?- Zrobił kilka kroków w stronę ich ławki.
-Zrobię to na przerwie.- Uśmiechnęła się lekko, choć z trudem teraz mówiła. Eliksir zaczynał również uniemożliwiać jej otwieranie ust.
-Milcząca Granger, dzięki ci Merlinie!- powiedział Malfoy, wytrzymując srogie spojrzenie dziewczyny.
Pozostali uczniowie śmiali się głośno, widząc w jakim stanie jest Hermiona Granger.
Ta w końcu zgarnęła swoje podręczniki do torby i ruszyła do drzwi, ponieważ cała twarz piekła ją niewyobrażalnie.
-Oj, Granger, ty sieroto.- powiedział do siebie, kończąc swoją pracę. Złapie ją po wyjściu od pielęgniarki.
***
Ginny czekała na przyjaciółkę pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego. Cieszyła się, że w końcu z Blaisem poznali się na tyle dobrze, że przestali już mówić to samo. Choć ten incydent powinien trochę pomóc Hermionie. Na jej miejscu nie odpuszczałaby tak prędko śledztwa... Ten pomysł z zakładem nie jest wcale taki niedorzeczny, w końcu Malfoy i ona się nienawidzili przez wiele lat, nawzajem uprzykrzając sobie życie. Jego nagła chęć polepszenia ich relacji jest z pewnością spowodowana czymś, co przyniesie mu jakieś korzyści. Jednak nie mogła odpędzić się od myśli, że skoro być może Malfoy ma jakieś nieczyste intencje co do Miony, to prawdopodobnie Zabini wobec niej...
Potrząsnęła energicznie głową. Póki co, doskonale im się rozmawiało, a przez tamten efekt uboczny przystopowali trochę, więc ich relacje są na jak najlepszej prostej. Nie spodziewała się, że w tym roku aż tak będzie kręcić się wokół Ślizgonów.
Hermiona długo nie wychodziła z tego Skrzydła Szpitalnego, dlatego też postanowiła zajrzeć do środka, aby upewnić się czy wszystko w porządku.
W środku o dziwo na żadnym z łóżek nie siedziała jej przyjaciółka.
-Hermiona?- spytała, robiąc kilka niepewnych kroków.
Nikt jej nie odpowiedział.
-Pani Pomfrey?
Gdzie one się podziewały? Szła przed siebie, zmierzając do jedynego miejsca, które przyszło jej do głowy. I się nie pomyliła.
Zobaczyła, że drzwi od gabinetu pielęgniarki są uchylone, więc podeszła do nich i zaczęła wsłuchiwać się w rozmowę, zaglądając wcześniej do środka i dostrzegając dwie czarownice, których szukała.
-Ale pani Pomfrey, naprawdę, jeśli jej pani nie może znaleźć, to nie musi pani wpisywać tej skorupy, przecież nic mi się nie stało.- przekonywała ją Hermiona z nutą zniecierpliwienia w głosie.
-Panno Granger, to jest mój obowiązek!- odpowiedziała trochę nerwowo, dlatego też Ginny przyparła do ściany. Rozmawiały o aktach Hermiony, które wciąż spoczywały pod jej łóżkiem w prywatnych komnatach.- Poza tym, to niemożliwe, aby ich nie było.- mruknęła, chyba bardziej do siebie niż do Gryfonki.
Szatynka westchnęła znużona.
-Muszę tu zostać, dopóki pani ich nie znajdzie?
-A pani przypadkiem ich nie zabrała?- Zaatakowała ją.
Serce Gin zaczęło bić trochę szybciej. Nie jest chyba w porządku, skoro McGonagall i Pomfrey tak reagują na kartotekę Hermiony. A co jeśli będą przeszukiwać dormitoria? Przecież ona i Zabini mieli nie tylko Hermiony, ale również teczkę pani Zabini...
W głowie zapaliła jej się żaróweczka, że muszą zwiększyć tempo poszukiwań.
Wychyliła lekko głowę, aby podejrzeć, jak wygląda sytuacja.
-Nie są mi potrzebne, wiem, kiedy byłam w szpitalu i kim jestem.- odparła.
Na te słowa pielęgniarka lekko zbladła, robiąc kwaśną minę jednocześnie. I na nieszczęście zauważyła rudą czuprynę w drzwiach.
-Och, panna Weasley.- powiedziała, patrząc się na nią podejrzliwie.
Ginny zarumieniła się dziko. Właśnie została przyłapana na podsłuchiwaniu o wykroczeniu, które popełniła.
-Przyszłam zobaczyć, co z Hermioną, bo długo nie wychodziła.- odpowiedziała, plącząc sobie język.
-Możesz już ją zabrać. Jakby się pojawiła jakaś wysypka, to wtedy zgłoś się do mnie ponownie.- Poinstruowała starszą z dziewczyn i spojrzała na nie tak, że w ciągu dwóch minut opuściły Skrzydło Szpitalne.
Rudowłosa miała dziwne przeczucie, że narobiła sobie tym oto sposobem jakichś problemów.
-O co chodzi tym nauczycielom.- burknęła Herm, czekając, aż schody zmienią kierunek.
-Może myślała, że wzięłaś swoją teczkę w imię akcji Powtórka z Umbridge.- Próbowała.
-Całkiem możliwe.- Wzruszyła ramionami. Dawno nic nowego nie wymyśliła. Najgorszy był fakt, że prawie w ogóle nie dostawała szlabanów, ponieważ nauczyciele ignorowali ją w stu procentach, tylko niektórzy się nad nią litowali i to rzadko, ze względu na jej wcześniejsze lata nauki. Jednak wolała nic na razie nie robić, ponieważ dopiecze McGonagall tym zaklęciem. Jeśli jej się uda...
-Cieszę się, że tego zaprzestałaś. No wiesz... Musiałabym ci dawać szlabany i odejmować punkty...- Zrobiła przejście kilku pierwszakom, którzy biegli po schodach.
Miona posłała jej miażdżące spojrzenie, schodząc szybciej po stopniach.
-Spokojnie, nie krępuj się.- Machnęła ręką.- Bo jeszcze i ciebie zwolni z tego stanowiska.- sarknęła, skręcając w ostatni korytarz, który prowadził do Wielkiej Sali, gdyż była pora obiadowa.
-Oj, Miona, myślałam, że ten temat mamy już za sobą.- jęknęła, idąc za przyjaciółką. Przecież to nie jej wina, że McGonagall tak zdecydowała...
-Ale nie wiem o co ci chodzi.- odparła niewinnie, patrząc na obrazy wiszące na ścianach.
-Akurat.- prychnęła pod nosem.- A możemy porozmawiać dzisiaj wieczorem?- spytała, gdyż coś jej się przypomniało.
Szatynka zmarszczyła czoło.
-Przykro mi, dzisiaj nie mogę. A może to poczekać do jutra?- Spojrzała na nią, zatrzymując się pod potężnymi drzwiami.
-Jutro mam patrol a do końca tego tygodnia szlabany.- powiedziała przeciągle. To bardziej Hermionie powinno zależeć, aby odbyła się ta rozmowa.
Dziewczyna westchnęła cicho. Znowu się zaczyna.
-To pogadamy w przerwie między lekcjami.- Uśmiechnęła się do niej, wchodząc do środka.
-Jak wolisz.- Wzruszyła ramionami.
***
Kończył swoją potrawkę z kurczaka, kiedy zauważył, że pewna Gryfonka pojawiła się na obiedzie. Trochę się zawiódł, kiedy zobaczył, że jej twarz już została uwolniona od pomarańczowej skorupy. Musiał przyznać, że był to dość ciekawy widok. Zauważył również, że ostatnio na lekcjach stała się bardziej rozkojarzona niż zwykle. Zastanawiał się, co jest tego przyczyną. Miał cichą nadzieję, że on jest tego powodem, lecz troche w to powątpiewał.
-Tik-tak, został ci miesiąc.- Oświadczył Blaise, który zauważył, komu się ptzyglada jego przyjaciel.
-Miesiąc w zupełności wystarcza.- odburknął.
-Jesteś pewien? Na jakim etapie jest wasza rozkwitająca miłość? Na otwieraniu jej drzwi?- parsknął w kielich, upijając duży łyk soku dyniowego.
Malfoy zmroził go wzrokiem. Przecież nie mogli od razu być niewiadomo jak daleko, skoro przez siedem lat nie pałali do siebie sympatią. Ponadto użył na niej Cruciatusa w sierpniu, aby zawyżyć sobie poprzeczkę. I tak był szczęśliwy, że ta Gryfonka rozmawia z nim w miarę normalnie i czuje się w jego towarzystwie coraz swobodniej. To już jest naprawdę dużo, bo tak naprawdę mogła dalej ciągnąć tą wojnę między nimi.
-Rozumiem, że tak się o to martwisz, bo boisz się przegranej?- spytał, odstawiając widelec.
-Sądzę, że obaj wiemy, kto będzie przegrany, Smoku. Ale miłej zabawy.- zawołał radośnie. Ostatnio coraz częściej sobie docinali. Draco cały czas miał do niego żal o tą odznakę prefekta. Ale co on mógł na to poradzić?
-Tobie również.- Posłał mu sztuczny uśmiech na odchodne, po czym opuścił Wielką Salę.
Oparł się o ścianę, czekając, aż pewna szatynka skończy swój posiłek.
Obawiał się lekko o swoją wygraną, ale był prawie pewien, że teraz, gdy oboje zachowują się jak koledzy, to prościej będzie coś wskurać, niż od razu mieliby przejść z nienawiści do pseudo miłości.
Natomiast musiał sam przed sobą przyznać, że ten miesiąc mu wystarczył, aby odrobinę przekonać się, że Granger tak naprwadę jest znośna. W miarę często rozmawiali i to nie tylko o szkole, spędzali ze sobą nawet czas po lekcjach od czasu do czasu, przekonując się do siebie nawzajem. Kto by pomyślał, że będzie odrobinę l u b i ł towarzystwo Mugolaczki Hermiony Granger.
W tym samym czasie wcześniej wspomniana wyszła na korytarz.
-O, widzę, że już ci ściągnęli to coś z twarzy.- Zaczepił ją.
Dziewczyna zatrzymała się i posłała mu długie spojrzenie.
-Brakowało by ci kłótni ze mną, Malfoy.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, robiąc kilka kroków w jego stronę.
-Tak sądzisz?- Wyprostował się.
-Ja to wiem.- Uśmiechnęła się do siebie, zakładając ręce na piersiach.
-Ach, no tak, zapomniałem z kim rozmawiam.- Musi ją podejść.
Hermiona prychnęła gniewnie.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale nauczyciele mnie tutaj nienawidzą, szczególnie jedna taka, więc to przezwisko, póki co jest już nie aktualne.- Ile razy będzie jej to ktoś jeszcze wypominał.
-A faktycznie. Zapomniałem o twoim buncie, bo od jakichś dwóch tygodni jesteś taka spokojna na lekcjach, że aż wszyscy zaczęli się do tego przyzwyczajać.- powiedział powoli, obserwując jej reakcję.
-Próbujesz mnie podpuścić?- syknęła, mierząc go wzrokiem.
-Ja? Oczywiście, że nie. Po prostu jestem trochę zawiedziony...
Miona zaśmiała się cicho. Oboje wiedzieli, że to nieprawda.
-Zostało pięć dni, aby zaprezentować zaklęcie na Transmutację, więc wtedy będzie idealna okazja...- Nie zdążyła dokończyć.
-Chyba chciałaś powiedzieć OPANOWAĆ, Granger.- Parsknął. Jemu doskonale szło. Swoim zaklęciem spowodował już pojawienie się wąsów u dziewczyny, dzikich oczu, mlecznej sierści na rękach, twarzy i nogach oraz trójkątnych, dużych uszu, które zapewne służyły do nasłuchiwania. Zaś on nie miał żadnych zmian, oprócz lekkich uszczypnięć skóry, spowodowanych jej nieudolnymi próbami.
Czarownica zmróżyła gniewnie oczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej próby przetransmutowania Malfoy'a w jakieś zwierzę są dość żałosne, lecz co mogła na to poradzić? W sumie to mogła... I obawiała się, że będzie musiała.
Zrobiła zobolałą minę i spojrzała potulnym wzrokiem na Ślizgona.
-Malfoy...- zaczęła niewinnie.
-No proszę, robi się ciekawie.- Posłał jej szeroki uśmiech, obserwując zakłopotanie dziewczyny.
Miona zmrużyła lekko oczy. Zaraz i tak będzie miał idealną szansę do naśmiewania się z niej, więc teraz mógłby sobie odpuścić.
-Myślę, że jest mi potrzebna twoja...- Wzięła głęboki oddech. Trudno, Hermiono. Nie ma innego wyjścia. Zawsze muszą być jakieś poświęcenia.- Musisz mi pomóc przy tym zaklęciu.- powiedziała cicho.
-Ja nic nie muszę, Granger.
Dostrzegła wesoły błysk w jego oku, więc podniosła dumnie głowę i odparła spokojnie.
-Mógłbyś mi pomóc, Malfoy przy tym zaklęciu, abyśmy oboje mogli dokończyć to, co zaczęliśmy i zemścić się na McGonagall?- Wiedziała, że tu go miała.
Draco prychnął pod nosem. Przebiegłe zagranie, musiał to przyznać. Chyba za dużo czasu spędzali razem.
-W porządku. Dzisiaj po lekcjach na Dziedzińcu Transmutacji?
-Niech będzie.- Pokiwała głową.
-W takim razie do zobaczenia.- powiedział i ruszył w kierunku lochów, zostawiając dziewczynę samą.- Granger, gdzie twoja ostrożność.- mruknął do siebie.
***
Nie rozumiał czemu Malfoy aż tak wszystko wyolbrzymia. Powinni się cieszyć, że nic im się dziwnego póki co nie przydarzyło od ostatniego razu. Jemu zdecydowanie wystarczy problemów, więc ma zamiar korzystać z tego spokoju...
Nawet Hermiona już mu powiedziała, aby zaprzestał jakiegokolwiek śledztwa odnośnie Ognistej. Stwierdziła, że ma już na tyle informacji, że gdy będzie chciała mieć w czymś pewność, sama już sobie poradzi. Jemu to było na rękę. Nie musiał podchodzić Pansy w rozmowach, których i tak było niewiele, ponieważ tamta wciąż miała mu za złe tamtą sytuację we wrześniu. Jednak wciąż liczył na to, że jej przejdzie w końcu. Ile może coś takiego się ciągnąć?
Szedł do Skrzydła Szpitalnego, aby pani Pomfrey dała mu jakiś eliksir, bo od kilkunastu dni codziennie czuł się potwornie. Głównie kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że zaraz zaśnie na stojąco.
Był już na czwratym piętrze, kiedy usłyszał dość niespokojną rozmowę.
-Nie wiem o co ci chodzi.- syknęła jakaś dziewczyna.
Zaraz. Nie jakaś... To była Jade.
-Obie doskonale wiemy, że wiesz.
Tutaj natomiast rozpoznał... Pansy.
Schował się za ścianą tak, aby go nie zauważyły. Nigdy nie widział tych dwóch czarownic razem rozmawiających, więc coś mu tu nie pasowało. Tym bardziej, że nie za bardzo za sobą przepadały.
-Posłuchaj, Parkinson. Sądzę, że nie powinnaś wtrącać się w nie swoje sprawy.- odparła chłodno.
Im dłużej się im przysłuchiwał, tym bardziej wszystko wokół niego wirowało. Zrobił kilka głębokich wdechów.
-Moi przyjaciele, więc moje sprawy, Dawes.- warknęła zła.
-Wybacz, ale obawiam się, że i Mats i Dafne są dorośli na tyle, aby samemu decydować z kim się zadają.- Irytacja w jej głosie była na tyle wyczuwalna, że mógł się założyć, że jej spojrzenie w tym momencie nie należy do najprzyjemniejszych.
-Zadają?- Prychnęła głośno.- Myślisz, że nie widzę tego, jak Daf ostatnio boi się swojego cienia, a Mats jest w stanie jeść ci z ręki?
Usłyszał cichy śmiech Gryfonki. Oparł głowę o zimną ścianę, bo wszystkie głosy zaczęły się ze sobą zlewać.
-Po prostu jesteś zazdrosna, że twoi przyjaciele znaleźli sobie w końcu lepsze towarzsytwo. A teraz wybacz mi, jestem umówiona z Matsem.- Ostastnie zdanie wyraźnie podkreśliła.
I na tym rozmowa się skończyła. Słyszał tylko głośny stukot obcasów, lecz nie wiedział której z dziewczyn. Potem, jak przez mgłę zobaczył sylwetkę Pansy, które była coraz bliżej niego. Dalej już była tylko ciemność.
***
-Dwadzieścia minut.- Rzucił, kiedy wychodzili z klasy.- Tylko się nie spóźnij.- Dodał, na co ona tylko prychnęła.
Ostatnie schody do pokonania i będzie zaledwie kilka kroków od spokojnego i cichego Pokoju Wspólnego. Potem chwile odpocznie i pójdzie realizować część swojego planu. Dzisiejszy dzień będzie zapewne dniem kluczowym w jego zakładzie. Czekał tylko, aż Granger przyjdzie do niego po pomoc. To jedyna rzecz, za którą był wdzięczny McGonagall.
Jednak od razu, gdy znalazł się w środku wymarzonego pomieszczenia podszedł do niego Mats.
-Musimy pogadać.
-Mam za sobą osiem godzin rozmów z Granger, a czekają mnie kolejne, daj mi odpocząć.- westchnął, idąc w stronę zielonych kanap.
-Nie ma na to czasu.- powiedział, idąc za nim.
-Merlinie, co to takiego?- Wywrócił oczami, wygodnie rozkładając się na miękkich poduszkach.
-Pansy mi mówiła, że Potter jest w Skrzydle Szpitalnym.- odparł, siadając w fotelu.
-No i? Granger tam jest co chwilę.- Wzruszył ramionami.
-I to, że Pomfrey twierdzi, że to na skutek regularnego podtruwania.- sarknął.- I nie podawaj Hermiony co chwilę, jako przykład.- dodał kąśliwie, gdyż miał już dosyć oglądania tego całego przedstawienia. Ostatecznie doszedł do wniosku. że zostawi tą sprawę, nie będzie się w to mieszać.
Malfoy od razu się ożywił. Podniósł się do pozycji siedzącej. Czyli jednak ten chwilowy spokój był ciszą przed burzą. Ale skoro ktoś go regularnie podtruwał, to oznacza, że poprzez jedzenie. Więc musiał to być ktoś z Gryffindoru, bo tylko oni siedzą razem przy stole. Zmrużył oczy. Kolejne dowody, które wskazują na winę McPersowa. Jednak coś mu tu nie pasowało... Wątpił, aby ten Gryfon robił to wszystko w pojedynkę.
-Pielęgniarka to wszystko powiedziała Pansy?- spytał zdziwiony. Pomfrey ostatnimi czasy była bardzo dziwna i mówiła tyle, co nic, dlatego wątpił, aby takie rzeczy rozpowiadała na prawo i lewo.
Mats uśmiechnął się pod nosem.
-Zwariowałeś? Pansy zawiadomiła mnie patronusem i razem go zanieśliśmy. I potem Pans usłyszała trochę tego i owego...- Wzruszył ramionami. Musiał przyznać, że już sam zaczynał się w tym wszystkim gubić. Ich kolejność, którą ustalili poszła na marne, więc chyba nie ma sensu się za to zabierać od nowa. Trzeba najwyraźniej czekać.
-Mówiła ile tam zostanie?- Będą musieli potem na nowo uzupełnić te wszystkie notatki, gdy Potter wyjdzie ze Skrzydła.
-Nie. Póki co, najpierw musi odzyskać przytomność. Trucizne podawano mu od miesiąca, więc sam rozumiesz...- Tak bladego człowieka nigdy nie widział. I tak spanikowanej Pansy od bardzo długiego czasu...
-Po co wracaliśmy na ten siódmy rok...- westchnął pod nosem.
-Myślę, że dobrze byłoby teraz to wszystko od nowa przeanalizować.- Poprawił się w fotelu, spoglądając uważnie na przyjaciela. Ostatnio wszyscy mało czasu spędzali ze sobą. Draco był zajęty Hermioną, Blaise Ginny, a on sam Jade...
-Przykro mi, ale jestem już i tak spóźniony na spotkanie z Granger.- Puścił mu oko, wstając.
-Sądzę, że to ważniejsze.- odpowiedział chłodno, idąc za nim wzrokiem.
-Mylisz się. Pamiętaj, Ognista ponad wszystko.- Zaśmiał się cicho pod nosem i wyszeł z Pokoju Wspólnego. Tak naprawdę już nawet nie chodziło o te głupie skrzynki alkholu. Raczej o satysfakcję. No bo, kto by pomyślał, że Draco Malfoy kiedykolwiek będzie próbował zbliżyć się do Hermiony Granger?
***
-O, a czy to przypadkiem ja nie miałam się spóźnić?- sarknęła, wstając z ławki. Pogoda na dworze wcale nie sprzyjała takiemu siedzeniu.
-Punktualność to świetna cecha, możesz być z siebie dumna, Granger.- powiedział, kiedy wyszedł na zewnątrz. Od razu zimne powietrze zaatakowało jego twarz, która nie była niczym zakryta.- Myślę, że lepiej będzie jeśli poszukamy jakiejś pustej sali. No chyba, że chcesz marznąć.- Dodał, ignorując jej prychnięcie.
-No to chodźmy.- powiedziała beznamiętnie.
Szli przez pewien czas w ciszy. Może nawet i lepiej. Za moment i tak się nagadają.
Jednak nie specjalnie podobała jej się ta perspektywa. Owszem, spędzali ostatnio sporo czasu, co w sumie ja dziwiło, jednakże musiała przyznać, że niektóre rozmowy były ciekawe. W końcu oboje byli najmądrzejszymi uczniami z ich roku w tej szkole. Ale poza tym, droczenie się z nim weszło jej już w nawyk. I to ją trochę przerażało.
Minęli grupkę Krukonów, aż w końcu znaleźli pustą część korytarza.
-Ta jest chyba pusta.- powiedział, podchodząc do drewnianych drzwi.
-Wejdź po prostu.- westchnęła. Nawet gdyby nie była pusta, to im to jest w tym momencie obojętne.
Draco wywrócił oczami, a następnie pchnął drzwi. Faktycznie, klasa była pusta. Szybko weszli do środka i ściągnęli płaszcze, rzucając je na ławki.
Rozejrzał się. Machnął kilka razy różdżką, aby odsunąć niektóre rzeczy pod samą ścianą oraz, aby zamknąć drzwi.
Hermiona skrzywiła się, gdy usłyszała szczęk zamykanego zamka. Niepewnym krokiem ruszyła w stronę samotnego krzesełka.
Malfoy zrobił to samo. Jako że był szybszy, od razu je zajął.
Dziewczyna zacisnęła usta. Znowu będzie musiała uważać na sztuczki Malfoy'a.
-Powiedz mi, gdzie ja mam usiąść?- spytała, zakładając ręce na piersiach.
Ślizgon uniósł sugestywnie brew, na co ta się lekko zarumieniła, przypominając sobie, ile razy siedziała mu na kolanach, albo ich pocałunek w Wielkiej Sali.
Jednak szybko zrobiła pewną siebie minę i z wysoko uniesioną głową ruszyła w jego stronę.
Blondyn posłał jej triumfalny uśmiech, ale zauważył, że zamiast do niego, podeszła do ławki, która stała przed nim i ze zwycięskim spojrzeniem wdrapała się na blat, machając wesoło nogami.
-Punkt dla ciebie.- Przyznał, obserwując ją. On pierwszy nie zacznie, nie ma mowy.
Hermiona zagryzła lekko dolną wargę. Przez ostatnie dni miała dziwne wrażenie, że Malfoy zachowuje się zdecydowanie zbyt nachalnie w jej kierunku, dlatego też zawsze, gdy zostawali sami, czuła się nieco skrępowana. Wiele razy, wbrew sobie oczywiście, wspominała chwile, kiedy działały efekty uboczne tamtego eliksiru. Pokręciła lekko głową, aby odpędzić od siebie myśli.
-No to chyba lepiej będzie, jeśli weźmiemy się za to zaklęcie.- Przymknęła oczy. Chciała przestać być panną Wiem-To-Wszystko-Granger, jednak nienawidziła tego zaklęcia, gdyż po prostu go nie potrafiła.
-Wolisz zacząć od teorii czy praktyki?- Czuł, że to będzie ciekawy wieczór.
-Oboje wiemy, jak wygląda moja praktyka.- burknęła pod nosem.
Usilnie powstrzymywał kpiarski uśmieszek.
-Wiesz na czym polega to zaklęcie, prawda?
Miona poruszyła się niespokojnie. Nieszczególnie przykładała uwagę do jego regułki. Wiedziała tylko to, co kiedyś Malfoy jej powiedział...
-Noo, tak wiesz...- Zrobiła jakiś dziwny ruch rękoma w powietrzu.
-Czyli nie wiesz.- Pokręcił głową. Jak ona chciała wykonać je prawidłowo, nie zagłębiając się w nie?
-Wiem, że trzeba znać mniej więcej charakter tej osoby, inaczej wszystko na marne.- powiedziała, bawiąc się skórą przy paznokciu.
-Czyli jednak nie jest tak źle...- Nie zdążył dokończyć.
-Zastanawia mnie jednak, jakim cudem tobie się to udaje.- Spojrzała na niego uważnie. On również miał w niej utkwiony wzrok.- Przecież ty mnie nie znasz.- Dodała z naciskiem.
Draco uniósł kpiąco brew.
-Tutaj nie do końca się z tobą zgodzę, Granger.- powiedział, nachylając się do niej.- Wbrew pozorom jesteś, jak otwarta księga.
Gryfonka wyraźnie się obruszyła. Zeskoczyła na podłogę i zaczęła krążyć po sali, zbierając w głowie wszystkie informacje na temat Dracona Malfoy'a. Że niby ona jest jak otwarta księga? Chyba jednak nie, skoro wciąż nie do końca ją przetransmutował. Mimo to, on i tak był wiele kroków przed nią...
-Wszyscy wiedzą, że zawsze dążysz do wyznaczonego przez siebie celu. Jednym słowem jesteś nieznośnie uprata, o czym w tym roku przekonałem się milion razy. Oczywiście nie zapominajmy o gryfońskiej odwadze...- Przeciągnął ostatnie zdanie. Obserwował jej poczynania. Dawno z nią nie spędzał tak czasu. Na ciekawej rozmowie tylko w dwójkę. Zauważył, że właśnie podczas takich spotkać poznawał ją najlepiej. A już kilka takich odbyli, chociażby w Hogsmead, czy wtedy, co razem pili u niego w dormitorium Ognistą Whiskey...
-Czyli wiesz o mnie tylko to, co chcę żebyś wiedział.- Prychnęła, opierając się o ścianę i mierząc go spojrzeniem.
-No nie do końca.- Odwrócił się w jej stronę.
Hermiona ściągnęła brwi w geście niezrozumienia. Jak to? Poza tym, jak to było, że on, wiedząc właśnie te podstawowe rzeczy, które wymienił, wskórał już tyle, a ona mając podobne informacje o nim nic jeszcze nie zrobiła.
-Bardzo często podczas jakichś drobnych sytuacji pokazujesz cechy, których zapewne większość nie zna.
-O, i t y te wszystkie cechy wyłapałeś?- zironizowała. Co za głupota.
-Nie wszystkie, bo jeszcze cię w nic nie przemieniłem. Ale, coś tam zauważyłem.- Wzruszył ramionami.
Wzbudził tym w niej ciekawość. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, wciąż zachowując bezpieczną odległość. Ich relacje były śmieszne. Raz się do siebie zbliżali, potem szybko oddalali. W sumie, to ona oddalała. Malfoy'owi nie przeszkadzało takie natrętne zachowanie w pewnych momentach.
-Czyli co, na przykład?- Nutka zainteresowania zabrzmiała w jej głosie. Czekała cały dzień, aby się dowiedzieć czegoś o tym zaklęciu...
-Na przykład, że mimo swojego zuchwalstwa, potrafisz pokazać skruchę.- Tu miał na myśli scenę, kiedy tamta wypytywała go o Carmen... Fakt, na początku był lekko zdenerwowany, jednak potem doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie ma po co, oraz że jedyną osobą, którą powinien o to wszystko obwiniać jest Lucjusz.
Herm ponownie lekko się zarumieniła, bo również przypomniała sobie tamtą sytuację. Chrząknęła cicho, aby dać mu znak, że ma mówić dalej.
-O twoim temperamencie nie będę się rozgadywał, bo go też wiele razy pokazałaś.- powiedział obojetnie, na co ona lekko się uśmiechnęła.- Zawsze musisz mieć rację.
-Bo mam.- Wtrąciła, lecz została zignorowana.
-Potrafisz przełamać swoją gryfońską godność, tak jak wtedy, gdy przyszłaś po eliksir przeciwbólowy, albo wtedy w jeziorze na Opiece Nad Magicznymi Zwierzętami.- Oboje skrzywili się na tamto wspomnienie.
Szatynka musiała przyznać, że imponowało jej trochę to, że Malfoy tak bardzo zwraca uwagę na jej zachowanie i wyciąga z niego wnioski, analizując wszystko. Zrobiła kilka kolejnych kroków, będąc oczarowaną tym, ile zdążył już zaobserwować.
Smok zaśmiał się triumfalnie w duchu. Wiedział, że tym sposobem ją podejdzie. Jednakże zdziwił się, że faktycznie, aż tyle o niej wiedział. Mimo to, nie przestawał i kontynuował.
-Często też jesteś zagubiona i rozbita. Podejrzewam, że to przez wojnę i wasz koczowniczy tryb życia oraz sytuację z twoimi rodzicami. Nie masz jeszcze poczucia stabilności w sobie.- On sam dzięki zdolnością Oklumencji i Ligilimencji oraz szkole życia, ktorej doświadczył w domu albo w szeregach Śmierciożerców ludzką naturę poznał doskonale, Dlatego też, jemu dzięki temu było prościej ukrywać swoją.
-I to wszystko daje ci jakiś obraz?- spytała zdziwiona.
Chłopak również wstał i oparł się o ławkę, na której wcześniej siedziała.
-Jak widać.- Pokiwał głową.- Oczywiście to nie wszystko, jednak te rzeczy są na pewno kluczowe.- Dziewczyna z delikatną, jednak stanowczą naturą. Ciekawe.- Zrobił kilka kroków, stając bezpośrednio przed nią. Widział, jak lekko się spięła. Zdawał sobie sprawę, że ona coś podejrzewała. To było akurat oczywiste. Jednakże nie ma zamiaru dawać jej jakichkolwiek wskazówek.
-To teraz twoja kolej.- powiedział cicho, patrząc na nią uważnie.
-Sam wiesz, że skoro mnie się nic nie udaje, to oznacza, że kompletnie nic o tobie nie wiem.- odparła, prawie mamrocząc pod nosem i robiąc krok w tył. Za blisko.
-Przecież możesz pytać. W tym jesteś świetna.- Uniósł kąciki ust do góry.- Albo zacznij od podstawowych rzeczy.- Wzruszył ramionami.
Hermiona zagryzła wewnętrzną część policzka. Musi się skoncentrować na tym, jeśli chce doprowadzić swój plan do celu. Poza tym, teraz ma okazje na odnowienie drugiego planu, którym jest podpuszczenie Malfoy'a do powiedzenia kilku słów za dużo.
-Uwierz mi, nie chcesz usłyszeć co mam do powiedzenia na temat twojego podstawowego zachowania.- sarknęła, na co on się skrzywił.
-Ależ śmiało, nie krępuj się. Bo widzę, że ostatnio coraz częściej ci się to zdarza,- Odbił zgrabnie piłeczkę. Tak, nie dało sie tego nie zauważyć. Poza tym, był ciekaw, jak ona to wszystko widziała.
Miona rozdziawiła lekko usta. Czy Malfoy właśnie powiedział, że chce posłuchać, jak ona go obraża?
No w porządku, skoro chce...
-No to, skoro chcesz posłuchać, o swojej arogancji i bezczelności i cyniźmie i zuchwałości i chłodzie, to okej, zaczynam.- Podniosła dumnie głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Teraz u niego widać było wyraźne zainteresowanie. Nie miała nigdy okazji powiedzieć mu tego wszystkiego w twarz, a skoro on sam się o to prosił, to czemu nie?
-Sam wiesz, jakim strasznym dzieckiem byłeś, Malfoy. Nienawidziłam cię. Naprwadę nienawidziłam cię, jak nikogo innego. A wiesz czemu? Bo zamieniłeś moje życie w piekło na kilka lat, tylko dlatego, że moi rodzice nie są czarodziejami. Takiego typowego arystokratycznego zachowania nigdy nie widziałam.- Dokończyła, czując lekką ulgę. Wzięła głęboki oddech.- Zawsze liczyłeś się tylko ty, nigdy nie dbałeś o innych, tylko żebyś ty wyszedł z jakiejś sytuacji obronną ręką.- Teraz spojrzała na niego nieco łagodniej.- Jednak, mimo tego kilkuletniego poniżania zachowywałeś czasem resztki ludzkiego zachowania. Nie byłeś nigdy mordercą, pomimo tego...- Wskazała brodą na jego lewe ramię. Nie potrafiła zatrzymać słów, które same płynęły z jej ust. Obawiała się tego, co będzie, gdy skończy mówić, bo wiedziała, że mówi w tym momencie trochę za dużo.- A wiem, że to wymagało wiele odwawgi. Nie wydałeś Harry'ego wtedy, w Malfoy Manor i w Pokoju Życzeń, gdy wywołaliście pożar. Nie zostawiłeś wtedy Blaise'a. [nie pamiętam dokładnie, czy w książce był tam Crabbe i Goyle, jednak zmieniam na to, że jednym z nich był Blaise, bo jednak bardziej mi tutaj pasuje:)~Dop. Aut.] Z tego co wiem, to też nie przepuściłeś okazji, aby odegrać się na Benie za kuzynkę. Więc w tym zimnym arystokracie drzemie normalny człowiek.- Zrobiła krok do przodu i podniosła oczy tak, że oboje uważnie się sobie przyglądali.- Tylko dlaczego cały czas nosisz te zimne maski, Malfoy?- szepnęła, uśmiechając się do siebie w duchu.
Draco nie przerywał jej, choć miał na to wiele razy ochotę. Przyjął na klatę te wszystkie słowa, choć wiedział, że Granger o połowie nie miała pojęcia.
-Nie dbałem nigdy tylko o siebie. Jeśli mi na kimś zależy to wtedy ta osoba liczy się bardziej niż ja- odparł cicho, zniżając trochę głowę, tym samym powodując u niej niespokojny oddech.- Wyluzuj, Granger. Jak byłaś blondynką byłaś bardziej otwarta na nowe znajomości.- Dodał triumfalnie, powodując lekkie rumieńce na jej twarzy. Ponownie.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Bąknęła, wytrzymując to, że stoją tak blisko i jego ewidentną frajdę z tej sytuacji.
-Ponieważ wymagano tego ode mnie.
-A jednak już zacząłeś robić jakieś postępy.- powiedziała hardo.
-Bo już nie jestem do tego zmuszony.
Hermiona zrozumiała, że chodziło mu zapewne o Malfoy'a Seniora. Wolała nie wnikać na jakich zasadach został wychowany.
-Czyli co, mam się spodziewać, że kiedykolwiek zobaczę cieplejszego Malfoy'a?
-Uwierz mi, widziałaś więcej, niż byś kiedykolwiek pomyślała.- Zbliżył swoją twarz jeszcze bliżej. Był ciekaw jej reakcji.
Gryfonka błądziła wzrokiem po ścianach, aby nie musieć patrzeć na chłopaka. Czemu w ogóle tu stała? Próbowała sobie przypomnieć sytuację, o których mówił. I faktycznie, były takie. To, kiedy przyszła do niego, gdy nie mogła zasnąć. Gdy kładł maść na jej polik, po uderzeniu Bena. Jak stanął w jej obronie, kiedy doszło między nią, a Benem do konfrontacji. Kiedy ją zanosił do Skrzydła Szpitalnego podczas ich szlabanu. Gdy wrócił po nią w tym jeziorze. Jego pomoc w realizacji planu niszczenia nauczycielom życia. Ten miło spędzony czas w Hogsmeade oraz wszystkie ich rozmowy bez okropnych wyzwisk. W końcu zauważyła, że rzeczywiście, Malfoy starał się pozbyć w końcu tych wszystkich złych nawyków. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem. I nareszcie była w stanie dać szanse ich przyjaźni w przyszłości.
-Dzięki, Malfoy. Sądzę, że pomogłeś mi wystarczająco.- odpowiedziała miękko. Czuła się na siłach w tym zaklęciu.
-Chcesz je teraz sprawdzić?- spytał, wiedziąc, że wygrał dzisiejszy wieczór.
-Zostawię to na jutrzejszy wielki finał.- zaśmiała się cicho. Zauważyła, że za oknem było już ciemno, więc uznała, że najwyższy czas wracać do swojego dormitorium,- Do jutra, Malfoy.- powiedziała i już się od niego odsunęła, kiedy jakiś głupi impuls kazał jej się cofnąć. Wzięła głęboki oddech, po czym pocałowała go szybko w polik. Gdy była już przy drzwiach, które przed chwilą otworzył, rzuciła na odchodne:
-Miłego wieczoru, kędziorku.- I szybko wyszła.
-Oj, Granger, coraz bardziej przepadasz.- mruknął do siebie, zbierając swoje rzeczy z uśmiechem na twarzy. Mats miał rację. Najlepszą zagrywką na Hermionę Granger jest szczera rozmowa.
***
Następne dni miajły w miarę normalnie. Herm oraz Draco przeprowadzili jeszcze pare rozmów, jednak już dużo lżejszych, głownie składających się z różnych opowieści. Ona mówiła mu, co robili, podczas słynnych wyczynów Golden Trio, on natomiast opowiadał historie o nim, Zabinim, Matsie i Pansy. Zdarzyło mu się też raz opowiedzieć coś o wojnie od drugiej strony.
Gryfonka również dowiedziała się, co przydarzyło się Harry'emu. Była u niego w Skrzydle, jednak wciąż się nie obudził, czym wszyscy się martwili. Szczególnie zwracała uwagę na zaniepokojoną Pansy...
Oprócz tego kilka razy przyłapała Ginny i Blaise'a na tajemniczych rozmowach, które natychmiast cichły, gdy pojawiała się obok.
Nadszedł w końcu piątek.
-Ginny, pójdziesz dzisiaj po lekcjach ze mną do Harry'ego? Pomfery mówiła, że dzisiaj powinien się obudzić, bo organizm został prawie całkowicie odtruty.- zagadnęła przyjaciółkę, gdy szły korytarzem.
-Nie wiem, czy nie będę musiała iść do McGonagall...- Próbowała się wymigać, a funkcja Prefekta Naczelnego świetnie jej w tym pomagała. Póki co, nie miała ochoty pokazywać się pielęgniarce. Nie, dopóki ma dwa zaginione akta u siebie w dormitorium. Swoją drogą, coraz bardziej zastanawiała się, czy nie powiedzieć Zabiniemu o tamtej laleczce...
-Okej, rozumiem.- burknęła, robiąc przejście innym uczniom.
-Nie gniewaj się na mnie. Dobrze wiesz, że nie mam na to wpływu.- Dodała na swoje usprawiedliwienie, choć wiedziała, jak to mija się z prawdą.
-W porządku.- Wzruszyła ramionami. Jeśli tak ma być zawsze, to zapowiada się świetny rok.
-A jak zaklęcie na Transmutację?- zagadała, patrząc na nią z zaciekawieniem.
Na usta starszej Gryfonki wkradł się leniwy uśmiech.
-Okaże się.
-Jak to?- spytała zdziwona.- Nie próbowaliście jeszcze się transmutować?- Stara Hermiona nigdy by się tak nie zachowała.
-Nie.- Pokręciła głową.- Postanowiliśmy zrobić dzisiaj wielkie widowisko.- Zaśmiała się cicho, kierując się do Wielkiej Sali na lunch.
-Jeśli wam się uda.- powiedziała, przekomarzając się.
-Zawsze mi się udaje.- powiedziała poważnie, po czym obie wybuchnęły perlistym śmiechem. Już nie mogła się doczekać.
Były już pod drzwiami i chciały je otworzyć, gdy ktoś po drugiej stronie je uprzedził.
Zobaczyły Matsa z Jade, którzy trzymali się za ręcę. Obie stanęły, jak wryte.
-O, cześć.- Przywitał się jak gdyby nigdy nic. Pierwszy raz w sumie pokazali się przy wszystkich razem, więc nie zdziwiła go reakcja tych Gryfonek.
Obie chciały coś odpowiedzieć, jednak języki odmawiały im posłuszeństwa. Jak to Mats jest w bliższych relacjach z...
-Jade, to ty?- spytała Ruda, robiąc krok do przodu, aby móc bliżej się jej przyjrzeć.
-A nie widać?- odparła beznamiętnie z uroczym uśmiechem.
-No nie bardzo właśnie.- Dodała Hermiona, mrużąc oczy. Już raz ją widziała w takim stanie.
Ślizgon patrzył się na nie nieco zdezorientowany.
-O co wam chodzi?- spytała lekko zirytowana.- Chodźmy, bo blokujemy przejście.- Zwróciła się do szatyna, ciągnąc go za sobą.
Dziewczyny stały tak jeszcze przez chwile, po czym w końcu obie weszły do środka.
-Czy mi się wydawało, czy Jade nie wyglądała, jak Jade?- zapytała Ruda, siadając przy stole.
-Nie wydawało... Ale... Gdzie w tym wszystkim sens?- Uniosła brwi i nalała sobie soku dyniowego do pucharka.
-Może chciała odświeżyć swój wygląd?- Nadziała na widelec jakieś warzywa.- No wiesz...- Zaczęła je gryźć.- Dziewczyny czasem tak robią. Farbują włosy i w ogóle.- Wymachiwała widelcem, gestykulując, na co szatynka się lekko skrzywiła.
-Tyle że ona się nie przefarbowała. Miała trochę inne rysy twarzy, sylwetkę, oczy... To chore.- Skończyła, nakładając sobie porcję szarlotki.
-Jade zawsze nie była do końca normalna.- Wzruszyła ramionami.
-W każdym razie, lepiej jej unikać na razie.- mruknęła Miona, obserwując przybycie dwóch Ślizgonów.- A jak między tobą, a Blaisem?- spytała, gdy połknęła kawałek ciasta.
-Po staremu... Nasze relacje są...- Zrobiła kilka dziwnych ruchów rękoma.- No wiesz, inne niż, na przykład miałam z Harry'm. Ale jest okej.- Pokiwała głową, upijając duży łyk czarnej kawy.
-To chyba dobrze, prawda?- Spytała miękko.
-Chyba tak.- Wzruszyła ramionami. Za dużo się nie zmieniło. Kiedy w końcu przestali mówić to samo, ich relacje stały się nieco przyjemniejsze.- A ja zauważyłam, że coraz więcej czasu spędzasz z Malfoy'em.- Zmarszczyła nos, patrząc na przyjaciółkę z uwagą.
-Wydaje ci się.- Machnęła ręką, błądząc wzrokiem po innych uczniach.
-Mam nadzieję, Miona, że pamiętasz o tym, co ci mówiłam, gdy Zabini mówił to, co ja.- Popatrzyła na nią. Cieszyła się, że Herm i Malfoy nie skakali sobie już do gardeł, jednak na pewno rozsądniejsze będzie trzymać go na dystans.
-Oczywiście, że tak, ale o co ty mnie posądzasz, Gin.- Obruszyła się. Okej, nie darli kotów, rozmawiali, spotykali się czasem po lekcjach, żeby pogadać, ale bez przesady, jeszcze na głowę nie upadła. Kto w ogóle przy zdrowych zmysłach mógł coś takiego pomyśleć?
-Tak tylko mówię.- Uniosła ręcę w geście obronnych, uśmiechając się szeroko.
-Takie żarty, Ginny, są niesmaczne.- Skarciła ją, po czym obie parsknęły głośno śmiechem.
-Ale wiesz, wtedy, gdy się całowaliście przy stole Slytherinu, wygladało to bardzo realnie.- Dodała wesoło, zgarniając przy tym złowrogie spojrzenie od przyjaciółki.
***
-I jak, sprostaliście wyzwaniu?- spytał Blaise, kiedy stali już pod klasą od Transmutacji.
-Tak mi się wydaje.- odparł wymijająco.
-Merlinie, a ty wciąż jesteś obrażony o tą odznakę? Nie chciałem jej, Draco, ale to wy się przyczyniliście do tego, że już nie jesteście Prefektami Naczelnymi.- odpowiedział zdenerwowany. Ile czasu jeszcze Malfoy ma zamiar stroić fochy, jak mała dziewczynka?
-Jaką odznakę, o co ci chodzi, Diable.- Włożył ręce do kieszeni. W sumie sam nie wiedział o co, ale był trochę zły na przyjaciela. No cóż, chyba tamten eliksir wciąż zostawił w nim jakieś resztki charakteru Granger.
-To może zaczniesz w końcu ze mną normalnie rozmawiać, co?- Spojrzał na niego gniewnie.
-Zacznę, jak będziemy w ogóle rozmawiać.- O, chyba właśnie o to. Nowością było dla niego to, że Blaise poświęcał uwagę jakiejś dziewczynie dłużej niż kilka dni.
-No proszę cię.- Parsknął głośno.- Obaj jesteśmy skupieni na jakichś Gryfonkach, więc o to nie powinieneś mieć żadnych pretensji. W ogóle nie powinieneś mieć żadnych pretensji.
-Tyle że ja robię to w interesie, który obaj znamy. A ty i Weasley? Co wy cały czas knujecie?- Posłał mu przenikliwe spojrzenie. Chyba każdy już zauważył dziwne zachowanie tej dwójki.
-My? A co my mielibyśmy knuć?- Spiął się lekko. Jednak prawdą jest, że przyjaciele znają nas czasem lepiej niż my sami...
-Tego nie wiem, więc się pytam.
-Masz jakieś urojenia, Smoku.- Pokręcił przecząco głową. Gdzie ta nauczycielka?- A jak ci idzie zakład?- Spojrzał zaciekawiony.
-Doskonale- odpowiedział, wywołując skrzywienie się przyjaciela.
Ich dalszą rozmowę przerwało pojawienie się nauczycielki.
***
-Nadszedł dzień zaliczenia zaklęcia transmutacji. Z tego, co widziałam na lekcjach, niewielu się udawało wskórać cokolwiek, jednak może się mylę...
Hermiona mogłaby przysiąc, że nauczycielka, gdy to mówiła, patrzyła prosto na nią.
Oj, zdziwisz się, McGonagall.
-Mam nadzieję, że nie zawalisz tego, Granger.- Usłyszała obok siebie.
Spojrzała na niego, mrużąc oczy. Oboje byli pewni, że im się uda, jednak ona wbrew sobie odczuwała lekki niepokój.
-Nadzieja matką głupich, Mal... A nie, w sumie, nieważne.- Machnęła ręką, cicho chichocząc, czując na sobie pobłażliwy wzrok chłopaka.
-To kto pierwszy?- Skończyła dyrektorka, omiatając wzrokiem klasę. Zatrzymała go na pewnej parze.
-My możemy!- Zawołała Ginny, wywabiając przyjaciółkę.
-W porządku, panno Weasley.- odpowiedziała ciepło.
Gin i Blaise wyszli na środek klasy, a za nimi cała reszta, aby już się ustawić i czekać na swoją kolej.
-Obstawiam, że Ruda zmieni się w lisa- szepnęła do Ślizgona.
-Zakład stoi, o co?- Też tak myślał, lecz chciał dać jej jakąs satysfakcję z wygranej. W końcu on wygra kiedy indziej.
-Coś wymyślę.- Puściła mu oko.
-Pilosus!- powiedziała głośno i wyraźnie Ginny, kierując w Zabiniego różdżką. Strumień światła z zawrotną prędkością poleciał w stronę chłopaka, uderzając go prosto w tors.
Blaise syknął cicho. Wszyscy na niego spojrzeli i wydali z siebie ciche dźwięki aprobaty. U tego bruneta pojawiła miedziana sierść, długi ogon i dziekie oczy. Również skurczył się trochę. Jednak to tyle.
-Cóż, samo zaklęcie jest bardzo trudne, a tu proszę. Jeszcze trochę ćwiczeń i na pewno by się pani udało, panno Weasley.- Pochwaliła ją, przywracając Diabła do swojej pierwotnej postaci.
Teraz Ginny została trafiona zaklęciem. I oczywiście pojawił się u niej puszysty, rudy ogon, małe, trójkątne uszy, oczywiście rude, i bustre spojrzenie.
-Wygrałam.- powiedziała triumfalnie Herm, na co blondyn uniósł lekko kąciki ust ku górze.
-Zgarniacie oboje po pięć punktów dla swoich domów.
I tak minęło jeszcze kilka par, jednak większości się to kompletnie nie udało. W końcu Gryfonka już nie wytrzymała i ich zgłosiła.
Minerva przybrała srogi wyraz twarzy, bacznie obserwując tę dwójkę. Do tego zaklęcia niezbędna jest znajomość drugiej osoby, więc wątpiła, aby coś im wyszło. Doskonale.
-Powodzenia.- Powiedzieli do siebie, po czym stanęli naprzeciwko siebie.
-Kto pierwszy?- spytała beznamiętnie nauczycielka.
-Ja.- odpowiedział Malfoy.
-Proszę.- odpowiedziała z nutką ironii.
Draco skupił w głowie wszystkie informacje na temat tej małej Gryfonki. Musiał się postarać. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym, najspokojniej jak potrafił, wypowiedział formułkę.
-Pilosus.
Wstrzymał na chwilę oddech. Gdy zaklęcie ugodziło Granger, chciał się głośno zaśmiać w twarz nauczycielce. W pełni ją przetransmutował.
Na środku klasy stała lwica z mleczną sierścią, żółtymi, bystrymi oczami, które patrzyły na wszystkich wkoło.
Każdy wydał z siebie westchnienie uznania. Nie było się do czego doczepić. Jej potężne łapy zrobiły pare kroków do przodu, a gdy łeb skierowała w stronę wychowanki Gryffindoru, wydała z siebie potężny ryk. Malfoy uśmiechnął się szeroko do siebie, a potem do niej. Teraz miał tylko nadzieję, że i jej się uda. Cóż, nie spodziewał się lwicy. No, może nie w stu procentach. W końcu, jak sam powiedział. Była lojalna, odważna, zazwyczaj to jej zawdzięczano funkcjonowanie grupy, umiała ustąpić dla większego dobra.
McGonagall bez słowa przywróciła dziewczynie jej prawdziwą postać. Zacisnęła usta tak mocno, że nie było ich wcale widać.
-Godryku, to było rewelacyjne!- zawołała, podnosząc się z podłogi.
-Teraz pani kolej, panno Granger.- sarknęła, Malfoy'owi może i się udało, natomiast widziała, jak wyglądały wszelkie starania dziewczyny.
Miona szybko się ogarnęła, po czym wróciła na swoje miejsce.
Tym razem to ona zbierała w głowie wszelkie możliwe informacje, wspomnienia, wzmianki o Malfoy'u, przypominając sobie ich rozmowę w pustej sali. Bardziej poznać się go chyba nie dało... Wiedziała już, czemu taki był, jaki potrafi być i jaki jest. Jeśli mimo tego jej nie wyjdzie, to oznaczać będzie, że w końcu ktoś wynalazł zaklęcie, z którym Hermiona Granger sobie nie poradzi.
-Panno Granger, nie mamy całego dnia.- Ponaglała ją specjalnie, aby ją zdekoncentrować.
Dziewczyna prychnęła cicho.
Wzięła głęboki oddech, kierując w Ślizgona różdżką.
-Pilosus.- powiedziała, patrząc, jak promień z różdżki leci w kierunku blondyna.
~**~
Cześć. Tak, jak mówiłam, rozdział dodaję zgodnie z zapowiedzią. Nie jest na tyle długi, ile miał być, jednak nie spodziewałam się zbyt wiele. Musiałam jeden taki napisać na rozgrzewkę. Mam nadzieję, że ktoś mimo wszystko czekał. Jeśli nie, trudno, sama sobie jestem winna, jednak i tak będę tutaj kończyła tą historię. Następne rozdziały będą dłuższe, aby rozkręcić akcję, choć mam nadzieję, że mimo braku humoru w tym rozdziale nie zawiódł on was jakoś bardzo. No cóż, przepraszam to za mało, jednak jest mi bardzo przykro z tego powodu, że tak to wszystko zaniedbałam... Przeszłości nie zmienię, mimo to, mogę to tylko naprawić:) Rozdziały będą się pojawiały na pewno raz w tygodniu, jeśli będę miała więcej czasu, zdarzyć się może, że dwa, aczkolwiek szanse na to są bardzo mało, ze względu na naukę w szkole średniej, której jest mnóstwo. No dobrze, ja już was nie zatrzymuję. Do usłyszenia w następnym rozdziale:)
Pierwsza!!! Po raz pierwszy mi się to zdarza xD
OdpowiedzUsuńA teraz zabieram się za czytanie ;)
Powiem tylko jedno - nareszcie! <3
Hurra! W końcu rozdział! Za**biesty! Chce nastepny słyszysz?! Teraz! Już! Natychmiast! No błagam cię! Chce wiedzieć w co sie zmieni!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam.
P.S.
Kiedy następny?
Hurra! W końcu rozdział! Za**biesty! Chce nastepny słyszysz?! Teraz! Już! Natychmiast! No błagam cię! Chce wiedzieć w co sie zmieni!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam.
P.S.
Kiedy następny?
Pod koniec przyszłego tygodnia :)
UsuńTak się cieszę, że wróciłaś. Mam nadzieję, że więcej mi (nam) tego nie zrobisz. :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i już nie mogę się doczekać kolejnego. :)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Nie. W takim momencie się nie przerywa. Tak nie można. Nie można się aż tak znącać nad ludźmi
OdpowiedzUsuńHahah :D Dokładnie :D
UsuńJej ! <3 Kolejny ŚWIETNY rozdział. Wątku z podtruciem Harrego wgl nie podejrzewałam ! :) Myślę, że Malfoy zamieni się w węża :D Nke wiem jak możesz powiedzieć, że ten rozdział jest krótki, ale okey xD Pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuń/Marta <3
No jak tak można?! Jak można przerwać w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńA rozdział: cudowny, wyjątkowy, genialny... po prostu NAJLEPSZY!^^
Ta cała Jade mnie już pomału zaczyna wkurzać >.< I czy mi się wydaje, czy to... Eliksir Wielosokowy? ;)
No nic pozostaje mi czekać niecierpliwie na dalszy ciąg...
Pozdrawiam serdecznie :*
~ Alokin
Wróciłaś 😶😍 C:
OdpowiedzUsuńNareszcie :3 Powtórzę po poprzedniczkach:
OdpowiedzUsuńJAK MOŻNA PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?!