poniedziałek, 26 marca 2018

47. Mała wojna

~**~
Następnego dnia w Wielkiej Sali podczas śniadania aż wrzało wśród uczniów. Powodem tego były puste klepsydry Slytherinu oraz Gryffindoru oraz ciekawe wiadomości, które rozniosły portrety. Żaden z winowajców nie pojawił się na śniadaniu, co już w ogóle spotęgowało plotki przy każdym z czterech stołów. 
Przez następne dni wszyscy im się przyglądali. Nierozmawiający ze sobą Draco Malfoy i Blaise Zabini oraz Hermiona Granger i Ginny Weasley- coś nieprawdopodobnego. Na lekcjach wyraźnie wyczuwalna była napięta atmosfera między tą czwórką. Zaś Pansy, Mats oraz Harry starali się jakoś wypośrodkować czas między skłóconymi przyjaciółmi, jednocześnie podejmując marne próby pogodzenia ich ze sobą.
Jednakże nauczyciele w końcu mogli odetchnąć z ulgą. Na ich lekcjach była cisza i spokój, żadnych sabotaży. Wszystko wróciło do normy, poza tym, że teraz toczyły się wyścigi kto szybciej poda odpowiedź na zadane pytanie. Najbardziej zadowolona z takiego obrotu wydarzeń wydawałoby się iż jest profesor McGonagall. Oczywiście pomijając pewną dwójkę uczniów. Każdy był pewien, że jeśli tak dalej pójdzie, to w Hogwarcie rozpęta się trzecia bitwa.
***
Nie rozumiała dlaczego Ruda była na nią  a ż  t a k  wściekła. Fakt, też by się na siebie zdenerwowała, ale żeby przez pięć dni robić z tego takie zamieszanie? Przecież obiecała McGonagall, że już z Malfoyem się uspokoją. Od tamtej wizyty w gabinecie nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa. No... przyjaznego. Bo z początku wielokrotnie próbowała ją jakoś udobruchać, jednak kończyło się to dość marnie. Przez to była zmuszona spędzać głównie czas z Malfoyem, gdyż Harry starał się dzielić czas między nią, a Gin. Również Ślizgon w ogóle nie rozmawiał ze swoim najlepszym przyjacielem, więc chcąc nie chcąc byli w tym razem.
Było piątkowe popołudnie, gdy siedziała w Pokoju Wspólnym na jednej z czerwonych kanap przed kominkiem razem z Harrym. Każda możliwa przerwa od nieznośnego blondyna była dobra dla jej zdrowia psychocznego.
-Może na jutrzejszym wyjściu do Hogsmeade się pogodzicie- zastanawiał się na głos Gryfon.
-Ta może- odburknęła, bawiąc się kosmykiem włosów.
Posłał jej niepewne spojrzenie. Wiedział, że już ją ten temat zaczynał powoli drażnić, ale co mógł na to poradzić? Wolałby, aby jego przyjaciółki ponownie ze sobą rozmawiały.
-A nie chcesz do niej iść?- Spytał, choć wiedział jaka będzie odpowiedź.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Nie będzie non stop za nią chodzić i jej się narzucać. Gdyby chciała znowu z nią rozmawiać, to sama by w końcu odpuściła.
-Nie pamiętasz już dzisiejszego śniadania?- Zapytała, jakby to było oczywiste.
-A faktycznie- mruknął pod nosem, wzdychając ciężko.
Z podłym humorem schodziła po schodach, żeby dostać się do Wielkiej Sali na śniadanie. Umówiła się z przyjacielem, że spotkają się na miejscu. Mimo iż jej  brzuch dawał wyraźne znaki, że jest głodna, to na myśl o posiłku apetyt jej przechodził. Chyba nikt nie ma ochoty jeść w  napiętej atmosfrze. Fakt, Ginny czasami siedziała przy stole Slytherinu razem z Blaisem, jednakże siedzenie w jej towarzystwie było nieuniknione. Westchnęła ciężko przed otwarciem potężnych drzwi, a następnie weszła do środka. Szybko omiotła spojrzeniem salę, aby zorientować się, gdzie dzisiaj siedzi rudowłosa. Ponownie westchnęła.
Stół Gryffindoru.
Na dodatek z Zabinim. Świetnie.
Powoli powlokła się w tamtą stronę. Mogła w takim razie iść usiąść z Malfoyem, ale jego miała zdecydowanie dość na ten tydzień. Zauważyła niespokojne spojrzenie Harry'ego, gdy siadała obok niego, jednocześnie naprzeciw wcześniej wspomnianej dwójki.
-Cześć wam- przywitała się, obserwując reakcję z naprzeciwka.
Jednakże Weasley'ówna razem z Zabinim zachowywali się jakby jej nie usłyszeli. Tylko Harry rzucił jej krótkie 'hej'. Zmróżyła oczy. Naprawdę, ile można? Siedziała i perfdnie patrzyła prosto na nich, lecz tamci nic sobie z tego nie  robili, rozmawiając ze sobą, jednocześnie nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
-Harry, pamiętasz może, o co chodziło profesorowi Crakeowi z tym referatem?- Zagadnęła, odgryzając duży kawałek tosta francuskiego. Eliksiry to była smykała Rudej, więc liczyła, iż włączy się do rozmowy.
-Nie mam pojęcia, coś chyba mówił o eliksirach oszałamiających, czy jakoś tak.- Wzruszył ramionami, wyczuwając podstęp.
-Och, świetnie. To do nich potrzeba kichawca? Czy otwornicy?- Udała wielkie zainteresowanie, doskonale znając odpowiedź.
-Hermiono, naprawdę myślisz, że  j a  znam odpowiedź na takie pytanie?- Spojrzał na nią z politowaniem. Naprawdę nie wiedział, jaki składnik jest potrzebny.
-To ważne, Harry.- Wywróciła oczami.- Jak dodasz zły składnik to sam ulegasz jego działaniu- odparła z głosem Wiem-To-Wszystko.- Myślę, że potrzebna jest otwornica. Muszę zapamiętać na następne zajęcia- odpowiedziała, czekając  na jakąś reakcję ze strony dziewczyny, która powinna ją poprawić, jednakże ta nadal udawała, że jej nie słyszy.
Gryfonka zmarszczyła czoło. Przez tyle dni wykorzystała już chyba każdy możliwy sposób na podjęcie jakichkolwiek działań pokojowych. Zajęła się dalej swoim posiłkiem. 
-Herm, podasz mi ten dzbanek z sokiem dyniowym?- Poprosił brunet. Już nie miał ani sił ani ochoty ingerować między tę dwójkę. Są dorosłe, niech sobie radzą.
-Niech ci Ginny poda, ma bliżej.- Spróbowała w ten sposób, sięgając po pomarańczę.
Gin jednak jednym uchem wpuściła jej słowa, a drugim wypuściła, wciąż będąc zaangażowaną w rozmowę ze Ślizgonem.
-Ginny, nie słyszałaś?- Spytała już trochę zniecierpliwiona.
-Daj spokój, Herm. Podaj mi go po prostu.- To się nie skończy dobrze.
Dziewczyna przestała rozmawiać z Blaisem i posłała jej chłodne spojrzenie, podnosząc jedną brew ku górze. 
-Ale ja do niego nie dosięgnę- upierała się, choć to nie była prawda.- Korona jej z tej obrażonej głowy nie spadnie- mruknęła pod nosem, wkładając sobie do ust kawałek pomarańczy.
Potter westchnął cicho nad uparciem i jednej i drugiej. Podniósł się z miejsca, aby sięgnąć po ten przeklęty dzbanek, jednakże rudowłosa go uprzedziła.
-Już ci go podaję, Harry- powiedziała słodko, biorąc dzbanek do ręki.
Gryfon usiadł na swoim miejscu z nadzieją, że jest jakaś szansa na pojednanie, lecz od razu ten pomysł wypadł mu z głowy. Ginny wychyliła się nad stołem, aby sięgnąć do chłopaka i  p r z y p a d k i e m  wylała ów sok na pannę Granger.
-Zwariowałaś?!- warknęła, wstając z miejsca, cała mokra i klejąca od dyniowego soku.
Większa część stołu Gryffindoru wyraźnie zainteresowała się tym małym przedstawieniem. Nawet kilku nauczycieli zwróciło wzrok w ich kierunku, obserwując dalszy ciąg wydarzeń.
-Ojej- powiedziała teatralnie i złośliwie zachichotała, kładąc naczynie przed chłopakiem.- Proszę, Harry. Moja korona wciąż na głowie.- Posłała jej triumfalny uśmiech, siadając z powrotem obok wyraźnie rozbawionego Ślizgona.
-Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?- Syknęła, osuszając się zaklęciem. To już się zaczynało robić niezdrowe.
-Nie wiem, czy powinnaś wypowiadać się na temat, kto bardziej przesadza- odpowiedziała chłodno, nawet na nią nie patrząc. 
Miona zrobiła oburzoną minę i już chciała jej odpyskować, jednak poczuła, jak przyjaciel kopie ją w łydkę, tym samym dając jej znak, aby nic już więcej nie mówiła. Wstała, wzięła swoją torbę i z wysoko podniesioną głową wyszła z Wielkiej Sali, odprowadzana przez zaciekawione spojrzenia reszty uczniów.
-No cóż, jedzenie wspólnych posiłków możesz chyba wykreślić ze swojej listy.- Spróbował ją rozweselić, lecz ta tylko kwaśno się uśmiechnęła.
Nie tak miał wyglądać ten rok. Wszystko było nie takie, jakie miało być. Była pewna, że to wina tego, iż ta przeklęta trójka Ślizgonów próbowała wejść w ich życie. Gdyby nie kombinowali ze szlabanem, to nie mieliby teraz takich problemów. Gdyby nie łazili za nimi krok w krok to miałyby dla siebie więcej czasu, a tak nie pamiętała kiedy ostatni raz spędziła z Rudą więcej czasu. No cóż, na to się w najbliższym czasie nie zapowiadało.
-Naprawdę  a ż  tak nabroiłam, żeby od prawie tygodnia udawała, że nie istnieję?- Spytała z nadzieją w głosie.
Brunet westchnął cicho i przytulił dziewczynę do siebie tak, że mogła oprzeć głowę na jego torsie. Naprawdę chciał ją pocieszyć, ale zdawał sobie sprawę, jaki charakter ma Ginny. No i nie było go z nimi w gabinecie, więc do końca nie jest pewny, jak to wszystko wyglądało.
-Chciałbym ci pomóc, ale sama chyba wiesz, że nie jestem w stanie.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo pod nosem, nie odpowiadając. Była wdzięczna Merlinowi, że przynajmniej miała Harry'ego. Po wojnie wszystko miało być piękne i sielankowe. Jak zwykle rzeczywistość okazała się inna. Postanowiła, iż zobaczy, jak jutro Gin będzie się zachowywała w Hogsmeade, nie będzie już naciskać. Najwyżej, jeśli ta nie będzie chciała niczego naprawić, to niech tak będzie.
-Idziesz ze mną na obiad?- Zagadnął, wyrywając ją z zamyślenia.
-Nie, wolę sobie odpuścić kolejny posiłek w takiej miłej atmosferze- odpowiedziała gorzko, podnosząc sie do pozycji siedzącej.
Harry posłał jej długie spojrzenie, ale uznał, że nie będzie naciskać. Wstał z kanapy.
-To do zobaczenia- pożegnał się z nią i wyszedł.
Miona rozsiadła się wygodniej  na całej kanapie, wyciągając nogi przed siebie. Wzięła podręcznik od Eliksirów do ręki, zajmując się lekturą. Książki zawsze były dobrym wyjściem.
Minęła już chyba godzina, a ona wciąż nie ruszyła się ze swojego miejsca. Liczyła, że przyjaciel wróci od razu z posiłku do Pokoju Wspólnego, jednakże na to się chyba nie zapowiadało.
Portret Grubej Damy otworzył się, a ona automatycznie z nadzieją spojrzała w tamtą stronę. Na jej twarzy pojawiła się niekryta niechęć.
-Co, Granger, przyjaciół ci zabrakło?- Spytał ironicznie Ben, puszczając jej oko.
Zamknęła energicznie podręcznik, rzucając w niego morderczym spojrzeniem.
-Nie wydaje mi się, aby to była twoja sprawa- sarknęła. Wszystkie złe rzeczy, które działy się w tym roku zawsze kręciły się wokół tego Gryfona.
-Byś się zdziwiła.- Na jego usta wkradł się szyderczy uśmiech, a sam podszedł do kanapy, na której leżała.
Automatycznie usiadła wyprostowana z bojowym nastawieniem. Jakim cudem on się znalazł w Gryffindorze?
-Jaki interes masz w utrudnianiu nam życia, co?- Syknęła, gdy oparł się nonszalancko o oparcie.
Spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem. Uwielbiał grać jej na nerwach. Tym bardziej, że to było takie proste. Nachylił się bliżej niej, na co ona wyraźnie się spięła.
-Nie każdy nie jest taki bezinteresowny, Mionka- szepnął z dziwnym błyskiem w oku.
Nie spodobało jej się to. Tym bardziej, że już kiedyś robił w jej kierunku jakieś dziwne insynuacje. Zmrużyła oczy, zastanawiając sie, czy jest sens wdawać się z nim w jakąś dalszą dyskusję. Oczywiście wygarała ciekawość.
-Jak niby kto?- Uniosła prowokacyjnie brew ku górze, a on uśmiechnął się ironicznie.- Nie znam bardziej nie bezinteresownej osoby od ciebie- syknęła, przypominając sobie wszystkie chwile z nim zwiazane.
Gryfon nachylił się jeszcze bliżej niej, tak, że mógł policzyć drobne piegi na jej nosie. Hermiona zacisnęła usta i hardo patrzyła mu w oczy. Nie cofnie się.
-Sama chyba powinnaś doskonale zdawać sobie z tego sprawę, ognista Granger- powiedział cicho z lekkim uśmiechem.
Herm zmarszczyła czoło. Po raz kolejny dał jej tę dziwną aluzję odnośnie Ślizgonów. Jednakże wykluczyła już ją jakiś czas temu, choć musiała przyznać, że gdyby tak się nad tym dłużej zastanowić i wziąć pod uwagę ostatnią sytuację na szlabanie, to mogłaby mieć jakieś wątpliwości. Jednak musiała przyznać przed samą sobą, że po prostu nie chciała ich do siebie dopuszczać.
-Daj mi wreszcie spokój, Ben- syknęła, piorunując go spojrzeniem.
-Jak sobie życzysz. Twój blond książę zrobi wszystko za mnie- odparł ironicznie, prostując się.
Gryfonka prychnęła z oburzenia, po czym zamachnęła się, aby wymierzyć chłopakowi siarczysty policzek. Lecz ten od razu zwinnie jej to uniemożliwił, zamykając jej rękę w mocnym uścisku.
-Nawet nie próbuj, Granger. Dobrze ci radzę- warknął, odpychając jej rękę od siebie.
W Hermionie się gotowało. Jak ona go nienawidziła. Nie znała bardziej bezczelnego dupka od niego. Merlinie, co złamane serce robi ze zdrowym rozsądkiem. Na samo wspomnienie początku roku szkolnego czuła jedno wielkie zażenowanie.
-Myślisz, że się ciebie boję?- Spytała odważnie, choć wiedziała, że trochę tak było.
On odchylił głowę do tyłu, przyglądając jej się przez chwilę. Na jego usta ponownie wkradł się ironiczny uśmiech.
-Jak kostka, Granger?- Spytał, odwracając się na pięcie.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. A może się przesłyszała? Natomiast Gryfon ruszył w stronę swojego dormitorium, chwilę później znikając na schodach.
Szatynka podniosła torbę ze swoimi rzeczami, a następnie skierowała swoje kroki do portretu. Najpierw pójdzie do biblioteki, aby pomyśleć, a później poszuka Malfoya. Ta informacja z całą pewnością go zainteresuje.
Gdy portret Grubej Damy otworzył się, po drugiej stronie zobaczyła roześmianą Ginny w towarzystwie roześmianego Harry'ego. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości w sercu na ten widok. Powinna stać teraz obok nich i wiedzieć z czego się tak śmieją. Potter spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, ale co mógł na to poradzić.
-O, Hermiono, gdzie idziesz?- Spytał wciąż rozbawiony.
Miona spojrzała na rudowłosą, która patrzyła na nią chłodno z obojętną miną. Westchnęła cicho. Znała dobrze Ginny i wiedziała, jak ta potrafi długo trzymać urazę.
-Do biblioteki- wymamrotała pod nosem, wymijając ich.
Zdecydowanie biblioteka będzie najlepszym miejscem, aby mogła się wyciszyć.
***
W Pokoju Wspólnym Slytherinu napięta atmosfera męczyła już wszyskich. Tym bardziej, że w ciągu dnia każdy musiał wysłuchiwać przynajmniej jednej awantury.
Mats, Pansy i Dafne, która w końcu postanowiła spędzić z nimi czas, siedzieli na jednej ze szmaragdowych kanap, śledząc wzrokiem na przemian zdenerwowanego bruneta i jeszcze bardziej zdenerwowanego blondyna.
-Kiedy w końcu masz zamiar przestać zachowywać się jak jakiś obrażony pierwszoroczny Puchon, co?!- warknął Draco do przyjaciela.
Zab spojrzał na niego niechętnie. Zawsze gdy coś nie szło po myśli Malfoya, to ten musiał za wszelką cenę wywrzeć to na innych. Już mu się nawet nie chciało wdawać w te głupie dyskusje.
-Zamknij się w końcu, Malfoy- odpowiedział beznamiętnie, siadając wygodnie obok Daf, która wyczuła lekkie niebezpieczeństwo z tym związane.
-Nie, dopóki nie skończysz z tą szopką- syknął, a z jego oczu sypały się iskry. Rozumiał być zdenerwowanym jeden dzień, góra dwa, ale pięć?
-I co, z kim jutro idziecie do Hogsmeade?- spytał Blaise reszty, która siedziała wyraźnie nieswojo.
Chcieli mu odpowiedzieć, aby nie wychodzić na stronniczych, jednak Malfoy ich uprzedził.
-Merlinie, rozumiem Weasley, która nie gada z Granger tyle dni, bo jest dziewczyną. Ale ty?- Spytał z niedowierzaniem. Naprawdę, ile można?
Na te słowa chłopak wyraźnie się ożywił. Najwidoczniej wzmianka o rudowłosej tak na niego podziałała.
-Posłuchaj, Malfoy, bo już mi się nie chce powtarzać.- Wstał z miejsca, by stać naprzeciwko blondyna.- D a j   m i   s p o k ó j- syknął, patrząc na niego groźnie.
Pansy westchnęła głośno. Ta mała wojna,  którą toczyli również dla nich nie była zbyt przyjemna, ponieważ musieli dzielić czas między tą dwójką. A to wbrew pozorom było ciężkie. Oczywiście, gdy tylko Smok nie siedział gdzieś z Granger, a Diabeł z Weasley.
-Będziesz musiał się powtarzać, bo ja też to muszę robić, Zabini- odparł takim samym tonem, na co Mats wywrócił oczami. Już się przyzwyczaili do tego typu szopek.- Przestań tak wyolbrzymiać. Przecież i ja i Granger zgodziliśmy się na propozycję McGonagall, więc możecie zachować te swoje durne stanowiska- wyrzucił z siebie, hardo patrząc na Ślizgona. Jakby mało im było problemów.
Blaise zaśmiał się cicho pod nosem. Zabawne, że Draco, jak zwykle nie widział w tym swojej winy.
-Zapomniałem, jaki jesteś zapatrzony w siebie, Draco- odpowiedział chłodno.
Chłopak zmrużył oczy. O co mu teraz chodziło?
-Gdybym był, to uwierz mi, nie szedłbym na żadne układy z McGonagall.- Naprawdę, musiał się ciągle powtarzać?
-Co ci tak zależy? W końcu możesz sobie pomóc z wygraną zakładu, bo masz teraz wystarczająco sporo czasu dla Granger- odparł sucho, chcąc go wyminąć.
-Możesz przestać w końcu uciekać od tematu i nie zaczynać z Granger?- Warknął, zastawiając mu drogę. Niech w końcu odpowie mu na pytanie, które zadał.
-Draco, daj spokój- wtrąciła się Pansy, którą obrzucił potępiającym spojrzeniem.
Diabeł zatrzymał się i przyjrzał mu się przez chwilę. No cóż, może to będzie w końcu jakaś lekcja na przyszłość dla tego nadętego arystokraty.
-Nie wiem, czy pamiętasz, Malfoy, ale jak McGonagall nie chciała wam przyznać żadnych punktów za tamto zaklęcie, to i ja i Ruda wstawiliśmy się od razu za wami i bez słowa przyjęliśmy za to karę- zaczął zimnym tonem, patrząc mu prosto w oczy.- Później poszedłem ci na rękę i zamieniłem się z tobą szlabanem, żebyś mógł zająć się Granger, ale no tak tego też nie potrafisz docenić.- Zaczął wyliczać, obserwując pojawiające się zmieszanie na twarzy przyjaciela.- Odkąd McGonagall dała mi miano Prefekta Naczelnego twoja Malfoyowska duma nie może tego znieść i zazdrość cały czas przez ciebie przemawia.- Trafił w sedno. Wiedział o tym.- Zrozum, Draco. Są rzeczy ważne i ważniejsze. I te według ciebie ważniejsze, wcale nimi nie są.- Skończył, wymijając go.- I radziłbym ci nauczyć się słowa przepraszam. Bo może ci się przydać po balu- dodał na odchodne, wychodząc z Pokoju Wspólnego.
Blondyn stał przez chwilę w miejscu, trawiąc to, co mu brunet powiedział. Przecież doceniał jego wstawiennictwo oraz przysługę podczas ostatniego szlabanu. Faktycznie, może lekko czuł się zazdrosny z powodu tej funkcji Prefekta, ale wiedział, że McGonagall uczyniła to tylko i wyłącznie po to, aby zrobić im na złość. A w gabinecie złapała go chwila słabości, jednakże koniec końców przecież zgodził się na warunki dyrektorki. Usiadł w jednym z zielonych foteli.
-No co?- Spytał przyjaciół, którzy patrzyli na niego karcąco.
-Wiesz, że miał trochę racji, prawda?- Zapytała Dafne.
-Och, ty nie powinnaś się na ten temat wypowiadać. Też nie zwracasz ostatnio na nas w ogóle uwagi.- W tym momencie wyładowywał swoją złość. Choć nie kłamał. Blondynka rzeczywiście ostatnimi czasy, gdy tylko ich widziała to znikała z pola widzenia.
Dziewczyna zrobiła oburzoną minę, a przyjaciółka od razu się za nią wstawiła.
-Nie musisz się teraz zachowywać, jak rozzłoszczone dziecko i wyładowywać się na nas- sarknęła Pans. Już naprawdę miała po dziurki w nosie tych ciągłych kłótni.
Draco wziął głęboki wdech, aby się uspokoić i powoli wypuszczał powietrze z płuc. Fakt, nie powininen ich tak atakować, jeśli nie chce zostać sam.
-Przecież próbuję go przeprosić i się z nim pogodzić- odparł, jakby to było oczywiste.
Mats na te słowa prychnął pod nosem.
-Jasne. Jakoś nie wyłapałem tego między tymi wszystkimi wyzwiskami i lawiną wrzasków- zironizował, wytrzymując mordercze spojrzenie przyjaciela.
-Chyba każdemu by już nerwy puściły- burknął, zakładając noge na nogę.
-To w takim razie nie oczekuj cudów- prychnęła Parkinson. Ta dwójka zachowywała się jak duże dzieci.- Poczekaj po prostu, to mu pewnie przejdzie. I naucz się pokory- dodała z naciskiem na ostatnie słowo.
-Chyba nie mam wyboru- westchnął, wstając z miejsca.
-A ty dokąd?- Odezwał się Bell, obserwując go uważnie. Czyżby znowu chciał pokłócić się z Blaisem?
-Do biblioteki.- Wzruszył ramionami. Tam będzie mógł pomyśleć w spokoju.
Wziął swoją torbę, zawiesił na ramieniu i wyszedł z Pokoju Wspólnego, zostawiając zdziwionych przyjaciół samych sobie.
Ciekaw był ile to przedstawienie jeszcze będzie trwało. Już go to niemiłosiernie męczyło. I nie potrafił przyznać przez samym sobą, że głównym powodem tego zachowania było to głupie stanowisko Prefekta Naczelnego. Wszedł na schody prowadzące do holu, wymijając jakieś piątoklasistki, które pożerały go spojrzeniem. Przez ten zakład musiał żyć w całkowitym celibacie. Inaczej mógłby zapomnieć o wygranej. A tak chociaż miał jakieś szanse na nią. I to chyba wcale nie takie małe, jak z początku przypuszczał. Ta cała kłótnia z Diabłem i Rudą była doskonałą okazją, aby mógł jeszcze bardziej zbliżyć się do Granger. Oboje spędzali w tym tygodniu nawet sporo czasu ze sobą. Fakt, że zazwyczaj na dogryzaniu sobie, denerwowaniu jej, albo w ostateczności na wspólnej nauce. Jednakże to był najlepszy sposób, by do niej dotrzeć. Widział, jak z dnia na dzień coraz bardziej przepadała. Gdy był zbyt blisko od razu cała się spinała i czekała, aż się od niej odsunie. Widział również, jak sama ze sobą wówczas walczyła i wściekając się na samą siebie denerwowała się przy okazji na niego. Oczywiście był z tego powodu bardzo zadowolony. Zostały trzy tygdonie do końca zakładu. Dlatego też ma zamiar wykorzystać jutrzejrze Hogsmeade, jak tylko będzie mógł.
Wszedł na korytarz prowadzący do Biblioteki. Podniósł głowę, gdy usłyszał głośne westchnięcie pełne irytacji i uśmiechnął się szeroko do siebie. Merlinie, jaki ty jesteś ostatnio łaskawy.
-O nie, nawet tutaj- burknęła Gryfonka, zatrzymując się przed drzwiami.
-To czemu czekasz za mną, a nie wchodzisz do środka?- Uniósł brew ku górze, widząc, jak się zmieszała.
-Chyba śnisz- prychnęła, od razu pchając drzwi, po czym weszła do środka.
Draco uśmiechnął się do siebie pod nosem, idąc w ślady dziewczyny.
Biblioteka w piątkowe popołudnie była o dziwo bardziej zaludniona niż w inne dni tygodnia. Dlatego też większa część uczniów zwróciła ku nim zaciekawione spojrzenia. Jednakże wszyscy już w miarę przywykli do widoku tej dwójki razem. Już chyba nic nikogo nie jest w stanie zdziwić.
Hermiona udała się w stronę swojego ulubionego stolika w końcowym rogu pomieszczenia, który był rzadko odwiedzany przez uczniów. Smok od razu poszedł w jej ślady. Nie może przegapić takiej okazji.
Usiadła na swoim miejscu i ze zmarszczonym czołem obserwowała, jak Ślizgon siada naprzeciwko niej. Westchnęła po raz kolejny. Miała dość wrażeń na ten dzień.
-Malfoy, mało masz pustych stolików?- Spytała sceptycznie, wyciągając z torby podręcznik od Eliksirów.
-Uznałem, że to będzie najlepszy wybór- odparł z nonszalanckim uśmiechem, na co ona wywróciła oczami.
-To wyświadcz mi małą przysługę i siedź cicho- bąknęła pod nosem, rozkładając przed sobą czysty pergamin.
-Zdecydowanie wykorzystałaś limit życzeń, Granger- odparł, również rozpakowując swoją torbę.
Miona podniosła na niego wzrok, jednak to przemilczała. Nie dzisiaj, Malfoy.
-Widzę, że poranny prysznic sokiem nie ostudził twojego humorku- powiedział mimochodem.
Dziewczyna odłożyła ze złością pióro i spróbowała wstać. Nie będzie na siłę znosić denerwującego ją Malfoya.
Jednakże chłopak był szybszy i wyciągnął nogę pod stołem, zaczepiając o jej krzesło tak, że uniemożliwił jej wstanie.
-Malfoy, prosiłam cię o coś. Zaraz ty możesz mieć popołudniowy prysznic moim atramentem- syknęła, patrząc na niego ze złością.
Ślizgon powstrzymał w sobie parsknięcie. Mógł odhaczyć z listy dnia zdenerwowanie Granger.
-Daj spokój, złość piękności szkodzi.- Rozsiadł się wygodniej na krześle, a ona prychnęła pod nosem.
-To chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj- powiedziała, ponownie zanużając się w lekturze. Chyba nici z jej wyciszenia.
Draco wyraźnie się zaciekawił. Najwyraźniej nie tylko on dzisiaj stoczył małą wojnę w Pokoju Wspólnym.
-O, Wiewióra znowu dała ci w kość?- Spytał, stukając piórem w okładkę książki.
Herm odchyliła się na oparciu krzesła, lustrując go wzrokiem.  W sumie i tak miała go potem znaleźć i opowiedzieć mu o małej wymianie zdań z Benem.
-Poza tym małym przedstawieniem na śniadaniu nic się ciekawego nie wydarzyło- odparła smętnie, mając już dosyć tego toporu wojennego. Odczekała jeszcze chwilę, żeby wzbudzić w Ślizgonie jeszcze większe zainteresowanie.- Ben zaszczycił mnie rozmową ze sobą.
Draco zrobił zdziwioną minę. Widział, że Ria chodziła cała w skowronkach od ich wizyty w gabinecie dyrektorki, więc podejrzewał, że i jej i McPersonowi to bardzo na rękę. Również był ciekaw, co miał mu wtedy Blaise do powiedzenia, bo był pewien, że za szybko się nie dowie.
-I co w związku z tym?- Dziwne, bo ten raczej unikał rozmowy z którymkolwiek z nich. Szczególnie nie podobało mu się, iż rozmawiał właśnie z nią, ze względu na to, że wiedział o zakładzie.
-Był bardzo, hm. Sugestywny.- Skończyła, zakręcając swojego długiego loka na palec. Potrzyma go trochę w niepewności.
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Pamiętał jego ostatnie sugestie i nie podobało mu się zbytnio. Obserwował jej zachowanie. Uśmiehchnął się lekko pod nosem, widząc, jak stara się być kokieteryjna.
-Tak? I co ci zasugerował?
Przechyliła lekko głowę w bok, mrużąc oczy. Grać, czy nie? W sumie, co jej szkodzi.
-A jak zwykle, coś wspominał o ognistej Granger- odparła przeciągle, obserwując jego reakcję.
Blondyn niezauważalnie poprawił się na swoim miejscu, przybierając kamienną minę. Przeklęty Gryfon.
-No cóż, nie dziwię mu się- odpowiedział, a widząc jej niezrozumienie na twarzy, kontynuował.- Obaj wiemy, że ognista Granger to trafne określenie.- Spojrzał na nią sugestywnie.
Herm poczuła jak jej policzki płoną. Zrobiła oburzoną minę i z całej siły kopnęła Ślizgona w piszczel.
-Palant- syknęła, zamykając z hukiem podręcznik.
Pani Pince, która przechodziła obok nich posłała im pełne niechęci spojrzenie za robienie takiego hałasu w jej świątyni.
-Dobra, zasłużyłem- wymamrotał pod nosem, rozcierając bolące miejsce. Co za buty nosi ta dziewczyna?
-Przysięgam, jeszcze jedna taka uwaga i to będzie ostatnie co powiesz w swoim życiu, Malfoy- szepnęła zła.
Draco w duchu się tylko uśmiechnął do siebie. Jej reakcja mu wystarczyła. Również czerwone policzki mówiły same za siebie. Przynajmniej odwrócił jej uwagę od tego durnego określenia.
-Coś jeszcze?- Spytał, siląc się na w miarę miły ton, wciąż czując pulsowanie w nodze.
Miona westchnęła cicho. Godryku za jakie winy?
-Pytał się, jak moja kostka...- Zmarszczyła lekko nosek, bo to naprawdę brzmiało dość podejrzanie. Oczywiście wzmiankę o blond księciu pominie.
Blondyn zrobił zdziwioną minę. Przecież to była oczywista aluzja do ich ostatniego szlabanu. Tak mu się wydawało, iż wypadek Granger wcale nie był wypadkiem.  Będzie musiał dodać to do swojej listy, którą przygotował razem z Potterem. To wszystko zachodzi już za daleko.
-Myślisz, że miał coś wspólnego z tymi trybunami? Przecież go tam nie było- powiedziała, nierozumiejąc. Wiedziała, że chłopak nie darzył ich sympatią, jednak wtedy gdyby nie szybka reakcja Malfoya to pogruchotałaby wszystkie kości i zginęła dość bolesną śmiercią.
-Może- odparł wymijająco. Nie wtajemniczył jej w to małe śledztwo. Choć gdyby to zrobił, to być może już całkowicie odwróciłby jej uwagę od podejrzeń wobec jego uczciwości. Jednak na pewno nie zrobi tego teraz.- Kto go wie.- Wzruszył ramionami.
Mimo to, ta odpowiedź wcale jej nie zadowoliła. Coś było na rzeczy. I jeśli nie dowie się tego od niego, to wypyta Harry'ego. Była prawie pewna, że to był powód ich podejrzanego zachowania ostatnimi czasy.
Oboje przez chwilę skupili się na swoich wypracowaniach, każde z nich zagłębiając się w swoich myślach. Myśl, że przyzwyczaiła się do towarzystwa tego nadętego arystokarty zaczynała ją coraz bardziej przerażać. Tym bardziej, że była na niego skazana przez Ginny.
Minuty mijały, a chłopak zaczynał się już nudzić. Ponownie odłożył swoje pióro, co nie uszło uwadze dziewczyny, która wyczuła kolejną zaczepkę. Oczywiście nie pomyliła się.
-To rozumiem, że juto nie wybierasz się z Rudą do Hogsmeade?- Spróbował.
Zaśmiała się cicho pod nosem. Chyba oszalał, że z nim pójdzie. Już raz się zgodziła. I jak to się skończyło?
-Nie, ale idę z Harrym- odparła, nie podnosząc wzroku znad książki, choć przestała śledzić tekst.
-Tak? Mi się obiło o uszy, że mają jakieś wspólne plany z Pansy- skłamał gładko. Będzie musiał namówić przyjaciółkę do poświęcenia. Aczkolwiek był pewien, że aż tak jej to nie będzie przeszkadzać.
Tym razem oderwała wzrok od lektury i podniosła go na chłopaka. Ściemniał na pewno. Harry jej przecież nic nie mówił. Poza tym, na pewno by jej nie wystawił. Prawda?
-To chyba coś źle zrozumiałeś. A nawet gdyby, to nie licz, że cię zaszczycę swoim towarzystwem- sarknęła. Choć w głębi duszy czuła, że i tak Ślizgon zrobi coś, aby wyszło na jego.
-Już tak sobie nie schlebiaj, Granger.- Wywrócił  teatralnie oczami.- O ile dobrze pamiętam, to ostatnim razem nie narzekałaś- przypomniał jej. Musiał przyznać, że on sam nie mógł marudzić na tamto wyjście. Fakt, że musieli to zrobić, aby wrócić do swoich wyglądów, jednakże mimo wszystko to był ciekawy dzień.
-Błędy młodości- burknęła, zgarniając swoje rzeczy do torby. Siedzenie tutaj było bez sensu. I tak niczego się nie nauczy przez niego.
-Coś często je ostatnio popełniasz.- Posłał jej triumfalne spojrzenie.
Miona zacisnęła usta, nie odpowiadając. Zarzuciła torbę na ramię, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
-Do zobaczenia jutro, Granger! Ubierz się jakoś ładnie- rzucił za nią, na co odpowiedziała mu tylko miażdzącym spojrzeniem.
Rozsiadł się wygodniej, zakładając ręce za głową. To będzie ciekawy dzień. Zdecydowanie.
***
Następnego dnia dobre nastroje dopisywały prawie wszystkim uczniom. No właśnie, prawie. Pewna szatynka siedziała naburmuszona w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, czekając na swojego przyjaciela. Naprawdę miała wielką nadzieję, że Malfoy kłamał i Harry wcale nie był umówiony z Parkinson. Wiedziała, że to dość egoistyczne myślenie, ale to sytuacja wyjątkowa. Nie może spędzać kolejnego dnia z tym przeklętym Ślizgonem.
-Gotowa?- Spytał Potter, który niezauważalnie pojawił się obok niej.
Dziewczyna pokiwała głową, po czym wstała ze swojego miejsca i oboje ruszyli w stronę dziury w portrecie. Pogoda odpowiadała chyba jej humorowi, bo z nieba spadały ciężkie krople deszczu. Świetnie, wszystko wskazywało, iż lepszym rozwiązaniem byłoby zostać w zamku.
-I jak wczorajsza nauka?- Zagadnął, przepuszczając pewną grupkę czwartoklasistów. Miał trochę wyrzuty sumienia, że była zmuszona sama iść do biblioteki, lecz nie miał innego wyboru. Zostawienie Ginny też nie byłoby w porządku.
-Nijak- odparła bez entuzjazmu. Gdzie się nie obróci tam był Malfoy. Niedługo będzie się bała, że spotka go w swoim dormitorium, choć to przecież niemożliwe.
Gryfon posłał jej zdumione spojrzenie. Nauka jej nie pomogła? A to ciekawe.
-Malfoy zaszczycił mnie swoim towarzystwem- dodała na odczepnego.
-Coś często spędzacie razem sporo czasu- powiedział mimochodem. Rzeczywiście to było zastanawiające. Nawet jeśli była pokłócona z Gin, to to już się wcześniej zaczęło.
Herm puściła to zdanie mimo uszu. Przecież oboje wiedzieli, iż nie miała wyboru. Przez tą małą wojnę z Balisem i Ginny byli na siebie po części skazani. Poza tym również przestali drzeć koty, więc chyba nie ma nic złego w tym jak od czasu do czasu porozmawiają na temat jakiejś lekcji, albo się powyzywają. Nic więcej przecież się nie dzieje. Prawda?
Kątem oka zauważyła, że brunet chce kontynuować temat, gdyż nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, jednak wybawiło ją przed tym dojście do holu w Sali Głównej, gdzie czekała na nich dyrektorka z listą uczniów.
-Dzień dobry, panno Granger, panie Potter.- Skinęła im głową, co dziewczyna przyjęła z prychnięciem pod nosem.
Nauczycielka sprawdziła, czy są na liście obecności, po czym dała im znak ruchem głowy, że mogą iść.
-Bezczelna kobieta- mamrotała pod nosem, gdy wyszli na dwór.
-Obie się już uspokoiłyście i nie jest taka zła.- Spróbował jakoś wybronić nauczycielkę, bo faktycznie tak było.
Miona spojrzała na niego gniewnie spod kaptura peleryny. On chyba nie mówił na serio.
-Co nie zmienia faktu, że ta kobieta zachowuje się w tym roku, jakby oszalała- odpowiedziała zła.- Albo ktoś jej kazał się tak zachowywać- dodała bardziej do siebie niż do niego.
-Przecież wojna się już skończyła, Herm.- Uświadomił jej, choć to wcale nie było takie oczywiste. Nie dało się nie zauważyć, że w tej szkole działo się coś dziwnego i mogło mieć to również coś wspólnego z ich Opiekunką.
Gryfonka wywróciła oczami. Wiedziała, że Harry chciał teraz żyć w przekonaniu, że wojna zniknęła, a  z nią zło całego świata i wcale mu się nie dziwiła, jednakże pamiętała, jaka była McGonagall na początku roku, a jaka jest teraz, choć minęło zaledwie kilka tygodni.
-To co, idziemy na piwo kremowe?- Zmieniła temat.
Przyjaciel posłał jej szeroki uśmiech jako odpowiedź. Szkoda, że zazwyczaj do Trzech Mioteł chodzili większą grupką. No cóż, najwidoczniej to był rok zmian.
Po drodze wymieniali się uwagami na temat nowego zaklęcia, które ćwiczyli na Obronie Przed Czarną Magią. O nowych plotkach w Hogwarcie nie było co wspominać, bo ostatnia afera z Opiekunką Gryffindoru wciąż królowała wśród całej reszty.
Doszli do małej wioski, która tętniła życiem, mimo koszmarnej pogody. Większość użyła na siebie zaklęcia osłaniającego przed deszczem. Magia była cudowną rzeczą.
Weszli do swojej ulubionej knajpy. Przyjemne ciepło od razu w nich uderzyło, a piękny zapach dostał się do ich nozdrzy. Rozejrzeli się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Ostatni stolik stał pusty pod ścianą, więc od razu skierowali tam swoje kroki.
-Wziąć ci to, co zawsze?- Spytał Harry, idąc do kasy, gdy ściągnął swój płaszcz i niedbale rzucił go na krzesło.
Dziewczyna przytaknęła mu głową, a chwilę później Gryfon już zniknął wśród tłumu. Usiadła na swoim miejscu, cicho wzdychając. Liczyła, że w tym dniu będzie im towarzyszyć Ginny i spędzą dzień we trójkę, jak dawniej. Bo na czwórkę nie było już co liczyć. Tym bardziej, że zostały trzy tygodnie do tego głupiego balu, a nie wiedziała kiedy będzie kolejne wyjście, a wciąż żadna z nich nie miała sukienek na tę okazję. Skrzywiła się lekko na myśl o tym dniu. Kompletnie zapomniała, że obiecała Malfoy'owi, iż będzie mu wtedy towarzyszyć. W tym momencie podobało jej się to jeszcze mniej niż na początku. Nie chciała, aż tyle czasu z nim spędzać. Czuła, że to się może źle skończyć. Oboje razem potrafili być destrukcyjni i dziwnie na siebie działać. Podparła głowę na ręce i spojrzała znudzona przez okno. Lubiła obserwować ludzi. Tym bardziej, że w tym momencie przyglądała się roześmianej Jade, która szła za rękę z szeroko uśmiechnietym Matsem. Nie podobało jej się to. Ta dziewczyna to chodzący mały diabeł, mimo iż nie wyglądała na taką. Na dodatek wciąż nie wiedziała, co jej nie pasowało w jej wyglądzie, ale gdy czasami ją widziała, mogłaby przysiądz, że wyglądała inaczej niż zwykle. Tak było również i w tym momencie. Nie rozumiała, jak Mats mógł się zainteresować kimś takim. Naprawdę go lubiła i uważała, że stać go na kogoś dużo lepszego. I normalnego.
Z jej dalszych rozmyślań wyrwało ją przyjście Harry'ego, niosącego dwa duże kufle piwa kremowego.
-Kogo tak obserwowałaś?- Zagadnął, wręczając jej jeden kufel.
-Jade.- Wzruszyła ramionami, po czym upiła łyk rozgrzewającego napoju. Automatycznie wytarła rękawem usta, wiedząc, iż mogła nad nimi  zostać słodka piana.
Chłopak skrzywił się na dźwięk tego imienia. To była jedna z niewielu osób, których naprawdę nie znosił w Gryffindorze.
-Dziwna dziewczyna- skomentował, również biorąc duży łyk. Pamiętał, gdy musiał ją śledzić i przyniosło mu to więcej szkód niż korzyści.
Hermiona zaśmiała się cicho pod nosem i pogrążyli się w długiej rozmowie. W końcu mieli czas, aby wiele nadrobić. Po raz kolejny wspominał jej o próbach pogodzenia ze strony Rona, ta jednak stanowczo odmawiała. Na taki cud świat już nie ma co liczyć. Wystarczy, że ma teraz Malfoy'a na głowie. W zamian ona napomknęła mu coś  o Parkinson, co ten przyjął z tajmeniczym wyrazem twarzy. Wiedziała, iż nie rozmawiali, ale to chyba nie było  niemożliwe do naprawienia. Tym bardziej, że Pansy dawała ewidentne znaki, że nie była zadowolona z tego powodu.
Po jakimś czasie usłyszeli dźwięk dzwonków, które oznaczały kogoś przyjście. Oboje spojrzeli w tamtą stronę, zauważając Blaisea z Ginny. Herm uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały Ruda odwróciła się do niej plecami z dziwną miną. Uśmiech dziewczyny od razu zniknął i poczuła lekkie ukłucie bólu. Czy ich przyjaźń naprawdę się już skończyła? Harry zauważył całą sytuację i już chciał coś powiedzieć do młodszej Gryfonki, jednak szatynka pokręciła głową, aby tego nie robił. Po chwili wcześniej wspomniana dwójka wyszła. Gryfonka siedziała wyraźnie nie w humorze.
-Godryku, jestem chyba aż  tak okropna- mruknęła sama do siebie, zapadając się w swoim krześle.
Chłopak posłał jej pokrzepiający uśmiech, po czym zadał pytanie, jakie na prawdziwego przyjaciela przystało.
-Wino z czarnego bzu czy rum porzeczkowy?- Spojrzał na nią bardzo poważnie, co skomentowała parsknięciem.
-Zaskocz mnie- odpowiedziała ciepło.
Gryfon wstał i poszedł po trunki. Cieszyła się, że przynajmniej Harry był prawdziwym przyjacielem. Czekała cierpliwie za nim, nie myśląc o tej nieprzyjemnej sytuacji,  która miała miejsce przed chwilą. Dobra, zasłużyła sobie na to. Jednak wszystko w jakichś granicach.
Ponownie do jej uszu doleciał dźwięk dzwoneczków, więc jej wzrok powędrował w tamto miejsce z nadzieją, że być może Ginny z Zabinim zmienili zdanie i się do nich dosiądą. Lecz spotkała ją niemiła niespodzianka. Zazgrzytała głośno zębami, gdy zobaczyła, że nowy gość karczmy zmierza do jej stolika. I to nie sam.
-Malfoy, jeśli tutaj usiądziesz to przysięgam, że już nigdy stąd nie wyjdziesz. A przynajmniej nie w jednym kawałku- ostrzegła go, gdy był już na tyle blisko, aby ją słyszeć.
-Daj spokój, Granger. Myślisz, że cię śledzę?- Spytał, a ona uniosła wysoko brwi, dając tym samym znak, że tak właśnie myślała.- Przyszedłem z Pans na piwo kremowe, świat nie kręci się wokół ciebie, złotko- dodał z pobłażliwym spojrzeniem.
Nozdrza zadrgały jej szybciej ze złości. Ciekawe, czy w Azkabanie nadal jest tak strasznie, jak było... Może by tak sprawdzić?
-To w takim razie możecie iść stąd i zająć sobie jakieś inne miejsce- powiedziała słodkim głosem, widząc Harry'ego za plecami Ślizgonów.
Westchęła cicho, gdyż wiedziała, jak to się zaraz skończy. I miała rację.
-O, Potter- przywitał się blondyn.
Chłopak na chwilę przystanął, zauważając z kim przyszedł Draco. Otworzył lekko usta ze zdziwienia, ponieważ tego się nie spodziewał.
-E...- zaczął.
-Jak zawsze elokwentny.- Wywrócił oczami.
Zaś Pansy uśmiechnęła się lekko pod nosem na taką reakcję. Ciekawe, bardzo ciekawe. No i obiecała coś sobie ostatnio podczas rozmowy ze Smokiem.
-Widzę, że Granger robisz powtórkę z ostatniego Hogsmeade?- Wskazał głową na duże kieliszki w rękach bruneta.
Hermiona odpowiedziała mu tylko kwaśnym uśmiechem, aby nie wdawać się z nim w niepotrzebną dyskusję. W duchu modliła się, by Harry nie powiedział kilku złych słów.
-To może, hm, usiądziecie z nami, jak już tu przyszliście?- Spytał, zapominając o niechęci Hermiony, za to zwracając uwagę na możliwość spędzenia czasu ze Ślizgonką.
Miona otworzyła szeroko oczy i posłała przyjacielowi mordercze spojrzenie. Jak on mógł?
-Pewnie- odpowiedziała Pans, która została wcześniej poinformowana przez Dracona o formie spędzenia ich czasu.
Gryfonka westchnęła poirytowana i spojrzała z nadzieją na przyjaciela, by ten usiadł naprzeciwko niej. Oczywiście tym razem również nie zrozumiał jej intencji i  zajął miejsce naprzeciw Parkinson, więc młody arystokrata usiadł na ostatnim wolnym miejscu. Uśmiechnął się do niej triumfalnie, na co odpowiedziała mu chłodnym spojrzeniem. Chłopak bezgłośnie poruszył ustami, co wyglądało jak "mówiłem", a następnie wziął jej kieliszek, upijając spory łyk. Wypuściła powoli powietrze, wstrzymując w sobie wybuch gniewu.
To będzie długi i interesujący dzień.
~**~
W następnym rozdziale będzie więcej Dramione, przepraszam, ale nauka zmusiła mnie do skrócenia. Natomiast kolejny będzie w tym tygodniu

3 komentarze: