Jestem mile zaskoczona liczbą wyświetleń! <3 I komentarzami pod ostatnią notką <3
Jesteście cudowni ;* Wasze komentarze dają mi motywację do pisania, bo dzięki nim wiem ile osób czyta to opowiadanie ;3
Cieszę się, że z każdą nową notką pojawiają się nowi czytelnicy, którzy również postanawiają wyrazić swoje zdanie :3
Wiem, mało Dramione, ale od tego rozdziału zaczyna się ich wątek :3
Bądźcie cierpliwi ^^
Rozdział betowała Bella- dziękuję ♥
Dobra, żeby nie przedłużać ^_^
Zapraszam do czytania i komentowania :3
***
Mats podszedł do nieprzytomnego Bena, wyciągnął różdżkę i mruknął:
- Mobilicorpus.
Ciało Gryfona zaczęło się unosić i być pod kontrolą Ślizgona.
Szatyn ruszył do wyznaczonego przez siebie celu, lewitując przed sobą ciało chłopaka. Zastanawiał się, jak by go jeszcze ukarać. Nie mógł zapomnieć wyrazu twarzy Hermiony po jego uderzeniu. Był tak bardzo podobny do Victorii w wakacje. Obydwie kobiety, które zostały bezpodstawnie wykorzystane. Szczerze mówiąc to on wolałby opatrzyć tą Gryfonkę, bo wiedział, że reszta jego przyjaciół wciąż kieruje się tym cholernym zakładem. A tą dziewczynę zaczynał naprawdę lubić i nie chciał, żeby przez nich cierpiała. W tym akurat Malfoy niewiele różni się od McPersowa. Obydwaj myślą tylko o sobie.
W końcu pani Prefekt Naczelna zorientuje się o co chodzi i już nie będzie tak wesoło.
Poza tym, na pewno Ginny będzie chciała pomścić przyjaciółkę, a po dzisiejszym pokazie wolał jej się nie narażać.
Westchnął cicho.
Przez swoje zamyślenie nie zauważył zbroi, która była na korytarzu, więc ciało Gryfona w nią uderzyło, co spowodowało "mały" hałas.
-Cholera!- Warknął do siebie.
Uwolnił chłopaka spod swojej kontroli i szybko zaczął sprzątać bałagan, który zrobił. Przerwało mu głośne wołanie:
-PANI PROFESOR! JEDEN Z UCZNIÓW NIESIE ZWŁOKI DRUGIEGO! PANI PROFESOR!
Mats natychmiast uniósł głowę i zobaczył nad sobą tą bezczelną twarz poltergeista Irytka.
-Spadaj stąd, Iryt!
Biedny Ślizgon nie nauczył się, że nie należy w taki sposób rozmawiać z duchem, gdyż to pogarsza jedynie sprawę.
Irytek nabrał powietrza i jeszcze głośniej zawołał:
-Ostrzegam cię, jeśli się nie zamkniesz to pożałujesz- syknął przez zaciśnięte zęby. To nawet nie była prawda! To nie zwłoki tylko nieprzytomne ciało.
Poltergeist pokazał mu tylko język i odleciał cały czas powtarzając swoją nową piosenkę.
Wychowanek Domu Węża jak najszybciej posprzątał po sobie, ponownie użył zaklęcia lewitacji i ruszył szybkim krokiem na drugie piętro.
Cholerny Irytek! Jeśli przez to dostane szlaban to zabiję Malfoy'a. Coś czuję, że Slytherin w tym roku straci dużo punktów.
Po pewnym czasie dotarł na miejsce. Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy nie ma nikogo w pobliżu i otworzył mały składzik. Wepchnął tam ciało Gryfona, a następnie sam tam wszedł. Chwała Merlinowi, że była pora posiłku i wszyscy uczniowie siedzieli w Wielkiej Sali. Musiałby się gęsto tłumaczyć nauczycielce transmutacji, dlaczego lewituje ze sobą nieprzytomnego Gryfona.
Bell oparł się nonszalancko o drzwi i rozmyślał, jakby go tu jeszcze ukarać.
-Pomyślmy. Uderzyłeś Herm, uderzyłeś i wykorzystałeś Victorie, no i z tego co wiem, kiedyś zachowywałeś się niewłaściwie, wobec Gin. I co by tu z tobą zrobić, ty damski bokserze jeden, co?- Podliczał wszystko.- Cóż, najwidoczniej masz słabość do kobiecych twarzy.
Szatyn wpadł na pewien pomysł, a na jego usta wypłynął lekki, ironiczny uśmiech. Może niektórzy myślą, że on nie pasuje do domu Salazara, ale rasowy Ślizgon potrafi dobrze ukryć swój charakter, a następnie właściwie go wykorzystać.
Podszedł do leżącego na ziemi chłopaka, wziął i schował jego różdżkę, a potem wyciągnął swoją.
- Ora cicatricibus*- powiedział cicho, celując nią w jego twarz, po czym spojrzał na swoje dzieło.
Tak, teraz są prawie kwita.
*wspomnienie*
-Myślisz, że ona chce z nim rozmawiać?- Spytał Zabini.
-Nie wiem, ale powinna. To jej kuzyn, jej kochamy Draco, który zachowuje się jak jej matka. Oni zawsze gadają!- Powiedział przygnębiony Bell.
Czarnoskóry chłopak spojrzał uważnie na przyjaciela, po czym się odezwał:
-To Malfoy'owie, oni nigdy nie biorą za siebie odpowiedzialności. Szczególnie ona - uśmiechnął się lekko pod nosem i dodał. - Ale dzięki, Diable.
-Nie ma sprawy. Od tego są przyjaciele - wyszczerzył do niego zęby i chciał coś jeszcze dodać, ale zauważyli Smoka, który wychodził z domu. Był jeszcze bledszy niż zwykle.
Malfoy usiadł obok nich i westchnął ciężko. W jego oczach mogli dostrzec widoczny smutek i troskę, na co pozwalał sobie tylko przy kuzynce.
- Aż tak źle? - Jęknął szatyn.
- Źle? Omal nie straciłem głowy, bo Victoria miała ze sobą różdżkę. Nie wiem, jakich zaklęć oni się tam uczą w tej Francji, ale nie jestem pewien, czy wszystkie są do końca legalne - burknął blondyn.
- Może Mats spróbuje z nią porozmawiać?- Rzucił, niby obojętnie Blaise.
- W porządku - powiedział powoli. - Nie wiedziałem, że boisz się takich drobnych kobiet- uniósł lekko brwi do góry i spojrzał na przyjaciela z lekkim rozbawieniem.
Na twarzy arystokraty pojawił się lekki grymas niezadowolenia i odrzekł ponurym głosem:
- To Vi. Ona sama w sobie jest straszna. Mam na myśli jej charakter. Czasami mam wątpliwości, czy jej matka to na pewno szlama, a nie sama Bellatriks.
- Jest w tym pokoju na piętrze, obok... - rzucił za nim Draco, ale nie dokończył, bo jego przyjaciel mu przerwał.
-Wiem.
***
Mats podszedł ostrożnie do brązowych drzwi i zapukał cicho. Odpowiedziała mu cisza, ale słyszał cichy szloch za drzwiami. Wziął głęboki oddech i otworzył pokój. Już w progu był bliski szybkiej i bolesnej śmierci, gdyż w jego stronę poleciała jedna ze szpad, która minęła go zaledwie o cal i zatrzymała się w ścianie.
Po jaką cholerę Smok trzyma to akurat w TYM pokoju i to TERAZ?!
- Kobieto, ty mnie prawie zabiłaś, a nie zrobiłaś krzywdę! - Powiedział, wciąż będąc w lekkim szoku.
Dziewczyna na chwilę znieruchomiała, ale powoli się odwracała.
Teraz Bell wiedział, czemu Dracze tak wyglądał.
Victoria była w okropnym stanie, na co nigdy sobie nie pozwalała. Zawsze dbała o siebie. A teraz jej długie, platynowe włosy były skołtunione, szare oczy, które zawsze hipnotyzowały, były zapuchnięte izaczerwienione od płaczu, blade policzki pokrywały czerwone ślady od łez, które nadal płynęły, a blada cera, która zawsze dodawała kobiecego uroku, wyglądała bardzo niezdrowo.
Blondynka spojrzała na niego smutno i zarazem przepraszająco.
Chłopak niepewnie ruszył w stronę przyjaciółki i usiadł ostrożnie na brzegu łóżka. Kiedy tamta nie zareagowała przysunął się jeszcze trochę do niej i czekał spokojnie, aż ona coś zrobi.
Po kilku minutach, nastolatka wtuliła się ufnie w jego ramiona i zaczęła cicho łkać.
Bell czuł, jak jego koszula robi się mokra, ale nie odtrącił jej. Zaczął ją głaskać uspokajająco po plecach i czekał.
- Byłam głupia, a teraz płacę za swój błąd - szepnęła cicho, odsuwając się lekko od chłopaka, wlepiając w niego swoje przenikliwe spojrzenie.
- Każdy z nas popełnia błędy, Vi - uśmiechnął się do niej lekko, co ona odwzajemniła. - Mniejsze lub większe.
Szatynowi nie spodobało się to.
Przyjrzał się jej dokładnie i spytał:
- Co masz na myśli?
Niedoszła morderczyni wyraźnie powiedziała więcej niż chciała, bo szybko odpowiedziała:
Bell delikatnie odwrócił jej twarz w swoją stronę i omiótł ją szybkim spojrzeniem. Zatrzymał swoje zielone tęczówki na jej czole.
Jak on mógł tego nie zauważyć?!
Widniał na nim napis: "Dziwka"
- Daj spokój, Mats. Kilka zaklęć i to zniknie. Nie rób z tego wielkiego problemu.
- Wielkiego problemu?! Ten gnojek napisał ci na czole "dziwka", a ty mówisz, że mam nie robić z tego powodu problemu? - Widząc jej spojrzenie powiedział już spokojnym głosem. -Wiesz, że musisz też pogadać z kuzynem? A jak nie, to z ojcem - spojrzał na nią uważnie.
- Wiem - westchnęła głośno. - Muszę się wziąć w garść, bo niedługo, wujek Lucjusz wraca do Malfoy Manor - słowa "wujek Lucjusz" niemalże wypluła. Gdy zobaczyła pytające spojrzenie chłopaka, dodała. - Och, nie udawaj. Przecież oboje wiemy, że jestem tutaj BARDZO niemile widziana. To śmieszne mieć na nazwisko Malfoy i musieć się ukrywać w MALFOY Manor - uśmiechnęła się krzywo.
Mats obserwował poczynania dziewczyny. Już nie płakała. Zaczęła się podnosić z łóżka i doprowadzać do porządku. Właśnie to w niej lubił: była kompletnie nieprzewidywalna. Gdy tamta wychodziła już z pokoju, zawołał za nią:
Blondynka spojrzała na niego uważnie i lekko pokiwała głową. Jak nacisnęła klamkę, to jeszcze się odwróciła i powiedziała:
Ślizgon zastanowił się chwilę i odpowiedział:
Ale na to pytanie nie odpowiedziała, tylko ze smutnym wyrazem twarzy.
*koniec wspomnienia*
Tylko, że na tamten napis nie wystarczyło "kilka zaklęć". Potrzebna była pomoc Magomedyków ze św. Munga, bo jak się okazało, było to zaklęcie czarnomagiczne. Pora na rewanż.
Chłopak wyszedł szybko z pomieszczenia, zamykając je za pomocą zaklęcia, które sprawia, że nie można otworzyć drzwi przez osobę nieupoważnioną. Gryfiątko sobie trochę tam posiedzi...
***
- Wyglądasz strasznie. Trzeba coś z tym zrobić - odpowiedział, wzruszając ramionami i ukradkiem obserwując reakcję dziewczyny.
- Dzięki - prychnęła,
- To nie był komplement, Granger - rzucił, uśmiechając się pod nosem.
- To był sarkazm- warknęła. Nie była w humorze do jakichkolwiek rozmów z którymkolwiek ze Ślizgonów, dopóki nie dowie się, o co im tak naprawdę chodzi.
- Jesteś strasznie poirytowana. Czyżby ktoś mnie przebił w denerwowaniu ciebie? - Spytał, unosząc brew do góry i teraz już otwarcie się jej przyglądał.
- Wcale nie jestem! Ciebie nie da się przebić - dodała ciszej i spojrzała ostro na chłopaka, gdy usłyszała parsknięcie od jego strony. - No i z czego rżysz?! Ugh! - miała coś jeszcze dodać, ale zauważyła, że zamiast do Skrzydła Szpitalnego kierują się w stronę lochów.
- Nie idziemy do Skrzydła Szpitalnego, prawda? - Spytała ze zrezygnowaniem.
Po krótkiej chwili znaleźli się przed portretem jakiegoś czarodzieja, który, gdy ją zobaczył skrzywił się, ale nie skomentował tego.
Blondyn podał mu hasło, tak aby ona go nie słyszała, po czym pokazał jej ruchem ręki, że ma wejść pierwsza.
Jego dormitorium różniło się tylko kolorami, tak to wielkość i cała reszta się zgadzała. Usiadła na jednym z foteli, co chłopak skomentował tylko uniesieniem brwi, założyła ręce na piersi i mierzyła go czujnym spojrzeniem.
Ognista, ognista, ognista...
Ten wyraz cały czas chodził jej po głowie. Co to mogło znaczyć?Jeśli po dobroci się tego nie dowie od nich, sama zacznie szperać!
Nawet nie zauważyła, kiedy chłopak zdążył usiąść w fotelu naprzeciwko, mając już wszystko co będzie mu potrzebne, aby przywrócić ją do stanu codziennego.
- Wstań, Granger.
- Wstań, bo muszę coś zrobić z tym siniakiem na twoim policzku - odpowiedział zniecierpliwiony. Nie znosił się powtarzać.
- Ach, tak - powiedziała, wciąż zamyślona i posłusznie wstała.
Hermiona podeszła do niego, zatrzymując się na bezpieczną odległość i czekając, aż będzie mogła spokojnie pomyśleć o całym tym dniu. U siebie.
Gdy młody arystokrata uniósł rękę z jakąś maścią, ta odruchowo cofnęła głowę. Stalowooki posłał jej zdziwione spojrzenie, ale po chwili zrozumiał i powiedział, spokojnym, wręcz uspokajającym głosem.
Gryfonka lekko się zarumieniła i pokiwała głową na znak zgody.
Nagle poczuła przyjemny chłód. Draco rozsmarowywał magiczną maść na jej twarzy. To było takie przyjemne. Przymknęła lekko oczy i rozkoszowała się tym. Ta maź to zbawienie dla jej obolałej twarzy. Tylko nie podobało jej się to, że TEN Ślizgon stoi tak blisko niej. Tym bardziej, że nie zna jeszcze jego PRAWDZIWYCH zamiarów. Otworzyła swoje czekoladowe oczy i przyjrzała mu się, dokładnie. Był skupiony, na tym co robił. Jego ruchy były płynne, dokładne i delikatne. Nie śpieszył się. Zauważyła, że gdy się skupia ma niecodzienny wyraz twarzy. Wydyma wtedy lekko usta i marszczy brwi. Tak samo robił na lekcjach. Nie to, żeby się przyglądała. Tak, tylko... zauważyła przypadkiem.
- Nie gap się tak, Granger - mruknął cicho, wciąż sunąć chłodnymi palcami po jej drobnej twarzy.
- Nie gapię się! - Obruszyła się i odwróciła od niego wzrok. Nagle wpadła na pewien pomysł.- Malfoy? - Spytała.
Ten tylko skinął lekko głową na znak, że słucha. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka i zapytała powoli, obserwując jego reakcję.
- Granger, ile ty masz lat?- Spytał całkowicie poważnie, zaprzestając na chwilę swojej "pracy".
- Tyle ile ty, Malfoy. Mówię, że to tylko malutkie doświadczenie. Co ci szkodzi?
Cisza. Najwidoczniej doszukiwał się w tym wszystkim jakiegoś podstępu. Ale go nie wykrył.
Bingo.
Draco teraz zajął się leczeniem jej łuku brwiowego, który sobie rozcięła, upadając.
- Hogwart?
- Slytherin.
- Mats i Blaise.
- Przyjaciele.
- Impreza.
- Zabawa.
- Ognista.
- Granger?
- Za...- ugryzł się szybko w język i spojrzał na nią ostro. - O co ci chodzi, Granger? Chcesz coś wiedzieć to pytaj, a nie bawisz się w podchody - powiedział sucho.
Miona znowu się lekko zaczerwieniła i odpowiedziała szybko.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Tak mi się nasunęło to słowo - wzruszyła ramionami. A było tak blisko!
- Masz jeszcze jakieś durne zabawy? - Spytał z ironią.
- A ty znowu to robisz!
Szatynka zmierzyła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Myślała jak by go jeszcze sprowokować do powiedzenia prawdy. Zawsze może, nie to głupie, ale przecież... Nie, ona ma swoją godność. Ale... Och! Trudno, zaryzykuje.
Tleniony przycisnął mocniej różdżkę do jej brwi, co skutkowało syknięciem dziewczyny, ale nie zrobił sobie nic z tego, tylko wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem.
- Nie wiem o co mu chodziło, ale z chęcią się dowiem. No, mów - powiedział spokojnie. Podejrzewał, że ona może coś kręcić.
Wpadła. I co mu powiedzieć? Myśl, Granger! Przygryzła dolną wargę i szukała normalnego wyjaśnienia. Wpadł jej do głowy dobry pomysł.
Podeszła do niego blisko, bardzo blisko, stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha, najbardziej uwodzicielskim głosem, jakim potrafiła:
- Ognista.
Nie czekając na jego reakcję, wyszła pośpiesznie z jego dormitorium, kręcąc przy tym zalotnie biodrami.
Tak, Hermiona Granger ma plan, dzięki któremu dowie się o co w tym wszystkim chodzi.
***
Teraz siedziała przy jednym ze stolików i pisała esej na Eliksiry.
Eliksiry...
Zawsze lubiła ten przedmiot, no jeśli można mówić o lubieniu przedmiotu, którego nauczycielem był Severus Snape. Ale teraz... Siedziała z Potterem. Nie mogła powiedzieć, że jej się to podoba, ale też że nie podoba. To było co najmniej dziwne. Co najmniej.
Zauważyła, że jego intensywnie zielone oczy, często są w niej utkwione, niestety jej też nie pozostawały mu dłużne.
Ślizgonka westchnęła cicho i odłożyła swoje pióro na stolik.
Teraz nie była w stanie się skupić na durnej pracy domowej. Ten rok szkolny, na pewno nie będzie nudny...
Draco, który założył się o Granger.
Mats, który stara się złagodzić całą tą sprawę.
Blaise i Ginny, którzy mają się ku sobie.
Dafne też się dziwnie zachowuje. Zdecydowanie dziwniej niż zwykle.
Ten Ben, który podpadł chłopakom.
No i Potter...
Co z nim zrobić? Może jej się tylko coś przewidziało na lekcjach?
Kręcąc głową ze zrezygnowaniem ruszyła do odpowiedniego działu. Musi się zająć tym esejem.
Przeszukując cały regał, niczego, ani nikogo nie zauważyła.
- Parkinson.
Podskoczyła i krzyknęła cicho, jednocześnie upuszczając kilka książek na ziemię. Spojrzała gniewnym wzrokiem na oprawcę i napotkała na... zielone tęczówki. Jęknęła cicho i schyliła się, aby pozbierać książki.
- Chciałem, żebyś się przesunęła. Nie tylko ty masz lekcje do odrobienia - wzruszył ramionami i dodał. - Nie moja wina, że jesteś taka strachliwa.
- Wcale nie jestem strachliwa! - Warknęła w jego stronę, prostując się, by móc spojrzeć mu wyzywająco w oczy.
- Naprawdę? - Nachylił się, a dziewczyna natychmiast się od niego odsunęła, cała czerwona na twarzy. Tak, Harry nie był, ani głupi, ani ślepy. Umie rozpoznać czy coś warto zaczynać, czy nie. Tym razem się nie pomylił.
Panna Parkinson zebrała szybko książki z podłogi, ruszyła po pergamin, który leżał na stoliku i szła w stronę wyjścia. Usłyszała jeszcze jak Wybraniec mówi:
***
Mats siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu, obracając w palcach różdżkę Bena.
Może trochę przesadził? Nie... To ta gnida przesadziła, po raz trzeci uderzając dziewczynę.
Kobiety, to same problemy.
A jeszcze jak się doda do nich Smoka, który zazwyczaj te problemy stwarza, to można pomarzyć o spokojnym wieczorze.
Nagle otworzyła się kamienna chimera, przez którą wparowała Pansy, cała czerwona na twarzy.
-Ej, Pans, co się dzieje?- Spytał zaciekawiony.
Brunetka nie czekała długo, podeszła szybko do przyjaciela, przyciągnęła do siebie i pocałowała krótko. Oderwała się od niego, zanim ten zdążył zareagować.
-Cholera- mruknęła i dodatkowo zaklęła siarczyście.
-Co to było?- Odezwał się jednocześnie Bell i Malfoy, który znalazł się obok nich, nie wiadomo kiedy.
Ślizgonka zamarła na chwilę i powoli podniosła spojrzenie na dwójkę swoich przyjaciół. Jej rumieniec pogłębił się, gdy zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą zrobiła.
-Sprawdzałam coś- rzuciła szybko i odwróciła się, by odejść, ale Draco złapał ją za nadgarstek, uniemożliwiając jej to.- Co, ty teraz robisz, Draco?
-Mówiłaś coś Granger o zakładzie? Tak, czy nie?- Spojrzał jej prosto w oczy, szukając jakiegokolwiek znaku, że kłamie, ale tak nie było.
-Oczywiście, że nie! Przyjaźnimy się przecież- powiedziała chłodno i wyszarpnęła mu rękę.
-Pansy!- Zawołali za nią, ale ona jedynie uniosła wysoko głowę i ruszyła do swojego dormitorium.
-Co to do cholery było?- Spytał sam siebie szatyn.
-Nie wiem, ale Granger też dzisiaj odbiło. Weasley w sumie też. Może taki dzisiaj dzień- wzruszył ramionami.
-Czyżby Hermiona zaczynała coś podejrzewać?- Spytał z ironią.
-Nie denerwuj mnie- syknął blondyn i usiadł wygodnie w fotelu.
-Łap- powiedział i rzucił mu magiczny patyk, który należał do Gryfona.
Ślizgon złapał go od razu, w końcu był szukającym i przyjrzał mu się, po czym spytał:
-A to, co?
-Różdżka McPersowa. Zajmij się tym i nie zgub tego, bo go nigdy już nie zobaczymy.
-Nie przejąłbym się tym. Myślę, że ty też- odparł Smok, rozsiadając się wygodniej.
-Ja też nie, ale co innego McGonagall, Ministerstwo i takie tam- wzruszył ramionami i ruszył w stronę dormitorium.
-A gdzie Zabini?- Zawołał za nim przyjaciel.
-Z tego, co pamiętam to poszedł z Ginny do Skrzydła Szpitalnego. Na razie.
No i każdy ze Ślizgonów ma nad czym rozmyślać...
***