~**~
No to jestem z nowym rozdziałem :) Jejku, jak ja Was wszystkich kocham <3 Tacy kochani, cudowni, najlepsi czytelnici, jakich mogłam sobie wymarzyć! Nie mówię "czytelniczki", ponieważ wiem, że czytają mnie również czarodzieje :> Te wszystkie życzenia powrotu do zdrowia, aż cieplej na sercu <3
Rozpiszę się na koniec, zapraszam do czytania :3
~**~
Mats zaczął myśleć.
Już gdzieś słyszał to imię. I to nawet całkiem niedawno. Tylko gdzie i kiedy?
-Jade?- spytał i próbował sobie przypomnieć, skąd zna to imię.
Blondynka poprawiła swoje długie włosy i uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
-Tak. Czyżbym była sławna wśród Ślizgonów?- Posłała mu żartobliwe spojrzenie.
Szatyn zmarszczył śmiesznie nos. Gdzie on już to słyszał?
-Wśród Ślizgonów chyba jeszcze nie- zażartowa i zaakcentował słowo "jeszcze".- Ale wśród Gryfonów chyba bardziej, co?- Już pamiętał.
Na twarzy czarownicy drgnął mięsień, po czym uśmiechnęła się nerwowo.
-W końcu jestem Gryfonką.- Wypięła dumnie pierś do przodu. Była znana w swoim Domu, a nawet bardzo znana. Ale o wszystkim nie musi mówić.
-Nie da się nie zauważyć- odpowiedział i zdjął wcześniej poszukiwaną książkę z półki.
Niebieskooka zmrużyła oczy.
-Co to niby miało znaczyć?- spytała i spojrzała na niego uważnie. Ciekawy chłopak z niego.
-No wiesz- zaczął i posłał jej lekki uśmiech.- To widać. Po twoim sposobie zachowania. Pewna siebie, jednak ostrożna w swych ruchach. Język też masz cięty. Idealna Gryfonka.- Tak, on znał się na ludziach i potrafił ich od razu przejrzeć.
Jade zarumieniła się lekko. Nie sądziła, że można z niej czytać, jak z otwartej księgi. Ale zrobiło to na niej jakieś tam wrażenie.
Teraz to ona mu się przyjrzała. Nie powiedziałaby, że jest Ślizgonem. Jego ruchy były zamszyste, a on sam wyglądał na takiego, który robi wszystko do samego końca. Idealista.
-Nieźle- odpowiedziała i podeszła do szatyna.
Zielonooki uśmiechnął się pod nosem. Ta Jade była urocza. Nie rozumiał czemu Hermiona i Ginny, aż tak jej nie lubią.
-Interesuje cię Historia Magii?- Odchyliła okładkę, jednocześnie muskając palcami jego dłoń.
-Ciekawość, kolejna cecha typowo gryfońska- powiedział, a dziewczyna zachichotała.
To jego ostatni rok w Hogwarcie, więc może się trochę zabawić. Tym bardziej, że Jade do złudzenia przypomina Victorię. I to nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru.
Gryfonka stała tak blisko, że doskonale wyczuwał jej wiśniowe perfumy oraz mógł policzyć drobne piegi na kształtnym nosku dziewczyny.
-Ty chyba też, skoro cię uprzedziłem w wypożyczeniu jej- zauważył i przesunął się trochę.
-Można tak powiedzieć- odparła wymijająco.
Kiedy Bell chciał coś powiedzieć, usłyszał jakiś szmer za sobą, ale gdy się odwrócił nikogo tam nie zobaczył.
Natomiast Jade zrobiła się trochę bledsza.
Przecież miała być sama. Nie podoba jej się to.
Spojrzała jeszcze raz w tamtym kierunku, a potem zwróciła lekko zlękniony wzrok na Ślizgona.
-Muszę iść- powiedziała.- Zobaczymy się jeszcze?- spytała, gdy już odchodziła.
-Chyba tak.- Wspaniale.
Blondynka uniosła kąciki ust ku górze, po czym zaczęła zmierzać w kierunku drzwi.
-Ej, Jade!- zawołał za nią.
Blondynka zatrzymała się przy końcu alejki regałów.
-Trzymaj tą książkę- powiedział, i jako że nie była za bardzo gruba, rzucił ją w stronę dziewczyny.
Niebieskooka zgrabnie ją złapała i posłała szatynowi szeroki uśmiech. Następnie odeszła w stronę wyjścia, zalotnie kołysząc biodrami.
Mats z szerokim uśmiechem na twarzy ruszył na zajęcia. Może jednak szczęście mu dopisuje. Na dodatek wciąż ma niezłą kondycję ścigającego.
Najwyższy czas zacząć nowy rozdział w życiu.
***
Minęły już cztery lekcje i na drodze do upragnionego weekendu stała jeszcze Transmutacja, Zielarstwo i Eliksiry. Najmniej przyjemne przedmioty.
Była przerwa obiadowa, więc Hermiona siedziała w Wielkiej Sali, jedząc zapiekankę, a siedzący obok niej Harry przyglądał się jej z lekkim rozbawieniem.
-Przy Malfoy'u wyostrzył ci się apetyt, Herm- zażartował, gdy dziewczyna sięgała po następną porcję.
-Bardzo śmieszne- sarknęła i włożyła widelec do ust.- Po prostu odreagowuję dzisiejszy poranek- dodała, gdy przełknęła kawałek kurczaka.
Potter od razu się skrzywił na samo wspomnienie lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
-Nawet mi nie przypominaj- mruknął i napił się soku z dyni.
-A tak poza tym, to jak tam twoje relacje z Parkinson?- spytała, sięgając po serwetkę.
Mina Wybrańca od razu zrzedła. Nie dość, że Pansy oskarżyła go o coś, co wcale nie jest prawdą, to jeszcze postanowiła traktować go jak powietrze. Ani razu się do niego nie odezwała, a jeśli już to zrobiła, to używała ciekawych epitetów
-Przykro mi- powiedziała Miona. Z tego powodu dręczyło ją trochę sumienie.
Brunet posłał jej lekki uśmiech.
-Ale i tak postaram się czegoś dowiedzieć- odpowiedział i nadział na widelec kawałek obiadu przyjaciółki, która prychnęła oburzona, gdy ten właśnie przeżuwał jej zapiekankę.
Jednak "blondynka" nie odpowiedziała, tylko jęknęła głośno i oparła czoło o swoje dłonie.
Harry zaciekawiony rozejrzał się wkoło i zobaczył, co spowodowało zrozpaczenie Gryfonki.
Do stołu Gryffindoru zmierzał Draco Malfoy.
-Potter.- Skinął mu głową i usiadł między nim, a Mioną.- Cześć, Hermiono- powiedział wesoło. Oj, coś mu się zdaje, że dzisiejszy dzień będzie ciekawy.
-Hej,... Draco- burknęła. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai.
Zielonooki zakrztusił się piciem, gdy to usłyszał, a zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy Ślizgon objął Gryfonkę jednym ramieniem.
-Nie zapędziłeś się trochę?- syknęła i spróbowała strzepnąć rękę, jednak bez skutecznie.
Smok uśmiechnął się pod nosem.
-Wydawało mi się, że chcesz wrócić do normalnego wyglądu- powiedział, ignorując zaciekawione spojrzenia uczniów.
-Bo chcę- westchnęła i spróbowała się nieco rozluźnić.
-No to musimy być dla siebie milsi. Powiedziałbym wręcz, że powinniśmy się zaprzyjaźnić- powiedział poważnym tonem. Może jednak dobrze, że spaprali tamten eliksir.
Herm nie miała za mocnych nerwów. Nie dla tego osobnika. Rujnował jej życie przez tyle lat, a teraz z takim tekstem jej wyskakuje. Oczywiście, przeprosił ją i w ogóle, ale takich rzeczy się nie zapomina. Owszem, powiedziała wtedy Matsowi, że da Malfoy'owi i Zabiniemu jakieś tam szanse, ale na jej przyjaźń trzeba sobie zapracować.
Dlatego teraz z paskudnym uśmiechem na twarzy chwyciła za swój widelec, nadziała na niego spory kawałek zapiekanki i wsadziła go Malfoy'owi do ust [nie, bez skojarzeń! ~dop. Aut].
-Smacznego, Dracusiu. Ostatnio tak ci to smakowało- zaświergotała i przyglądała się wściekłemu chłopakowi.
Harry nie wytrzymał i wypluł swój sok, po czym zaczął śmiać się, jak jeszcze nigdy.
Natomiast "szatyn" spojrzał wściekły na czarownicę, która przybrała najbardziej niewinny wyraz twarzy, na jaki było ją stać.
O, nie, Granger. Tak się nie będziemy bawić.
-Granger!- warknął, wcześniej połknąwszy jedzenie.
-Coś nie tak?- spytała i z udawaną troską spojrzała na Smoka.
-Nie przeginaj. Bo ja też umiem być taki zabawny- powiedział, a następnie spojrzał ze złością na bruneta.
-A ty, Potter, nie powinieneś iść?- spytał i wytarł usta serwetką.
-Wydaje mi się, że to jest stół Gryfonów, a ja... no wiesz... jestem Gryfonem- powiedział, uspokajając się trochę.
-Och, jakiś ty śmieszny- sarknął.
-Dobra, idę.- Uniósł ręce w geście obronnym i wstał z miejsca.- Uważaj, Miona- zawołał do przyjaciółki i czując na sobie złowrogi wzrok Ślizgona, ruszył w stronę wyjścia.
-A, tak poza tym, to nie była wtedy zapiekanka, tylko sałatka- powiedział Draco, sięgając po pasztecika.
-Rzeczywiście, straszna pomyłka.- Przewróciła oczamiq, po czym również wstała z miejsca.
-A fy wdzie?- spytał z pełnymi ustami.
Hermiona zacisnęła mocno usta. Nienawidziła, jak ktoś robił właśnie tak. Wtedy od razu przypominał się jej Ron.
-Arystokrata, a nie zna manier?- spytała ironicznie, wzięła swoją torbę i ruszyła na lekcje.
Chwilę potem zrównał się z nią Ślizgon.
-No wiesz? Ja dla ciebie taki miły jestem, a ty mnie chyba wciąż nie lubisz- zaskamlał, lecz jego "czekoladowe" tęczówki wręcz śmiały się do każdej napotkanej osoby. Charakter Granger.
Herm zacisnęła usta tak, że przypominały teraz bardzo cienką kreskę. Wolała nie wybuchać złością w Wielkiej Sali pełnej uczniów. I nauczycieli. Nie daj Merlinie, a dostaliby szlaban w ostateczności. I zapewne musieliby być w bibliotece, a ona pierwszy raz w życiu nie miała najmniejszego zamiaru tam iść.
Tak więc, czarownica złapała chłopaka za nadgarstek i wyciągnęła go na korytarz. Gdy się upewniła, że drzwi są zamknięte, dźgnęła "szatuna" palcem w tors i zaczęła syczeć.
-Czy ty naprawdę jesteś taki głupi? Bo, aż ciężko mi w to uwierzyć. Myślisz, że swoimi głupimi tekstami jakoś odwołasz te skutki uboczne? Nie, Malfoy! Przez to jesteś jeszcze bardziej denerwujący i przez to mam jeszcze większą ochotę utopić cię w kociołku na najbliższej lekcji tych głupich Eliksirów. Słuchaj, pamiętam tamtą rozmowę i to, że zakopaliśmy ten topór wojenny, ale ja tego nie zapomniałam. I nie zapomnę. Za długo to trwało, Malfoy. Owszem, chcę wyglądać jak dawniej, ale ty i ten twój sposób do tego nie prowadzicie- skończyła w końcu.
Draco patrzył na nią chwilę, a potem powiedział chyba najmniej oczekiwaną odpowiedź, na jaką liczyła Gryfonka.
-Bardzo dużo razy użyłaś słowa "głupi".
Trzymajcie mnie.
Dziewczynie wręcz opadały ręce.
-Bo.jesteś.głupi.kretynie- warknęła. Nie miała dzisiaj za dobrego humoru.
Tym razem Smok powstrzymał się przed jakimkolwiek komentarzem, bo zamiast tego jęknął cicho i wbił oskarżycielski wzrok w Mione.
-Brawo, Hermiono. Jesteśmy dzięki tobie kolejny krok w tył- sarknął.
-Co?- spytała głupio i spojrzała na "szatyna". -No, nie- jęknęła przeciągle.
Na początku ich włosy zamieniły się tylko kolorami. Teraz natomiast, spływające kaskadami na plecy włosy Hermiony były proste, jak drut. Ani jednego loczka, czy fali. Zaś idealnie ułożona fryzura Smoka... nie była już tak idealnie ułożona. Jego "brązowe" włosy były poskręcane we wszystkie strony, co powodowało niezły harmider na głowie czarodzieja.
-Zabije cię, Granger, za to gniazdo. Przysięgam- powiedział powoli i cicho. To było przerażające.
-Przepraszam- odpowiedziała niewinnie i powstrzymywała śmiech.- Ciesz się, że przynajmniej długościami się nie zamieniły- dodała i zachichotała cicho.
Jeszcze tego mu brakowało! Wtedy, to by nie wyszedł ze swojego dormitorium, aż nie wróciliby do swoich naturalnych wyglądów.
-Chodź na tą Transmutacje- oznajmił bez większego entuzjazmu.
-Tak jest, Lady Loczek- parsknęła, a na widok morderczego wyrazu twarzy chłopaka zaśmiała się perliście. Pora się wyluzować.
Szli kawałek w ciszy, jednak dziewczyna raz po raz wybuchała nagłym atakiem śmiechu, co wcale nie poprawiało mu humoru.
Kiedy Gryfonka parsknęła jeszcze raz, ten w końcu odepchnął ją lekko jedą ręką od siebie.
-Uspokój się, Gryfonko jedna- powiedział zniecierpliwiony i zaczął wspinać się po schodach.
-Oj, no nie obrażaj się, kędziorku.- Zrównała się z nim i śmiała się cicho.
-Granger, ja nie żartuję- syknął i skręcił w najbliższy korytarz.
-A gdzie podziała się "Hermiona", co?- spytała i poprawiła torbę na ramieniu.
Smok na chwilę się zatrzymał. On tu chyba czegoś nie rozumiał.
-Najpierw się wściekasz za to, że próbuję coś zrobić z naszym wyglądem, i że proponuję coś w rodzaju tymczasowej przyjaźni, a teraz sama masz ubaw w najlepsze?- Co to za kobieta?
Miona lekko zmarszczyła nosek i odpowiedziała po krótkiej chwili namysłu.
-Tak, mniej więcej tak jest.- Wzruszyła ramionami.
-Jesteś nienormalna-stwierdził i ruszył dalej.
-Nie prawda!- oburzyła się i dogoniła Ślizgona.- Po prostu na moją... sympatię trzeba sobie zasłużyć. A ty jesteś... Jakby to ująć. Zbyt nachalny.- Spojrzała na niegp wesoło.
Malfoy nie skomentował tego w jakikolwiek sposób. Cóż... Kobieta zmienna jest.
***
-Dzisiaj kontynuujecie tamto zaklęcie. Mam nadzieję, że pamiętacie, co robiliśmy na poprzedniej lekcji.- McGonagall tłumaczyła uczniom, ale po ich minach wywnioskowała, że nie za bardzo pamiętają cokolwiek.- Powodzenia- dodała bez entuzjazmu i zasiadła za katedrą. Teraz ma trochę papierkowej roboty, więc potem poprzygląda się co też ci absolwenci wyczyniają.
Gdyby tylko wiedziała, jak ta lekcja będzie wyglądać...
*
Hermiona i Draco wstali ze swoich krzeseł, po czym udali się na środek klasy. I od nowa muszą "oczyścić" swój umysł ze wszelkich zbytecznych myśli.
-Tylko tym razem nie panikuj, jak wyjdzie mi zaklęcie.- Posłał jej lekki uśmiech. Tak, on zdecydowanie zapamięta do końca życia wąsiastą Granger.
-Ale śmieszne- mruknęła i wycelowała różdżką w chłopaka.
Skup się, Herm. Przecież potrafisz dużo trudniejsze zaklęcia.
-Pilosus- powiedziała zdecydowanym głosem.
Obserwowała, jak promień światła leci w kierunku "szatuna" i rozbija się na jego twarzy. Czekała, aby zobaczyć jakiś efekt, jednak go nie było. Zaklęcie z n o w u jej nie wyszlo.
-Och, no co jest?- spytała samą siebie i ze złością spojrzała na swój magiczmy patyk.
-Mała flustracja?- spytał rozbawiony. Z charakterem tej Gryfonki miał o wiele lepszy humor. Natomiast nie można chyba powiedzieć tego samego o samej Gryfonce. Jeśli on też jest czasami taki paskudny, to naprawdę podziwiał Blaise'a i Matsa, że z nim wytrzymują.
Herm nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż tym razem w jej kierunku poleciało zaklęcie. Przymknęła lekko oczy, a po chwili poczuła się tak, jakby ją prąd kopnął. Zaciekawiona otworzyła oczy, aby przejrzeć się w oknie, jaki chłopak zrobił postęp. Lecz coś było nie tak. Było inaczej...
Nie widziała kolorów, klasa była przeważnie w czerni i bieli. Wzrok jej się chyba też wyostrzył.
-Co...?- zaczęła, ale Ślizgon wszedł jej w słowo.
-No nieźle.- Zagwizdał z uznaniem. Musiał przyznać, te lekcje są w miarę ciekawe.
-Znowu coś schrzaniłeś?- jęknęła i podeszła do najbliżej rzeczy, w której mogłaby się przejrzeć. Już po chwili wzrok całej klasy był w niej utkwiony.
-Wow.- Tylko tyle zdołała powiedzieć.
Ćwiczyli to zaklęcie dopiero drugi raz, a Malfoy'owi szło dobrze. Nawet bardzo dobrze. I gdzie tu sprawiedliwość na tym świecie?
Jej "stalowe" tęczówki, które wiały chłodem zniknęły. Na ich miejscu pojawiły się brązowe, pełne życia, opanowania i wyższości oczy, które bacznie obserwowały to, co się działo wkoło nich.
-Brawo, panie Malfoy- pochwaliła go dyrektorka, która również zwróciła na nich uwagę.- Wracajcie do ćwiczeń- dodała.
Smok prychnął cicho. Bez żadnych punktów?
I chyba pomyśleli o tym samym, bo Miona spojrzała na niego tymi dzikimi oczami.
-Teraz.
Draco skinął głową. Wiedział mniej więcej na czym polegał plan Hermiony. W sumie, to tam nie było za wiele teorii. Ważniejsza była praktyka.
Herm westchnęła głośno- na tyle, aby naiczycielka wiedziała co się dzieje. Następnie powolnym ruchem podeszła do Ślizgona, czując na sobie wzrok Opiekinki.
-Żelazna Dziewica na straży?- spytał chłopak, stając w ten sposób, aby całkowicie zasłonić "blondynkę".
-Chyba tak.- Waruszyła ramionami.- Z resztą zaraz się przekonamy- szepnęła.
Czarownica przysunęła się bliżej chłopaka i zaczęła bawić się jego kołnierzykiem od koszuli, podczas gdy on powoli położył swoje dłonie wokół jej bioder. To bylo... dziwne uczucie.
Mogłaby przysiądz, że nauczucielka patrzy właśnie prosto na nich. Dlatego też chwyciła za krawat "szatyna", po czym przyciągając go bliżej siebie dzięli niemu, pochyliła się do przodu, aby wyglądało to tak, jakby szeptała mu coś do ucha. Tak, zdecydowanie dziwnie się czuła. W ciągu tych kilkunastu dni oni byli ze sobą zbyt często w tak bliskich kontaktach. O, Merlinie.
Miona nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem na profesorke. Dlatego też czekała, aż tamta pierwsza opuści wzrok. I po chwili tak się stało.
-Bingo- powiedziała cicho, po czym się wyprostowała.
-Pamiętaj, że mam u ciebie przysługi.- Chciał ściągnąć dłonie z ciała Gryfonki, ale ta zaraz zareagowała. Przytrzymała mu dłonie, ignorując dziwne uczucie.
-Jeszcze nie. Zabawa jeszcze trwa- szepnęła.
-Chyba powinnaś sobie zrobić jakąś książkę z tymi obietnicami i w ogóle.- Nie to, żeby nie było mu to na rękę. W końcu ma już jakieś tam zbliżenie z Granger.
Miona przewróciła oczami. Oczywiście, bo on się męczy.
-Nie przesadzaj. Dzięki temu pewnie wrócimy szybciej do swoich wyglądów- odpowiedziała i położyła jedną dłoń na jego szyi. To jeden z najdziwniejszych momentów jej życia.
Smok uśmiechnął się pod nosem. Skoro Granger stawia sprawę w ten sposób, to należy ją wykorzystać na całego.
-Okey, masz rację- powiedział przeciągle.- W takim,razie idźmy jutro do Hogsmead. Razem- dokończył.
Obserwując wyraz twarzy Hermiony, która zapewne rozważała wszystkie za i przeciw, wzmocnił uścisk, ttm samym przyciągając czarownicę bliżej siebie.
-W porządku- odpowiedziała.
-Prawidłowa odpowiedź, panno Granger- odparł i z cwanym uśmiechem pochylił się nad Herm.
Ale cokolwiek chciał zrobić, nie zrobił tego, ponieważ oboje poczuli, jak jakieś zaklęcie w nich uderzyło, tym samym rozdzielając ich od siebie.
Zdezorientowani rozejrzeli się po klasie i zobaczyli zdenerwowaną nauczycielkę Transmutacji, trzymającą jeszcze różdżkę w górze.
Ups.
-Przepraszam, że wam przerywam, ale nie wiem czy wiecie, jesteście w klasie. Na lekcji- powiedziała zła.
Ponownie wszyscy uczniowie patrzyli tylko i wyłącznie na nich.
Miona wbrew sobie zarumieniła się lekko. Natomiast Draco uśmiechał się szeroko. Był już tak blisko.
-Przepraszamy, nie zauważyliśmy- odparła kwaśno i wstała z podłogi. -Cofnij to zaklęcie, bo już trochę kręci mi się w głowie- zwróciła się do "szatyna", który o dziwo był bledszy niż zwykle.
-Nie tylko tobie- mruknął do siebie.- Nie pamiętam zaklęcia- odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem. Ma za swoje, ta jedza.
-Nie kłam, Malfoy. Cofnij zaklęcie- powiedziała twardo. Przecież nie będzie chodziła po szkole z takimi oczami.
-Ja przecież nigdy nie kłamię.- Oparł się o ławkę. Wciąż nie poszedł do pielęgniarki z tym zadrapaniem.
-Jak to n... Wszystko w porządku?- spytała, przyglądając się Ślizgonowi.
-Tak, czemu pytasz?- Spostrzegawcza.
Miona zamyśliła się na chwilę. Po chwili na jej usta wkradł się złośliwy uśmiech.
-No wiesz, chciałeś mnie pocałować.- Spoglądała na chłopaka.
-Zdawało ci się, Hermiono.- odpowiedział i wyprostował się.
-Nie prawda.- Pokręciła głową i zrobiła krok w tył.
-Skoro tak twierdzisz, to dlaczego się nie odsunęłaś?- spytał i triumfalnie się uśmiechnął.
Herm na chwilę się zmieszała, jednak szybko odpowiedziała.
-Trzymałeś mnie, więc nie miałam jak.- Zrobiła kolejmy krok w tył, gdy zauważyła, że chłopak robi kroki w jej stronę.
-Ściemniasz. Aż tak bardzo tego chciałaś?- spytał i uśmiechnął się szeroko, robiąc kilka kroków w jej stronę.
-Nie gadaj głupot, Draco. I nie zbliżaj się do mnie, ty molestańcie [nie wiem czy jest takie słowo xd~ dop. Aut.] jeden- syknęła.
Gdy ta wymijała chłopaka, aby spakować swoje rzeczy do torby, ponieważ niedługo miał zadzwonić dzwonek, ten oczywiście musiał wykazać się swoim ślizgońskim charakterem, dlatego też złapał dziewczynę za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę.
-Malfoy!- pisnęła i odpychała chłopaka od siebie.
-A gdzie "Draco", co?- zacytował ją.
-No naprawdę, bardzo śmieszne- sarknęła.
-Mnie trochę to bawi- powiedział i tym razem tylko dla zdenerwowania "blondynki" ponownie nachylił się w jej stronę.
-Całuj książkę, kędziorku.- Uśmiechnęła się do siebie, przystawiając podręcznik od Transmutacji do nosa chłopaka.
-Jędza- syknął i rozmasowując sobie nos, puścił dziewczynę, która z triumfalnym uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę ławki.
Czekoladowooki musiał przyznać, że ta lekcja była dość ciekawa. A następne będą jeszcze ciekawsze. Pozostały jeszcze Eliksiry i Zielarstwo. Tyle możliwości.
-Ej, Hermiona- zawołał za nią.
Miona odwróciła się w jego kierunku, ale od razu zamknęła oczy. Po chwili je otworzyła i widziała w normalnych kolorach. Nareszcie
-A gdzie "dziękuję"?- spytał, podchodząc do niej.
-Nie zasłużyłeś- westchnęła, po czym zarzuciła torbę na ramię, a następnie ruszyła w stronę drzwi, gdyż zadzwonił dzwonek.
***
Minerva McGonagall jako ostatnia wyszła z sali. Nie podobało jej się zachowanie byłych Prefektów Naczelnych. To oczywiste, że oni robią to wszystko, aby się zemścić. Jednak mimo to nie podobają jej się relacje Dracona i Hermiony. To zbyt... niecodzienne. Dlatego też wie, że ta dwójka zapewne ma całą mase pomysłów na najbliższe kilka dni. Szkoda tylko, że zapomnieli, że to ona jest tu dyrektorką i ma nad nimi przewagę. To ona musi wybrać kolejnych Prefektów Naczelnych oraz wyznacza szlabany. A o ile pamiętała, to panna Granger miała niedługo urodziny, więc szkoda by było, gdyby miała cały dzień zajęty...
Teraz należy uprzedzić tylko nauczycieli.
~**~
Rozdział strasznie krótki, ale miałam tylko dwa dni na napisanie go, bo nie miałam wcześniej kompletnie czasu. Pocieszę Was jednak, że następny będzie duużo dłuższy, bo muszę sporo opisać :3 Mam nadzieję, że wybaczacie :) Błędy są, bo rozdział niesprawdzony i dodatkowo pisany na telefonie jedna reka :/ Szczerze mowiac to szkoda mi McGonagall, bo bardzo ją lubię :( Aaa, nic nie mówię!
A teraz z innej beczki :D
Konkurs się zaczął, więc można głosować. Nikogo nie zmuszam, bo jest to konkurs sms-owy. Mozna oddac jeden glos z jednego numeru, koszt sms to 1,23 numer 7122 o tresci : "K00265" :3 Pieniądze zebrane z tych wszyyystkich głosów zostanną oddane łódzkiej fundacji Gajusz, która wspiera hospicjum dla osieroconych dzieci.
Koniec innej beczki :D
Ferie są, więc będę starała się częściej coś pisać :> No, to tyle ;)
"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie" ~ Joanne Kathleen Rowling
czwartek, 30 stycznia 2014
34. "Jak poskromić Lwa"
niedziela, 26 stycznia 2014
33. "Ognista ponad wszystko"
http://www.blogroku.pl/2013/kategorie/harry-potter-tyle-lze-trocha-inaczej-,6rh,blog.html
Hej! :3 Jejku, uwielbiam Was! Te wszystkie miłe komentarze, taka liczba wyświetleń... szok! Gdy miałam w planach zakładanie bloga nie pomyślałabym nigdy o czymś takim o.O Jesteście wspaniałe! ♥ Tamten rozdział miał być taki Ślizgoński, dlatego nie było za dużo Dramione czy coś, ale teraz heheh :3 I odpowiem na pytanie niektórych :D Nie, to nie ma nic wspólnego ze 'Słodkimi Kłamstewkami' :O
Nie przedłużam, napiszę na koniec :D Zapraszam do czytania :3
~**~
-Diable, musimy potem pogadać- mruknął Draco pod nosem, zapinając torbę.Hej! :3 Jejku, uwielbiam Was! Te wszystkie miłe komentarze, taka liczba wyświetleń... szok! Gdy miałam w planach zakładanie bloga nie pomyślałabym nigdy o czymś takim o.O Jesteście wspaniałe! ♥ Tamten rozdział miał być taki Ślizgoński, dlatego nie było za dużo Dramione czy coś, ale teraz heheh :3 I odpowiem na pytanie niektórych :D Nie, to nie ma nic wspólnego ze 'Słodkimi Kłamstewkami' :O
Nie przedłużam, napiszę na koniec :D Zapraszam do czytania :3
~**~
Noc pełna wrażeń minęła. To był jeden z najdziwniejszych dni w Hogwarcie.
Ginny przebudziły jakieś hałasy obok. Z początku nie chciała otwierać oczu, bo jakoś nie miała ochoty na pójście na lekcje, jednak w końcu przezwyciężyła zmęczenie.
Jeszcze zaspana rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. To zdecydowanie nie było jej dormitorium w wieży Gryffindoru. Ściany miały kolor ciemnej zieleni, a szary dywan częściowo pokrywał ciemne panele. Cztery łóżka z zieloną pościelą miały zasłonięte kotary. Zaraz... Cztery łóżka? A nie pięć? Rozejrzała się jeszcze raz. Oczywiście. Ona spała w piątym łóżku. I była w dormitorium Ślizgonów. Super.
Spojrzała na siebie. Usnęła w ubraniach, bo wciąż miała na sobie mundurek z barwami Gryffindoru. Ale jak...? I w jednej chwili powróciły do niej wspomnienia z poprzedniego wieczoru/nocy.
Była w bibliotece odrobić zadanie z Eliksirów, potem nagle światła zgasły. Próbowała wyjść z biblioteki, bo ktoś jeszcze tam był. Drzwi nie chciały się otworzyć, a tajemniczy ktoś się do niej zbliżał. Raczej tajemnicza ktosiowa, bo ta osoba miała włosy związane w wysokiego kucyka. Chyba, że jej się wydawało. Pamiętała jak desperacko kopała w drzwi i jaka panika ją wtedy ogarnęła. Potem w końcu na ratunek przyszedł jej Blaise. Wybiegła jak oparzona z ciemnego pomieszczenia, wprost w ramiona bruneta, który zabrał ją do lochów. Potem rozmawiali.
Gin podciągnęła kołdrę pod samą brodę i spojrzała na miejsce obok. Pusto. Wyglądało to tak, jakby ona sama tu spała. To gdzie w takim razie podziewał się jej wybawca?
-Blaise?- spytała cicho w przestrzeń. Po chwili usłyszała to samo.
Zdziwiona spojrzała na podłogę.
-O kurczę- mruknęła.
Zabini rozłożył sobie posłanie na dywanie, obok swojego łóżka, zajmowanego przez rudowłosą. Chyba nie spał od dłuższego czasu. Był już ubrany w mundurek i posyłał dziewczynie rozbawione spojrzenie.
-Zdziwiona?- spytał, a ona powtórzyła.
-Trochę- powiedziała i opuściła nogi na dywan. Po chwili brązowooki powiedział dokładnie to samo.
[nie będę co chwile pisała, że 'Bliaise/Ruda powiedzieli po chwili to samo.' czy coś, bo to trochę nużące. Póki co oni mówią to samo, opiszę moment kiedy to wszystko się skończy. Będę prowadziła ich dialogi, jednak bez tego wcześniejszego przykładu. Pamiętajcie tylko, że oni mówią to samo :D~ Dop. Aut/]
Chłopak wyciągnął się rozkosznie, po czym wstał i zajął miejsce obok Gryfonki.
-Całą noc tu- wskazała na dywan.- spałeś?- spytała i zawiązała mocniej swój krawat.
-A co? Myślałaś, że jak zaśniesz to wejdę ci pod kołdrę i cię zgwałcę?- Posłał jej rozbawione spojrzenie.
Na twarzy panny Weasley pojawiły się lekkie rumieńce. Trochę tak myślała, że może chłopak będzie chciał wykorzystać sytuację, jednak w końcu się uspokoiła i spokojnie zasnęła.
-Jesteś okropny- powiedziała i przetarła oczy piąstkami.- Która godzina?- spytała po chwili i spojrzała na wciąż rozbawionego Blaise'a.
-Gdzieś po ósmej?- odparł i spojrzał na pozostałe łóżka. Kotary wciąż były zasłonięte.
-Czyli dzisiejszy dzień zaczynamy bez śniadania- westchnęła ciężko i wstała z łóżka.
-Opowiesz mi dzisiaj dokładnie o tym, co się wczoraj wydarzyło? Bo twoja opowieść była dość... chaotyczna- powiedział po chwili i również wstał.
Ruda wygładziła swoją spódnicę, po czym odpowiedziała.
-Może tak, może nie- odparła wymijająco. Najpierw musi sobie to wszystko poukładać w głowie.
-No wiesz! Ja ci uratowałem skórę, więc chyba mi się coś należy- oburzył się.
-Zobaczymy- powiedziała w końcu na odczepnego i wzięła torbę z podłogi.- Co to jest?- spytała samą siebie, patrząc podejrzliwie na swoją torbę.
Weasley'ówna wzięła ją i otworzyła, a jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. W środku znajdowała się... różdżka. Jej różdżka. Ta sama, którą wczoraj zgubiła w bibliotece. A raczej ktoś jej ją zabrał.
-Wróciłeś po nią?- spytała Diabła, który patrzył na nią pytającym wzrokiem.
-Nie.- Pokręcił przecząco głową.- Wiewióra, co się dzieje?- spytał, kiedy przez twarz dziewczyny przemknął dziwny cień.
Gin odwróciła głowę i uparcie patrzyła na jakiś punkt na ścianie. Przecież nie będzie się na wszystko użalać, jak jakaś ośmiolatka. [nikogo nie obrażam ;d ~dop. aut] Jest prawie dorosła, musi sama sobie radzić z problemami. Chciała być w klasie starszej, to jest. Teraz też będzie ignorowała te głupie liściki. Ktoś po prostu robi sobie z niej żarty i tyle. Fakt, to wcale nie jest śmieszne, ale wiadomo, każdy ma inne poczucie humoru. Po prostu ktoś jest zazdrosny, że tak dobrze dogaduje się z Hermioną i... Zabinim? Fakt, niepokojąca była ta laleczka voodoo, ale nic jej się nie stało... No, nie licząc tej dość strasznej sytuacji w bibliotece. Poza tym, wszystko jest w porządku.
-Nic się nie dzieje- powiedziała zdumiona i spojrzała na chłopaka już całkowicie opanowana. Nie ma zamiaru wszystkich niepotrzebnie niepokoić.
-Jesteś pewna?- Oparł się o łóżko i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
-Tak- odparła zniecierpliwiona.- Musimy wziąć się w końcu za sprawę tej Jea...- Chciała zmienić temat, kiedy ten ją uciszył gestem ręki. -Nie uciszaj mnie!- warknęła.
-Diable, cicho bądź. Ludzie próbują spać!- Usłyszeli.
Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. Kolejne łóżko miało odsłonięte kotary. Mats mierzył ich groźnym spojrzeniem. Jego brązowe włosy były w totalnym nieładzie, nie wspominając już o jego ubraniach. Szatyn chyba również zasnął w mundurku, bo jego zielono-srebrny krawat ledwo się trzymał, a biała koszula była cała odpięta, dzięki czemu Ruda mogła zobaczyć dobrze zbudowaną klatę chłopaka. Tylko czarne spodnie były nienaruszone. Chwała Merlinowi za to, biorąc pod uwagę, że nie był sam.
-Weź się ubierz, stary- rzucił Blaise, słysząc chichot Ginny.
-Jestem u siebie- burknął Ślizgon i ponownie zasłonił kotary.
-Miły Mats, to nie z rana- powiedziała rudowłosa wesoło.
Nim jednak zaczęli kontynuować rozmowę, ponownie usłyszeli jakieś zamieszanie. I ponownie następny Ślizgon posłał im zniecierpliwione spojrzenie.
Draco wcale nie wyglądał lepiej od przyjaciela. Jego również brązowe włosy wyglądały, jakby chłopak miał styczność z huraganem. Na jego twarzy malowało się zmęczenie. Był o tyle "lepszy" od Bella, że wcale nie miał koszuli. On również miał czym się pochwalić. Jego tors był dobrze zbudowany, a jego mięśnie były bardzo widoczne.
-Kolejny imprezowicz się obudził- burknął brunet.
-Diable, stój dziób- powiedział zaspany Draco i sięgnął po swoją koszulę, która leżała przy łóżku.
-A to moja wina, że wypiliście całe dwie butelki Ognistej Whiskey?- powiedział Blaise na chwilę zapominając, że Ruda stoi obok niego, nadstawiając uszy.
-Ognista ponad wszystko- mruknął Malfoy i zaczął ubierać górną część garderoby.
Ginny uniosła lekko brwi. Whiskey- jedna z ważniejszych rzeczy, tak? Ciekawe... Będzie musiała pogadać z Hermioną.
Smok chyba czytając w myślach Gryfonki, spojrzał z lekkim popłochem na bruneta.
-My mieliśmy chwilę słabości, a ty już sprowadzasz Weasley do dormitorium na noc- powiedział i zabrał swoje rzeczy, aby udać się do łazienki.
Bursztynooka prychnęła głośno. Czy oni myślą, że wszystkie dziewczyny w Hogwarcie się nie szanują? Ona rozumie, że ich wiedza opiera się głównie na Ślizgonkach, ale to nie jej wina, że te gady tak się zachowują. -Jesteście okropni- oburzyła się Ginny i poprawiła torbę na ramieniu.
-Urok Ślizgonów- odezwał się Mats, który wygrzebał się w końcu ze swojego łóżka i ruszył w stronę barku.
Oboje śledzili go wzrokiem.
-Nie za dużo, stary?- spytał Blaise, kiedy przyjaciel szukał czegoś w ich skarbnicy alkoholu.
-Szukam eliksiru, gamoniu- burknął i kontynuował poszukiwania.
Ognista ponad wszystko. Czy to może w czymś pomóc Herm? Z tego, co mówiła, to wynikało, że Malfoy i reszta mają jakiś cel w zadawaniu się z nimi. Właściwie to tylko z Hermioną. To wszystko jest takie dziwne. I jeszcze ta rozmowa z Blaise'm wczoraj. Czy to oznacza, że jakiś wariat przebywa w zamku? I czy serio każde z nich zrobiło coś, aby temu komuś zaszkodzić? Jakoś nie przypominała sobie żadnej takiej sytuacji. Przez ostatnie lata każdy walczył z poplecznikami Voldemorta i nim samym. I czy powinna powiedzieć Zabiniemu o tych liścikach adresowanych do niej? Jeśli dostanie jeszcze jedną wiadomość, to wtedy mu powie! Tak, to dobry pomysł.
-Malfoy, złotowłosa księżniczko, pośpiesz się!- zawołał Mats. Chyba kac mu nie służy.
-Ślizgoni- mruknęła Gin pod nosem i usiadła na ramie łóżka. Nie ma zamiaru wracać sama na lekcje. Poza tym chce jeszcze coś obgadać z Diabłem.
-Ginny, jak ci się spało?- spytał szatyn, który dostał nagle olśnienia.
Gryfonka zmierzyła go uważnym spojrzeniem, próbując wyczuć jakiś podstęp. -Okey. A tobie?- spytała podejrzliwie.
Na twarz zielonookiego wpełzł lekki uśmiech.
-Nie pamiętam- odparł na odczepnego i układał w głowie to, co chciałby powiedzieć.- Znasz większość Gryfonek, prawda?- spytał.
-No, proszę- mruknął Blaise, który chyba zrozumiał o co chodzi przyjacielowi.
-Tak, raczej tak.- Odrzuciła swoje płomiennorude włosy do tyłu. Co tu się dzieje?
-A...Kojarzysz może jakąś blondynkę, no nie wiem, gdzieś może w twoim, Hermiony wieku?- spytał, niby od niechcenia. Jak wszyscy korzystają z życia, to on też. A co! [hah, nasuwa mi się do tego zdania, słowo YOLO ;_; ~Dop. Aut.]
Weasley'ówna posłała mu lekko rozbawione spojrzenie. Czyżby jakaś Gryfonka wpadła mu w oko? Ale czy jest taka? Lavender Brown była blondynką, ale ona nie żyje, Rebecca Roth, jednak ona przyjaźni się z Jade, więc to zdecydowanie nie jest najlepsza kandydatka, Cassie Martin, choć ona była kompletnym przeciwieństwem Ślizgonów, więc to też chyba nie najlepszy pomysł, lecz przeciwieństwa się przyciągają. Z takich normalniejszych dziewczyn to jeszcze Chelsea North, jednak ona chyba coś kręci z Nevillem. I jest jeszcze Emma i Madison. One są w porządku. Z takich ładniejszych Gryfonek, które mogłyby wpaść Matsowi w oko to jest jeszcze jedna. Ale nie, nie, nie. Fu. Nie. Emma i Madison. Zdecydowanie.
-Kojarzę- odpowiedziała w końcu.
-W twoim wieku?- spytał, a jego oczy zaświeciły od podekscytowania.
-Tak.- Skinęła głową.
-Świetnie!- Klasnął w dłonie.
-Powodzenia- powiedziała Gin, posyłając mu lekki uśmiech. A może by tak odpuścić sobie dzisiejsze lekcje?
Nim szatyn zdążył odpowiedzieć, drzwi od łazienki się otworzyły i wyszedł z nich w miarę ogarnięty Draco.
-Dobrze, że nie maa tu Nott'a i Higgsa, bo wtedy byłoby już kompletne zamieszanie- burknął Smok pod nosem i ruszył w stronę swojego łóżka, aby pozbierać podręczniki.
-Bo normalni ludzie jedzą teraz śniadanie- powiedziała Ruda, jednak chłopcy chyba nie zwracali na nią uwagi. Co za idioci.
-Kolejny imprezowicz się obudził- burknął brunet.
-Diable, stój dziób- powiedział zaspany Draco i sięgnął po swoją koszulę, która leżała przy łóżku.
-A to moja wina, że wypiliście całe dwie butelki Ognistej Whiskey?- powiedział Blaise na chwilę zapominając, że Ruda stoi obok niego, nadstawiając uszy.
-Ognista ponad wszystko- mruknął Malfoy i zaczął ubierać górną część garderoby.
Ginny uniosła lekko brwi. Whiskey- jedna z ważniejszych rzeczy, tak? Ciekawe... Będzie musiała pogadać z Hermioną.
Smok chyba czytając w myślach Gryfonki, spojrzał z lekkim popłochem na bruneta.
-My mieliśmy chwilę słabości, a ty już sprowadzasz Weasley do dormitorium na noc- powiedział i zabrał swoje rzeczy, aby udać się do łazienki.
Bursztynooka prychnęła głośno. Czy oni myślą, że wszystkie dziewczyny w Hogwarcie się nie szanują? Ona rozumie, że ich wiedza opiera się głównie na Ślizgonkach, ale to nie jej wina, że te gady tak się zachowują. -Jesteście okropni- oburzyła się Ginny i poprawiła torbę na ramieniu.
-Urok Ślizgonów- odezwał się Mats, który wygrzebał się w końcu ze swojego łóżka i ruszył w stronę barku.
Oboje śledzili go wzrokiem.
-Nie za dużo, stary?- spytał Blaise, kiedy przyjaciel szukał czegoś w ich skarbnicy alkoholu.
-Szukam eliksiru, gamoniu- burknął i kontynuował poszukiwania.
Ognista ponad wszystko. Czy to może w czymś pomóc Herm? Z tego, co mówiła, to wynikało, że Malfoy i reszta mają jakiś cel w zadawaniu się z nimi. Właściwie to tylko z Hermioną. To wszystko jest takie dziwne. I jeszcze ta rozmowa z Blaise'm wczoraj. Czy to oznacza, że jakiś wariat przebywa w zamku? I czy serio każde z nich zrobiło coś, aby temu komuś zaszkodzić? Jakoś nie przypominała sobie żadnej takiej sytuacji. Przez ostatnie lata każdy walczył z poplecznikami Voldemorta i nim samym. I czy powinna powiedzieć Zabiniemu o tych liścikach adresowanych do niej? Jeśli dostanie jeszcze jedną wiadomość, to wtedy mu powie! Tak, to dobry pomysł.
-Malfoy, złotowłosa księżniczko, pośpiesz się!- zawołał Mats. Chyba kac mu nie służy.
-Ślizgoni- mruknęła Gin pod nosem i usiadła na ramie łóżka. Nie ma zamiaru wracać sama na lekcje. Poza tym chce jeszcze coś obgadać z Diabłem.
-Ginny, jak ci się spało?- spytał szatyn, który dostał nagle olśnienia.
Gryfonka zmierzyła go uważnym spojrzeniem, próbując wyczuć jakiś podstęp. -Okey. A tobie?- spytała podejrzliwie.
Na twarz zielonookiego wpełzł lekki uśmiech.
-Nie pamiętam- odparł na odczepnego i układał w głowie to, co chciałby powiedzieć.- Znasz większość Gryfonek, prawda?- spytał.
-No, proszę- mruknął Blaise, który chyba zrozumiał o co chodzi przyjacielowi.
-Tak, raczej tak.- Odrzuciła swoje płomiennorude włosy do tyłu. Co tu się dzieje?
-A...Kojarzysz może jakąś blondynkę, no nie wiem, gdzieś może w twoim, Hermiony wieku?- spytał, niby od niechcenia. Jak wszyscy korzystają z życia, to on też. A co! [hah, nasuwa mi się do tego zdania, słowo YOLO ;_; ~Dop. Aut.]
Weasley'ówna posłała mu lekko rozbawione spojrzenie. Czyżby jakaś Gryfonka wpadła mu w oko? Ale czy jest taka? Lavender Brown była blondynką, ale ona nie żyje, Rebecca Roth, jednak ona przyjaźni się z Jade, więc to zdecydowanie nie jest najlepsza kandydatka, Cassie Martin, choć ona była kompletnym przeciwieństwem Ślizgonów, więc to też chyba nie najlepszy pomysł, lecz przeciwieństwa się przyciągają. Z takich normalniejszych dziewczyn to jeszcze Chelsea North, jednak ona chyba coś kręci z Nevillem. I jest jeszcze Emma i Madison. One są w porządku. Z takich ładniejszych Gryfonek, które mogłyby wpaść Matsowi w oko to jest jeszcze jedna. Ale nie, nie, nie. Fu. Nie. Emma i Madison. Zdecydowanie.
-Kojarzę- odpowiedziała w końcu.
-W twoim wieku?- spytał, a jego oczy zaświeciły od podekscytowania.
-Tak.- Skinęła głową.
-Świetnie!- Klasnął w dłonie.
-Powodzenia- powiedziała Gin, posyłając mu lekki uśmiech. A może by tak odpuścić sobie dzisiejsze lekcje?
Nim szatyn zdążył odpowiedzieć, drzwi od łazienki się otworzyły i wyszedł z nich w miarę ogarnięty Draco.
-Dobrze, że nie maa tu Nott'a i Higgsa, bo wtedy byłoby już kompletne zamieszanie- burknął Smok pod nosem i ruszył w stronę swojego łóżka, aby pozbierać podręczniki.
-Bo normalni ludzie jedzą teraz śniadanie- powiedziała Ruda, jednak chłopcy chyba nie zwracali na nią uwagi. Co za idioci.
Zab skinął głową. Ten rok i tak będzie ciekawy ze względu na ten zakład, ale oczywiście oni muszą pokutować za Merlin wie co i teraz mają na głowie jakiegoś wariata.
-Może jutro w Hogsmeade?- spytał Malfoy i poprawił swój zielono-srebrny krawat.
-Szlaban- burknął Diabeł, a Ginny szeroko się uśmiechnęła. Doskonale pamiętała dlaczego chłopak dostał ten szlaban.- Z resztą, o ile się nie mylę to ty, Smoku, też masz jutro zaplanowany dzień, dzięki McGonagall.- Skoro on ma mieć zawaloną sobotę, to musi być jakaś sorawiedliwość na tym świecie.
Draco posłał mu zwycięski uśmiech.
-McGonagall odwołała ten nasz szlaban ze względu na to, co się stało na ostatnim.
Ruda miała wrażenie, że powietrze w dormitorium zrobiło się nagle lodowate i ciężkie, przez co trudniej było jej oddychać. No tak, przecież Miona również miała nieprzyjemną sytuację w bibliotece. Oj, chyba musi zacząć prowadzić dziennik, w którym to wszystko będzie sobie rozpisywać. Chociaż nie, dziennika nie. Coś innego.
-Z drogi- powiedział Mats, który szedł w stronę łazienki.
Obaj czarodzieje zrobili mu przejście, a oczy "szatyna" błysnęły "złowrogo". Zaraz potem, kiedy drzwi się zamknęły, "brązowooki" wyjął swoją różdżkę i celując nią w zamek od kluczy, mruknął do siebie jakieś zaklęcie. Po chwili dało się słyszeć głośny szczęk zamka i ciche wulgaryzmy Matsa.
-Draco!- warknął Bell i zaczął szarpać za klamkę, jednak drzwi nie ustępowały.
-Nic do ciebie, stary, nie mam, ale na mojej kuzynce rąk się nie kładzie- powiedział Smok i upewniając się, że różdżka zielonookiego spoczywa w jego kieszeni, ruszył na lekcje.- Za dziesięć minut zaczyna się Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, więc powiem, że się spóźnisz- zawołał i otworzył dormitorium.- Albo wcale nie przyjdziesz- dodał i wyszedł.
-Cieszę się, że się z wami nie przyjaźnię- powiedziała Ginny, która obserwowała całą tę sytuację z lekkim rozbawieniem. Jak dzieci.
-No wiesz co.- Diabeł teatralnie złapał się za serce, nie reagując na warczenie Matsa.- To się może zmienić- powiedział z szerokim uśmiechem i objął dziewczynę jednym ramieniem.
-Mam już wystarczająco problemów na głowie- odparła kwaśno.
-Ślizgoni to nie tylko same problemy- żachnął się.
-Jak to nie?- Uniosła brwi do góry i uśmiechnęła się lekko.
-Gryfoni i ich stereotypy.- Przewrócił oczami i wyjął różdżkę z tylnej kieszeni.- Alohomora- powiedział, celując w zamek, który od razu pozwolił wyjść zdenerwowanemu Ślizgonowi z łazienki.- Widzisz? Nie jestem taki zły.- Schował różdżkę.
-Dopadnę go- mruknął Mats i chwycił swoją torbę, po czym ruszył śladami Smoka, po drodze poprawiając swój mundurek.- Dzięki, Ginny- rzucił na odchodne, posyłając jej uśmiech.
-To ja cię uwolniłem, p r z y j a c i e l u!- zawołał oburzony Blaise za chłopakiem, który już zniknął z pokoju.
Ruda zaśmiała się cicho. Rzeczywiście, jak dzieci. Jednak przypomniała sobie coś i otworzyła szerzej oczy.
-Mówiłeś, że jest po ósmej!- syknęła ruszyła w stronę drzwi.
-No, bo jest- odparł z doskonałym humorem.
-Szkoda, że jest już dziewiąta- zironizowała i wyszła z pokoju.- NO CHODŹ!- warknęła do chłopaka, który nie ruszył się z miejsca.
-I tak już nie zdążymy na pierwszą lekcję- powiedział powoli. On zdecydowanie bardziej wolał skorzystać z okazji, że został sam z Rudą.
-ZABINI!
-No idę- mruknął i wyszedł z dormitorium.
Weasley'ówna obrzuciła go zdenerwowanym spojrzeniem, a kiedy ten w końcu się z nią zrównał westchnęła cicho. Jak jeden człowiek może być aż tak irytujący?
-To co? Opowiesz mi, co się wczoraj stało?- ponowił pytanie i objął dziewczynę ramieniem.
Gin uniosła brwi do góry. Aż taki pewny siebie?
-Jeśli będziesz trzymał ręce przy sobie, to może czegoś tam się dowiesz.- Strąciła jego ramię. Nie da się tak łatwo. Musi się trochę natrudzić.
Blaise uniósł ręce w geście kapitulacji i spojrzał na nią z tajemniczym błyskiem.
-A mi się wydawało, że podoba ci się, jak n i e trzymam rąk przy sobie- mruknął i zastawił dziewczynie drogę.
Ginny prychnęła głośno. Może rzeczywiście nie ma sensu iść na tą pierwszą lekcję?
-Tobie tylko jedno w głowie.- Spróbowała go wyminąć, jednak Zab robił to samo co ona.
Brązowooka zacisnęła usta. Nie uda mu się jej sprowokować. Nawet niech na to nie liczy.
-Przesuniesz się, Blaise?- spytała słodkim głosem.
Chłopak udał zamyślonego, a po chwili odpowiedział cicho.
-Nie.
Oj, cienka linia do wybuchu. Spokój. Wdech, wydech.
-Mam rozumieć, że chcesz coś w zamian?- spytała zrezygnowana.
-O, nie! Ostatnim razem to mnie ugryzłaś. Ja rozumiem, że masz ognisty temperament, jednak mimo wszystko powinnaś go jakoś hamować- powiedział szybko.
-Nie zachowuj się, jak dziecko. Przepuść mnie i chodźmy na te lekcje- odparła zrezygnowana.
-Coś dzisiaj przygasłaś- stwierdził chłopak i już dla świętego spokoju stanął obok dziewczyny.
-Ty za to ostatnio jesteś coraz bardziej denerwujący- stwierdziła zgryźliwie i ponownie ruszyła w stronę błoni.
-Staram się.- Wypiął dumnie pierś.
Gryfonka przewróciła oczami. Coś nie ma humoru dzisiaj przez wczorajszą akcję. Za dużo ma na głowie.
Oboje w tym samym momencie skręcili w jeden z korytarzy prowadzących na skróty.
-Wiem, że wczoraj za wiele nie ustaliliśmy, jednak uważam, że Greengrass może mieć z tym coś wspólnego- odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
-Czemu tak myślisz?- spytał, przepuszczając ją w drzwiach.
-Oh, no nie wiem- zironizowała.- Może dlatego, że ta wiedźma mnie nienawidzi? I to ze wzajemnością. Albo dlatego, że ostatnio próbowała we mnie rzucić jakimś czarnomagicznym zaklęciem? Swoją drogą, czemu żaden nauczyciel nic z tym nie zrobił?- Spojrzała na niego pytająco.
Ona była na milion procent pewna, że to ta... Ślizgonka ma w tym wszystkim czynny udział. I tu wcale nie chodzi o to, że obie pałają do siebie ogromną niechęcią. Po prostu tamta na pewno chciałaby, aby jej się coś stało. Po tamtym... Ugh, miała nie wspominać! W każdym razie to jedyna osoba, która przychodzi jej na myśl.
-Nie jesteś przypadkiem do niej... uprzedzona?- spytał ostrożnie, odsuwając się od Gin. Tak na wszelki wypadek.
Gryfonka posłała mu wściekłe spojrzenie.
-Słucham?- spytała zdenerwowana.
-No wiesz- zaczął rzeczowym tonem.- Jakby to powiedzieć. Nie lubicie się, więc według mnie na siłę szukasz w niej winowajcy- odparł szybko.
Ginny zamrugała. Ktoś "poluje" na nią, bo tak to chyba można nazwać, a on jej mówi, że ona to wszystko sobie wymyśliła? Wow, jak miło mieć wsparcie.
-Okey- powiedziała chłodno i przyspieszyła kroku.
-Nie wygłupiaj się, Ruda- zawołał Blaise za nią i starał się z nią zrównać.
Dziewczyna go zignorowała. Skoro on jej nie wierzy, to już nie jej problem! Ona wie swoje. Greengrass macza w tym palce. Ona jej n i e n a w i d z i. I to tak naprawdę mocno. Kiedy Ślizgon stanął obok Gryfonki. Ta tylko głośno prychnęła i odrzuciła swoje płomienne włosy do tyłu.
-Teraz się obrazisz?- spytał Zabini, który spojrzał na nią z pobłażaniem.
-Nie- odparła krótko i gwałtownie skręciła w inny korytarz.
-Przecież ja nic złego nie powiedziałem.- Próbował się bronić. Chcesz dobrze, a i tak wyjdzie źle.
-Oczywiście, że nie- sarknęła i z dumnie uniesioną głową ruszyła przodem.
Blaise przewrócił teatralnie oczami. Co za kobieta. Gryfonki są nieznośne. Biedny Draco... Chociaż... Nie, jednak nie. Brunet wyciągnął rękę do przodu i zatrzymał brązowooką.
-Ej!- syknęła i wyszarpnęła się z jego uścisku.
-Nie przesadzaj, Ruda. Powiedziałem tylko, że może bezpodstawnie oskarżasz Astorie.- Posłał jej zniecierpliwione spojrzenie.
Gin uniosła lekko brwi do góry.
-Astorie?- spytała zdziwiona.- Mam ci wymienić, dlaczego ją podejrzewam?- spytała już trochę wkurzona.
-Podejrzenia to trochę za mało. To jest poważna sprawa.
-DOBRZE! TO NIE PODEJRZENIA, TYLKO DLACZEGO JESTEM PEWNA!- warknęła. Ta rozmowa nie nadaje się do tego, aby przeprowadzić ją na korytarzu, ale najwyraźniej jest do tego zmuszona.
-Proszę, wymień.- Ślizgon również zaczynał się już irytować.
-Pomijając fakt, że chciała mnie przekląć na k o r y t a r z u oraz, że ktoś bardzo podobny do niej, był wczoraj w bibliotece, to jest jeszcze milion takich sytuacji! Musiałabym opowiedzieć kilkanaście miesięcy!
Brązowookiego to zaciekawiło. Co takiego Ginny musiała zrobić, żeby aż tak zajść za skórę Ślizgonce? W sumie, to przy jej ognistym charakterze wszystko jest możliwe.
-Proszę bardzo. Mam czas.- Wzruszył ramionami.
Dziewczyna zamrugała kilka razy.
-O, już mi wierzysz?- zironizowała.
Chłopak westchnął cicho.
-Nie powiedziałem, że tak. Po prostu...- Nie dokończył, ponieważ ugryzł się trochę za późno w język.
No to tego się nie spodziewała. Miło jest wiedzieć, że Zabini uważa ją za wariatkę, która wszystko wyolbrzymia i boi się własnego cienia. Szkoda tylko, że to wyłącznie jego zdanie. Bo przecież, ona naprawdę wierzy, że to ta... dziewczyna macza w tym wszystkim te swoje paluchy.
Nim jednak zdążyła jeszcze coś powiedzieć, poczuła jak ktoś mocno szarpnął ją w przód, a chwilę potem usłyszała głośny huk.
Zdezorientowana spojrzała wokół siebie, po czym zobaczyła zaciśniętą wokół jej nadgarstka rękę Diabła, który patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Podążyła za jego spojrzeniem i ujrzała roztrzaskany na posadzce, dokładnie w tym samym miejscy co przed chwilą stała, marmurowy posąg. Otworzyła szerzej oczy i przysunęła się trochę bliżej czarodzieja.
-Nadal myślisz, że wymyślam?- spytała i przełknęła głośno ślinę.
-Chodźmy na te błonia- mruknął wciąż zdziwiony i pociągnął dziewczynę za sobą.
***
Spało jej się koszmarnie. Całą noc bolała ją głowa i ramię. Kilka razy kusiło ją, aby pójść do pielęgniarki, albo już do tego Malfoy'a po tamtą maść, jednak za każdym razem rezygnowała z tego pomysłu. Nie będzie cały czas się nad sobą użalać. Miała już gorsze dolegliwości. Dlatego teraz na pół-przytomna stała w kręgu uczniów, którzy uważnie słuchali Hagrida.
-No, to do roboty! Która para najlepiej sobie poradzi ze swoimi bahankami, otrzyma nagrodę- zagadnął ich dziarsko i patrzył, jak uczniowie ze skwaszonymi minami idą wykonać polecenie.
Hermiona ze zmarnowaną miną podeszła do "szatyna", który również nie wyglądał najlepiej.
-Ciężka noc?- spytali w tym samym czasie, a później spojrzeli na siebie spod przymrużonych powiek.- Miejmy to za sobą. Przy okazji, może jakoś zaczniemy wracać do normalnego wyglądu- mruknęła Herm i ruszyła w stronę wyznaczonego przez nauczyciela miejsca.
-Myślisz, że przy tym zadaniu nie będziemy sobie skakać do gardeł?- spytał bez większego przekonania, lecz podążył za dziewczyną, która wręcz wlokła się po trawie.
-Mam nadzieję. Ten tleniony jest okropny. A szczególnie te zimne oczy. Ludzie kulą się w sobie, gdy na nich patrzę- narzekała.
-Nie przesadzaj, Granger- mruknął i wziął do ręki przydządzenia potrzebne im w dzisiejszych zajęciach.- Przynajmniej teraz jakoś wyglądasz- dodał, podając jej coś, co przypominało smycz dla psów oraz grube rękawiczki.-Czemu to j a mam je zapinać?- spytała i z lekkim niepokojem spojrzała na to, co ma w ręce.
-Ty lepiej sobie radzisz z takimi rzeczami- wzruszył ramionami i rozejrzał się wkoło, kompletnie lekceważąc głośne prychnięcie Gryfonki.- To... Gdzie idziemy?
Miona obróciła się wokół własnej osi. Bahanki lubią ciemne i wilgotne miejsca. Czasami skrywają się w wodach, a czasami w lasach. Od czego by tu zacząć?
-Tam- wskazała na jedną ze ścieżek.
Draco spojrzał w tamtym kierunku. Najwyraźniej Granger obstawiała, że te stwory kryją się w jeziorze. On raczej by wybrał tereny blisko lasu, ale już dla świętego spokoju nie będzie się spierał. Wziął swoje rzeczy i ruszył do przodu, a zaraz za nim podążyła Herm.
-Jak to przynajmniej teraz jakoś wyglądam?- spytała kwaśno i zrównała się z chłopakiem.
-Szybko ci się przypomniało- stwierdził.
Dziewczyna przewróciła oczami. Musi być dla niego milsza z wielu powodów, jednak jakoś brakowało jej do tego chęci.
-To...- zaczął Ślizgon, gdy dotarli na miejsce.- Które z nas wchodzi do wody?- spytał i spojrzał na "blondynkę", która zrobiła się trochę niewyraźna.
-Ty- odpowiedziała szybko i zrobiła krok do tyłu.
"Brązowooki" uniósł lekko brwi do góry. Czyżby panna Wiem-To-Wszystko-Granger b a ł a s i ę? I to wody? Ciekawe. Bardzo ciekawe. Czy będzie to bardzo niewłaściwe, jeśli jakoś to wykorzysta?
Malfoy, jesteś Ślizgonem. Będzie to jak najbardziej niewłaściwe.
-Dalej, Granger. Czasu nie ma- pośpieszał dziewczynę z szerokim uśmiechem na ustach.
Miona spojrzała z przekrzywioną głową na małe jeziorko. Nie podobało jej się to, że nie widziała dna. Bardzo jej się to nie podobało. Spojrzała na Malfoy'a z lekkim niepokojem.
-Możesz wejść pierwszy- odparła i zrobiła kolejny krok do tyłu.
Oczy Smoka świeciły się łobuzersko.
-Czyżby Gryfonka się bała?- spytał i spojrzał na nią z wesołymi iskierkami.
Hermiona zmroziła go wzrokiem. Nie to, że się bała. Po prostu... nie ufała głębokim wodom. Szczególnie, gdy nie widziała dna. Wtedy przypominało jej się to, o czym tak bardzo chciała zapomnieć. Jeden z najgorszych dni w całym jej życiu.
-Nie boję się! Jestem Gryfonką- prychnęła i zrobiła mały krok do przodu.
Draco zrobił krok w jej stronę i nachylił się lekko, po czym szepnął bardzo blisko jej ust. Za bardzo.
-Udowodnij.- Odchylił głowę do tyłu i bacznie obserwował jak zmienia się wyraz twarzy dziewczyny.
Miona przygryzła lekko dolną wargę. Wyzwanie rzucone. Ale czy je przyjąć? Jest tą przeklętą Gryfonką, więc powinna. Ale ona sobie przyrzekła, że za cholerę nie wejdzie do głębokich wód. Nigdy. Gdy w jej głowie zakończyła się mała bitwa, spojrzała na Malfoy'a, który cierpliwie czekał na jej odpowiedź.
-Zgoda- odparła wyzywająco.
Brwi chłopaka uniosły się do góry. Nie spodziewał się, że ona da się w taki prosty sposób podejść. Cóż, to może być ciekawe.
-Ale wchodzisz ze mną- dodała i teraz to na jej twarzy królował podstępny uśmiech.
Smok na chwilę się zamyślił. Może całą tą sytuację doskonale wykorzystać. Tyle że musi przemyśleć wszystko bardzo dokładnie.
-Okey- powiedział w końcu i rzucił swój sprzęt na ziemię. aby ściągnąć zbędną koszulę, buty i skarpetki.
Hermiona również pozbyła się pewnych części ubrania. Lecz była to marynarka, którą założyła na białą koszulę oraz baleriny. Spojrzała najpierw na jeziorko, potem na Ślizgona, gdzie zatrzymała wzrok na dłużej podziwiając jego dobrze zbudowany tors, a potem znów rzuciła okiem na wodę. Westchnęła cicho.
Niepewnym krokiem podeszła do brzegu. Spojrzała krzywo na taflę wody, po czym z zamkniętymi oczami zanurzyła w niej jedną stopę.
Spokojnie, Hermiono. To tylko jezioro. Nic ci się nie stanie.
Po chwili cała weszła. Woda była przyjemnie chłodna, biorąc pod uwagę fakt, że na dworze panowała wysoka temperatura. Gryfonka z kwaśną miną odwróciła się w stronę Ślizgona, który również miał utkwiony w niej wzrok.
-Brawo, Granger. Dałaś radę- skinął jej głową z uznaniem. No to teraz zaczynamy się bawić. Dziewczyna posłała mu sztuczny uśmiech, po czym wyciągnęła rękę po smycz, która leżała na trawie.
-Zemszczę się kiedyś za to, Malfoy. Przysięgam- mamrotała pod nosem, jednocześnie idąc na głębszy teren.
"Szatyn" zrobił to samo co ona.
-Wiesz, Granger. Myślę, że...- zaczął.
-O, ty już lepiej nie myśl- sarknęła.
Zaczynał ją ogarniać lekki strach. Już powoli przestawała czuć grunt pod stopami.
-... Jeśli chcemy wrócić do poprzedniego wyglądu powinniśmy być dla siebie milsi. Nie przerywaj mi- spojrzał na nią twardo, kiedy zauważył, że ta już otwierała usta, by się wtrącić.- Co za tym idzie, powinniśmy mówić do siebie częściej po imieniu- zakończył wreszcie. Obserwował, jak "stalowooka" zaprzestała, póki co swoich wcześniej wykonywanych ruchów. Zakład czas zacząć.
-Masz rację- odparła i odwróciła się w jego stronę. Dodatkowo im obu ułatwi to denerwowanie (choć to chyba za słabe słowo) nauczycieli.
-Więc...- zaczął.
-Więc...- powiedziała w tym samym czasie.- Hermiona- rzuciła cierpko.
-Draco- posłał jej uśmiech numer dwa.
Miona popłynęła kawałek w przód, jednak kiedy nie poczuła niczego pod stopami ogarnęła ją panika. Zaczęła szybciej oddychać, a jej nogi odmawiały posłuszeństwa w dalszej parcy. Spanikowana zaczęła wymachiwać desperancko rękoma, jednak mimo to zaczęła iść na dno. Tak jak wtedy. Próbowała się uspokoić, ale to nie było wcale takie łatwe. Póki co, dawała rade utrzymać się blisko powierzchni wody.
Oddychaj, Hermiono. Mal... Draco jest obok w razie czego, więc nie pozwoli ci się utopić. Chyba.
Korzystając z okazji, rozejrzała się wkoło, czy aby na pewno nie ma tu bahanka. Nic. Chociaż... Coś tam było. Wytężyła wzrok, cały czas pracując rękami. Widziała zarys jakiejś postaci. I była pewna, że widzi o kilka kończyn za dużo.
Dziewczyna zacisnęła mocno usta i z całych swoich sił postarała się wypłynąć z powrotem na powierzchnię. Po chwili mogła odetchnąć świeżym powietrzem.
Udało się. Nie spanikowałaś kompletnie.
Herm starając się utrzymać w tym miejscu, co była, odwróciła się, aby poszukać Ślizgona. Jednak jego tu wcale nie było.
-Malfoy?- zawołała, lecz nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
O, nie. To oznacza, że jest sama. Wspomnienia zaczęły ze zdwojoną siłą atakować jej głowę. Mimo to, starała się je odeprzeć.
-Draco?- Spróbowała w ten sposób.
Zero odpowiedzi.
Słyszała męski głos za sobą. Gdy się odwróciła nikogo tam nie było. Potem ktoś zasłonił jej oczy i popchnął ją. Ta w akcie desperacji pociągnęła tego kogoś ze sobą. Wpadli do wody. Owa osoba starała się ją podtapiać, ale ona walczyła. Różdżkę miała ze sobą, lecz trudno było jej ją wyciągnąć. Resztkami sił chwyciła za coś co dryfowało najbliżej nich, po czym uderzyła tego kogoś. Tajemnicza osoba na chwilę ją puściła. Wtedy korzystając z okazji odwróciła się i próbowała płynąć, jak najdalej od tego miejsca. Jednak za daleko nie uciekła, ponieważ ktoś złapał ją za kostkę i pociągnął w dół. Spanikowana próbowała zobaczyć kim jest, ów sprawca, lecz coraz trudniej było jej utrzymać otwarte oczy. Brakowało jej powietrza. Nie miała już sił na dalsze szarpaniny. Poddała się. Jej ciało powoli zaczęło opadać na dno. Dalej była tylko pustka.
-Nie- pisnęła. Miała nie wracać do tego wspomnienia. I to nie w takiej sytuacji.
Herm ponownie rozejrzała się. Nigdzie nie widziała brązowych włosów chłopaka. Przez to traumatyczne wspomnienie zaczęła ją ogarniać panika. Coraz ciężej jej się oddychało i utrzymywało na powierzchni.
Spokojnie, Miona. Nic się nie dzieje. Jesteś na terenie Hogwartu.
Nagle usłyszała szelest liści. Szybko spojrzała w tamtą stronę, ale nikogo nie zauważyła. Mignęła jej tylko potężniejsza sylwetka. Kiedy wytężała wzrok, aby dojrzeć kto ją obserwował jej koszmar się powtórzył.
Poczuła, jak ktoś łapie ją za kostkę i ciągnie w dół. W ostatniej chwili zdążyła złapać powietrze. Serce biło jej tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć. Co do diaska dzieje się w tej szkole?
Automatycznie zaczęła wierzgać pod wodą nogami i rękami, ale ktoś jej to uniemożliwił. Tym razem zobaczyła kim jest sprawca.
-Ty...- Chciała już na niego nawrzeszczeć, ale zdała sobie sprawę, że otwierając usta na pewno sobie nie pomoże.
Malfoy przyłożył palec do ust, po czym wskazał na coś.
Dziewczyna podążyła za nim wzrokiem i otworzyła szerzej oczy. Znaleźli bahanka. Nawet nie jednego. Było ich tam co najmniej ze czterech. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami zawsze jest taka interesująca i wcale nie niebezpieczna.
Bahanki same w sobie nie są agresywne, jednak ich ostre zęby posiadają truciznę, więc prawie od razu należy podać antidotum.
Gryfonka posłała mu pytające spojrzenie. I co teraz? We dwójkę sobie z taką ilością na raz nie poradzą.
Draco wcale się tym nie przejmując, rzucił jakimś kamykiem w jednego z nich.
-IDIOTA!- warknęła, a chwilę po tym zakryła usta dłonią. Woda dostała się jej do ust, a całe powietrze z nich uleciało. Zupełnie, jak wtedy.
Jedno ze stworzeń odwróciło się w ich stronę. Chwilę potem reszta jego "znajomych" zrobiła to samo. Na mordce każdego z nich malowało się lekkie niezadowolenie. Nie marnując czasu, rzuciły się w ich stronę.
Hermiona była pewna, że przez twarz Malfoy'a przeszedł lekki cień lęku. Odwróciła się, aby odpłynąć stąd jak najszybciej. Ale oczywiście z jej szczęściem, coś jej to uniemożliwiło.
Zdenerwowana spojrzała na swoją prawą nogę, która zaplątała się w jakieś zielsko.
Cholera.
Za długo bez tlenu nie wytrzyma, a roślina nie dawała za wygraną. Na dodatek bahanki były coraz bliżej. Och, zachciało jej się jednego przedmiotu więcej.
Zaczynało brakować jej energii i chęci.
Spojrzała za chłopakiem, który nie zauważył jej nieobecności.
Raz się żyje.
-Draco!- zawołała za nim, a jeszcze więcej wody wlało się do jej ust.
Jakie to było dziwne uczucie mówić do niego po imieniu. Ale czego się nie robi, aby wrócić do normalnego wyglądu.
Smok odwrócił się w stronę usłyszanego głosu. No oczywiście. Zobaczył, jak Gryfonka męczy się z jakąś rośliną. A te stworzenia są coraz bliżej.
Kręcąc głową nad pechem dziewczyny, podpłynął do niej. Spojrzał na nią i zobaczył, jak jej twarz zaczyna zmieniać kolory. Zrozumiał, że nałykała się wody, dlatego też starał się, jak najszybciej przeciąć zielsko.
I udało się.
Chwycił Hermione pod ramię i prowadził ich ku tafli wody.
No dalej, już blisko.
Słyszał warczenie bahanków. I wcale nie był z tego powodu zadowolony.
Byli już prawie na powierzchni. I wtedy poczuł ostry ból w nodze.
"Szatyn" syknął z bólu i puścił "blondynkę", która była już ledwo przytomna.
Chłopak spojrzał na swoją nogę. Krwawiła. Oj, niedobrze.
-Płyń, Granger- powiedział, uciskając ranę.
Miona spojrzała na niego na wpół-przytomna. Przecież chciała płynąć! Po prostu nie miała siły. Niech tylko spotka Hagrida!
Trudno. Musi się poświęcić.
-Płyń, Hermiono- powiedział przez zaciśnięte zęby. Potwornie bolała go ta noga.
Herm spojrzała na niego i westchnęła ciężko. Podpłynęła resztkami sił do chłopaka, po czym złapała go za ramię i pociągnęła ze sobą w górę.
Bahanki były blisko, lecz coś je zatrzymało. Coś, albo ktoś.
Po chwili oboje się wynurzyli i głęboko zaczerpnęli powietrza.
Dziewczyna ciężko dysząc wygramoliła się z tego paskudnego jeziorka i położyła się na trawie. Chwilę potem obok niej pojawił się Smok.
-Kretynie, czego rzucałeś w niego tym kamieniem?- warknęła, uspokajając oddech.
-Dla rozrywki- sarknął i podwinął nogawkę spodni, aby zobaczyć ranę.
Hermiona podniosła się na łokciach i spojrzała na jego nogę.
-Zęby?- spytała.
-Chyba nie. Bardziej wygląda mi to na pazur- odparł po chwili namysłu.
Teraz to już na pewno nigdy przenigdy nie wejdzie do jezior, rzek, mórz, oceanów, czy czego tam jeszcze. Jedynie toleruje wannę. Choć musiała przyznać, że to było miłe, że Ślizgon się po nią wrócił i że ogólnie jej pomógł. Szczerze mówiąc nie liczyła na takie coś. Spojrzała na niego i na chwilę zaniemówiła.
-Zmieniły nam się odcienie cery!- zawołała i spojrzała na siebie.
Znowu miała swój cudowny brzoskwiniowy odcień, a nie mleczny. Zrobili jeden krok w przód.
-Jeszcze tylko włosy i oczy. Podejrzewam, że w tym może być trudniej- powiedział, jednak mimo to, uśmiechnął się do siebie pod nosem.- Czemu tak panikujesz, gdy jesteś w wodzie?- spytał z cwanym uśmiechem i obserwował napięcie na twarzy Gryfonki.
-Nie ważne- mruknęła i ponownie położyła się na ziemi. Za dużo wrażeń, jak na pierwszą lekcję.
-Wiesz, że musimy złapać jakiegoś bahanka?- spytał i wstał z miejsca.
-Nie musimy- jęknęła. Ma dość tych potworów.
-Rusz się, Granger.
Dziewczyna przewróciła oczami i z niezadowoloną miną wstała na równe nogi.
-Mieliśmy przejść do imion- przypomniała mu. Naprawdę chciała odzyskać swoje kasztanowe włosy i czekoladowe tęczówki.
-Aż tak ci zależy, żeby słyszeć swoje imię tak często w moich ustach?- spytał i spojrzał na "blondynkę", która posłała mu poirytowane spojrzenie.- Uważaj, bo się zakochasz jeszcze- parsknął i ruszył przed siebie.
Miona prychnęła głośno i również ruszyła w stronę swoich rzeczy.
-Nie jestem jedną z tych pustych Ślizgonek- powiedziała wyniośle i wyminęła chłopaka.
-Ale wyglądasz bardzo podobnie- rzucił za nią i zrównał się z nią.
-Jesteś okropny- powiedziała i schyliła się po swoją marynarkę.- Ktoś tu był- powiedziała.
-Co?- spytał trochę głupio, zakładając koszulę.
-Ktoś tu był. Zobacz.- Podsunęła mu pod nos część swojego mundurku.
Draco zmarszczył czoło. Na ubraniu był widoczny ślad dużego rozmiaru buta oraz ciemny, kręcony włos. Cholera.
-Może ci się zdaje- powiedział.
Herm nic nie odpowiedziała. To trochę dziwny zbieg okoliczności. Ale niech już będzie. Wydaje jej się to.
-Chodźmy- zarządziła i ruszyła w stronę chatki profesora.
*
-Brawo! Wszyscy poradzili sobie ze swoimi bahankami. No... prawie wszyscy- pochwalił uczniów i spojrzał ze zdziwieniem na Hermionę, która uśmiechnęła się do niego niemrawo.- Kto ma ich najwięcej?- Spojrzał na uczniów.
Pansy i Harry mieli tylko dwa i wyglądali na nieźle zmęczonych. Ślizgonka miała rozdarty rękach przy swojej koszuli, a zielono-srebrnego krawatu wcale nie było. Harry zaś nie miał jednego buta. Astoria i Ben mieli cztery bahanki, a wyglądali, jakby dopiero co przyszli na zajęcia. Zero zadrapań. Ron i Milli mieli tylko jednego, a wyglądali, jakby walczyli z całym stadem. Mats i Parvati mieli kilka zadrapań na twarzy, lecz oprócz tego nic im nie było. Obok nich siedziały dwa zakneblowane stworzenia. Zaś Ginny miała włosy w takim nieładzie, że nawet kilka gałązek w nich było, jej koszula nie miała rękawów, spódniczka była rozdarta w kilku miejscach, a czerwono-złoty krawat ledwo co się trzymał na jej szyi. Gdyby tak się bliżej przyjrzeć, to można by zauważyć kilka czerwonych śladów... Blaise natomiast wcale nie wyglądał lepiej od rudowłosej. Właściwie to ich ubrania były w takim samym stanie. Tyle że mieli pięć bahanków. Oczywiście Draco i Hermiona nie mieli ani jednego.
-Ginny i Zabini zdobywacie po piętnaście punktów dla swoich domów- Zatarł radośnie ręce.- Cholibka, Hermiono. Co się stało?- spytał, gdy zauważył w jakim są stanie.
-Nic takiego- machnęła lekceważąco ręką.
Po chwili każdy uczeń wracał do zamku na zajęcia. To był koszmarny poranek.
***
Była pora obiadowa, więc wszyscy mieli czas wolny. On, jako że nie miał co robić, udał się do biblioteki, aby wypożyczyć jakąś ciekawą książkę. Musi czymś się zająć, bo niestety, albo stety, przypominał sobie wczorajszy dzień. Nigdy tak się nie upokorzył przed którymkolwiek ze swoich przyjaciół. Opowiedział całą sytuację z Victorią, co go wiele kosztowało. No, ale w końcu za trzeźwy to on nie był, więc alkohol sprawnie rozwiązał mu język. Musiał przyznać, że ta dziewczyna, którą spotkali na korytarzu do złudzenia przypominała Vi, co wcale nie ułatwiało mu usuwania z pamięci niektórych chwil. A tego rodzaju wpadek mieli kilka. Na szczęście o tym wiedzieli tylko oni. I tak powinno pozostać.
Mats chodził wzdłuż regałów w poszukiwaniu książki. Nie kwapił się, aby odrobić lekcję, z powodu lekkiego bólu głowy, dlatego też woli porobić co innego.
Eliksiry- nie. Zielarstwo- też nie. Transmutacja- tym bardziej nie. Zaklęcia- nie, nie, nie. Historia Magii- może być. Obrona Przez Czarną Magią- też ujdzie.
Ślizgon wszedł do działu Historia Magii. Może by coś znalazł ciekawego.
Przeglądał różne książki, myślami krążąc wciąż wokół wczorajszego dnia.
Ulżyło mu po tej rozmowie z Draco, jednak nie była mu ona, aż tak potrzebna. Choć może jakoś mu przemówił trochę do rozumu. Ale chyba nie, biorąc pod uwagę fakt, że pod koniec pierwszej lekcji rozmawiali ze sobą w miarę normalnie. I ich cera wróciła do pierwotnego wyglądu. Biedna Hermiona. Ma tylko nadzieję, że nie nabierze się za bardzo na te gierki Smoka. Oczywiście, mógłby jej powiedzieć o wszystkim, ale to by nie skończyło się za dobrze. Draco i Diabeł już nigdy w życiu by się do niego nie odezwali, Hermiona i Ginny prawdopodobnie zabiłby Ślizgonów na miejscu, Potter by się do tego przyłączył, a Victoria pewnie by trzymała na dystans kuzyna. Jeszcze nie upadł na głowę, aby doprowadzić do takiego bałaganu w swoim życiu.
Chciał wyciągnąć jedną z książek o najstarszych rodzinach, jednak ktoś postanowił zrobić to samo.
Zdziwiony spojrzał w stronę tego ktosia i zaniemówił.
Stała przed nim t a dziewczyna. Jej złote włosy świeciły w promieniach słońca, które wpadały przez jedno z wielkich okien, jej kształtne usta ułożyły się w lekkim, nieśmiałym uśmiechu, a błękitne, niczym tafla oceanu, patrzyły na niego z zaciekawieniem. Dziewczyna miała na sobie mundurek Gryffindoru. Biała, idealnie podkreślająca jej szczupłą sylwestkę koszula była przykryta czarną marynarką, na której był naszyty herb domu Godryka, czarna, plisowana spódniczka idealnie uwydatniała jej długie nogi, czerwono-złoty krawat był zawiązany tak, aby dodać dziewczynie uroku, a jej pantofle dodawały jej wzrostu.
-Przepraszam- powiedziała nieśmiało i cofnęła rękę.
Głos był tylko dopełnieniem idealnej całości. Był miękki, aksamitny i melodyjny. [ Co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi? Gdy ciało swe wygina- miód malina! I nie ma drugiej takiej, co ciało takie ma. Nie mogę się powstrzymać- miód malina! hahahahaha :D To tak idealnie tu pasuje xD ~DOP. AUT.]
-W porządku- odparł, wciąż będąc w osłupieniu.- Czy my się znamy?- spytał w końcu, obserwując dziewczynę.
-Nie, chyba nie. Zapamiętałabym- posłała mu perskie oko.
-Niecodziennie spotyka się t a k i e Gryfonki.- Oparł się o regał.
-Jakie?- spytała i spojrzała na niego wesoło.
Chłopak jej nie odpowiedział.
-Mats- wyciągnął rękę przed siebie.
Gryfonka przechyliła głowę na bok, przyglądając się szatynowi.
-Jade- uścisnęła rękę chłopaka i posłała mu lekki uśmiech.
~**~
No witam! Rozdział w końcu skończony! Nie wyszedł mi tak, jak chciałam, ale nie spodziewajcie się teraz po mnie żadnych rewelacji ;c Nie martwcie się, wszystkie te wspomnienia 'mroczne' Hermiony, Ginny, itp będą wyjaśniane :3
Więcej nie piszę :c
Dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia!
Aaa! Konkurs zaczyna się 30.01, wtedy pojawi się notka informacyjna tu, albo w zakładce "Konkurs" :) Do zobaczenia!
xox
wtorek, 14 stycznia 2014
32. "Jeden krok w przód, dwa kroki w tył."
No witam! :3 Hehe widzę, że kilka osób wzięło się za śledztwo :) I tak trzymać! Tylko pamiętajcie, że ja jestem nieprzewidywalna o czym mieliście okazję się nie raz przekonać :3 Jak widzicie zaczyna się Dramione:> Ale nie spodziewajcie się po mnie zbyt wiele cukru, bo nie cierpię takich opowiadań ;x Nie wiem, co na razie napisać, więc chyba na koniec coś dopiszę :> Dziękuję wszystkim czytelnikom moim kochanym (♥) i witam wszystkich nowych czytelników :3 Dobra, zapraszam do czytania rozdziału :3
~**~
^w tym samym czasie, co Hermiona rozmawiała z Ginny na korytarzu^
Nigdy więcej nie odezwie się na Eliksirach. Nigdy! Teraz nie wiadomo do kiedy będą z Rudą mówili to samo. A to nie jest najlepszy moment na takie rzeczy, skoro w każdej chwili może palnąć coś o zakładzie. Jeszcze tylko tego mu brakowało! Lubił Ginny, serio ją lubił, ale wiedział, że gdyby ona dowiedziała się o tym wszystkim, to prawdopodobnie na następny dzień nikt by już ich nie zobaczył. I tym razem nie żartował. No, może Matsowi by się jakoś upiekło, ale nie im. Cholera, trzeba uważać.
-Diable, jesteś tam?- Mats pomachał mu ręką przed twarzą.
-Co?- spytał i zamrugał kilkakrotnie, ponieważ ręka przyjaciela bardzo go irytowała.
-Tak wygląda zakochanie? Nie słuchasz nikogo i żyjesz we własnym świecie?- droczył się szatyn.
Jednak nie przewidział tego, że Draco postanowi ratować przyjaciela z opresji.
-Sam sobie odpowiedz.- Posłał mu dziwne spojrzenie. Czyżby wiedział?
Zielonooki otworzył usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknął, gdy domyślił się na jaką drogę może zejść ta rozmowa.
Zabini uśmiechnął się szeroko. Każdy chyba wiedział co wydarzyło się między Matsem i Victorią pewnego razu. Nawet Smok. Co prawdy chciał na początku... może nie zabić, ale uszkodzić Bella, jednak się opamiętał i dla dobra ich przyjaźni udawał, że o niczym nie wie. W sumie to wszystko mogłoby być ciekawe. Ale i zarazem niebezpieczne. Victoria jest jak mugolska roślina- rosiczka. Piękna, wygląda niewinnie, ale gdy zrobisz niewłaściwy ruch, BUM! Nie ma cię. Może nie dosłownie, ale coś w ten deseń. No, ale oczywiście, gdy wyczuje, że facet jest nieodpowiedni. A Matsik chyba przypadł jej do gustu.
-A jak idzie ci, Draco, odzyskiwanie swojej platynowej grzywy?- spytał Bell i posłał "szatynowi" kpiący uśmiech.
Całą trójką skręcili w jeden z korytarzy, aby wyjść na błonia. Jacyś pierwszoroczni biegali po korytarzu, więc Malfoy odruchowo chciał ich ukarać (o Salazarze, charakter Granger się ukazuje!), ale przypomniał sobie o karze McGonagall. Wredna jędza.
-Małe kroczki, Mats, małe kroczki. Jak będę zbyt nachalny to Granger zacznie coś podejrzewać...
-Już podejrzewa- mruknął Ślizgon pod nosem, robiąc miejsce na przejście grupce Puchonów.
-... Więc myślę, co trzeba zrobić, aby wszystkiego nie spieprzyć od razu- zakończył i posłał przyjacielow miażdżące spojrzenie.
-Serio myślisz, że wygrasz ten dziecinny zakład?- Chłopak postanowił zmienić temat.
-Ja nie myślę, Mats. Ja to wiem.- Arystokrata posłał mu ironiczny uśmiech.
-A mi się wydaje, że to Blaise ma tym razem wygraną w kieszeni- powiedział niby od niechcenia.- Mam rację, stary?- zwrócił się do przyjaciela.
-Pewnie!- zawołał Diabeł i uśmiechnął się szeroko. Tak, on też jest pewien, że Draco nie da rady. To Granger, a ona łatwa nie jest.
-W takim razie...- Zaczął czekoladowooki, ale przerwał, by wyminąć jakąś parę zakochanych, która chyba nie robiła sobie nic z tego, że blokuje przejście.- Jak przyjmie Ruda do wiadomości, to że ją cały czas okłamywałeś?- spytał z zaciekawieniem. Skoro jakimś cudem Granger rzeczywiście mu się oprze, to wyjawi jej prawdę, przecież nie zrobi z siebie idioty, a przynajmniej wtedy się pośmieje. A znając życie ta kujonka nie omieszka się o wszystkim powiedzieć Weasley'ównie.
-Ja nigdy nie kłamię!- zwołał Diabeł, choć wiedział, jak to się mija z prawdą. Ale nie przypominał sobie, żeby z Wiewiórką gadali o czymś związanym z zakładem, więc nie mógł jej okłamywać...
-Jesteś tego pewien?- spytał Bell i spojrzał na Zabiniego z wesołymi iskierkami.
Ale Ślizgon posłał mu tylko kwaśny uśmiech. On wie swoje. Tym razem Smok nie ma żadnych szans, aby wygrać ten zakład.
Kawałek drogi szli w ciszy. Każdy z nich zastanawiał się nad dalszym przebiegiem tej ich "zabawy". Odwrotu już nie ma. Wyzwanie zostało podjęte, więc nie ma mowy o wycofaniu się. Zakład kończy się piętnastego listopada, więc zostało jeszcze dużo czasu. Ale jeśli Draco nie zacznie już robić jakichś kroków na przód, to może i tak nie zdążyć. Jednak trzeba pamiętać, że gdy się człowiek śpieszy, tam się Diabeł cieszy. I tutaj to idealnie pasuje.
Na tę myśl, na twarzy ciemnoskórego Ślizgona pojawił się szeroki uśmiech.
-Tak właściwie, to co teraz mamy?- Malfoy przerwał ciszę i zatrzymał się, aby spojrzeć na przyjaciół.
-Zielarstwo- odpowiedział Diabeł, wyrwany z rozmyśleń.
-Idziesz w stronę błoni, a nie wiesz po co?- spytał Mats, który również przepędzał swoje osobiste myśli.
-Idę za tłumem- odpowiedział Smok i wzruszył ramionami.
-Idiota- parsknął Blaise.
Malfoy w odpowiedzi posłał mu ironiczny uśmiech.
-Diable, musisz mi dzisiaj dać tą kartkę, co była przy różdżce, bo jest mi potrzebna- powiedział "szatyn" trochę ściszonym głosem.
-Okey- odpowiedział brunet.
-A...- zaczął były Prefekt Naczelny i z n o w u musiał zrobić miejsce komuś, kto chyba miał głowę w chmurach.- Co ty i Ruda tak ciągle myszkujecie w bibliotece?- spytał z błyskiem w oku.
-A co cię tak to interesuje?- odpowiedział wymijająco. Ustalili z Ginny, że nikomu na razie nie powiedzą o Jean Zabini.
Jednak przyjaciel mu nie odpowiedział, ponieważ szedł wzrokiem za jakąś dziewczyną. Miała piękne złote włosy, które spływały jej kaskadami na plecy, piękną twarz, na której malowała się pewność siebie, piękne, wydatne usta, ułożone w szeroki uśmiech oraz duże, bystre niebieskie oczy, które teraz patrzyły w stronę trójki Ślizgonów. Jednak jej spojrzenie głównie było utkwione w... Matsie, który nie mógł oderwać od niej oczu. Dziewczyna miała na sobie mundurek z barwami Gryffindoru.
-Czy ona wam kogoś nie przypomina?- spytał Draco, marszcząc czoło. To strasznie dziwna sytuacja.
-Ehe- wydukał w końcu szatyn i odprowadzał Gryfonkę wzrokiem, dopóki nie zniknęła za zakrętem.
Diabeł też chciał odpowiedzieć, bo jemu również wydawało się to dziwne, jednak zamiast tego, co chciał powiedzieć, powiedział coś innego.
-Zabini, jeśli jeszcze jeden raz powiesz choć jedno słówko w najbliższym czasie, to obiecuję, że poszukam sobie innego partnera ławkowego i to nie z powodu, że się przesiądziesz- powiedział przesłodzonym głosem, który nie należał do niego. R u d a. Czyżby ją wkurzył?
Draco i Mats podskoczyli na ten dźwięk, gdyż ponownie zaczęli rozmyślać nad czymś. Albo kimś.
-Sorry, Ruda, ale ja też mam przyjaciół, żeby z nimi rozmawiać- powiedział z przekąsem. Czy ona myśli, że nie będzie się odzywał do swoich przyjaciół, tylko dlatego że ona po nim powtarza? Nie wydaje mu się.- To sobie pisz z nimi listy!- warknął. Cóż, przynajmniej zaoszczędzają czas na zabawę w patronusy z Gin.
-Czy tobie też to się wydaje dziwne?- mruknął Draco do Bella.
-Mhm- odpowiedział nieobecnym głosem. Cały czas po głowie chodziła mu ta dziewczyna. I te jej piękne oczy.
-Sama możesz pisać listy z Hermioną- odpowiedział Zabini. Czy to jego wina, że spaprali ten głupi eliksir?- Nie żartuję z tym siedzeniem, więc serio się zamknij, Zabini.- O ironio.- Okey, okey. Miałem rację z tą ognistą- mruknął do siebie szybciej, niż pomyślał.
Obaj szatyni otworzyli szeroko oczy. Czy on t o powiedział?
Czekoladowooki od razu podszedł do chłopaka.
-Kretynie, pamiętasz, że Ruda gada to, co ty?- syknął Malfoy i pacnął przyjaciela w tył głowy.
-Auć.- również syknął i rozmasowywał obolałe miejsce.
-I już się nie odzywasz- powiedział twardo pierwotny blondyn i odszedł do Matsa, który uśmiechał się szeroko.
-Transmisja przerwana- odparł ze zrezygnowaniem Blaise i dołączył do przyjaciół.
-Robisz to specjalnie, czy po prostu jesteś taki głupi?- spytał Smok.
-Mówiłem wam, że to głupi pomysł- powiedział uradowany szatyn.
-Przepraszam, Herm. Mam nadzieję, że ten efekt uboczny szybko minie- powiedział Blaise mimowolnie.
Obaj posłali mu dziwne spojrzenie.
-W sumie to, to może być ciekawe.- Malfoy uśmiechnął się lekko i czekał na kolejne słowa.
-Czyli Diabeł będzie twoją skarbnicą mądrości?- parsknął Mats, a drugi Ślizgon mu przytaknął.
-Odpowiadając na tamte pytanie, zanim k t o ś mi przerwał, to nie, nie ma żadnego obejścia tego czegoś- powtórzył brunet.
-Cholera- mruknął Draco, bo domyślił się, że dziewczyny rozmawiają o ich małej zamianie.
-Dasz radę! Kąpiel wam miło upłynęła, więc to jest pikuś!- zawołał radośnie i parsknął na widok miny przyjaciela.
-Jak miło, że Ginny wciąż o tym przypomina- powiedział szatyn i spojrzał z wesołymi iskierkami na Smoka, któremu mina zrzedła.
-Jade- mruknął złowrogo.
Ponownie dwójka Ślizgonów spojrzała z zainteresowaniem na przyjaciela. Kto to Jade? I chyba obie Gryfonki nie pałają do niej sympatią.
-Jade, słońce, co cię tu sprowadza?- spytał przesłodzonym głosem. Merlinie, za co?
-Kojarzysz jakąś Jade?- mruknął Mats do drugiego szatyna.
-Nie.
-Dzięki- powiedział Blaise bez żadnych emocji w głosie. Któż zasłużył na taką nienawiść ze strony Rudej?- Suka- mruknął po chwili.
Oczywiście, znając szczęście Diabła, w tym czasie co mruknął to nie miłe słowo, obok niego przechodziła jakaś dziewczyna, która tylko prychnęła głośno, odrzuciła swoje brązowe włosy do tyłu, ukazując tym samym zielono-srebrny krawat i ruszyła przed siebie z wysoko uniesioną głową.
-Zielarstwo. Chyba Malfoy ma takie same zaniki pamięci, jak ty. A mówiłaś, że się nie dogadacie!- Odezwał się po pewnym czasie. Chyba Ginny dopisuje dobry humor.- Wow, nawet sposób mrożenia wzrokiem po nim przejęłaś- powiedział z uznaniem, a Mats głośno się zaśmiał.
-Chodźmy na lekcje- powiedział Draco i odsunął się od Bella, który śmiał się w najlepsze.
***
Lekcje już dawno się skończyły. Siedział w swoim dormitorium, gdzie był sam, ponieważ każdy miał co robić. Gdyby Draco był jeszcze Prefektem Naczelnym, to z pewnością siedziałby u niego.
Kim była ta blondynka na korytarzu? I czy mu się zdawało, czy ona do złudzenia przypominała... Victorię? Te same oczy, w które można patrzeć godzinami, a i tak to się nie nudzi. Czerwone usta w kształcie strzały kupidyna, które potrafią być bardzo uwodzicielskie. Mały, zgrabny nosek i twarz o prawie identycznych rysach. I włosy. Długie, lśniące o złotym kolorze, który podchodził troszkę pod platynę. To jest wręcz nienormalne! Ale ten widok przywołał tylko wspomnienia. Wspomnienia, które niekoniecznie chciał przywoływać. Teraz sam sobie pluł w brodę, że dopuścił wtedy do tej sytuacji.
*wspomnienie*
Minęło już kilka dni od tej feralnej przygody Vi z McPersowem. Rodzicie Smoka wrócili już do Malfoy Manor, więc pobyt Victorii się skończył. Zostało tylko kilkanaście dni do rozpoczęcia roku szkolnego. Może to i lepiej.
Draco i Blaise trenowali ciężko Quidditcha. To ostatni rok w Hogwarcie, więc nie dopuszczają możliwości przegrania pucharu. On też powinien poćwiczyć, ale jakoś miał ważniejsze sprawy na głowie.
Mats z głuchym trzaskiem teleportował się pod z pozoru niewielki, kremowy dom. Budynek zawsze napawał go podziwem. Nie był przesadzony, jak to Malfoy'owie mieli w zwyczaju, ale świetnie się prezentował. Pani Crake z panieńskiego uwielbiała kwiaty, więc było ich dość sporo na parapetach, w donicach obok drzwi wejściowych, prowadzących na taras i balkonowych. Duże okna i ciemne dachówki idealnie pasowały do całości. [nie umiem opisywać domów ;x]
Chłopak westchnął z podziwem i ruszył kamienną ścieżką przed siebie. Gdy dróżka się skończyła, zapukał w ozdobne drzwi.
Po chwili otworzyła mu wysoka kobieta o promiennym uśmiechu. Swoje długie, blond włosy związała w eleganckiego koka.
-Mats, wejdź. Victoria się ucieszy.- Zrobiła mu miejsce, aby mógł wejść do środka.
-Dzień dobry, pani Malfoy- powiedział uprzejmie. Tym się różnił od swoich przyjaciół. Jego nauczono kultury osobistej.- Jest na górze?- spytał i wszedł do holu.
-Tak, tak. Napijesz się czegoś?- Posłała mu wesołe spojrzenie.
-Nie, dziękuję- odpowiedział i skierował swoje kroki na spiralne schody.
Już na korytarzu słyszał głośną muzykę wydobywającą się zza białych drzwi z tabliczką "VICTORIA". W ten sposób sobie zawsze radziła ze smutkiem. Puszczała byle co, byle tylko było na tyle głośne, aby zagłuszyć jej myśli.
Zapukał, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi, co go w sumie nie zdziwiło. Tak więc bez pozwolenia pchnął drzwi prowadzące do pokoju blondynki. Gdy się otworzyły stanął jak wryty i nie wiedział, czy powinien zasłonić oczy, czy korzystać z okazji i bezceremonialnie się patrzeć.
Panna Malfoy tańczyła w rytm muzyki na środku pokoju i zupełnie nie przejmowała się tym, co dzieje się wokół niej. Nie byłoby w tym nic nieprzyzwoitego, gdyby nie fakt, że się przebierała. Miała na sobie krótkie spodenki, które wyśmienicie eksponowały jej długie, zgrabne nogi, a w ręku trzymała swoją bluzkę, którą wymachiwała na prawo i lewo, tym samym zostając w samym biustonoszu, który jak na złość był czarny i koronkowy. Czarownica tanecznym krokiem z zamkniętymi oczyma szła w stronę swojej garderoby, aby wziąć nowy podkoszulek
Mats przygryzał swoją dolną wargę. Nie codziennie ma takie widoki. Jego zielone tęczówki wodziły cały czas za niebieskooką. Kiedy ta stanęła w miejscu, szukając czegoś na półkach, mógł popodziwiać jej płaski, wysportowany, ale bez przesady brzuch. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, bo Victoria znalazła jakąś bluzę i włożyła ją na siebie.
Bell mimowolnie westchnął ze smutkiem. Taki widok to skarb. Jednak los szybko mu to wynagrodził, bo kuzynka jego najlepszego przyjaciela zabierała się za przebranie spodni. Chłopak bił się z myślami. Sam siebie próbował oszukać, że ona to tylko jego najlepsza przyjaciółka, ale dobrze wiedział, że to kit, jakich mało. Ale Victoria to kuzynka jego najlepszego przyjaciela. Nie chciał niszczyć tej przyjaźni.
-Fatalne Jędze?- spytał bardzo głośno.
Dziewczyna podskoczyła ze strachu, bo nie spodziewała się, że ktoś tu jest, a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec, który wyglądał dość uroczo.
-Mats!- zawołała radośnie i wyłączyła muzykę.- Długo tu stoisz?- spytała, poprawiając spodenki.
Nie chcąc odpowiadać na to pytanie, wszedł do środka i usiadł w jednym z niebieskich foteli wypoczynkowych i posłał jej szeroki uśmiech.
-Świnia!- powiedziała z udawanym oburzeniem i rzuciła w niego najbliżej leżącą poduszką.
Jako że szatyn grał na pozycji ścigającego jego uniki były perfekcyjne.
-Pudło. Chyba coś dawno nie ćwiczyłaś, Vi- powiedział, podniósł poduszkę z podłogi i podłożył ją sobie pod głowę.
-Nie miałam głowy do tego- mruknęła i usiadła w drugim, identycznym krześle.
-Ale widzę, że humor ci dopisuje- powiedział i parsknął na widok rumieńców, które ponownie pojawiły się na mlecznej cerze dziewczyny.
-Przecież nie wpadnę w depresję z tego powodu- odpowiedziała rzeczowym głosem.- Trzeba żyć dalej.- Wzruszyła ramionami.- Ale dość gadania o mnie, bo od kilku dni nic innego się nie dzieje. Co u ciebie, Mats?- spytała i spojrzała z zaciekawieniem na szatyna.
-Okey. Nawet mama lepiej się czuje.- Strasznie mu ulżyło, gdy magomedycy zawiadomili go, że z panią Bell już nie może być gorzej. Wojna to był straszliwy okres.
-To świetnie!- zawołała i zarzuciła przyjacielowi ręce na szyję, aby go przytulić.
Zielonooki od razu oddał uścisk. Jakaż ona była drobna!
Po chwili uczennica Beauxbatons odsunęła się trochę od chłopaka.
-Wiesz, co? Ostatni czas był dla nas obojga ciężki. Należy nam się chwila relaksu- powiedziała z błyszczącymi oczami.
-Rozwiń swoją wypowiedź.- Uśmiechnął się lekko. Ta dziewczyna to wielka niespodzianka.
Blondi wstała z fotela i podeszła do swojej toaletki, która stała w rogu pokoju. Stuknęła swoją różdżką w jedną z szufladek, po czym ją otworzyła i wyjęła z niej- bo jakżeby inaczej- butelkę Ognistej Whiskey.
-Kuzynka Malfoy'a- powiedział cicho, po czym wziął jedną z kryształowych szklanek.
Czarownica z powrotem usiadła na swoim miejscu i rozlała bursztynowy płyn do naczyń.
-Za lepsze jutro- zawołała wesoło i brzdąknęła swoją szklanką o szklankę Ślizgona.
Oboje w tym samym czasie upili łyk.
Po pewnym czasie, a może już minęło już kilka godzin, postanowili odstawić alkohol. Rozmawiali już o błahych rzeczach. Może troszkę przesadzili z piciem, ale nie chcieli wcześniej tego przerywać. Nie byli i tak pijani, ewentualnie byli trochę podchmieleni przez alkohol. Podczas picia, przenieśli się na miękki dywan. Dziewczyna od pewnego czasu miała położoną swoją głowę na kolanach szatyna.
-Wiesz co, Mats?- odezwała się po chwili ciszy.
-Mm?
-Dobrze mi- powiedziała a na jej usta wkradł się uśmiech.
Bell jako że nie żałował sobie alkoholu, to bardzo mocno się powstrzymywał przed pocałowaniem Victorii. I nie po przyjacielsku.
- Ale czasami mam dość tej przyjaźni- westchnęła teatralnie.
-Czemu?- spytał i schylił głowę, aby spojrzeć na nią.
-Bo...- Zaczęła i przerwała na chwilę, aby się podeprzeć na łokciach.- Przyjaciołom nie wolno tego- szepnęła i przyciągnęła do siebie przyjaciela.
W końcu. Tak długo na to czekał. I chyba nie tylko on. Vi całowała go zachłannie, jakby się bała, że za chwilę ją od siebie odtrąci. Jednak jemu to ani przez chwilę nie przeszło przez głowę. Wręcz przeciwnie! Objął ją w talii i podciągnął, aby siedziała mu na kolanach. Nawet w snach nie spodziewał się, że Malfoy'ówna tak dobrze całuje. Jej miękkie usta idealnie pasowały do jego. Coraz bardziej zatracali się w pocałunkach. Kiedy ich języki odnalazły wspólny rytm do głowy Matsa przywiało pewną myśl. "To kuzynka Draco, twojego najlepszego przyjaciela". W pierwszej chwili chciał odtrącić od siebie blondynkę, jednak szybko się opamiętał. Mu też należy się coś od życia. Niech Draco się pieprzy, on i tak będzie robił to, co ma ochotę robić.
Upewniając się, że niebieskooka się go trzyma, wstał razem z nią i nie przestając oddawać pocałunków, przeniósł ich na łóżko.
Czarownica nie spodziewająca się tego, że chłopak wstanie,więc pisnęła cicho, ale kiedy poczuła pod sobą miękki materac, rozluźniła się jeszcze bardziej.
W tym momencie porywcza Victoria Malfoy była potulna jak baranek. Wzdychała z zadowolenia, gdy usta Matsa wodziły po jej szyi i obojczykach. Tak bardzo była teraz szczęśliwa i czuła się... spokojnie. Nie myślała o tym, że kilka dni temu miejsce szatyna zastępował inny szatyn. Teraz była w stu procentach pewna, że tym razem nie popełnia ogromnego błędu.
Ślizgon również był w siódmym niebie. W końcu mógł się nią cieszyć. I to bez żadnych zahamowań. Jego usta z powrotem powróciły do ust dziewczyny, które domagały się uwagi. Z wielką ochotą na przemian oddawali swoje pocałunki, uśmiechając się szeroko. Nie byli pijani. Wiedzieli, że robią to z własnej woli.
Po kilku minutach chłopak postanowił w końcu ściągnąć bluzę z blondynki. Czuł jak szybko bije mu serce. Ponownie pochylił się, aby jego usta mogły zacząć zwiedzać dopiero co odkryte fragmenty ciała uczennicy Beauxbatons, która splotła swoje nogi z jego nogami. Jej ręce zabrały się za odpinanie koszuli, która po chwili leżała na jasnym dywanie, a z jej ust wydobywały się ciche westchnięcia. Lepiej być nie mogło.
W końcu wzrok Matsa cały czas wędrował wokół tego czarnego, koronkowego stanika Vicki. Czy on może to zrobić? Móc może. Czy p o w i n i e n to zrobić? Przecież tak niedawno to ten gnojek McPersow był na jego miejscu i ją skrzywdził. Może powinien pokazać jej, że on jest odpowiedniejszy dla niej i że na nim się nie zawiedzie.
Z tą myślą szatyn ponownie zaczął całować cudowne usta niebieskookiej, tyle że zachłanniej, a jego ręce wędrowały po jej brzuchu.
-Rozsądny Matsik musi zawsze wszystko przemyśleć dokładnie- zamruczała Victoria, tym samym przerywając pocałunek, kiedy jego ręce w końcu odnalazły drogę do zapięcia biustonosza.
I jakby z tymi słowami przyszło im obojgu opamiętanie. Przecież gdyby zrobili to, co mieli zrobić, to wszystko by się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni. Draco by już się do niego nigdy nie odezwał i ich przyjaźń skończyła by się na zawsze. A relacje Vi z kuzynem na pewno uległy by pogorszeniu.
Chłopak jęknął żałośnie i odsunął się od p r z y j a c i ó ł k i. Spojrzał na jej zarumienioną twarz i dostrzegł błysk bólu w tych pięknych niebieskich oczach. Z obolałą miną wstał i poszedł po swoją koszulę. Czarownica poszła w jego ślady. Jutro nie będą tego pamiętać przez ten alkohol, albo będzie im się wydawało, że to był tylko sen. Przyjemny sen.
-Nie powinniśmy tego zaczynać- powiedział Mats, zapinając guzik po guziku.
-Masz rację, nie powinniśmy- zgodziła się lekko nieobecnym głosem.
Gdy Ślizgon przywrócił się do porządku, spojrzał ze smutkiem na dziewczynę.
-Pójdę już- mruknął pod nosem i skierował się do wyjścia, jednak zatrzymał się w połowie drogi.
Szatyn odwrócił się na pięcie i podszedł do blondynki, by cmoknąć ją w czoło, a potem ponownie się odwrócił i wyszedł na korytarz. Gdy był już na schodach, do jego uszu dotarła głośna, szybka piosenka. Bell zacisnął usta i zszedł szybko na dół, gdzie natknął się na panią Malfoy.
-O, Mats. Idziesz już?- spytała uprzejmie.
Był już późny wieczór. Najbardziej lubił w matce Victori to, że nie traktowała jej jak małej dziewczynki i pozwalała mieć swoje życie.
-Tak, muszę udać się do Munga, odwiedzić matkę- skłamał gładko. Tak naprawdę to pewnie w domu jeszcze bardziej się doprawi Ognistą.- Do widzenia- rzucił krótko i wyszedł na zewnątrz, gdzie szybko się teleportował.
*koniec wspomnienia*
Teraz również siedział na łóżku z zasłoniętymi kotarami i wspominał ten cudowny moment, a jego towarzyszką była Ognista Whiskey. Znowu. To jak powrót do przeszłości.
Szkoda tylko, że nie miał najmocniejszej głowy do picia. Chociaż w sumie to wypił prawie całą butelkę samemu i jeszcze się trzyma, więc nie jest źle.
Po tym wszystkim ich relacje troszkę się pogorszyły, ale nie tak bardzo jak myślał. Najwyraźniej oboje postanowili udawać, że tamta sytuacja nie miała miejsca.
Szkoda, że nie mógł rzeczywiście o tym zapomnieć. Ale czy nie mógł? Nie chciał. Wciąż pamiętał jak miękkie były usta Victorii, jej przyspieszony oddech, kiedy jego ręce błądziły po jej gołym brzuchu, jego szybkie bicie serca w tamtym momencie, szeroki uśmiech Vi, gdy ich spojrzenia sie spotykały, wszystkie te emocje, jak podekscytowanie. Ale pamiętał również ten ból w jej oczach, kiedy się wycofał.
Po raz kolejny tego dnia wypił duży łyk alkoholu.
Kobiety, one potrafią tylko niszczyć.
Ponownie przystawił kryształową szklankę do ust, jednak była ona pusta.
-Cholera- zaklął cicho i na chwiejnych nogach poszedł po butelkę whiskey.
Świat powoli zaczynał wirować wokół niego, ale on nie zwracał na to uwagi. Upije się i dzisiaj już nie będzie musiał myśleć, ani o Victorii, ani o tej dziewczynie, która wyglądała, jak klon Vi.
Z trudem wrócił do swojego łóżka, ponieważ nogi same mu się plątały.
Kiedy nalewał bursztynowego płynu do szklanki ktoś brutalnie odsłonił jego kotary.
-Co jest kur...- Nie dokończył, gdy spostrzegł kto postanowił przerwać jego chwile dla siebie.- Malfoy- burknął zły.
-Ciebie też miło widzieć, p r z y j a c i e l u- powiedział sarkastycznie, a jego wzrok powędrował na pustą butelkę Ognistej, po czym uniósł wysoko brwi do góry.- No, stary, widzę, że po ostatnim zgonie masz mocniejszą głowę- powiedział Draco z uznaniem.
Mats w odpowiedzi uśmiechnął się kwaśno.
Smok westchnął głośno i usiadł na łóżku przyjaciela. Nie znosił takich sytuacji. On po prostu nie umiał pocieszać. Ale może teraz mu coś tam wyjdzie, skoro ma cząstkę charakteru Granger.
-Słuchaj, Mats. Wiem, co się wtedy stało u Victorii. Przyznam, że w pierwszej chwili chciałem cię zabić, za to, że ją tknąłeś, ale...
-Dzięki, przyjacielu- wszedł mu w słowo.
-... Uznałem, że ci odpuszczę, bo...
-O, ale miłosierny- wtrącił Bell.
-... w końcu się przyjaźnimy, więc...- zamilkł na chwilę. Zebrał myśli i westchnął głośno, po czym odpowiedział obolałym głosem.- Teoretycznie nie powinienem zabraniać ci czegokolwiek.- Jak on nienawidził kogokolwiek pocieszać. Po prostu nie umiał swoich wszystkich myśli mówić głośno. Tak go nauczono, więc ciężko to zmienić.
Mats wiedział o tym, więc posłał mu lekki uśmiech. Znał doskonale słownik Smoka, więc wiedział, co ten chciałby mu powiedzieć.
-Czyli, że mogłem... przespać się z Victorią?- wybełkotał. Mówił teraz to, co ślina mu przyniosła na język. To jeden z plusów odurzenia alkoholowego.
-Nie przeginaj, stary- powiedział ostrzegawczo. Bez przesady.- Ale... jeśli podejdziesz do tej sprawy inaczej.- urwał i wzruszył ramionami.
-Wiesz, co, Draco? Myślałem, że jesteś większym dupkiem, a tu taka niespodzianka!- Uśmiechnął się szeroko i poklepał "szatyna" po plecach.
-Widzę, że Ognista nieźle rozplątuje ci język- powiedział, przyglądając mu się uważnie.
-Bywa.- Wzruszył ramionami.- Chesz?- Po pewnym czasie podsunął mu butelkę.- Może tobie też pomoże.
Malfoy spojrzał na niego krytycznym wzrokiem.
-Może później. Mieliśmy obgadać sprawę tych wiadomości, ale widzę, że nie jesteś w stanie- odparł zrezygnowany i wstał, aby udać się do Pottera. Z nim też musi kilka spraw obgadać.
-Bzdura!- zawołał i spróbował wstać, aby zatrzymać przyjaciela, jednak skończyło się to upadkiem na ciemne panele, tym samym wywołując mały huk.
Brązowooki spojrzał w tamtym kierunku, a kiedy nie zobaczył swojego przyjaciela, westchnął cicho i poszedł pomóc mu wstać.
-Ale tu brudno. Te skrzaty powinny wziąć się do roboty- mruknął szatyn i skorzystał z pomocy byłego Prefekta Naczelnego.
-Może lepiej się połóż, Mats.- Odprowadził go na łóżko. Zupełnie jak niańka z dzieckiem.
-No okey, ale to potem.- Machnął lekceważąco ręką i spojrzał na szatyna.- Mów co z tymi kartkami.
Draco ponownie zajął miejsce obok przyjaciela, po czym położył na zielonej pościeli kartkę, która była przy jego różdżce. Zielonooki szybko przeczytał tekst i zagwizdał cicho.
-Widzę, że mamy tu poetę- mruknął z uznaniem.
-Skup się- jęknął poirytowany Draco.
Bell posłał mu dość dziwne spojrzenie.
-Ale to chyba jasne, nie?- powiedział to tak, jakby to rzeczywiscie była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Nie, właśnie nie jasne- odparł, dzięki czemu zasłużył sobie na krytyczny wzrok przyjaciela.
-Autor tego najwyraźniej cię nielubi, więc cię obraża. Patrz- powiedział i wziął kawałek pergaminu do ręki.- Gryfoni są waleczni i honorowi, tu chodzi o to, że nie należysz do osób, które grają fair. Puchoni przyjaźni i życzliwi, no tu chyb nie muszę ci wyjaśniać. Krukoni zaradni i głodni wiedzy, to nie jestem pewien, jaki ma sens- mruknął i zmarszczył nos.- Możliwe, że chodzi o to, że jakoś niespecjalnie starasz się rozgryźć o co chodzi. A Ślizgoni chytrzy i cwani, tu natomiast ktoś wątpi, że uda ci się odgadnąć kim jest ta osoba. A ty kim w takim razie jesteś?, no to to, co mówiłem. Pilnuj swoich rzeczy, bo ktoś ci je zabierze. Tak jak wtedy. Straciłeś coś ostatnio?- spojrzał pytająco na osłupiałego Smoka.
-Ty to rozgryzłeś po pijanemu? Wybełkotałeś wszystko chyba prawidłowo- oznajmił zdziwiony chłopak.
-Draco, to jest tak banalne, że każdy by ci powiedział o co chodzi.- Spojrzał na niego i ponownie sięgnął po kryształową szklankę, jednak Malfoy był szybszy i zabrał mu ją, po czym odstawił na bok.- Ej! Zasłużyłem!- zawołał oburzony.
-Jeszcze nie skończyliśmy.- Wziął tę wiadomość od drugiego Ślizgona i przeczytał ją po raz kolejny.- A mnie się wydawało, że jest tu jakiś głębszy związek- mruknął do siebie.
-Jaki?- spytał sceptycznie Mats.
-No nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Możesz mieć też rację co do tego, ale mnie się wydaje, że to jest jakoś powiązane z nami wszystkimi.- Zmarszczył lekko czoło.
Bell westchnął ciężko i opadł na poduszki.
-Przydałaby się tu Hermiona- mruknął zielonooki.
Czarodziej spojrzał na niego błyszczącymi oczami.
-Granger! Ona jest Gryfonką! Skoro to ma związek z nami wszystkimi to może ten pierwszy wers tyczy się jej. I... Kto tam wtedy był?- spytał i czekał na odpowiedź.
-Ożeż ty Salazarze. Jednak nie bez powodu byłeś Prefektem Naczelnym- wybełkotał i spojrzał na wiadomość.- Hermiona, Potter, Ginny i Weasley wtedy tam byli z Gryfonów, których ta sprawa dotyczy.
Charakter Miony wygrywał w tym momencie z charakterem Draco. To rozszyfrowywanie sprawiało, że oczy Smoka błyszczały się od podekscytowania, a jego umysł pracował na pełnych obrotach, składając fakty.
-Ostatnia linijka jest o mnie, o tobie, Blaisie i Pansy, to też jasne- powiedział Draco.
-A druga i trzecia?- spytał szatyn.
-Krukoni i Puchoni. Znasz któregoś, kto był przy tym?- zapytał Malfoy i spojrzał na przyjaciela.
-Chyba nie... Chociaż Hermiona jest pół Krukonką. A Puchona to nie, nie kojarzę- powiedział po namyśle.- W sumie, to kto ich tam wie. [nie obrażam tu Puchonów :D ~Dop Aut.]
Były blondyn zamyślił się na chwilę. No dobra, załóżmy że Granger zalicza się też do Krukonów. Ale co z Puchonami?
-Coś tu się nie zgadza. To są tylko cechy poszczególnych domów, w tym teoretycznie nasze- westchnął po chwili.
-Może to nie o to chodzi.- Wow, serio dobrze myślał po takiej ilości whiskey.
Kilka minut spędzili w milczeniu, rozmyślając nad tym samym. Serio przydałaby im się tu Hermiona, aby razem z nimi pogłówkować. I nagle w głowie zielonookiego zapaliła się lampka.
-A co jeśli w tej wiadomości nie chodzi o to, że każda osoba została opisana tutaj, ale o to, że każde z nas zrobiło coś, przez co nie pasują do żadnego domów, bo ich cechy się wykluczają? Bo, nie oszukujmy się, wszyscy mamy coś na sumieniu, ale każdy trzyma to dla siebie. Więc może Potter, Hermiona i reszta zrobili coś więcej niż tylko tamto. Coś, przez co już nie można o nich powiedzieć, że są honorowi? My na przykład jesteśmy wplątani w zakład, a McPersow się o nim dowiedział, więc może dlatego według autora nie jesteśmy cwani, czy tam chytrzy- powiedział na jednym wdechu.
-Brzmi sensownie, ale dlaczego tylko ja dostałem taką wiadomość, skoro to się tyczy wszystkich?- spytał Draco, który był pod wrażeniem jasnego umysłu Bella.
-Smoku- westchnął Mats znudzony.- Mówiłem ci, ostatnie linijki tyczą się t y l k o ciebie. Ale co straciłeś, to wiesz tylko ty.
-Jeśli to rzeczywiście McPersow mści się za tamto, to mam podejrzenia o co może chodzić- powiedział w końcu.- Ale dziwi mnie to, że tylko ja dostałem jakąkolwiek wiadomość- odparł i przymknął oczy. Za dużo myślenia.
-Najwyraźniej na każdego przychodzi pora- powiedział i ponownie opadł na poduszki.
"Szatyn" układał to wszystko u siebie w głowie. Zakładając, że Mats ma rację, to to wszystko brzmi dość wiarygodnie, jednak niektóre rzeczy wciąż są zagadką, na przykład ta sytuacja w bibliotece...
Ślizgon natychmiast otworzył oczy i spojrzał na już pół śpiącego przyjaciela.
-A jeśli już to się wcześniej zaczęło? Pamiętasz sytuację na moim i Granger szlabanie? Może ona coś oznaczała ważniejszego?- Rany, z charakterem tej Gryfonki naprawdę lepiej się myśli! Teraz to on się nie dziwił, że Golden Trio dało radę wybawić świat czarodziejów.
-Ostrzeżenie?- mruknął Bell, nawet się nie podnosząc.
-Możliwe. Ale przed czym?- spytał po dłuższej chwili milczenia. Ale takie ostrzeżenie chyba było za mocne, skoro nadal jej zostały te bóle głowy... Z resztą, co go to obchodzi.
-Nie wiem. Może biblioteka ma z tym jakiś związek- powiedział cicho i poprawił sobie poduszkę pod głową.
-Ale co nam do tego?- spytał Malfoy i spróbował sobie przypomnieć, czy był tam w innych celach niż szlaban. Nie przypominał sobie nic takiego.
-Nie wiem- powtórzył szatyn.
Jeśli Pansy, Ruda, Granger, Potter, Diabeł i Mats też mają dostać jakąś wiadomość, to trzeba będzie je wszystkie zebrać i dzięki temu dotrzeć do osoby, która za tym stoi.
-Pójdę potem do Pottera, może nasze Gryfonki coś mu mówiły- dodał po chwili Draco.
-Czemu nie teraz?- spytał zielonooki.
-Bo teraz należy mi się chwila relaksu po tym myśleniu- powiedział trochę bardziej weselej, rozmasowując skronie.
Drugi Ślizgon wyraźnie się ożywił.
-Dobry pomysł!- Sięgnął po swoją szklankę i dolał sobie Ognistej.
Jego przyjaciel poszedł w jego ślady. [dziwne zdanie, ale nie wiedziałam, jak zastąpić "jego" ;/ ~dop. Aut.]
Minęło sporo czasu od zakończenia tej łamigłówki. Mats ledwo trzymał się na nogach, a Draco już był wyraźnie zrelaksowany.
-Ale serio myślę, że tu moja wygrana nie jest pewna!- żachnął się Smok.
-Wątpisz w siebie?- spytał chłopak i spojrzał na niego zdziwiony.- Nowość!
-Myślałem, że Granger jest prostsza, ale chyba jest najtrudniejsza ze wszystkich. Myślałem, że skoro rozstała się z Wieprzlejem i McDupkiem to będzie prościej ją zająć- mówił na jednym tchu. Krew szumiała mu w uszach. Sporo wypił.
-Może działa to na dwie strony.- Wzruszył ramionami.- Ale jako że się przyjaźnimy to ci o czymś przypomnę- powiedział i upił kolejny łyk ze szklanki.- Powiedziałeś Hermionie, że Blaise chce się z nią zaprzyjaźnić. Ja zdecydowałem się chociaż w tym wam pomóc i macie już trochę prostszą drogę do jej przyjaźni, bo ja z nią umiem rozmawiać. Z resztą Hermiona jest bardzo w porządku. W sumie to ja chyba też się z nią zaprzyjaźnię- dodał po namyśle.
-Hermiona. Dziwnie to brzmi. Przez tyle lat to była tylko i wyłącznie mugolaczka Granger. A niedługo będzie to kochanka Granger- parsknął do szklanki i również upił lyk bursztynowego płynu.
-Pamiętaj, że Hermiona nie jest głupia. I Potter cię zabije, jeśli się dowie o wszystkim- wybełkotał.
-Nie zapomnę, bo non-stop przypomina mi o tym.- Wskazał ręką na swoje kasztanowe włosy, czekoladowe tęczówki i brzoskwiniową cerę.- Pottera nie ma co się bać. Nie jest chyba szkodliwy.
-Taa, poza tym, że pokonał Voldemorta, jakieś siedem razy- powiedział i spojrzał na Smoka jak na kretyna, a tamten przewrócił tylko oczami.
-Voldemort. To też dziwnie brzmi. Zawsze to był Czarny Pan.- Poruszył szklanką tak, że alkohol uderzył o ściany naczynia.
- Nie dla wszystkich- rzucił sucho szatyn.
-Wybacz, stary- mruknął Draco pod nosem.
Obaj w tym samym momencie opróżnili swoje szklanki za jednym razem i odstawili je na bok.
Czasem takie rozmowy, nawet po pijanemu, pomagają.
-Próbowałem być cukierkowy, ale to nie podziałało. To jaki mam być w takim razie?- spytał Smok.
-Taki, jaka jest Hermiona- burknął Mats, a brązowooki posłał mu drwiące spojrzenie, które zatrzymało się na butelce Ognistej Whiskey.
-Co to?- spytał i wziął ją do ręki.
-Co?- spytał na wpół przytomny chłopak.
-To- powiedział arystokrata i zmrużył lekko oczy, aby odczytać napis.- Skąd masz tą butelkę?
-Myślisz, że ja pamiętam?- jęknął Bell.
Smok przewrócił teatralnie oczami. I jak tu się dogadać z nim?
-Ale ona od początku była tu?- ponowił pytania.
-No tak- powiedział zniecierpliwiony.
-Chyba idziemy na pierwszy ogień.
Mats wyprostował się i posłał mu pytające spojrzenie.
-Jaki ogień?- spytał głupio i również spojrzał na tylną część etykietki.- O cholera, rzeczywiście.
-Widziałeś to, gdy brałeś butelkę?- spytał Malfoy i zerwał wiadomość, po czym schował ją do kieszeni.
Zielonooki potrząsnął głową.
-Myślisz, że ja na takie rzeczy zwracałem uwagę?- spytał i spojrzał na niego, jak na wariata.
-Masz rację, mój błąd- sarknął chłopak.
- Wiesz co, Draco? Ja już chyba się położę- wybełkotał Ślizgon, który ledwo mówił, po wypiciu takiej ilości alkoholu.
Brązowooki westchnął, po czym wstał z łóżka, zasłonił koledze kotary i na chwiejnych nogach wyszedł z ich dormitorium.
Chyba pójdzie na błonia, żeby trochę pooddychać świeżym powietrzem. Już dzisiaj na pewno nie pogada z Granger. Jutro się tym zajmie. Jutro też pójdzie do Pottera. Może od niego wyciągnie jakieś informacje.
Skręcił w jeden z korytarzy.
On i Mats dostali wiadomości. A reszta? Diabeł i Pans na pewno nie, bo by im o tym powiedział. A Gryfoni? Szkoda, że nie mają takich super relacji. Chociaż w sumie może się to niedługo zmienić.
Ponownie tego wieczoru/nocy starał się wszystko logicznie poukładać. Po kolei.
Ktoś wysyła im wiadomości związane z rzeczami, które dzieją się t e r a z, nie w t e d y. I wiadomość na pewno otrzyma cała ich siódemka/ ósemka. Bo nie ma zamiaru polepszać relacji z Łasicem. Zdecydowanie za dużo informacji, jak na jeden dzień. Gdy będzie w dobrych, nawet bardzo dobrych relacjach z Granger, to ona im pomoże w tym wszystkim.
Schodził już po schodach, które były już ostatnimi przeszkodami na drodze do wyjścia na błonia, kiedy przypomniał sobie, że jest już troszkę za późno na takie spacery i o tej godzinie na pewno nie wydostanie się z zamku. Zrezygnowany wrócił z powrotem do swojego dormitorium z burzą myśli, klnąc cicho pod nosem i potykając się co chwila o coś.
***
^ jeszcze nie było akcji w bibliotece^
Blaise siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu na jednej z zielonych kanap. Był czwartek wieczór, więc nie musi się za bardzo przejmować lekcjami. Dzisiaj właściwie z nikim nie rozmawiał. Draco i Mats gdzieś zniknęli, Ruda zaszyła się w bibliotece, Czarna była na niego i Smoka obrażona, Dafne przyjaźniła się z Pans, więc do niej też nie miał po co iść, a Hermiony i Pottera wolał nie drażnić swoją obecnością. Tak więc dzisiejszego wieczoru miał wolne od wszystkich.
Jakąś dobrą godzinę temu dał Draconowi tą dziwną wiadomość. Kompletnie nie wiedział, co oni w tym chcą znaleźć. To jest zagadka godna samej Roveny Ravenclaw. Z resztą, według niego to jest oczywiste, kto za tym stoi. Ale oczywiście nie ma dowodów. Jakby one były komuś potrzebne do osądzania!
A jeszcze ma na głowie sprawę tej Jean Zabini. Kto to na Salazara jest?! Nie kojarzył nikogo takiego w rodzinie. A raczej innych Zabinich nie ma, bo to bardzo stary ród czarodziei. Na dodatek ta dziewczyna była w jego wieku, więc to bardzo dziwne, że o niej nie słyszał. Mieli akta i Hermiony i jego matki, ale jedne z nich zniknęły, a drugie nic właściwie nie wnosiły do sprawy. Jak on nie lubił myśleć! Nie miał zbytnio nic do roboty, przyjaciele prowadzą zapewne swoje małe śledztwo, nikogo nie ma w Pokoju Wspólnym, więc może się zdrzemnąć na chwilę...
Był w... bibliotece. Ugh. Jak on nie znosił tego miejsca. Ale ona była jakoś dziwnie pusta. A to dziwne, bo chyba było wcześnie, patrząc na to, że za oknami świeci słońce. Chodził wzdłuż i szerz, aby znaleźć kogokolwiek, lub jakiekolwiek wyjście stąd, ale nie przyniosło to żadnego pomyślnego efektu. Był jedyną osobą w tym pomieszczeniu. Ale skoro tu jest, to czemu by już nie wykorzystać jakoś tego czasu...
Ruszył w kierunku Działu Ksiąg Zakazanych. Nogi same go tam prowadziły. Był już blisko. Coraz bliżej. Stał przed bramą, strzegącą wejścia. Oczywiście nie miał kluczy, ani żadnego pozwolenia od nauczyciela. Ale od czego ma się różdżkę.
Zabini wyciągnął z tylnej kieszeni swoją różdżkę i wymierzył nią w zamek.
-Alohomora- mruknął, ale nie poskutkowało.
No tak. Przecież to zbyt łatwe.
-Bombarda- powiedział cicho, a zbędne zabezpieczenia ustąpiły, ukazując mu wielkie regały książek.- I gdzie teraz, co?- mruknął sam do siebie, po czym ruszył pierwszą, najbliższą alejką.
Raz po raz spoglądał na nazwy regałów, jednak żadna nazwa nic mu nie mówiła.
-Przydałaby się tu Ruda, żeby mi pomóc- burknął do siebie i skręcił w kolejną aleję.
W tej części były bardzo grube książki, oprawione w stare skóry.
Chłopak ponownie machnął różdżką, z której wydobywał się teraz jasny snop światła.
Oczywiście, jak na złość nie mógł przeczytać napisu.
Nagle usłyszał jakieś zduszone krzyki. Obrócił się szybko w tamtą stronę, ale nikogo nie zobaczył. Wyjrzał w stronę wejścia, ale go już nie było.
-Co jest?
Podszedł szybko w tamtym kierunku, a w tym samym czasie usłyszał ponowne krzyki, tyle że głośniejsze i... wyraźniejsze.
-BLAISE!
Rozpoznawał ten głos. To była... Ginny.
-Ruda?!- zawołał i rozejrzał się wkoło. Nic. Żadnego wyjścia.
Krzyki nie ustępowały, a wręcz były bardziej zdesperowane.
-RUDA, GDZIE JESTEŚ?- zawołał, ile sił w płucach.
Znowu nie było żadnej odpowiedzi.
Usłyszał jakiś szelest po swojej lewej stronie. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał zielone światło.
Ślizgon zerwał się na równe nogi. Co to był za sen? I czemu był taki realny?
Spojrzał na zegar wiszący nad kominkiem. Było już dość późno. W jego głowie wciąż pobrzmiewał ten mrożący krew w żyłach krzyk Ginny. Nigdy więcej takich snów! Nigdy.
Przeciągnął się i poszedł w stronę swojego dormitorium. Zaraz po przekroczeniu progu w jego nozdrza uderzył ostry zapach alkoholu.
-Amatorzy- powiedział do siebie i omiótł szybkim spojrzeniem cały pokój.
Dwa łóżka były zasłonięte kotarami, a z nich wydobywały się głośne dźwięki, podobne do chrapnięć. Na podłodze leżała jedna butelka Ognistej, a obok niej przewrócona pusta szklanka.
-BLAISE!
Znowu to wołanie. Tyle że ono nie było wspomnieniem z jego snu. Ten krzyk wydobył się z jego ust. Czuł nieprzyjemne mrowienie w całym ciele.
-Ruda- mruknął pod nosem i puścił się biegiem w stronę biblioteki.
Korzystał ze wszystkich znanych mu skrótów, aby tylko zyskać na czasie. Oby nic z tego snu się nie sprawdziło. Zero zielonego światła. Poza tym, co ona tak późno robiła w bibliotece? Czyżby też nie mogła znaleźć wyjścia? A co jeśli, ta teoria Smoka się sprawdza? Właśnie teraz?
Zabini przyśpieszył. Był już na ostatnim zakręcie, gdy mignęła mu jakaś postać. Przystanął na chwilę.
-Ktoś tu jest?- spytał w przestrzeń.
Nikt nie odpowiedział. Za to usłyszał zduszony chichot. To zdecydowanie był głos jakiejś dziewczyny.
Nie rozmyślając dalej nad tym, ponownie ruszył w wyznaczonym kierunku. Już widział drzwi. Nawet stąd dało się słyszeć głośne szarpanie, kopanie i uderzanie w potężne drzwi prowadzące do królestwa Hermiony Granger. W końcu był na miejscu.
Spodziewał się jakiś dużych oporów, jednak drzwi ustąpiły prawie że od razu.
W jego ramiona od razu wpadła cała roztrzęsiona Gin.
-Kretynie, czemu tak długo?- szepnęła, odsuwając się jak najdalej od tego przeklętego miejsca.
Chłopak odruchowo zaczął gładzić jej płomiennorude włosy, czując jak dziewczyna się trzęsie.
-Spokojnie, Wiewiórka. Już okey.
Pierwszy raz widział najmłodszą z Weasley'ów w takim stanie. Była cała rozdygotana, wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać, a jej oczy były przepełnione lękiem.
Co tam się stało, że Ruda wygląda tak?
-Chodźmy stąd- powiedziała w końcu, trochę spokojniejsza.
-Co się stało?- spytał i odszedł na chwilę od Gryfonki, aby zamknąć drzwi. Oczywiście zajrzał do środka i nie zobaczył nic, ponieważ panowały tam egipskie ciemności.
-Chodźmy stąd- powiedziała ponownie.
Diabeł westchnął cicho, objął dziewczynę ramieniem i poprowadził w stronę lochów.
Czeka ich długa rozmowa.
***
Pokój Życzeń to idealne miejsce. Nikt nie może tu wejść nieproszony. A mówią, że Hogwart jest tak pilnie strzeżony. Chyba schowek na miotły.
-I co?- spytał ktoś, kto siedział w jednym z niebieskich foteli.
-Tak jak planowaliśmy. Weasley i Bell załatwieni- zawołał wesoło drugi głos, kładąc jakąś różdżkę na stoliku przy kominku.
-Kogo to?
-Naszej księżniczki w opałach- zadrwiła osoba.
-Widzę, że dobrze się wczuwasz w rolę- mruknął ktoś z uznaniem.
Druga osoba nie odpowiedziała i zajęła miejsce obok, po czym sięgnęła po butelkę z alkoholem. Po takim pracowitym dniu, coś się człowiekowi należy.
-Mam wrażenie, że zajmie nam to mniej czasu, niż myśleliśmy.
-Mam taką nadzieję. Chociaż w sumie, dobrze się bawię.
Któreś z nich wzięło kawałek szkła, odłamanego zapewne od jakiegoś lustra i rzuciło przed siebie.
Przedmiot poleciał dość szybko i uderzył w coś. A tym czymś była okrągła tarcza. Podobna do tarczy, której używają mugole do gry w lotki. Tyle, że dzieliła się na osiem równych części. A odłamek szkła zatrzymał się w trzeciej części. Konkretniej był utkwiony w zdjęciu. Zdjęciu, które przedstawiało pewną rudowłosą osóbkę, o szerokim uśmiechu i bursztynowych oczach. Postać posłała sprawcy zlęknione spojrzenie i schowała się w brzegach zdjęcia. Reszta osób zrobiła to samo.
-Dobry cel- pochwalono rzut.
-Wiem- odparł głos należący do kogoś, kto teraz uśmiechał się wrednie.
-Tylko nie rozkręcaj się za bardzo. Nie jesteśmy jeszcze wszyscy- przypomniano.
Potem rozmowa już się skończyła. Alkohol był pity z wielkim entuzjazmem.
Postać na zdjęciu, w którym tkwił odłamek lustra patrzyła na to wszystko z niepokojem.
A ową postacią była Ginevra Molly Weasley.
~**~
:* Nie ma tu dramione, ale chciałam zrobić jeden rozdział taki ślizgoński i taki z małymi poszlakami :D Czasu nie mam, więc więcej nie piszę :> Rozdziały wciąż nadrabiam u was, więc czekajcie cierpliwie, wpadnę do was na pewno! :D
A teraz dziękuję serdeczie za przeczytanie rozdziału :3 Do następnego!
xox
[nie poprawiono błędów, więc ich nie szukajcie! :D ]
~**~
^w tym samym czasie, co Hermiona rozmawiała z Ginny na korytarzu^
Nigdy więcej nie odezwie się na Eliksirach. Nigdy! Teraz nie wiadomo do kiedy będą z Rudą mówili to samo. A to nie jest najlepszy moment na takie rzeczy, skoro w każdej chwili może palnąć coś o zakładzie. Jeszcze tylko tego mu brakowało! Lubił Ginny, serio ją lubił, ale wiedział, że gdyby ona dowiedziała się o tym wszystkim, to prawdopodobnie na następny dzień nikt by już ich nie zobaczył. I tym razem nie żartował. No, może Matsowi by się jakoś upiekło, ale nie im. Cholera, trzeba uważać.
-Diable, jesteś tam?- Mats pomachał mu ręką przed twarzą.
-Co?- spytał i zamrugał kilkakrotnie, ponieważ ręka przyjaciela bardzo go irytowała.
-Tak wygląda zakochanie? Nie słuchasz nikogo i żyjesz we własnym świecie?- droczył się szatyn.
Jednak nie przewidział tego, że Draco postanowi ratować przyjaciela z opresji.
-Sam sobie odpowiedz.- Posłał mu dziwne spojrzenie. Czyżby wiedział?
Zielonooki otworzył usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknął, gdy domyślił się na jaką drogę może zejść ta rozmowa.
Zabini uśmiechnął się szeroko. Każdy chyba wiedział co wydarzyło się między Matsem i Victorią pewnego razu. Nawet Smok. Co prawdy chciał na początku... może nie zabić, ale uszkodzić Bella, jednak się opamiętał i dla dobra ich przyjaźni udawał, że o niczym nie wie. W sumie to wszystko mogłoby być ciekawe. Ale i zarazem niebezpieczne. Victoria jest jak mugolska roślina- rosiczka. Piękna, wygląda niewinnie, ale gdy zrobisz niewłaściwy ruch, BUM! Nie ma cię. Może nie dosłownie, ale coś w ten deseń. No, ale oczywiście, gdy wyczuje, że facet jest nieodpowiedni. A Matsik chyba przypadł jej do gustu.
-A jak idzie ci, Draco, odzyskiwanie swojej platynowej grzywy?- spytał Bell i posłał "szatynowi" kpiący uśmiech.
Całą trójką skręcili w jeden z korytarzy, aby wyjść na błonia. Jacyś pierwszoroczni biegali po korytarzu, więc Malfoy odruchowo chciał ich ukarać (o Salazarze, charakter Granger się ukazuje!), ale przypomniał sobie o karze McGonagall. Wredna jędza.
-Małe kroczki, Mats, małe kroczki. Jak będę zbyt nachalny to Granger zacznie coś podejrzewać...
-Już podejrzewa- mruknął Ślizgon pod nosem, robiąc miejsce na przejście grupce Puchonów.
-... Więc myślę, co trzeba zrobić, aby wszystkiego nie spieprzyć od razu- zakończył i posłał przyjacielow miażdżące spojrzenie.
-Serio myślisz, że wygrasz ten dziecinny zakład?- Chłopak postanowił zmienić temat.
-Ja nie myślę, Mats. Ja to wiem.- Arystokrata posłał mu ironiczny uśmiech.
-A mi się wydaje, że to Blaise ma tym razem wygraną w kieszeni- powiedział niby od niechcenia.- Mam rację, stary?- zwrócił się do przyjaciela.
-Pewnie!- zawołał Diabeł i uśmiechnął się szeroko. Tak, on też jest pewien, że Draco nie da rady. To Granger, a ona łatwa nie jest.
-W takim razie...- Zaczął czekoladowooki, ale przerwał, by wyminąć jakąś parę zakochanych, która chyba nie robiła sobie nic z tego, że blokuje przejście.- Jak przyjmie Ruda do wiadomości, to że ją cały czas okłamywałeś?- spytał z zaciekawieniem. Skoro jakimś cudem Granger rzeczywiście mu się oprze, to wyjawi jej prawdę, przecież nie zrobi z siebie idioty, a przynajmniej wtedy się pośmieje. A znając życie ta kujonka nie omieszka się o wszystkim powiedzieć Weasley'ównie.
-Ja nigdy nie kłamię!- zwołał Diabeł, choć wiedział, jak to się mija z prawdą. Ale nie przypominał sobie, żeby z Wiewiórką gadali o czymś związanym z zakładem, więc nie mógł jej okłamywać...
-Jesteś tego pewien?- spytał Bell i spojrzał na Zabiniego z wesołymi iskierkami.
Ale Ślizgon posłał mu tylko kwaśny uśmiech. On wie swoje. Tym razem Smok nie ma żadnych szans, aby wygrać ten zakład.
Kawałek drogi szli w ciszy. Każdy z nich zastanawiał się nad dalszym przebiegiem tej ich "zabawy". Odwrotu już nie ma. Wyzwanie zostało podjęte, więc nie ma mowy o wycofaniu się. Zakład kończy się piętnastego listopada, więc zostało jeszcze dużo czasu. Ale jeśli Draco nie zacznie już robić jakichś kroków na przód, to może i tak nie zdążyć. Jednak trzeba pamiętać, że gdy się człowiek śpieszy, tam się Diabeł cieszy. I tutaj to idealnie pasuje.
Na tę myśl, na twarzy ciemnoskórego Ślizgona pojawił się szeroki uśmiech.
-Tak właściwie, to co teraz mamy?- Malfoy przerwał ciszę i zatrzymał się, aby spojrzeć na przyjaciół.
-Zielarstwo- odpowiedział Diabeł, wyrwany z rozmyśleń.
-Idziesz w stronę błoni, a nie wiesz po co?- spytał Mats, który również przepędzał swoje osobiste myśli.
-Idę za tłumem- odpowiedział Smok i wzruszył ramionami.
-Idiota- parsknął Blaise.
Malfoy w odpowiedzi posłał mu ironiczny uśmiech.
-Diable, musisz mi dzisiaj dać tą kartkę, co była przy różdżce, bo jest mi potrzebna- powiedział "szatyn" trochę ściszonym głosem.
-Okey- odpowiedział brunet.
-A...- zaczął były Prefekt Naczelny i z n o w u musiał zrobić miejsce komuś, kto chyba miał głowę w chmurach.- Co ty i Ruda tak ciągle myszkujecie w bibliotece?- spytał z błyskiem w oku.
-A co cię tak to interesuje?- odpowiedział wymijająco. Ustalili z Ginny, że nikomu na razie nie powiedzą o Jean Zabini.
Jednak przyjaciel mu nie odpowiedział, ponieważ szedł wzrokiem za jakąś dziewczyną. Miała piękne złote włosy, które spływały jej kaskadami na plecy, piękną twarz, na której malowała się pewność siebie, piękne, wydatne usta, ułożone w szeroki uśmiech oraz duże, bystre niebieskie oczy, które teraz patrzyły w stronę trójki Ślizgonów. Jednak jej spojrzenie głównie było utkwione w... Matsie, który nie mógł oderwać od niej oczu. Dziewczyna miała na sobie mundurek z barwami Gryffindoru.
-Czy ona wam kogoś nie przypomina?- spytał Draco, marszcząc czoło. To strasznie dziwna sytuacja.
-Ehe- wydukał w końcu szatyn i odprowadzał Gryfonkę wzrokiem, dopóki nie zniknęła za zakrętem.
Diabeł też chciał odpowiedzieć, bo jemu również wydawało się to dziwne, jednak zamiast tego, co chciał powiedzieć, powiedział coś innego.
-Zabini, jeśli jeszcze jeden raz powiesz choć jedno słówko w najbliższym czasie, to obiecuję, że poszukam sobie innego partnera ławkowego i to nie z powodu, że się przesiądziesz- powiedział przesłodzonym głosem, który nie należał do niego. R u d a. Czyżby ją wkurzył?
Draco i Mats podskoczyli na ten dźwięk, gdyż ponownie zaczęli rozmyślać nad czymś. Albo kimś.
-Sorry, Ruda, ale ja też mam przyjaciół, żeby z nimi rozmawiać- powiedział z przekąsem. Czy ona myśli, że nie będzie się odzywał do swoich przyjaciół, tylko dlatego że ona po nim powtarza? Nie wydaje mu się.- To sobie pisz z nimi listy!- warknął. Cóż, przynajmniej zaoszczędzają czas na zabawę w patronusy z Gin.
-Czy tobie też to się wydaje dziwne?- mruknął Draco do Bella.
-Mhm- odpowiedział nieobecnym głosem. Cały czas po głowie chodziła mu ta dziewczyna. I te jej piękne oczy.
-Sama możesz pisać listy z Hermioną- odpowiedział Zabini. Czy to jego wina, że spaprali ten głupi eliksir?- Nie żartuję z tym siedzeniem, więc serio się zamknij, Zabini.- O ironio.- Okey, okey. Miałem rację z tą ognistą- mruknął do siebie szybciej, niż pomyślał.
Obaj szatyni otworzyli szeroko oczy. Czy on t o powiedział?
Czekoladowooki od razu podszedł do chłopaka.
-Kretynie, pamiętasz, że Ruda gada to, co ty?- syknął Malfoy i pacnął przyjaciela w tył głowy.
-Auć.- również syknął i rozmasowywał obolałe miejsce.
-I już się nie odzywasz- powiedział twardo pierwotny blondyn i odszedł do Matsa, który uśmiechał się szeroko.
-Transmisja przerwana- odparł ze zrezygnowaniem Blaise i dołączył do przyjaciół.
-Robisz to specjalnie, czy po prostu jesteś taki głupi?- spytał Smok.
-Mówiłem wam, że to głupi pomysł- powiedział uradowany szatyn.
-Przepraszam, Herm. Mam nadzieję, że ten efekt uboczny szybko minie- powiedział Blaise mimowolnie.
Obaj posłali mu dziwne spojrzenie.
-W sumie to, to może być ciekawe.- Malfoy uśmiechnął się lekko i czekał na kolejne słowa.
-Czyli Diabeł będzie twoją skarbnicą mądrości?- parsknął Mats, a drugi Ślizgon mu przytaknął.
-Odpowiadając na tamte pytanie, zanim k t o ś mi przerwał, to nie, nie ma żadnego obejścia tego czegoś- powtórzył brunet.
-Cholera- mruknął Draco, bo domyślił się, że dziewczyny rozmawiają o ich małej zamianie.
-Dasz radę! Kąpiel wam miło upłynęła, więc to jest pikuś!- zawołał radośnie i parsknął na widok miny przyjaciela.
-Jak miło, że Ginny wciąż o tym przypomina- powiedział szatyn i spojrzał z wesołymi iskierkami na Smoka, któremu mina zrzedła.
-Jade- mruknął złowrogo.
Ponownie dwójka Ślizgonów spojrzała z zainteresowaniem na przyjaciela. Kto to Jade? I chyba obie Gryfonki nie pałają do niej sympatią.
-Jade, słońce, co cię tu sprowadza?- spytał przesłodzonym głosem. Merlinie, za co?
-Kojarzysz jakąś Jade?- mruknął Mats do drugiego szatyna.
-Nie.
-Dzięki- powiedział Blaise bez żadnych emocji w głosie. Któż zasłużył na taką nienawiść ze strony Rudej?- Suka- mruknął po chwili.
Oczywiście, znając szczęście Diabła, w tym czasie co mruknął to nie miłe słowo, obok niego przechodziła jakaś dziewczyna, która tylko prychnęła głośno, odrzuciła swoje brązowe włosy do tyłu, ukazując tym samym zielono-srebrny krawat i ruszyła przed siebie z wysoko uniesioną głową.
-Zielarstwo. Chyba Malfoy ma takie same zaniki pamięci, jak ty. A mówiłaś, że się nie dogadacie!- Odezwał się po pewnym czasie. Chyba Ginny dopisuje dobry humor.- Wow, nawet sposób mrożenia wzrokiem po nim przejęłaś- powiedział z uznaniem, a Mats głośno się zaśmiał.
-Chodźmy na lekcje- powiedział Draco i odsunął się od Bella, który śmiał się w najlepsze.
***
Lekcje już dawno się skończyły. Siedział w swoim dormitorium, gdzie był sam, ponieważ każdy miał co robić. Gdyby Draco był jeszcze Prefektem Naczelnym, to z pewnością siedziałby u niego.
Kim była ta blondynka na korytarzu? I czy mu się zdawało, czy ona do złudzenia przypominała... Victorię? Te same oczy, w które można patrzeć godzinami, a i tak to się nie nudzi. Czerwone usta w kształcie strzały kupidyna, które potrafią być bardzo uwodzicielskie. Mały, zgrabny nosek i twarz o prawie identycznych rysach. I włosy. Długie, lśniące o złotym kolorze, który podchodził troszkę pod platynę. To jest wręcz nienormalne! Ale ten widok przywołał tylko wspomnienia. Wspomnienia, które niekoniecznie chciał przywoływać. Teraz sam sobie pluł w brodę, że dopuścił wtedy do tej sytuacji.
*wspomnienie*
Minęło już kilka dni od tej feralnej przygody Vi z McPersowem. Rodzicie Smoka wrócili już do Malfoy Manor, więc pobyt Victorii się skończył. Zostało tylko kilkanaście dni do rozpoczęcia roku szkolnego. Może to i lepiej.
Draco i Blaise trenowali ciężko Quidditcha. To ostatni rok w Hogwarcie, więc nie dopuszczają możliwości przegrania pucharu. On też powinien poćwiczyć, ale jakoś miał ważniejsze sprawy na głowie.
Mats z głuchym trzaskiem teleportował się pod z pozoru niewielki, kremowy dom. Budynek zawsze napawał go podziwem. Nie był przesadzony, jak to Malfoy'owie mieli w zwyczaju, ale świetnie się prezentował. Pani Crake z panieńskiego uwielbiała kwiaty, więc było ich dość sporo na parapetach, w donicach obok drzwi wejściowych, prowadzących na taras i balkonowych. Duże okna i ciemne dachówki idealnie pasowały do całości. [nie umiem opisywać domów ;x]
Chłopak westchnął z podziwem i ruszył kamienną ścieżką przed siebie. Gdy dróżka się skończyła, zapukał w ozdobne drzwi.
Po chwili otworzyła mu wysoka kobieta o promiennym uśmiechu. Swoje długie, blond włosy związała w eleganckiego koka.
-Mats, wejdź. Victoria się ucieszy.- Zrobiła mu miejsce, aby mógł wejść do środka.
-Dzień dobry, pani Malfoy- powiedział uprzejmie. Tym się różnił od swoich przyjaciół. Jego nauczono kultury osobistej.- Jest na górze?- spytał i wszedł do holu.
-Tak, tak. Napijesz się czegoś?- Posłała mu wesołe spojrzenie.
-Nie, dziękuję- odpowiedział i skierował swoje kroki na spiralne schody.
Już na korytarzu słyszał głośną muzykę wydobywającą się zza białych drzwi z tabliczką "VICTORIA". W ten sposób sobie zawsze radziła ze smutkiem. Puszczała byle co, byle tylko było na tyle głośne, aby zagłuszyć jej myśli.
Zapukał, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi, co go w sumie nie zdziwiło. Tak więc bez pozwolenia pchnął drzwi prowadzące do pokoju blondynki. Gdy się otworzyły stanął jak wryty i nie wiedział, czy powinien zasłonić oczy, czy korzystać z okazji i bezceremonialnie się patrzeć.
Panna Malfoy tańczyła w rytm muzyki na środku pokoju i zupełnie nie przejmowała się tym, co dzieje się wokół niej. Nie byłoby w tym nic nieprzyzwoitego, gdyby nie fakt, że się przebierała. Miała na sobie krótkie spodenki, które wyśmienicie eksponowały jej długie, zgrabne nogi, a w ręku trzymała swoją bluzkę, którą wymachiwała na prawo i lewo, tym samym zostając w samym biustonoszu, który jak na złość był czarny i koronkowy. Czarownica tanecznym krokiem z zamkniętymi oczyma szła w stronę swojej garderoby, aby wziąć nowy podkoszulek
Mats przygryzał swoją dolną wargę. Nie codziennie ma takie widoki. Jego zielone tęczówki wodziły cały czas za niebieskooką. Kiedy ta stanęła w miejscu, szukając czegoś na półkach, mógł popodziwiać jej płaski, wysportowany, ale bez przesady brzuch. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, bo Victoria znalazła jakąś bluzę i włożyła ją na siebie.
Bell mimowolnie westchnął ze smutkiem. Taki widok to skarb. Jednak los szybko mu to wynagrodził, bo kuzynka jego najlepszego przyjaciela zabierała się za przebranie spodni. Chłopak bił się z myślami. Sam siebie próbował oszukać, że ona to tylko jego najlepsza przyjaciółka, ale dobrze wiedział, że to kit, jakich mało. Ale Victoria to kuzynka jego najlepszego przyjaciela. Nie chciał niszczyć tej przyjaźni.
-Fatalne Jędze?- spytał bardzo głośno.
Dziewczyna podskoczyła ze strachu, bo nie spodziewała się, że ktoś tu jest, a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec, który wyglądał dość uroczo.
-Mats!- zawołała radośnie i wyłączyła muzykę.- Długo tu stoisz?- spytała, poprawiając spodenki.
Nie chcąc odpowiadać na to pytanie, wszedł do środka i usiadł w jednym z niebieskich foteli wypoczynkowych i posłał jej szeroki uśmiech.
-Świnia!- powiedziała z udawanym oburzeniem i rzuciła w niego najbliżej leżącą poduszką.
Jako że szatyn grał na pozycji ścigającego jego uniki były perfekcyjne.
-Pudło. Chyba coś dawno nie ćwiczyłaś, Vi- powiedział, podniósł poduszkę z podłogi i podłożył ją sobie pod głowę.
-Nie miałam głowy do tego- mruknęła i usiadła w drugim, identycznym krześle.
-Ale widzę, że humor ci dopisuje- powiedział i parsknął na widok rumieńców, które ponownie pojawiły się na mlecznej cerze dziewczyny.
-Przecież nie wpadnę w depresję z tego powodu- odpowiedziała rzeczowym głosem.- Trzeba żyć dalej.- Wzruszyła ramionami.- Ale dość gadania o mnie, bo od kilku dni nic innego się nie dzieje. Co u ciebie, Mats?- spytała i spojrzała z zaciekawieniem na szatyna.
-Okey. Nawet mama lepiej się czuje.- Strasznie mu ulżyło, gdy magomedycy zawiadomili go, że z panią Bell już nie może być gorzej. Wojna to był straszliwy okres.
-To świetnie!- zawołała i zarzuciła przyjacielowi ręce na szyję, aby go przytulić.
Zielonooki od razu oddał uścisk. Jakaż ona była drobna!
Po chwili uczennica Beauxbatons odsunęła się trochę od chłopaka.
-Wiesz, co? Ostatni czas był dla nas obojga ciężki. Należy nam się chwila relaksu- powiedziała z błyszczącymi oczami.
-Rozwiń swoją wypowiedź.- Uśmiechnął się lekko. Ta dziewczyna to wielka niespodzianka.
Blondi wstała z fotela i podeszła do swojej toaletki, która stała w rogu pokoju. Stuknęła swoją różdżką w jedną z szufladek, po czym ją otworzyła i wyjęła z niej- bo jakżeby inaczej- butelkę Ognistej Whiskey.
-Kuzynka Malfoy'a- powiedział cicho, po czym wziął jedną z kryształowych szklanek.
Czarownica z powrotem usiadła na swoim miejscu i rozlała bursztynowy płyn do naczyń.
-Za lepsze jutro- zawołała wesoło i brzdąknęła swoją szklanką o szklankę Ślizgona.
Oboje w tym samym czasie upili łyk.
Po pewnym czasie, a może już minęło już kilka godzin, postanowili odstawić alkohol. Rozmawiali już o błahych rzeczach. Może troszkę przesadzili z piciem, ale nie chcieli wcześniej tego przerywać. Nie byli i tak pijani, ewentualnie byli trochę podchmieleni przez alkohol. Podczas picia, przenieśli się na miękki dywan. Dziewczyna od pewnego czasu miała położoną swoją głowę na kolanach szatyna.
-Wiesz co, Mats?- odezwała się po chwili ciszy.
-Mm?
-Dobrze mi- powiedziała a na jej usta wkradł się uśmiech.
Bell jako że nie żałował sobie alkoholu, to bardzo mocno się powstrzymywał przed pocałowaniem Victorii. I nie po przyjacielsku.
- Ale czasami mam dość tej przyjaźni- westchnęła teatralnie.
-Czemu?- spytał i schylił głowę, aby spojrzeć na nią.
-Bo...- Zaczęła i przerwała na chwilę, aby się podeprzeć na łokciach.- Przyjaciołom nie wolno tego- szepnęła i przyciągnęła do siebie przyjaciela.
W końcu. Tak długo na to czekał. I chyba nie tylko on. Vi całowała go zachłannie, jakby się bała, że za chwilę ją od siebie odtrąci. Jednak jemu to ani przez chwilę nie przeszło przez głowę. Wręcz przeciwnie! Objął ją w talii i podciągnął, aby siedziała mu na kolanach. Nawet w snach nie spodziewał się, że Malfoy'ówna tak dobrze całuje. Jej miękkie usta idealnie pasowały do jego. Coraz bardziej zatracali się w pocałunkach. Kiedy ich języki odnalazły wspólny rytm do głowy Matsa przywiało pewną myśl. "To kuzynka Draco, twojego najlepszego przyjaciela". W pierwszej chwili chciał odtrącić od siebie blondynkę, jednak szybko się opamiętał. Mu też należy się coś od życia. Niech Draco się pieprzy, on i tak będzie robił to, co ma ochotę robić.
Upewniając się, że niebieskooka się go trzyma, wstał razem z nią i nie przestając oddawać pocałunków, przeniósł ich na łóżko.
Czarownica nie spodziewająca się tego, że chłopak wstanie,więc pisnęła cicho, ale kiedy poczuła pod sobą miękki materac, rozluźniła się jeszcze bardziej.
W tym momencie porywcza Victoria Malfoy była potulna jak baranek. Wzdychała z zadowolenia, gdy usta Matsa wodziły po jej szyi i obojczykach. Tak bardzo była teraz szczęśliwa i czuła się... spokojnie. Nie myślała o tym, że kilka dni temu miejsce szatyna zastępował inny szatyn. Teraz była w stu procentach pewna, że tym razem nie popełnia ogromnego błędu.
Ślizgon również był w siódmym niebie. W końcu mógł się nią cieszyć. I to bez żadnych zahamowań. Jego usta z powrotem powróciły do ust dziewczyny, które domagały się uwagi. Z wielką ochotą na przemian oddawali swoje pocałunki, uśmiechając się szeroko. Nie byli pijani. Wiedzieli, że robią to z własnej woli.
Po kilku minutach chłopak postanowił w końcu ściągnąć bluzę z blondynki. Czuł jak szybko bije mu serce. Ponownie pochylił się, aby jego usta mogły zacząć zwiedzać dopiero co odkryte fragmenty ciała uczennicy Beauxbatons, która splotła swoje nogi z jego nogami. Jej ręce zabrały się za odpinanie koszuli, która po chwili leżała na jasnym dywanie, a z jej ust wydobywały się ciche westchnięcia. Lepiej być nie mogło.
W końcu wzrok Matsa cały czas wędrował wokół tego czarnego, koronkowego stanika Vicki. Czy on może to zrobić? Móc może. Czy p o w i n i e n to zrobić? Przecież tak niedawno to ten gnojek McPersow był na jego miejscu i ją skrzywdził. Może powinien pokazać jej, że on jest odpowiedniejszy dla niej i że na nim się nie zawiedzie.
Z tą myślą szatyn ponownie zaczął całować cudowne usta niebieskookiej, tyle że zachłanniej, a jego ręce wędrowały po jej brzuchu.
-Rozsądny Matsik musi zawsze wszystko przemyśleć dokładnie- zamruczała Victoria, tym samym przerywając pocałunek, kiedy jego ręce w końcu odnalazły drogę do zapięcia biustonosza.
I jakby z tymi słowami przyszło im obojgu opamiętanie. Przecież gdyby zrobili to, co mieli zrobić, to wszystko by się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni. Draco by już się do niego nigdy nie odezwał i ich przyjaźń skończyła by się na zawsze. A relacje Vi z kuzynem na pewno uległy by pogorszeniu.
Chłopak jęknął żałośnie i odsunął się od p r z y j a c i ó ł k i. Spojrzał na jej zarumienioną twarz i dostrzegł błysk bólu w tych pięknych niebieskich oczach. Z obolałą miną wstał i poszedł po swoją koszulę. Czarownica poszła w jego ślady. Jutro nie będą tego pamiętać przez ten alkohol, albo będzie im się wydawało, że to był tylko sen. Przyjemny sen.
-Nie powinniśmy tego zaczynać- powiedział Mats, zapinając guzik po guziku.
-Masz rację, nie powinniśmy- zgodziła się lekko nieobecnym głosem.
Gdy Ślizgon przywrócił się do porządku, spojrzał ze smutkiem na dziewczynę.
-Pójdę już- mruknął pod nosem i skierował się do wyjścia, jednak zatrzymał się w połowie drogi.
Szatyn odwrócił się na pięcie i podszedł do blondynki, by cmoknąć ją w czoło, a potem ponownie się odwrócił i wyszedł na korytarz. Gdy był już na schodach, do jego uszu dotarła głośna, szybka piosenka. Bell zacisnął usta i zszedł szybko na dół, gdzie natknął się na panią Malfoy.
-O, Mats. Idziesz już?- spytała uprzejmie.
Był już późny wieczór. Najbardziej lubił w matce Victori to, że nie traktowała jej jak małej dziewczynki i pozwalała mieć swoje życie.
-Tak, muszę udać się do Munga, odwiedzić matkę- skłamał gładko. Tak naprawdę to pewnie w domu jeszcze bardziej się doprawi Ognistą.- Do widzenia- rzucił krótko i wyszedł na zewnątrz, gdzie szybko się teleportował.
*koniec wspomnienia*
Teraz również siedział na łóżku z zasłoniętymi kotarami i wspominał ten cudowny moment, a jego towarzyszką była Ognista Whiskey. Znowu. To jak powrót do przeszłości.
Szkoda tylko, że nie miał najmocniejszej głowy do picia. Chociaż w sumie to wypił prawie całą butelkę samemu i jeszcze się trzyma, więc nie jest źle.
Po tym wszystkim ich relacje troszkę się pogorszyły, ale nie tak bardzo jak myślał. Najwyraźniej oboje postanowili udawać, że tamta sytuacja nie miała miejsca.
Szkoda, że nie mógł rzeczywiście o tym zapomnieć. Ale czy nie mógł? Nie chciał. Wciąż pamiętał jak miękkie były usta Victorii, jej przyspieszony oddech, kiedy jego ręce błądziły po jej gołym brzuchu, jego szybkie bicie serca w tamtym momencie, szeroki uśmiech Vi, gdy ich spojrzenia sie spotykały, wszystkie te emocje, jak podekscytowanie. Ale pamiętał również ten ból w jej oczach, kiedy się wycofał.
Po raz kolejny tego dnia wypił duży łyk alkoholu.
Kobiety, one potrafią tylko niszczyć.
Ponownie przystawił kryształową szklankę do ust, jednak była ona pusta.
-Cholera- zaklął cicho i na chwiejnych nogach poszedł po butelkę whiskey.
Świat powoli zaczynał wirować wokół niego, ale on nie zwracał na to uwagi. Upije się i dzisiaj już nie będzie musiał myśleć, ani o Victorii, ani o tej dziewczynie, która wyglądała, jak klon Vi.
Z trudem wrócił do swojego łóżka, ponieważ nogi same mu się plątały.
Kiedy nalewał bursztynowego płynu do szklanki ktoś brutalnie odsłonił jego kotary.
-Co jest kur...- Nie dokończył, gdy spostrzegł kto postanowił przerwać jego chwile dla siebie.- Malfoy- burknął zły.
-Ciebie też miło widzieć, p r z y j a c i e l u- powiedział sarkastycznie, a jego wzrok powędrował na pustą butelkę Ognistej, po czym uniósł wysoko brwi do góry.- No, stary, widzę, że po ostatnim zgonie masz mocniejszą głowę- powiedział Draco z uznaniem.
Mats w odpowiedzi uśmiechnął się kwaśno.
Smok westchnął głośno i usiadł na łóżku przyjaciela. Nie znosił takich sytuacji. On po prostu nie umiał pocieszać. Ale może teraz mu coś tam wyjdzie, skoro ma cząstkę charakteru Granger.
-Słuchaj, Mats. Wiem, co się wtedy stało u Victorii. Przyznam, że w pierwszej chwili chciałem cię zabić, za to, że ją tknąłeś, ale...
-Dzięki, przyjacielu- wszedł mu w słowo.
-... Uznałem, że ci odpuszczę, bo...
-O, ale miłosierny- wtrącił Bell.
-... w końcu się przyjaźnimy, więc...- zamilkł na chwilę. Zebrał myśli i westchnął głośno, po czym odpowiedział obolałym głosem.- Teoretycznie nie powinienem zabraniać ci czegokolwiek.- Jak on nienawidził kogokolwiek pocieszać. Po prostu nie umiał swoich wszystkich myśli mówić głośno. Tak go nauczono, więc ciężko to zmienić.
Mats wiedział o tym, więc posłał mu lekki uśmiech. Znał doskonale słownik Smoka, więc wiedział, co ten chciałby mu powiedzieć.
-Czyli, że mogłem... przespać się z Victorią?- wybełkotał. Mówił teraz to, co ślina mu przyniosła na język. To jeden z plusów odurzenia alkoholowego.
-Nie przeginaj, stary- powiedział ostrzegawczo. Bez przesady.- Ale... jeśli podejdziesz do tej sprawy inaczej.- urwał i wzruszył ramionami.
-Wiesz, co, Draco? Myślałem, że jesteś większym dupkiem, a tu taka niespodzianka!- Uśmiechnął się szeroko i poklepał "szatyna" po plecach.
-Widzę, że Ognista nieźle rozplątuje ci język- powiedział, przyglądając mu się uważnie.
-Bywa.- Wzruszył ramionami.- Chesz?- Po pewnym czasie podsunął mu butelkę.- Może tobie też pomoże.
Malfoy spojrzał na niego krytycznym wzrokiem.
-Może później. Mieliśmy obgadać sprawę tych wiadomości, ale widzę, że nie jesteś w stanie- odparł zrezygnowany i wstał, aby udać się do Pottera. Z nim też musi kilka spraw obgadać.
-Bzdura!- zawołał i spróbował wstać, aby zatrzymać przyjaciela, jednak skończyło się to upadkiem na ciemne panele, tym samym wywołując mały huk.
Brązowooki spojrzał w tamtym kierunku, a kiedy nie zobaczył swojego przyjaciela, westchnął cicho i poszedł pomóc mu wstać.
-Ale tu brudno. Te skrzaty powinny wziąć się do roboty- mruknął szatyn i skorzystał z pomocy byłego Prefekta Naczelnego.
-Może lepiej się połóż, Mats.- Odprowadził go na łóżko. Zupełnie jak niańka z dzieckiem.
-No okey, ale to potem.- Machnął lekceważąco ręką i spojrzał na szatyna.- Mów co z tymi kartkami.
Draco ponownie zajął miejsce obok przyjaciela, po czym położył na zielonej pościeli kartkę, która była przy jego różdżce. Zielonooki szybko przeczytał tekst i zagwizdał cicho.
-Widzę, że mamy tu poetę- mruknął z uznaniem.
-Skup się- jęknął poirytowany Draco.
Bell posłał mu dość dziwne spojrzenie.
-Ale to chyba jasne, nie?- powiedział to tak, jakby to rzeczywiscie była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Nie, właśnie nie jasne- odparł, dzięki czemu zasłużył sobie na krytyczny wzrok przyjaciela.
-Autor tego najwyraźniej cię nielubi, więc cię obraża. Patrz- powiedział i wziął kawałek pergaminu do ręki.- Gryfoni są waleczni i honorowi, tu chodzi o to, że nie należysz do osób, które grają fair. Puchoni przyjaźni i życzliwi, no tu chyb nie muszę ci wyjaśniać. Krukoni zaradni i głodni wiedzy, to nie jestem pewien, jaki ma sens- mruknął i zmarszczył nos.- Możliwe, że chodzi o to, że jakoś niespecjalnie starasz się rozgryźć o co chodzi. A Ślizgoni chytrzy i cwani, tu natomiast ktoś wątpi, że uda ci się odgadnąć kim jest ta osoba. A ty kim w takim razie jesteś?, no to to, co mówiłem. Pilnuj swoich rzeczy, bo ktoś ci je zabierze. Tak jak wtedy. Straciłeś coś ostatnio?- spojrzał pytająco na osłupiałego Smoka.
-Ty to rozgryzłeś po pijanemu? Wybełkotałeś wszystko chyba prawidłowo- oznajmił zdziwiony chłopak.
-Draco, to jest tak banalne, że każdy by ci powiedział o co chodzi.- Spojrzał na niego i ponownie sięgnął po kryształową szklankę, jednak Malfoy był szybszy i zabrał mu ją, po czym odstawił na bok.- Ej! Zasłużyłem!- zawołał oburzony.
-Jeszcze nie skończyliśmy.- Wziął tę wiadomość od drugiego Ślizgona i przeczytał ją po raz kolejny.- A mnie się wydawało, że jest tu jakiś głębszy związek- mruknął do siebie.
-Jaki?- spytał sceptycznie Mats.
-No nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Możesz mieć też rację co do tego, ale mnie się wydaje, że to jest jakoś powiązane z nami wszystkimi.- Zmarszczył lekko czoło.
Bell westchnął ciężko i opadł na poduszki.
-Przydałaby się tu Hermiona- mruknął zielonooki.
Czarodziej spojrzał na niego błyszczącymi oczami.
-Granger! Ona jest Gryfonką! Skoro to ma związek z nami wszystkimi to może ten pierwszy wers tyczy się jej. I... Kto tam wtedy był?- spytał i czekał na odpowiedź.
-Ożeż ty Salazarze. Jednak nie bez powodu byłeś Prefektem Naczelnym- wybełkotał i spojrzał na wiadomość.- Hermiona, Potter, Ginny i Weasley wtedy tam byli z Gryfonów, których ta sprawa dotyczy.
Charakter Miony wygrywał w tym momencie z charakterem Draco. To rozszyfrowywanie sprawiało, że oczy Smoka błyszczały się od podekscytowania, a jego umysł pracował na pełnych obrotach, składając fakty.
-Ostatnia linijka jest o mnie, o tobie, Blaisie i Pansy, to też jasne- powiedział Draco.
-A druga i trzecia?- spytał szatyn.
-Krukoni i Puchoni. Znasz któregoś, kto był przy tym?- zapytał Malfoy i spojrzał na przyjaciela.
-Chyba nie... Chociaż Hermiona jest pół Krukonką. A Puchona to nie, nie kojarzę- powiedział po namyśle.- W sumie, to kto ich tam wie. [nie obrażam tu Puchonów :D ~Dop Aut.]
Były blondyn zamyślił się na chwilę. No dobra, załóżmy że Granger zalicza się też do Krukonów. Ale co z Puchonami?
-Coś tu się nie zgadza. To są tylko cechy poszczególnych domów, w tym teoretycznie nasze- westchnął po chwili.
-Może to nie o to chodzi.- Wow, serio dobrze myślał po takiej ilości whiskey.
Kilka minut spędzili w milczeniu, rozmyślając nad tym samym. Serio przydałaby im się tu Hermiona, aby razem z nimi pogłówkować. I nagle w głowie zielonookiego zapaliła się lampka.
-A co jeśli w tej wiadomości nie chodzi o to, że każda osoba została opisana tutaj, ale o to, że każde z nas zrobiło coś, przez co nie pasują do żadnego domów, bo ich cechy się wykluczają? Bo, nie oszukujmy się, wszyscy mamy coś na sumieniu, ale każdy trzyma to dla siebie. Więc może Potter, Hermiona i reszta zrobili coś więcej niż tylko tamto. Coś, przez co już nie można o nich powiedzieć, że są honorowi? My na przykład jesteśmy wplątani w zakład, a McPersow się o nim dowiedział, więc może dlatego według autora nie jesteśmy cwani, czy tam chytrzy- powiedział na jednym wdechu.
-Brzmi sensownie, ale dlaczego tylko ja dostałem taką wiadomość, skoro to się tyczy wszystkich?- spytał Draco, który był pod wrażeniem jasnego umysłu Bella.
-Smoku- westchnął Mats znudzony.- Mówiłem ci, ostatnie linijki tyczą się t y l k o ciebie. Ale co straciłeś, to wiesz tylko ty.
-Jeśli to rzeczywiście McPersow mści się za tamto, to mam podejrzenia o co może chodzić- powiedział w końcu.- Ale dziwi mnie to, że tylko ja dostałem jakąkolwiek wiadomość- odparł i przymknął oczy. Za dużo myślenia.
-Najwyraźniej na każdego przychodzi pora- powiedział i ponownie opadł na poduszki.
"Szatyn" układał to wszystko u siebie w głowie. Zakładając, że Mats ma rację, to to wszystko brzmi dość wiarygodnie, jednak niektóre rzeczy wciąż są zagadką, na przykład ta sytuacja w bibliotece...
Ślizgon natychmiast otworzył oczy i spojrzał na już pół śpiącego przyjaciela.
-A jeśli już to się wcześniej zaczęło? Pamiętasz sytuację na moim i Granger szlabanie? Może ona coś oznaczała ważniejszego?- Rany, z charakterem tej Gryfonki naprawdę lepiej się myśli! Teraz to on się nie dziwił, że Golden Trio dało radę wybawić świat czarodziejów.
-Ostrzeżenie?- mruknął Bell, nawet się nie podnosząc.
-Możliwe. Ale przed czym?- spytał po dłuższej chwili milczenia. Ale takie ostrzeżenie chyba było za mocne, skoro nadal jej zostały te bóle głowy... Z resztą, co go to obchodzi.
-Nie wiem. Może biblioteka ma z tym jakiś związek- powiedział cicho i poprawił sobie poduszkę pod głową.
-Ale co nam do tego?- spytał Malfoy i spróbował sobie przypomnieć, czy był tam w innych celach niż szlaban. Nie przypominał sobie nic takiego.
-Nie wiem- powtórzył szatyn.
Jeśli Pansy, Ruda, Granger, Potter, Diabeł i Mats też mają dostać jakąś wiadomość, to trzeba będzie je wszystkie zebrać i dzięki temu dotrzeć do osoby, która za tym stoi.
-Pójdę potem do Pottera, może nasze Gryfonki coś mu mówiły- dodał po chwili Draco.
-Czemu nie teraz?- spytał zielonooki.
-Bo teraz należy mi się chwila relaksu po tym myśleniu- powiedział trochę bardziej weselej, rozmasowując skronie.
Drugi Ślizgon wyraźnie się ożywił.
-Dobry pomysł!- Sięgnął po swoją szklankę i dolał sobie Ognistej.
Jego przyjaciel poszedł w jego ślady. [dziwne zdanie, ale nie wiedziałam, jak zastąpić "jego" ;/ ~dop. Aut.]
Minęło sporo czasu od zakończenia tej łamigłówki. Mats ledwo trzymał się na nogach, a Draco już był wyraźnie zrelaksowany.
-Ale serio myślę, że tu moja wygrana nie jest pewna!- żachnął się Smok.
-Wątpisz w siebie?- spytał chłopak i spojrzał na niego zdziwiony.- Nowość!
-Myślałem, że Granger jest prostsza, ale chyba jest najtrudniejsza ze wszystkich. Myślałem, że skoro rozstała się z Wieprzlejem i McDupkiem to będzie prościej ją zająć- mówił na jednym tchu. Krew szumiała mu w uszach. Sporo wypił.
-Może działa to na dwie strony.- Wzruszył ramionami.- Ale jako że się przyjaźnimy to ci o czymś przypomnę- powiedział i upił kolejny łyk ze szklanki.- Powiedziałeś Hermionie, że Blaise chce się z nią zaprzyjaźnić. Ja zdecydowałem się chociaż w tym wam pomóc i macie już trochę prostszą drogę do jej przyjaźni, bo ja z nią umiem rozmawiać. Z resztą Hermiona jest bardzo w porządku. W sumie to ja chyba też się z nią zaprzyjaźnię- dodał po namyśle.
-Hermiona. Dziwnie to brzmi. Przez tyle lat to była tylko i wyłącznie mugolaczka Granger. A niedługo będzie to kochanka Granger- parsknął do szklanki i również upił lyk bursztynowego płynu.
-Pamiętaj, że Hermiona nie jest głupia. I Potter cię zabije, jeśli się dowie o wszystkim- wybełkotał.
-Nie zapomnę, bo non-stop przypomina mi o tym.- Wskazał ręką na swoje kasztanowe włosy, czekoladowe tęczówki i brzoskwiniową cerę.- Pottera nie ma co się bać. Nie jest chyba szkodliwy.
-Taa, poza tym, że pokonał Voldemorta, jakieś siedem razy- powiedział i spojrzał na Smoka jak na kretyna, a tamten przewrócił tylko oczami.
-Voldemort. To też dziwnie brzmi. Zawsze to był Czarny Pan.- Poruszył szklanką tak, że alkohol uderzył o ściany naczynia.
- Nie dla wszystkich- rzucił sucho szatyn.
-Wybacz, stary- mruknął Draco pod nosem.
Obaj w tym samym momencie opróżnili swoje szklanki za jednym razem i odstawili je na bok.
Czasem takie rozmowy, nawet po pijanemu, pomagają.
-Próbowałem być cukierkowy, ale to nie podziałało. To jaki mam być w takim razie?- spytał Smok.
-Taki, jaka jest Hermiona- burknął Mats, a brązowooki posłał mu drwiące spojrzenie, które zatrzymało się na butelce Ognistej Whiskey.
-Co to?- spytał i wziął ją do ręki.
-Co?- spytał na wpół przytomny chłopak.
-To- powiedział arystokrata i zmrużył lekko oczy, aby odczytać napis.- Skąd masz tą butelkę?
-Myślisz, że ja pamiętam?- jęknął Bell.
Smok przewrócił teatralnie oczami. I jak tu się dogadać z nim?
-Ale ona od początku była tu?- ponowił pytania.
-No tak- powiedział zniecierpliwiony.
-Chyba idziemy na pierwszy ogień.
Mats wyprostował się i posłał mu pytające spojrzenie.
-Jaki ogień?- spytał głupio i również spojrzał na tylną część etykietki.- O cholera, rzeczywiście.
Nie wszystkie wspomnienia są miłe, co?
Zielonooki potrząsnął głową.
-Myślisz, że ja na takie rzeczy zwracałem uwagę?- spytał i spojrzał na niego, jak na wariata.
-Masz rację, mój błąd- sarknął chłopak.
- Wiesz co, Draco? Ja już chyba się położę- wybełkotał Ślizgon, który ledwo mówił, po wypiciu takiej ilości alkoholu.
Brązowooki westchnął, po czym wstał z łóżka, zasłonił koledze kotary i na chwiejnych nogach wyszedł z ich dormitorium.
Chyba pójdzie na błonia, żeby trochę pooddychać świeżym powietrzem. Już dzisiaj na pewno nie pogada z Granger. Jutro się tym zajmie. Jutro też pójdzie do Pottera. Może od niego wyciągnie jakieś informacje.
Skręcił w jeden z korytarzy.
On i Mats dostali wiadomości. A reszta? Diabeł i Pans na pewno nie, bo by im o tym powiedział. A Gryfoni? Szkoda, że nie mają takich super relacji. Chociaż w sumie może się to niedługo zmienić.
Ponownie tego wieczoru/nocy starał się wszystko logicznie poukładać. Po kolei.
Ktoś wysyła im wiadomości związane z rzeczami, które dzieją się t e r a z, nie w t e d y. I wiadomość na pewno otrzyma cała ich siódemka/ ósemka. Bo nie ma zamiaru polepszać relacji z Łasicem. Zdecydowanie za dużo informacji, jak na jeden dzień. Gdy będzie w dobrych, nawet bardzo dobrych relacjach z Granger, to ona im pomoże w tym wszystkim.
Schodził już po schodach, które były już ostatnimi przeszkodami na drodze do wyjścia na błonia, kiedy przypomniał sobie, że jest już troszkę za późno na takie spacery i o tej godzinie na pewno nie wydostanie się z zamku. Zrezygnowany wrócił z powrotem do swojego dormitorium z burzą myśli, klnąc cicho pod nosem i potykając się co chwila o coś.
***
^ jeszcze nie było akcji w bibliotece^
Blaise siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu na jednej z zielonych kanap. Był czwartek wieczór, więc nie musi się za bardzo przejmować lekcjami. Dzisiaj właściwie z nikim nie rozmawiał. Draco i Mats gdzieś zniknęli, Ruda zaszyła się w bibliotece, Czarna była na niego i Smoka obrażona, Dafne przyjaźniła się z Pans, więc do niej też nie miał po co iść, a Hermiony i Pottera wolał nie drażnić swoją obecnością. Tak więc dzisiejszego wieczoru miał wolne od wszystkich.
Jakąś dobrą godzinę temu dał Draconowi tą dziwną wiadomość. Kompletnie nie wiedział, co oni w tym chcą znaleźć. To jest zagadka godna samej Roveny Ravenclaw. Z resztą, według niego to jest oczywiste, kto za tym stoi. Ale oczywiście nie ma dowodów. Jakby one były komuś potrzebne do osądzania!
A jeszcze ma na głowie sprawę tej Jean Zabini. Kto to na Salazara jest?! Nie kojarzył nikogo takiego w rodzinie. A raczej innych Zabinich nie ma, bo to bardzo stary ród czarodziei. Na dodatek ta dziewczyna była w jego wieku, więc to bardzo dziwne, że o niej nie słyszał. Mieli akta i Hermiony i jego matki, ale jedne z nich zniknęły, a drugie nic właściwie nie wnosiły do sprawy. Jak on nie lubił myśleć! Nie miał zbytnio nic do roboty, przyjaciele prowadzą zapewne swoje małe śledztwo, nikogo nie ma w Pokoju Wspólnym, więc może się zdrzemnąć na chwilę...
Był w... bibliotece. Ugh. Jak on nie znosił tego miejsca. Ale ona była jakoś dziwnie pusta. A to dziwne, bo chyba było wcześnie, patrząc na to, że za oknami świeci słońce. Chodził wzdłuż i szerz, aby znaleźć kogokolwiek, lub jakiekolwiek wyjście stąd, ale nie przyniosło to żadnego pomyślnego efektu. Był jedyną osobą w tym pomieszczeniu. Ale skoro tu jest, to czemu by już nie wykorzystać jakoś tego czasu...
Ruszył w kierunku Działu Ksiąg Zakazanych. Nogi same go tam prowadziły. Był już blisko. Coraz bliżej. Stał przed bramą, strzegącą wejścia. Oczywiście nie miał kluczy, ani żadnego pozwolenia od nauczyciela. Ale od czego ma się różdżkę.
Zabini wyciągnął z tylnej kieszeni swoją różdżkę i wymierzył nią w zamek.
-Alohomora- mruknął, ale nie poskutkowało.
No tak. Przecież to zbyt łatwe.
-Bombarda- powiedział cicho, a zbędne zabezpieczenia ustąpiły, ukazując mu wielkie regały książek.- I gdzie teraz, co?- mruknął sam do siebie, po czym ruszył pierwszą, najbliższą alejką.
Raz po raz spoglądał na nazwy regałów, jednak żadna nazwa nic mu nie mówiła.
-Przydałaby się tu Ruda, żeby mi pomóc- burknął do siebie i skręcił w kolejną aleję.
W tej części były bardzo grube książki, oprawione w stare skóry.
Chłopak ponownie machnął różdżką, z której wydobywał się teraz jasny snop światła.
Oczywiście, jak na złość nie mógł przeczytać napisu.
Nagle usłyszał jakieś zduszone krzyki. Obrócił się szybko w tamtą stronę, ale nikogo nie zobaczył. Wyjrzał w stronę wejścia, ale go już nie było.
-Co jest?
Podszedł szybko w tamtym kierunku, a w tym samym czasie usłyszał ponowne krzyki, tyle że głośniejsze i... wyraźniejsze.
-BLAISE!
Rozpoznawał ten głos. To była... Ginny.
-Ruda?!- zawołał i rozejrzał się wkoło. Nic. Żadnego wyjścia.
Krzyki nie ustępowały, a wręcz były bardziej zdesperowane.
-RUDA, GDZIE JESTEŚ?- zawołał, ile sił w płucach.
Znowu nie było żadnej odpowiedzi.
Usłyszał jakiś szelest po swojej lewej stronie. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał zielone światło.
Ślizgon zerwał się na równe nogi. Co to był za sen? I czemu był taki realny?
Spojrzał na zegar wiszący nad kominkiem. Było już dość późno. W jego głowie wciąż pobrzmiewał ten mrożący krew w żyłach krzyk Ginny. Nigdy więcej takich snów! Nigdy.
Przeciągnął się i poszedł w stronę swojego dormitorium. Zaraz po przekroczeniu progu w jego nozdrza uderzył ostry zapach alkoholu.
-Amatorzy- powiedział do siebie i omiótł szybkim spojrzeniem cały pokój.
Dwa łóżka były zasłonięte kotarami, a z nich wydobywały się głośne dźwięki, podobne do chrapnięć. Na podłodze leżała jedna butelka Ognistej, a obok niej przewrócona pusta szklanka.
-BLAISE!
Znowu to wołanie. Tyle że ono nie było wspomnieniem z jego snu. Ten krzyk wydobył się z jego ust. Czuł nieprzyjemne mrowienie w całym ciele.
-Ruda- mruknął pod nosem i puścił się biegiem w stronę biblioteki.
Korzystał ze wszystkich znanych mu skrótów, aby tylko zyskać na czasie. Oby nic z tego snu się nie sprawdziło. Zero zielonego światła. Poza tym, co ona tak późno robiła w bibliotece? Czyżby też nie mogła znaleźć wyjścia? A co jeśli, ta teoria Smoka się sprawdza? Właśnie teraz?
Zabini przyśpieszył. Był już na ostatnim zakręcie, gdy mignęła mu jakaś postać. Przystanął na chwilę.
-Ktoś tu jest?- spytał w przestrzeń.
Nikt nie odpowiedział. Za to usłyszał zduszony chichot. To zdecydowanie był głos jakiejś dziewczyny.
Nie rozmyślając dalej nad tym, ponownie ruszył w wyznaczonym kierunku. Już widział drzwi. Nawet stąd dało się słyszeć głośne szarpanie, kopanie i uderzanie w potężne drzwi prowadzące do królestwa Hermiony Granger. W końcu był na miejscu.
Spodziewał się jakiś dużych oporów, jednak drzwi ustąpiły prawie że od razu.
W jego ramiona od razu wpadła cała roztrzęsiona Gin.
-Kretynie, czemu tak długo?- szepnęła, odsuwając się jak najdalej od tego przeklętego miejsca.
Chłopak odruchowo zaczął gładzić jej płomiennorude włosy, czując jak dziewczyna się trzęsie.
-Spokojnie, Wiewiórka. Już okey.
Pierwszy raz widział najmłodszą z Weasley'ów w takim stanie. Była cała rozdygotana, wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać, a jej oczy były przepełnione lękiem.
Co tam się stało, że Ruda wygląda tak?
-Chodźmy stąd- powiedziała w końcu, trochę spokojniejsza.
-Co się stało?- spytał i odszedł na chwilę od Gryfonki, aby zamknąć drzwi. Oczywiście zajrzał do środka i nie zobaczył nic, ponieważ panowały tam egipskie ciemności.
-Chodźmy stąd- powiedziała ponownie.
Diabeł westchnął cicho, objął dziewczynę ramieniem i poprowadził w stronę lochów.
Czeka ich długa rozmowa.
***
Pokój Życzeń to idealne miejsce. Nikt nie może tu wejść nieproszony. A mówią, że Hogwart jest tak pilnie strzeżony. Chyba schowek na miotły.
-I co?- spytał ktoś, kto siedział w jednym z niebieskich foteli.
-Tak jak planowaliśmy. Weasley i Bell załatwieni- zawołał wesoło drugi głos, kładąc jakąś różdżkę na stoliku przy kominku.
-Kogo to?
-Naszej księżniczki w opałach- zadrwiła osoba.
-Widzę, że dobrze się wczuwasz w rolę- mruknął ktoś z uznaniem.
Druga osoba nie odpowiedziała i zajęła miejsce obok, po czym sięgnęła po butelkę z alkoholem. Po takim pracowitym dniu, coś się człowiekowi należy.
-Mam wrażenie, że zajmie nam to mniej czasu, niż myśleliśmy.
-Mam taką nadzieję. Chociaż w sumie, dobrze się bawię.
Któreś z nich wzięło kawałek szkła, odłamanego zapewne od jakiegoś lustra i rzuciło przed siebie.
Przedmiot poleciał dość szybko i uderzył w coś. A tym czymś była okrągła tarcza. Podobna do tarczy, której używają mugole do gry w lotki. Tyle, że dzieliła się na osiem równych części. A odłamek szkła zatrzymał się w trzeciej części. Konkretniej był utkwiony w zdjęciu. Zdjęciu, które przedstawiało pewną rudowłosą osóbkę, o szerokim uśmiechu i bursztynowych oczach. Postać posłała sprawcy zlęknione spojrzenie i schowała się w brzegach zdjęcia. Reszta osób zrobiła to samo.
-Dobry cel- pochwalono rzut.
-Wiem- odparł głos należący do kogoś, kto teraz uśmiechał się wrednie.
-Tylko nie rozkręcaj się za bardzo. Nie jesteśmy jeszcze wszyscy- przypomniano.
Potem rozmowa już się skończyła. Alkohol był pity z wielkim entuzjazmem.
Postać na zdjęciu, w którym tkwił odłamek lustra patrzyła na to wszystko z niepokojem.
A ową postacią była Ginevra Molly Weasley.
~**~
:* Nie ma tu dramione, ale chciałam zrobić jeden rozdział taki ślizgoński i taki z małymi poszlakami :D Czasu nie mam, więc więcej nie piszę :> Rozdziały wciąż nadrabiam u was, więc czekajcie cierpliwie, wpadnę do was na pewno! :D
A teraz dziękuję serdeczie za przeczytanie rozdziału :3 Do następnego!
xox
[nie poprawiono błędów, więc ich nie szukajcie! :D ]
Subskrybuj:
Posty (Atom)