sobota, 3 marca 2018

44. Zwalczaj ogień ogniem

Nie mam nic na swoją obronę, bo należało Wam się jakieś słowo wyjaśnienia. Nie oczekuję też, że ktokolwiek będzie to czytał, jednakże dla własnego spokojnego sumienia zebrałam się w końcu w sobie, aby dokończyć to opowiadanie, bo wciąż zajmuje jakąś część w mojej pamięci i pasji do pisania, jak i samego świata Pottera. Także tak, tym razem je skończę, aby móc spokojnie zamknąć tę historię, myślę, że musiałam do tego dojrzeć.
~**~
Żwawym krokiem ruszyła w kierunku trybun, otulając się szczelniej płaszczem. Niech McGonagall sobie nie myśli, że tak łatwo odpuści po czymś takim. Chyba że umrze na jakieś ciężkie zapalenie płuc, albo z przemęczenia. To też wydawało się jej całkiem prawdopodobne. Westchnęła ciężko i zaczęła schylać się między ławkami, aby posprzątać śmieci, które dostały się tu dzięki silnym wiatrom. Również po wojnie, gdy odbudowywano Hogwart mało osób zaprzątało sobie głowę stadionem, ponieważ rozgrywki rozpoczynały się dopiero na początku listopada. 
-Ugh, jeśli tak dalej pójdzie, to spędzę cały rok szkolny na tych szlabanach- marudziła pod nosem, z obrzydzeniem biorąc do ręki jakiś pozlepiany kawałek papieru.
Gdzie tu sprawiedliwość, że Zabini sprząta  s u c h e  szatnie, które na pewno nie wymagają od niego tyle wysiłku? No tak, zapomniała, że McPersow jest odpowiedzialny za nadzorowanie. Już miała go wystarczająco dość w swoim życiu, a on i tak musi jej je ciągle uprzykrzać.
Wstała z klęczek i zwróciła wzrok w stronę wspomnianego chłopaka, aby zorientować się, jak bardzo może pozwolić sobie na lekkie ociąganie podczas pracy. Jednak nigdzie go nie widziała. Zmarszczyła czoło i przymrużyła oczy, bo myślała, że to przez ostre smugi deszczu nie jest w stanie go dojrzeć. Jednakże nadal nie mogła go nigdzie zauważyć.
-Dziwne- powiedziała do siebie. Nie żeby jej jakoś szczególnie przeszkadzała jego nieobecność, lecz trochę miała co do tego złe przeczucia. Tym bardziej, że od początku tego roku szkolnego działy się tu same dziwne rzeczy.
Po chwili namysłu ruszyła po schodach na boisko. Miała w planach uporać się z tymi trybunami, jak najszybciej, aby mieć przyszły tydzień wolny i móc skupić się na obmyślaniu nowych spisków przeciwko dyrektorce, ale cóż, dla świętego spokoju wolała upewnić się, że wszystko jest w miarę w porządku.
Deszcz padał coraz mocniej i zerwał się silniejszy wiatr. Osłoniła twarz płaszczem, przeklinając w duchu każdego kto przyszedł jej tylko do głowy, a najbardziej samą siebie i pomysł, aby zagrać na nerwach nauczycielce. A mogła spokojnie leżeć w ciepłym łóżku... Chociaż gdyby się zastanowić, to raczej w to wątpiła, biorąc pod uwagę fakt, że ten rok nie był ani trochę spokojny. Gdy stanęła na miękkim podłożu, w którym grzęzła przez ogromną ilość błota, rozejrzała się jeszcze raz dokładniej. Znowu nikogo nie widziała.
-Świetnie, skoro go nie ma, to oznacza, że mój szlaban może się skończyć nieco szybciej.- Uśmiechnęła się do siebie i udała się w stronę szatni, aby zobaczyć jak radzi sobie Blaise. Chociaż była pewna, że Ślizgon nie przyszedłby zawiadomić jej o zniknięciu Bena. No trudno Hermiono, po raz kolejny okażesz się bardziej miłosierna od reszty.
Gdy już chciała przekręcić klamkę przy drzwiach, usłyszała za nimi jakiś hałas. Na chwilę zastygła w miejscu, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. A może jednak powinna wrócić do zamku, nie oglądając się kompletnie za siebie? Westchnęła cicho i uchyliła drzwi. W środku światła były zgaszone. Dziwne. Przełknęła cicho ślinę. Ile razy mogą spotykać ją takie sytuację? 
-Blaise?- spytała w przestrzeń. 
Nie dostała żadnej odpowiedzi. Przygryzła lekko dolną wargę i postanowiła wejść do środka. Szukała włącznika, aby zapalić światło i w tym samym momencie drzwi się zatrzasnęły, co spowodowało, że zupełnie nic nie widziała. Poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. 
-Zabini to nie jest śmieszne!- warknęła, licząc, że chłopak jej odpowie.
Jednak odpowiedzi nie dostała. Za to usłyszała jakiś szmer kilka kroków od niej. Zaschło jej w gardle. Zupełnie nie wiedziała co robić, ponieważ była bezbronna. Wycofała się trochę, aby znaleźć się jak najbliżej ściany. Spokojnie Hermiona, jesteś przecież na szlabanie. Każdy wie, że tu jesteś, więc nie może stać ci się żadna krzywda.
Ale w głowie zapaliło jej się czerwone światełko, przypominając o tamtej sytuacji z biblioteki. Wpadała w jeszcze większą panikę. Postanowiła spróbować znaleźć po omacku drzwi. Zrobiła kilka kroków w tył i gdy już myślała, że zaraz będzie wolna wpadła na coś miękkiego. A raczej na kogoś. Krzyknęła ile sił w płucach i już chciała odsunąć się jak najdalej tylko mogła, lecz ktoś złapał ją za rękę. Czuła się, jakby zaraz miała zemdleć.
I w tej samej chwili usłyszała przed sobą znajomy głos.
-Lumos
Snop jasnego światła wypełnił pomieszczenie, jednocześnie ukazując kto przed nią stoi.
-Zabiję cię, Malfoy. Przysięgam- warknęła, wyrywając mu rękę z uścisku. Czy on jest poważny? Sam był z nią wtedy na szlabanie, więc doskonale wie, że ten głupi dowcip wcale nie wyglądał jak dowcip.- No i co cię tak śmieszy, kretynie?- Spojrzała na niego wściekła, słysząc jak Ślizgon dusi w sobie parsknięcie. Gdyby tylko miała przy sobie różdżkę, to na pewno nie byłoby mu do śmiechu.
Draco natomiast nie mógł już dłużej wytrzymać i parsknął głośno, widząc cały czas przerażoną minę dziewczyny. Zdecydowanie było warto.
-Gdzie twoja gryfońska odwaga, Granger?- spytał ironicznie. Zrobił unik przed jej pięścią, jednocześnie oddalając rękę z ródżką od dziewczyny, aby pozbawić ją światła.
-Tam, gdzie zaraz będzie ten twój durny uśmieszek, jeżeli sam nie zniknie z twojej twarzy- odpowiedziała słodko, zbliżając się do niego, gdyż w tej chwili pozostanie w ciemności to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę.
Draco przewrócił oczami. Już się przyzwyczaił do docinek Granger, więc nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Dlatego postanowił jeszcze trochę pograć jej na nerwach.
-Jak chcesz.- Wzruszył ramionami.- W takim razie do zobaczenia jutro, Granger. Będę pamiętał, aby zamknąć za sobą drzwi, żebyś przypadkiem nie zmarzła czy coś- rzucił mimochodem i ruszył przed siebie, odliczając w duchu do pięciu.
-Chyba śnisz, że tu zostanę. Ja mam swoją karę na dworze- żachnęła się. A właśnie... Czekaj. Co  t y  tu robisz? Przecież powinieneś być z Ginny w Izbie Pamięci.
Blondyn odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią przeciągłym spojrzeniem.
-Przecież oboje wiemy, że Weasley i Blaise uwielbiają szlabany w Izbie Pamięci, dlatego uznaliśmy, że mała zamiana będzie świetnym rozwiązaniem.-  Zastanawiał się ile czasu zajmie dotarcie McPersonowi do zamku, zorientowanie się, że dał z siebie zrobić kretyna i powrót na stadion, żeby ukarać go jeszcze większą karą.
-Jasne, już widzę, jak Ben zgadza się na coś takiego- prychnęła. Czemu on cały czas musiał coś kombinować?
-Nigdzie nie powiedziałem, że się zgodził.- Uniósł leniwie kąciki ust do góry. Merlin mu szedł na rękę przez cały ten czas z zakładem. Okazje same nadarzały się co chwilę.- To co, idziesz, czy wolisz zostać tutaj i znowu poszukać sama wyjścia?- Spytał, odwracając się na pięcie.
Herm prychnęła pod nosem, ale poszła w ślady chłopaka. Nie miała zamiaru dłużej tu zostawać, mimo iż intuicja podpowiadała jej, że to też niekoniecznie skończy się dobrze. W głowie słyszała słowa przyjaciółki, która ostrzegała ją przed właśnie tego typu zachowaniami. Westchnęła cicho. Nic nie poradzi na to, że chcąc nie chcąc dzieliła już trochę nawet znośnych wspomnień z tym nadętym arystokratą. I jakby nie patrzeć była to w głównej mierze wina McGonagall.
Wyszli na dwór, gdzie pogoda nie uspokoiła się ani na chwilę. 
-To rozumiem, że masz zamiar mi pomóc?- Spytała ironicznie, zakrywając twarz przed piaskiem. Straciła tylko niepotrzebnie czas, który mogła poświęcić, aby być bliżej końca tej męczarni.
-Tłumacz to sobie, jak chcesz. Przyszedłem po prostu popatrzeć, jak męczysz się z tą wichurą i śmieciami.- Mijało się to trochę z prawdą, choć nie do końca. 
Zmrużyła oczy i spojrzała na niego gniewnie. Sama nie wiedziała, jak momentami dawała radę wytrzymać w jego towarzystwie. Bez słowa ruszyła w stronę trybun, gdzie była poprzednio. Niech sobie nie myśli, że będzie się go prosić, żeby jej pomógł. To nic, że miał różdżkę. Jego niedoczekanie.
Draco bez słowa poszedł w jej kroki. Widział, że Gryfonka z każdym dniem momentami była coraz bardziej skrępowana jego obecnością, gdy na zbyt wiele sobie pozwalał. Mimowolnie się uśmiechnął. Jak dobrze, że mógł połączyć przyjemne z pożytecznym.
-Ej, Granger- zawołał za nią, jednak ta się nie zatrzymała. No cóż, nie jego wina, że była taka uparta. 
Wyciągnął z kieszeni różdżkę i machnął nią krótko przed sobą. Spowodowało to, że kilka metrów przed szatynką chlusnęła w jej stronę brudna kałuża. 
Hermiona momentalnie przystanęła. Czy on zrobił to, co właśnie zrobił? Odwróciła się w jego stronę z miną, która mówiła, że gdyby miała przy sobie różdżkę, on na pewno nie stałby przed nią tak spokojnie.
-CZY TOBIE DO RESZTY ODBIŁO, MALFOY?- Krzyknęła w jego stronę, strzepując odrobinę błota z policzka.
-No przecież cię wołałem- odpowiedział niewinnie, idąc w jej kierunku.
Oddychaj Hermiono. To tylko woda, a ty nie masz przy sobie różdżki, więc nie masz aż takich możliwości odpłacenia mu się. 
Zmierzyła go czujnym wzrokiem. Czekała co zrobi dalej. Nie pierwszy raz robił takie podchody, dlatego też nauczyła się je rozpoznawać i czaszami go przechytrzać.
On natomiast wciąż był coraz bliżej i bliżej.
Miona schyliła się na chwilę, udając, że wiąże buta. Niech sobie nie myśli, że tylko on jest taki cwany.
Zaś Malfoy stał zaledwie kilka kroków od niej, tak, że spokojnie mógł policzyć piegi na jej nosie.
-Co ty wyprawiasz?- Odchyliła głowę do tyłu. Zawsze gdy byli tak blisko, przypominała jej się sytuacja z Wielkiej Sali, sprawiając, iż zaczynała odczuwać lekki dyskomfort. Wpatrywała się w jakiś punkt za plecami chłopaka.
-Ja tylko stoję.- Spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku.
Nie podobało jej się to ani trochę. Zrobiła kilka kroków w tył, zaś Draco od razu zareagował, idąc kawałek do przodu. Gryfonka prychnęła cicho, nie zatrzymując się. Czasami wątpiła, czy Malfoy na pewno ma osiemnaście lat, czy może jakieś osiem.
-Daj mi spokój, Malfoy- powiedziała, zaciskając mocniej palce. Daje mu teraz ostatnią szansę. Zobaczymy, czy ją wykorzysta.
-Chyba jesteś za bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie, Gran...
I nie dokończył, ponieważ w kierunku jego twarzy poleciała garść błota, która ugodziła w sam jej środek. Hermiona zakryła usta ręką, aby ukryć swój śmiech. Przecież go ostrzegała. Albo i nie...
-Zwariowałaś, Granger?- Warknął, wycierając twarz rękawem szaty. Spokojnie Malfoy, nie możesz jej zabić.
-To się nazywa remis- odpowiedziała z satysfakcją.- Poza tym- zaczęła, przyglądając mu się- cały czas uważam, że lepiej ci było w brązowych włosach- dokończyła i parsknęła głośno na widok cierpiętniczej miny Ślizgona.
Blondyn skrzywił się na dźwięk tych słów i robił szybką kalkulację w głowie, czy aby na pewno nie lepiej przegrać zakład walkowerem, zabijając Granger w tej chwili. 
Natomiast dziewczyna jakby czytając w jego myślach, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wcześniej sprzątanych trybun.
-To co, idziesz, czy nie, Malfoy?- Zaświergotała z już o wiele lepszym humorem.
Draco westchnął cicho i bez słowa poszedł w ślady dziewczyny. Mus to mus.
Każde z nich szło w ciszy, pogrążone w swoich myślach, tylko raz po raz otulając się szczelniej płaszczami.
-Nie dziwi cię to, że Ben nie wrócił, aby odpłacić się za twoje oszustwo?- Przerwała ciszę, wspinając się wyżej po schodach. 
-Nie szczególnie.- Wzruszył ramionami. Jemu to było bardzo na rękę.- Z resztą, im mniej go widzę, tym przyjemniej mi się żyje- dodał, przeskakując nad dziurą między schodami.
-Nie tylko tobie- mruknęła pod nosem. Od pewnego czasu jego osoba napawała ją nieprzyjemnym uczuciem. Sama nie wiedziała, czy był to strach, jednakże wolała nigdy nie znaleźć się z nim sam na sam.- Skoro masz różdżkę, to możesz z łaski swojej użyć kilku zaklęć czyszczących- poprosiła przesłodzonym głosem, zatrzymując się na jednym z wyższych poziomów.
Ślizgon spojrzał na nią z politowaniem. Czy ona myśli, że on jest aż tak miłosierny?
-Przecież to nie mój szlaban.- Posłał jej  wredny uśmieszek.
-To co tu robisz w takim razie?- Sarknęła, rzucając w niego groźnym spojrzeniem.
-Głównym celem było sprawdzenie, czy szatnie są oby na pewno wystarczająco bezpieczne- odparł z wesołymi iskierkami w oczach, a szatynka zrobiła oburzoną minę.- No i wyczerpałaś już swój limit dobroci.
Hermiona prychnęła głośno. Limit dobroci? To słowo brzmi niemożliwie zestawione z nazwiskiem Draco Malfoy.
-Wybacz, jakoś nie zauważyłam- odpowiedziała z wyrzutem.
-Cóż, słabą masz pamięć, Granger.
-Żebyś się nie zdziwił jaka jest dobra, Malfoy.- Oj, zdecydowanie.
Przez twarz chłopaka przemknął dziwny dzień, jednak nie dał po sobie poznać, że to zdanie zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie. 
-Sądzę, że to mi nie grozi. Ale ciebie za to czeka okropnie wyczerpujący szlaban.- Uniósł kpiarsko kąciki ust. 
Miona zmarszczyła lekko czoło, rozumiejąc o co mu może chodzić. Wywróciła z politowaniem oczami i podeszła do niego leniwym krokiem.
-Jak to jest, że zawsze musisz być taki uparty, Malfoy?- Przeciągała sylaby, obkrążając chłopaka.
Ogień zwalczaj ogniem. Uśmiechnęła się chytrze, bo zauważyła, że blondyn wyraźnie zainteresował się jej nowym nastawieniem. Położyła mu rękę na ramieniu i zbliżyła głowę do jego ucha.
-Nie drocz się ze mną, Malfoy- szepnęła, od razu się od niego odsuwając.
Draco stał przez chwilę zdezorientowany. Nie do końca był już pewien kto z kim pogrywa. Uniósł brwi do góry i odwrócił się w stronę dziewczyny.
-Jedno z moich ulubionych zajęć, Granger- opowiedział, przeszywając ją spojrzeniem.
Hermiona wytrzymała jego wzrok i przełknęła cicho ślinę. 
-Chłoszczyć- powiedział chłopak, krótko machając różdżką. Musiał przyznać, że nieźle wybrnęła z sytuacji.
Gryfonka w duchu zaśmiała się sama do siebie. 
2:1 dla mnie, Malfoy.
***

-A ty co tak stoisz, Zabini? Powinieneś być w szatni- zakomendował Gryfon, gdy szatynka się od nich oddaliła.
Ślizgon spojrzał na niego morderczym wzrokiem i stał jeszcze przez chwilę w miejscu. Gdyby miał przy sobie różdżkę nigdy by nie wypełnił jego polecenia. Jednakże teraz nie wydawało mu się to najrozsądniejszym wyborem. Robił szybką kalkulację w głowie. Jeśli mu się sprzeciwi to może być pewien, iż nie skończy się tylko na tej zajętej sobocie, a na to nie mógł sobie pozwolić. Poza tym, Ruda, by go zabiła, bo cały czas ma bzika na punkcie tego ich śledztwa. Zrezygnowany westchnął cicho i nic nie odpowiedział. Powlókł się wolno do szatni. W sumie mogło być gorzej, to on mógł sprzątać trybuny. Uśmiechnął się pod nosem. To jest i będzie zdecydowanie najcięższy rok szkolny w całym życiu Granger. Aczkolwiek nie sądzi, aby Smok wygrał ten zakład, więc może chociaż tego jej życie oszczędzi.
Stanął na środku szatni i rozejrzał się wkoło. Zadziwiające, że nawet po bitwie o Hogwart wciąż unosił się tu odór przepoconych ubrań graczy. Mimo wszystko zrobiło mu się lepiej na duchu. Nie mógł doczekać się, aż rozpocznie się nowy sezon Qudditcha. Ten sport zawsze był dla niego jedną z najlepszych form odskoczni od problemów związanych ze środowiskiem Śmierciożerców.
-I czym ja mam to niby posprzątać- powiedział sam do siebie, widząc grube warstwy kurzu na ławkach i szafkach. Nie pamiętał kiedy ostatni raz odbywał szlaban bez swojej różdżki.
Zaczął chodzić po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś środków czystości, gdyż Gryfon nie raczył mu ich dać.
-Dupek- sarknął do siebie, gdy nic nie znalazł. Nie ma mowy, że będzie dłużej kombinował, jak znaleźć sposób, aby tu posprzątać.
Założył kaptur na głowę i wyszedł na dwór, aby przekonać chłopaka do zaoferowania mu lekkiej pomocy. Nie podobało mu się, że w tym roku szkolnym tak często musiał odbywać szlabany. Jedyny plus to to, że zazwyczaj spędzał je w towarzystwie rudowłosej Gryfonki.
Rozejrzał się dookoła, chcąc zlokalizować Bena. Ale nigdzie go nie mógł znaleźć. Widział tylko Hermionę, która walczyła z trybunami.
Przez głowę przeszła mu bardzo kusząca opcja, aby po prostu wrócić do zamku, skoro nikt nie nadzoruje ich szlabanu, jednakże nie do końca był pewien, czy miał ochotę za tydzień odbywać zapewne jeszcze bardziej wymyślną karę. Obszedł budynek z jednej strony, żeby upewnić się, że zostali sami. Gdy zaś był przy ścieżce prowadzącej z Hogwartu, zauważył innego chłopaka, który szedł w jego kierunku.
-Draco?- Spytał zdziwiony. Przez chwilę myślał, że coś mu się przywidziało.- Co ty tutaj robisz?
Przyjaciel posłał mu cwany uśmiech i już wiedział, że na pewno nie znalazł się tu w uczciwy sposób. I miał dziwne wrażenie, że jego obecność tutaj jest związana z pewną kasztanowłosą Gryfonką.
-Mała zamiana- odparł, unosząc kąciki ust do góry.
Blaise zmrużył oczy, przyglądając mu się uważnie. Z jednej strony z chęcią by się z nim zamienił, bo wtedy mógłby spędzić czas na denerwowaniu Wiewióry, lecz z drugiej strony wiedział, że to by było na rękę blondynowi, a już i tak wystarczająco mu pomógł w tym zakładzie. Nie mógł pozwolić sobie na przegraną.
-Nie wydaje mi się, żeby Astoria, albo McPersow wpadli na taki pomysł.- Włożył ręce do kieszeni. A może po prostu pójdzie do ciepłego zamku, skoro taka okazja sama do niego przyszła.
-I dobrze ci się wydaje. Idź po prostu do Izby Pamięci, a ja pójdę na stadion.- Wzruszył ramionami. Czy on musiał mu wszystko utrudniać?- Z resztą- zaczął, przeciągając, widząc, że nie może zbytnio przekonać przyjaciela.- Wydaje mi się, że Weasley będzie potrzebowała twojej pomocy, bo cała ta zamiana wyszła hm... dość spontanicznie.
-W jakim sensie spontanicznie?- Spojrzał na niego lekko zirytowany. Znowu pakuje kogoś w swoje problemy. I znowu to on będzie musiał wybawiać tego rudzielca z kłopotów, przy okazji pewnie samemu obrywając.
-No wiesz... Astoria zarobiła czymś w głowę i Weasley ją znokautowała, a McPersow pewnie nie będzie zbytnio zadowolony, gdy dowie się, że to nie Astoria wysłała do niego wiadomość, aby przyszedł.- Obserwował reakcję chłopaka i widział, że za moment osiągnie swój cel.
-Pójdę tam, ale mam nadzieję, że Hermiona porządnie na ciebie nakrzyczy i w niczym ci to nie pomoże- sarknął, piorunując go spojrzeniem.
-Jasne- prychnął, wywracając oczami.- Lada moment i będzie tańczyć jak jej zagram- dodał pewniej, choć nie do końca był przekonany, czy oby na pewno miał rację.
Zabini tylko wzniósł oczy do nieba i ruszył w stronę zamku. Z doświadczenia wiedział, że Ginny i Astoria w jednym pomieszczeniu nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Dlatego też odrobinę przyspieszył. Zastanawiał się co zastanie, gdy przyjdzie. Bo wątpił, aby McPersow przyjął tak spokojnie całą tą sytuację. Po kilku minutach znalazł się w Sali Wejściowej. Była już późna godzina, więc na korytarzu nie było żadnej żywej duszy. Skierował swoje kroki w stronę Izby Pamięci, wytężając słuch, żeby usłyszeć ewentualne krzyki lub rzucane zaklęcia. Ale nic nie usłyszał. Gdy skręcał w kolejny korytarz ktoś na niego wpadł. On zdążył złapać równowagę, jednak po drugiej stronie usłyszał głuche echo upadku.
-Jak chodzisz- ktoś syknął.
Spojrzał zdziwiony w tamtą stronę, ponieważ głos należał do Ginny Weasley.
-Ruda?- Spytał, podając jej rękę.
-Blaise?- Uniosła brwi ze zdziwienia, przyjmując jego ofertę pomocy.
-Co ty tu robisz?- Świetnie, kolejny dziwny dzień w Hogwarcie.
-Mogę zadać dokładnie to samo pytanie- odburknęła, choć przecież rozmawiała na ten temat z Malfoyem.
-Powiedzmy, że preferuję inną formę spędzania czasu niż sprzątanie śmierdzących szatni, gdy na dworze leje- odpowiedział przeciągle, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
-Akurat- prychnęła pod nosem.
-No wiesz? Jak możesz mi nie wierzyć?- Spytał, udając urażonego.- A ty?- Przyjrzał jej się uważnie.
-No...- zaczęła, rozglądając się nerwowo. Odkąd wie, iż to Greengrass zaatakowała wtedy Harryego na korytarzu, nie czuła się już tak swobodnie i bezpiecznie w szkole.- Skończyłam szybciej szlaban- dodała wymijająco, aczkolwiek wiedziała, że ta odpowiedź nie będzie dla chłopaka wystarczająca. I miała rację.
-Rozumiem, że Ria po miłej pogawędce tak po prostu cię wypuściła?- Spytał drwiąco.
-Prawie trafiłeś- sarknęła, wkładając ręce do kieszeni.- Mały wypadek przy pracy.- Wzruszyła ramionami, a gdy zobaczyła jego wzrok na sobie, westchnęła cicho.- No przecież oboje wiemy, że Malfoy ci wszystko powiedział- powiedziała gniewnie. Dziwne, ale miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
-I tak po prostu wyszłaś z Izby i zostawiłaś ją samą?- Spytał z naganą.
Ginny zrobiła gniewną minę. Po raz kolejny nie starał się jej zrozumieć, tylko od razu ją osądzał i brał stronę Ślizgonki. Solidarność domu chyba była jednak najsilniejsza.
-A co miałam zrobić? Ocucić, przeprosić i dać się zabić?- Jak on mógł być taki bez wyobraźni?- Poza tym doszłam do wniosku, że lepiej, żeby mnie tam nie było, gdy zjawi się Ben.- Wzdrygnęła się na samą myśl.
-Oj, Ruda- westchnął, kręcą głową z dezaprobatą.- Rusz się- zakomendował i ruszył w stronę drzwi prowadzących do Izby Pamięci.
-Chyba oszalałeś.- Nie ruszyła się z miejsca. Nie ma mowy, że tam pójdzie.
-Jak chcesz, ale myślę, że ta ucieczka ci nie pomoże- rzucił przez ramię i odliczał w duchu czas, dopóki go nie dogoni.
Usłyszał głośne prychnięcie oburzenia i po chwili obok niego szła Gryfonka.
-Nie uciekam. Po prostu nie przepadam za zostawaniem sam na sam z tą... dziewuchą- odparła z przekąsem.
-Przecież- zaczął, ale widząc minę Weasleyówny urwał.
Szli chwilę w ciszy. Gdy chciał złapać za klamkę poczuł na swojej dłoni dłoń dziewczyny, która mu to uniemożliwiła.
-Blaise, po co ty tam idziesz?- Sama nie wiedziała czemu, ale czuła się lekko zawstydzona swoim zachowaniem. Chyba ta sytuacja aż za bardzo przypominała jej sytuację z Bitwy o Hogwart. Pewnie dlatego, że nikomu o tym nigdy nie powiedziała.
-Uspokój się, Wiewióra.- Dziwne, ale wydawało mu się, że Ginny była jakaś niespokojna i nieswoja. Przecież ona jej nienawidziła, więc nie powinno jej to robić różnicy.
I otworzył drzwi. Zadziwiła go panująca w środku cisza.
I nie bez powodu.
 Gdy wszedł do środka nikogo tam nie zastał. Dziwne, to chyba za mało powiedziane. Od razu dołączyła do niego dziewczyna, która wypuściła głośno powietrze.
-Co z tą szkołą nie tak?- Spytała bardziej siebie niż jego. Bardzo jej się to nie podobało.
-Pewnie po prostu wstała i wyszła, żeby cię poszukać- odpowiedział, jakby to było oczywiste.
Choć do końca nie był przekonany, czy aby na pewno miał racje. Zrobił kilka kroków w przód, by się rozejrzeć. Natomiast Ginny stała w miejscu z zaniepokojoną miną.
-A może udawała?- Rzucił pomysł, odwracając się w jej stronę. W sumie to też byłoby możliwe. No i przecież jej nie zabiła, więc to wcale nie takie dziwne, że nie zastali jej w środku.- Albo McPersow był szybszy.- Wzruszył ramionami.
Gdy rudowłosa chciała mu coś odpowiedzieć usłyszeli głośny szczęk zamka. Oboje spojrzeli zdziwieni w tamtym kierunku.
-Czy ty też...- zaczął.
-Tak.
-Mam...
-Mhm.
Podszedł do drzwi i szarpnął mocno za klamkę. Jednak one ani drgnęły. Szarpnął nią jeszcze parę razy, napierając mocniej na drzwi, jednak nic to nie pomogło.
-Chyba jednak musisz dokończyć swój szlaban.- Spróbował zażartować, patrząc na Gin, która była nieco bledsza niż zwykle
***
-No, to chyba wszystko- powiedziała, opierając ręce na biodrach.
-Ciekawe dzięki komu- odparł ironicznie, obrywając od niej groźnym spojrzeniem.
-Powtórzę się, Malfoy. Nikt cię nie zmuszał, żebyś tu przyszedł- sarknęła. Jaki on był czasami nieznośny.
Deszcz przestał padać. Mimo to i tak była przemoknięta do suchej nitki, bo Malfoy nie był na tyle łaskawy, by jakoś uchronić ją od deszczu poprzez zaklęcie. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Już i tak zbyt dużo jej pomógł. I to ją zastanawiało. On nigdy nie robił czegoś bezinteresownie.
-Myślisz, że możemy już iść?- Spytała, wyrywając go z zamyślenia.
-A szatnia?- Nie czuł się w pełni usatysfakcjonowany, dlatego też próbował zyskać na czasie.
Hermiona zaśmiała się ironicznie. Chyba za dużo czasu spędzała w jego towarzystwie.
-Moim zadaniem były trybuny, Zabini miał wyczyścić szatnie.- Nie ma mowy, że pójdzie odwalać robotę za tego Ślizgona.
-Ale ja się jestem tu za Blaisea. Dlatego też to teraz moje zadanie, Granger- powiedział, jakby to było oczywiste.
-Masz rację. Twoje, Malfoy.- Uśmiechnęła się chytrze, ale zaraz jej zniknął ten uśmiech.
-O ile się nie mylę, to ja tobie pomogłem, Granger. Więc twoja gryfońska godność powinna ci podpowiadać to samo- odparł triumfalnie, widząc jej zrzedłą minę.
-No to co tak stoisz?- Rzuciła zniecierpliwiona. Za to on doskonale używał swojego ślizgońskiego grania na uczuciach.
Draco uśmiechnął się do siebie pod nosem i wyminął dziewczynę, puszczając jej perskie oko.
-Przeklęty arystokrata- burknęła pod nosem, zrównując się z nim.
-Co ty tam mamroczesz?
-Nic takiego- odpowiedziała słodko. Czuła, że to będzie jeden z najdłuższych szlabanów w jej życiu.
-Już nie rób takiej miny. Przecież i ja i ty wiemy, że lubisz spędzać ze mną czas- powiedział pewnie. Nie mógł się powstrzymać.
-Chyba znamy inną definicję tego słowa, Malfoy.- Bezczelny. Poza tym, nauczyła się znosić jego towarzystwo. A nie od razu lubiła. Prawda?
-Chyba mi się nie wydaje.- Przeszył ją spojrzeniem, przez co poczuła się nieswojo.
Miona nic mu nie odpowiedziała. Wolała nie wdawać się z nim na ten temat w dalszą dyskusję. Szli chwilę w ciszy. Zawiał mocniejszy wiatr i mimowolnie zatrzęsła się cała. Oczywiście nie uszło to uwadze Ślizgona.
-Ogrzać cię, Granger?- Spytał niewinnie.
-Trzeba było wcześniej rzucić jakieś zaklęcie- syknęła, otulając się szczelniej mokrym płaszczem, nie mając innego wyboru.
-Nie miałem na myśli czarów.- Poruszył sugestywnie brwiami i parsknął cicho, patrząc na Gryfonkę.
-Będę musiała odrzucić twoją propozycję, Malfoy.- Udała smutną, stępując na co drugi schodek.
-Nie rozumiem po co tak udajesz, Granger- westchnął teatralnie, robiąc co ona.
-Słucham?- Zatrzymała się, rzucając mu uważne spojrzenie. Co on wygadywał?
-Wcześniej ci nie przeszkadzał jakiś bliższy kontakt.- Również się zatrzymał. Czuł, że stąpał po cienkim lodzie.
Dziewczyna zamrugała zdziwiona. Nie wierzyła w to, co słyszy. On jest niepoważny. I na co on niby liczy?
-Ile razy mam ci tłumaczyć, Malfoy, że to była gra? Żeby wkurzyć McGonagall. Nic więcej- odparła z naciskiem.
-Ile razy będziesz się tak samo denerwować od razu gdy o tym wspomnę?- Na jego usta wkradł się leniwy uśmiech. Coraz cieńszy ten lód.
-Tyle razy, ile będę musiała ci to tłumaczyć, żebyś w końcu zrozumiał- syknęła, szturchając go palcem w klatę. Zaraz wybuchnie. Albo dokona mordu.
Draco schylił głowę bliżej szatynki i zniżył ton głosu.
-Ja zrozumiał, czy ty?- Odchylił głowę do tyłu, aby świdrować ją spojrzeniem.
Herm zagryzła lekko dolną wargę. No przecież oczywiste, że on. Ona doskonale rozumie, jak wygląda sytuacja. Jednak nie podobało jej się położenie, w którym się znajdowała. Zdecydowanie za blisko. Zrobiła mały krok do tyłu.
-Ja, to chyba jasne- powiedziała szybciej niż pomyślała, jednak szybko spostrzegła swoją pomyłkę i od razu zareagowała.- W sensie, ty, Malfoy. Ty. Nie podpuszczaj mnie tymi swoimi gierkami słownymi- piekliła się. Jej spojrzenie gdyby mogło to by zabijało.
-Ja nic nie robię- odparł niewinnie, czując lekkie zagrożenie ze strony dziewczyny. Jednak dzielnie wytrzymywał jej wzrok, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.
Hermiona wypuściła cicho powietrze, żeby się uspokoić. Mimowolnie zerknęła w bok, aby dowiedzieć się, jak wysoko stoją. Kuszące.
-Robisz! Cały czas właśnie coś robisz, Malfoy. Nigdy nie dawałeś mi spokoju, ale od tegorocznych wakacji przechodzisz sam siebie! Non stop dziwnym zbiegiem okoliczności muszę znosić twoje towarzystwo, twoje wyzwiska i humorki. Czy twoim zadaniem jest ciągłe uprzykrzanie mi życia?- Wyrzucała z siebie wszystko, trzęsąc się ze złości. Ale nie wiedziała, czy była zła tylko na niego, czy na siebie też.
-Co ty wygadujesz, Granger. Przecież się pogodziliśmy- próbował ją trochę uspokoić. Fakt, chciał ją lekko zirytować, ale nie aż tak.
-Pogodziliśmy? Wybacz, zapomniałam, bo ciągle muszę się doszukiwać w twoim zachowaniu jakiegoś podstępu, bo ty nie potrafisz się normalnie wobec mnie zachowywać. Nawet wtedy używałeś nieczystych zagrań, Malfoy- powiedziała z wyrzutem.
-Nie prawda, Gragner. Jak zwykle wyolbrzymiasz i nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że w czymś możesz nie mieć racji.
-Ja wyolbrzymiam?! To ty jesteś zadufanym, zakochanym w sobie...-Zaczęła po każdym wyzwisku dźgać go palcem.-.... podstępnym, fałszywym, niedotrzymującym słowa, arystokratycznym dup...- Jednak nie dokończyła.
Trudno, Draco, teraz albo nigdy. Jak cię zabije, to chociaż nie przegrasz ze swojej winy tego durnego zakładu.
I nim zdążyła dokończyć wyzywanie go od wszystkiego najgorszego, co tylko przyszło jej do głowy, on jej to dość skutecznie uniemożliwił.
Malfoy zwinnie schylił głowę ku niej i zbliżył swoje usta do jej ust, zamykając je w pocałunku. Pocałował ją krótko, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Hermiona prawie upadła ze zdziwienia. Zamrugała kilka razy, jednakże nie odsunęła się od niego. Czuła się jakby coś ciężkiego uderzyło ją w głowę.
Zaś Draco uśmiechnął się do siebie i widząc, że jemu życiu jednak nic nie zagraża ponownie przycisnął swoje chłodne usta do jej różanych ust. Nie musiał długo czekać, aż dziewczyna odda mu pocałunek. Zrobiła to prawie natychmiast.
Nie wiedziała do końca co robi, lecz nie była w stanie się nad tym zastanowić. Z pasją oddawała pocałunki Dracona Malfoya. Wplotła palce w jego wilgotne od deszczu włosy, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Natomiast Ślizgon zacisnął mocniej ręce na jej talii, tym samym przyciągając ją bliżej siebie. Zaskakująco szybko odnaleźli wspólny rytm, w którym z wielką namiętnością poruszały się ich usta. Hermiona czuła, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Nawet tamtej sytuacji z Wielkiej Sali nie mogła do tego porównać. Malfoy zszedł z pocałunkami na jej szyję, a ona przejechała palcami po jego włosach, mierzwiąc je. Czuła się inaczej, szumiało jej w głowie. Westchnęła cicho, a Draco ponownie wrócił do jej ust, całując je jeszcze zachłanniej niż na początku. Prowadził ich pocałunek, jednak czuł zaangażowanie dziewczyny. Sam chciał cicho westchnąć, gdy przygryzła mu lekko wargę, od razu potem czulej ją całując.
Lecz zaraz po tym jakiś głos zdrowego rozsądku odezwał się w głowie dziewczyny, która momentalnie odsunęła się od chłopaka. Czuła, że ma całą czerwoną twarz i roziskrzone spojrzenie. Co ona właśnie przed chwilą zrobiła?
Uniosła wzrok na Ślizgona, który patrzył na nią z wesołymi iskierkami w oczach i z uniesionymi kącikami ust. Nie mogła w to uwierzyć. I to nie w to, iż się całowali, tylko jak się całowali. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz było jej tak przyjemnie. Choć czuła, że jutro będzie miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Solidne wyrzuty sumienia. Wypuściła cicho powietrze, aby uspokoić oddech.
-Co mówiłaś, Granger, że co arystokratyczny?- Nie mógł uwierzyć, że to, co się stało przed chwilą, wydarzyło się naprawdę.
-Och, zamknij się, Malfoy- syknęła, próbując się nie uśmiechnąć, co chyba nie uszło jego uwadze.
-To chyba jednak ty chciałaś zrozumieć, co?- Uśmiechnął się iście ślizgońsko, obserwując, jak pogłębia się jej rumieniec na twarzy.
-Nienawidzę cię, Malfoy- powiedziała, kręcąc głową, choć wiedziała, że nie brzmiało to zbyt przekonująco.
~**~

3 komentarze:

  1. Wreszcie! Rozdział wspaniały, warto było czekać :* :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju Ty żyjesz! :D OcYwiscie wierna Fanka czyta ~sawicka

    OdpowiedzUsuń