~**~
Spała z odsłoniętymi kotarami, dlatego też ciepłe promienie słońca przyjemnie muskały jej twarz, zachęcając ją, aby wstała. Mimo to niechętnie otworzyła oczy. W pierwszej chwili niczego nieświadoma leżała chwilę nieruchomo, przyzwyczajając się do światła. Jednak wspomnienia poprzedniego wieczoru od razu do niej powróciły. Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Z wyrzutem spojrzała na wciąż bolącą kostkę. Zdecydowanie będzie musiała udać się z tym do pani Pomfrey. Jednak nie to było jej największym problemem w tej chwili. Malfoy to ewidentnie największy problem.
Jęknęła żałośnie, zakryła twarz poduszką i opadła miękko na plecy. Była zła na siebie, że mu uległa. Intuicja podpowiadała jej, iż Ślizgon mógł mieć w tym jakiś swój ukryty cel, dlatego też wściekała się na samą siebie, bo zapomniała o swojej czujności. Jednakże najbardziej irytował ją fakt, że nie mogła narzekać. Wręcz można by powiedzieć, że jej się nawet podobało. Zastanawiał ją fakt, jak chłopak teraz będzie wykorzystywał tamten incydent przeciwko niej i jak często będzie jej dogryzał z tego powodu. Coś jej podpowiadało, że aż za często.
Westchnęła cicho i pokręciła głową nad swoją głupotą. No cóż, przynajmniej nic już jej nie zdziwi. Wstała leniwie z łóżka i poszła doprowadzić się do porządku. Gdy tylko skończy poranną toaletę uda się do Skrzydła Szpitalnego. Zastanawiała się też, czy opowiedzieć wszystko Ginny. Niekoniecznie byłby to dobry pomysł z racji, iż przyjaciółka ją ostrzegała wielokrotnie przed Malfoyem, ale z drugiej strony to w końcu przyjaciółka. W sumie przede wszystkim będzie musiała ją najpierw znaleźć, bo wątpiła, że zdąży na śniadanie.
Po kilku minutach zeszła utykając na jedną nogę do Pokoju Wspólnego. W oczy od razu rzuciła jej się czarna, roztargana we wszystkie możliwe strony burza włosów.
-Harry!- Zawołała do przyjaciela, podchodząc do niego.
Gryfon przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę i już zaczęła zastanawiać się, czy to możliwe, aby cały Hogwart już huczał o jej szlabanie, jednak chłopak szybko odgonił od niej te myśli.
-Co ci się stało?- Zapytał, lustrując wzrokiem jej kuśtykającą nogę.
-Ciebie też miło widzieć.- Wywróciła oczami.- Nic takiego, wypadek na szlabanie.- Machnęła lekceważąco ręką. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz musiała mieć pecha.
-Czyli co takiego?- Dopytywał dalej. Nic nie poradzi, że takie wypadki w obecnej sytuacji wydawały mu się podejrzane.
-Od kiedy taki dociekliwy jesteś, co?- Zapytała półżartem, lecz gdy dostrzegła jego wzrok, westchnęła cicho i kontynuowała.- Schodek zapadł się na trybunach i wpadłam w dziurę. To tyle.
-Jesteś pewna, że to był zwykły wypadek?- Uniósł brwi ku górze. Coś mu się nie chciało w to wierzyć.
-Tak, a czemu? Dziwne rzeczy dzieją się tylko w bibliotece, pamiętaj- parsknęła, jednak samo wspomnienie tamtego szlabanu nie było już takie śmieszne.
-Tak pytam.- Wzruszył ramionami. Uznał z Malfoyem, że nie będą narazie wszystkich wtajemniczać w ich małe dochodzenie.- Idziesz z tą nogą do Pomfrey?
-Właśnie miałam zamiar. Rozumiem, że idziesz ze mną?- W sumie będą mieli okazję porozmawiać, bo czuła, że za opuszczenie wczorajszego szlabanu McGonagall wymyśli im jakieś ciekawe zajęcie na niedzielę.
-Myślisz, że pozbędziesz się mnie po paru zdaniach?- Posłał jej szeroki uśmiech i podał ramię, by jej pomóc.
Przez jakiś czas rozmawiali o rzeczach nieistotnych oraz o tym, co Harry robił, gdy oni wszyscy byli na szlabanie. Okazało się, że Ron szuka sposobu, aby pojednać się z ich dwójką. Nie do końca jej się to podobało, ponieważ odczuwała do tego chłopaka aktualnie wyłącznie niechęć i była zdania, że brunet powinien trzymać twardo jej stronę oraz ograniczyć kontakty z Weasleyem do minimum. Jednakże wiedziała też, że nie ma prawa zabronić Harry'emu czegokolwiek. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę, jak ważna jest ich przyjaźń dla nich. No cóż, ona i tak ostatnio spędzała sporo czasu z uczniami z innego domu.
-A jesteś pewna, że nie chcesz...- Nie dokończył, bo weszła mu w słowo.
-Nie- odpowiedziała krótko z mocą, tym samym kończąc temat.
Harry tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i już nie ciągnął tematu. Jednak zaczął nowy.
-A jak wczorajszy szlaban? Oprócz tej kostki?- Spytał, przepuszczając grupę pierwszoroczniaków.
Miona lekko się spięła i spojrzała gdzieś w bok, udając, że coś ją bardzo zainteresowało. W sumie odpowiedź była na to bardzo prosta. Fakt, iż wiedziała więcej niż Harry powodował u niej taką emocjonalną reakcję. Odchrząknęła cicho i udawała, że to pytanie wcale nie wprawiło jej w zakłopotanie.
-No wiesz, jak to szlaban. McGonagall kazała nam wykonać masę niekończących się zadań.- Skrzywiła się, gdy to mówiła, bo przypadkiem mocniej postawiła bolącą nogę na ziemi. Przeklęte szlabany.
-W to nie wątpię.- Pokazał swoje zęby w szerokim uśmiechu na wspomnienia ich wszystkich szlabanów we wcześniejszych latach nauki.- Parami was podzieliła?
-Mhm- odpowiedziała bez entuzjazmu. W sumie to nie wiedziała, czy lepszym partnerem szlabanowym byłby Blaise czy Malfoy.
-Aż tak źle było?- Spytał z rozbawieniem, pomagając jej ominąć fałszywy stopień.
-Szlaban ze Ślizgonami mówi sam za siebie- powiedziała, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Jeszcze żaden nie był spokojny. Ż A D E N.- Tym bardziej z Malfoyem.
-Ciekawe, że zawsze trafiasz na szlabany właśnie z nim- zastanawiał się na głos, bo rzeczywiście go to ciekawiło.
-Nie zawsze- odparła przeciągle, wchodząc do korytarza, który prowadził do Skrzydła Szpitalnego.
-Jak to? Przecież co dostajesz szlaban, to za każdym razem z Malfoyem.- Uniósł zdziwiony brwi.- Swoją drogą coś bardzo często zgarniasz kary razem z nim.- Ciekawe, czy to jakaś zagrywka McGonagall, czy zwykły przypadek.
-No... teraz nie do końca tak było- powiedziała wymijająco, wchodząc przez drzwi, które Harry jej przytrzymywał.- Malfoy jest po prostu, jak wrzód na... O dzień dobry, pani Pomfrey- urwała, gdy zauważyła pielęgniarkę, która była przy jednym z łóżek w pobliżu drzwi.
Harry wszedł za przyjaciółką, powtrzymując głośne parsknięcie. Musiał przyznać, że relacje tej dwójki były bardzo interesujące. Kto by się spodziewał...
-Dość często jest pani tutejszym gościem, panno Granger- powiedziała pielęgniarka, bacznie się jej przyglądając.
-Też bym wolała tutaj bywać rzadziej, może mi pani wierzyć- odpowiedziała, siląc się na grzeczny ton.
-Proszę usiąść na łóżku, a pan, panie Potter, niech poczeka na zewnątrz- zarządziła.
Gryfon wywrócił oczami, ale wykonał polecenie kobiety. Przez tyle lat nauczył się, iż nie warto z nią dyskutować, ponieważ rzadko przynosiło to zamierzony efekt. Oparł się o ścianę i cierpliwie czekał. Rzeczywiście Hermiona zbyt często tutaj przychodziła. Jednakże wiedział, że to nie była jej wina, tylko zazwyczaj tego wariata, który czyhał na ich życie. Lub wartiatów. To wciąż pozostawało kwestią sporną. W sumie sam ostatnio z tego powodu spędził w Skrzydle Szpitalnym trochę czasu. Zabawne, że co roku muszą być w samym centrum dziwnych i niebezpiecznych zdarzeń.
Usłyszał jakiś szmer za sobą, więc automatycznie odwrócił się w tamtą stronę. Jednak była to tylko jakaś trzecioklasistka, która posłała mu lekko zawstydzone spojrzenie, po czym weszła szybko do środka. Po chwili zjawiła się Hermiona, która już poruszała się bez najmniejszego problemu.
-Dziwne, znowu nie mogła znaleźć mojej karty- powiedziała, marszcząc czoło. Co się działo z jej aktami? Co chwilę było jakieś zamieszanie z tego powodu.- I oczywiście winą za to obarczała mnie.- Uśmiechnęła się krzywo, ruszając razem z przyjacielem w kierunku schodów.
-Albo ma duży bałagan.- Tu dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Oboje wiedzieli, iż pielęgniarka miała bzika na punkcie ładu i czystości.- Albo kogoś bardzo obchodzą twoje choroby.
Chwilę szli w ciszy, każdy nad czymś intensywnie się zastanawiał. Czemu akurat ona miała ten problem? Przecież była taką samą uczennicą, jak każdy w tym zamku. I po co komuś jej przebyte choroby?
Skręcili w jeden z mniej odwiedzanych korytarzy, aby skorzystać ze skrótów. Jeśli się pośpieszą, to może zdążą na końcówkę śniadania, bo ich brzuchy głośno dawały o sobie znać. Jedna rzecz ją jeszcze zastanawiała.
-Co właściwie jest w takich aktach?- spytała, omijając srebrzystego ducha, aby oszczędzić sobie nieprzyjemnych wrażeń.
-No... Chyba tylko opisy wizyt w Skrzydle, co?- No bo w sumie co więcej mogło?
-Nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiałam, ale nie wydaje mi się, aby to przypominało mugolską kartę pacjenta u lekarza.- Pokręciła powoli głową.- Mam wrażenie, że tam są ogólne informacje o uczniu- powiedziała powoli.
-Ale...- urwał i zaczął intensywnie nad tym myleć. Biorąc pod uwagę wszystkie obecne okoliczności, fakt, iż ona zniknęła był bardzo zastanawiający i jednocześnie niepokojący.- Po co ktoś by jej potrzebiował?
Herm posłała mu pobłażliwe spojrzenie. Naprawdę?
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ostatnio dzieje się dużo rzeczy, które nie mają znanego uzasadnienia.- Świetnie, jeszcze tylko tego jej brakowało.- Chyba musimy poszukać Ginny- stwierdziła i pociągnęła go za rękę, ciągnąc w przeciwną stronę niż Wielka Sala.
***
Dawno nie spało mu się tak dobrze. Bez żadnych niepokojących myśli, z samymi przyjemnymi. Nie miał zamiaru kończyć tego błogiego stanu, jednakże ktoś brutalnie go to tego zmusił, rzucając w niego z całej siły poduszką.
-Pobudka, śpiąca królewno.- Usłyszał nad sobą.
Westchnął poirytowany, wziął do ręki ową poduszkę i cisnął nią przed siebie, nawet nie otwierając oczu. Nie był pewny, czy wczorajszy wieczór naprawdę się wydarzył, czy to był tylko sen o wygranej zakładu. Intuicja podpowiadała mu, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Granger po prostu była coraz mniej odporna na jego urok osobisty. Uśmiechnął się do siebie. Nigdy wcześniej by nie pomyślał, że droga do wygranej może być taka przyjemna. Czuł, że czeka go zdecydowanie ciekawy miesiąc.
Miesiąc.
Tylko tyle mu pozostało, aby Granger do reszty oszalała na jego punkcie. Z jednej strony czuł, że to nie jest takie niemożliwe, ale z drugiej miał wrażenie, że czeka go miesiąc intensywnej pracy.
-No wstań wreszcie.- Ponownie poczuł uderzenie na twarzy.
-Mats, spróbuj jeszcze raz rzucić we mnie poduszką, a obiecuję, że rzucę w ciebie czymś bardziej nieprzyjemnym niż poduszka- syknął zły, ściągając ją z siebie.
Szatyn wywrócił tylko oczami, po czym wrócił do swojego łóżka, aby zawiązać krawat. Ciekawił go dzisiejszy dzień i jakie atrakcje zapewni im dyrektorka oraz pewna dwójka uczniów. Był bardziej niż pewny, że Malfoy wielokrotnie wspomni o wczorajszym szlabanie.
-Jak się nie pośpieszysz to zaraz Pansy tu wparuje i sama cię ściągnie z tego łóżka.- Ponowił swoją próbę, zapinając guziki przy rękawach.
Draco westchnął ciężko i powlokół się do łazienki, po drodze rzucając przyjacielowi spojrzenie pełne wyrzutu. Bell nic nie powiedział, tylko dzielnie je zniósł. Im bliżej było listopada, tym Smok coraz bardziej działał mu na nerwy. Choć nie wiedział, czy była to tylko jego wina. Miał cały czas z tyłu głowy informację, iż Victoria zjawi się w tej szkole w okolicach świąt. Miał nadzieję, że będzie to w jak najpóźniej możliwym czasie. Nie miał ochoty patrzeć, jak jest podrywana przez innych Ślizgonów. Również niekoniecznie miał ochotę, aby widziała go razem z Jade. Na myśl o tych wydarzeniach bardzo się irytował i zazwyczaj Malfoy za to obrywał. W sumie to była jego kuzynka, więc nie tak całkowicie bez powodu był jego obiektem do wyładowywania swojej frustracji.
-Idziemy?- Blondyn wyszedł z łazienki i czekał za przyjacielem. Był ciekaw dzisiejszej atmosfery między nimi, biorąc pod uwagę wczorajszą sytuację w dormitorium.
-Ta, chodźmy- mruknął, zmierzając do wyjścia.
Na jednym ze szmaragdowych foteli siedziała Pansy Parkinson, która chyba głęboko się o czymś zamyśliła, gdyż wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w trzaskający wesoło kominek. Draco wykorzystując okazję, podszedł po cichu do niej, tak, że stał za nią. Ostrożnie zbliżył twarz do jej ucha i krótko krzyknął w jego stronę. Dziewczyna gwałtownie podskoczyła i spojrzała na niego wyraźnie zła.
-Zwariowałeś?!- Warknęła, po czym parsknęła cicho. Chłopcy są czasami tacy dziecinni.
-Nie mogłem nie skorzystać- odparł niewinnie, szczerząc się do niej. Przy okazji wybadał jak dzisiaj była wobec niego nastawiona.
-W to nie wątpię.- Pokręciła rozbwiona głową, wstając ze swojego miejsca.
Całą trójką udali się w kierunki Wielkiej Sali.
-Nad czym tak myślałaś?- Zagadnął Mats, gdy szli przez chłodny korytarz lochów.
-Raczej kim- wtrącił Draco, unosząc ironicznie kąciki ust ku górze.
Pansy zmroziła go wzrokiem i przemilczała jego kąśliwy komentarz. Najwidoczniej jest to odwet za wczoraj. W porządku, skoro sam chce toczyć te słowne potyczki to nie będzie mu dłużna.
-Czy do Granger dotrała wczoraj twoja prawdziwa intencja, czy potrzebuje pomocy, aby tak się stało.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, słysząc obok, jak Mats wypuszcza po cichu powietrze.
Ślizgon wyglądał na ewidentnie zdenerwowanego. Nic nie zrobił, żeby i ona i Mats byli wobec niego wrogo nastawieni. Znali go nie od dziś, więc doskonale wiedzą, jaki jest. Dlatego nie rozumiał ich postawy.
-Od kiedy wkroczyliśmy na małą ścieżkę wojenną, co Pans?- Spytał chłodno, nie robiąc miejsca pierwszoroczniakom, którzy chcieli przejść obok niego.
-Słuchajcie a może...- Zaczął Bell, jednak dziewczyna weszła mu w słowo.
-Dlaczego ty możesz mi dogryzać z powodu Pottera, a ja tobie nie mogę z powodu Granger, co Draco?- Zapytała wojowniczo, hardo mu patrząc w oczy. Również nie przejmowała się innymi uczniami.
-O Merlinie- westchnął Mats, przyśpieszając trochę kroku, bo pozostała dwójka chyba mimowolnie to uczyniła.
-Proszę cię, przecież to zupełnie co innego- odparł poirytowany. Co w nią ostatnio wstąpiło?
-Czyżby?- Zatrzymała się na chwilę i stanęła twarzą do niego.
-Oczywiście, że tak. Zachowujesz się, jakbyś zaraz miała zdradzić mnie i Blaisea.- Również się zatrzymał.
Mats miał ochotę palnąć go w czoło z otwartej ręki. Nie mógł uwierzyć jakim był czasami egoistą.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i z kamienną twarzą patrzyła na chłopaka. Zabawne, że niektórzy nigdy się nie zmieniają.
-Na Salazara, jaki ty jesteś zapatrzony w siebie, Draco- powiedziała z niedowierzeniem. W tym roku przechodził samego siebie.- Miałabym ten wasz zakład w nosie, bo jesteście dorośli i sami poniesiecie później za niego konsekwencje, gdyby nie to, że zaczyna powoli dotykać wszystkich wkoło.
-Wcale tak nie jest- powiedział, choć wiedział, iż niestety wiedziało o nim parę osób za dużo.
-Oboje wiemy, że tak jest. Nic poza nim cię nie obchodzi. Gdybyś zapomniał, też przez niego oberwałam- syknęła zła, idąc z powrotem przed siebie.
Bell gestem głowy pokazał mu, żeby poszli za nią i choć niechętnie, to Draco to ucznił. Już po chwili ją dogonili.
-Pans, nie gniewaj się na nas co chwilę.- Spróbował jakoś załagodzić sytuację między przyjaciółmi.
-Mats nie wtrącaj się. To nie z tobą mam problem- odpowiedziała krótko, miażdżąc go wzrokiem.
Blondyn poczuł się tym lekko dotknięty. Naprawdę nie miał ochoty ciągle kłócić się z przyjaciółką, jednak to ona ciągle go prowokowała.
-To rozwiążmy ten problem- powiedział ugodowo, siląc się na w miarę uprzejmy ton.
Czarna posłała mu zaciekawione spojrzenie. No proszę, czyżby w końcu coś zaczęło do niego docierać?
-Czekam na twoją kreatywność- odparła już nieco łagodniejszym głosem, a gdy znaleźli się przed drzwiami do Wielkiej Sali ponownie na chwilę się zatrzymała.- Bądź po prostu bardziej ostrożny i nie wciągaj każdego wkoł...- Urwała, bo w ich stronę zmierzała pewna blondynka.- A ta tu czego?- warknęła na widok Gryfonki.
-Cześć, Mats- przywitała się tylko z nim.
-O, Jade.- Posłał jej szeroki uśmiech, na co Ślizgonka teatralnie wywróciła oczami.
-Dobra, jednak z tobą też mam problem- rzuciła na odchodne i weszła do środka, ciągnąc za sobą Malfoya.
-O nagle wspólny wróg i cudowne pojednanie?- Spytał ironicznie, podchodząc do stołu Slytherinu.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała na to, tylko uniosła lekko kącik ust ku górze. Jade to coś więcej niż wspólny wróg. Mats nigdy jej nie przekona do tej dziewczyny. Ona była po prostu niepokojąca. Za dużo chciała wiedzieć, wszędzie jej pełno no i ten wygląd. To przekraczało już chyba wszelkie granice.
Usiadła z zaciętą miną do stołu i sięgnęła po ulubione tosty na słodko.
-Ciekawe kiedy sobie odpuści tę blondynę- burczała pod nosem, nalewając czarnej kawy do filiżanki.
-Mam fadzieje, sze niefugo- odpowiedział z pełnymi ustami, czym wywołał niesmak na twarzy Ślizgonki, która siedziała naprzeciwko niego.
-Arystokrata, którego nie nauczono manier, zabawne- powiedziała do siebie pod nosem, co jednak nie uszło słuchowi chłopaka.
-Mówiłem mu już tyle razy, żeby ją sobie odpuścił, że chyba już nic do niego nie dotrze- odparł, gdy przełknął dużą porcję zapiekanki. Nie jego wina, że tak zgłodniał po tych wszystkich wczorajszych wrażeniach.
Pansy westchnęła ciężko i upiła spory łyk kawy. Na pewno był jakiś sposób, aby przekonać go, że z tą dziewczyną było coś jest nie tak. Tylko jaki?
-Mam dla ciebie świetną radę, Pans- zaczął, próbując udobruchać dziewczynę.- Zacznij bardziej zajmować się sobą niż uszczęśliwianiem wszystkich dookoła.- Taka prawda. Wiedział, że ma mu za złe tę sytuację, gdy Granger kazała Potterowi o coś ją wypytać, jednakże nie miał na to wpływu. Poza tym sama mogła zwyczajnie z Gryfonem porozmawiać, a nie dąsać się na cały świat i unosić się swoją dumą.
Parkinson już otworzyła usta, by mu coś odpowiedzieć, lecz szybko je zamknęła. Zrobiła tak jeszcze kilka razy, zapewne wyglądając przy tym jak ryba wyjęta z wody. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Musiała przyznać przed samą sobą, że miał trochę racji. Wyładowywała na nim swoją złość, choć sama mogła rozwiązać swój problem. No cóż, po prostu była zbyt uparta. Jednakże nie umie odpuścić sprawy z Matsem, za bardzo jej na nim zależy, aby pozwoliła wpakować mu się w takie bagno. O ile już nie było za późno.
-Postaram się do niej dostosować- odparła, uśmiechając się do przyjaciela. Nadziała widelcem kawałek jego zapiekanki i z o wiele lepszym humorem ją zjadła.- Ale- wymierzyła w niego oskarżycielsko widelcem.- Pomożesz mi dowiedzieć się co z tą przeklętą Gryfonką jest nie tak.
Blondyn posłał jej rozbawione spojrzenie. Wspaniale, że zawsze potrafili tak szybko dojść do porozumienia.
-Jasne- odparł, zjadając do końca swoją porcję śniadania, póki brunetka nie zrobiła jeszcze tego za niego.
-Świetnie. Swoją drogą ciekawe, że w tym roku tyle Gryfonek plącze się wokół Slytherinu- dodała mimochodem.
-Albo Ślizgonek wokół Gryffindoru- powiedział do siebie, jednak zgarnął za to kopniaka pod stołem.
Syknął cicho z bólu, posyłając jej groźne spojrzenie. Ta jednak udawała, że nic się nie stało i niewinnie piła czarny napój z filiżanki. Przez chwilę każdy był zajęty swoim talerzem. Gdy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, oboje spojrzeli w tamtą stronę. Do środka wszedł Mats z Jade, z którą szedł pod rękę. Oboje byli w wyśmienitcyh humorach. Na twarz Pansy od razu wkradł się niekryty grymas, co nie uszło uwadze Bella, który skierował swoje kroki do stołu Gryffindoru.
-Chyba go straciliśmy- powiedział grobowym tonem, odkładając sztućce na talerz.
-Jej niedoczekanie- odpowiedziała wojowniczo. Znajdzie jakiś sposób, była pewna.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Jest dopiero połowa października, a on miał tyle rzeczy na głowie niezwiązanych zupełnie z nauką, że już bał się, co będzie później. Westchnął cicho, bo przypomniało mu się, że miał omówić kilka spraw z Potterem odnośnie procesu ojca.
-Muszę iść- pożegnał się, wstając.
-Gdzie?- Uniosła zaciekawiona brwi.
-Do salonu Gryfonów, chcesz iść ze mną?- Spytał ironicznie i nie czekając na odpowiedź zaczął iść do drzwi.
Ślizgonka wywróciła oczami, lecz wstała i poszła w ślady przyjaciela.
-Zaczekaj- zawołała za nim, kiedy ten chwytał za klamkę. Nie zostanie tutaj przecież sama. Normalnie usiadłaby z Matsem, ale nie ma zamiaru spędzać ani jednej sekundy życia z tą dziewczyną. Tym bardziej, że ostatnio Dafne jej unikała i nie widziały się od dawna na żadnym posiłku.
Blondyn posłał jej zaciekawione spojrzenie, ale nie skomentował tego. Chyba wzięła sobie do serca jego słowa.
***
-Umieram z głodu- marudził po drodze. Zdecydowanie wolał iść na śniadanie niż do dormitorium.
-Och, nie marudź, Blaise- burknęła, wspinając się po schodach. Chciała się upewnić, że wszystko w jej dormitorium było na swoim miejscu podczas ich nieobecności. Tym bardziej, że już wcześniej zginęły jej dokumenty z pokoju. Dwukrotnie.
Była bardzo ciekawa dzisiejszego dnia. I dlaczego nikt się nie zainteresował jej nieobecnością na posiłku?
Wspinała się żwawo po schodach. Jeśli się okaże, iż Greengrass myszkowała w jej sypialni, to tym razem dopilnuje, aby trzymała się od niej jak najdalej.
Szli w ciszy, bo po prostu byli zbyt zmęczeni, aby prowadzić żywe dyskusje. Ona zastanawiała się, jak minął Hermionie szlaban z podstępnym Malfoyem, zaś Zabini układał sobie w głowie, co powie Draconowi, gdy go spotka. Może w końcu znajdą jakiś sposób, by McPersow dał im spokój.
Gdy wychodzili zza zakrętu, wpadli na kogoś z impetem.
-O to wy- powiedział Ślizgon, obrzucając Pottera nieprzyjaznym spojrzeniem.
Oczywiście tamten nie pozostawał mu dłużny.
-Właśnie cię szukaliśmy, Ginny- zwróciła się do rudowłosej, która na te słowa zrobiła dziwną minę.
-O, doprawdy- mruknęła pod nosem, nieco urażona. Szybko.
Hermiona zmarszczyła czoło, nie wiedząc co znowu ugryzło dziewczynę. Chyba towarzystwo Blaisea miało na nią zły wpływ. W sumie co się dziwić.
-E tak, chciałam z tobą porozmawiać. Ale wolałabym to zrobić na osobności. Nie obraź się, Blaise.- Dodała, aby nie zabrzmiało to nieuprzejmie. W sumie co ją to obchodziło, zostawił ją na pastwę Malfoya na szlabanie.
Ślizgon i Weasleyówna wyraźnie się zaciekawili. Ciekawe, co takiego się wydarzyło przez tą jedną noc. Choć wiedzieli, że w tym zamku chyba wszystko było możliwe.
-Jasne- odparła lekko zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co mogło chodzić.
Gryfonka spojrzała na nią wymownie, aby dać jej dyskretny znak, żeby poszła z nimi, jednak w tym samym momencie, gdy ta chciała coś odpowiedzieć, zjawiła się kolejna dwójka.
-Proszę, cóż za spotkanie- powiedział z kpiarskim uśmiechem, zatrzymując się przed spotkaną czwórką.
-Merlinie, jeszcze ciebie tu brakowało- burknęła Herm pod nosem, krzywiąc się przy tym lekko.
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Nie mógł się doczekać, aż ją spotka i będzie miał okazję, by zobaczyć jej dzisiejsze nastawienie do niego. Chyba przyjęła strategię, że najlepszą linią obrony jest atak.
Natomiast Harry z zaciekawieniem przyglądał się Ślizgonce. Obiło mu się o uszy, czytaj Hermiona mu wszystko powiedziała, że dziewczyna wyraźnie zaniepokoiła się, gdy ten przebywał w Skrzydle Szpitalnym. Interesujące, zważając na fakt, iż cały czas była na niego wielce obrażona.
-Szukałem cię, Potter- oświadczył blondyn, patrząc wymownie na kuzyna.
Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam miał mu kilka rzeczy do powiedzenia.
-Ja z tobą też muszę coś omówić, Smoku- wtrącił się Blaise, mierząc Gryfona niechętnym spojrzeniem.
Gin poruszyła się niespokojnie. Każdy patrzył na każdego po kolei podejrzliwie. Zastanawiali się, co takiego ważnego mogło wydarzyć się na każdym ze szlabanów.
-Będzie to musiało poczekać, panie Zabini, gdyż ja też muszę z wami pomówić.- Usłyszeli za sobą.
Automatycznie spojrzeli w tamtym kierunku i zobaczyli, że ów głos należał do dyrektorki, która patrzyła na nich srogo. Westchnęli cicho. Wiedzieli, że to będzie nieuniknione.
-Pan, panie Potter, jest wolny- dodała z naciskiem, aby odprawić ucznia.
Ten chciał coś powiedzieć, lecz Herm pokręciła przecząco głową, dając mu znak, żeby nie dyskutował i jej posłuchał. Już i tak wciągnęli niepotrzebnie w tę akcję swoich przyjaciół.
Chłopak zacisnął zrezygnowany usta, ale posłuchał nauczycielki i ruszył do wieży Gryffindoru.
-Zapraszam.- Posłała im triumfalny uśmiech.
Cała piątka poszła za nią bez słowa sprzeciwu. Zdawali sobie sprawę, iż znajdowali się w beznadziejnej sytuacji, więc woleli jej nie pogarszać. Draco zrównał się z Hermioną, czego ta nie przyjęła z entuzjazmem.
-Dzień dobry, Granger- zagadnął, obserwując jej zmieszanie.
-Był dobry, Malfoy- odcięła się, szukając wzrokiem Ginny, jednak tamta była zbyt zajęta rozmową z Zabinim. Fantastycznie.
-Widzę, że humorek dzisiaj nie dopisuje.
Wywróciła oczami. Chyba jest skazana spędzać każdy dzień w jego towarzystwie. Godryku, za jakie winy?
-Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedziała sucho, co w sumie nie mijało się z prawdą. Czuła, że tylko by się mogła pogrążyć.
-Rozumiem- odparł przeciągle. W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. Trochę ryzykował, ale gdyby tak patrzeć, to już nie miał nic do stracenia. Przez ten miesiąc musi wykładać wszystkie karty na stół.- Rozumiem, że wolisz inne formy komunikacji ze mną.- Pokiwał głową z uznaniem.
Dziewczyna fuknęła głośno z oburzenia. Zapominała czasami, jaki potrafił być bezczelny. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem i spróbowała wyminąć. Blaise spojrzał na nich zaciekawiony przez ramię. Chyba mieli bardzo ciekawy szlaban.
-Myślisz, że tym bardziej będę z tobą rozmawiać?- Syknęła zła. Chciałaś to teraz masz, Hermiono, za swoje.
-Od kiedy jesteś taka przewrażliwiona na swoim punkcie?- Zapytał, jak gdyby nigdy nic.
-Od czasu, gdy popełniłam błąd, wchodząc z tobą na pokojową ścieżkę- warknęła, przyspieszając kroku.
-Oboje wiemy, że wcale tak nie uważasz.- Od razu zrównał się z nią. Uwielbiał ją denerwować. To była jego ulubiona czynność w tym roku. Tym bardziej, że świetnie mu to wychodziło.
-Skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę?- Ponownie zaczęła robić dłuższe kroki. Została jej tylko Pansy, jednak ta zapewne nie miała zamiaru z nią rozmawiać.
-Po prostu już cię znam, Granger- powiedział, puszczając jej oko. Znowu się z nią zrównał.- Nie biegnij tak.
-Nie znasz, Malfoy- odparła z przekąsem, nie zważając na drugą część zdania. Byli już prawie pod gabinetem dyrektorki, więc zaraz skończy z nim tę niemądrą wymianę zdań.
-Znam lepiej niż bym kiedykolwiek przypuszczał- powiedział, powstrzymując w sobie parsknięcie na widok lekkich rumieńców na twarzy dziewczyny.
-Och, zaraz cię przeklnę, przysięgam- zagroziła mu, przypominając sobie, iż jeszcze nie odzyskała swojej różdżki z wczorajszego szlabanu.
Nim Ślizgon zdążył jej coś odpowiedzieć, każdy zatrzymał się przed kamienną chimerą. Nauczycielka Transmutacji powiedziała cicho hasło, po czym wszyscy zaczęli wchodzić po krętych schodach.
***
Gabinet dyrektorski wyglądał jak zawsze. Niczym się nie różnił od ostatniego czasu,gdy tu byli. Portrety niedawnych dyrektorów spały w swoich ramach. W środku już czekał na nich Mats, którego nauczycielka musiała wcześniej spotkać. Kobieta machnęła krótko różdżką, wyczarowując dla każdego po jednym krześle. Sama zaś usiadła po drugiej stronie biurka, przyglądając im się z surową miną.
Cała piątka zajęła miejsca bez słowa. Wyraźnie wyczuwalna była napięta atmosfera w pomieszczeniu. Przez pewien czas panowała męcząca cisza. Dyrektorka zapewne zastanawiała się, co powiedzieć. Zaś uczniowie wyraźnie byli zniecierpliwieni. Woleliby mieć już to za sobą.
Hermiona poprawiała niewidoczne zagniecenie na spódniczce, Draco siedział ze skrzyżowanymi rękoma z niewzruszoną miną, Blaise przyglądał się z zaciekawieniem portretom Snape'a i Dumbledorea, Ginny zmarszczyła czoło, myśląc o czymś intensywnie, Pansy bawiła się skórką od paznokcia, a Mats patrzył znudzony w jakiś punkt za biurkiem.
-Wasze różdżki- zaczęła, rozdając po kolei różdżki swoim właścicielom.
Spojrzeli na nią podejrzliwie, jednak przyjęli je bez słowa, chowając przedmioty do kieszeni szat. Czekali cierpliwie na ciąg dalszy.
-Zostałam poinformowana przez pana McPersowa, pannę Greengrass oraz pannę Melin, że żadne z was nie ukończyło swojego szlabanu. Ba, niektórzy z was dopuścili się oszustwa i przemocy, łamiąc przy tym kilka punktów z regulaminu. Słucham, co macie na swoją obronę?- Wbiła w nich oskrażycielskie spojrzenie.
Gin już otwierała usta, aby przedstawić jej sytuację, gdy była z Blaisem zamknięta na całą noc w Iźbie, jednak ten dał jej dyskretny znak głową, aby nic nie mówiła. Zamknęła usta i siedziała z zaciętą miną. No oczywiście, tylko ich wina, a Greengrass jak zwykle nie była niczemu winna.
-Tak myślałam- westchnęła zdegustowana.- Zatem będę zmuszona zastosować zaostrzoną karę- powiedziała to takim tonem, że od razu każdy na nią spojrzał.
-Co ma pani na myśli?- Spytała Hermiona, której nie podobało się to ani trochę.
-Chyba nie sądziła pani, panno Granger, że nagminne łamanie regulaminu przez panią i pana Malfoya pozostanie bez żadnego rozdźwięku. Rozumiem jednak, że zapewne nie o taki pani chodziło.
Gryfonka patrzyła jej prosto w oczy, gdy ta to mówiła i nie dostrzegła w nich żadnych emocji. Ż a d n y c h. Bardzo dziwne.
Mimo to nic jej nie odpowiedziała. Czekała w skupieniu na dalsze słowa.
-Oprócz tego pozbycie się opiekunów ze szlabanu również za sprawą przemocy uważacie za zachowanie godne uczniów? Szczególnie Prefektów Naczelnych?- Tu spojrzała na Zabiniego i Weasleyównę, którzy lekko skurczyli się w sobie. Głos McGonagall nie był zbyt przyjemny w tym momencie. Brzmiały w nim surowe nuty.- Nie mam pojęcia czego oczekiwaliście. Wasze zachowanie było karygodne. Z resztą- prychnęła pod nosem.- Cały czas jest. Mam na myśli waszą dwójkę.- Odwróciła głowę w kierunku Malfoya i Granger.- Nie pierwszy raz gościcie w tym gabinecie, a jest dopiero październik.
Zrobiła dłuższą pauzę, by potrzymać ich w niepewności. Wciąż nikt nic nie mówił, poza Minervą. Wiedzieli, iż znajdowali się w dość ryzykownej sytuacji, a niewypażony język któregoś z nich tylko by pogorszył sytuację. Nawet Hermionie zabrakło jej buty, która towrzyszyła jej ostatnimi czasy.
-Mam nawet prawo was wyrzucić ze szkoły w tym momencie- zaczęła, a w pomieszczeniu od razu zrobiło się zamieszanie.
-Ale pani profesor, przecież my nic takiego nie zrobiliśmy na szlabanie- powiedziała zdezorientowana Pansy, obrywając oburzone spojrzenia od pozostałych, jednakże Mats energicznie jej przytaknął. Oboje nie mieli zamiaru zostać wyrzuceni ze szkoły.
-Nie może pani- wtrącił się Draco.
-Mogę, panie Malfoy- odpowiedziała beznamiętnie, a chłopak zacisnął mocno usta.
-Nie wydaje się to pani zbyt przesadzoną karą?- Spytała Miona, przełykając po cichu ślinę.
-A nie wydaje się pani, że pani zachowanie, panno Granger, było ostatnio zbyt przesadzone?- Odbiła piłeczkę w jej stronę, na co dziewczyna skrzywiła się lekko.
-Też sądzę, że to by była zbyt duża kara, pani profesor- powiedziała w miarę grzecznie Ginny. Merlinie, pani Weasley by ją wydziedziczyła.
-Pragnę pani przypomnieć, że jest pani Prefektem Naczelnym, panno Weasley. Takie zachowanie jest niedopuszczalne- skarciła ją, przez co tamta lekko się zaczerwieniła.
Byli uziemieni.
-A nie możemy jakoś się dogadać?- Spróbował Blaise, bo nic innego mu nie przyszło do głowy. Nie mieli już nic do stracenia, a wiedział, że wyrzucenie ich byłoby nauczycielce bardzo na rękę.
Kobieta westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej w fotelu, splatając palce dłoni. Powietrze w gabinecie zrobiło się jakieś ciężkie, a cała szóstka miała miny, jakby czekała na wyrok śmierci.
-Możliwe, że byłabym skłonna coś wymyśleć- powiedziała przeciągle, czym wyraźnie ich zaciekawiła.- Mogę dać wam ostatnią szansę. Jeśli jedno z was zrobi kiedykolwiek coś podobnego, obiecuję, że nie będę taka łaskawa. Bez szansy na jakiekolwiek porozumienie znajdzie swoje walizki w holu i będzie zmuszony opuścić Hogwart.
Każde z nich wypuściło cicho powietrze z płuc. Myśleli, że to będzie trudniejsze.
-A jaki jest haczyk?- Zadał pytanie Draco, które chodziło każdemu po głowie.
Na usta nauczycielki wkardł się lekki uśmiech. Nie oznaczał on niczego dobrego.
-Niestety niesprawiedliwe byłoby pozostawienie na stanowisku Prefektów Naczelnych panny Weasley oraz pana Zabiniego- odpowiedziała, a mina wspomnianym uczniom od razu zrzedła.
-Ale...- zaczęła Ginny, lecz urwała. Ona nie mówiła na pewno poważnie. Prawda?
Jednakże przez głowę Hermiony i Draco przemknęła myśl o poczuciu sprawiedliwości. Żadne z nich nie spojrzało na przyjaciół, bo wiedzieli, że z ich oczu nie wyczytaliby współczucia.
-Aczkolwiek mogę się wstrzymać z tą decyzją, jak również będę skłonna anulować wasze szlabany na przyszły tydzień oraz dzisiejszy dzień, jeśli panna Granger i pan Malfoy obiecają porzucić swoje plany o zdemolowaniu szkoły i sterroryzowaniu nauczycieli oraz uczniów. Już do końca roku szkolnego zachowując się jak im przystało- zakończyła, patrząc z zaciekawieniem na uczniów.
Byli Prefekci Naczelni czuli na sobie palące spojrzenia przyjaciół. Oczywiście, wypadałoby od razu zgodzić się na warunki dyrektorki, jednak wtedy daliby już kompletnie za wygraną. Ich dumy znacząco by ucierpiały. Z drugiej strony zapewne stracą przyjaciół, jeśli postąpią inaczej. Spojrzeli na siebie lekko zdezorientowani. Nie mieli co się oszukiwać- zazdrość walczyła z ich honorem.
-No nie w...- zaczął Ślizgon, na co Diabeł kopnął go zdrowo w piszczel. Chłopak syknął cicho z bólu i urwał.
Ginny wywiercała w szatynce dziurę wzrokiem. Nad czym ona się tyle czasu zastanawia? Powinna od razu zgodzić się na propozycję nauczycielki. Na lekcji Transmutacji ani ona ani Blaise nie zwlekali, by stanąć po ich stronie.
Granger chwilę nic nie mówiła. Wiedziała, że powinna przytaknąć. Jednak coś ją powstrzymywało. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrzę.
-Nie jestem pew...- Jej również przerwano.
-Hermiona!- Zawołała oburzona Ruda, która siedziała osłupiała na swoim krześle.
Panowała taka cisza w pokoju, że słychać było tylko ich oddechy.
-Zgadzamy się- odpowiedziała niemrawo, czując dziwne uczucie w środku.
Prefekci odetchnęli z wyraźną ulgą. Mimo to ich miny wyraźnie sugerowały rozpoczęty konflikt.
-Trzymam za słowo. Za złamanie tej obietnicy moja propozycja zostanie anulowana- dodała, a czwórka uczniów otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
Tego już im wcześniej nie mogła powiedzieć?
-Możecie iść. Slytherin traci za pana Malfoya i Zabiniego po pięćdziesiąt punktów, za panią Parkinson i pana Bella po dziesięć. Zaś Gryfindor za pannę Granger oraz pannę Weasley również po pięćdziesiąt. Do widzenia.- Spojrzała na nich wymownie, dając im znać, aby wyszli.
Każde z nich wstało bez słowa i z opuszczoną głową opuściło gabinet. Gdy znaleźli się na korytarzu również nikt nic nie powiedział, tylko każdy poszedł w swoją stronę.
Broń Hermiony i Draco została przeciwko nim samym obrócona.
~**~
Krótszy, ale jest! Trochę pokomplikowana sprawa, by dać kolejną szansę głównej dwójce
Jęknęła żałośnie, zakryła twarz poduszką i opadła miękko na plecy. Była zła na siebie, że mu uległa. Intuicja podpowiadała jej, iż Ślizgon mógł mieć w tym jakiś swój ukryty cel, dlatego też wściekała się na samą siebie, bo zapomniała o swojej czujności. Jednakże najbardziej irytował ją fakt, że nie mogła narzekać. Wręcz można by powiedzieć, że jej się nawet podobało. Zastanawiał ją fakt, jak chłopak teraz będzie wykorzystywał tamten incydent przeciwko niej i jak często będzie jej dogryzał z tego powodu. Coś jej podpowiadało, że aż za często.
Westchnęła cicho i pokręciła głową nad swoją głupotą. No cóż, przynajmniej nic już jej nie zdziwi. Wstała leniwie z łóżka i poszła doprowadzić się do porządku. Gdy tylko skończy poranną toaletę uda się do Skrzydła Szpitalnego. Zastanawiała się też, czy opowiedzieć wszystko Ginny. Niekoniecznie byłby to dobry pomysł z racji, iż przyjaciółka ją ostrzegała wielokrotnie przed Malfoyem, ale z drugiej strony to w końcu przyjaciółka. W sumie przede wszystkim będzie musiała ją najpierw znaleźć, bo wątpiła, że zdąży na śniadanie.
Po kilku minutach zeszła utykając na jedną nogę do Pokoju Wspólnego. W oczy od razu rzuciła jej się czarna, roztargana we wszystkie możliwe strony burza włosów.
-Harry!- Zawołała do przyjaciela, podchodząc do niego.
Gryfon przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę i już zaczęła zastanawiać się, czy to możliwe, aby cały Hogwart już huczał o jej szlabanie, jednak chłopak szybko odgonił od niej te myśli.
-Co ci się stało?- Zapytał, lustrując wzrokiem jej kuśtykającą nogę.
-Ciebie też miło widzieć.- Wywróciła oczami.- Nic takiego, wypadek na szlabanie.- Machnęła lekceważąco ręką. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz musiała mieć pecha.
-Czyli co takiego?- Dopytywał dalej. Nic nie poradzi, że takie wypadki w obecnej sytuacji wydawały mu się podejrzane.
-Od kiedy taki dociekliwy jesteś, co?- Zapytała półżartem, lecz gdy dostrzegła jego wzrok, westchnęła cicho i kontynuowała.- Schodek zapadł się na trybunach i wpadłam w dziurę. To tyle.
-Jesteś pewna, że to był zwykły wypadek?- Uniósł brwi ku górze. Coś mu się nie chciało w to wierzyć.
-Tak, a czemu? Dziwne rzeczy dzieją się tylko w bibliotece, pamiętaj- parsknęła, jednak samo wspomnienie tamtego szlabanu nie było już takie śmieszne.
-Tak pytam.- Wzruszył ramionami. Uznał z Malfoyem, że nie będą narazie wszystkich wtajemniczać w ich małe dochodzenie.- Idziesz z tą nogą do Pomfrey?
-Właśnie miałam zamiar. Rozumiem, że idziesz ze mną?- W sumie będą mieli okazję porozmawiać, bo czuła, że za opuszczenie wczorajszego szlabanu McGonagall wymyśli im jakieś ciekawe zajęcie na niedzielę.
-Myślisz, że pozbędziesz się mnie po paru zdaniach?- Posłał jej szeroki uśmiech i podał ramię, by jej pomóc.
Przez jakiś czas rozmawiali o rzeczach nieistotnych oraz o tym, co Harry robił, gdy oni wszyscy byli na szlabanie. Okazało się, że Ron szuka sposobu, aby pojednać się z ich dwójką. Nie do końca jej się to podobało, ponieważ odczuwała do tego chłopaka aktualnie wyłącznie niechęć i była zdania, że brunet powinien trzymać twardo jej stronę oraz ograniczyć kontakty z Weasleyem do minimum. Jednakże wiedziała też, że nie ma prawa zabronić Harry'emu czegokolwiek. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę, jak ważna jest ich przyjaźń dla nich. No cóż, ona i tak ostatnio spędzała sporo czasu z uczniami z innego domu.
-A jesteś pewna, że nie chcesz...- Nie dokończył, bo weszła mu w słowo.
-Nie- odpowiedziała krótko z mocą, tym samym kończąc temat.
Harry tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i już nie ciągnął tematu. Jednak zaczął nowy.
-A jak wczorajszy szlaban? Oprócz tej kostki?- Spytał, przepuszczając grupę pierwszoroczniaków.
Miona lekko się spięła i spojrzała gdzieś w bok, udając, że coś ją bardzo zainteresowało. W sumie odpowiedź była na to bardzo prosta. Fakt, iż wiedziała więcej niż Harry powodował u niej taką emocjonalną reakcję. Odchrząknęła cicho i udawała, że to pytanie wcale nie wprawiło jej w zakłopotanie.
-No wiesz, jak to szlaban. McGonagall kazała nam wykonać masę niekończących się zadań.- Skrzywiła się, gdy to mówiła, bo przypadkiem mocniej postawiła bolącą nogę na ziemi. Przeklęte szlabany.
-W to nie wątpię.- Pokazał swoje zęby w szerokim uśmiechu na wspomnienia ich wszystkich szlabanów we wcześniejszych latach nauki.- Parami was podzieliła?
-Mhm- odpowiedziała bez entuzjazmu. W sumie to nie wiedziała, czy lepszym partnerem szlabanowym byłby Blaise czy Malfoy.
-Aż tak źle było?- Spytał z rozbawieniem, pomagając jej ominąć fałszywy stopień.
-Szlaban ze Ślizgonami mówi sam za siebie- powiedziała, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Jeszcze żaden nie był spokojny. Ż A D E N.- Tym bardziej z Malfoyem.
-Ciekawe, że zawsze trafiasz na szlabany właśnie z nim- zastanawiał się na głos, bo rzeczywiście go to ciekawiło.
-Nie zawsze- odparła przeciągle, wchodząc do korytarza, który prowadził do Skrzydła Szpitalnego.
-Jak to? Przecież co dostajesz szlaban, to za każdym razem z Malfoyem.- Uniósł zdziwiony brwi.- Swoją drogą coś bardzo często zgarniasz kary razem z nim.- Ciekawe, czy to jakaś zagrywka McGonagall, czy zwykły przypadek.
-No... teraz nie do końca tak było- powiedziała wymijająco, wchodząc przez drzwi, które Harry jej przytrzymywał.- Malfoy jest po prostu, jak wrzód na... O dzień dobry, pani Pomfrey- urwała, gdy zauważyła pielęgniarkę, która była przy jednym z łóżek w pobliżu drzwi.
Harry wszedł za przyjaciółką, powtrzymując głośne parsknięcie. Musiał przyznać, że relacje tej dwójki były bardzo interesujące. Kto by się spodziewał...
-Dość często jest pani tutejszym gościem, panno Granger- powiedziała pielęgniarka, bacznie się jej przyglądając.
-Też bym wolała tutaj bywać rzadziej, może mi pani wierzyć- odpowiedziała, siląc się na grzeczny ton.
-Proszę usiąść na łóżku, a pan, panie Potter, niech poczeka na zewnątrz- zarządziła.
Gryfon wywrócił oczami, ale wykonał polecenie kobiety. Przez tyle lat nauczył się, iż nie warto z nią dyskutować, ponieważ rzadko przynosiło to zamierzony efekt. Oparł się o ścianę i cierpliwie czekał. Rzeczywiście Hermiona zbyt często tutaj przychodziła. Jednakże wiedział, że to nie była jej wina, tylko zazwyczaj tego wariata, który czyhał na ich życie. Lub wartiatów. To wciąż pozostawało kwestią sporną. W sumie sam ostatnio z tego powodu spędził w Skrzydle Szpitalnym trochę czasu. Zabawne, że co roku muszą być w samym centrum dziwnych i niebezpiecznych zdarzeń.
Usłyszał jakiś szmer za sobą, więc automatycznie odwrócił się w tamtą stronę. Jednak była to tylko jakaś trzecioklasistka, która posłała mu lekko zawstydzone spojrzenie, po czym weszła szybko do środka. Po chwili zjawiła się Hermiona, która już poruszała się bez najmniejszego problemu.
-Dziwne, znowu nie mogła znaleźć mojej karty- powiedziała, marszcząc czoło. Co się działo z jej aktami? Co chwilę było jakieś zamieszanie z tego powodu.- I oczywiście winą za to obarczała mnie.- Uśmiechnęła się krzywo, ruszając razem z przyjacielem w kierunku schodów.
-Albo ma duży bałagan.- Tu dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Oboje wiedzieli, iż pielęgniarka miała bzika na punkcie ładu i czystości.- Albo kogoś bardzo obchodzą twoje choroby.
Chwilę szli w ciszy, każdy nad czymś intensywnie się zastanawiał. Czemu akurat ona miała ten problem? Przecież była taką samą uczennicą, jak każdy w tym zamku. I po co komuś jej przebyte choroby?
Skręcili w jeden z mniej odwiedzanych korytarzy, aby skorzystać ze skrótów. Jeśli się pośpieszą, to może zdążą na końcówkę śniadania, bo ich brzuchy głośno dawały o sobie znać. Jedna rzecz ją jeszcze zastanawiała.
-Co właściwie jest w takich aktach?- spytała, omijając srebrzystego ducha, aby oszczędzić sobie nieprzyjemnych wrażeń.
-No... Chyba tylko opisy wizyt w Skrzydle, co?- No bo w sumie co więcej mogło?
-Nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiałam, ale nie wydaje mi się, aby to przypominało mugolską kartę pacjenta u lekarza.- Pokręciła powoli głową.- Mam wrażenie, że tam są ogólne informacje o uczniu- powiedziała powoli.
-Ale...- urwał i zaczął intensywnie nad tym myleć. Biorąc pod uwagę wszystkie obecne okoliczności, fakt, iż ona zniknęła był bardzo zastanawiający i jednocześnie niepokojący.- Po co ktoś by jej potrzebiował?
Herm posłała mu pobłażliwe spojrzenie. Naprawdę?
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ostatnio dzieje się dużo rzeczy, które nie mają znanego uzasadnienia.- Świetnie, jeszcze tylko tego jej brakowało.- Chyba musimy poszukać Ginny- stwierdziła i pociągnęła go za rękę, ciągnąc w przeciwną stronę niż Wielka Sala.
***
Dawno nie spało mu się tak dobrze. Bez żadnych niepokojących myśli, z samymi przyjemnymi. Nie miał zamiaru kończyć tego błogiego stanu, jednakże ktoś brutalnie go to tego zmusił, rzucając w niego z całej siły poduszką.
-Pobudka, śpiąca królewno.- Usłyszał nad sobą.
Westchnął poirytowany, wziął do ręki ową poduszkę i cisnął nią przed siebie, nawet nie otwierając oczu. Nie był pewny, czy wczorajszy wieczór naprawdę się wydarzył, czy to był tylko sen o wygranej zakładu. Intuicja podpowiadała mu, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Granger po prostu była coraz mniej odporna na jego urok osobisty. Uśmiechnął się do siebie. Nigdy wcześniej by nie pomyślał, że droga do wygranej może być taka przyjemna. Czuł, że czeka go zdecydowanie ciekawy miesiąc.
Miesiąc.
Tylko tyle mu pozostało, aby Granger do reszty oszalała na jego punkcie. Z jednej strony czuł, że to nie jest takie niemożliwe, ale z drugiej miał wrażenie, że czeka go miesiąc intensywnej pracy.
-No wstań wreszcie.- Ponownie poczuł uderzenie na twarzy.
-Mats, spróbuj jeszcze raz rzucić we mnie poduszką, a obiecuję, że rzucę w ciebie czymś bardziej nieprzyjemnym niż poduszka- syknął zły, ściągając ją z siebie.
Szatyn wywrócił tylko oczami, po czym wrócił do swojego łóżka, aby zawiązać krawat. Ciekawił go dzisiejszy dzień i jakie atrakcje zapewni im dyrektorka oraz pewna dwójka uczniów. Był bardziej niż pewny, że Malfoy wielokrotnie wspomni o wczorajszym szlabanie.
-Jak się nie pośpieszysz to zaraz Pansy tu wparuje i sama cię ściągnie z tego łóżka.- Ponowił swoją próbę, zapinając guziki przy rękawach.
Draco westchnął ciężko i powlokół się do łazienki, po drodze rzucając przyjacielowi spojrzenie pełne wyrzutu. Bell nic nie powiedział, tylko dzielnie je zniósł. Im bliżej było listopada, tym Smok coraz bardziej działał mu na nerwy. Choć nie wiedział, czy była to tylko jego wina. Miał cały czas z tyłu głowy informację, iż Victoria zjawi się w tej szkole w okolicach świąt. Miał nadzieję, że będzie to w jak najpóźniej możliwym czasie. Nie miał ochoty patrzeć, jak jest podrywana przez innych Ślizgonów. Również niekoniecznie miał ochotę, aby widziała go razem z Jade. Na myśl o tych wydarzeniach bardzo się irytował i zazwyczaj Malfoy za to obrywał. W sumie to była jego kuzynka, więc nie tak całkowicie bez powodu był jego obiektem do wyładowywania swojej frustracji.
-Idziemy?- Blondyn wyszedł z łazienki i czekał za przyjacielem. Był ciekaw dzisiejszej atmosfery między nimi, biorąc pod uwagę wczorajszą sytuację w dormitorium.
-Ta, chodźmy- mruknął, zmierzając do wyjścia.
Na jednym ze szmaragdowych foteli siedziała Pansy Parkinson, która chyba głęboko się o czymś zamyśliła, gdyż wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w trzaskający wesoło kominek. Draco wykorzystując okazję, podszedł po cichu do niej, tak, że stał za nią. Ostrożnie zbliżył twarz do jej ucha i krótko krzyknął w jego stronę. Dziewczyna gwałtownie podskoczyła i spojrzała na niego wyraźnie zła.
-Zwariowałeś?!- Warknęła, po czym parsknęła cicho. Chłopcy są czasami tacy dziecinni.
-Nie mogłem nie skorzystać- odparł niewinnie, szczerząc się do niej. Przy okazji wybadał jak dzisiaj była wobec niego nastawiona.
-W to nie wątpię.- Pokręciła rozbwiona głową, wstając ze swojego miejsca.
Całą trójką udali się w kierunki Wielkiej Sali.
-Nad czym tak myślałaś?- Zagadnął Mats, gdy szli przez chłodny korytarz lochów.
-Raczej kim- wtrącił Draco, unosząc ironicznie kąciki ust ku górze.
Pansy zmroziła go wzrokiem i przemilczała jego kąśliwy komentarz. Najwidoczniej jest to odwet za wczoraj. W porządku, skoro sam chce toczyć te słowne potyczki to nie będzie mu dłużna.
-Czy do Granger dotrała wczoraj twoja prawdziwa intencja, czy potrzebuje pomocy, aby tak się stało.- Odbiła zgrabnie piłeczkę, słysząc obok, jak Mats wypuszcza po cichu powietrze.
Ślizgon wyglądał na ewidentnie zdenerwowanego. Nic nie zrobił, żeby i ona i Mats byli wobec niego wrogo nastawieni. Znali go nie od dziś, więc doskonale wiedzą, jaki jest. Dlatego nie rozumiał ich postawy.
-Od kiedy wkroczyliśmy na małą ścieżkę wojenną, co Pans?- Spytał chłodno, nie robiąc miejsca pierwszoroczniakom, którzy chcieli przejść obok niego.
-Słuchajcie a może...- Zaczął Bell, jednak dziewczyna weszła mu w słowo.
-Dlaczego ty możesz mi dogryzać z powodu Pottera, a ja tobie nie mogę z powodu Granger, co Draco?- Zapytała wojowniczo, hardo mu patrząc w oczy. Również nie przejmowała się innymi uczniami.
-O Merlinie- westchnął Mats, przyśpieszając trochę kroku, bo pozostała dwójka chyba mimowolnie to uczyniła.
-Proszę cię, przecież to zupełnie co innego- odparł poirytowany. Co w nią ostatnio wstąpiło?
-Czyżby?- Zatrzymała się na chwilę i stanęła twarzą do niego.
-Oczywiście, że tak. Zachowujesz się, jakbyś zaraz miała zdradzić mnie i Blaisea.- Również się zatrzymał.
Mats miał ochotę palnąć go w czoło z otwartej ręki. Nie mógł uwierzyć jakim był czasami egoistą.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i z kamienną twarzą patrzyła na chłopaka. Zabawne, że niektórzy nigdy się nie zmieniają.
-Na Salazara, jaki ty jesteś zapatrzony w siebie, Draco- powiedziała z niedowierzeniem. W tym roku przechodził samego siebie.- Miałabym ten wasz zakład w nosie, bo jesteście dorośli i sami poniesiecie później za niego konsekwencje, gdyby nie to, że zaczyna powoli dotykać wszystkich wkoło.
-Wcale tak nie jest- powiedział, choć wiedział, iż niestety wiedziało o nim parę osób za dużo.
-Oboje wiemy, że tak jest. Nic poza nim cię nie obchodzi. Gdybyś zapomniał, też przez niego oberwałam- syknęła zła, idąc z powrotem przed siebie.
Bell gestem głowy pokazał mu, żeby poszli za nią i choć niechętnie, to Draco to ucznił. Już po chwili ją dogonili.
-Pans, nie gniewaj się na nas co chwilę.- Spróbował jakoś załagodzić sytuację między przyjaciółmi.
-Mats nie wtrącaj się. To nie z tobą mam problem- odpowiedziała krótko, miażdżąc go wzrokiem.
Blondyn poczuł się tym lekko dotknięty. Naprawdę nie miał ochoty ciągle kłócić się z przyjaciółką, jednak to ona ciągle go prowokowała.
-To rozwiążmy ten problem- powiedział ugodowo, siląc się na w miarę uprzejmy ton.
Czarna posłała mu zaciekawione spojrzenie. No proszę, czyżby w końcu coś zaczęło do niego docierać?
-Czekam na twoją kreatywność- odparła już nieco łagodniejszym głosem, a gdy znaleźli się przed drzwiami do Wielkiej Sali ponownie na chwilę się zatrzymała.- Bądź po prostu bardziej ostrożny i nie wciągaj każdego wkoł...- Urwała, bo w ich stronę zmierzała pewna blondynka.- A ta tu czego?- warknęła na widok Gryfonki.
-Cześć, Mats- przywitała się tylko z nim.
-O, Jade.- Posłał jej szeroki uśmiech, na co Ślizgonka teatralnie wywróciła oczami.
-Dobra, jednak z tobą też mam problem- rzuciła na odchodne i weszła do środka, ciągnąc za sobą Malfoya.
-O nagle wspólny wróg i cudowne pojednanie?- Spytał ironicznie, podchodząc do stołu Slytherinu.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała na to, tylko uniosła lekko kącik ust ku górze. Jade to coś więcej niż wspólny wróg. Mats nigdy jej nie przekona do tej dziewczyny. Ona była po prostu niepokojąca. Za dużo chciała wiedzieć, wszędzie jej pełno no i ten wygląd. To przekraczało już chyba wszelkie granice.
Usiadła z zaciętą miną do stołu i sięgnęła po ulubione tosty na słodko.
-Ciekawe kiedy sobie odpuści tę blondynę- burczała pod nosem, nalewając czarnej kawy do filiżanki.
-Mam fadzieje, sze niefugo- odpowiedział z pełnymi ustami, czym wywołał niesmak na twarzy Ślizgonki, która siedziała naprzeciwko niego.
-Arystokrata, którego nie nauczono manier, zabawne- powiedziała do siebie pod nosem, co jednak nie uszło słuchowi chłopaka.
-Mówiłem mu już tyle razy, żeby ją sobie odpuścił, że chyba już nic do niego nie dotrze- odparł, gdy przełknął dużą porcję zapiekanki. Nie jego wina, że tak zgłodniał po tych wszystkich wczorajszych wrażeniach.
Pansy westchnęła ciężko i upiła spory łyk kawy. Na pewno był jakiś sposób, aby przekonać go, że z tą dziewczyną było coś jest nie tak. Tylko jaki?
-Mam dla ciebie świetną radę, Pans- zaczął, próbując udobruchać dziewczynę.- Zacznij bardziej zajmować się sobą niż uszczęśliwianiem wszystkich dookoła.- Taka prawda. Wiedział, że ma mu za złe tę sytuację, gdy Granger kazała Potterowi o coś ją wypytać, jednakże nie miał na to wpływu. Poza tym sama mogła zwyczajnie z Gryfonem porozmawiać, a nie dąsać się na cały świat i unosić się swoją dumą.
Parkinson już otworzyła usta, by mu coś odpowiedzieć, lecz szybko je zamknęła. Zrobiła tak jeszcze kilka razy, zapewne wyglądając przy tym jak ryba wyjęta z wody. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Musiała przyznać przed samą sobą, że miał trochę racji. Wyładowywała na nim swoją złość, choć sama mogła rozwiązać swój problem. No cóż, po prostu była zbyt uparta. Jednakże nie umie odpuścić sprawy z Matsem, za bardzo jej na nim zależy, aby pozwoliła wpakować mu się w takie bagno. O ile już nie było za późno.
-Postaram się do niej dostosować- odparła, uśmiechając się do przyjaciela. Nadziała widelcem kawałek jego zapiekanki i z o wiele lepszym humorem ją zjadła.- Ale- wymierzyła w niego oskarżycielsko widelcem.- Pomożesz mi dowiedzieć się co z tą przeklętą Gryfonką jest nie tak.
Blondyn posłał jej rozbawione spojrzenie. Wspaniale, że zawsze potrafili tak szybko dojść do porozumienia.
-Jasne- odparł, zjadając do końca swoją porcję śniadania, póki brunetka nie zrobiła jeszcze tego za niego.
-Świetnie. Swoją drogą ciekawe, że w tym roku tyle Gryfonek plącze się wokół Slytherinu- dodała mimochodem.
-Albo Ślizgonek wokół Gryffindoru- powiedział do siebie, jednak zgarnął za to kopniaka pod stołem.
Syknął cicho z bólu, posyłając jej groźne spojrzenie. Ta jednak udawała, że nic się nie stało i niewinnie piła czarny napój z filiżanki. Przez chwilę każdy był zajęty swoim talerzem. Gdy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, oboje spojrzeli w tamtą stronę. Do środka wszedł Mats z Jade, z którą szedł pod rękę. Oboje byli w wyśmienitcyh humorach. Na twarz Pansy od razu wkradł się niekryty grymas, co nie uszło uwadze Bella, który skierował swoje kroki do stołu Gryffindoru.
-Chyba go straciliśmy- powiedział grobowym tonem, odkładając sztućce na talerz.
-Jej niedoczekanie- odpowiedziała wojowniczo. Znajdzie jakiś sposób, była pewna.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Jest dopiero połowa października, a on miał tyle rzeczy na głowie niezwiązanych zupełnie z nauką, że już bał się, co będzie później. Westchnął cicho, bo przypomniało mu się, że miał omówić kilka spraw z Potterem odnośnie procesu ojca.
-Muszę iść- pożegnał się, wstając.
-Gdzie?- Uniosła zaciekawiona brwi.
-Do salonu Gryfonów, chcesz iść ze mną?- Spytał ironicznie i nie czekając na odpowiedź zaczął iść do drzwi.
Ślizgonka wywróciła oczami, lecz wstała i poszła w ślady przyjaciela.
-Zaczekaj- zawołała za nim, kiedy ten chwytał za klamkę. Nie zostanie tutaj przecież sama. Normalnie usiadłaby z Matsem, ale nie ma zamiaru spędzać ani jednej sekundy życia z tą dziewczyną. Tym bardziej, że ostatnio Dafne jej unikała i nie widziały się od dawna na żadnym posiłku.
Blondyn posłał jej zaciekawione spojrzenie, ale nie skomentował tego. Chyba wzięła sobie do serca jego słowa.
***
-Umieram z głodu- marudził po drodze. Zdecydowanie wolał iść na śniadanie niż do dormitorium.
-Och, nie marudź, Blaise- burknęła, wspinając się po schodach. Chciała się upewnić, że wszystko w jej dormitorium było na swoim miejscu podczas ich nieobecności. Tym bardziej, że już wcześniej zginęły jej dokumenty z pokoju. Dwukrotnie.
Była bardzo ciekawa dzisiejszego dnia. I dlaczego nikt się nie zainteresował jej nieobecnością na posiłku?
Wspinała się żwawo po schodach. Jeśli się okaże, iż Greengrass myszkowała w jej sypialni, to tym razem dopilnuje, aby trzymała się od niej jak najdalej.
Szli w ciszy, bo po prostu byli zbyt zmęczeni, aby prowadzić żywe dyskusje. Ona zastanawiała się, jak minął Hermionie szlaban z podstępnym Malfoyem, zaś Zabini układał sobie w głowie, co powie Draconowi, gdy go spotka. Może w końcu znajdą jakiś sposób, by McPersow dał im spokój.
Gdy wychodzili zza zakrętu, wpadli na kogoś z impetem.
-O to wy- powiedział Ślizgon, obrzucając Pottera nieprzyjaznym spojrzeniem.
Oczywiście tamten nie pozostawał mu dłużny.
-Właśnie cię szukaliśmy, Ginny- zwróciła się do rudowłosej, która na te słowa zrobiła dziwną minę.
-O, doprawdy- mruknęła pod nosem, nieco urażona. Szybko.
Hermiona zmarszczyła czoło, nie wiedząc co znowu ugryzło dziewczynę. Chyba towarzystwo Blaisea miało na nią zły wpływ. W sumie co się dziwić.
-E tak, chciałam z tobą porozmawiać. Ale wolałabym to zrobić na osobności. Nie obraź się, Blaise.- Dodała, aby nie zabrzmiało to nieuprzejmie. W sumie co ją to obchodziło, zostawił ją na pastwę Malfoya na szlabanie.
Ślizgon i Weasleyówna wyraźnie się zaciekawili. Ciekawe, co takiego się wydarzyło przez tą jedną noc. Choć wiedzieli, że w tym zamku chyba wszystko było możliwe.
-Jasne- odparła lekko zdezorientowana. Nie miała pojęcia o co mogło chodzić.
Gryfonka spojrzała na nią wymownie, aby dać jej dyskretny znak, żeby poszła z nimi, jednak w tym samym momencie, gdy ta chciała coś odpowiedzieć, zjawiła się kolejna dwójka.
-Proszę, cóż za spotkanie- powiedział z kpiarskim uśmiechem, zatrzymując się przed spotkaną czwórką.
-Merlinie, jeszcze ciebie tu brakowało- burknęła Herm pod nosem, krzywiąc się przy tym lekko.
Malfoy posłał jej zaciekawione spojrzenie. Nie mógł się doczekać, aż ją spotka i będzie miał okazję, by zobaczyć jej dzisiejsze nastawienie do niego. Chyba przyjęła strategię, że najlepszą linią obrony jest atak.
Natomiast Harry z zaciekawieniem przyglądał się Ślizgonce. Obiło mu się o uszy, czytaj Hermiona mu wszystko powiedziała, że dziewczyna wyraźnie zaniepokoiła się, gdy ten przebywał w Skrzydle Szpitalnym. Interesujące, zważając na fakt, iż cały czas była na niego wielce obrażona.
-Szukałem cię, Potter- oświadczył blondyn, patrząc wymownie na kuzyna.
Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam miał mu kilka rzeczy do powiedzenia.
-Ja z tobą też muszę coś omówić, Smoku- wtrącił się Blaise, mierząc Gryfona niechętnym spojrzeniem.
Gin poruszyła się niespokojnie. Każdy patrzył na każdego po kolei podejrzliwie. Zastanawiali się, co takiego ważnego mogło wydarzyć się na każdym ze szlabanów.
-Będzie to musiało poczekać, panie Zabini, gdyż ja też muszę z wami pomówić.- Usłyszeli za sobą.
Automatycznie spojrzeli w tamtym kierunku i zobaczyli, że ów głos należał do dyrektorki, która patrzyła na nich srogo. Westchnęli cicho. Wiedzieli, że to będzie nieuniknione.
-Pan, panie Potter, jest wolny- dodała z naciskiem, aby odprawić ucznia.
Ten chciał coś powiedzieć, lecz Herm pokręciła przecząco głową, dając mu znak, żeby nie dyskutował i jej posłuchał. Już i tak wciągnęli niepotrzebnie w tę akcję swoich przyjaciół.
Chłopak zacisnął zrezygnowany usta, ale posłuchał nauczycielki i ruszył do wieży Gryffindoru.
-Zapraszam.- Posłała im triumfalny uśmiech.
Cała piątka poszła za nią bez słowa sprzeciwu. Zdawali sobie sprawę, iż znajdowali się w beznadziejnej sytuacji, więc woleli jej nie pogarszać. Draco zrównał się z Hermioną, czego ta nie przyjęła z entuzjazmem.
-Dzień dobry, Granger- zagadnął, obserwując jej zmieszanie.
-Był dobry, Malfoy- odcięła się, szukając wzrokiem Ginny, jednak tamta była zbyt zajęta rozmową z Zabinim. Fantastycznie.
-Widzę, że humorek dzisiaj nie dopisuje.
Wywróciła oczami. Chyba jest skazana spędzać każdy dzień w jego towarzystwie. Godryku, za jakie winy?
-Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedziała sucho, co w sumie nie mijało się z prawdą. Czuła, że tylko by się mogła pogrążyć.
-Rozumiem- odparł przeciągle. W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. Trochę ryzykował, ale gdyby tak patrzeć, to już nie miał nic do stracenia. Przez ten miesiąc musi wykładać wszystkie karty na stół.- Rozumiem, że wolisz inne formy komunikacji ze mną.- Pokiwał głową z uznaniem.
Dziewczyna fuknęła głośno z oburzenia. Zapominała czasami, jaki potrafił być bezczelny. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem i spróbowała wyminąć. Blaise spojrzał na nich zaciekawiony przez ramię. Chyba mieli bardzo ciekawy szlaban.
-Myślisz, że tym bardziej będę z tobą rozmawiać?- Syknęła zła. Chciałaś to teraz masz, Hermiono, za swoje.
-Od kiedy jesteś taka przewrażliwiona na swoim punkcie?- Zapytał, jak gdyby nigdy nic.
-Od czasu, gdy popełniłam błąd, wchodząc z tobą na pokojową ścieżkę- warknęła, przyspieszając kroku.
-Oboje wiemy, że wcale tak nie uważasz.- Od razu zrównał się z nią. Uwielbiał ją denerwować. To była jego ulubiona czynność w tym roku. Tym bardziej, że świetnie mu to wychodziło.
-Skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę?- Ponownie zaczęła robić dłuższe kroki. Została jej tylko Pansy, jednak ta zapewne nie miała zamiaru z nią rozmawiać.
-Po prostu już cię znam, Granger- powiedział, puszczając jej oko. Znowu się z nią zrównał.- Nie biegnij tak.
-Nie znasz, Malfoy- odparła z przekąsem, nie zważając na drugą część zdania. Byli już prawie pod gabinetem dyrektorki, więc zaraz skończy z nim tę niemądrą wymianę zdań.
-Znam lepiej niż bym kiedykolwiek przypuszczał- powiedział, powstrzymując w sobie parsknięcie na widok lekkich rumieńców na twarzy dziewczyny.
-Och, zaraz cię przeklnę, przysięgam- zagroziła mu, przypominając sobie, iż jeszcze nie odzyskała swojej różdżki z wczorajszego szlabanu.
Nim Ślizgon zdążył jej coś odpowiedzieć, każdy zatrzymał się przed kamienną chimerą. Nauczycielka Transmutacji powiedziała cicho hasło, po czym wszyscy zaczęli wchodzić po krętych schodach.
***
Gabinet dyrektorski wyglądał jak zawsze. Niczym się nie różnił od ostatniego czasu,gdy tu byli. Portrety niedawnych dyrektorów spały w swoich ramach. W środku już czekał na nich Mats, którego nauczycielka musiała wcześniej spotkać. Kobieta machnęła krótko różdżką, wyczarowując dla każdego po jednym krześle. Sama zaś usiadła po drugiej stronie biurka, przyglądając im się z surową miną.
Cała piątka zajęła miejsca bez słowa. Wyraźnie wyczuwalna była napięta atmosfera w pomieszczeniu. Przez pewien czas panowała męcząca cisza. Dyrektorka zapewne zastanawiała się, co powiedzieć. Zaś uczniowie wyraźnie byli zniecierpliwieni. Woleliby mieć już to za sobą.
Hermiona poprawiała niewidoczne zagniecenie na spódniczce, Draco siedział ze skrzyżowanymi rękoma z niewzruszoną miną, Blaise przyglądał się z zaciekawieniem portretom Snape'a i Dumbledorea, Ginny zmarszczyła czoło, myśląc o czymś intensywnie, Pansy bawiła się skórką od paznokcia, a Mats patrzył znudzony w jakiś punkt za biurkiem.
-Wasze różdżki- zaczęła, rozdając po kolei różdżki swoim właścicielom.
Spojrzeli na nią podejrzliwie, jednak przyjęli je bez słowa, chowając przedmioty do kieszeni szat. Czekali cierpliwie na ciąg dalszy.
-Zostałam poinformowana przez pana McPersowa, pannę Greengrass oraz pannę Melin, że żadne z was nie ukończyło swojego szlabanu. Ba, niektórzy z was dopuścili się oszustwa i przemocy, łamiąc przy tym kilka punktów z regulaminu. Słucham, co macie na swoją obronę?- Wbiła w nich oskrażycielskie spojrzenie.
Gin już otwierała usta, aby przedstawić jej sytuację, gdy była z Blaisem zamknięta na całą noc w Iźbie, jednak ten dał jej dyskretny znak głową, aby nic nie mówiła. Zamknęła usta i siedziała z zaciętą miną. No oczywiście, tylko ich wina, a Greengrass jak zwykle nie była niczemu winna.
-Tak myślałam- westchnęła zdegustowana.- Zatem będę zmuszona zastosować zaostrzoną karę- powiedziała to takim tonem, że od razu każdy na nią spojrzał.
-Co ma pani na myśli?- Spytała Hermiona, której nie podobało się to ani trochę.
-Chyba nie sądziła pani, panno Granger, że nagminne łamanie regulaminu przez panią i pana Malfoya pozostanie bez żadnego rozdźwięku. Rozumiem jednak, że zapewne nie o taki pani chodziło.
Gryfonka patrzyła jej prosto w oczy, gdy ta to mówiła i nie dostrzegła w nich żadnych emocji. Ż a d n y c h. Bardzo dziwne.
Mimo to nic jej nie odpowiedziała. Czekała w skupieniu na dalsze słowa.
-Oprócz tego pozbycie się opiekunów ze szlabanu również za sprawą przemocy uważacie za zachowanie godne uczniów? Szczególnie Prefektów Naczelnych?- Tu spojrzała na Zabiniego i Weasleyównę, którzy lekko skurczyli się w sobie. Głos McGonagall nie był zbyt przyjemny w tym momencie. Brzmiały w nim surowe nuty.- Nie mam pojęcia czego oczekiwaliście. Wasze zachowanie było karygodne. Z resztą- prychnęła pod nosem.- Cały czas jest. Mam na myśli waszą dwójkę.- Odwróciła głowę w kierunku Malfoya i Granger.- Nie pierwszy raz gościcie w tym gabinecie, a jest dopiero październik.
Zrobiła dłuższą pauzę, by potrzymać ich w niepewności. Wciąż nikt nic nie mówił, poza Minervą. Wiedzieli, iż znajdowali się w dość ryzykownej sytuacji, a niewypażony język któregoś z nich tylko by pogorszył sytuację. Nawet Hermionie zabrakło jej buty, która towrzyszyła jej ostatnimi czasy.
-Mam nawet prawo was wyrzucić ze szkoły w tym momencie- zaczęła, a w pomieszczeniu od razu zrobiło się zamieszanie.
-Ale pani profesor, przecież my nic takiego nie zrobiliśmy na szlabanie- powiedziała zdezorientowana Pansy, obrywając oburzone spojrzenia od pozostałych, jednakże Mats energicznie jej przytaknął. Oboje nie mieli zamiaru zostać wyrzuceni ze szkoły.
-Nie może pani- wtrącił się Draco.
-Mogę, panie Malfoy- odpowiedziała beznamiętnie, a chłopak zacisnął mocno usta.
-Nie wydaje się to pani zbyt przesadzoną karą?- Spytała Miona, przełykając po cichu ślinę.
-A nie wydaje się pani, że pani zachowanie, panno Granger, było ostatnio zbyt przesadzone?- Odbiła piłeczkę w jej stronę, na co dziewczyna skrzywiła się lekko.
-Też sądzę, że to by była zbyt duża kara, pani profesor- powiedziała w miarę grzecznie Ginny. Merlinie, pani Weasley by ją wydziedziczyła.
-Pragnę pani przypomnieć, że jest pani Prefektem Naczelnym, panno Weasley. Takie zachowanie jest niedopuszczalne- skarciła ją, przez co tamta lekko się zaczerwieniła.
Byli uziemieni.
-A nie możemy jakoś się dogadać?- Spróbował Blaise, bo nic innego mu nie przyszło do głowy. Nie mieli już nic do stracenia, a wiedział, że wyrzucenie ich byłoby nauczycielce bardzo na rękę.
Kobieta westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej w fotelu, splatając palce dłoni. Powietrze w gabinecie zrobiło się jakieś ciężkie, a cała szóstka miała miny, jakby czekała na wyrok śmierci.
-Możliwe, że byłabym skłonna coś wymyśleć- powiedziała przeciągle, czym wyraźnie ich zaciekawiła.- Mogę dać wam ostatnią szansę. Jeśli jedno z was zrobi kiedykolwiek coś podobnego, obiecuję, że nie będę taka łaskawa. Bez szansy na jakiekolwiek porozumienie znajdzie swoje walizki w holu i będzie zmuszony opuścić Hogwart.
Każde z nich wypuściło cicho powietrze z płuc. Myśleli, że to będzie trudniejsze.
-A jaki jest haczyk?- Zadał pytanie Draco, które chodziło każdemu po głowie.
Na usta nauczycielki wkardł się lekki uśmiech. Nie oznaczał on niczego dobrego.
-Niestety niesprawiedliwe byłoby pozostawienie na stanowisku Prefektów Naczelnych panny Weasley oraz pana Zabiniego- odpowiedziała, a mina wspomnianym uczniom od razu zrzedła.
-Ale...- zaczęła Ginny, lecz urwała. Ona nie mówiła na pewno poważnie. Prawda?
Jednakże przez głowę Hermiony i Draco przemknęła myśl o poczuciu sprawiedliwości. Żadne z nich nie spojrzało na przyjaciół, bo wiedzieli, że z ich oczu nie wyczytaliby współczucia.
-Aczkolwiek mogę się wstrzymać z tą decyzją, jak również będę skłonna anulować wasze szlabany na przyszły tydzień oraz dzisiejszy dzień, jeśli panna Granger i pan Malfoy obiecają porzucić swoje plany o zdemolowaniu szkoły i sterroryzowaniu nauczycieli oraz uczniów. Już do końca roku szkolnego zachowując się jak im przystało- zakończyła, patrząc z zaciekawieniem na uczniów.
Byli Prefekci Naczelni czuli na sobie palące spojrzenia przyjaciół. Oczywiście, wypadałoby od razu zgodzić się na warunki dyrektorki, jednak wtedy daliby już kompletnie za wygraną. Ich dumy znacząco by ucierpiały. Z drugiej strony zapewne stracą przyjaciół, jeśli postąpią inaczej. Spojrzeli na siebie lekko zdezorientowani. Nie mieli co się oszukiwać- zazdrość walczyła z ich honorem.
-No nie w...- zaczął Ślizgon, na co Diabeł kopnął go zdrowo w piszczel. Chłopak syknął cicho z bólu i urwał.
Ginny wywiercała w szatynce dziurę wzrokiem. Nad czym ona się tyle czasu zastanawia? Powinna od razu zgodzić się na propozycję nauczycielki. Na lekcji Transmutacji ani ona ani Blaise nie zwlekali, by stanąć po ich stronie.
Granger chwilę nic nie mówiła. Wiedziała, że powinna przytaknąć. Jednak coś ją powstrzymywało. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrzę.
-Nie jestem pew...- Jej również przerwano.
-Hermiona!- Zawołała oburzona Ruda, która siedziała osłupiała na swoim krześle.
Panowała taka cisza w pokoju, że słychać było tylko ich oddechy.
-Zgadzamy się- odpowiedziała niemrawo, czując dziwne uczucie w środku.
Prefekci odetchnęli z wyraźną ulgą. Mimo to ich miny wyraźnie sugerowały rozpoczęty konflikt.
-Trzymam za słowo. Za złamanie tej obietnicy moja propozycja zostanie anulowana- dodała, a czwórka uczniów otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
Tego już im wcześniej nie mogła powiedzieć?
-Możecie iść. Slytherin traci za pana Malfoya i Zabiniego po pięćdziesiąt punktów, za panią Parkinson i pana Bella po dziesięć. Zaś Gryfindor za pannę Granger oraz pannę Weasley również po pięćdziesiąt. Do widzenia.- Spojrzała na nich wymownie, dając im znać, aby wyszli.
Każde z nich wstało bez słowa i z opuszczoną głową opuściło gabinet. Gdy znaleźli się na korytarzu również nikt nic nie powiedział, tylko każdy poszedł w swoją stronę.
Broń Hermiony i Draco została przeciwko nim samym obrócona.
~**~
Krótszy, ale jest! Trochę pokomplikowana sprawa, by dać kolejną szansę głównej dwójce
Zdradziłeś mnie, obesrańcu! Nie raz i nie dwa. Po raz kolejny. Jesteś potworem. Jesteś monstrualnym obesrańcem i jeszcze gorszym człowiekiem. Jesteś MORDERCĄ. Wielokrotnym. Masz krew na sercu i na rękach. Na genitaliach. Jesteś POTWOREM.
OdpowiedzUsuń?
Usuńemmm....co ?
Usuń❤❤❤
OdpowiedzUsuń